sobota, 17 października 2020

Blackpink nie jest wyjątkowym płatkiem śniegu - BLACKPINK: Light Up the Sky

 Hello!

Zwykle, gdy zabieram się za pisanie o czymś już mam koncepcję na wpis. Albo będzie to recenzja, albo wrażenia z oglądania bardziej niż recenzja, albo wiem, że skupię się na jakimś bardzo konkretnym elemencie danego dzieła kultury. Ale zabranie się za oglądanie i później pisanie o dokumencie BLACKPINK: Light Up the Sky było trudniejsze niż przypuszczałam. Głównie ponieważ obawiałam się starcia pomiędzy wyrażaniem opinii o filmie a wyrażaniem opinii o zespole. I to po pierwsze zespole pokazanym w filmie, a po drugie - mojej opinii o BP (we wpisie jest trochę skrótów, wybaczcie).

BLACKPINK: Light Up the Sky

Nie żebym tak naprawdę miała jakąś ogromną opinię o BLACKPINK. Gdy zaczynałam interesować się k-popem dziewczyny wypuściły piosenkę As if it's your last i prawdopodobnie z ich wszystkich piosenek od tamtego czasu ta podoba mi się najbardziej. Ddu-du-ddu-du, gdy wychodziło, wniosło pewien powiew świeżości, ale chyba nikt nie spodziewał się, że dwa i pół roku później nie wyjdziemy z muzycznej bańki, którą DDDD stworzyło. Obecne BP jest zaskakująco monotonne. To muzyka, drugą sprawą jest podejście wytwórni do zespołu, do fanów oraz to jak traktują poszczególne członkinie. Trzecią - ich status fenomenu. W każdym razie - nie jestem uprzedzona wobec zespołu, daleko mi jednak także do fanki.

Tylko że filmy dokumentalne zawsze próbują pokazać (żeby nie napisać sprzedać) oglądającemu pewną wizję tego, co przedstawiają. I prawdopodobnie dobrym pomysłem byłoby rozważyć właśnie to, jaki obraz zespołu został w filmie pokazany. Przy czym wypadałoby zapytać - kto jest nadawcą tego obrazu. Reżyserka  - Caroline Suh - zajmowała się ostatnio produkcjami związanymi z jedzeniem. Myślałam, że ten film i film o Taylor Swift reżyserowała ta sama osoba, ale się pomyliłam.

Ale po jakiś 5 minutach ten film zaczął mnie denerwować i miałam ochotę komentować każde jego zadnie a nie ogólny obraz. I znów będą to bardziej uwagi poczynione w trakcie oglądania niż recenzja. 

BLACKPINK TEDDY

Teddy próbował - moim zdaniem niezbyt skutecznie - zrozumieć pojęcie k-pop i jego definicję. Poza tym wydaje mi się, że nie słyszał o j-rocku (pojęcie jest starsze niż k-pop) czy c-popie. Poza tym teraz cały czas powstają nowe x-popy. I x-rocki też.

Ale jeśli mówimy o obrazie zespołu to niestety ten film podkreśla coś, co jest niesamowicie zauważalne, gdy dziewczyny nie promują kolejnych piosenek (czyli przez większość czasu) - że to 4 osoby, każda zajęta sobą, które schodzą się raz w roku, aby wystąpić razem w programach muzycznych. Spokojnie film nie powie, ile Blackpink ma piosenek - film opowie o tym, ile dziewczyny pracują nad muzyką i o tym, jak bardzo przemyślane jest to, co się ukazuje. I jest przemyślane, ale nie wiem, czy pod względem jakości piosenek, czy tego na ile można sprawdzać fanów. Jest wśród osób zainteresowanych k-popem taki "nurt", który twierdzi, że BP nie lubi się dla ich muzyki, tylko lubi się jedną członkinię i dlatego śledzi się cały zespół. Wynika to z zatrważającej w kontekście k-popu regularności (na comebacki raz w roku może sobie pozwolić Apink - zespół, który ma 9 lat) oraz tego że w czasie, gdy BP nie wypuszczało żadnej piosenki, zdążyły debiutować zespoły, które mają podobny koncept i więcej piosenek. Mam też wrażenie, że BP pomiędzy AIIYL a DDDD zgubiły status rookies, a nie wiem, czy powinny były. 

BLACKPINK Jennie

Wracając jednak do filmu - niesamowicie podkreśla on indywidualność dziewczyn. I to że pochodzą z tak różnych środowisk. Aby być dokładnym: Lisa pochodzi z Tajlandii, Jisoo z Korei. Rose urodziła się w Nowej Zelandii i wychowała w Australii, ale jest koreańskiego pochodzenia. Jennie urodziła się w Korei, ale zamieszkała w Nowej Zelandii i chodziła tam do szkoły, zanim została stażystką w YG. I teraz uwaga - to nie jest wyjątkowy zbiór osób. To znaczy jest, ale koncepcja, aby w zespole mieć członów spoza Korei jest zupełnie niewyjątkowa. Sprawdźcie członków GOT7 albo NCT; chociaż prawdą jest, że bardziej międzynarodowe żeńskie zespoły wydają się trendem raczej ostatnich dwóch lat.

Członkinie Blackpink w filmie nie mają (prawie) wspólnych scen wywiadów. W materiałach zza kulis oczywiście występują razem; ale poza wywiadami, Jisoo i Jennie zostają przedstawione z dość powiedziałabym przypadkowymi osobami (dla odbiorcy, dla dziewczyn to przyjaciółki, a dokładnie makijażystka i trenerka). Rose i Lisa przedstawione zostają same oraz jako para - ponieważ nie mają w Korei nikogo bliskiego. Nie żeby Jisoo i Jennie zostały pokazane ze swoimi rodzinami. Ale z filmu można wyciągnąć wniosek, że Rose i Lisie nie udało się z nimi zaprzyjaźnić w czasie, który spędziły w Korei. Trochę nieprawdopodobne. Film podkreśla, że Rose i Lisa bardzo na sobie polegały, bo miały tylko siebie. 

Film udaje, że ma strukturę, bo dziewczyny wypowiadały się w kolejności, w jakiej dołączyły do YG. Później znów trochę udaje, bo przechodzimy do etapu treningu, ale jest to niespójne. Przy czym samo to, co dziewczyny o treningu mówią jest bardzo ciekawe. 

Nie rozumiem podkreślania tej indywidualności w ramach zespołu - albo robi się film o zespole, albo o jego członkach. (Wiem, że to zdanie można podważyć, ale jeśli zobaczycie film, to zrozumiecie dlaczego jest ono trafne)

BLACKPINK ROSE 
 
To, o czym mówi Rose, pojawia się w wywiadach z artystami całego świata.

Tak naprawdę nie dowiadujemy się od samych dziewczyn, jak one się między sobą dogadują. Dostajemy informację, że prezes (notabene brak założyciela YG w filmie jest w pełni zrozumiały, ale jednocześnie to tworzenie tabu i nie wierzę, że nie było z nim czegoś nagranego) uznał, że we 4 się sprawdzają, Teddy (który występował w filmie, jako on sam i jako zastępstwo Yang Hyun-suka), że dobrze razem brzmią i BUM! debiut. Pominięto cały etap bezpośredniego przygotowania do debiutu. Oprócz wciśnięcia ciekawostki, że Whistle prawie nie zostało ich debiutancką piosenką. Ogólnie w całym filmie są takie dziury, jakieś rzeczy są wspominane i zapominane. 

Po połowie film przestaje udawać, że ma strukturę, bo duża część  wygląda jakby została doklejona bez pomysłu. Jest tam po prostu więcej historii o dziewczynach - znów nie o zespole. W pewnym momencie to nawet trochę zwiastun solowego debiutu Rose. 

BLACKPINK Rose Jennie

Mam dziwne wrażenie, że ten film to laurka dla Lisy i Rose, ale naprawdę ważne i interesujące rzeczy o zespole (i ich sytuacji) przedstawiają Jennie i Jisoo. Ogólnie chciałabym, aby Jennie więcej mówiła, bo ze wszystkich dziewczyn ona wydaje się najbardziej przejmować może nie samą regularnością ich promocji (to Jisoo), ale tym jak są ograniczane. 

Ten film udaje, że BP mają tyle roboty, ale jak by na to nie spojrzeć - to nie jest prawda. Zwykle zespoły mają 2-3 comebacki w roku. Nie jeden. I jeżdżą w trasy koncertowe. Inną nieco dziwną rzeczą, którą ten film sugeruje jest to, że Blackpink jest takim zwyczajnym zespołem. Albo inaczej, bo może się wydawać, że sama sobie przeczę, że ich sukces wziął się w sumie znikąd (wróć - film na dobrą sprawę sugeruje, że ich sukces wziął się od liczby wyświetleń DDDD na Youtube - może wypadałoby się chociaż odrobinę zastanowić, skąd te liczby się wzięły) oraz że to, co działo się po ich debiucie, jest całkiem zwyczajne i każdy debiutujący zespół ma tak samo. Uwaga, nie ma. To się wiąże też z jeszcze jednym pytaniem wobec tego filmu, dla kogo on jest przeznaczony? I wydaje mi się, że odpowiedzią są (szczególnie) amerykańscy fani zespołu, którzy nie interesują się k-popem jako takim, ale mają podstawową wiedzę, jak k-pop działa. Osoba, która zupełnie nie ma o k-popie pojęcia wyniesie z filmu zbyt wiele nieprawdziwych uogólnień, a osoby, które potrafią umieścić Blackpink w kontekście - zauważą oczywiste braki.

Co mi się podobało w filmie to opowieści o treningu i przebitki z trasy koncertowej (te jeszcze przed Coachellą) - to było naprawdę ciekawe, a przebitki były nawet kreatywnie zmontowane. I podobało mi się w sumie, że Lisa mówiła w swoim ojczystym języku. I to chyba tyle. 

Pozdrawiam, M

3 komentarze:

  1. Nie miałam w planach oglądać tego filmu a twoja opinia tylko utwierdza mnie w przekonaniu że miałam rację i będzie to kolejny kiepski projekt Netflixa :/
    Fajnie wszystko odpisałaś i w sumie muszę przyznać że mamy podobne podejście do BP;)

    OdpowiedzUsuń
  2. dla mnie najbardziej nierealistycznym był fragment, gdy dziewczyny zostały przydzielone do jednej grupy w czasach bycia trainee i miedzy nimi "zaiskrzyło" w ten sposób, że w ogóle nie kłóciły się o role na scenie. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że tak było. Ale musieli uzasadnić jakoś, dlaczego akurat ta czwórka została ostatecznie członkiniami Blackpink.
    Ogólnie podobała mi się Jenny w tym dokumencie - np. gdy porównała siebie do starszej babci, która leczy się po każdej trasie koncertowej.
    Ale ogólnie nie dowiedziałam się z tego dokumentu czegoś, czego bym nie wiedziała, więc troszkę się wynudziłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od czasu do czasu słucham ich piosenek. Lubię je, ale nie na tyle, by obejrzeć dokument na temat tego zespołu.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3