środa, 22 czerwca 2016

Słów kilka o rozczarowniu

Hello!
Dokładnie tydzień temu miałam ostatni egzamin i zasadniczo skończyłam pierwszy rok studiów. Jak było i czy moje studia okazały się tak "fajne" jak chciałam, aby były - dziś się dowiecie. 

Znalazłam idealne zdjęcie Hermiony.

Najpierw o przedmiotach, które miałam w drugim semestrze. Sztuka internetu i nowych mediów. Podwójne zajęcia w poniedziałki na ósmą, chyba nie muszę pisać jak bardzo wszyscy uwielbialiśmy te zajęcia. Poza tym polegały one głównie na oglądaniu teledysków, innego rodzaju video i temu podobnych rzeczy. Nie były to moje ulubione zajęcia, ani niczego nowego się nie dowiedziałam, ani nic z nich nie wyniosłam. Analiza i interpretacja działa literackiego. Najbardziej inspirujące zajęcia ze wszystkich, kilka postów powstało dzięki nim i jeszcze kilka powstanie. A zajmowaliśmy, się jak w nazwie, omawianiem różnych aspektów głównie wierszy, czasami opowiadań, a prowadzący - fantastyczny człowiek. Wstęp do dramatologii. Zajęcia głównie po angielsku, na początku było ambitnie, wszyscy czytaliśmy całe dramaty, ale później robiły to tylko osoby, które miały prezentacje. Jeżeli kogoś naprawdę interesują dramaty, to zajęcia były naprawdę fascynujące, ale w mojej grupie jest jedna i pół takiej osoby. Wyobraźnia miasta. Bardzo ciekawie prowadzone zajęcia, wykładowca fascynujący, mądry człowiek. Z tym, że, tak naprawdę, nie do końca pasujące do naszych studiów, a mimo to jedne z najlepszych zajęć na tych studiach. Szczególnie w tym semestrze widać jak wiele w zajęciach zależy od wykładowców. Warsztat aktorski. W tym semestrze zrobiliśmy (chociaż ja nie miałam w tym swojego udziału, bo siedziałam w domu ze złamaną nogą) symboliczne przejście ze starego do nowego budynku filologii. Entuzjazm jednak był nikły. Teatr powszechny XX wieku. Oglądaliśmy i rozmawialiśmy o sztukach, głównie niemieckich. A tak naprawdę dowiadywaliśmy się dlaczego są to arcydzieła, choć w większość przypadków niezbyt to rozumieliśmy. Mogliśmy jednak wyrazić swoje zdanie w skali "bardzo w porządku", "w porządku", "syf", "totalny syf". Niestety daliśmy się złapać i jedna sztuka, która była prawdziwym syfem, podobała nam się najbardziej - na zasadzie: to jest tak złe, że aż śmieszne. Język i forma rozporządzeń i pism urzędowych. Kolejne zajęcia prowadzone częściowo po angielsku, częściowo po polsku. Tłumaczyliśmy rzeczy takie jak umowy o pracę, ale także podstawowe wersje umów o wypożyczenie muzealiów i temu podobne rzeczy. Sztuka a teatr. Oglądaliśmy przeróżne rzeczy, robiliśmy prezentacje i naprawdę jestem na siebie zła, bo nigdy nie potrafiłam się na tych zajęciach skupić. A tematy dotyczyły między innymi Piny, Kantora czy Mariny Abramovic. Podstawy finansów i rachunkowości. Jeśli macie przedsiębiorstwo i potrzebujecie księgowej, to ja bardzo chętnie. A poważnie, to chyba jedyne zajęcia,  na których naprawdę się czegoś nauczyłam. Naprawdę cudowne uczucie. Szczególnie, że gdy na początku przeglądało się podręcznik, nie wydawało się prawdopodobne, że nauczymy się robić zadania z jego końca. A nie okazało się, to takie straszne. Angielski i fonetyka. Na pierwszym mieliśmy głównie słówka. Natomiast mój entuzjazm wobec fonetyki z pierwszego semestru ulotnił się i już raczej nie powróci. Głównie dlatego, że nie ma tam zasad, każdego wyrazu w sumie należy nauczyć się na pamięć, a gdy ma się co najmniej 4 dźwięki do przeczytania "a" to można się lekko załamać. 

Teraz ogólnie. Już na koniec listopada dostałam załamania. Zarządzanie Instytucjami Artystycznymi z zarządzaniem ma nic wspólnego. Dwa czy trzy na osiemnaście przedmiotów w dwóch semestrach to zdecydowanie za mało. Końcówka pierwszego semestru i początek drugiego to była katorga. Poczucie jakiegokolwiek sensu opuściło mnie i obawiałam się, że nie będzie chciało wrócić. Gdy byłam w domu, czasami myślałam, że chyba siłą trzeba będzie mnie zaciągnąć do autobusu. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, już w grudniu stwierdziłam, że choćby nie wiem co ja te studia dokończę. Ale było ciężko. Cały czas byłam zdenerwowana i zestresowana. Dopiero po Wielkanocy odrobinę mi się polepszyło i jakoś przebrnęłam przez drugi semestr. Muszę dodać, że fakt iż moje załamanie nie przerodziło się w coś naprawdę poważnego, to także zasługa bloga. Dzięki akcji "Rok z anime" musiałam coś robić, a anime jest dość łatwe w odbiorze więc na taki czas było idealne. 

Z tego co wiem, aż taką utratę sensu przeżyłam tylko ja, ale z 28 osób, które zaczynały w październiku, w tym roku spotkamy się może z 15-16 osobami. Najwięcej wykruszyło się właśnie w drugim semestrze. I żeby nie było, próbujemy, solidarnie cały rokiem zgłaszamy, że jest problem, osoby na górze o wiedzą dobrze, co uważamy o braku zajęć typu "zarządzanie". Ale na spotkaniu, gdy padła sugestia w sprawie większej ilości zajęć typu "finanse" usłyszeliśmy, że studia to nie kurs księgowości i że na takowy mogliśmy iść po maturze. 

Moje obecne rozgoryczenie bierze się głównie z faktu reklamowania i promowania tego kierunku jako praktycznego, a co prawdą nie jest. Do tego od drugiego roku, z którym mieliśmy wyobraźnię miasta, dowiedzieliśmy się, że w kolejnym roku będziemy mieć jeszcze mniej do robienia niż na pierwszym. Nie wiem czy może być mniej niż nic, które mieliśmy do tej pory. 

Trzymajcie się, M

12 komentarzy:

  1. O tak, to zdjęcie Hermiony idealnie współgra z tytułem posta. O większości z tych zajęć nigdy nie słyszałam, ale to chyba nie zaskakujące. Studia nie zawsze są takie, jak sobie wyobrażamy. Mam nadzieję, że Ty ,,wytrwasz do końca'' i nie będziesz żałować.
    Pozdrawiam.
    kot-z-maslem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ja podobną sytuację miałem w liceum, kiedy to oczekiwania nie sprostały rzeczywistości, wiec doskonale Cię rozumiem! Jeśli chcemy wdawać się w szczegóły, to moje liceum promowało się, jako mega wysoki poziom, nauczyciele akademiccy i inne cuda, a okazało się, że to klasztorna szkółka... Jeśli zaś o studia chodzi, to ja od samego początku wiedziałem, że biologia nie jest zbyt praktyczna, więc rozczarowania nie było :D Ale szczerze powiem Ci, że ja też nie mam nic do robienia. Ogólnie, mało kto na UG ma coś do robienia. Wszyscy gdzieś sobie pracują na boku i do tego mają mnóstwo czasu na chlanie, albo dwa kierunki studiują. To nie polibuda ani medycyna, żebyśmy mieli dużo pracy XD Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja współlokatorka ma :> I ja naprawdę chciałabym coś robić.
      Ja od października chyba dołączę do osób studiujących dwa kierunki.

      Usuń
    2. Też miałem taki ambitny zamiar, ale w gruncie rzeczy to mi się nie chce :P

      Usuń
  3. Szkoda. Twoje studia ciekawiły mnie od samego początku gdy do Ciebie trafiłam. Nawet przez moment o nich myślałam. Tak to czasami w życiu bywa. Obawiam się, że tą moją wymarzoną muzykologią może okazać się tak samo...
    Zawsze możesz wybrać jakiś drugi kierunek, albo znaleźć jakieś nowe hobby! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym szła na wiedzę o teatrze, to pewnie byłabym zadowolona, ale szłam na zarządzanie. Myślę, że na muzykologii będzie dobrze ;>
      Chyba będzie drugi kierunek :)

      Usuń
  4. Tak czytam o Twoich przedmiotach i ...wow, ambitnie to brzmi :) chciałabym raz pójść na takie zajęcia, ale żeby chodzić na to przez cały semestr to już nie ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że czujesz się rozczarowana, ale dobrze że się nie poddajesz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja dopiero w październiku idę na studia i to wszystko jeszcze przede mną :)
    Podziwiam Cię, że mimo wszystko nie zrezygnowałaś i że się nie poddałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazwyczaj jest tak, że oczekiwania mijają się z rzeczywistością. A fonetyka j.angielskiego wcale taka zła nie jest ;p. Widziałam gif z Hermioną i bardzo mi się podobał :D (zrobiony z tego właśnie zdjęcia). Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przejmuj się tak, na moim dziennikarstwie jest więcej religii niż dziennikarstwa, więc pewnie u ciebie też wszystko zależy od profilu uczelni. Wiem, że to straszne, ale niestety trzeba przez to przebrnąć. Ja tak naprawdę dopiero w tym semestrze poczułam, że studiuję, kierunek związany z mediami i to mi jakoś dało kopa i sprawiło, że chciało mi się na tą uczelnie chodzić. Pierwsze półtora roku było totalną męczarnią i nic z zajęć nie wyniosłam.
    Ej, ja to bym sobie pooglądała teledyski :D
    "Wyobraźnia miasta" to dopiero brzmi groźnie :D

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3