sobota, 30 sierpnia 2014

Starówka, katedra i okolice

Hello!
Mam Wam do pokazania tyle rzeczy, że ciężko mi się zdecydować, ok których zacząć. Chronologicznie to nie będzie miało sensu, więc postaram się od rzeczy najbardziej interesujących i znanych do rzeczy może nie mniej ciekawych, ale mniej znanych. To tylko roboczy plan więc znając życie i tak to raczej nie wyjdzie.
A dziś jak w tytule. Sama starówka jest bardzo mała i dodatkowo na planie koła. Właściwszą nazwą byłby rynek, ale ja nie jestem encyklopedią, jak ktoś chce znać jakieś szczegóły to ma Wikipedię. Warto jednak dodać, że całe miasto było bardzo niszczone w czasie II Wojny Światowej i większość budowli to rekonstrukcje. Jednak nie przeszkadza to w podziwianiu tych zabudowań, bo po pierwsze architektura jest zupełnie inna niż w Polsce, a po drugie to naprawdę ładne budynki. A katera robi przeogromne wrażenie. Pewnie dlatego, że sama jest ogromna.









Frankfurt w budowie, wszelkiego rodzaju dźwigi czy inne maszyny budowlane na zdjęciach to norma.

Trzymajcie się, M

czwartek, 28 sierpnia 2014

Main Tower

Hello!
Dziś chciałam Wam pokazać zdjęcia z jednego z najbardziej znanych obiektów turystycznych we Frankfurcie, a mianowicie Main Tower. Jeśli gdzieś przeczytaliście, że warto wjechać na to 53 piętro to przeczytacie jeszcze raz, bo warto bardzo. Można się pozbyć lęku wysokości dość skutecznie. Widok z góry jest niesamowity i niezapomniany. My niestety mieliśmy niezbyt dobrą pogodę, było dość pochmurno, a z góry widzieliśmy deszcz, który nadciągał nad Frankfurt.
A dodatkowym przeżyciem, jeszcze przed wjazdem na górę, była odprawa jak przed lotem samolotem. Nasze torebki zostały prześwietlone rentgenem, musieliśmy przejść wykrywacz metalu, lub coś w tym stylu, a za bramką stał jeszcze jeden pan z takim samym urządzeniem tylko ręcznym. Zdążyłam się mocno zestresować. 






Widok na najwyższy budynek w mieście ^^


Pozdrawiam, M

wtorek, 26 sierpnia 2014

Frankfurt na kartkach

Hello!
Jestem już w domu, droga nie była tak straszna jak się wydawało, tylko 11 godzin i nawet nie byłam zbyt nią zmęczona. Dziś zabrałam się za zgrywanie i przeglądanie zdjęć, a trochę tego wyszło. Choć nie wiem ile z tego będzie nadawało się do publikacji. Póki co pokazuję, już tradycyjnie, pocztówki, które kupiłam w czasie wyjazdu. A oprócz nich przywiozłam tonę innej makulatury, typu bilety, ulotki czy plany zwiedzanych miejsc. Oczywiście, choć piszę makulatura, to nie żebym miała zamiar to wyrzucać.






















Wiem, że nie są jakieś szczególne, ale były kupowane w pośpiechu. Pomimo, że byłam tam 2 tygodnie, jakoś nigdy nie było czasu, aby iść i pooglądać je sobie w spokoju. 


LOVE, M.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Wracam do domu

Hello!
Wczoraj miała pojawić się notka, ale o godzinie 20.32 przypomniałam sobie, że przecież za 18 minut będzie premiera nowego sezony Doctora Who i jako grzeczna fanka, szukałam sposobu, aby móc go obejrzeć. Nie koniecznie po angielsku. Na szczęście znalazłam jakąś stronę z telewizję przez internet, na której akurat było BBC One i oglądałam. Nawet miałam zamiar podzielić się moimi spostrzeżeniami na temat, ale potem uznałam, że nie będę tego rozwlekała tylko napiszę jedną notkę o całym sezonie. 
Teraz przygotowuję się do powrotu do domu. I to głównie psychicznie, bo siedzenie około 12 godzin w samochodzie to nie jest moje marzenie. Chociaż w porównaniu z 20 w autobusie to i tak wypada korzystnie. Trzeba się jeszcze spakować, ale nie chcę opuszczać Frankfurtu. Poza tym jak pomyślę sobie, że za tydzień rozpoczęcie roku szkolnego to robi mi się słabo. Na samą myśl o maturze, mam ochotę zamknąć się w pokoju i nie wychodzić. Wakacje zdecydowanie upłynęły zbyt szybko. Ale chyba jeszcze bardzie obawiam się, że matura nadejdzie jeszcze szybciej, a ja nawet nie wiem co chcę dalej robić. Pewnie studia, ale nawet nie mam pomysłu jakie. 
Trochę to przygnębiające i wiem, że powinnam patrzeć na to z bardziej optymistycznej strony, ale nie lubię być niezdecydowana i dopóki trwam w taki stanie, że nie wiem co będzie dalej, trudno mi pozytywnie myśleć. 

Trzymajcie się, M <3

czwartek, 21 sierpnia 2014

Sezon 7 Za dużo pożegnań

Hello!
W sobotę będzie miała miejsce premiera 8 sezonu Doctora Who, a mi z recenzjami poprzednich bardzo zależało, aby zdążyć przed tą datą. Dlatego dziś trochę o siódmym sezonie, ale to na pewno nie będzie ostatni post o Doctorze w ogóle.
Ostrzegam, że dzisiaj będzie sporo spoilerów, ale nie da się opisać tego sezonu bez pisania tego co się będzie działo. Generalnie zaczyna się 4 krótkimi filmikami Pond's Life i łatwo się domyślić co prezentują. Bez tego można nie zrozumieć pierwszego odcinka, ja sama oglądając go przeżyłam niezły szok. Wszystko oczywiście dobrze się kończy, ale nie na długo. Jednym z najsmutniejszych, najbardziej poruszających i zostawiających człowieka nie tylko ze złamanym sercem, ale także z konieczną potrzebą pomocy psychologicznej jest odcinek The Angels take Manhattan. Pożegnanie Pondów. 
Jedna z najpiękniejszych i najsmutniejszych scen w serialu. 
Biedny, samotny Doctor w odcinku świątecznym dostaje za zadanie zostać Sherlockiem Holmesem. Oczywiście ma to związek z panem Moffatem, który jest również scenarzystą Sherlocka. Dla fanów tego drugiego serialu, na przykład dla mnie, całkiem miłe nawiązanie, przypuszczam, że dla wielu innych osób też. A dodatkowo wyszło całkiem zabawnie.


W związku z odejściem Pondów Doctor musiał znaleźć sobie nowego towarzysza. Wybór padł na Clarę. Którą spotkaliśmy, uwaga, już w pierwszym odcinku tego sezonu. Moja jej ocena póki co nie jest zbyt pozytywna. Jest głupiutka i naiwna, i nie rozumiem czemu Doctorowi tak na niej zależy. Podczas oglądania odcinków prawie nie zwracam na nią uwagi, jest postacią bez charakteru. Podobnie jak nie podoba mi się motyw z jego ratowaniem i niemożliwą dziewczyną. Może i miałoby to jakiś sens gdyby nie występowała w kolejnym sezonie, bo po prostu nie jest już potrzebna. Ale podobno po 8 sezonie Doctor dostanie nowego towarzysza.
Dobry komentarz. A ja uwielbiam jak Doctor nosi okulary Amy.
Oprócz Pondów w tym sezonie żegnamy się również z 11 Doctorem. Podczas sceny regeneracji uświadomiłam sobie, że przywiązałam się do niego, bardziej niż się przyznawałam. Ale nie był to dla mnie taki cios jak przemiana 10. A dodatkowo w tym sezonie, scenarzyści byli mili nie tylko dla fanów Sherlocka, ale także dla fanów właśnie Dziesiątego Doctora. Mianowicie dostajemy specjalny odcinek na 50 lecie serialu, w którym spotykają się, nawet nie dwaj, ale trzej Doctorzy. A także Zły Wilk, motyw z drugiego sezonu. 
Nie jestem pewna, z którego to sezonu, ale mi tu pasuje. 


Pozdrawiam, M. 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Prawie byłam nad morzem

Hello!
Jako, że raczej nie wybieram się gdziekolwiek nieprzygotowana, tak i tym razem mam w zanadrzu dodatkowe tematy notek. Zdjęciami z wyjazdu będę Was zadręczała cały wrzesień. A może i październik. 
Dziś tak na szybko pokazuję Wam pocztówki, które dostałam od brata, który był na koloniach nad morzem. Powiedziałam mu, żeby kupił kilka i takim sposobem, mam całkiem pokaźną kolekcję pocztówek z latarniami morskimi. Dla siebie zostawiam te poziome, nie wiem dlaczego, ale w większości, gdy sama sobie kupuję wybieram właśnie takie, a pionowa powinna już dotrzeć do Pimeys. 


LOVE, M <3

niedziela, 17 sierpnia 2014

Pentatonix

Hello!
Ze względu na pewne problemy techniczne, zdjęcia są na różnych aparatach, a chciałbym pokazywać je w miarę wszystkie razem, podróżne posty najprawdopodobniej pojawią się dopiero jak wrócę i poukładam zdjęcia. 
Ale za to mam do pokazania moje nowe muzyczne odkrycie: Pentatonix. To grupa śpiewająca a'capella głównie covery różnych znanych piosenek. Jednak ich aranżacje często sprawiają, że ma się wrażenie, że to zupełnie inna piosenka. Kiedyś wpadłam na nich na kwejku, lub czymś podobnym, gdzie była przedstawiona ewolucja muzyki. Spodobało mi się, ale się nie zagłębiałam. Aż ostatnio szukałam jakiejś piosenki Daft Punk i wpadłam na ich nagranie. Zrobiło na mnie duże wrażenie i poszukałam innych. Takim oto sposobem i Wy się o nich dowiadujecie, jeśli jeszcze ich nie znacie. 

Pozdrawiam, M <3

piątek, 15 sierpnia 2014

Sezon 6 Dzieje się

Hello!
Pogoda niestety nam nie dopisuje i na spacery czy zwiedzanie wybieramy się tylko do najbliższej okolicy. Na szczęście na weekend pogoda ma się zmienić, ale ja nie narzekam na brak tematów do pisania.

Także dziś znowu o Doctorze Who. Można powiedzieć, że już w pierwszym odcinku dostajemy z liścia w twarz, a resztę sezonu rozpracowujemy jak, dlaczego i w sumie po co to się stało. Ale, nie żeby było tak prosto. Dostajemy kolejne wątki, odcinki, które wydają się mało ważne czy interesujące, potem okazją się dość ważne, a przynajmniej dają możliwość wyjaśnienia tego co się dzieje. W tym sezonie nie ma odpoczynku, główka ciągle pracuje i robi nam się z tego trochę serial detektywistyczny. 

Jak wspominałam poprzednio dużo namiesza River Song. Trudno mi wyrazić o niej jednoznaczną opinię. Generalnie całkiem ją lubię, jest jedną z najlepiej napisanych i zagranych postaci. Ale jej główną zaletą i jednocześnie wadą jest fakt, że spotykamy się z nią bez żadnej chronologii. I w zależności od momentu jej zachowanie może się bardzo różnić. Często i gęsto balansuje na granicy bycia zabawną a irytującą. Choć przeważnie jest dość urocza i trzyma Doctora pod pantoflem.

W tym sezonie do obsady dołączył na stałe Rory z czego ja się bardzo cieszę, bo uwielbiam takie niepewne siebie, lekko zagubione postacie, ale będące świadome swojej wartości. A przynajmniej ja go tak odbieram. 


Jednym z lepszych odcinków jest "Żona Doctora", tytuł mylący, bo odcinek jest o TARDIS, która w magiczny sposób została przeniesiona w ludzkie ciało. Dość smutny, ale miło było patrzeć na jej rozmowy z Doctorem i ich relację. 

Jak przy poprzednim sezonie: dużo się działo i Doctor sobie był, ale to nie jest mój Doctor. Jednak od tego sezonu zaczęłam nawet trochę przeżywać to co się z nim dzieje, emocje wzięły górę. Ja po prostu nie potrafię patrzeć na ekran i nie przeżywać. Ale na kulminację tych wszystkich emocji przyjdzie jeszcze czas.


Pozdrawiam, M <3

środa, 13 sierpnia 2014

Ostrołęka-Poznań-Frankfurt

Hello!
Jestem już w cioci i miałam pisać już wczoraj, ale ani nie było czasu, ani nie było siły. Podróż trwała w sumie prawie 20 godzin i choć nie była to najdłuższa podróż, jaką odbyłam, to zdecydowanie była najbardziej męcząca. Szczególnie etap do przesiadki w Poznaniu to była masakra. Później, zważywszy na to, że zmieniałyśmy autobusy o 23, w tym drugim prawie mogłyśmy spać. Piszę w liczbie mnogiej, bo jestem tu razem z siostrą, którą na jej specjalne życzenie będę nazywała Ara. Miałyśmy przy okazji możliwość zwiedzić Berlin o 3 w nocy, ale ja przespałam. Koniec końców do Frankfurtu, jak by ktoś miał jakieś wątpliwości to do tego nad Menem, dojechałyśmy, z godzinnym opóźnieniem, o 11.30. Pomimo zmęczenia dosyć ambitnie, zwiedzałyśmy okolicę i ogarniałyśmy jak funkcjonuje komunikacja miejska i sklepy. Na tyle ambitnie, że dzisiaj same poszłyśmy na małe zakupy. Niestety pogoda nam się zepsuła, dziś raczej już nie będziemy mogły wychodzić. Bo, o ile rano trochę kropiło, to teraz regularnie leje. Na jutro mamy zaplanowane trochę większe zwiedzanie i postaram się dodać tu jakieś zdjęcia. 

LOVE, M <3

niedziela, 10 sierpnia 2014

Prezenty

Hello!
Nie wspominałam do tej pory na blogu, zbyt wiele o moich 18 urodzinach. Jako ja czuję się dokładnie tak jak rok temu i nie będę roztrząsała sprawy. Może jak dostanę dowód, ale jeszcze sobie na niego poczekam.

Nawet nie wiedziałam, że są takie duże torby na prezenty ^^
Dziś jednak o najprzyjemniejszej stronie urodzin czyli prezentach. Kiedyś nienawidziłam niespodzianek, teraz je zdecydowanie kocham.

Na pierwszym zdjęciu widzimy prezenty od Zebry i kartkę od D. Jak łatwo zauważyć kolczyki bardzo szybko zadomowiły się na nowym stojaczku. A w piękniej kamei jest ukryty jeszcze zegarek. 


Następnie mamy prezenty od Koleżanki z ławki. Łapacz snów, bo wszystkiego się boję. Po wypróbowaniu stwierdzam, że działa całkiem nieźle. Oraz moja prywatna wieża Eiffla. Widać, że K. dobrze mnie zna.

Cieszę się, że ludzki głos nie może emitować, tak wysokich dźwięków, że szyby pękają. W innym wypadku okna i wszystko inne szklane w moim pokoju, mogłoby nie wytrzymać mojej reakcji po otworzeniu tego prezentu. Ale koleżankom słuchu nie uszkodziłam, chyba. To prezent od Bliźniaczek, nawet się nie spodziewałam, że mnie tak dobrze znają.
Ale powodem, dla którego  piszę o tym dopiero dzisiaj jest prezent który dostanę jutro. Chrzestna zaprosiła mnie do siebie do Frankfurtu, gdzie dojadę we wtorek rano i skąd, przez około 2 tygodnie, będę do Was pisała. Jestem już prawie spakowana, na szczęście autobus mamy o 15, o jadę jeszcze z siostrą cioteczną, więc mam sporo czasu. Ten wyjazd też kwalifikuje się jako spełnienie marzeń i odkąd się dowiedziałam tylko odliczałam dni do wyjazdu. 

Do wtorku, M <3






piątek, 8 sierpnia 2014

Ten post wcale nie powstaje po to, aby zasypać Was toną obrazków ze Szczerbatkiem

Hello!

Uwaga, dałam się porwać fali miłości do smoków po filmie "Jak wytresować smoka 2." I dlatego wyszedł mi trochę za długi tytuł posta. Ale przynajmniej dokładnie tłumaczy, to co dziś zastaniecie na blogu.

Mogłabym się tłumaczyć, że poszłam na ten film, bo mam młodszych braci. I nie ukrywam, to była świetna sprawa iść we czwórkę do kina. Jednak, prawdopodobnie nawet jeśli bym ich nie miała, to zobaczyłabym tę bajkę w kinie. Po pierwsze: bardzo lubię chodzić do kina, akurat nie było nic innego, a po drugie: uwielbiam bajki. Tym bardziej, że pierwsza część też mi się bardzo podobała. Na Cartoon Network leci też kreskówka "Jeźdźcy smoków", która moi bracia namiętnie oglądają, a ja często razem z nimi. 

Dwa najlepsze aspekty tego filmu to świetne wykorzystanie efektu 3D. Tak dobrze patrzy się na te ogromne przestrzenie, tym bardziej z grzbietu smoka, a ogólnie bajka jest po prostu śliczna. Po drugie muzyka. Każdy kolejny film, na który idę do kina ma coraz to bardziej zachwycającą muzykę. Albo ja po prostu zaczęłam zwracać na nią większą uwagę, albo twórcy zaczęli przykładać do niej większą wagę.

Prawie bym zapomniała o bohaterach. Już napisałam co w bajce najlepsze, a nie napisałam o tym, co najważniejsze. Czyli o smoku. Który zachowuje się totalnie jak kotek. Pewnie dlatego go tak uwielbiam, ale miałam momenty zwątpienia. Wszyscy bohaterowie bardzo wydorośleli od poprzedniego filmu. Choć nadal najbardziej lubią się bawić. Biedne owieczki. Na koniec bajki powinien pojawić się  napis: podczas kręcenia tego filmu nie ucierpiała żadna owca. Co do smoków to nie mam pewności.

Ale miało być o bohaterach. Czkawka z Astrid są uroczą parą. Ale moje serce skradły zaloty pozostałej części drużyny do Szpadki, a potem jej "Bierz mnie". Taki miły element komediowy. Mamy też kilku nowych bohaterów. Opisanie jednego z nich zalatuje spoilerem, ale dostajemy wroga z prawdziwego zdarzenia, a także wroga, który siłą perswazji zostaje przeciągnięty na dobrą stronę. 

A teraz coś, co zdążyłam powiedzieć, wszystkim dookoła mnie, po seansie chyba z 15 razy. Nie wiem kto stwierdził, że to film dla dzieci. Bo gra sobie na naszych emocjach lepiej, niż niejeden melodramat czy inna tragedia. Uwaga, postaram się napisać to jak najbardziej zagmatwanie, ale jeśli ktoś jest domyślny i nie lubi spoilerów, to może niech dalej nie czyta. Na początku filmu bohater odzyskuje coś co myślał, że straci na zawsze, jego rodzina też się z tego ogromnie cieszy, ale potem zostaje mu zabrane coś innego i to odrobinę bardziej definitywnie, ale jeszcze tragiczniejsze jest przez kogo, choć tego kogoś kontrolował, bardzo zły ktoś. 


 Czasami to zastanawiam się, co ja bym zrobiła bez niezawodnego źródła wszelkich obrazków, jakim jest tumblr.

Znów chyba wyszło mi trochę za długo, M <3

środa, 6 sierpnia 2014

"Gwiaździsta noc"

Hello!
Już kilka razy wspominałam na blogu o tym, że Vincent van Gogh to jeden z moich ulubionych malarzy. Ja, niestety, nie posiadam takiego talentu, ale całkiem nieźle idzie mi wyszywanie. A akurat w jednej z gazet mojej mamy, znalazłam wzór tego obrazu do wyszycia. Wiadomo, jak to musiało się skończyć.




poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Panicznie i rozpoczliwie

Hello!
Lecimy dalej z Doctorem Who. Wchodzimy w Jedenastą Godzinę.
Pod koniec poprzedniej notki wspominałam, że żegnamy się z 10 Doctorem i witamy 11. Moja reakcja na to, nie była zbyt spokojna, delikatnie mówiąc. Pierwszy odcinek 5 sezonu przepłakałam. Tak się wczułam w ten serial, że nie byłam w stanie pogodzić się z tą zmianą. Tym bardziej, gdy zobaczyłam jak Doctor się zachowuje. Miał zachcianki jak kobieta w ciąży, a w sumie dziecko też sobie znalazł. Ale w miarę upływu odcinka, całkiem z resztą interesującego, coraz bardziej dawałam się przekonać do 11. Aż do momentu, w którym pokazali nowe wnętrze TARDIS. Wtedy znów się załamałam. To oznaczało definitywne zakończenie pewnej epoki. 
Oczywiście nowy Doctor to nowi towarzysze. Amelia Pond nie przekonała mnie w pierwszym odcinku. Zrobiła to w drugim. Słowami, które są na gifie. Wykazała się zrozumieniem, a ja osobiście tego najbardziej oczekuję od towarzyszy. Za to Rorego (nie mam pojęcia jak jego imię odmienić, w mianowniku to Rory) polubiłam od razu. I można powiedzieć, że tego pożałowałam, ale nie w takim złym sensie, tylko takim, że kosztował mnie dużo emocji. Powraca też River Song. W tym sezonie, sobie jest i nawet za bardzo nie rozrabia, ale jeszcze się rozkręci. 
Jednym z najlepszych odcinków tego sezonu, jest zdecydowanie odcinek Vincent and The Doctor. Jak łatwo się domyślić, spotykamy się w nim z Vincentem van Gogh'em. Wcale nie piszę tak dlatego, że lubię tego malarza. Nie chcę spiolerować więc nie mam zbyt dużego pola do popisu w streszczaniu, ale mogę napisać, że była bardzo malarski i ładny. Taki widokowy. No i ogromny szacunek dla osoby odpowiedzialnej za casting. Dlaczego, poniższy gif. 
Piąty sezon swoim tempem zmusił mnie do przyzwyczajenia się do nowego Doctora. Mogę się jeszcze tylko pochwalić, że dość szybko odgadłam do czego miała służyć Pandorica.
Jak zawsze za oprawę obrazkową notki odpowiada tumblr.

Pozdrawiam, M <3

sobota, 2 sierpnia 2014

174. Bądź bardziej uprzejmy niż to jest konieczne.

Hello!
Staram się utrzymywać na blogu pewną równowagę. Ostatnio było trochę muzycznie, trochę zdjęciowo,  a dziś kilka kolejnych życiowych porad z książki "Duży Mały Poradnik Życia".

182. Bądź romantyczny.
188. Stań się najbardziej zaangażowanym i entuzjastycznym człowiekiem, jakiego znasz.
197. Nigdy nie zapominaj, że największą emocjonalną potrzebą człowieka jest potrzeba akceptacji.
205. Rozluźnij się. Spokojnie. Z wyjątkiem spraw życia i śmierci, nic nie jest tak ważne, jak się początkowo wydaje. 
212. Nie pozwól, żeby telefon przerywał ci w ważnych momentach. Ma służyć tobie, a nie tym, co dzwonią. 
213. Nie trać czasu na kontemplowanie popełnionych błędów. Ucz się na nich i idź dalej. 
223. Chwal publicznie.
224. Krytykuj w cztery oczy.
226. Kiedy ktoś cię obejmuje, poczekaj, aż on pierwszy puści.
235. Bądź gotowy przegrać bitwę, aby wygrać wojnę.

 Jeden z moich ulubionych obrazków, całkiem pasuje do dzisiejszej notki. 

LOVE, M <3