poniedziałek, 29 września 2014

Frankfurt o zmierzchu

Hello!
Początek tygodnia przyniósł zapowiedź sprawdzianu z historii, któremu do czwartku będzie podporządkowane moje życie. Ale takie życie szalonej maturzystki, która podjęła się zdawania historii na maturze i jeszcze z tego pomysłu nie zrezygnowała.
Przygotowując notkę byłam pewna, że posiadam więcej zdjęć Frankfurtu w nocy. I w niemałym szoku, gdy  okazało się, że jest ich aż 5, z czego 3 publikuję. Uznałam, że i tak zasługują na osobną notkę. A niewykorzystanych zdjęć, mam jeszcze całe mnóstwo i nie wiem nawet, czy października mi wystarczy, na pokazanie wszystkich.




Udanego tygodnia, M

sobota, 27 września 2014

Muzyczny weekend numer 3

 Hello!
Myślałam, że okres chorobowy mam za sobą, ale niestety nie. Znowu mnie coś złapało, a efektem jest to, że nie za bardzo mogę mówić. Ale nie tylko ja tak mam. Nawet pani od historii się rozchorowała, co jest rzeczą nie do pomyślenia. A średnia obecności szkoły na lekcjach przypuszczalnie wynosi około 50%. Moja klasa bardzo się to tego przyczyniła, bo w minionym tygodniu były dni, gdy na 28 osób, obecnych było 10.

Dzień 17: Piosenka z filmu (Z jakiego?)
Hobbit. Pustkowie Smauga

Dzień 18: Piosenka która powstała w roku Twoich urodzin.

Dzień 19: Piosenka, którą Twoim zdaniem, lubi wielu ludzi.



Dzień 20: Dobra piosenka z lat 80tych

Dzień 21: Piosenka z imieniem w tytule.

Dzień 22: Piosenka, która trwa dłużej niż 7 minut.
Jest 7 równo.

Dzień 23: Piosenka bez słów.


Dzień 24: Dobra piosenka z lat 70tych.


By by, M

czwartek, 25 września 2014

InQubator

Hello!
Dokładnie tydzień temu moim mieście rozpoczął się festiwal teatralny InQubator. I trwał przez trzy dni. Z 16 spektakli, które odbywał się w ciągu tych dni, wybrałam się na 3. Tylko trzy chciałoby się rzec, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że rozpoczynał się w tygodniu, a ja mam szkołę i pracę.

1. Spotkać Prospera - Teatr Woskresinnia z Ukrainy
Gdy tylko przeczytałam, że przedstawienie jest na podstawie Burzy, Romea i Julii, Hamleta i Snu nocy letniej wiedziałam, że nie może mnie na nim zabraknąć. I nie pomyliłam się w moich oczekiwaniach co do niego. Był niesamowity. Mnóstwo rekwizytów, muzyka, do tego efekty takie jak płomienie i fajerwerki, serpentyny. Do tego aktorzy na szczudłach. Całość dawała wyjątkowo magiczne wrażenie i była niezwykle widowiskowa.
Źródło i więcej zdjęć

2. Cykl - Teatr Usta Usta
"Spektakl multimedialny, łączący grę aktorską i animacje komputerowe, który wyczaruje przed nami świat sennych koszmarów, obaw i pragnień"
Przedstawienie było dość intrygujące. Aktorzy występowali na tle animacji, które pojawiały się na 6-boku i każdy aktor, po kolei występował na każdym boku. A to co pokazywali było niezwykłe. Hodowca ptaków, którego ptaki przerosły i sam stał się ich więźniem. Osoba, która miała problem ze swoim wnętrzem, tożsamością, a przynajmniej ja to tak odebrałam. Klaun, który z spłonął z rozpaczy. Dziewczyna- marionetka. Dziewczynka ganiająca za motylem, trafia do lasu, gdzie owad wpada w sieć. Żołnierz, który najpierw sam zabija, a następnie zostaje zabity. Bardzo zmuszające do myślenia.
niestety bardzo malutko zdjęć

3. Louder Than Words - Gregg Goldston USA
Pantomima. I całkowicie zgadzam się, że było to o wiele bardziej wymowne niż słowa. Hasło to przewodziło całemu festiwalowi i moim zdaniem był to świetny wybór. Spektakl składał się z wielu etiud, aż trudno je zliczyć. W większości były zabawne, ale niektóre nie tylko smutne, ale także wręcz tragiczne. Nie sądziłam, że można tak dobrze bawić się, tylko patrząc i obserwując ruch ciała, jakże doskonały i precyzyjny, ale bez bezpośredniego przekazania swoich myśli słowami. Choć, niektórym etiudom towarzyszyła muzyka. Ale rzeczą, która najbardziej mnie urzekła był moment, gdy pan Gregg zszedł ze sceny i zaczął biegać pomiędzy ludźmi, i się z nimi witać. Zaprosił też pewną dziewczynkę na scenę i uczył ją jak być mimem. 
zdjęcia

Pozdrawiam, M

niedziela, 21 września 2014

8 i 11

Hello!
Miałam tyle planów na weekend, ale w końcu nic nie zrobiłam. Nie przypuszczałam, że mogę być takim leniem. Mam jeszcze cały wieczór może wtedy uda mi się zrobić choć część rzeczy. Teraz kolejne piosenki, a dodatkowo także Liebster Blog Award, do którego nominowała mnie Annalina.

Dzień 9: Melodia przypominająca dzieciństwo.

Dzień 10: Piosenka z jednego z Twoich ulubionych albumów (co to za album?)
Ostatnio kocham Panic! at the Disco więc piosenka będzie z Too Weird To Live, Too Rare To Die.

Dzień 11: Piosenka artysty/artystki który/a przyciąga cię swą aparycją.

Dzień 12: Piosenka zmarłego artysty.

Dzień 13: Ulubiony cover (Wiesz kto jest oryginalnym wykonawcą?)

Dzień 14: Piosenka z dobrym teledyskiem.

Dzień 15: Piosenka, której nienawidzisz.
Dzień 16: Piosenka, którą lubisz, ale nie lubią jej Twoi znajomi.

Pytania:
 1.Skąd wzięło się Twoje przezwisko?
Te, którego tutaj używam, wymyśliłam.
2. Co Cię motywuje?
Sama siebie motywuję, bardzo to skromne. A tak serio to ludzie, którzy mnie otaczają.
3. Najpiękniejsza część dnia?
Wieczór. 
4. Bez czego nie potrafisz wyjść z domu?
Bez butów. Nie potrzebuję mieć przy sobie telefonu, ani torebki.
5. Co zawsze poprawia Ci humor?
Muzyka, jedzenie, Koleżanka z ławki, książki, Zebra, seriale, filmy, spacery. Generalnie zwykle mam dobry humor.
6. Ile czasu poświęcasz na przygotowanie się do wyjścia?
Niezbyt długo, ale to zależy, gdzie. Do szkoły koło 15 minut.
7. Twoje pierwsze zauroczenie (kto, kiedy, jak)?
Kolega z przedszkolnej grupy, mieliśmy po 5 lat. 
8. Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
W teatrze koniecznie, może w Polsce w Szekspirowskim w Gdańsku, ale wolałabym w Anglii.
9. Jaki jest Twój talent?
Hymm.. to mało skromne pytanie. Śpiewam, wyszywam, uczę się. Ale nie wiem czy to talenty.
10. Co lubisz w sobie najbardziej?
Entuzjazm.
11. Jakie znaczenie ma dla Ciebie blog?
Duże. To już przyzwyczajenie, jeśli nie uzależnienie, nie umiem bez niego żyć. 

Pozdrawiam, M

piątek, 19 września 2014

Dawno, dawno temu... (Once Upon a Time S1)

Hello!
Każdy zna bajki o Królewnie Śnieżce, Jasiu i Małgosi czy Czerwonym Kapturku. Ale czy ktoś zastanawiał się jak wyglądałoby ich życie w naszym, niemagicznym świecie. Chyba tak, skoro powstał serial "Once Upon a Time", który opowiada o przeniesionych do świata rzeczywistego bohaterach baśni. A ja jestem właśnie po finale pierwszego sezonu.

Pomysł na fabułę od razu mi się spodobał, ale na początku spodziewałam się czegoś odrobinę innego. Nie zawiodłam się, jednak przekonanie się do sposobu, jak prowadzona jest historia, zajęło mi kilka odcinków. A potem nawet mi się spodobała, choć sezon mógł mieć 2-3 odcinki mniej, bo niektóre nie były potrzebne dla całości i widać było, że to takie zapychacze pomiędzy ważniejszymi epizodami.

Bohaterów pokochałam za to od pierwszej minuty. Sam serial zaczęłam oglądać głównie dla Jennifer Morrison. Jest ona córką Królewny Śnieżki i Księcia- Emmą. Która ma zdjąć klątwę i sprawić, że wszyscy wrócą do swojego świata. Ona nieszczególnie w to wierzy, ale wierzy jej syn Henry, którego adoptowała Zła Królowa, czyli pani burmistrz. Nie będę opisywała fabuły, jest skomplikowana, nawet bardziej niż bardzo, wolę napisać kogo lubiłam, a kogo nie.

Śnieżka i Książę, czyli Mary Margaret i David. Moje ulubione postacie. Ich losy, nie tylko w prawdziwym świecie są skomplikowane, ale w baśni też nieźle jest namieszane. Znajdują się, szukają, zapominają, gubią. Nie wiedziałam, że do ich historii można jeszcze tyle dopisać. A czasami są to bardzo zaskakujące wątki.
Emma i Henry. W sumie lubię ją, ale bez wielkich fajerwerków. Dobrze wygląda na ekranie i dość łatwo utożsamić się z tą postacią. Henry też może być, ale czasami bywa nieznacznie irytujący.
Regina czyli Zła Królowa. Na początku bardzo jej nie lubiłam, miałam ochotę wyłączyć obraz gdy pokazywała się na ekranie. Ale pod koniec sezonu dostała jeden odcinek wyjaśniający, dlaczego jest jaka jest i nawet robiło się jej szkoda.
Szeryf Graham - Łowca. Prawie go polubiłam, ale zachowywał się jak typowy mężczyzna. Nawet zaczął sobie coś przypominać, ale zazdrość to potężna siła, a jak ma się czyjeś serce to można zrobić mu coś złego. A złą postacią jest Regina.
Pan Gold i Bella. W sumie, to nie wiadomo, czy on jest dobry czy zły. Ma swoje gorsze i lepsze momenty. Bella była tym lepszym. I chyba dalej będzie. Gold to Rumpelstiltskin, ale w tym kontekście to także Bestia.
Ruby, czyli Czerwony Kapturek. Jest super, a w jej baśniowej historii też mocno nakręcili. Nawet nie przypuszczałam, że można, aż w tak otwarty sposób potraktować baśń. 
Jefferson, Szalony Kapelusznik. Chyba najbardziej tragiczna postać serialu. I jednocześnie jedna z najbardziej interesujących. Mi zawsze szkoda takich osób, a on naprawdę miał ciężko. 

Baśni jest dużo, postaci jeszcze więcej więc może wystarczy. Jeszcze tylko tyle, że finał sezonu był bardzo dobry. I wzruszający, i smutny, niby dający nadzieję i rozwiązanie, ale jednocześnie otwarty. Taki, że po obejrzeniu od razu włączyłam następny sezon. 
Obrazki znalazłam na tumblrze, przy okazji zobaczyłam mnóstwo spoilerów. 


Miłego weekendu, M

środa, 17 września 2014

"Możesz przeżyć całe życie, nie dostrzegając, że to, czego szukasz, jest tuż przed tobą" ("Jeden dzień")

Hello!
20 lat
Dwoje ludzi
Jeszcze pod koniec wakacji przeczytałam książkę "Jeden dzień". Wiedziałam, że jest taki film, ale, że istnieje książka uświadomiła mi siostra, która nawet ja miała i mi pożyczyła.
Historia pokazuje jeden dzień, 15 lipca, z życia bohaterów przez 20 lat. Pokazywana jest raz ze strony Emmy, raz ze strony Dextera, albo, gdy są razem. Ale nie odbywa się to w sposób w jaki się spodziewałam. Myślałam, że spotykają się tego dnia, tylko raz w roku i opowiadają co się u nich dzieje. Jest trochę inaczej, bardziej jak wyciągnięta kartka z ich pamiętników. Dodatkowo sama struktura książki jest bardzo podzielona, na lata, z fragmentami z książek, będącymi ich mottem, a także na rozdziały z osobnymi tytułami, ma dokładnie podpisane miejsca gdzie akurat się dzieje. Bardzo dużo informacji.
Na początku historia wydawała się banalna, oraz, że będzie lekka, łatwa i przyjemna. Nic bardziej mylnego. Ani Emmie i Dexterowi nie układało się dobrze oddzielnie, a bycie razem nie wchodziło w rachubę. Generalnie całą książkę było mi szkoda Dextera. Żeby dokładnie opisać dlaczego musiałabym zdradzić za dużo szczegółów, ale jego historia pozbawia złudzeń. Że wystarczy dobrze się urodzić, być dość przystojnym i pewnym siebie, aby w życiu osiągnąć sukces. A nawet jeśli się uda, to nie będzie on zbyt trwały. Nie jest to opowieść o fantastycznym życiu dwójki młodych ludzi, ale o pokonywaniu trudności i udowadnianiu sobie, że da się radę.
Jednak jej zakończenie nie jest ani tak optymistyczne jak teraz sugeruję, ani tak jak ja się spodziewałam. Wcale nie jest optymistyczne. Choć z drugiej strony dokładnie takie jak powinno być, i do którego idealnie odnosi się, użyty przeze mnie w tytule posta, cytat.
Jedna rzecz, która irytowała mnie w książce. I nie wiem, czy to wina autora czy tłumacza ze zbyt małym zasobem słownictwa. Powtórzenia. Gdy na jednej stronie przeczytałam 3 razy, że ktoś robi coś niedbale, to miałam ochotę, kupić tłumaczowi słownik synonimów. Ale taki wpadki zdarzały się mniej więcej przez pierwsze 70 stron potem było lepiej. Jeszcze jedna uwaga, szczególnie dla osób, które dużo czytają. Płeć autora raczej nie wpływa na to co pisze, choć ja osobiście wolę czytać facetów, i w tym wypadku bardzo widać, że to pisarz, a nie pisarka.
Śliczne okładka. Zdjęcie z google.
Trzymajcie się, M.

PS. Tego samego dnia, po południu obejrzałam film. Choć pominięto niektóre wątki, inne spłycono inne, bardzo mi się podobał. Pokazuje trochę bardziej uroczą, lepszą relację Emmy i Dextera, ale zakończenie nic a nic nie traci. 

poniedziałek, 15 września 2014

Alte Oper

Hello!
Dziś kolejna porcja zdjęć z Frankfurtu. Alte Oper to chyba najpiękniejszy budynek w całym mieście. Niestety nie było okazji, aby zajrzeć do środka, ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się nawet wziąć udział w jakimś koncercie czy spektaklu, który będzie się tam odbywał. Bo pomimo nazwy ciągle coś tam się dzieje.
I przy okazji zdjęcia Teatru Angielskiego. Nie jest to nic ciekawego, ale z siostrą szukałyśmy go 2 dni.











Trzymajcie się, M.

sobota, 13 września 2014

Pierwsze osiem

Hello!
Przyszły tydzień mam zawalony do granic możliwości, a ja choruję. Nie mam siły zajrzeć ani do historii, ani do angielskiego, ale muszę się zmotywować, bo w końcu nic nie zrobię.
Na początku wakacji wspominałam, że chciałabym podjąć studniowe wyzwanie muzyczne. A w moim wypadku dokładniej jesienne. Wymyśliłam sobie, że wszelkiego rodzaju cykle czy tego typu rzeczy, jeśli będę robiła to właśnie w takich trzymiesięcznych okresach. Więc mniej więcej będą się one układały porami roku. W tym wypadku posty zaplanowałam pisać w weekendy i w jednym umieszczać 8 piosenek. Zaczynając od dzisiaj.

Dzień 1: Piosenka, której znasz cały tekst.


Dzień 2: Piosenka z pierwszego albumu, który kiedykolwiek kupiłeś. (co to za album?)
 Nigdy nie kupiłam żadnego, ale kiedyś dostałam płytę Piotra Rubika. Tylko, że równie dawno temu ją pożyczyłam i do tej pory nie odzyskałam. Dokładnie nie pamiętam niestety co to była za płyta, ale wydaje mi się, że z niej pochodzi ta piosenka. Psalm w zasadzie.
                                     

Dzień 3: Piosenka, która przypomina ci noc poza domem.


Dzień 4: Piosenka, którą pamiętasz, że słuchali jej Twoi rodzice.
Nie wiem czy mój tata tego słuchał, ale moja mama często podśpiewuje refren w kuchni.
Trochę ten punkt jest niedokładny, bo nie wiem czy słuchali jak byłam mała i mam to pamiętać czy po prostu słuchają. Z resztą, mniejsza, odpowiedziałam w czasie teraźniejszym.


Dzień 5: Piosenka, którą lubią Twoi przyjaciele, ale nie ty.




Dzień 6: Nowa piosenka.
Nie tak bardzo nowa, ale w Polsce dopiero co pojawiła się na listach przebojów.

Dzień 7: Jedna z Twoich ulubionych piosenek.

Dzień 8: Piosenka, którą kiedyś lubiłeś/aś, a teraz jej nie lubisz.


Pozdrawiam M.

czwartek, 11 września 2014

Studia?

Hello!
Niedawno wróciłam z Warszawy z targów edukacyjnych. Liczyłam, że wyprawa pomoże mi zdecydować się na jakiś konkretny kierunek studiów w mojej wypatrzonej stolicy, ale jeszcze bardziej namieszała mi w głowie. Okazało się, że na Uniwersytecie Gdańskim jest chyba z 10 kierunków,  na które z chęcią bym się wybrała. A co lepsze, miałabym realną szansę się tam dostać.  Chociaż mocno się zdziwiłam gdy na ulotce przeczytałam, że na dziennikarstwo potrzebny jest i WOS, i historia, bo przeważnie przedmioty te są wymienne. Ale za to na historię, filologię polską czy angielską mogę się wybierać. Ewentualnie na historię sztuki. Wypatrzyłam też, aż 4 naprawdę interesujące kierunki: krajoznawstwo i turystyka historyczna, zarządzanie instytucjami artystycznymi, ze specjalnością sceniczno-menadżerską, wiedzę o teatrze i wiedzę o filmie i kulturze audiowizualnej. Jednak problem z tymi kierunkami, oraz reżyserią teatralną na Akademii Teatralnej w Warszawie, jest taki, że nie wierzę, że znajdę po nich pracę. I to jest chyba moja największa bolączka, tak pogodzić wybór, aby było to coś co mi się podoba i żeby mieć pracę. Póki co trwają intensywne konsultacje z mamą i ze znajomymi studentami, ale wniosek jest przeważnie jeden: dwa kierunki.


To mniej więcej ja dzisiaj jak wróciłam.
 
Jakiś taki smętny nastrój tu ostatnio wprowadzam, ale dzisiejsza notka jest napisana głównie, aby przeczytać komentarze. Jeśli ktoś ma dla mnie jakieś rady czy sugestie to ja bardzo chętnie.

Pozdrawiam, M

wtorek, 9 września 2014

Programowo bezprogramowi

Hello!
Dopiero dzisiaj dotarło do mnie, że wakacje się skończyły, chodzę do szkoły, na dodatek do klasy maturalnej. W tamtym tygodniu nauczyciele straszyli, zapowiadali powtórki, fakultety i inne rozrywki specjalne dla maturzystów. K. i Bliźniaczki, szczególnie one, już od tygodnia uczą się z historii, ale ja jakoś sprawę olałam. Aż do dziś, gdy został zapowiedziany sprawdzian z XVI wieku, gdy pani od angielskiego umawiała się z nami na kartkówki, gdy pani od polskiego przyniosła książki na olimpiadę, gdy poszłam kupić podręczniki i przy okazji kupiłam zestaw zadań i próbnych matur do historii, pozbyłam się mojego syndromu wyparcia. I powzięłam specjalne postanowienia na ten rok szkolny.
1. Przyłożę się do angielskiego. Moja mantra to: lubię się uczyć słówek. Ale powinnam także ogarnąć transformacje, bo chyba nie ma dla mnie nic gorszego. I rozszerzenie z angola przestanie być takie straszne.
2. Będę chętnie i z własnej woli powtarzała historię i robiła zadania z matur. No skoro już je kupiłam. Zdam maturę z rozszerzonej historii. I to zdam ją dobrze.
3. Matematyka nie jest taka straszna. Chyba, że to geometria, albo dowody. Wtedy to nie matematyka a tortury. Ale i to można przeżyć. A skoro niektórzy mają rozszerzoną i dają rade, to ja na podstawie też dam.
4. Będę powtarzała polski. A pani już postarała się o dokładne rozplanowanie powtórek więc nie ma się do martwić.
A myślałam, że nie mam nic motywującego.

Plus.
1.Olimpiada z polskiego. W tym roku temat: „Poezja jest sztuką poprzez język” (Wilhelm Humboldt)
Wykorzystanie środków językowych w tekście poetyckim jako sposób kształtowania stylu autora, grupy artystycznej lub epoki literackiej. 
Nie wiem czemu ja się na to zdecydowałam.
2. Konkurs chórów w Bydgoszczy. Na szczęście w połowie października, ale jak by nie było, jest to dodatkowy obowiązek.
3. Seriale. Podobno, im więcej tym lepiej. Nie żartuję. To masowa epidemia wśród maturzystów. Ja na razie mam 2, ale myślę, że skończę je do początku listopada. A przed samą maturą najlepsze są Simsy.

Chyba nie wyszło tak strasznie, jak się spodziewałam. Raczej motywująco.

LOVE, M.

PS. Czy ktoś może wybiera się w czwartek do Warszawy na Salon Maturzystów (Targi Edukacyjne)? Uprzedzam pytanie, tak, ja się wybieram. 

niedziela, 7 września 2014

Rajd po muzeach

Hello!
Frankfurt jest znany z dużej ilości muzeów. Szczególnie z muzealnego wybrzeża. W sumie z siostrą byłyśmy we czterech muzeach, dwóch na wybrzeżu i dwóch w mieście. Z czego 3 w ciągu jednego dnia, a ostatnie następnego. Do takiego zwiedzania zmusiła nas pogoda, cały czas padało. Chociaż, pewnie gdyby nie padało też byśmy skorzystały z takiej okazji.
Pierwsze było Muzeum Natury. Bardzo duże i dość ciekawe. Tym bardziej, że siostrze udało się nawet znaleźć broszurkę w języku polskim, bo wszelkie podpisy były w języku niemieckim, rzadziej angielskim. Gdy zwiedzałyśmy czułam się jak w filmie "Noc w muzeum".

Kolejne to Muzeum Filmu. Bardzo, bardzo ciekawe. I miało ciekawe wnętrze. Czarne ściany, co dawało efekt zbliżony do sali kinowej. Ekspozycja zaczynała się od pierwszych, prowizorycznych kin, ruchomych obrazków i pokazywało ewolucję kina. Na kolejnym piętrze rzeczy bardziej związane z filmami. Kostiumy, scenariusze. Można tez było pobawić się w montażystę albo dźwiękowca przy specjalnych stanowiskach.


















Potem Muzeum Architektury, które niestety nie było zbyt ciekawe. Z wyjątkiem jednego piętra, na którym były makiety, prezentujące rozwój budownictwa. Od lepianek, poprzez Pompeje, renesansowe idealne miasteczka, wielkie kamienice mieszkalne, aż do drapaczy chmur.

Ostatnim muzeum był dom Goethego. Jako osoba z rozszerzonym polskim, nie mogłam odpuścić sobie, pójścia do tego miejsca. Dom jest ogromny, ale chyba ciekawsza jest galeria.




 Powodzenia w kolejnym tygodniu szkoły, M






piątek, 5 września 2014

Materialistycznie

Hello!
Jak wspominałam, relacja z mojego pobytu ze Frankfurcie będzie, ciągnęła się na blogu przez dłuższy czas. A dodatkowo, ostatnio zauważyłam, że mam jeszcze zdjęcia z Zakopanego.
Dziś trochę o zakupach, które z siostrą zrobiłyśmy w Niemczech. Jak niezbyt rozsądne małolaty, jak tylko zobaczyłyśmy Primark to tak pobiegłyśmy. Niby wiedziałyśmy, że jakościowo te rzeczy nie są najlepsze, i że generalnie sklep ma niezbyt dobrą opinię, ale jak już weszłyśmy do środka, to spędziłyśmy tam ze cztery godziny. A oto efekt.






 wyżej: torba, bluza, koszulki
 obok: sukienka
 niżej: torebka









niżej: koszulka, piżamka, opaska z kwiatami, wianek, portmonetka



Nie wiem czemu zdjęcia tak źle wyglądają, na laptopie jest lepiej.

Pierwszy weekend od rozpoczęcia szkoły, mam nadzieję, że nie zdążyliście już za bardzo się zmęczyć, M

środa, 3 września 2014

Doctorowe wyzwanie

Hello!
By zakończyć wakacyjny cykl postów o Doctorze Who, postanowiłam wykorzystać znalezione na tumblrze wyzwanie. Co prawda miało się od odbywać właśnie tam i to od 21 lipca, ale mi bardziej pasuje zrobić je tutaj. Składa się z 30 zadań, jednak ja wybrałam 10, do których najłatwiej mogę się odnieść.

1. Twój pierwszy Doctor.

Dziesiąty. I wyszło szydło z worka. Najpierw obejrzałam sezony z 10, a dopiero potem z 9. 

2. Twój ulubiony towarzysz.

Rose!

3. Wymyśl nową funkcję dla śrubokrętu sonicznego.

Mógłby robić kawę. Chociaż herbata bardziej adekwatna.

4. Jaka jest twoja ulubiona postać historyczna pojawiająca się w serialu?





Wszystkie! Szekspir, van Gogh, ale to tak tylko dla przykładu. 

5. Który odcinek jest twoim ulubionym?

Uwielbiam wszystkie, które dzieją się w przeszłości. Trudno wybrać jeden. 

6. Jaka jest twoja ulubiona melodia z serialu?


Dźwięk TARDIS.

7. Wymyśl doctorową nazwę dla potrawy.


Nie wiem czemu, ale jak to przeczytałam to od razu przyszły mi  na myśl tardisowe lody. Ale takim tortem bym nie pogardziła.

8. Którą regenerację Doctora chciałbyś poznać i dlaczego?

10! Oczywiste, to mój ulubiony Doctor. 

9. Który odcinek lub scena sprawiła, że "poczułeś wszystkie uczucia"? (Nie potrafię jakoś lepiej tego wyrażenia przetłumaczyć na polski)
Doomsday. 

10.Kto jest twoim ulubionym Władcą Czasu, oprócz Doctora?


Mistrz!
 Pozdrawiam, M