czwartek, 9 lutego 2017

Coś się dzieje ("Bramy Światłości: Tom 1")

Hello!
Dawno, dawno temu w 2013 roku, gdy pisałam dużo mniej składne recenzje (w sumie zdarza mi się to do dziś), wspominałam na blogu o książkach Mai Lidii Kossakowskiej "Siewca Wiatru" oraz dwóch tomach "Zbieracza Burz". Co prawda z pisaniny wynikało, że "Zbieracz Burz" mi się nie podobał, ale mam słabą pamięć i ogromną słabość do aniołów więc szczerze się ucieszyłam, gdy okazało się, że autorka wraca do opuszczonego przez Jasność świata, aby narobić kłopotów Archaniołom. 


Akcja "Bram Światłości" zaczyna się bardzo szybko po zakończeniu poprzedniej książki. Panowie nie mają czasu na wyjaśnienia i przeprosiny, bo istnienie duże prawdopodobieństwo, że świat im się zacznie walić na głowy, jeśli natychmiast nie sprawdzą, co dzieje się w Strefach poza Czasem. Dlatego wysyłają Daimona oraz podróżniczkę i byłą uczennicę Razjela Seredę, aby sprawdzić czy to Jasność, Antykreator czy jeszcze coś innego postanowiło objawić się w tak odległym zakątku świata.

Strefy nie są bezpiecznym miejscem. Wiemy to jeszcze zanim wyprawa wyrusza, a gdy już do nich dotrze cały czas coś się dzieje. Prawie nie ma miejsca, w którym byłoby spokojnie. Z jednej strony, to bardzo dobrze, akcji jest mnóstwo, nie można się nudzić podczas czytania, wyprawa jest bardzo intensywna, ale z drugiej, przynajmniej jedna przygoda Daimona i spółki mogłaby spokojnie nie pojawić i książka niewiele by straciła.

Gdy Lucyfer dowiaduje się, że być może Jasność postanowiła jednak wrócić do Królestwa, postanawia opuścić swoje i zostawić Otchłań w rękach Asmodeusza, który tak entuzjastycznie przystaje na propozycję zostania regentem Otchłani, że gdy tylko Lucek znika, leci po pomoc do Archaniołów. Ciekawe rzeczy z tego wynikają, ale ponieważ to pierwszy tom i zdecydowanie bardziej skupia się na Daimonie i wyprawie, autorka będzie miała duże pole do popisu w rozwiązywaniu tego wątku w kolejnej części. Przypuszczam też, że będzie musiała sprostać dużym oczekiwaniom czytelników.

Od razu widać, że moim ulubionym wątkiem jest ten dotyczący Asmodeusza i Lucka. Głównie dlatego że jest najzabawniejszy, a także najbardziej wzruszający jednocześnie. Lucek ma okropne wyrzuty sumienia, że zostawił Asmodeusza, a Mod postanawia wyruszyć i sprawdzić go siłą do piekła. Krótkie fragmenty opisujące jego podróż, to jedne z najfajniejszych momentów książki. Naprawdę mam nadzieję, że w drugim tomie będzie ich dużo więcej. Asmodeusz ma też super kota, o którym nie mogłam nie wspomnieć.

"W duchu jednak pozostawił zachować kilka tubek na zapas, bo jedzenie parówek bez musztardy wydawało mu się równie straszne, smutne i bezsensowne, co napisanie pracy naukowej bez bibliografii."  
Uwaga ma marginesie: autorka większości określeń używa w trójkach, szczególnie na początku książki, później jest ich mniej, ale za to pojawiają się poczwórne wyliczenia. Może to być irytujące. 

Archaniołów prawie w książce nie ma. Pojawia się Gabriel, bo on wszystkim rządzi oraz Razjel, bo to jego była uczennica przybyła z wiadomościami na temat pojawienia się Jasności. Drugą okazją jest sprawa z Otchłanią. Rafael i Michał są tylko wspomniani. Biorąc pod uwagę jak wiele rzeczy będzie trzeba dokończyć, wyjaśnić i zamknąć w następnym tomie zastanawiam się, jak dużą objętość będzie on miał. Pierwszy ma 472 strony.

Sereda nie jest najsympatyczniejszą bohaterką literacką jaką znam. Jest mądra i niezależna, trochę w typie Zosi Samosi oraz smerfa Ważniaka. Podsumowując irytująca, ale nie wiem jaka inna bohaterka poradziłaby sobie w podróży z Daimonem. Poza tym w czasie lektury jej postać staje się czytelnikowi raczej obojętna. Chociaż, gdyby nie jej brak świadomości uczucia, jakie żywi wobec niej przywódca jej ochroniarzy, zakończenie tomu byłoby może mniej tragiczne.

Strefy Poza Czasem są oparte na mitologii hinduskiej, o której nie mam pojęcia, ale na końcu książki znajduje się glosa, w której wszystkie najważniejsze pojęcia są wyjaśnione, co pomaga poukładać sobie wiadomości. Szkoda tylko, że książek nie czyta się od tyłu i słowniczku dowiedziałam się po lekturze. Jednak jedno trzeba przyznać "Bramy Światłości" to jedna z ładniej wydanych książek, jakie ostatnio widziałam. Kupujący ma do wyboru 3 rodzaje okładek (ja mam zintegrowaną i taką najczęściej widziałam; niestety z twardą nigdzie się nie spotkałam, a chciałabym, bo na zdjęciach wygląda niesamowicie; jest jeszcze oczywiście miękka), na których jak się dziś dowiedziałam jest Lampka. Chociaż z drugiej strony, tu "Bramy Światłości" a  okładka taka ciemna. Poza tym w środku są ciemne i straszne, ale fenomenalne obrazy i ładne, czarne skrzydła przy kolejnych rozdziałach.

"Bramy Światłości" są naprawdę bardzo dobrym wprowadzeniem do kolejnego tomu (i mają wszelkie wady bycia pierwszą książką, ale trzeba się z tym pogodzić, a nie narzekać), a ich największym minusem jest to, że trzeba czekać na premierę drugiej części. Pozostawiają czytelnika z ogromnym niedosytem, ale i ogromnymi oczekiwaniami wobec autorki.

LOVE, M

3 komentarze:

  1. Lubię czytać i pierzastych, ale tej książki nie kojarzę. Musze się za nią rozejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam kiedyś te książki tej oto pani. Jednak jak dla mnie opowieści o aniołach nie są zbyt interesujące. Chyba zniechęciłam się sagą ,,Szeptem".

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie potrafię przekonać się do tego gatunku książek :) niestety

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3