niedziela, 8 lutego 2015

Jeszcze bliżej ("Milczenie owiec" - film)

Hello!
Już w pierwszej notce dotyczącej Hannibala wspominałam, że od dzieciństwa tytuł "Milczenie owiec" napawał mnie irracjonalnym strachem. Bo nawet gdyby zastanowić się nad sensem tego stwierdzenia to odrobinę mu go brakuje. Dopóki się nie przeczyta książki lub nie obejrzy filmu i zagadka zostanie rozwiązana.

Pierwszą rzeczą jaka rzuca się w oczy w czasie oglądania tego filmu jest ilość zbliżeń i scen, w których pokazywana jest twarz Clarice Starling i tylko odrobinę rzadziej, ale zdecydowanie strasznie twarz Lectera.  A  w czasie ich rozmów to już wcale nie widać nic innego tylko oczy jednej i drugiej postaci, od których widz nie może się oderwać. Wytwarza to jakąś więź zarówno pomiędzy nimi jaki i pomiędzy nimi i nami, bo często wydaje się, że mówią oni nie do siebie na wzajem tylko do widza. A co gorsza widz zaczyna podstawiać siebie w miejsce tej osoby, która słucha. Wrażenie najczęściej jest dość niepokojące. 


I Clarice i Hannibal nie dają żadnej z drugoplanowych postaci nawet cienia szansy na wkupienie się w łaski widza. W pewnym momencie zapomina się po co oni ze sobą rozmawiali i czym agenta się zajmuje, bo scen z mordercą jest ledwie kilka i to wybrane takie, bez których film nie miałbym żadnego sensu. Trochę szkoda, można go było pokazać trochę więcej, bo w książkach kwestia psychologii postaci miała dość duże znaczenie. Drugi plan zmniejszono do koniecznego minimum. Chociaż pokazano kilka scen z Akademii FBI i przebłyski przeszłości Clarice i to mi się podobało.


Starling w filmie trochę odarto z charakteru. Ale jak dla mnie to nie gorzej, bo w książce była dość irytująca. A z drugiej strony pokazano i powiedziano całkiem sporo o jej przeszłości. Tylko w jakiś taki uzasadniony sposób. To wszystko to jest jednak nic. Nie mogę się nadziwić w jaki sposób książkowy Hannibal potrafi być filmowym Hannibalem. Czytając jakoś nie wydawał mi się groźny, niepokojący owszem, taki cień na wszystkim co się dzieje, ale nic więcej. Natomiast ten filmowy budzi od pierwszej sekundy potrzebę odsunięcia się od ekranu, aby być od niego jak najdalej. Nie potrafię określić tego fenomenu słowami. Albo może i potrafię- Anthony Hopkins. To co on robił w filmie to absolutne mistrzostwo świata.


Jeszcze jedna rzecz, która rzuca się w oczy. Albo bardziej w uszy. Po pierwsze w tym filmie bardzo niedużo mówią. Lub to tylko moje wrażenie. Ale jak nie mówią to czas zapełnia naprawdę znakomita muzyka.

Udanego tygodnia, M

3 komentarze:

  1. Słyszałam o tym filmie, ale nigdy mnie nie zaciekawił :) Może jednak się przełamię?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo słyszałem o tym filmie, ale nigdy jakoś nie ujął mnie tak, żebym go w końcu obejrzał. Może w końcu to nadrobię :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam własnie w planach obejrzec ten film, jestem ciekawa czy mi się spodoba :-)
    xoxo, Xiya Valentina

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3