sobota, 31 stycznia 2015

Zeżarł go! ("Czerwony smok" - film)

Hello!
Po książkach, serialu, połączeniu książek i serialu, przyszedł czas na filmy rozgrywające się w świecie doktora Lectera. Zaczynam oczywiście od "Czerwonego smoka".... Dokształciłam się, zaczęcie od "Czerwonego smoka" wbrew pozorom wcale nie jest takie oczywiste. Pierwszym filmem było "Milczenie owiec", później "Hannibal" dopiero potem dzisiejszy i na końcu "Po drugiej stronie maski". Nie zwróciłam na to zupełnie uwagi i zaczęłam oglądać filmy w takiej kolejności w jakiej są książki.... Dokształciłam się jeszcze bardziej, jest jeszcze jeden film o Czerwonym smoku "Łowca" i jest to pierwsza ekranizacja książki. Całkiem możliwe, że jeśli znajdę czas to i ten film obejrzę i coś o nim napiszę.
Muszę ostrzec, że jeśli nie będę się pilnowała to dzisiejszy wpis może skończyć się czymś takim: "Jaki Edward Norton jest śliczny!" Ale zapowiada się wyjątkowo krótki, bo podobnie jak przy książce "Hannibal. Po drugiej stronie maski", choć podobał mi się ogromnie, czuję, że nie jestem w stanie zbyt wiele o nim napisać. Znów przyjmijmy, że jest to bardziej zbiór uwag i spostrzeżeń, niż pełnoprawna recenzja.
Od pierwszych sekund wiedziałam, że film będzie mi się podobał. Całkiem spory udział w tym miał fakt, że rozpoczął się koncertem i kolacją filharmoników, późniejszym przyjściem Willa i odkryciem przez niego kim Hannibal jest. To był bardzo dobry wstęp. A film cały czas utrzymuje bardzo dobry poziom. Choć na początku ma lepiej uchwycone sceny, z czasem to się rozmywa, ale może spowodowane jest to, tym, że upływającego w filmie czasu się nie czuje. Ja nie mam pojęcia, co stało się z tymi dwiema godzinami. Po prostu, dopiero co zachwycałam się początkiem, a tu już jadą do domu Dolarhyda. A ja siedziałam w ciągłym napięciu i wszystko bacznie obserwowałam. Chociaż czytałam książkę, mogłam się spodziewać co zobaczę w filmie i znałam w zasadzie rozwiązanie całej zagadki. Nie przeszkadzało mi to w przejmowaniu się i przeżywaniu tego co działo się na ekranie. 
Te sceny, które zrobiły ma mnie takie wrażenie to między innymi: gdy Will wchodzi do domu jednej z zamordowanych rodzin, stoi w ciemnej kuchni i otwiera oczy, a później, gdy przegląda się w połamanym lustrze. Sceną, która spowodowała, że podskoczyłam na krześle był, gdy Will odwiedził Hannibala na spacerniaku i wyskoczył go niego z zębami. 
W nawiązaniu do niezbyt eleganckiego tytułu posta muszę napisać, że podobnie jak w książce, największe wrażenie zrobiło na mnie zjedzenie obrazu przez Dolarhyda. I chyba nigdy nie przestanie mnie to intrygować. Warto jeszcze dodać, że w filmie zachowano nieco lepszą proporcję w przestawianiu historii poszczególnych postaci. Każdej było tylko tyle, ile było potrzeba. Nie brzmi to zbyt dobrze, ale się sprawdza.


Prawdę powiedziawszy, miałam pewne obawy co do aktorów. Nie do tego jak będą grać czy coś podobnego, bo byłam przekonana, że nie będzie w tej kwestii nikomu nic do zarzucenia, i nie pomyliłam się. Obawy dotyczyły bardziej mojego osobistego ich odbioru. Oczywiście związane było to z tym, że oglądałam ( i będę oglądała) serial. Tym razem się pomyliłam, moje obawy były nieuzasadnione. Fakt oglądania serialu, nie przeszkodził mi w przyjęciu Willa i Hannibala prezentowanych w filmie. 
Powinnam napisać coś więcej o aktorach, ale mogę tylko tyle, że byli genialni. A film zdecydowanie należy do jednych z moich ulubionych. 

Ostatni weekend ferii, trzy miesiące do matury, trzeba jeszcze te dwa dni wykorzystać, M



czwartek, 29 stycznia 2015

Małe podróże

Hello!
Dziś coś z tych mniejszych. W zasadzie dwa razy w roku informuję tutaj: jestem u cioci pod Warszawą. Ale nigdy jakoś nie nie wynikało z tego nic więcej. A tym razem wybrałam się na krótki spacer i zrobiłam kilka zdjęć. Głównie domów i okolicy.








LOVE, M

wtorek, 27 stycznia 2015

Makabreska ("Gdzie pachną stokrotki?" S1)

Hello!
Mój serialowy apetyt wcale się nie zmniejszył, od czasu kiedy ostatnio o nim pisałam. I choć pojawiały się recenzje „Hannibala”, to są tylko dwa sezony, a na kolejny czekamy do lata, prawdopodobnie. „Once Upon A Time” wróci natomiast w marcu. A do tego czasu oglądam „Gdzie pachną stokrotki” i „Agent Carter”. Dziś parę słów o pierwszym sezonie „Stokrotek”

Porzućcie wszelką logikę, wy którzy zaczynacie oglądać ten serial. To tak parafrazując Dantego. Trochę na wyrost, ale pasuje. A naprawdę dodałam to zdanie, żeby mieć jeszcze jeden akapit i móc wcisnąć więcej gifów.

Dlaczego ja się w ogóle nim zainteresowałam?
1. Przez dość długi czas natykałam się na ten tytuł w przeróżnych miejscach. Czy to czytając coś na blogach, czy to sprawdzając jakieś informacje na filmwebie, albo nawet w jakiś przypadkowych rozmowach. Nie miałam wyjścia musiałam sprawdzić co mnie tak prześladuje.
1a. W trakcie oglądania któregoś z pierwszych odcinków w napisach początkowych, rzuciło mi się w oczy to imię i nazwisko: Bryan Fuller. Wiedziałam, że już je gdzieś widziałam. I co się okazało, ten pan odpowiada za „Hannibala”. To bardzo dużo wyjaśnia.
2. Gdy już sprawdziłam i przeczytałam o co mniej więcej w nim chodzi, całkiem mi się ten pomysł spodobał. Całkiem bardzo. Bardzo, bardzo.
Ned jest cukiernikiem. Posiada niezwykły dar- przywraca do życia. Choć jest to obłożone pewnymi zastrzeżeniami. Jego sekret odkrywa pewien policjant. Wspólnie postanawiają rozwiązywać sprawy zabójstw. - To tak w skrócie, bez trudu można znaleźć dokładniejsze informacje w internecie.
Przy okazji tego punktu muszę wspomnieć, że nawet jak nie chcę to i tak wpadam i wybieram seriale polegające na rozwiązywaniu zagadek, kryminały i temu podobne sprawy.
3. Zobaczyłam ten gif (niżej) i moja ciekawość jeszcze się wzmocniła. I przyznam się, że Lee jako główny bohater też ma trochę swojego udziału w tym, że w końcu się zabrałam za oglądanie.
4. Mam ferie, mam czas (powiedzmy: powinnam uczyć się historii, ale ile można) i powinnam wykorzystać to na odpoczynek. Nie ma lepszego wypoczynku niż serial, a szczególnie ten.
Każdy odcinek ma podobny schemat fabularny, ale to nie przeszkadza w byciu przez niego zaskakiwany. Wygląda to mniej więcej tak:
1) Krótki wstęp na temat przeszłości Neda
2) Morderstwo
3) Zagadka
4) Próba rozwiązania zagadki, która zawsze się komplikuje
Czasami kolejnymi morderstwami lub innymi zgonami, ilością podejrzanych lub tym kim podejrzani są
5) Elementy życia prywatnego bohaterów
Najczęściej w większy lub mniejszy sposób są powiązane z rozwiązywaną zagadką. Mogą pomóc w jej rozwiązaniu, ale równie często wyjaśniają bardziej osobiste relacje pomiędzy bohaterami.
6) Rozwiązanie zagadki. Albo zagadek, bo one mają tendencję do rozmnażania.
7) Jeszcze trochę bohaterów.
Napisałam pewne rzeczy, które można przyjąć za konkrety, ale nie za ocenę serialu. Ujmując ją jednym słowem: kocham. I uwielbiam ten serial. Jest w nim dosłownie wszystko. Miłość, tragedie, depresja, radość, cieszenie się małymi rzeczami. Całe spektrum postaci, od tych które najpierw wydają się irytujące, a potem się im współczuje, do tych z którymi jest zupełnie odwrotnie i cudowny, zagubiony Ned. Bardzo ciekawe postaci drugoplanowe, zarówno te, które pojawiają się w jednym odcinku, jak i na przykład charakterystyczne ciotki. Nie sposób opisać słowami, złożoności tych wszystkich relacji. 
Sam pomysł jest zakręcony. A serial jest bardziej niż się spodziewałam. Wiedziałam, że nie jest to zwykła historia, opowiedziana w prosty sposób. Pierwszym określeniem jakiego użyłabym do opisania serialu jest uroczy. Słodki, ale nie mdli. Sympatyczny. Mądry, narrator, albo bohaterowie często rzucają jakieś zdania sentencjonalne. Życiowy, momentami, jeśli porzucimy wszelką logikę i pozwolimy się porwać i oderwać od rzeczywistości. Jedno nie wyklucza drugiego. To wszystko cudne absolutnie.
Psa też ożywił ^^
Tylko, nie możemy zapominać, że Ned ożywia zmarłych, pyta kto ich zabił, znajduje sprawcę i zgarnia nagrodę. Ożywia zmarłych, tylko na minutę bez konsekwencji. Po tym czasie musi dotknąć ich znów, bo ktoś inny straci życie. Duża odpowiedzialność. To wszystko jest wyjaśnione dokładnie i odrobinę brutalnie w pierwszym odcinku. We mnie przeważnie momenty ożywiania i powtórnego umierania, nie tyle co straszą, co smucą. Ale jednocześnie odrobinę przerażają. Gdy oglądam odcinek jednak najczęściej o tym nie myślę, dzieje się i tyle, ale gdy zacznę się nad tym zastanawiać do głowy przychodzi mi tylko jedno słowo: makabreska.

Serial, niestety, ma tylko dwa sezony. Pierwszy 9 odcinków, drugi 13. I jak tylko skończę go oglądać to napiszę recenzję z dokładną charakterystyką postaci. A przynajmniej się postaram.

Trzymajcie się, M

niedziela, 25 stycznia 2015

Hannibal Hannibalowi nie równy

Hello!
Obiecałam sobie, że nie będę robiła porównania serialu "Hannibal" i książek. I proszę, uznajmy, że to nie jest porównanie. Bo, niestety, naturalne odruchy mózgu (podobno, jest tak zaprogramowany, że nawet jak dadzą nam dwie pary identycznych rękawiczek to my i tak doszukamy się różnic)  przezwyciężyły moje postanowienie i w trakcie oglądania serialu i czytania książek, zapisywałam sobie różne uwagi. Może lepiej uznajmy właśnie, że dzisiejszy post to tylko zbiór, i tak dość niewielu, moich spostrzeżeń.

Ale zacznijmy od czegoś innego, a mianowicie zwiastuna 3 sezonu. Nie mogę nie wykorzystać takiej okazji, żeby go tu zamieścić.  <klik>

Przejdźmy do tematu. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to zmiana płci dwóch postaci. Chyba tylko tych dwóch. Mianowicie dziennikarz, który w książce jest Freddym Loundsem w serialu jest kobietą o imieniu Freddie Lounds. I ta zmiana wypada bardzo na korzyść tej postaci. W każdym razie mi się bardzo spodobała. Podobnie jak wykorzystanie książkowych motywów związanych z tą postacią, szczególnie w drugim sezonie. 
Drugą postacią, której zmienili płeć jest doktor Alan Bloom. W serialu jest doktor Alaną Bloom. I choć w książkach prawie go nie ma, ale bije od niego jakaś życzliwość i od razu czuje się do niego sympatię. Czego nie można powiedzieć o jego serialowej odpowiedniczce. Nie lubiłam jej od początku. A jeszcze bardziej w drugim sezonie, jak wspominałam tydzień temu, pani doktor ma romans z Hannibalem. 


W recenzjach nie pisałam o doktorze Chiltonie. Nie wiem jakim cudem. Pod żadnym pozorem nie jest to postać sympatyczna, miła, uczciwa i w sumie chyba nie da się nic dobrego o nim powiedzieć. Tylko tyle, że kreacja tej postaci w stu procentach odpowiada tej książkowej. Chilton jest zawistny i głupi, a to bardzo niekorzystne połączenie. Chociaż trochę tę postać wykorzystali w niecnym celu, chyba aż na takie coś nie zasłużył. 

W pierwszym sezonie niektóre dialogi postaci między innymi Jacka, Hannibala i Alany były żywcem, słowo słowo wzięte z książki. Pojawiło się też wyjaśnienie dlaczego Jack mówi na żonę Bella. Hannibal wspomina też często o swoim podejściu do Boga i filozofii. Pojawia się motyw z filiżanką i kolekcjonowaniem zdjęć zburzonych kościołów. I dokładnie pamiętam, że słowo wahadło pojawiło się w "Czerwonym smoku" dokładnie raz, oczywiście w kontekście Willa. A jak on w serialu odtwarza to co działo się na miejscu zbrodni? Wahadło się macha i wracamy w przeszłość. 

W drugim sezonie pojawia się mnóstwo nawiązań do książek, ale o większości wspominałam w recenzji, a nie ma potrzeby, żebym się powtarzała. 

Trzymajcie się, M

piątek, 23 stycznia 2015

Palmengarten

Hello!
Podczas porządkowania zdjęć, wpadłam na te robione we Frankfurcie w sierpniu. I zauważyłam, że, nie wiem jakim cudem, nie pokazałam tu jeszcze zdjęć z Palmengarten. Jest to chyba jedna z najbardziej znanych atrakcji tego miasta, choć znajduje się na uboczu. A dokładniej to ogród botaniczny, posiadający również sale, w których są rośliny wymagające specjalnych warunków, pochodzące na przykład z Afryki. Ale nie ma co się rozpisywać, w tym wypadku zdjęcia są dużo bardziej wymowne.









Zdjęcia były zrobione dzień przed naszym wyjazdem i są ostatnimi jakie tu pokazuję z tego wyjazdu.

LOVE, M



środa, 21 stycznia 2015

Akademia Edukacji Filmowej 2014

Hello!
Jak wspominałam w poniedziałek, dziś kilka słów o 4 ostatnich filmach jakie obejrzałam w ramach Akademii Edukacji Filmowej.
Uwaga, która odnosi się do wszystkich filmów: w poprzednich latach mniej więcej wiedziałam na jakie filmy będziemy szli, w tym roku nie zdarzyło się to oni razu.
1. "Piknik pod Wiszącą Skałą" - Chyba pierwszy raz spotkałam się filmem, który oddziaływał na mnie jak by w trzech strefach. Pierwsza była delikatna, gładka, senna. Drugą twardo stąpała po ziemi, ale i ją jeszcze gdyby się uparł, można podzielić na trzy historie. A trzecią było nieuzasadniona i niewyjaśniona brutalność. Chyba właśnie tak ten film widzę, jako przenikanie się tego wszystkiego. A do tego śmiało mogę napisać, że jako całość przenikał również moją duszę.
2. "Jack Strong" - Żałowałam, że nie wybrałam się na ten film, gdy była jego premiera, ale z drugiej strony nie za bardzo rozumiem powód puszczenia, go nam na akademii. Pomijając ten, że pani, która w tym roku o filmach nam opowiadała, brała jakiś tam udział w jego tworzeniu. Ale nie mogę napisać, że film mi się nie podobał, bo mi się podobał, chociaż jakoś nieszczególnie zapadł mi w pamięć. Jedna tylko rzecz, że tak w zasadzie trochę za mało tam głównego bohatera i pokazania jego działań. Ale jego samego się pamięta. Szczególnie jak się jest takim zdolnym człowiekiem, że z marszu wchodzi się na ścianę i rozbija nos. Przy okazji gubiąc papiery, których się przy sobie mieć nie powinno.
3. "Do utraty tchu" - Akurat na tym filmie w kinie nie byłam, ale nadrobiłam i obejrzałam. Raczej nie spodziewałam się, że mi się spodoba, chociaż koleżanki, które obejrzały, były dość entuzjastycznie nastawione. Po raz kolejny przekonałam się, że nie można skreślać filmu tylko dlatego, że jest czarno-biały. Bo gdybym to zrobiła,  nie obejrzałbym jednego z najciekawszych filmów w życiu. A naprawdę nie przypuszczałam, że mi się spodoba. Chociaż trudno mi napisać na jego temat coś konkretnego, ale gdy o nim pomyślę, to wydaje się, że to uroczy i dość odważny film.

4. "Wyjście przez sklep z pamiątkami" - Kiedyś dawno temu, w pierwszej klasie liceum, oglądaliśmy go na WOKu, choć nie cały. I po obejrzeniu całości stwierdzam, że pierwsze pół zupełnie mi wystarczy. Film udaje dokument, ale druga część jest tak naciągana i nieprawdopodobna, że jeszcze w czasie oglądania wymieniałyśmy z koleżankami uwagi, że to nie jest możliwe. Z drugiej strony warto było go obejrzeć właśnie po to, aby sobie o nim podyskutować.

Pozdrawiam, M

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Przed i ostatni występ

Hello!
Klasa maturalna wiąże się z kończeniem pewnych etapów w życiu. Tydzień temu byłam ostatni raz na Akademii Filmowej, ale o tym dokładnie napiszę w środę, natomiast w poprzednią niedzielę i czwartek były moje ostatnie występy z chórem. Cieszę się, że tak skrupulatnie gromadziłam tu moje wspomnienia z nim związane. Oficjalne pożegnanie maturzystek odbędzie się na naszym zakończeniu roku, ale ten ostatni koncert był bardzo wzruszający i dla nas, bo u sumie trzecioklasistek jest 11, i dla pani. Przygotowałyśmy dla pani nawet prezent w postaci dwóch książek, w jednej zamieściłyśmy dedykację i nasze podpisy, drugą oszczędziłyśmy. Bardzo dziwnie czuję się z tym, że po feriach nie będę chodziła na próby, przez 6 lat zdążyłam się przyzwyczaić do takiego a nie innego planu tygodnia, do pracy i wyjazdów, koncertów.

 Zdjęcia tu







Trzymajcie się, M

sobota, 17 stycznia 2015

Szaro ("Hannibal" S2)

Hello!

Pierwszy sezon Hannibala zakończył się dość ciekawie i zostawił mnie z wieloma pytaniami, na które liczyłam znaleźć odpowiedź w drugim sezonie. Po części się udało, ale nie będę ukrywała, że pomimo wszystkich zachwytów, które przeczytanie poniżej, odrobinę się zawiodłam i pierwszy sezon podobał mi się dużo bardziej.
Jednak przynajmniej po drugim sezonie wiem czemu serial nazywa się Hannibal.W pierwszym sezonie brakowało mi tej postaci, a w drugim w końcu zajęła pierwsze miejsce. Ale nie zmienia to faktu, że nie za bardzo wiem jak mam do niej podejść. To nie jest bohater, którego można polubić albo mu kibicować, bo nie ma w czym. A zostawia wiedza z takim wewnętrznym zamieszaniem. Jaki on jest naprawdę. Twierdzi, że dał Willowi się poznać, a może tylko stworzył swoją kolejną kreację i podpuścił nie tylko Willa, ale i sam pośrednio złapał się w swoją pułapkę. I jeszcze jedna sprawa, o której jak nie napiszę to nie da mi spokoju. Romans Alany i Hannibala to chyba najgorszy z możliwych pomysłów scenarzystów. Podczas oglądania tego sezonu miałam za to ogromny problem z drugą połówką tego duetu. Nie mam pojęcia jak udało mi się przebrnąć przez odcinki, w których Will siedzi w więzieniu. Później było już lepiej, a to za sprawą zabawy jaką miałam w związku z licznymi, chociaż to chyba za mało powiedziane, nawiązaniami do książek.


Cieszę się, że pomiędzy obejrzeniem pierwszego i drugiego sezonu Hannibala, zdążyłam przeczytać książki. Dużo bym straciła, gdybym się za to nie zabrała. Druga część, umownie ta w której Will nie siedzi w więzieniu, jest naszpikowana nawiązaniami do wszystkich 4 książek. Aż je sobie powypisywałam w większości, ale nie to jest ważne. Ważne jest to jak genialnie materiał z książek został w serialu wykorzystany. Czytając "Hannibala" bardzo chciałam się dowiedzieć dlaczego Mason chciał się tak bardzo na nim zemścić. I chociaż tu zostało to trochę wymieszane, dostałam swoją odpowiedź. I przyznam się szczerze, że podobało mi się połączenie Willa i Margot, od początku, a nie jakby to określić po fakcie.

Co mnie jednak zastanawia, to czemu w tym sezonie scenarzyści musieli uciekać się do dzielenia jednego wątku na dwa odcinki. Jak to miało miejsce na przykład w dwóch pierwszych. Albo brawurowo kończyć jeden, tak, aby od razu chciało się włączyć drugi. Obawiali się o utratę zainteresowania widzów? Mnie to dość skutecznie irytowało. Budowa odcinków w pierwszym sezonie była dużo lepsza. Niby wiem, że ze względów, nazwijmy logistycznych, nie można było tego układu powtórzyć, ale można było to zrobić inaczej. Takie zagrania na widzach, pasują raczej do słabszych seriali, a wydawało mi się, że Hannibal prezentuje trochę wyższy poziom.

Za tydzień kontynuuję wątek dotyczący związku książki-serial, ale nie będzie to porównanie, a tylko moje spostrzeżenia.

Trzymajcie się i udanych ferii dla wszystkich, którzy tak jak ja, je dzisiaj zaczynają, M

czwartek, 15 stycznia 2015

Kino 2015

Hello!
Może trochę specjalnie czekałam z napisaniem tego posta, do dnia ogłoszenia nominacji do Oscara, chociaż równie dobrze mogłam to zrobić w czasie Złotych Globów, ale uznałam, że Oscary są bardziej "wow". Co prawda post jest z nimi związany tylko dlatego, że przygotowałam listę filmów, na które w tym roku czekam.
  1. "Whiplash"
  2. "Noc w muzeum 3"
  3.  "Niezłomny"
  4.  Paddington"
  5. "Wielkie oczy" 
  6. "Gra tajemnic"
  7.  "Teoria wszystkiego"
  8. "Jupiter: Intronizacja" (ten tytuł pojawił się rok temu i jest jedynym filmem, którego nie obejrzałam z poprzedniej listy. Chyba została przesunięta data premiery, albo coś skoro ma pojawić się w kinach w lutym)
  9. "Tajemnice lasu"
  10.  "Kingsman: Tajne służby"
  11. "Co robimy w ukryciu"
  12.  "Dumni i wściekli"
  13.  "Kopciuszek" 
  14. "W samym sercu morza"
  15.  "Avengers: Czas Ultrona"
  16.  "The Minions"
  17. "Ant-Man"
  18.  "Z dala od zgiełku"
  19.  "Piotruś Pan"
  20.  "The Walk"
  21.  "Victor Frankenstein" 
  22.  "Hotel Transylwania 2"
  23.  "Crimson Peak"
  24.  "Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy" 
24. "High-Rise" Nie ma daty premiery, ale ma być w tym roku. Podobno.
25. "Spectre". Światową datę premiery nowy Bond ma wyznaczoną na 23 października. 

Pisząc te tytuły, złapałam się na tym, że nie mam pojęcia o czym jest część filmów i czemu chcę je obejrzeć, po prostu przeglądałam listę premier i wypisywałam te, które miały zaznaczone "chcę obejrzeć'. Generalnie mam wrażenie, że pomimo, iż tegoroczna lista jest dłuższa, jestem zupełnie niezwiązana emocjonalnie z większością filmów, które się na niej znajdują. Tak w sumie mogłoby zostać 10, ale pozostałe 15 jednak są w jakiś sposób intrygujące lub grają tam aktorzy, których lubię więc zostaną. A w 5 tytułach są linki do zwiastunów. Taki bonus.

Trzymacie się, M


wtorek, 13 stycznia 2015

"Poloneza czas zacząć... "

Hello!
Styczeń to miesiąc studniówek. Moja już była, ale ponieważ mnie na niej nie było, postanowiłam inaczej ja wykorzystać i pokazać, że polonez to nie tylko ten z "Pana Tadeusza". Chociaż mój wybór też nie jest ogromny i nie nieznany, ale inny. Głownie zostałam zainspirowana pierwszym utworem, do którego tańczyli w mojej szkole "małego poloneza". I nie tylko ja tak miałam, bo podobał i podoba się absolutnie wszystkim.
 Postanowiłam tez tym miłym akcentem wrócić do mojego sposobu pisania o muzyce, po trochę traumatycznych przejściach z jesiennym wyzwaniem.


Prawdę powiedziawszy myślałam, że lepiej mi pójdzie szukanie jakiś innych polonezów, liczyłam na chociaż 5. Ale, ponieważ nie chciałam wstawiać polonezów, do których się nie tańczy, nie miałam zbyt dużego wyboru, a poszukiwanie spełzło na niczym, bo w większości nagrania ze studniówek przeplatają się z różnymi dziwnymi filmikami o samochodach.

LOVE, M

niedziela, 11 stycznia 2015

Poczatek ("Hannibal. Po drugiej stronie maski")

Hello!
Dotarłam do końca, albo początku, zależy jak na to spojrzeć, historii Hannibala. Nie mogłam się doczekać, aż przeczytam tę część, bo z do filmu mam ogromny sentyment.

"Prowadził życie pod malowanym sufitem dzieciństwa. Lecz sufit ten był cienki jak niebo i jak niebo nieprzydatny."

"Hannibal. Po drugiej stronie maski" to kształtowanie się charakteru bohatera. I choć, niby to oczywiste, to jednak historia nie jest bezpośrednią przyczyną jego późniejszych zachowań. Wydaje się bardziej pretekstem do tych zachowań. Oczywiście, gdyby nie realia wojny, możliwe, że mroczna i potworna natura Hannibala nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Z drugiej strony z czasem niż nikt nie miał na niego żadnego wpływu. Nawet miłość nie była w stanie przeciwstawić się żądzy zemsty.

"-Na twój widok świerszcz śpiewa w duecie z mym sercem.
-Me serce drży na widok tej, która nauczyła je śpiewać"
Choć ta część podobała mi się najbardziej, to trudno mi coś o niej napisać, nie wiem czemu. Nie ma się nad czym zachwycać, bo ta historia jest bardzo smutna, na każdej możliwej płaszczyźnie. Wszystkie postacie mają albo mroczne tajemnice, albo coś na sumieniu, albo dokładają do całości kolejne smutne kawałki. Wiadomo też do czego to wszystko prowadzi. Jednocześnie nie jestem w stanie nic tej książce zarzucić. Szczególnie językowo mnie urzekła. Ta cześć pod tym względem jest "najładniejsza".

"Miłość i nienawiść, wyrzuty sumienia i żądza zemsty, obrzydlistwo i zmysłowe piękno, sztuka i kobieta walczą o duszę Hannibala.
W tej niezwykłej opowieści beznamiętne opisy rytuałów morderstw, przeplatają się z poetyckimi symbolami i rozpalają wyobraźnię.
Krwawa i nastrojowa- poraża okrucieństwem i porywa wyrafinowaną, perwersyjną wręcz zmysłowością" 
Powyższy tekst widniał na okładce książki, jest odrobinę wyolbrzymiony, ale najlepiej oddaje wszystko to co się w niej znajduje w idealnej proporcji.

Jako human i maturzystka mogę tylko dopisać, że według mnie można by wykorzystać tę książkę (czy film) jako tekst kultury do matury, czy to pisemnej czy ustnej, do tematu na przykład o II wojnie światowej, jak ona wpływała na losy ludzi czy w jakimś podobnym kontekście. 

To koniec mojej przygody z książkami, prawie. Za tydzień będzie o drugim sezonie serialu, a za dwa kilka uwag na temat wykorzystania książek w serialu. A potem o filmach. 

Pozdrawiam, M


piątek, 9 stycznia 2015

W styczniu wezmę się w końcu za naukę

Hello!
Ostatni tydzień przed świętami i pierwszy tydzień po świętach upłyną mi pod znakiem matur. I przypuszczam, że wszystkim maturzystom podobnie. Najpierw cały tydzień pisania, później 3 dni omawiania. Najważniejsze zdałam matmę. Wynik wolę pominąć wymownym milczeniem, ale liczę, że do maja się douczę. Najlepiej poszedł mi angielski, a to bardzo ważna wiadomość, bo go najbardziej potrzebuję na studia. Z podstawowego polskiego jestem dość zadowolona, chociaż trzeba przyznać, że ludzie, którzy układali matury są chyba dość złośliwi. I pod względem tekstów do czytania, a szczególnie tego drugiego, jak i wiersza, który interpretowałam. Bo temat rozprawki był całkiem przyzwoity. Trochę gorzej z rozszerzeniem, ale jak tylko wyszłam to wiedziałam, że napisałam wypracowanie w trochę innym kierunku niż wymaga tego ode mnie klucz. Chociaż jako z tekstu jestem bardzo zadowolona, naprawdę podoba mi się to co tam napisałam. I historia. Tylko z tego przedmioty sprawdziłam odpowiedzi i wynikało z nich, że poszło mi całkiem dobrze. Ale koniec końców miałam niezbyt dużo punktów, choć i tak najwięcej w klasie. Z czego z rozprawki straciłam punkty z prostego względu, że moja pani od historii jakoś nie może się zebrać, żeby nam wytłumaczyć jak je dobrze napisać. Inne straty punktów wynikały z tego, że nie rozumiałam zadania. A to natomiast z faktu iż na przykładowej maturze czy na sprawdzianach czy w ćwiczeniach, które mają być teoretycznie podporządkowane pod nową maturę nie pojawiały się typy zadań, które były na próbnej. Głównie chodzi o rzeczy typu porównywanie źródeł, wyciąganie wniosków (prawda, że nie brzmi strasznie? a jest), ale bardziej o zajmowanie i uzasadnianie stanowiska. Niby nie brzmi strasznie, ale jak zajmiesz dobre stanowisko, uzasadnisz dobrze na podstawie jednego źródła, a źle lub wcale na podstawie drugiego, masz 0 punktów. Co jest generalnie bardzo dziwne. Pani od historii na przeanalizowanie matur poświęciła 2 godziny, może pomoże.
Podsumowując mogło być dużo lepiej, ale nie jest tak najgorzej. A cały tekst napisałam żeby sobie ponarzekać i po wkurzać się na zadania z matury z historii.



Liczę na odzew maturzystów, pochwalcie się jak Wam poszło, M

PS. Powoli zamieniam się w blogerkę książkową. Postanowiłam zaszaleć i biorę udział w wyzwaniu "Czytam literaturę angielską". Więcej informacji na górze, obok 100 BBC.

środa, 7 stycznia 2015

Orszak Trzech Króli 2015

Hello!
Podobnie jak w poprzednim roku śpiewałyśmy przy ostatniej scence Orszaku Trzech Króli czyli złożeniu darów. Oczywiście kolędy. Ale w tym roku fotografowie wyjątkowo poskąpili nam swojej uwagi i znalazłam aż jedno zdjęcie. Słychać nas też trochę na nagraniu, ale akurat tę kolędę śpiewała solistka.
 Film i zdjęcie tu
Niech Was nie zmyli Słońce, które skutecznie utrudniało nam śpiewanie, był potworny mróz.




Trzymajcie się ciepło, M

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Wszytsko o czym nie napisałam w 2014, a miałam zamiar.

Hello!
W czwartek zrobiłam podsumowanie 2014 roku, a na dziś przygotowałam coś czemu dokładnie odpowiada opis znajdujący się w tytule. Podobnie jak obrazki towarzyszące notce podsumowującej (i tej również), są to głównie rzeczy, które gromadziłam cały rok z zamiarem napisania na ich temat notki, ale jakoś nigdy mi to nie wyszło, a także nie pasowały aby podłączyć je pod coś innego. Ewentualnie zwyczajnie o nich zapomniałam.Uznałam, że zbiorę je wszystkie w jedną wspólna notkę. A w sumie nie ma tego dużo więc dokładam kilka słów o książkach i planach na 2015.


Tu brytyjscy aktorzy i aktorka z okazji Narodowego Dnia Poezji czytają wiersze. Warto posłuchać, zdecydowanie.
Tu aktorzy grający w serialu "Doctor Who" czytają bajki na dobranoc.
Tu możecie znaleźć odcinek "Doctora Who" jaki miał premierę w dniu waszych urodzin, albo generalnie w jakimś wymyślonym przez siebie dniu, albo najbliżej danej daty.
Jeśli lubicie zarówno "Doctora Who" jak i "Upiora w operze" to tu możecie znaleźć ciekawe połączenie tych dwóch światów.
W internecie można natknąć się na dziwne rzeczy i to bardzo łatwo, oto jedna z nich. Doctorzy w wersji My Little Pony.
Tu możecie znaleźć test: jaką osobą z renesansu jesteście. Mi wyszło, że jestem Szekspirem.
Naprawdę dobry filmik o filmach 2014 roku możecie obejrzeć tu. 
to znalazł mój brat. Piosenka dotycząca postaci z książek "Kłamca".
 Jak widać większość dotyczy "Doctora Who", nie jest to działanie celowe tak wyszło.



W 2014 roku przeczytałam 60 książek. Nie wiem czy to dużo czy mało, ale biorąc pod uwagę różne czynniki jest to chyba dość przyzwoity wynik. Najbardziej duma jestem z uzupełnienia pewnych braków w moich lekturach, a także przeczytania książek na których mi bardzo zależało, jak na przykład "Władca Pierścieni", "Wielki Gatsby", "Portret Doriana Greya", "Dziwne losy Jane Eyre", "Notre Dame de Paris", "Anna Karenina", "Pachnidło". Ale jeśli miałabym wybrać moją ulubioną to zdecydowanie jest to "Atlas chmur" i seria o Kłamcy. Piszę to wszystko dlatego, że dodałam na górze nową stronę 100 BBC, gdzie znajduje się osławiona lista książek, które trzeba przeczytać. Zachęcam do zajrzenia, bo tam wszystko dokładniej wyjaśniam.


Ostatnia rzecz: plany na 2015 rok. Blogowe. Chciałabym do końca lutego zamknąć Zimę z Hannibalem, a w marcu i kwietniu wykorzystać bloga do nauki do matury w nowej serii z roboczą nazwą motywy do matury. Już mam pomysł jak to zorganizować i przedstawić. A moje najdłuższe wakacje w życiu mam zamiar poświęcić postaci Sherlocka Holmesa.

Teraz to już chyba wszystko, M



sobota, 3 stycznia 2015

Zaskoczenie to mało powiedziane ("Hannibal")

 Hello!
Zimy z Hannibalem ciąg dalszy. 
Książki o Hannibalu z każdą kolejną robią się coraz lepsze. I lepiej się je czyta, są ciekawsze, a ta ma powalająca zakończenie, choć nie zaczyna się zbyt optymistycznie.
Przykro się robiło, gdy czytało się o zamknięciu Akademii, a było mi nawet szkoda szpitala psychiatrycznego. Chilton gdzieś się zapodział po niemiłym wypadku z końca „Milczenia owiec”. Kłopoty sekcji behawioralnej to też niezbyt dobra wiadomość.
Harris ma niesamowitą zdolność do kreowania psychopatów. A najlepszym tego przykładem nie jest wcale Hannibal, tylko drugoplanowi zbrodniarze. Którzy, na przykład, porównują planowanie zbrodni do komponowania utworu muzycznego. Jak od poprzednich książek, od tej również bije niesamowita elegancja. Ale najczęściej w połączeniu właśnie z okrucieństwem, jak na przykładzie powyżej. A jeśli do tego dodać scenerię Florencji to ja to kupuję. (Chociaż się tego po sobie nie spodziewałam.)
Czasami czytając miałam wrażenie, że prawie wszyscy bohaterowie, biorą udział w konkursie „Kto jest większym psycholem?”. W”Hannibalu” chyba nie ma ani jednej w pełni zdrowej na umyśle postaci. Na pierwszy plan wysuwa się rodzeństwo W. Nie należało do przyjemności czytanie fragmentów, w których występowali. Choć Margot do pewnego momentu była nawet znośna w przeciwieństwie do jej brata, który nie tylko wyglądał strasznie, ale i miał straszny umysł.

„Przeznaczamy na decyzję jakiś moment w czasie, żeby uczynić wydarzenie, będące ukoronowaniem racjonalnego i świadomego procesu myślenia. Ale decyzje powstają ze zwichrowanych uczuć. Często są składnikami nie sumą”

W „Hannibalu” nawet Clarice nie jest już taka irytująca. Zaryzykuję stwierdzenie, że dorosła. Dalej miałam wrażenie, że dotknięta jest znieczulicą i ona sama nie bardzo chciała to wrażenie zmienić, ale jednocześnie decyzje, które podejmowała były racjonalne i niepozbawione sensu, a takich prawnie nie podejmowała w „Milczeniu owiec”. Choć i ten rozsądny obraz zaburza kilka ostatnich rozdziałów. Bo to co potem robiła i na co się zdecydowała, wykracza poza moją zdolność pojmowania rzeczy. A jeszcze gorsze, że naszej głównej bohaterki chyba również.

Patrząc na tę i dwie pozostałe książki widać w jak wyraźną całość się układają. I przy takim spojrzeniu to „Hannibal” wypada najlepiej. Jeśli potraktować książkę jako finał całej tej historii to lepszego chyba nie mogliśmy dostać. Chociaż jak poprzednie części rozwija się powoli, choć ma nad nimi przewagę, bo cześć akcji dzieje się we Florencji, to oczekiwanie na kulminację i wyjaśnienie jest najlepiej zwieńczone. A do tego nie dość, że zaskakujące to wręcz oszałamiające. A po początkowych rozdziałach się tego nie spodziewałam. Czytając, cały czas miałam wrażenie, że jestem przed wydarzeniami i wielu rzeczy się domyślałam.
Jednak dla mnie najważniejsze były informacje o przeszłości Lectera, które w końcu dostajemy. Niewielką ilość, ale zawsze. Ponieważ ja byłam zaznajomiona z historią od jej początku, tzn. od filmu „Hannibal. Po drugiej stronie maski”, wspomnienia o przeszłości mogłam sobie niekiedy dopasować do tego co widziałam w filmie. I sam Hannibal szukał sposobu na poukładanie swojej przeszłości. Chyba mu się udało, bo jego przyszłość, jak by nie było rysuje się w kolorowych barwach.

Obrazki użyte w dzisiejszej notce oraz inne można znaleźć na moim tumblrze.
Trzymajcie się, M