sobota, 15 sierpnia 2015

Głowa, mamy problem ("W głowie się nie mieści")

Hello!
Naprawdę nie wiem jak po przeprowadzce do Gdańska poradzę sobie bez moich braci, którymi mogłam tłumaczyć obecność na seansach wszelkich bajkowych nowości. Ostatnio wybraliśmy się na "W głowie się nie mieści".

Wszystkie obrazki jak zawsze z tumblra.

Riley, w której głowie siedzimy właśnie przeprowadziła się do San Francisco i przejmuje się tym bardziej niż pokazuje. Trzyma się dzielnie, dopóki Radość wraz ze Smutkiem nie ma małego wypadku przy pracy i konsoletą emocji zaczynają dowodzić Gniew, Strach i Odraza. Z tego nie może wyniknąć nic dobrego.


Pomysł na pokazanie funkcjonowania emocji i tego jaki wpływ mają one na nasze życie jest fantastyczny. I dobrze wytłumaczony. Całe funkcjonowanie umysły jest przedstawione fenomenalnie. Widzimy takie rzeczy jak: pociąg myśli, fundamenty/wyspy osobowości, wytwórnię snów, podświadomość, pamięć długotrwałą- całkiem sporo zwiedzania. Wszystko jest bardzo kolorowe i przyjazne, i bardziej pasuje do wieku naszej bohaterki- podobno ma 11 lat- niż jej zachowanie na zewnątrz. To bardzo niespójny element bajki i drażni ta rozbieżność. Ponad to poza tym że nasza bohaterka kocha hokej to o jej charakterze jako takim, nie wiemy nic.

Idea większej współpracy emocji wpadła mi do głowy już na początku filmu. Nieżyciowe, choć przyjemne, jest dowodzenie wszystkim przez Radość. Jednak udowadnianie dzieciom, że Smutek może być ważniejszy od Radości niezbyt pasuje. Szczególnie, gdy zauważymy, że w głowie mamy Riley właśnie on zajmuje stanowisko dowodzenia. Nie przekonujące są także próby współpracy tych dwóch emocji. Tylko Radość się stara, Smutek się smuci, ale, jak się okazuje, ma lepsze pomysły. Przyznam się: od początku ta niebieska dziewczynka w swetrze niesamowicie mnie irytowała. Po prostu nie mogłam jej znieść na ekranie, a takie rzeczy raczej nie zdarzają się w przypadku filmów animowanych. Smutek zdecydowanie zniszczył mi seans.
Bajka generalnie nie jest wcale taka wesoła, choć zabawna. Z tym, że ja śmiałam się przeważnie w zupełnie innych momentach niż reszta kina.


Premiera tej bajki w moim kinie oczywiście była sporo opóźniona więc zdążyłam przeczytać trochę recenzji, opinii i komentarzy. Przewijają się przez nie stwierdzenia na przykład, że to film bardziej dla dorosłych niż dla dzieci- moi bracia zgodnie stwierdzili, że był średni, a ja, chociaż naprawdę mi się podobał to jednak trochę się znudziłam. To znaczy przez dużą część filmu miałam wrażenie, że wszystko można było załatwić jakoś sprawniej. Często ludzie piszą także, że bardzo się wzruszali, a mnie, a płaczę na wszystkim co się da, nie ruszyło. Chociaż płakałam- na puszczanym przed seansem zwiastunie "Małego Księcia".


Napiszę jeszcze raz, gdyby ktoś po przeczytaniu tego wszystkiego co jest powyżej miał jakieś wątpliwości: bajka naprawdę mi się podobała. Patrzy się na nią wyjątkowo przyjemnie i daje do myślenia. Mam tylko problem, bo aż kipi z niej moralizatorski ton, a jakoś nie potrafię go odnaleźć. Morału czy płynącej z niego nauki, oraz potwierdzenia, faktu, że starsi powinni się na filmie bawić równie dobrze jeśli nie lepiej jak dzieci. Dopisywanie dodatkowego znaczenia i filozofii tam gdzie ich nie ma.

Pozdrawiam, M






3 komentarze:

  1. Bajki jeszcze nie widziałam, ale poznałam książeczki z tej serii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też byłam na tym filmie i mam podobną opinię do ciebie. Mały Książę zdecydowanie lepszy

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam, niestety nie mogę powiedzieć nic o Małym Księciu, bo nie byłam .... Ale na kolana jakoś nie powaliło, szczerze . http://pogadanki-plepleple.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3