wtorek, 12 września 2017

Pod górkę ("Aż do kości")

Hello!
Kontynuuję nadrabianie filmografii Lily Collins. Dziś przyszła pora na "To the Bone" czy po polsku "Aż do kości", gdzie Lily gra główną bohaterkę. 


"To the Bone" to film o osobach z zaburzeniami odżywiania, głównie anorektyczkach, ale pojawia się jeden chłopak. Przed rozpoczęciem pojawia się ostrzeżenie, że temat jest delikatny, a obrazy mogą sprawić, że widz poczuje się niekomfortowo. Czuję się niejako zobowiązana, aby powtórzyć ostrzeżenie także przy wpisie, bo nawet jeśli zdecydowanie bardziej zajmę się opisem filmu, to notka opatrzona jest zdjęciami. 



Ellen ma anoreksję, 4 nieskuteczne terapie za sobą, bardzo skomplikowane relacje rodzinne i niewielkie szanse na poprawę w niedalekiej przyszłości. O jej charakterze wiemy niewiele. Oprócz tego, że jest realistką skręcającą w pesymistyczne strony. Wiemy też, że rysuje. Z tego wyciągane są wnioski, że jest bardzo wrażliwą artystką, ale na ekranie tego nie widać. Widać, za to, że Ellen ma bardzo poważny problem, ale sama nie wie dlaczego. Nie jest to nawet kwestia tego, że przyczyna na pewno nie jest jedna, a złożyło się na nią wiele czynników. I choć pokazano w filmie wiele możliwości, nie ma jednoznacznie stwierdzonej przyczyny. 


Akcja filmu dzieje się w ośrodku terapeutycznym. Ellen mieszka tam wraz z sześcioma innymi pacjentami. Którzy jako postaci mają po jednej charakterystycznej cesze i ogólnie są zbiorem typów. Oprócz chłopaka. Dla Luka główna bohaterka to love interest. I jest to zwyczajnie bardzo słabe, zaczynając od tego, że kompletnie niepotrzebne. Scenarzyści mogli chociaż dodać jeszcze jednego chłopaka, aby nie wypadło to tak źle. Ale nie Luke jest sam jeden i zakochuje się w naszej bohaterce. Którą wydaje się, że znał, bo obserwował jej tumblra. 

 Przez pierwsze pół filmu nic się w nim nie dzieje. Obserwujemy bohaterkę, która kwalifikuje się na leczenie do nowego ośrodka i to jak się do niego przyzwyczaja. To powinna być ta część, w której poznajemy bohaterkę, ale my ją tylko obserwujemy. Ewentualnie dowiadujemy się rzeczy. I to w bardzo dużej ilości. Ale po pierwsze nic z tego nie jest pokazane na ekranie, po drugie wręcz nie mają one odzwierciedlenia w filmowej rzeczywistości, po trzecie nic z nich nie wynika. 


Największy problem tego filmu stanowi to jak dużej ilość tematów, motywów, itp., itd., dotyka. Chociaż to za dużo powiedziane. Głaszcze i przesuwa się po powierzchni. Żeby podać tylko jeden przykład. Rodzina głównej bohaterki - ojciec, którego nie ma, nie pojawia się na ekranie nawet na minutę, gadatliwa macocha, która nie do końca jest zła, ale na pewno Ellen jej nie lubi, biologiczna matka Ellen, która jest lesbijką i ułożyła sobie życie z kobietą, z czym macocha bohaterki ma problem, choć udaje, że nie oraz przyrodnia siostra, wyciągnięta z podręcznika jak być dobrą siostrą. Chaos. A to tylko jeden element historii. Najgorsze są jednak te niewyjaśnione, zawieszone gdzieś w powietrzu informacje, z którymi widz trochę nie wie co zrobić, z czym mają związek i do czego je odnieść. 


Co za to film pokazuje na pewno. Że wychodzenie z choroby to niełatwy, długotrwały proces, w którym dużo, ale jednak nie wszystko zależy od pacjenta. Nawet jeśli to nie wszystko jest bardzo przewidywalne i naprawdę bardzo łatwo się domyślić pewnych wydarzeń, które zostaną pokazane w filmie. 


W "To the Bone" występuje Keanu Reeves w roli doktora. Niestety jest to rola niesatysfakcjonująco mała. Lily Collins do roli bardzo schudła, bardzo, ale mam nadzieję, że chociaż część jej widocznej chudości to były sztuczki makijażystów, osób odpowiedzialnych za stroje czy kamery. Jej bohaterka jest budowana w filmie trochę niekonsekwentnie i brakuje jej charakteru, ale scenariusza nie przeskoczysz. Ale Lily daje radę. 

Pozdrawiam, M


1 komentarz:

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3