Hello!
Jeśli dobrze liczę Mądre matki, dobre żony. Kobiety w Korei
Południowej (2023) to trzecia po Koreańskich światach kobiet (2019,
Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego) i Przysłoniętym uśmiechu (2022,
Wydawnictwo Czarne) książka na polskim rynku wydawniczym dotycząca
kobiet w Republice Korei. Podchodziłam do Mądrych matek... jak pies do
jeża, co jest dość normalną sytuacją w moim przypadku, ale tutaj jednak
bardziej szczególną - bo chęć porównywania tej książki do Przesłoniętego
uśmiechu jest wielka. Przypominam także wstęp do tej recenzji w postaci - Mądre matki, dobre żony. Kobiety w Korei Południowej - koreańskie bingo.
Tytuł: Mądre matki, dobre żony. Kobiety w Korei Południowej
Autorka: Małgorzata Sidz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Spodziewałam się, że książka Mądre matki,
dobre żony będzie bardziej skupiona na rozmowach, ale nie jest - w
zasadzie są one wstawkami czy przerywnikami pomiędzy fragmentami
dotyczącymi historii, kontekstu, kultury. Dla mnie nie była to bardzo
odkrywcza lektura (chociaż wciąż dowiedziałam się paru nowych rzeczy, na
przykład znałam określenie "tygrysie matki" - w odniesieniu do matek z Chin, ale z "helikopterowymi"
spotkałam się po raz pierwszy), ale muszę przyznać, że książkę czytało
się znakomicie i chociaż wiedziałam wiele, wciąż byłam zaciekawiona, co
jeszcze przedstawi autorka. Poza tym przez samą treść po prostu się
płynie, bo jest napisana w bardzo prosty, przystępny sposób. Dopracowanie tekstu i kilka pomysłów redakcyjnych sprawia, że to naprawdę ciekawa i niekiedy nawet lekko nieoczywista lektura.
Pomijając
fakt, że sytuacja i pozycja kobiet w Korei nie jest najlepsza, a presja
społeczna i konserwatyzm (lub jeśli ktoś woli określić to bardziej
kulturowo neokonfucjanizm przenikający wszystkie aspekty życia)
odciskają na kobietach ogromne piętno. Większość przywoływanych w
książce kobiet, to osoby, które musiały ciężko pracować, znalazły się
gdzieś pomiędzy swoimi ambicjami a oczekiwaniami rodziców, a przed
ślubem niemalże nie ma ucieczki (wygląda na to, że lepiej wziąć ślub i
się rozwieść, niż nigdy nie być mężatką).
Tonalnie książka ma
dwa bieguny: jedzeniowo-domowa opowieść autorki o jej odczuciach na
temat Korei Południowej w tym aspekcie oraz raczej smutnych opowieści
Koreanek o ich życiu rodzinnym. I wydaje się, że istnieje tu nieprzekraczalna
granica. Autorka może w Korei czuć się jak u siebie, doceniać babciną
kuchnię, rozpisywać się o jedzeniu, ale nie dotyczy jej całe społeczne i
kulturowe obciążenie, jakiemu poddawane są Koreanki. To nie jest
zarzut, ale nie można ukryć, że pozycja dziennikarki z dalekiego kraju
jest dosyć wygodna. W moim odbiorze (i im dalej w książkę, tym bardziej)
następowało tu czasami pewne stracie w narracji: wrażeniem domowości
odbieranym przez autorkę na ulicach i w punkach z jedzeniem Seulu kontra
opowieściami o rodzinnym życiu jej rozmówczyń. Momentami wydaje się to nieco powierzchowne, ale w częściach dotyczących historii i kultury przedstawione jest wiele szczegółów i kontekstów, które nie są za często poruszane. Trzeba pamiętać, aby czytając, nieco oddzielać to, co autorka chce przekazać nam od siebie, to, jak kreuje kontekst kulturowy i historyczny Korei oraz umiejscowienie w tym wszystkim jej rozmówczyń. Nie powinno być to trudne, bo te części są od siebie wyraźnie oddzielone.
W
kontekście mam zabrakło mi trochę wprost informacji, że kobiety po
urodzeniu dziecka przedstawiają się jako "mama tego i tego" (a męża
przedstawiają jako "ojca tego i tego") i odniesienia do dramy SKY
Castle. Małgorzata Sidz nie ucieka od popkulturowych nawiązań i innych
odniesień. Tu może warto wspomnieć, że książka ma przypisy! Co prawda
bibliograficzne (do książek i badań); brakowało natomiast przypisów do
przywoływanych przez autorkę statystyk, ale książka ma też zgrabną
bibliografię (gdzie niestety nie widzę źródeł, które mogą odnosić się
do statystyk). Nie ma też informacji o latynizacji zastosowanej w
książce (na minus) i koreańskie nazwy geograficzne są zapisywane zgodnie
z wytycznymi południowokoreańskimi - co jest w porządku i są stosowane
konsekwentnie, ale wypadałoby poinformować czytelnika o decyzji, że nie
używa się polskich nazw przyjętych przed KSNG.
Mądre matki, dobre żony naprawdę
podobały mi się do około 300. Potem poczułam, że ta naprawdę początkowo
dobrze przemyślana i zaplanowana książka (jak mi się spodobało, w
którym miejscu umieszczono wywiad z Borą Chung, bo świetnie
przeprowadzał przez zmianę tematycznego środka ciężkości tekstu) trochę
się rozwadnia i nieco traci tematyczne skupienie. Nie będę ukrywała, że
doczytywałam ją odrobinę na siłę, bo bardzo zależało mi, aby ją szybko
skończyć. W innym przypadku istniałaby szansa, że ostatnie 100-80 stron
odłożyłabym na (może nie wieczne) długie niedoczytanie. Czego pewnie bym
żałowała, bo na koniec autorka wspomina o radykalnym koreańskim
feminizmie (szczególnie) internetowym, a ten temat bardzo mnie
interesuje, więc żałuję również, że poświęcono mu stosunkowo bardzo niewiele miejsca.
Mądre matki, dobre żony. Kobiety w Korei Południowej to na pewno jedna z lepszych i prawdopodobnie jedna z najprzyjemniejszych do czytania, ale niekoniecznie tematycznie oczywiście - chociaż na pewno to jakieś osiągniecie, aby książkę o trudnych aspektach kobiecego życia, napisać w tak przystępny sposób - książek o Korei Południowej na polskim rynku wydawniczym. Jest o wiele mniej chaotyczna niż podobne wydania, ale nie można zapomnieć o konieczności oddzielenia osobistych wrażeń i odczuć autorki na temat jej przebywania w tym kraju od realiów życia jej rozmówczyń.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!