sobota, 16 maja 2020

Co ta izolacja robi z ludźmi? Czyli naogladałam się dram z Tajlandii

Hello!
Gdy napisałam o Untli We Meet Again i przez pierwsze dwa dni wiszenia posta na blogu nie było pod nim żadnych komentarzy, to przyznaję, że było mi smutno. I to nie tylko dlatego, że spędziłam długie godziny pisząc i ilustrując ten wpis, ale także dlatego że miałam w planach napisanie o tonie innych dram. Na szczęście pod tamtym wpisem pojawiły się kilometrowe komentarze, więc ja poczułam się uskrzydlona, aby napisać o tych dramach. 

Love by Chance

Przypuszczam, że gdyby nie studia z domu to nie wpadłabym jak śliwka w kompot w oglądanie tych seriali. Bo, pomimo że byłam pewna, że po obejrzeniu The Untamed zacznę oglądać więcej podobnych chińskich seriali - tego nie zrobiłam. Doszłam do wniosku, że w The Untamed bardziej byłam przywiązana do historii i bohaterów. W przypadku dram z Tajlandii - kupiły mnie swoim schematem. Oraz tym, że dodatkowo teraz jest czas przed sesją, a ja szczególnie przed tą letnią, mam tendencję do znajdowania sobie nowych hobby. W 2017 był to k-pop, w 2019 - dramy beauty guru na Youtube. W tym - granie w bingo z dramami z Tajlandii. Ogólnie doszłam też do wniosku, że oglądanie ich to także jakiś symptom syndromu sztokholmskiego wobec uczelni i studiów, bo (oprócz ostatniej) wszystkie jak jeden mąż dzieją się na uczelniach / mają bohaterów studentów.

Love by Chance

 W ciągu dwóch miesięcy izolacji brat M2 przerósł mnie o jakieś 4 cm, w marcu byliśmy jeszcze równi, brat ma 14 lat. Także utożsamiam się totalnie.


Jak wiadomo kocham schematy, szablony, tworzenie bingo to moje hobby (i gdyby nie to, że widziałam tysiąc plansz z bingo specjalnie do tych dram, to na 1000% zrobiłabym swoje) i znalazłam mnóstwo powtarzających się motywów w k-popowych teledyskach, więc nie jest zaskakujące, że dość ograniczony świat dram z Tajlandii brzmi jak mój plac zabaw. Plus, z jakiegoś powodu (średniej 12 odcinków? shounen ai?) mam wrażenie, że mój mózg traktuje te dramy jak anime. Trudno to wyjaśnić, ale jest to skojarzenie, które mam bardzo często.

Takie przykładowe bingo. Kilku rzeczy w nim brakuje: trop "chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą", wspólne przejażdżki na rowerze, bohaterowie na politechnice; ogólnie nieco bardziej szczegółowe kwestie.

Dla jasności - większość tych dram to dramy w typie Until We Meet Again i wielu miejscach ta drama służy mi także za punkt odniesienia w ocenianiu kolejnych. Opisuję je w takiej kolejności, w jakiej je widziałam, a że oglądanie  w obecnych okolicznościach zwykle nie zajmowało mi więcej niż dwa dni to inna sprawa, plus - gdy coś mnie nudziło, nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, aby to przewijać, taki urok seriali, które są dostępne na Youtube (albo na Line TV - szukanie linków może być wyzwaniem, ale się da). To nie są żadne poważne recenzje, to wrażenia po obejrzeniu.

Dark Blue Kiss


Przypuszczalnie pojawiło mi się w proponowanych, gdy oglądałam UWMA i obejrzałam. Pierwszą rzeczą, która mi się spodobała było to, że główna para już była parą, a drama opowiadała o ich kłopotach w komunikacji tak głównie i w skrócie. Chociaż to brzmi jak coś, co dzieje się w 98% dram, gdyby tak bohaterowie potrafili ze sobą rozmawiać to by nie było dram... W każdym razie wspominam miło, a motyw z misiem - uwielbiam i było to zaskakująco zaskakujące. 


TharnType


Wydaje mi się, że nie do końca wiedziałam, na co się piszę, gdy zaczynałam oglądać tę serię. Ale pamiętam, że byłam dość zaintrygowana, jakim sposobem stanie się to, że bohaterowie razem skończą. Przy czym ta drama ma lekko niepokojące motywy, które powiedzmy można wybaczyć, bo to drama (aczkolwiek im dłużej się nad nimi człowiek zastanawia, tym bardziej stają się niepokojące i podważają charaktery bohaterów); ale porusza też totalnie delikatne kwestie i sprawy zupełnie poważne, które nie mnie oceniać, czy zostały pokazane odpowiednio, ale w sensie fabularnym sprawiają, że drama się w pewien zaskakujący sposób klei. Albo inaczej sprawiają, że fabuła działa. Poważnie się zrobiło, ale to pewna obserwacja z fandomu - tak się złożyło, że ja wpadłam na jego bardzo poważną i analizującą część i czułabym się źle, gdybym o tym nie napisała. A z innej strony - TharnType jest zabawniejsze niż Dark Blue Kiss, które notabene ma chyba najpoważniejszą (aż do granic śmieszności) czołówkę, jaką widziałam.I TharnType ma też ładną piosenkę w czołówce.

Tharn Type


I poza tym ta drama ma mieć kolejny sezon i skłamię, jeśli nie napiszę, że nie czekam. 


Kiss Me Again


Wygląda na to, że byłam zaintrygowana bohaterami z Dark Blue Kiss bardziej niż sądziłam, bo obejrzałam dramę w której zostają parą. Przy czym w samym serialu bardziej interesowały mnie losy pary Sanwan i R niż Peta i Kao, ale nie żałuję, że obejrzałam. A co zabawne to ma jeszcze prequel, ale cieszę się, że nie jestem na tyle zdesperowana, aby go oglądać. 

2Moons2


Gdy sprawdzałam na YT kolejność z jaką oglądałam dramy, byłam zaskoczona, że 2Moons2 jest na niej tak wcześnie. Ta drama jest mi dość mocno obojętna, ale jest także jedyną dramą, której jeden z wątków ma tak otwarte zakończenie, że bardziej by już nie mógł - to nawet nie cliffhanger, to dosłownie zakończenie szantażujące, aby oglądać kolejny sezon. Dwa razy, a jeszcze raz przed opublikowaniem tego wpisu, sprawdzałam, czy na pewno obejrzałam wszystkie odcinki, bo zakończenie jest tak dziwne.
I pewnie obejrzę kolejny sezon, ale ogólnie nie zrobił na mnie ten serial wrażenia. Może poza niepokojącą obsesją jednego z bohaterów, bo zahaczała ona o niezdrowe podglądactwo. Mówimy stanowcze nie stawianiu ołtarzyków ze zdjęciami osób, których się nie zna.

Love by Chance


Drama, którą w komentarzach pod wpisem o UWMA wspominały obie osoby . I wiem też, że wiele osób ogólnie bardzo ją lubi. A ja mam pewien problem - otóż, gdy usiadłam do oglądania Love by Chance, byłam już w trakcie oglądania Why R U? Otóż przez kontrast (głównie w wyglądzie) pomiędzy bohaterami granymi w obu seriach przez jednego aktora, pierwszy odcinek Love by Chance oglądałam, turlając się ze śmiechu i robiąc koleżance relację na żywo, bo nie mogłam być jedyną śmiejącą się osobą. A potem jeszcze ze śmiechu płakałam, bo ta drama ma chyba najzabawniejszego bohatera całego tajlandzkiego dramowego uniwersum, czyli Ponda. 

Zwykle, gdy bohaterowie płaczą to płaczę razem z nimi. Nie tutaj - tutaj turlałam się ze śmiechu, sorry.


Proszę wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy po obejrzeniu całej tej dramy, jakiś przypadkowy filmik uświadomił mi, że ona dzieje się dosłownie w tym samym uniwersum co TharnType i na dodatek dzieje się po wydarzeniach z TharnType. Które wyszło w zeszłym roku, a Love by Chance w 2018. Problem jest taki, że wszyscy aktorzy są inni, a ja lubię przewijać oraz oglądam te dramy dla odpoczynku. Ale w sumie lubię się zaskakiwać.
Co myślę o samej dramie? Niewiele. Chociaż bohaterowie starali się rozmawiać, nawet bywali całkiem wyrozumiali wobec swoich sytuacji życiowych także to na plus. Ach, oprócz najzabawniejszego ta drama posiada także najtragiczniejszego bohatera dramowego uniwersum, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi i twitterze twierdzą, że będzie drugi sezon, więc sprawa powinna się wyjaśnić. 

Theory of Love


Jak widać do tej pory moje osobiste odczucia wobec dram były mocno letnie - jak pisałam oglądałam je głównie w poszukiwaniu schematów i powtarzalnych wątków i motywów. Ale Theory of Love uwielbiam bardzo. I to nie tylko dlatego że ma w sobie wyobrażoną scenę, w której bohaterowie odtwarzają scenę ze śpiewaniem na stadionie z Zakochanej złośnicy, ale nie przeczę, że miało to duży wpływ na moje lubienie serii. Ogólne usytuowanie bohaterów miało jednak większe - bohaterowie sobie studiują i kręcą filmy  (i ogólnie nie są na wydziale Inżynierii albo Medycyny - to jest ogólnie fascynujące w tych wszystkich dramach - na jednej uczelni jest i politechnika, i akademia medyczna) i wbrew pozorom to nie jest aż takie oczywiste, że się zejdą A utrzymanie takiego suspensu przez dużą część serii nie jest łatwym zadaniem. Poza tym wątki na drugim planie są naprawdę ciekawe i nie polegają tylko na tym, że inne pary muszą się także po drodze zejść. Theory of Love dostaje ode mnie serduszko. Chociaż sama drama to je raczej nieustannie łamie, ale to inna sprawa.

Theory of Love

W tym domu kochamy "Zakochaną złośnicę". Plus zabawny fakt, pomimo mojego skrzywienia Szekspirem, "Zakochaną złośnicę" lubiłam na długo przed tym, zanim świadomie ogarnęłam, że jest oparta na motywach z "Poskromienia złośnicy" nawet jeśli polski tytuł jest dużo bliższy sztuki Szekspira.


Ogólnie już dawno temu zauważyłam niepokojącą tendencję, że im więcej łez wyleję oglądając coś, tym większe jest prawdopodobieństwo, że będę to bardzo lubiła - UWMA i Theory of Love potwierdzają tę teorię. Ale też chyba ze wszystkich (plus SOTUS) to one stoją najbardziej na własnych nogach, to znaczy - nie są tak szablonowe jak cała reszta.

Waterboyy


Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, więc jeśli zastanawiasz się dlaczego ludzie w dramowym fandomie odradzają oglądanie to nie bądź ciekawy i nie sprawdzaj. Bo tylko na własnej skórze przekonasz się dlaczego o tej serii nikt nie rozmawia. Bo jest jednocześnie nudna i ma eufemistycznie mówiąc kłopotliwe wątki. Na przykład - dziewczyny konsekwentnie pokazywanej jako lubiąca inne dziewczyny, a kończy z chłopakiem i jednocześnie, że na końcu oni się zejdą było jasne jak Słońce od ich pierwszego spotkania. Z założenia wiadomo, którzy bohaterowie będą razem, ale nie widziałam drugiego przykładu, w którym byłoby to tak oczywiste w sekundzie, gdy bohaterowie się poznali - nie wiem, czy to była siła narracyjnego przymusu czy co.
Jedną rzecz mogę napisać na plus - w sekundzie, gdy zobaczyło się trenera drużyny pływackiej było wiadomo, że to ojciec jednego z bohaterów, casting na medal.

Senior Secret Love Puppy Honey (i to dwa sezony)


Tu mamy tych samych głównych aktorów, co w Theory of Love oraz parę Porsche i Emma. Cała drama jest urocza i zabawna i w sumie tyle. Niewiele z niej pamiętam, ale nie bawiłam się źle oglądając.
To pierwszy sezon. Bo w drugim nie znosiłam już zawartości dramy w dramie i chociaż wiele osób pisało, że drugi sezon wydawał się bardziej realistyczny niż pierwszy, to dla mnie wątek pary Porsche-Emma był nie do oglądania - głównie dlatego, że bohaterowie byli w związku na odległość. Co do pary aktorów z Theory of Love - jeden z nich zachowywał się wobec drugiego jak pies ogrodnika i w sumie momentami ich historia była niepotrzebnie smutna. Wolę Theory of Love - chociaż w sumie jest jeszcze smutniejsze.

SOTUS


O matko. Jak ja się czułam niekomfortowo oglądając tę serię. Ten cały proces fali czy kocenia, czy jak zwał tak zwał. Nie powinno się oglądać dramy kibicując bohaterom na zasadzie: "zemdlej! zemdlej! to może starsi studenci ogarną, że robią coś nie tak". W każdym razie w napisach początkowych drama ma tablicę z komunikatem "Działania w ramach otrzęsin w tym serialu zostały wyolbrzymione dla celów rozrywkowych".  Podziękuję za taką rozrywkę, co jej oglądać nie mogę, bo mnie złość na niesprawiedliwość świata bierze. Ale w sumie o to chodzi w tej dramie, bo nasz główny bohater postanawia sprzeciwić się temu procederowi i stawia się głównodowodzącemu starszych studentów. (To ma dwa sezony, drugiego nie widziałam).

SOTUS

W całym dramowym uniwersum jest dużo uroczych postaci i uroczych aktorów, ale on jest najbardziej uroczy.


Gdy byłam w trakcie oglądania tej dramy, nie do końca ogarnęłam dlaczego ludzie tak bardzo, bardzo ją lubią. Dopiero po obejrzeniu całości uświadomiłam sobie, że ze wszystkich dram w tej rozwój relacji pomiędzy bohaterami jest najbardziej naturalny, a jednocześnie tej dramie dość daleko do tego dramowego uniwersum, do którego należą w sumie wszystkie seriale, o których napisałam wyżej.
W roku 2016 stanowiła przykład tego, o czym teraz w wywiadach mówią reżyserowie innych dram - że chcieliby tworzyć po prostu seriale i opowiadać historie, a nie robić dramy z gatunku BL, tak jakby fakt, że główna para to dwóch chłopaków stanowiło osobny gatunek serialu. W sensie tak to mniej więcej działa w anime i jak widać tutaj też. 

SOTUS udowadnia, że można to osiągnąć - to znaczy najpierw zrobić historię, a dopiero potem określić, że jej protagonistami będzie dwóch chłopaków - ale być może schematyczne seriale lepiej się sprzedają, bo ludzie są do schematu przyzwyczajeni. Powstało po drodze coś takiego jak gatunek BL ze swoimi wątkami i sposobami podchodzenia do pewnych tematów i póki dramy będą się działy na uczelniach, to nie widzę, aby bardzo się to zmieniło. A inną kwestią jest to, że chyba wszystkie te seriale powstały na podstawie książek - z książek schematy doskonale się transferują do seriali.

I po tym ambitnym wywodzie spadnę chyba na samo dno. Otóż obejrzałam pół, bo zaczęłam gdzieś w połowie piątego odcinka (bo tak mi YT pokazało) 'Cause You're My Boy. I to jest katastrofa, nawet nie jest mi źle, że piszę tylko o drugiej połowie serialu, bo nie wierzę, aby pierwsza była ani trochę lepsza. To jest chaos, to się nawet nie trzyma kupy na słowo honoru. W scenariuszu brakuje scen, które stanowiłby przyczyny działań, których stuki widzimy na ekranie, a czasami montaż nie ma sensu. Sam scenariusz też czasami nie ma najmniejszego sensu, a bohaterowie zachowują się nieprawdopodobnie. Przyczyny i skutki w tym serialu nie występują. Teraz, gdy to piszę mogę się tylko śmiać, bo to było tak absurdalne.

Zastanawiałam się, czy nie podzielić tego wpisu na dwie części, ale szykuje mi się już drugi o 4 kolejnych dramach. Ale wiem, że oprócz tych 4 i ewentualnie kontynuacji wspomnianych, nie będę raczej zaczynała nic nowego z tych dram - sądzę, że osiągnęłam bingo. Aczkolwiek muszę Was ostrzec - kina zamknięte, jedyne książki, które czytam to podręczniki do egzaminów, więc oglądam seriale i będą one motywem przewodnim bloga w najbliższym czasie.

 Trzymajcie się, M

10 komentarzy:

  1. Chińskie seriale jakoś mnie do siebie nie przekonują, aczkolwiek może skuszę się coś obejrzeć w wolnym czasie :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasadniczo to seriale z Tajlandii, The Untamed, o którym wspominam na początku jest z Chin ;>

      Usuń
  2. O widzisz, czyli teraz mogę się wypowiedzieć, bo widziałam wszystkie z tych dram :D Ale masz rację, one też mnie zawsze kupuję schematem. Chińskie dramy uwielbiam, bo wbrew pozorom "latanie" bohaterów jest bardzo satysfakcjonujące :D Oglądam teraz Winter begonia i jestem zakochana, bo opera pekińska, bo piękne kadry i bohaterowie, w których się zakochałam, super sprawa. A swoją drogą, może nie od sesji u mnie, ale od matury bardzo miło mnie odciągają dramy :) A tajskie mają szczególne miejsce w moim życiu, a co! Do Waterboyy to nawet przekonałam moją siostrę, która bardzo stroni od dram, a mimo to, uśmiała się strasznie, co było super. W ogóle pierwszą moją dramą tajską było 2Moons, niestety druga część, sezon raczej średnio mi przypadł do gustu i zawiodłam się, też jest mi obojętny, o! W ten sposób to ujmijmy. Później było Sotus i zaśmiałam się na słowa "zemdlej! zemdlej"" ale coś w tym jest :D TharnType było do tej pory moją ostatnią dramą, jaką obejrzałam (boże, nie wzięłam się jeszcze za UWMA, ale w tym roku to się stanie i obiecuję sobie to) i miałam do niej mieszane uczucia właśnie. Mnie też nie oceniać niektóre kwestie, które, masz rację, były bardzo delikatne, ale pod tym względem drama mnie zaskoczyła. O BOŻE TAK, THEORY OF LOVE I SCENA Z ZAKOCHANEJ ZŁOŚNICY, MYŚLAŁAM, ŻE PADNĘ. Love by chance wspominam tak pierońsko dobrze i pamiętam, że koniec w przypadku jednej pary złamał mi serce i czekałam na drugi sezon (który okazał się klopsem totalnym dla mnie). Ale akurat do tej dramy chętnie bym wróciła. Aktor, który grał Pete'a (wkleję jego imię i nazwisko tutaj, bo jest cudowne: Suppapong Udomkaewkanjana :D) tak mnie zaskoczył swoją postacią w WHY R U? że o jezu chryste, chociaż nie oglądałam jeszcze tej dramy, ale widziałam na youtube niektóre sceny jak to zawsze bywa u mnie. Czekam na kolejny wpis o dramach, a na tę chwilę spadam grać w Simsy :D
    Bardzo mi miło po tym wpisie!!! Miłej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham "latanie" ^^
      Pełne czy prawdziwe imiona i nazwiska aktorów to jest coś niesamowitego, ale przydomki mają łatwiejsze, takie trzy-, czteroliterowe <3

      Miłej niedzieli i miłego tygodnia! Ja w takim razie czekam na kolejne komentarze!

      Usuń
  3. Jeszcze nie zdarzyło mi się obejrzeć czegokolwiek z tego kraju ^^ moze to zmienię;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam, warto próbować oglądać nowe rzeczy!

      Usuń
  4. Jedyną dramą, jaką oglądałam i nie obejrzałam w całości, jest Waterboyy. Niestety mnie nie wciągnęła żadnym sposobem, chociaż przyznaję, że momentami było bardzo zabawne. Mam jednak w rodzinie osobę, która bardzo dużo spędza czas przy oglądaniu dram i dobrze pamiętam słowa, że drama bez wjechania w kogoś rowerem, to nie drama :D Tak, nawiązanie do ,,Zakochanej Złośnicy" musiało przywrócić dawne i piękne wspomnienia. I ten niezapomniany Heath Ledger. Tylko zastanawiam się, w jaki sposób twórcy nawiązali do utworu ,,Poskromienie złośnicy". Osobiście czytałam, jak i oglądałam film, i nie ukrywam, że mnie to bardzo ciekawi. ,,[..] Chociaż to brzmi jak coś, co dzieje się w 98% dram, gdyby tak bohaterowie potrafili ze sobą rozmawiać to by nie było dram..." - genialne zdanie, uśmiech od razu się pojawił ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Waterboyy jest niezaprzeczalnie nudne i prawdopodobnie, gdyby ta lista była rankingiem byłoby na drugim miejscu od końca.

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Obejrzałam Theory of Love i przez większość czasu się wynudziłam. Skoro piszesz że to jedna z tych lepszych do dramy tajlandzkie chyba nie są dla mnie :(
    Kompletnie nie polubiłam głównej pary, najpierw irytował mnie jeden a później drugi. Ale ci poboczni byli przynajmniej lepsi i mieli ciekawsze wątki :) Podobały mi się też ciągłe nawiązania do znanych filmów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy jest jedną z lepszych, na pewno jest jedną z dwóch, które podobały mi się najbardziej, ale jak napisałam, mam dziwne kryteria tego, co polubię ^^

      Usuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3