poniedziałek, 29 czerwca 2020

Co ta sesja robi z ludźmi? Czyli naoglądałam się dram z Tajlandii 2

Hello!
Zrobiłam sobie dłużą przerwę od publikowania niż planowałam i nawet miałam już poczekać do środy z nowym wpisem, ale pomyślałam, że ten jest prawie gotowy i że miło by było jednak opublikować coś na koniec czerwca. Także dzisiaj coś jak druga cześć wpisu Co ta izolacja robi z ludźmi? Czyli naogladałam się dram z Tajlandii.


2gether: The Series 

(chyba wszystkie te dramy mają "The Series", ale wszyscy to pomijają)

Zaczęłam oglądać tę serię, bo część Tumblra, na które ostatnio przebywam, ją oglądała, a późnej się jeszcze okazało, że jej trendujące hashtagi pokonywały regularnie hasztagi k-popowe trenujące w piątki - a jest to pewien wyczyn na Twitterze.

W każdym razie, gdy wychodziła była to niesamowicie popularna drama i bardzo dbano o jej marketing, ale to już trochę inna sprawa. Tylko że, ta drama jest dużo słabsza niż sugerowałaby to jej popularność. Od początku nie za bardzo rozumiałam, co niesamowitego widzą w niej ludzie, a potem wręcz zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać. Ale od początku.

Punkt wyjścia jest taki: Tine ma problem, bo nachodzi go pewien bohater i nie może się od niego opędzić. Wpada więc na genialny pomysł, żeby poprosić Sarawata, aby udawał jego chłopaka. 

I nawet to jak bohaterowie próbują się zejść i schodzą w końcu, jest nawet ciekawe. I całkiem zabawne. Absolutne nierozgarnięcie Tina jest momentami wręcz absurdalnie komiczne. Ale jest jedna rzecz, której nie przewidziałam. Że Tine w pewnym momencie zacznie przypominać irytujące bohaterki dram/anime. Bo to, że nasi bohaterowie mają problem z komunikacją, to nie jest nic zaskakującego - ma go 98% par w tych dramach. Ale to, że Tine zachowuje się jakby urodził się wczoraj, a Sarawata znał od 2 godzin, przyznam, że mnie rozczarowało. Trochę oglądam te dramy, aby po prostu nie oglądać irytujących bohaterek dram/anime, więc bardzo nie chcę, aby budowano na ich wzór i podobieństwo bohatera. Tym bardziej, że było to zupełnie niepotrzebne.

Chociaż widziałam opinie, że wiele osób utożsamia się z Tine'em, a jego zachowanie odczytuje w kategoriach tego, że ma niskie poczucie własnej wartości. I z jednej strony, chciałabym się z nimi zgadzać, ale z drugiej a) Tine i Sarawat razem mieszkają, b) konstrukcja irytującej bohaterki jest jak z podręcznika.


A drugą bardzo ciekawą rzeczą jaką zaobserwowałam podczas oglądania tej dramy, była presja na fizyczną bliskość postaci. Wściekłe komentarze, że bohaterowie się nie całowali. I przypuszczam, że nie pisały ich te same osoby, które martwiły się o poczucie wartości Tine, ale pokazuje to, na czym zależy części odbiorców - nie liczy się historia, nie liczą się bohaterowie - liczy się, aby się całowali, bo inaczej nie mogą się lubić i nie liczą się jako para. Tylko że ten punkt także osiąga pewien zaskakujący poziom absurdu, przez który drama została przemianowana na High-five: The Series. Otóż nawet w dwunastoodcinkowych shoujo anime bohaterowie w ostatnim odcinku się pocałują, to taka scenariuszowa wisienka na torcie. Ta drama kończy się tak, że zespół Sarawata wygrywa konkurs, więc bohater przytula jego członków i swoich przyjaciół, natomiast z Tine'em przybija najbardziej niezręczną piątkę w historii.

Wiem, że to ma mieć więcej odcinków/sezonów, ale raczej ich nie obejrzę.


WHY R U?


Przedstawiam Wam przykład dramy, która zapomniała, że powinna mieć fabułę, bo aktorzy zbyt dobrze bawili się na planie. Peron im odjechał, pociąg się wykoleił, czy jeszcze inne kolejowe metafory wyrażające to, że gdzieś po drodze stało się w tej dramie coś niedobrego.

I jest to stwierdzenie po części prawdziwe i poważnie, podobno Why R U miało jakieś problemy ze scenariuszem, a potem miało problemy z nagrywaniem, bo uniwersytet, na którym był plan zdjęciowy, został zamknięty przez wirusa. I takim sposobem jedna z par po odcinku, w którym w końcu dochodzi do wniosku, że się lubią, w kolejnych odcinkach dostaje dwie sceny - w jeden są retrospekcje, a w drugiej jeden z bohaterów jest chory; później jest finał. Który został nagrany wcześniej, ale pomiędzy nim a wcześniej wspomniany odcinkiem, dosłownie brakuje wyjaśnienia dla widza, jak nasza para się definiuje. Produkcja serialu zapowiedziała, że gdy będzie możliwość to dograją ich sceny. Bardzo miło, tym bardziej, że cześć oglądających serial zupełnie straciła zainteresowanie pierwszą parą, bo fabuła pierwszej pary - chociaż pokazywano jej na ekranie więcej - przestała istnieć. Ogólnie dystrybucja czasu ekranowego w serii ma spore problemy, przez większość czasu myślałam, że "główna para" jest tylko jedna, a potem dowiedziałam się, że nie ta druga para z dziurą w historii też jest "główna".

Jakby to ładnie napisać, nich fanki, którym za mało fizyczności w 2gether pójdą oglądać Why R U. Nie zawiodą się.   
Zabrzmiałam trochę złośliwie i nie można zaprzeczyć, że seria w pewnym momencie wypadła z szyn, ale zasadniczo nie jest zła do oglądania. Jedyne co mnie zaskoczyło, to po ostatnim odcinku poczułam dokładnie nic. No spoko, skończyło się, ale chyba zbyt idealnie. Naprawdę chciałabym, aby pokazano, że bohaterowie wrócili do miasta, poukładali życie, a nie ten wakacyjny, oberwany od rzeczywistości obrazek.

Czekam na ten specjalny odcinek, bo też jestem jedną z osób, które doszły do wniosku, że para Zon-Saifah jest ciekawsza niż para pierwsza. 

En of Love 

 

TOSSARA (4 odcinki)

Wszyscy w fandomie byli zachwyceni, bo bohaterowie dużo ze sobą rozmawiali (yey! komunikacja), a jak zaznaczałam to nie jest ani trochę oczywiste, że bohaterowie to robią. Osobiście nie do końca łapię, dlaczego Bar w końcu polubił Guna. Wiem, że wiele dram ma taki wątek "będę ci zawracał głowę i za tobą łaził, aż mnie polubisz" (ale ciekawie wychodzi to tylko Inowi z Untli We Meet Again), a cała scena w sali teatralnej z opowiedzeniem całej historii jak Gun lubił Bara, przyprawiała o zażenowanie z drugiej ręki. Ani ich historia, ani tym bardziej aktorzy nie są szczególnie przekonujący.


Love Mechanics (3,5 odcinka)

Tak naprawdę postanowiłam o tym napisać, tylko po to, aby zaznaczyć, że Mark w  czwartej części trzeciego odcinka jest moim spirit animal. Nieczęsto widzi się na ekranie takie złośliwe i wyjaśniające sytuację sceny. A potem obejrzałam tę część jeszcze raz i okazuje się, że Mark ogólnie jest moim spirit animal. I chyba nie tylko moim, bo z tego co zauważyłam, to cały fandom go uwielbia, a aktor który go gra, jest prawdopodobnie najlepszy z całej głównej 6.
I druga rzecz Mark zawsze, gdy rozmawia z Vee wygląda tak jakby cały czas patrzył tylko i wyłącznie na jego usta. Uważam to za zabawne i fascynujące. Problem z tą parą jest taki, że chociaż mają najlepszą chemię, mają też najbardziej problematyczną fabułę ze wszystkich i to na różnych poziomach.

To odpowiedź aktora grającego Vee, gdy został poproszony o jakieś zdanie dla bohatera. To naprawdę wspaniałe podsumowanie.


This is Love Story (3 odcinki)

Ta historia jest tak prosta i urocza, że to aż nieprawdopodobne. Ma niestety tylko 3 odcinki, które były kręcone w środku pandemii, co sprawia, że drugi plan ledwo istnieje, a o trzecim lepiej nie wspominać, więc jest wiele scen, które wyglądają po prostu nienaturalnie pusto. Jest też dużo scen, gdy bohaterowie komunikują się przez internet i wypada to odrobinę dziwnie, ale w książce było podobnie.

Ciekawostka, każdy aktor, który w historiach gra starszego bohatera, w rzeczywistości jest młodszy od swojego ekranowego partnera. Byłam mocno zdziwiona, gdy zobaczyłam, że aktor, który gra Marka urodził się w 1994 roku, a grający Vee w 1998.

A poza tym chyba dosłownie wczoraj ogłoszono pełną serię En of Love, cokolwiek ma to znaczyć poza tym, że będzie więcej odcinków. 

My Engineer


Komedia w czystej postaci, ze wszystkich dram z Tajlandii ta jest najzabawniejsza, a i pewnie wśród wszystkich seriali, które oglądam plasowałaby się bardzo wysoko. Dosłownie, oglądając któryś z odcinków, tak bardzo się śmiałam, że spadłam z krzesła, a gdy jeden bohater przyniósł drugiemu zamiast zwyczajowego kwiatka kalafior, popłakałam się ze śmiechu (to miła odmiana).

 Ten legendarny kalafior zajmuje honorowe miejsce obok brokuła, który udawał jemiołę w Untli We Meet Again.


Ogólnie to taka bezpieczne drama do oglądania, naszym bohaterom nic się nie stanie i nie należy brać jej zbyt na poważnie, bo częściej niż rzadziej rozwiązanie problemu będzie komediowe. Przy czym to nie tak, że nie ma tam nic zupełnie poważnego, ale cała otoczka jest raczej zabawna. Oprócz przedostatniego odcinka, ale jakaś drama być musiała. W sumie jedyny zarzut jaki wobec niej widziałam (poza narzekaniem na soundtrack - a tak w temacie to WHY R U ma najlepszy) to fakt, że wątek głównej pary w pewnym momencie utyka na kwestii zazdrości, bo bohaterowie nie potrafią ze sobą rozmawiać, a gdy nawet próbują to niewiele z tego wynika. Można też miejscami odnieść wrażenie, że ustawienie czasowe niektórych scen było bez sensu - działy się za szybko albo zaprzeczały temu, co bohaterowie wcześniej mówili.

Plus, będzie drugi sezon!

Wszystkie serie poza WHY R U są na Youtube, wystarczy wpisać tytuł w wyszukiwarkę. WHY R U oglądałam przez linki z Twittera LineTV. Poza tym znów jest burza, gdy próbuję dokończyć wpis więc obrazki są dość symboliczne, bo nie wiem, ile czasu zajęłoby załadowanie się jeszcze kilku kadrów.

Do środy, trzymajcie się, M

5 komentarzy:

  1. Jeszcze nie miałam okazji oglądać niczego z Tajlandii ale może to zmienię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tajskich dram widziałam tylko TharnType i niespecjalnie mi się podobało, choć miało swoje momenty.
    ALE:
    "Trochę oglądam te dramy, aby po prostu nie oglądać irytujących bohaterek dram/anime, więc bardzo nie chcę, aby budowano na ich wzór i podobieństwo bohatera. Tym bardziej, że było to zupełnie niepotrzebne." - to jest główny powód, dla którego lubię dramy BL (nawet ocenzurowane). Główne bohaterki azjatyckich produkcji są TAK KUREWSKO IRYTUJĄCE, że to się aż w głowie nie mieści. I głupie. I nierozgarnięte. Ło matko, aż się czasem boję o swoje zęby, tak bardzo nimi czasem zgrzytam.
    Oglądam sobie teraz The Romance of Tiger and Rose, bo MNÓSTWO osób się tą dramą zachwycało, na MAL ma ocenę 8.7, a główna bohaterka (scenarzystka, która przenosi się świata ze swojego scenariusza) jest tak żenująco głupia, że o ja cię pierdolę. Rozumiesz, jaka to jest żenada, że AUTORKA, nosz kuźwa, osoba, która napisała historię i bohaterów, więc powinna znać wszystkie sekrety, mocne i słabe strony, itp. itd. jest do niczego, praktycznie wszyscy wszystko robią za jej plecami?

    "A drugą bardzo ciekawą rzeczą jaką zaobserwowałam podczas oglądania tej dramy, była presja na fizyczną bliskość postaci. Wściekłe komentarze, że bohaterowie się nie całowali." - a to z kolei jest bardzo dziwna rzecz w fandomie BL. Osobiście preferuję ocenzurowane, ale dobre c-dramy, które gwarantują rewelacyjną chemię między postaciami. Przy czym zauważyłam, że bardzo często jest nacisk nie tylko na bliskość fizyczną, ale też pewną brutalność i brak obopólnej zgody. Gdy czytałam Light Novel "The Untamed", to zupełnie nie mogłam zrozumieć, dlaczego totalnie rozwalono charaktery postaci poprzez opisywanie scen gwałtu, brutalnego seksu i braku zgody na zbliżenie, a mnóstwo komentarzy pod rozdziałami było pełne zachwytów właśnie tym. Poniuchałam trochę wokół tematu i okazało się, że w BL to normalne: pierwsze zbliżenia następują pod wpływem alkoholu albo przymusu, jest rozróżnienie na top i bottom, a seks im ostrzejszy, tym lepszy.
    Nie ogarniam, czym tu się zachwycać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohh tak widziałam zachwyty nad The Romance of Tiger and Rose, nawet naprawdę poważnie rozważałam oglądanie, ale teraz chyba muszę to rozważyć jeszcze dwa razy, skoro piszesz takie rzeczy o bohaterce :<

      Nie wiem, czy można porównywać książki i seriale, bo w książkach opisane jest o wiele, wiele, wiele więcej niż pokazane jest w dramach, w niektórych dramach można się nawet nie domyślić, co zachodzi między bohaterami. Ale tak pewna brutalność, nawet bardzo ogólna - zamiast powiedzenie, żeby gdzieś pójść to ciąganie bohaterów za rękę, przytrzymywanie, to wszystko jest. Z dram, które opisałam wyżej Love Mechanics jest bardzo problematyczne, ale poza tym raczej nie (poza jedną sceną w WHY R U). Wiem też, że fanom i fankom - ponieważ ma to dość duży międzynarodowy fandom - nie bardzo się to podoba i słusznie, a głosy fanów wydaje się, że są całkiem nieźle słyszalne przez twórców dram.

      Usuń
    2. Właśnie ze względu na tyle pozytywnych opinii miałam dość wysokie oczekiwania. Pomysł na fabułę też brzmiał intrygująco. Drama ma tylko 24 odcinki (obejrzałam na razie 19, choć nie ukrywam, że przez początek brnęłam na zasadzie 'to się zaraz musi zrobić fajne, w przeciwnym razie ludzie tak by się nie zachwycali'), ma pewien urok i trochę ciekawych rozwiązań fabularnych, ale nie ukrywam, że dla mnie jest przede wszystkim rozczarowaniem. Już dawno nie spotkałam się z takimi brakami w logice (które w wielu miejscach można było spokojnie załatać dwoma zdaniami wyjaśnienia) ani tak irytującą bohaterką. Naprawdę spodziewałam się, że autorka scenariusza będzie w stanie wykorzystać swoją wiedzę na temat świata, który sama stworzyła, a w gruncie rzeczy tylko się miota i nic jej nie wychodzi. A jak wychodzi, to jest to kwestia przypadku/machlojek jej faceta. Przykre, bo potencjał był ogromny.
      Ach, jeszcze humor, który do mnie nie trafia, z cyklu tych głupich, nieśmiesznych żartów i przesadzonej gry aktorskiej.

      Nie chodzi mi nawet o porównywanie tych dwóch środków przekazu, tylko jakąś dziwną obsesję na punkcie fizycznych zbliżeń (które momentami, mam wrażenie, podchodzą pod jakieś fetysze) wśród fanek BL. Wiadomo - seriale są łagodniejsze, więc naciskają na pocałunki (choć to przybicie niezręcznej piątki faktycznie jakieś dziwne xD), ale w powieściach - pffff, to nie dla mnie.

      Usuń
    3. Cóż, mam listę koreańskich dram do obejrzenia, więc The Romance of Tiger and Rose zdecydowanie jednak odpuszczę.

      Usuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3