Hello!
Pamiętam, że gdy zauważyłam zapowiedź tej książki, byłam pod wrażeniem, że jej autorami są znający się na rzeczy akademicy. Ale potem okazało się, że jak na zapowiadającą się porządnie książkę o Korei, ma bardzo słabe oceny na Lubimy Czytać - i chociaż zazwyczaj nie zwracam na takie rzeczy uwagi, w tym przypadku mocno mnie one zaniepokoiły.
Tytuł: Korea. Nowa historia Południa i Północy
Autor: Victor D. Cha, Ramon Pacheco Pardo
Tłumaczenie: Agnieszka Liszka-Drążkiewicz
Wydawnictwo: Copernicus Center Press
Narracja Nowej historii Południa i Północy jest trochę... patetyczna, ale nie w odniesieniu do tematu, tylko jej autorów. I nie oceniam ich jako ludzi, a jedynie to, co można zobaczyć i wywnioskować z tekstu; oceniam w jaki sposób napisany jest sam tekst i że wielką misją autorów jest sprawienie, że Korea - a dokładnie: historia Korei - stanie się bardziej zrozumiała dla przeciętego człowieka. Pomijając jednak wstęp, w którym autorzy tłumaczą się z tego zamiaru, pierwszy rozdział rozpoczyna się w... Ameryce. Opowieścią o tym, jak Victor D. Cha ma właśnie okazję spotkania z prezydentem USA - i jeśli to nie jest przejaw stawiania autora książki ponad jej tematem, to nie wiem, co nim jest. I po co czytelnikowi historia pokoju Roosvelta? Jasne, to ładny obrazek wprowadzający, ale równie dobrze można by go pominąć - szczególnie z perspektywy osoby czytającej tę książkę poza USA.
Inną rzeczą, którą staje się jasna po przeczytaniu tej początkowej anegdoty, jest optyka całej książki - to znaczy jest ona niezaprzeczalnie amerykańska. Z jednej strony nie powinnam być zaskoczona, ale jednak byłam, jak niesamowicie bardzo podczas czytania czuć, że to zewnętrzna perspektywa opisu. I pisana z raczej amerykańskim czytelnikiem na myśli. Czymś, czego autorzy nie zauważają albo temu umniejszają, jest fakt, że dość powszechnie wiadomo na przykład, że Koreańczycy nie są fanami amerykańskich żołnierzy stacjonujących na półwyspie. Autorzy opisali co prawda kontrowersyjny wypadek, w którym zginęły dwie dziewczynki, ale zaraz potem umniejszyli złości Koreańczyków z tym związanej.
Informacje, co porabiał drugi autor, są zdecydowanie mniej aroganckie i są raczej stwierdzeniami faktów (w tym czasie Ramon był w Korei i obserwował wydarzenia), ale - nawet jeśli postrzegałam anegdoty Victora Cha jako lekko butne (albo takie chwalisz się, czy żalisz, gdy czytelnikowi serwowana jest informacja, że ponieważ stwierdził - najogólniej - że polityka Trumpa wobec KRLD jest nieodpowiednia, nie został ambasadorem USA w Republice Korei), to nadawały one jakiegoś kolorytu opowieści. Niestety zdania o drugim autorze można wyciąć bez żadnego żalu i nikt by nawet nie zauważył, że coś z książki zniknęło. Bo też trzeba przyznać, że te zdania można policzyć na palcach jednej ręki. Ale to też z innej strony pokazuje jakąś przepaś pomiędzy szczeblami doświadczenia autorów.
Korea to książka bardzo nierówna. Anegdoty z życia autorów można wprost z niej wyciąć (albo chociaż przeredagować, aby nie pokazywały Victora Cha jako trochę butnego człowieka). Gdy opisywane są wydarzenia historyczne, podawane fakty, liczby, statystyki (i bardzo mocno opierają się na tym w swoich analizach) - Koreę czyta się naprawdę dobrze, a wręcz jest lekturą naprawdę bardzo przystępną (zgodnie z założeniami autorów). Jednak po dobrych fragmentach albo następują jakieś konfundujące odniesienia do Ameryki (które czasami jedyne co robią, to tylko udowadniają, jak wąską perspektywę mają autorzy), albo wprowadzenie stanowiła opowieść z życia autorów.
Poza tym, ponieważ książka jest krótka i niemalże nie ma w niej miejsca na niuanse (a jeśli już to można powiedzieć, że bywa bardzo... symetrystyczna), to cała historia wydaje się bardzo... nieskomplikowana. Niektóre fragmenty narracyjne są mniej więcej tak ciekawe jak wypunktowana lista wydarzeń - a wiemy, że autorzy potrafią pisać ciekawie, bo tak piszą o sobie; chyba że tymi opowieściami o sobie chcieli nadrobić brak emocji w innych elementach opowieści. Liczyłam, że ta książka będzie się skupiała bardziej na XXI wieku, ale nie, autorzy w sumie przytaczają i omawiają to, co można znaleźć w innych opracowaniach (zdarzało mi się sprawdzać, czy doczytywać informacje w Historii Korei Joanny P. Rurarz). I mam wrażenie - bo jeszcze nie miałam okazji czytać - że ogólnie dla polskiego czytelnika lepszą lekturą w podobnym klimacie (polityczo-stosunków międzynarodowych) mogłoby być Spór o Koreę. Rola USA i Chin w kształtowaniu bezpieczeństwa międzynarodowego na Półwyspie Koreańskim czy Krewetka między wielorybami. Półwysep Koreański w polityce mocarstw (pierwsza jest dłuższa i wygląda na to, że bardziej naukowa, druga krótsza i opisywana jako popularnonaukowa).
Szczególnie w początkowej części książki dotyczącej "starej" historii
Korei jest wiele bardzo ciekawych przypisów od redaktorki merytorycznej
tytułu - doktor Kamili Kozioł. Rozumiem też, dlaczego autorzy postanowili opisać dawniejsze dzieje półwyspu - mimo tytułu "nowa historia"... chociaż w sumie nie wiem, czy rozumiem. Dla mnie ta nowa historia sugerowała skupienie się na XXI wieku, a nie sposób opisu - który nie jest odkrywczy czy szczególnie błyskotliwy. A autorzy opisali po prostu wszystko. I chyba bardziej rozumiem to z perspektywy niedzielnego czytelnika, który nie pochłania kilku książek o Koreach rocznie, i potrzebuje wprowadzenia, niż z perspektywy tytułu. Wracając do wspominanych przypisów - naprawdę nie wiem, czy to kwestia tego, że o wielu rzeczach dobrze wiedziałam wcześniej, czy naprawdę przypisy momentami były rzeczywiście po prostu ciekawsze niż zasadnicza część książki. Przy czym najogólniej cała historia jest opisana naprawdę zgrabnie. I ma też mnóstwo przypisów tak ogólnie!
Ostatni rozdział książki Korea. Nowa historia Południa i Północy skupia się na na kwestii zjednoczenia. I powtarza wiele informacji, które autorzy opisali już na poprzednich stronach. Warto docenić, to że zbiera je tematycznie w jednym miejscu i porządkuje (bo narracja samej książki podzielona jest na odcinki czasowe oraz - od podziału - na kraje), ale nie zmienia to faktu, że czytamy jeszcze raz to samo. Co wydało mi się natomiast naprawdę ciekawe i całkiem praktyczne, to ułożenie i wyjaśnienie podejścia do zjednoczenia poszczególnych prezydentów Korei Południowej wraz z ich nazwami i omówieniem różnic.
Wydaje się, że Korea. Nowa historia Południa i Północy to omówienie tak naprawdę odprysku polityki międzynarodowej USA. I może miałabym to książce za złe mniej, gdyby nie fakt, że autorzy we wstępnie obiecują tekst dość uniwersalny.
Poza tym odniosłam wrażenie, że gdy autorzy pisali o sytuacji kobiet i osób LGBTA+ w Korei to trochę nie wiedzieli, o czym piszą. Albo po prostu za bardzo skupili się na danych zamiast na życiu. Co zdarzało im się już w innych miejscach - na przykład powstanie w Gwangju jest opisane o wiele mniej przejmująco niż kryzys finansowy z 1997, bo łatwiej im odnieść się do danych liczbowych. O tym, że Korea to w zasadzie antyfeministyczny kraj, słyszy się bardzo często, fakt, że Han Kang zdobyła literacką Nagrodę Nobla też nie spodobał się fanom starych koreańskich pisarzy, a dosłownie dwa dni później z sieci zostały usunięte zwiastuny dramy „Love in the big City”, bo przez poruszane wątki, zostały uznane za nieodpowiednie dla dzieci. A autorzy na przykład o wskaźniku dzietności/zastępowalności pokoleń i jego spadku piszą w kontekście między innymi poprawy pozycji kobiet w koreańskim społeczeństwie (co trochę gryzie się z tym, o czym czyta się w mediach), ale zupełnie pomijają dane dotyczące jego starzenia się oraz bardzo, bardzo wysokiego wskaźnika samobójstw w tym kraju. Z jednej strony to zdecydowanie nie jest książka o społeczeństwie, tylko o stosunkach międzynarodowych i polityce, ale z drugiej – wyraźnie widać, że gdy autorzy rzeczywiście przywołują cokolwiek dotyczącego społeczeństwa, to tylko w kontekście poprawy i rozwoju. Oraz popularności koreańskiej popkultury - powiedziałabym, że można się nawet zdziwić jak stosunkowo dużo miejsca jej poświęcają. Być może gdyby autorzy jednak postarali się napisać bardziej... ludzko o społeczeństwie, zamiast pisać o sobie, wrażenia z książki byłyby lepsze. Czasami czytając miałam wrażenie, że Korea jest traktowana może nie od razu przedmiotowo, ale w pewnym sensie sprowadzana wyłącznie do swojego terytorium, a głównym aktywnym graczem (czyli w sumie - podmiotem) są Stany Zjednoczone.
W skrócie: na rynku wydawniczym naprawdę są lepsze książki o Koreach niż ta.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
PS Blog oraz Instagram są nominowane w plebiscycie Opowiem ci! Zachęcam do zostawienia swoich głosów - w wielu kategoriach można głosować na więcej niż jednego twórcę.
Trzymajcie się, M