niedziela, 18 marca 2018

Gdańskie Targi Książki 2018

Hello!
Jak góra nie przyjdzie do Mahometa, to Mahomet przyjdzie do góry i takim sposobem w Gdańsku postanowiono zorganizować targi książki, aby mieszkańcy Pomorza nie musieli jeździć do Warszawy czy do Krakowa. Dzięki temu ja także miałam okazję pierwszy raz w życiu wziąć udział w takiej imprezie i śpieszę donieść co się tam działo. 



Piątek.
I w sumie, gdy  tam byłam działo się niewiele. Ale i w sumie co dziać się miało. Były spotkania, ale prawdę powiedziawszy nawet nie widziałam dokładnie, w którym miejscu w filharmonii. A sama Filharmonia Bałtycka to fenomenalne miejsce na takie takie kameralne targi. Wystawców było 70 (z czego tylko co najmniej 10 bezpośrednio związanych z Gdańskiem), ale miało się wrażenie, że dużo mniej, bo korytarze i antresola okazały się bardzo pojemne. I było przy tym bardzo przestrzennie. Naprawdę komfortowo. Poza tym to filharmonia, bardzo ładna przestrzeń i dodawała całym targom uroku i takiej bardzo kulturalnej, ale nieodstraszającej otoczki. 

Trochę spodziewałam się boksów, jak na rynku, ścisku i tłoku, braku możliwości dostania się do wystawców i zobaczenia, co mają ciekawego do zaproponowania. O ile ścisk i tłok się nie sprawdziły, to ciekawość oraz opłacalność oferty była mierna. Niektóre wydawnictwa miały cuda typu książki po 10 złotych, ale były to może 3-4 stanowiska. Większość oferowała promocje -30% lub podobne, ale prawda jest taka, że przy odrobinie wysiłku w internecie, nawet z przesyłką, i tak da się kupić książki dużo taniej. Ale jeśli pan lub pani ze stanowiska był czy była przekonujący/a to ludzie chętnie kupowali książki. A z tym było różnie. W sumie obeszłam całą przestrzeń targów ze 3 razy i było jedno wydawnictwo reprezentowane przez pana lat około 40 i chłopaka na oko około 25, którzy za każdym razem, gdy ich mijałam siedzieli w pozycji amerykańskiej trójki wpatrując się namiętnie w telefony. Ale to jeden taki przypadek, większość wystawców, jeśli nie była nadto charyzmatyczna to w miły sposób zachęcała do oglądania książek, pytania i chętnie udzielały odpowiedzi (pozdrowienia dla pań ze stanowiska instytutu rumuńskiego). Poza tym było widać, że dużo wystawców między sobą świetnie się bawi - przypuszczam, że mogli się znać z podobnych imprez, ale jestem pewna, że wiele nowych znajomości także zostało zawartych.


 Głupio było wyjść z Targów i nic nie kupić, a ponieważ uwielbiam zaczynać rzeczy od końca i do tej pory nie czytałam nic Murakamiego, to zamiast kupić Norwegian Wood, kupiłam Zawód: powieściopisarz.

Niedziela.
Tłumów znów brak, ale było więcej ludzi niż w piątek. Podobno był problem z miejscami w szatni i nie było, gdzie zostawiać swoich rzeczy. Nie wiem, nie korzystałam, ale rozmowa na ten temat, którą usłyszałam była godna zaufania.
Nie chciałam pisać złych rzeczy na temat targów, ale muszę. W piątek nie było tego problemu, natomiast sobota i niedziela były dniami biletowanymi. Po pierwsze miejsce, gdzie można było bilet zakupić było dość nieintuicyjnie oznaczone, bo można było zgłosić się do pani od jakiejś gry miejskiej po bilet. I to był chyba problem, tzn. miejsce, w którym rozłożone były te rzeczy dotyczące gry miejskiej, gdyby nie to, droga do kasy byłaby dużo prostsza i mniej konfundująca. Ale tylko trochę mniej, bo dalej nie była dobrze oznaczona, a kasa była schowana. Po drugie, albo potrzeba starszych wolontariuszy, albo bardziej rozgarniętych, którzy mieli doświadczenie w byciu wolontariuszami oraz znają budynek. Bo chociaż bardzo starali się być pomocni i profesjonalni to bardzo średnio im to wychodziło. I to tyle z narzekań. Ah nie, przypomniało mi się jeszcze coś dotyczącego wystawców. Nie sądzę, wbrew nazwie, że targi książki to odpowiedni czas, aby czytać książki, które przyjechało się promować i zamiast minimalnie zainteresować się osobami przy swoim stanowisku dać się pochłonąć lekturze. I to nie tak, że jestem osobiście urażona, ale obok mnie były 3 inne osoby, które potencjalnie zrezygnowały z zakupu książki, także możne warto przynajmniej nie ignorować ewentualnych klientów. Ostatnia rzecz, ale nie skierowana bezpośrednio w nikogo, po prostu w ten weekend w Warszawie są/były też Tragi Fantastyki i taka Fabryka Słów miała tam swoje stanowisko, a tu nie...

Stan ilościowy książek na stanowiskach wydawnictw uległ znacznemu zmniejszeniu, Czarna Owca wyprzedała pewnie z 85-90% tego, co mieli w piątek, bo półki (a mieli ich też sporo) były prawie puściuteńkie. To najbardziej rzuciło się w oczy. Wydaje mi się też, że niektóre wydawnictwa dziś dawały nieco większy upust, ale bez szaleństw. I jeszcze jedno wydawnictwo dla dzieci też doskonale się sprzedawało, ale nie pamiętam które. Ogólnie książki dla dzieci cieszyły się powodzeniem, samych dzieci też było sporo, bo przygotowane były warsztaty  w Strefie dzieci i wyglądało na to, że cieszyły się powodzeniem.

Oprócz rzeczy dziejących się w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej różne wydarzenia były także w Instytucie Kultury Miejskiej, Nadbałtyckim Centrum Kultury, Centrum św. Jana i w Sztuce Wyboru oraz w Bibliotece pod Żółwiem., czyli jak ktoś chciał to miał bardzo miło zaplanowany spacer po Starym i Głównym mieście, tylko Sztuka Wyboru jest we Wrzeszczu, a to jednak kawałek podróży.
Kolejek do podpisywania książek ani w piątek ani w niedzielę nie było. Do tego stopnia, że gdy teraz patrzę kto podpisywał i przy jakim wydawnictwie to zastanawiam się, czy w ogóle te osoby tam widziałam. Na pewno Marka Kamińskiego w Znaku i osoby przy stanowisku Sztuki Wyboru, które notabene także cieszyło się dużą popularnością i miało bardzo ciekawe książki. Autorów książek dla dzieci także widziałam, ale to nie do końca mój temat. Poza tym jestem pewna, że pisarze i pisarki, autorki i autorzy, zaproszeni goście kręcili się po stanowiskach 'anonimowo' to znaczy, o ile ich nazwisko mogłoby coś mówić, to twarz niekoniecznie. Ale to chyba urok tego zawodu.

Jak na pierwszy raz wydaje się, że impreza całkiem się udała. Miejmy nadzieję, że nie było jakiś wielkich problemów, o których postronni i się nie dowiedzą, ale organizatorzy będą mieli z czego się uczyć. Zastanawiam się tylko, czy jeśli impreza będzie w przyszłym roku (oby była, jakoś nie wyobrażam sobie, żeby w takim miejscu jak Gdańsk, taka idea mogła umrzeć po pierwszej edycji) lub w kolejnych, to czy nie zostanie przeniesiona do Europejskiego Centrum Solidarności. Bo mam takie przeczucie, że jednak kiedyś tam skończy.  W sumie to takie życzenie, bo przy całej urodzie i niezaprzeczalnych walorach faktu, że Targi odbywają się teraz w Filharmonii, to ECS jest większy.

LOVE, M 


3 komentarze:

  1. Ale super, że u was też to zorganizowali! Byłam w tamtym roku na targach w Krakowie, więc wiem jakie to wszystko ekscytujące <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie byłam na Targach Książki, muszę się kiedyś wybrać <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Organizatorzy Gdańskich już zapowiedzieli, że będzie druga edycja, więc zapraszam! ;>

      Usuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3