piątek, 6 stycznia 2017

John, nie - "Sherlock - The Six Thatchers"

Hello!
Obiecałam sobie, że będę pisała po każdym odcinku Sherlocka, ale w poniedziałek naprawdę nie byłam w stanie się zebrać. Poskładać do kupy, po tym jak zostałam roztrzaskana na kawałki.

Poparzcie uważnie na minę Sherlocka.

Jak wiadomo wszem i wobec, we wszystkim co czytam czy oglądam, najbardziej lubię postaci. Fabuła, akcja może nie być najlepsza, ale jeśli postaci są intrygujące i dające się polubić istnieje duże prawdopodobieństwo, że to co widzę/czytam i tak mi się spodoba. A relacja Sherlocka i Johna to jeden z moich najbardziej ulubionych przykładów przyjaźni. I jeden z najważniejszych. Ponadto naprawdę, naprawdę bardzo lubię Johna. Po tych wyjaśnieniach możemy przejść dalej. Spoileruję.


Sprawa z kryminalną końcówką poprzedniego sezonu zostaje załatwiona szybko, a Sherlock decyduje się robić nic. To znaczy, nie gania Moriartiego po Londynie i czeka, aż jego genialny i zły plan sam się ujawni. Po drodze rzuca się w wir pracy, nie przerywając jej nawet na moment - ani gdy Mary rodzi, ani gdy Rose ma chrzciny - cały czas siedzi w telefonie. Sprawa, którą poznajemy bliżej jako pierwszą jest bardzo smutna, ale prowadzi do kolejnej, która z kolei wydaje się być powiązana z Moriartym. Ale nie jest. Za to jest związana z kimś innym, kogo imię rozpoczyna się na M czyli Mary.


W tym momencie napisałam do K. "nudy" (relacjonowałam na bieżąco oglądanie, aby potem mieć materiał do notki) więc zostańmy w tej bez wątpienia lepszej części odcinka. Przy kilku słowach o trzecim sezonie napisałam, że lubię Mary, ale chyba tylko dlatego, że uwielbiam odcinek ze ślubem. W tym odcinku, gdy tylko wysunęła się na pierwszy plan wiedziałam, że nie może być dobrze, tak pod względem prowadzenia opowieści, która niepotrzebnie podróżuje, tylko po to by wrócić do Londynu (i chyba zapełnić czas). Ale miało być o lepszej części. Która jest zrobiona w takim stylu jak najlepsze części wszystkich odcinków poprzednich serii, zabawna, szybka, często zaskakująca drobiazgami. Po prostu wywołuje uśmiech na twarzy (rozmowa Lestada z Johnem o 'dziecku' z której Sherlock nic nie rozumiał - mój faworyt).


A potem jest bum, nudy i kolejna rzecz, którą w momencie, gdy Mary postanawia ich opuścić, napisałam K. - "Mary zginie". Że do tego dojdzie, każdy się spodziewał, ale muszę przyznać, że odrobinę zaskoczyło mnie umieszczenie w jednym odcinku narodzin i chrztu Rose (czy Rosie, czy Rosamund) i śmierci Mary, i fakt, że dziecko będzie teraz sierotą. Ta część historii, która prowadzi do tragedii nie jest aż taka ciekawa jak początek, wręcz jest wyjątkowo przypadkowa. Po prostu akurat teraz uaktywnili czy ujawniły się duchy przeszłości i przyszły się mścić (duchy przeszłości zawsze się mszczą). 


Ale to nie śmierć Mary najbardziej poruszyła mnie w tym odcinku tylko John. Najbardziej emocjonującym momentem całego odcinka jest podróż Johna autobusem i wszystko, co  tego wynika. Nasz doktor nie jest już taki krystalicznie czysty, jak byśmy chcieli. Oglądając te sceny krzyczałam do laptopa: "Nie, nie. Nie, nie wierzę", itd. Ale John to tylko (albo aż) człowiek, a ludzie popełniają błędy. A najsmutniejsze jest to, że chociaż chciał się przyznać do romansowania już nie zdążył. Będą go teraz gryzły wyrzuty sumienia, bardzo.  Z tym, że skoro Sherlock mógł wrócić, to zasadniczo ona też może.  Chociaż wolałabym, aby Moriarty żył. 


John się nie smuci. John się złości. Tak bardzo, że nawet Sherlock jest zaskoczony intensywnością jego emocji. Powiedziałabym nawet więcej jest w szoku. Bo tak naprawdę chociaż to John stracił żonę, to Sherlock stracił tym faktem o wiele więcej. Rozpadła się cała ich przyjaźń, zaufanie, wszystko. Gdy Holmes poszedł do Molly zapytać się czy nie potrzeba pomocy, serce mi się krajało, gdy usłyszałam, co John kazał mu przekazać. Tym bardziej, że systematycznie cały odcinek odkrywa przed nami, że Sherlock ma ludzkie uczucia i nagle, od razu zostają przeciw niemu rzucone najcięższe działa. Na szczęście detektyw umie wyciągać wnioski (rozmowa z panią Hudson) i może nawet porzucony czy opuszczony jakoś da radę.


To ciekawe jak bardzo Mary wiedziała i rozumiała, co może się stać z Johnem jeśli coś jej się stanie. Mam nadzieję, ogromną, że Sherlock podoła temu najtrudniejszemu zadaniu w swojej karierze, jakie postawiła przed nim Mary. 

PS. Mycroft wspomina o rodzeństwie. A może to nie będzie trzeci brat, tylko siostra?

Trzymajcie się, M

1 komentarz:

  1. Jestem strasznie zawiedziona, że na BBC Brit tylko w godzinach, kiedy próbuję odespać praktyki jest Sherlock. I jest to bardzo smutna wiadomość niestety. Aczkolwiek też niezmiernie cieszyła mnie wiadomość, że jest nowy odcinek, teraz trzeba czekać aż pojawi się w Internecie, żeby go obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3