sobota, 10 października 2015

Od kata do kota, czyli o pierwszym tygodniu na uczelni słów kilka

Hello!
Co prawda pod poprzednim postem nie było wielkiej odezwy wobec mojego planu napisania o wrażeniach  z pierwszego tygodnia studiowania, ale zapaliłam się do tego pomysłu i postanowiłam go zrealizować. Głównie dlatego, żeby osoby, które ewentualnie będą rozważały pójście na ten sam kierunek co ja, wiedziały na co się piszą. Sama szukałam nieco mniej formalnych informacji i nie udało mi się nic znaleźć.


Zacznijmy jednak od początku. Studia zawsze były dla mnie pojęciem abstrakcyjnym. Nie uważałam ich za nic rzeczywistego. W szkole podstawowej się o tym nie myśli, a plany typu "będę nauczycielką" nie biorą pod uwagę faktu, że aby faktycznie uczyć, wypadałoby skończyć pedagogikę. Gimnazjum dla większości młodzieży to czas prób i błędów, szukania własnej tożsamości i buntu. Myślenie o przyszłości zdecydowanie nie jest priorytetem czternastolatków. Z tego co pamiętam w tamtym okresie myślałam nad zostaniem dziennikarzem sportowym. Chciałam komentować zawody i wydarzenia. Nawet nie wiem skąd wziął mi się ten, tak konkretny pomysł. A w liceum nawet byłam na tematycznych warsztatach, ale wtedy przestałam podchodzić do tego poważnie. Im bliżej było do czasu podjęcia decyzji tym bardziej nie wiedziałam co chcę robić w przyszłości. Wiedziałam za to czego nie chcę, a to już coś. Przez dwa pierwsze lata liceum studia były jeszcze bardziej abstrakcyjne niż w podstawówce. Miałam pewien zamysł w czym mogłabym się sprawdzić, ale nie było odpowiedniego kierunku. To znaczy był, ale ja jeszcze o nim nie wiedziałam. Oświecenie przyszło po targach edukacyjnych w Warszawie i było nieco jak grom z jasnego nieba. Teraz gdy już jestem w Gdańsku i oficjalnie studiuję Zarządzanie Instytucjami Artystycznymi (ZIA) nie jest to ani trochę bardziej rzeczywiste niż podstawówkowe plany. I nie chodzi o to, że nie mogę uwierzyć, że się dostałam, ale nigdy nie wyobrażałam sobie siebie na studiach.

Wstęp wyszedł mi nieco przydługi, a jeszcze nawet nie wyjaśniłam skąd wzięła się moja fascynacja teatrem, a to dość nietypowa i chyba zabawna historia. To innym razem. Mam też plan opisać różnice i podobieństwa pomiędzy liceum, a szkołą wyższą. Póki co mam wrażenie, że tych drugich jest zdecydowanie więcej.

Teraz pokrótce postaram się opisać moje poszczególne zajęcia. Może być ciekawie, bo większość nazw może okazać się dłuższych od opisów. Wprowadzenie do nauki o sztukach  performatywnych- dalej do końca nie wiemy co będziemy robić na tych zajęciach, bo pan profesor stwierdził, że przekonamy się w ciągu wykładów i nie będzie definicji. Zapowiada się ciekawie. Póki co obejrzeliśmy nagranie pewnego projektu artystycznego, polegającego mniej więcej na tym, że panowie na prośbę artysty, zdejmowali z siebie ubrania. Krytyka Artystyczna- to chyba dość jasne. Głównie będziemy zajmować się krytyką teatralną, bo pani doktor jest teatrologiem, jeśli dobrze pamiętam. Praktyczna nauka języka angielskiego- najstraszniejszy przedmiot jaki mam. Podzielony jest na dwie części. Kształcenie zintegrowane, albo jakoś tak, czyli czytanie, pisanie, słuchanie i moja zmora- mówienie. Na szczęście prowadząca wydaje się wspaniałą, wyrozumiałą i równą babką więc może nie będzie tak źle. Inna sprawa, że mój rok jest naprawdę mądry z angielskiego i ja po tych zajęciach czułam się mała i głupia. Drugim angielskim jest fonetyka. To prawdopodobnie najtrudniejszy przedmiot jaki mam. Jednocześnie najciekawszy i fascynujący.  Trochę paradoks i oksymoron w moim wydaniu, bo fonetyka, jak by nie było, to mówienie, a mój entuzjazm wobec tego typu aktywności jest równy zeru. Póki co jestem jednak bardzo pozytywnie nastawiona wobec tych zajęć. Marketing, reklama, PR. Pierwsze zajęcia były typowo organizacyjne, ale akurat ten przedmiot ma dość precyzyjną nazwę. Teatr powszechny XIX wieku. Pani profesor prowadząca te zajęcia była tak miła, że przesłała nam cały plan na ten semestr i dokładnie wiemy czym będziemy się zajmować. Nazwa przedmiotu nie brzmi zbyt fascynująco, ale zapowiada się ciekawie. Wprowadzenie do wiedzy o filmie. Wykładowca nie miał dla nas niestety zbyt wiele czasu, ale zdążył powiedzieć, że będą to normalne wykłady, a na koniec będzie egzamin pisemny z otwartymi pytaniami. Teraz się pewnie zastanawiacie dlaczego zwykły wykład ma być czymś niecodziennym. Otóż większość moich zajęć to "wykłady konwersatoryjne" czyli mają być rozmową, dyskusją, a nie tylko omówieniem tematu. Podobnie jak fakt egzaminu, bo takowe będę miała chyba tylko z 3 lub 4 przedmiotów, pozostałe zalicza się na jakiś tam innych zasadach. I nie będę też miała żadnych testów w trakcie semestru, wyłączając angielski, bo akurat z niego będzie.  Ale tym może zajmę się dokładniej pod koniec semestru. Filozofia. Troszkę się obawiałam, że te zajęcia mogą polegać na nauce nazwisk i doktryn, ale tak nie jest. Doktor mówił o języku, w dużym uproszczeniu. Generalnie jest tak, że rozumiem co mówi, ale nie za bardzo pojmuję o czym. Jest to jednak dość zabawne, bo anegdotki i historyki jakie padły na tych zajęciach są doskonałym tematem do późniejszych rozmów na korytarzu, Może to niezbyt górnolotne, ale najżywiej wszyscy zareagowali na zdanie: "Informatyk w łóżku do żony mówi: "Enter"". Całość padła w kontekście zawężania i profesjonalizacji języka. O innych przykładach spokojnie mógłby powstać oddzielny post. Teorie mediów. Podobnie jak w przypadku Wprowadzenia do nauki o sztukach performatywnych, dalej nie za bardzo wiemy o czym tak w zasadzie będą te zajęcia. Doktor próbował nam wytłumaczyć, ale ponieważ to bardzo energiczny człowiek, zanim to zrobił, poruszył jeszcze 10 innych wątków, a o pierwszym zapomniał. Generalnie prowadzący jest bardzo nastawiony na współpracę z nami, zarówno pod względem, że możemy proponować tematy poruszane na zajęciach jak i tego, że musimy się na nie przygotowywać, czyli czytać książki i o nich dyskutować. Jeśli o się sprawdzi to nie będzie egzaminu. Nie miałam jeszcze zajęć z Wprowadzenia do nauki o teatrze i Warsztatu Aktorskiego, ale może to i lepiej, bo i tak notka rozrosła się znacznie bardziej niż przypuszczałam, a prawdę powiedziawszy chciałam jeszcze o kilku rzeczach napisać.

Pod koniec miesiąca także pojawi się relacja ze studiowania. Zobaczymy czy mój obecny entuzjazm się utrzyma, zmniejszy, a może wręcz odwrotnie jeszcze zwiększy.
Tytuł noki wzięłam z zajęć fonetyki. Zadanie polegało na znalezieniu różnic w wymowie polskiej i angielskiej i akurat wyrazy "kat" i "cat" zostały ze sobą zestawione, co wygląda trochę drastycznie, a trochę zabawnie.
Póki co ogromnie się nudzę. Oczywiście nie na zajęciach, tylko w akademiku. Zdążyłam przeczytać większość książek, które przywiozłam, oczy bolą mnie od patrzenia w laptopa, a trochę strach samemu chodzić po obcym mieście.

Trzymajcie się, M

11 komentarzy:

  1. No to wychodzi na to, że studiujmy coś kompletnie przeciwnego :D Nie, no ale podoba mi się Twój kierunek. Niektóre zajęcia, na przykład filozofia mogłyby być bardzo ciekawe. Wprowadzenie do wiedzy o filmie też fajne! Zdajesz sobie sprawę, jaka będziesz mega kompetentna po tych studiach? :D

    Urzekłaś mnie gifem z Hermioną! Ja już po tym pierwszym tygodniu stwierdziłem, że studia są jak nauka w Hogwarcie :) Dokładnie ten sam system edukacyjny, czyli przesiadywanie w bibliotece, itp. Czekam na więcej! Jak sama zauważyłaś, minął dopiero pierwszy tydzień, czyli zajęcia organizacyjne! Prawdziwe studia poznamy dopiero teraz, haha.

    Masz naprawdę farta, że nie będziesz miała testów! Ja już się uczę na pierwsze dwie wejściówki z bezkręgowców i anatomii roślin ^^ Pozdrawiam!
    indywidualnyobserwator.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam ten gif zapisany od wieków i tylko czekałam na okazję aby go wykorzystać ;)
      "Mega kompetentna" podoba mi się to stwierdzenie, chciałabym w nie wierzyć ;>
      Życzę powodzenia w nauce, na pewno dobrze Ci pójdzie!

      Usuń
  2. Życzę Ci takiego entuzjazmu cały czas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. M, zaciekawiłaś mnie, szczerze, jeszcze na razie do studiów mi daleko, ale i więcej spostrzeżeń i rad tym lepiej ! ;)
    http://world-by-ous.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba też patrzeć na to, że i tak na innych uczelniach będzie zupełnie inaczej i pewnie będą inne przedmioty :) A już Ci co będą zdawać w następnym roku będą mieli inaczej :) Ale bardzo ciekawy kierunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i dodam,że jeśli to tylko licencjat to mgr musisz zrobić z tego samego kierunku bo inaczej stracisz uprawnienia, czyli to tak jakby... Zaprzepaścić 3 lata studiowania.

      Usuń
  5. na drugim roku miałam filozofię - wynudziłam się za wsze czasy, egzamin ustny był porażką. przez trzy semestry miałam zajęcia związane z filmem, i choć na początku dowiedziałam się wiele rzeczy np. o ustawieniu kamery, padaniu światła i tym podobnych, tak teraz jedynie omawiamy filmy, i to jest troszkę nudne :)

    zazdroszczę jednak tego zachwycania się od nowa czyms, co dla mnie jest już stare i zupełnie przejedzone :)

    ściskam, Lu

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja w tym roku będę pisać maturę, a sama jeszcze nie mam konkretnego planu na siebie. Jestem bardzo ciekawa zajęć z filzofii, sama chciałabym takie mieć :)
    Życzę powodzenia! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Początek studiów...dla wielu trauma, dla innych właśnie pierwszy wiatr wiejący wprost pod nowe skrzydła, które wyrastają. No i oby ten entuzjazm się właśnie utrzymał, trzymam za to kciuki!:) I nie słyszałam wcześniej o tym kierunku ale...wygląda na ciekawy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. niedługo się przekonasz, że Gdańsk to najlepsze miasto dla studentów. pozdrawiam :)
    http://wyznaniaczytadloholiczki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3