wtorek, 22 marca 2016

Wszyscy wściekli ("Daredevil" S2)

Hello!
Zaryzykuję stwierdzenie, że seriale od Netfilxa to pewnego rodzaju gwarancja jakości. W zeszłym roku "Daredevil" był czymś nowym, powiewem świeżości i wszyscy słusznie się nim zachwycali, potwierdzenie drugiego sezonu było tylko kwestią czasu. Kolejny sezon powstał i miał premierę 18 marca, ale, niestety nie jest już taki zachwycający, ale utrzymuje poziom pierwszego sezonu zarówno na poziomie gry aktorskiej jak i samego klimatu i atmosfery, tak charakterystycznych dla tej produkcji.

 Clarie zawsze ma rację.

Niepokoje wywołane tym, że pojawi się i Punisher, i Elektra okazały się słuszne. Sezon cierpi na syndrom "Age of Ultron" - co za dużo to niezdrowo, i na dodatek niezbyt dobrze rokuje to dla nowego Kapitana Ameryki, gdzie pojawić mają się prawie wszyscy. Z tym, że w przypadku filmu może okazać się, że fabuła jest bardziej linearna, natomiast w serialu zostaje wyraźnie rozbita na 2 części. Albo nawet 3.


Prezentuje się to w ten sposób: Punisher pojawia się aby Foggy i Karen mieli co robić, natomiast Elektra aby Matt/Daredevil się nie nudził. W praktyce wygląda to tak, że Matt spóźnia się na rozprawę, bo załatwia z Elektrą jej sprawy. Do tego Karen ma nieco rolę pośredniczki pomiędzy Foggym i Mattem, bo ich drogi zaczynają się stopniowo, ale systematycznie rozchodzić oraz zostaje dziennikarką i pakuje się we wszystkie możliwe kłopoty. Wydaje się, że twórcy serialu chcą z niej trochę na siłę zrobić bardzo ważną postać, ale bardziej banalnego teksu niż ten, który wygłasza w końcówce ostatniego odcinka, dawno nie słyszałam.

 Najbardziej dramatyczna scena w sezonie, a być może i w całym serialu. Matt przez to, że porządnie oberwał w głowę miał problem ze słuchem, na jakiś czas stracił również ten zmysł. Bezsilność i przerażenie jakie malowały się na jego twarzy są nie do opisania.

Mamy więc wściekłego Punishera, wściekłych Irlandczyków; wściekłą Elektrę i wściekłych Japończyków. I za żadne skarby to nie chce się logicznie w serialu połączyć. O ile Punisher pojawia się z dość konkretnych powodów, napędzany osobistą zemstą i muszę przyznać, że tak oddanej sprawie postaci nie widziałam, z tym, że to nic dobrego w tym wypadku, to Elektra pojawia się praktycznie znikąd, ale jak to kobieta, wprowadza zamęt i komplikacje, i nie wiadomo po co ani dlaczego. Później, aby było zabawniej powraca Stick, z resztą nie on jeden, pojawia się mistyczny konflikt, w którym Matt nie chce brać udziału i naprawdę niewiele brakuje, aby w serialu pojawiły się bezpośrednio jakieś nadprzyrodzone siły, a  jestem prawie pewna, że fani by tego nie znieśli.


Drugi sezon bardziej przypomina sprzątanie po pierwszym, niż osobną fabułę, nawet pomimo ilości wątków i postaci. A sprzątać trzeba, bo okazało się, że sprawy nie zostały rozwiązane, a jedynie zamiecione pod dywan, gdzie w ciemności mogły spokojnie się przyczaić i rozwijać. Nie pojawia się złol, którego musimy ścigać i zdemaskować (chyba, że uznamy Japończyków za takowych) chociaż teoretycznie zajmujemy się poszukiwaniem szefa największego kartelu narkotykowego. I to ma jakoś łączyć wątki Punishera i Elektry, ale ja tego nie kupuję. Warto podkreślić, bo może nie jest to dość jasne Punisher nie jest naszym największym wrogiem. W zasadzie to Foggy i Matt podejmują się być jego obrońcami. Taki plot twist. Ale nie spoiler. Dodatkowo w tym wątku pojawia się bezwzględna oszustka pani prokurator, dręcząca naszych prawników i stanowiąca uosobienie tego, że w Hell's Kitchen system sprawiedliwości nie działa tak jak powinien.


Zaskakujące jest to, jak bardzo ten serial jest brutalny. Oczywiście wiadomo, że z Daredevila żaden przyjemniaczek, nawet dla osób, które mu pomagają, ale kontrast pomiędzy nim a Mattem robi wrażenie. Co prawda stara się nikogo nie zabijać i część sezonu mija na tym, aby do tego samego przekonać Elektrę i Punishera, ale niestety naszemu bohaterowi bliżej do złamania własnego postanowienia niż do przekonania tamtych dwojga do swojej racji.


Choreografie walk ciągle są zachwycające, szczególnie gdy Daredevil i Elektra walczą razem, ale każde z osobna także oczywiście dostaje swoje 5 minut, a często nawet więcej. Miłym akcentem jest bardzo podobna do walki z pierwszego sezonu, która chyba już stała się pewnego rodzaju ikoną tego serialu, sekwencja w korytarzu. Chyba ktoś dowiedział się, że ta scena zrobiła na fanach wrażenie.
Zostając w temacie jeszcze przez moment- większość sezonu polega na walkach i gadaniu, i tak na zmianę, Wiem, że nie brzmi to zbyt odkrywczo, ale serial udowadnia nam jak silne mogą być słowa i to w przeróżnych kontekstach. A pod koniec sezony niektórzy bohaterowie opanowali nawet sztukę równoczesnego mówienia i walczenia.


Najbardziej w tym sezonie podobał mi się Foggy, ogromnie się cieszę, że w końcu został doceniony. Nie liczyłam ile razy w moich notatkach pojawia się stwierdzenie 'biedny Foggy' ale mam nadzieję, że w przyszłym sezonie (bo jestem pewna, że kolejny powstanie; chyba, że te japońskie mistycyzmy postanowią połączyć Daredevila, Jessicę, Luka i Iron Fista) nie będę zmuszona do robienia takich zapisków. Foggy odkrywa, że jest dobrym mówcą, wcale nie gorszym prawnikiem niż Matt i wychodzi z jego cienia. Podział obowiązków w ich wypadku się nie sprawdził. Miłe jest także to, że pojawia się blond koleżanka z pierwszego sezonu, a Foggy otrzymuje propozycję pracy od Hogarth, a blondyna wspomina wcześniej, że zajmują się sprawą Jess. Szkoda jednak, że jest go w serialu tak mało. I chciałabym aby zdecydowanie więcej byli Clarie, bo ona i Foggy to głos rozsądku, którego Matt bardzo potrzebuje.


Pomimo całego szeregu zastrzeżeń, nieścisłości w niektórych wątkach i nie domykaniu wielu spraw (szczególnie w wątku Elektry) sezon mi się podobał. Dobrze się go oglądało, nawet pomimo przeskakiwania od jednej do piątej postaci, rozwinięcia motywów mistyczno-mitycznych (i naprawdę obawiam się, że będą to ciągnąć, a wtedy serial straci powagę i przyziemność, i może niechcący odlecieć na tę samą planetę niedorzeczności co "Agent Carter", choć na pewno w mniejszym stopniu) i ogólnego rozrzucenia wątków. Kilka pojedynczych zdań i spostrzeżeń na koniec.  W jednym z odcinków Daredevil wpada do szpitala przez okno- skojarzenie jednoznaczne, a kolejny ma tytuł The Man in The Box, może nie tak bezpośrednie, ale kojarzy się również, poza tym przypadków nie ma. W pewnym momencie chciałam zacząć liczyć ile razy w serialu pada słowo "mściciele". W jednym z odcinków na pewno jest 3 razy, a w sumie przypuszczam, że mogło być użyte koło 12. A największą zagadkę całego sezonu stanowi sprawa tego kiedy Matt śpi. Najprawdopodobniejszą odpowiedzią jest to, że tego nie robi.

6 komentarzy:

  1. Ja nie oglądam seriali, brak czasu na dodatkowe przyjemności :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zainteresowałam się tym serialem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Życia mi na te seriale nie starczy, ale nie będę sobie przyjemności odmawiać...
    Pozdrawiam. :)
    kot-z-maslem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam pierwszy sezon i jak dla mnie był mega. :) Drugi wiem, że już jest, ale póki co nie mam czasu, może w czasie przerwy świątecznej się zabiorę do niego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie widziałam pierwszego, ale może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3