poniedziałek, 24 listopada 2014

Banały w kosmosie ("Interstellar")

Hello!

Uznajmy, że tytuł notki, będący równocześnie tytułem recenzji, to hipoteza. Bo znając mnie to w w dalszym tekście sama sobie zaprzeczę i udowodnię, że nie jest to tak do końca słuszne co napisałam. A recenzja będzie filmu „Interstellar”. Uwaga, bo choć nie piszę dokładnie o tym co się dzieje, łatwo można niektóre rzeczy wywnioskować.
Nie szłam na niego do kina zbyt pozytywnie nastawiona, a wręcz z dużym dystansem. Po seansie zrozumiałam, dlaczego wszelkie recenzje tego filmu z jakimi się spotkałam, były albo skrajnie entuzjastyczne albo miażdżące. Bo film najprościej można opisać jako dziwny. I, w zależności od tego co akurat dzieje się na ekranie, jest albo dziwny pozytywnie albo dziwny negatywnie. Jednak trudno określić, którego „dziwnie” jest więcej. W dużej mierze zależy to od indywidualnego odbioru.

Film był zapowiadany jako wielkie widowisko. Ale ja nie jestem przekonana. Był odrobinę za mało efektowny. Jest kilkanaście scen pięknie zbudowanych, tak, żeby popatrzeć się na kosmiczne widoki, dynamicznych, z czarną dziurą czy tunelem czasoprzestrzennym, ale jak na taką zapowiedź trochę jednak za mało. Kręcenie statkiem i oglądanie Ziemi przyprawiało o zawroty głowy, choć obracająca się stacja wyglądał zjawiskowo. W sumie to miałam wrażenie, że gdzieś już jednak podobne rzeczy widziałam. Choć nie powiem, że nie patrzyło się na to wszystko z przyjemnością. Szczególnie scena dokowania do zepsutego Endurance jest absolutnie niesamowita, zarówno pod względem kadrów, dynamiki, jak i towarzyszącej jej muzyki. 
Z obrazem jest oczywiście lepiej. Ale patrząc po różnych komentarzach wiem, że nie tylko na mnie ta scena zrobiła takie piorunujące wrażenie. 

Przejdźmy teraz do moich banałów. Film jest baśnią, z happy endem, przeniesioną do kosmosu. W sumie czegoś takiego się spodziewałam po pierwszych trzydziestu minutach filmu. Jednak trudno powiedzieć, że jest to film przewidywalny. Choć pewnych rzeczy można się domyślić, a jeśli nie dokładnie tego co się stanie, to pewien zamysł autora jest dość widoczny i przewija się przez cały film. Wystarczy nie być naukowcem tylko człowiekiem żeby to zauważyć. Oczywiście, niektóre wydarzenie są zaskakujące, ale trudno nadać im miano zwrotu akcji. Bo tak naprawdę wszystko się już wydarzyło.

Teraz już będzie o banałach. Mamy bohatera, który ma córkę. Bardzo ją kocha, ale musi ją opuścić. I tak pod kosmiczną przykrywką, jest to film o miłości, głównie rodzicielskiej. Konieczności powrotów, chęci zostania, instynktowi przetrwania. A wszystko to sprowadza się do córki, która jako dziecko jest jeszcze do zniesienia, ale dorosła jest postacią wybitnie irytującą. Niestety, aby dokładnie to wyjaśnić musiałabym opisać rzecz, po której w żadnym filmie już nic mnie chyba nie zdziwi. Pisałam prawie bez spoilerów, ale tu nie napiszę zupełnie nic, zostawiam to do samodzielnego odkrycia. I takim sposobem wywijam się od dokładniejszego tłumaczenia banałów.

Jeszcze tylko wspomnę o trzech sprawach. Po pierwsze doktor Amelia. Ogromny plus dla twórców za to, że pomimo iż była ona jedyną kobietą na pokładzie, nie było tam żadnego romansu. Chociaż Amelia posłuchała potem głosu serca i jak się okazało, miała rację. A to też bardzo ważne. Druga sprawa: roboty. Najlepsi bohaterowie całego filmu. Oni nie potrzebują aktorów, można by ich wyciąć i zostawić same roboty. Przypuszczalnie wiele byśmy nie stracili. I trzecia muzyka. Zdążyłam poczytać i podobno jest to jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych w karierze Zimmera. Ale ja tam słyszałam pewne nawiązania i to mi nie pasowało. Nie chcę niczego muzyce ujmować, ale czasami miałam wrażenie, że dźwięki powinny być inne albo, że brakuje mi jakiegoś fragmentu, czegoś co znam. Jeszcze jedno film niewiele by też stracił jak byłby krótszy. Myślę, że dałoby się do zrobić.

Ah i Murph miała na półce coś autorstwa Conan Doyla. Przypuszczalnie mógł być to Sherlock Holmes, ale nie widziałam tytułu. 
Gify <kilk>
Pozdrawiam, M 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3