wtorek, 5 kwietnia 2016

Nie moja bajka ("Królowa śniegu")

Hello!
"Królowa śniegu" to opowieść, która zapoczątkowała moją miłość do książek. Dlatego gdy zobaczyłam, że w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim grana będzie przez Teatr Polski w Warszawie nie mogłam przepuścić takiej okazji. Ale, być może, powinnam jednak była.

 Zdjęcia pochodzą ze strony wydarzenia

Po pierwsze nie jestem pewna czy to spektakl na pewno dla dzieci. Są w nim przynajmniej 3 sceny, których dziecko nie ma szans zrozumieć. O ile pierwsza, to po prostu wykorzystanie wiersza Gałczyńskiego "Rozmowa liryczna", co samo w sobie nie jest złe, tylko niepotrzebne, ale dla starszych widzów nawet całkiem sympatyczne, to dziwne tango Królowej i Kaja jest zupełnie niewytłumaczalne. Podobnie jak ubrani w lateksowe stroje, z jakimiś biczami, towarzysze postaci rozbójniczki.


Po drugie relacje pomiędzy Kajem a Gerdą. W pierwszych scenach dowiadujemy się, że Kaj zostaje niejako adoptowany przez mamę Gerdy. A za moment mamy fragment z wierszem. Do tego nie do końca wiadomo czy te postaci są czy nie są dziećmi. Przyjmuje się to z góry za oczywiste, ale dosłownie właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że równie dobrze oni mogli być dorośli. Albo magicznie podrosnąć przed "Rozmową liryczną". Co nie zmienia faktu, że to całe wyznanie miłości jest zupełnie niepotrzebne, bo cała moc tej historii polega na tym, że wędrówka Gerdy jest wyrazem jej miłości do Kaja, pomimo tego, co powiedział jej pod wpływem odłamka. Nie chcę się dalej rozpisywać po prostu coś takiego jak jakakolwiek psychologizacja postaci nie miało tam racji bytu.


Po trzecie. wiele rzeczy w spektaklu dzieje się w więcej niż niewiadomych powodów. Po prostu, bo tak i na dodatek zaskakująco łatwo. Jeszcze inną sprawą jest to, że wiele rzeczy się nie dzieje, a jest o nich opowiadane. Z tym, że wiele razy odniosłam wrażenie, że te rzeczy, o których jest mówione są tysiąc razy ciekawsze niż to co widzimy na scenie. I wiem, że prawdopodobnie wynika to z możliwości, a raczej pewnych ograniczeń w realizacji, ale jestem pewna, że można było tak to zorganizować, aby więcej pokazać a mniej mówić.


Po czwarte. Po macoszemu potraktowano całą historię z lustrem, odłamkami i ponownym układaniem lustra. Niby pokazane są wszystkie etapy podróży Gerdy, ale znów większość jest mocno przegadana i nic się nie dzieje. Czasami jest tak, że postaci łopatologicznie nas informują o tym co robią, bądź będą robić, a czasami musimy całkiem dużo rzeczy sobie dopowiedzieć, aby to co widzimy, miało sens. Bardzo brak temu przedstawieniu złotego środka. Bardzo, bardzo i to pod wieloma względami.

Cztery B. Królową Śniegu na koniec też potraktowano po macoszemu.


Piąte. Wystarczy tego złego, bo być może to tylko ja się czepiam, a dzieciom, których było bardzo dużo, głównie małych dziewczynek, się podobało, z tego co zauważyłam, usłyszałam. Jedną rzeczą, do której absolutnie nie można mieć zastrzeżeń, a wręcz osobie, która je zrobiła należą się wszelkie nagrody świata, są kostiumy. Fenomenalne i cudowne. Szczególnie druga suknia Królowej Śniegu. Trzeba też pogratulować aktorom tempa przebierania się, bo czasami wydawało się wręcz niemożliwe, aby te stroje tak szybko zmieniać.


Sześć. Jeszcze kilka słów o aktorach. Gerda, grana przez Martę Kurzak, na początku trochę mnie przerażała tym jak głośno mówiła i jak ekspresyjnie grała, na szczęście potem się uspokoiła. Kaja polubiłam z miejsca był przesympatyczny, ale jak wiadomo, tak naprawdę, nie ma go zbyt wiele na scenie, a grany był przez Pawła Krucza. Ale ten pan ma też drugą rolę - Wrony i tu może się popisać. Z tego co podsłuchałam i w sumie sama uważam, to jedna z postaci, która z miejsca zdobyła serca publiczność i wiele osób uznało za najlepszą. W Renifera, który był kimś w roli narratora, wcielił się Jarosław Gajewski i był fenomenalny. Wiele do grania nie miał, ale ta elegancja i delikatność, robiły wrażenie. A tytułową Królową (oraz Księżniczkę i Laponkę) grała Joanna Trzepiecińska. Obie te postaci odznaczały się ogromnym wystudiowaniem ruchów, ale były niesamowicie różne i naprawdę podziwiam zdolność przejścia od jednej roli do drugiej.
Część obsady miałam już możliwość podziwiać na dekach teatru w "Zemście" w czerwcu dwa lata temu. Z tym, że wtedy to ja pojechałam do teatru, a tym razem teatr przyjechał do mnie.

Pozdrawiam, M

PS. Zachęcam do polubienia strony bloga na facebook'u. Jak wspominałam pod koniec marca, w kwietniu dzieje się sporo rzeczy i właśnie tam w dużej mierze je relacjonuję.

3 komentarze:

  1. Rzadko kiedy bywam w teatrze...
    Szkoda, że się trochę zawiodłaś na tej sztuce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba raczej nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Teatr uwielbiam. Szkoda, że ta sztuka nie do końca zachwyca..

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3