wtorek, 26 lipca 2016

Cały dzień co godzinę - urodziny

Hello!
Już jakiś czas temu przeczytałam o fotograficznym wyzwaniu polegającym na robieniu przez jeden dzień zdjęć swojej codzienności co godzinę. Jednak ponieważ ja i zdjęcia schodzimy się raczej tylko przy specjalnych okazjach, przeczytałam i zapomniałam. Do czasu, aż stwierdziłam, że przydałoby się napisać na bloga coś bardziej bieżącego - od ponad dwóch tygodni, czytacie posty przygotowane sporo wcześniej - a ponieważ miałam urodziny i odpowiednia okazja się znalazła. 
Nie spodziewajcie się fajerwerków, to raczej dość nudna relacja z dnia, w którym powinnam przestać używać mojego ulubionego kremu Under 20, ale dzielę się ciekawostkami i spostrzeżeniami wykorzystując zdjęcia jako pretekst.


9.00
Co prawda wstałam po 8, ale zanim zwlekłam się z łóżka... Chciałam koniecznie pokazać Wam moje spodnie od piżam, są uszyte z cudownego, lejącego się, miękkiego materiału, idealne na lato, jeśli nie przepadacie za krótkimi spodenkami. A kupienie zestawu typu bluzka z krótkim rękawem, a spodnie z długą nogawką przed wyjazdem, okazało się sporym wyzwaniem. Nie dość, że panie w sklepach patrzyły na mnie jak na nienormalną, że chcę latem długie spodnie, to po prostu faktycznie takich zestawień nie ma. Po poszukiwaniach znalazłam z mamą w jednym miejscu do wyboru dwie, z czego jedna biła drugą na głowę właśnie cudownymi spodniami. 


10.00
Zdążyłam zapomnieć, że jest Comic-Con, a Stany Zjednoczone mają inny czas niż my, do momentu, w którym rano spędziłam godzinę oglądając zwiastuny i czytając nowinki.


11.00
W moje łapki wpadło kilka gazet, niestety w większość po niemiecku, ale przynajmniej obrazki mogę pooglądać, a te są naprawdę ładne.


12.00
Blisko miejsca, w którym mieszkam jest park z częścią chińską. Idąc tam byłam przekonana, że to ogród japoński (ciekawe czemu) ale nie zmienia to faktu, że miejsce jest naprawdę cudowne, niewielkie, a spacer tam to czyta przyjemność. I można natknąć się na ludzi ćwiczących tai chi. Bardzo w klimacie.


13.00
Do tej godziny zdążyłam już przejść cały, wyjątkowo pusty, bo niedziela, Zeil, czyli długi deptak wzdłuż, którego ciągną się sklepy i centra handlowe, i dotrzeć do najdroższej ulicy we Frankfurcie, czyli Goethestraße, którą otwierają, gdy idzie się od strony placu Gothego, sklepy: po lewej - Louis Vuitton, a po prawej Salvatore Ferragamo. Jednak najbardziej fotogeniczna jest Prada. Obecnie w wielu kamienicach prowadzone są jakieś remonty, albo odnawiane są elewacje. Ponadto, chociaż niby to taka luksusowa ulica, wcale nie robi jakiegoś niesamowitego wrażenia. Czasami tylko przed sklepami czekają panowie w garniturach wyglądający na ochroniarzy i można się zastanawiać kto właśnie robi tam zakupy. 



14.00
Zrobiłam sobie nieco dłużą przerwę i posiedziałam pod Alte Oper - moim ulubionym i najpiękniejszym budynku całego Frankfurtu. Widać ją tuż po tym jak wyjdzie się z Goethestraße i bardzo zachęca, aby się przed nią zatrzymać, fontanną. Można usiąść i porobić ładne zdjęcia Opery i wszystkiego co dookoła.


15.00
Gdy już wstałam z fontanny skręciłam za Alte Oper w prawo i po spacerze magicznie znalazłam się przy uniwersytecie. To akurat zdjęcie tyłu budynku, gdy już opuszczałam jego teren. Do zwiedzenia kampusu zachęciło mnie to, że jest tam plac Teodora Adorno a przed wejściem do tej parkowo-ogrodowej części był wieki, zapraszający baner. Przez większość spaceru tamtędy widziałam bardzo mało osób, ale gdy zbliżyłam się do placu, nagle pojawiły się ich tam tysiące. Naprawdę. Faktycznie możliwe, że w Niemczech studenci jeszcze mają sesję. Chociaż to była niedziela.

 
16.00
Wróciłam i byłam naprawdę bardzo zmęczona, do tego zaczęła boleć mnie głowa. Nie lubię i nie mogę spać w dzień, przeważnie czuję się potem jeszcze gorzej, a w nocy nie mogę spać więc przygotowałam sobie obiad, włączyłam muzykę, sprawdziłam pogodę na najbliższe dni i odpoczywałam. Zwykle nie trzymam też nóg na biurku, ale dzięki temu opuchlizna, która pojawia się jeszcze czasami na kostce (np: po 4 godzinnym spacerze) szybciej znika.


17.00
Zakupy, co prawda, z dnia poprzedniego, ale nawet ja nie jestem w stanie zjeść tyle czekolady na raz. A kupiłam tyle na zapas ponieważ były w promocji, a to może 1/3 smaków jakie widziałam w sklepie, postanowiłam, aż tak bardzo nie szaleć i wybrałam tylko te, które wydawały się wyjątkowo ciekawe. Póki co najlepsze są akurat te, które ułożyłam na górze, ale absolutnie najpyszniejsza jest pierwsza. 


18.00
Post sam się nie opublikuje. Choć mógłby. Na szczęście napisany był już dawno temu, wystarczy przeczytać raz jeszcze i dopisać wstęp. Najwięcej zachodu jest z publikowaniem postów z wyszywankami, ponieważ od razu umieszczam je na: tumbl, pinterest, twitter i oddzielnej blogowej stornie do wyszywanek, natomiast opublikowanie gotowego, a co ważniejsze już z obrazkami (bo szukanie odpowiednich gifów i obrazków potrafi zająć trzy raz więcej czasu niż samo pisanie) to jakieś pół godzinki. 


19.00
Gdy wróciły mi nieco siły witalne zabrałam się za prasowanie. Weekendowe prace zrobiłam w piątek i sobotę specjalnie, aby mieć niedzielę wolą, ale w domu też trzeba było trochę porobić. A prasowanie jest jedną z moich ulubionych czynności - można sobie włączyć film/serial jednocześnie robiąc coś pożytecznego. 


20.00
Dwudziesta złapała mnie akurat, gdy rozmawiałam z mamą i zdawałam jej relację z tego co się u mnie dzieje. Między innymi z tego jak przerażona jestem tym co wyprawia się obecnie w Niemczech.

21.00
Kubek po przepysznym soku/lemoniadzie/czymś przepysznym z mango. Uratowało to moje kubki smakowe, ponieważ kurczak, którego zamówiłam w chińskiej knajpie, okazał się zdecydowanie za ostry na moje gusta. Miał być kokos-curry, a nic nie czułam i tylko obawiałam się, czy nie zacznę ziać ogniem. 


22.00
A nawet 22.17, bo zajęłam się zgrywaniem i układaniem zdjęć w folderach - wykorzystałam ten spacer, aby przygotować i pozbierać trochę materiałów także do innych notek - i jakoś ominęłam 22. Potem zaczęłam od razu pisać wpis, aby choć trochę mieć gotowe, bo w poniedziałek i wtorek mogę nie mieć czasu i siły, aby zrobić całość na raz. Potem kąpiel i spać. Nie jestem typem sowy, chociaż to zależy od okoliczności, ale zazwyczaj po 23 się wyłączam więc zawsze staram się wyrobić ze wszystkim do tej godziny.

LOVE, M 

6 komentarzy:

  1. O, wszystkiego dobrego z okazji urodzin <3 Weny życzę :D A co do zdjęć, to ja miałam w sumie też jechać jakoś do Niemiec, ale troszkę zrezygnowałam, szczerze mówiąc jestem strachliwą osobą, a to co się dzieje teraz w Zachodniej Europie jest straszne... :x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki <3
      Też jestem strachliwą osobą, tylko siedzę i sprawdzam jak daleko od Frankfurtu były te akty przemocy. A dzisiaj, co prawda we Francji, ale zrobiło się jeszcze straszniej.
      Nie mogę się doczekać kiedy wrócę do Polski.

      Usuń
  2. Wszystkiego dobrego z okazji urodzin ;)
    Niemcy to tak 2/10 mój kraj. Może nie ze względu na język,ale jakoś mnie tam nie ciągnie.
    A Tobie życzę super pobytu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. wszystkiego dobrego z okazji przestania używania under 20:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle Ritte Sport! :O Cudooownie! Fajny pomysł z takim opisaniem szczególnego dnia! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię takie posty, cały dzień przedstawiony ! :)
    pozdrawiam, mikrouszkodzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3