sobota, 28 listopada 2020

Astronauci w k-popie

 Hello!

Znów jestem na tropie trendów w teledyskach! I wiem, że zapowiadałam, że nie będzie więcej k-popu na blogu w tym miesiącu, ale chyba dosłownie dzień po tej zapowiedzi, Jamie zapowiedziała nową piosenkę - Apollo 11. Poczułam się niemalże wywołana do tablicy, bo założyłam sobie, że potrzebuję 10 klipów, aby ten wpis był pełen i piosenka Jamie była tym dziesiątym teledyskiem.  

DAY6 (Even of Day) - Where the sea sleeps

Nie pamiętam, kiedy dokładnie zwróciłam uwagę, że postać astronauty zaczęła być zauważalnym motywem w teledyskach. Chyba był to klip Crusha, a później byłam zaskoczona marcowymi klipami DPR LIVE. Później przypomniałam sobie o Dear Love, ale jestem pewna, że astronauci musieli pojawiać się gdzieś wcześniej, aby jakoś zasiać w mojej głowie myśl, że jest to powtarzalny motyw.

Dlaczego, jak sądzę, astronauci zaczęli być szczególnie popularni w 2019 i 2020 roku? W sumie odpowiada na to tytuł piosenki Jamie - Apollo 11. W 2019 była 50 rocznica lądowania człowieka na Księżycu. Poza tym (albo może w związku z tym) w zeszłym roku, ale w tym także, na pewno zaobserwowaliście w sklepach trend na logo NASA i jestem pewna, że to też miało coś wspólnego z tą rocznicą. Jednocześnie, gdy spojrzy się na przemysł filmowy to przynajmniej raz w roku pojawia się jakiś kosmiczny film Grawitacja (2013), Interstellar (2014), Marsjanin (2015), Ad Astra (2019) to są takie, które pierwsze przyszły mi do głowy. Jest jeszcze na przykład Armageddon, Pasażerowie albo bardzo konkretnie Apollo 13. Być może kategoria kosmiczny film jest odrobinę zbyt ogromna, bo w sumie i Star Trek, i Gwiezdne Wojny, i Prometeusz, i Obcy, i parę innych by się zmieściło. Można dodać jeszcze dokumenty o misjach kosmicznych (obejrzałam chyba wszystkie, które są na Netflixie). Także astronauci, kosmonauci są ogólnie bardzo popularni w filmach. I książkach na pewno też. Tutaj nie będę się już rozpisywać, ale jak się okaże motyw kosmonauty niesie ze sobą 4 symboliczne znaczenia i będziemy je odkrywać, analizując teledyski. (Chyba że akurat astronauta będzie w klipie przypadkowy).

1 czerwca  2015
Big Bang - BANG BANG BANG

BIGBANG BANG BANG BANG

Nie będę się zastanawiała, co się zadziało w tym klipie. Jest astronauta i to jest najważniejsze.

14 października 2019
Lim Hyunsik - Dear Love

Hyunsik jest samotnym astronautą na statku kosmicznym. Dopóki kolejny statek nie pojawia się w pobliżu. Jednak spotkanie astronauty i astronautki nie idzie dobrze, na statkach coś się dzieje. Nie chcę interpretować teledysku, wydaje się jednak, że okazuje się, że astronauta i astronautka są w różnych rzeczywistościach i chociaż i piosenka, i teledysk są smutne to klip kończy się z iskierką nadziei.

Wyróżnienie: 13 listopad 2019 - Stray Kids - Astronaut

Piosenka ma astronautę w tytule, jej test odnosi się do trzeciego (albo 4, bo chyba bardziej od spełniania marzeń jest tu istotne samo podróżowanie i odkrywanie) tropu (numeracja tropów będzie na końcu) związanego z astronautami - a w klipie nie ma nikogo w odpowiednim stroju, nawet nie ma rakiety! Trochę to rozczarowujące.

20 luty 2020
Cruch - Digital Lover

W tym teledysku mamy dwa plany - Crusha, który mieszka sam na rozbitym (tak zakładam) statku kosmicznym, na jakiejś niezbyt przyjaznej planecie oraz pilota statku w grze, w którą gra znudzony Crush. Te plany się przenikają, ale w chyba inny sposób niż można by przypuszczać. Piosenka jest raczej smutna, ale teledysk jest zdecydowanie bardzo smutny. 

Crush jest najbardziej samotnym astronautą, jakiego dziś spotkamy.

3 marca 2020
DPR LIVE - Legacy 

W porównaniu z innymi klipami fabularnie ten jest dosyć nudny. Astronauta jest na statku sam, coś w statek uderza, astronauta wyskakuje ze statku i ląduje na jakieś planecie.

12 marca 2020
DPR LIVE - Kiss Me + Neon 

DPR LIVE - Kiss Me + Neon

Ten klip to chyba częściowo to, co działo się z astronautą po tym, jak wylądował na obcej planecie oraz tego, co działo się jeszcze wcześniej. Wizualnie na pewno jest ciekawszy niż Legacy. Z tego co sobie doczytałam, wynika, że cały koncept albumu Is Anybody Out There, z którego pochodzą te trzy piosenki / dwa teledyski jest związany z kosmosem.

Dwie rzeczy - wyraźnie widać, że astronomowie kojarzą się z po pierwsze - samotnością, po drugie - będzie jakaś katastrofa.

21 kwiecień 2020
HA:TFELT - Satellite

Nie sprawdzałam tłumaczenia słów tej piosenki, ale teledysk widzę, jako drogę do spełniania marzeń o byciu astronautką. Chociaż pewne elementy poczucia samotności oraz dążenia do wolności także w nim są.

10 sierpnia 2020
ONF - Sukhumvit Swimming

Nie mam pojęcia, co dzieje się w tym teledysku, jedyna koncepcja jaka przychodzi mi go głowy to albo członkowie zespołu są podróżnikami w czasie, albo pochodzą ze światów paralelnych. Ale są dwa ujęcia na kogoś w kostiumie astronauty. Plus dość oczywiste nawiązanie do Małego Księcia.

31 sierpnia 2020
DAY6 (Even of Day) - Where the sea sleeps

Kolejny kosmiczny teledysk, który jest smutny. Co go jednak różni od pozostałych to, to że na statku kosmicznym mamy trzech bohaterów (którzy odpowiadają członkom unitu oraz maskotki pozostałych dwóch członków Day6). Ale niestety statek wpada w kłopoty i się rozbija, ku przerażeniu naszych postaci. Na szczęście okazuje się, że ich skafandry umożliwiają im pływanie i całość się dobrze kończy. Ale jak na animowany klip jest on naprawdę wyjątkowo wzruszający. I bardzo ładny.

6 września 2020
ROCOBERRY - roco is roco

ROCOBERRY - roco is roco

Nie będę się zastanawiała, dlaczego w tym teledysku jest astronautka, bo jest to tylko kilka scen i nie sądzę, aby wpisywały się, w któryś z astronauckich tropów (jest jedna scena, która trochę przypomina klip do wspominanego wyżej Satellite) ważne, że astronautka jest.

11 listopada 2020
JAMIE - Apollo 11

Oto odpowiedź dlaczego ten wpis publikowany jest jeszcze w październiku. Ale nie mogłam zignorować piosenki z tak konkretnym tytułem. Z trzech tropów związanych z astronautami (samotność, katastrofa, marzenia) to zarówno sam tekst piosenki, jak i teledysk zdecydowanie obrazują podążanie za marzeniami. Tekst piosenki jest nawet bardziej związany z astronautami i astronomią niż sam klip.

 

Zerknijmy na tłumaczenie słów refrenu:
I’m on Apollo 11 watch out for me
My first great step
You know I’m strong
When I plant the flag
It’ll be written in the books of the future like history
Even if it’s only one small step
In order to look forward to my tomorrow


Wyróżnienia specjalne otrzymują:

Lee Suhyun - Alien
TWICE - Signal 

za bycie kosmitkami! 

KEY - Forever Yours - za podróżowanie w przestrzeni kosmicznej samochodem.

Podsumowując, obecność astronauty w teledysku najczęściej wiąże się z występowaniem czterech rodzajów tropów: 1. samotność, 2. katastrofa (często razem), 3. spełnienie marzeń, 4. podróżowanie i odkrywanie - też często razem, ale zdecydowanie rzadziej niż numery 1 i 2, chociaż aż chce się połączyć tropy 3 i 4 w jeden - marzenie o podróżowaniu. 

LOVE, M

środa, 25 listopada 2020

O tym, jak studenci wydali książkę Ikonografia autora

Hello!
O tym, że na zajęciach z edytorstwa w tym roku (roku akademickim 2019/2020, ale książka miała swoją premierę pod koniec października) wydajemy książkę wspominałam na blogu już kilka razy. Dziś w końcu mogę napisać, co to za książka i co przeszła z nami na zajęciach. To znaczy w sumie nie do końca wiem, ile mogę dokładnie napisać, ale pracowaliśmy nad nią na zajęciach na uniwersytecie, które raczej są jawne i nie zdradzę jakiś ogromnych tajemnic. 
 
Ikonografia autora

Tu jest książka na stronie wydawnictwa.  Musiałam wziąć z niej zdjęcie okładki, bo egzemplarza książki  (mam nadzieję, że tylko jeszcze) nie mam.
 

Tytuł: Ikonografia autora

Autor: Jean-Luc Nancy

Tłumacz: Paulina Tarasewicz

Wydawnictwo: słowo/obraz terytoria


Ikonografia autora składa się z dwóch części: eseju poświęconego koncepcji portretu autora pod tytułem Portret autora sam(ego) w sobie - trzeba napisać, że tytuł udał się fenomenalnie - oraz 14 portretów autorów. Przy pierwszym kontakcie tekst wydawał się bardzo trudny, bo to książka filozoficzna. Miałam skojarzenia z tekstami, które czytałam na teorię literatury i prawie ochotę robić z niego notatki. Co okazało się słusznym kierunkiem myślenia, bo książka rozpoczyna serię szerokie marginesy i będzie w niej dużo miejsca na notowanie swoich spostrzeżeń. 

Wracając, tekst sam w sobie był trudny. Początkowe prace redakcyjne wyglądały tak, że redagowaliśmy w domach, na zajęciach czytaliśmy kolejne zdania i jeśli ktoś znalazł tam coś co poprawienia to to zgłaszał. Czasami dyskusje na temat różnych poprawek były zażarte, ale w większości przypadków decydowało głosowanie (oczywiście nie dyskutowaliśmy poprawek oczywistych). Później czas zaczął nas trochę gonić i kolejne fragmenty oddawaliśmy prowadzącemu, który porównywał wersje i nanosił powtarzające się bądź ogólnie słuszne poprawki. Na szczęście wszystkie prace redakcyjne udało się zrobić przed zamknięciem uczelni. Tłumaczka zdążyła zapoznać  się z naszą redakcją i zrobiła jej autoryzację.

Podobnie jak udało nam się wybrać rozmiar i kształt książki. Dostaliśmy chyba z 15 formatów i drogą zastanawiania się, który będzie najlepszy dla tej konkretnej książki oraz dla kolejnych tytułów w serii, znowu w głosowaniu wybraliśmy kształt książki. 
 
Przed pandemią udało nam się także napisać czy uaktualnić dane autorów książki - zarówno na samej okładce książki, jak i na stronie wydawnictwa. I muszę napisać, że miałam w tym swój spory udział (a przynajmniej tak czuję), bo mocno naciskałam na to, aby zaznaczyć tytuły innych wspólnych książek autorów. Zrobiłam też spory research Federica Ferrariego.

Napiszę Wam teraz jak wyglądało tworzenie notatki na czwartą stronę okładki. Czy też tekstu marketingowego jak wolicie. Otóż każdy z naszej grupy napisał swój, potem były one czytane na zajęciach i drogą głosowania zostały wybrane dwa najlepsze. Później dostaliśmy jeszcze tłumaczenie tekstu z okładki oryginału i zadanie, aby albo skompilować wszystkie trzy, albo dwa wybrane, albo tylko je zredagować. Byłam jedyną osobą w grupie, która postanowiła zrobić jeden tekst ze wszystkich trzech - i był to pomysł najlepszy, bo ostatecznie moja skompilowana notatka dostała najwięcej głosów. Jak widzicie były to bardzo demokratyczne zajęcia. Później ten tekst został jednak jeszcze trochę skrócony i dostosowany. 

Pojęcie autora od kilku wieków jest traktowane co najmniej podejrzliwie – już Montaigne wiedział, że jego księga tworzy go w tym samym stopniu, w jakim on tworzy swoją księgę. Ikonografia autora to nie tylko próba odróżnienia dwóch „autorów” – tego znajdującego się poza dziełem i tego obecnego w dziele. To przede wszystkim próba odpowiedzi na paradoksalne pytanie, czym w świetle dwudziestowiecznej „śmierci autora” jest jego portret, dokonana na podstawie analizy wizerunków takich pisarzy, jak Homer, Flaubert, Proust, Woolf, de Beauvoir, Borges czy Bernhard.

Okładka książki była wybierana w podobny sposób. Najpierw tylko wybraliśmy ileś tam obrazków i inspiracji, aby przekazać je projektantowi, a później dostaliśmy kilka wersji okładki do wyboru. I pewna okładka zwyciężyła tak miażdżącą przewagą głosów, jak nigdy nie zdarzyło się to na zajęciach (zwykle odbywały się nawet 3 głosowania, bo często różnice były tylko po jednym głosie), bo od razu dostała 13/15. Niestety, około połowy października dowiedzieliśmy się, że został wybrany zupełnie inny projekt, okładka będzie liternicza i tak naprawdę trudno ocenić, jak wygląda bez zobaczenia jej na żywo. Ale byliśmy mocno tą decyzją rozczarowani. Ale podobno ten błękitny karton jest naprawę ładny.

Korektę (i kolacjonowanie, sprawdzanie poprawek z autoryzacji) robiliśmy już zdalnie, każdy dostał plik pdf do pracy, zrobił korektę, odesłał plik, po jakimś czasie dostaliśmy plik po korekcie. Co oznacza, że nasz prowadzący porównał wszystkie korekty i to, co najważniejsze i słuszne naniósł na plik. Poza tym, że bardzo nie podoba nam się fakt, że są w niektórych miejscach po cztery przeniesienia - bo kolumna jest wąska i tak być musi - chyba byliśmy całkiem zadowoleni z ostatecznego efektu. Przyznam się, że w korekcie zrobiłam wielki błąd, ale na szczęście sprawdziłam, dlaczego ta moja - jak mi się wydawało - słuszna "poprawka" nie została wprowadzona do tekstu i już nauczyłam się na zawsze, aby nie pisać tak, jak wydawało mi się, że było dobrze, a wcale nie było. To też uświadomiło mi, że czasami to, co wydaje się spójnikiem skorelowanym, jest w powszechnym użyciu, wydaje się naturalne i oczywiste - wcale takie nie jest. Z drugiej strony została także wprowadzona poprawka, z której jestem bardzo dumna, oczywiście nie wiem, czy tylko ja ją zasugerowałam, wydaje mi się, że nie, bo nie była to typowo korektorska sugestia, ale zdecydowanie rozjaśnia ona tekst i poprawia jego rytm, nawet jeśli wprowadza powtórzenie. 

Książka miała premierę w październiku. Mieliśmy dostać swoje egzemplarze po powrocie na uczelnię (bo wszyscy jesteśmy w książce podpisani z imienia i nazwiska, a co!), ale oczywiście nie jest to teraz możliwe. Inne jej szczegóły możecie sprawdzić w linku pod obrazem okładki.

LOVE, M

sobota, 21 listopada 2020

Uproszczenie szeregu opozycji przez redukcję

 Hello!

Jeśli środowy wpis był tęsknym, wspominkowym wpisem o początkach moich studiów i o związkach pomiędzy polonistyką a zarządzaniem instytucjami artystycznymi (oraz trochę o aferze z byłym rektorem) - tak dzisiaj wracam do tego, w czym jestem najlepsza - narzekania!

 

Filologia polska

Edytorstwo multimedialne 

Nie wiem, co robię na tych zajęciach, bo na na kilka dni przed rozpoczęciem roku zmienili nam prowadzącego z redaktora na zwykłego wykładowcę. Jesteśmy na magisterce a ja czuję się, jak na jakimś wprowadzeniu do wiedzy o e-bookach. Wiedzy, którą albo już mamy, albo nas nie interesuje (w znaczeniu wiemy, ale z wyboru nie korzystamy raczej z e-booków). Nie robimy nic praktycznego, tylko porównujemy czytniki. Nie uczymy się i nie robimy składu tekstów do internetu. Mamy te zajęcia co tydzień i są niestety największą stratą naszego czasu, bo zamiast z praktykiem, są one przeprowadzane mocno teoretycznie i z osobą, która nie do końca specjalizuje się w zagadnieniu edytorstwa multimedialnego (i to trochę słabe, gdy prowadzący myli format epub i zapisuje epup i korzysta ze źródeł, które są już nieaktualne). 

To są jedyne zajęcia, które mam co tydzień i są na ósmą.

Literatura polska wieku  XX i XIX - ćwiczenia 

Literatura polska wieku  XX i XIX - wykład 

Ćwiczenia na studiach, szczególnie humanistycznych, charakteryzują się tym, że prowadzący ustala sobie sam, co na nich robi. O ile zajęcia na licencjacie są zwykle bardziej przeglądowe, na magisterce są zdecydowanie bardziej ukierunkowane na jakieś zagadnienia, które szczególnie interesują danego prowadzącego. I tak ćwiczenia z literatury polskiej wieku XX i XXI mają tytuł "Moment dystopii, czas choroby. Proza XX wobec doświadczenia anomii, kryzysu, katastrofy i rozpadu wspólnoty". Optymistycznie. Wojna, Zagłada, dystopia. Zasadniczo czytamy książki i opracowania i omawiamy je na zajęciach. Albo raczej nasz prowadzący omawia, ale nie narzekamy, bo wszyscy lubimy go słuchać. 

Wiem, że na innych kierunkach nie jest niczym zaskakującym, że część danego przedmiotu prowadzi jedna osoba, a drugą część kolejna, ale na mojej polonistyce trochę było. Nie spodziewaliśmy się, że wykład z literatury polskiej XX i XXI wieku zostanie podzielony, chociaż jest to z całkiem logiczne, bo czas dzieli się na do drugiej wojny światowej i od drugiej wojny światowej. 

Z prowadzącym pierwszą część tego wykładu mieliśmy wykłady z filozofii na pierwszym roku licencjatu - jako bardzo wyjątkowy rocznik, bo pani profesor, która zwykle prowadzi te zajęcia, była akurat na urlopie. Mieliśmy z nim też inne zajęcia, ale ta filozofia pięć lat temu jest jakoś znacząca, bo ten wykład teraz domyka pewien etap naszej edukacji. Sam prowadzący bardzo lubi z nami rozmawiać i jest z ducha wolnej akademii - chcecie być na wykładach, to bądźcie. Jak wspominałam w środę - ten semestr jest bardzo wspominkowy i sentymentalny.

Drugą część wykładów zaczynamy 1 grudnia i to już będą historyczne konkrety z prowadzącym, u którego ja akurat zdaję egzamin. Na ten jeden egzamin mam do przeczytania 24 książki, co nie jest ilością nie do przebrnięcia, ale w porównaniu z książkami z innych epok czy nawet z licencjatu - to już nie są wydania biblioteki narodowej ze wstępami, które zdecydowanie ułatwiały czytanie. Zupełnie szczerze - w dużej części wystarczyło przeczytać wstęp, bo lektura była w nim tak opracowana, że i tak, i tak znało się później "fabułę".

Współczesne dialekty języka polskiego - ćwiczenia

Współczesne dialekty języka polskiego - wykład 

Nie lubię zajęć z dialektów (ostatnio zastanawiałam się, czy nie zrobić wpisu o tym, jak studenci skracają sobie nazwy zajęć), bo są połączeniem wiedzy o historii języka polskiego, fonetyki i geografii. A takie zestawienie trzeba naprawdę lubić. Można się nauczyć tych zjawisk, jak przechodzą izoglosy, co zmienia się w co na pamięć, ale prawda jest taka, że jeśli nie jest się tym przynajmniej minimalnie zainteresowanym to jest to typowe ZZZ. Tym bardziej, że zwykle jest z tego egzamin ustny, a w tym roku będzie pisemny. 

Nasz prowadzący jest jednak przemiłym człowiekiem, nawet gdy gadamy głupoty, to nas poprawia i zupełnie nie ma pretensji, że czegoś nie wiemy. Na ćwiczeniach zagadnienia teoretyczne powtarza nam czasami po 5 razy, ale wykłady niestety (chyba) czyta i to bardzo szybko. My na ćwiczeniach czytamy za to dawne teksty i zastanawiamy się jakie procesy obrazują. 

Powtarzam także to, co było pod ostatnim wpisem: Jeśli macie jakieś pytania dotyczące ogólnie studiów czy konkretnie studiowania filologii polskiej - to uwielbiam na nie odpowiadać. Jak macie jakieś założenia - to również mogę je potwierdzić lub im zaprzeczyć. Jeśli chcecie napisać coś o swoich studenckich doświadczeniach - to śmiało! 

Pozdrawiam, M

środa, 18 listopada 2020

Jednostkowa transakcentacja gatunkowa

Hello!

Środowe zajęcia na moim trzecim semestrze studiów magisterskich filologii polskiej (niepokojąco...) przypominają zajęcia na pierwszym semestrze moich pierwszych studiów, czyli na zarządzaniu instytucjami artystycznymi.

Filologia polska

Antropologia widowisk 

Na czwartym semestrze ZIArtu były takie zajęcia, z tą samą prowadzącą, ale akurat na nie nie chodziłam, bo miałam w tym czasie zajęcia na polskim. Rachunek się wyrównał, a ja się czuję na antropologii widowisk jak ryba w wodzie. 

A dzisiaj na zajęciach omawialiśmy fragment tekstu, który przedstawiała nam na pierwszym roku zarządzania instytucjami artystycznymi prowadząca na zajęciach krytyki artystycznej. Jakiś bardzo sentymentalny ten semestr, przynajmniej środy co dwa tygodnie. Dzisiejsze wspomnienie było jednak dość smutne, bo doktor, z którą miałam krytykę artystyczną, zginęła w 2018 roku.

Antropologia literatury - wykład

Antropologia literatury - ćwiczenia 

To kolejne domykanie etapu edukacji - przynajmniej dla mnie. Wykłady i ćwiczenia z antropologii literatury prowadzi bowiem prowadzący, z którym miałam pierwsze zajęcia na studiach w ogóle. Zajęcia o godzinie 15. O nazwie wprowadzenie do nauki o sztukach performatywnych. Zajęcia, po których cały ZIArt nabawił się traumy. 

Antropologia literatury nie jest traumatyczna jest ciekawa. W dużym skrócie - to relacje pomiędzy życiem a literaturą. Na pierwszych zajęciach profesor opowiadał nam o koncepcie ławeczek - z zauważeniem, że ławeczki ma zarówno Bolesław Prus,  jak i Stanisław Wokulski. Na kolejnym wykładzie analizowaliśmy hasło ze strajku kobiet "Rok 2020 tym się różni od 1968, że tym razem ulica domaga się zdjęcia dziadów ze sceny teatru narodowego". Dzisiaj wykład był o budowaniu historii literatury, czy raczej krytyce historii literatury.

Ćwiczenia prowadzimy sobie w sumie sami - jesteśmy podzieleni na zespoły, dostaliśmy tematy i bibliografię i robimy prezentację plus rozmawiamy.

Ogólnie wtorki co dwa tygodnie to taka miniaturowa wiedza o teatrze (bardzo miniaturowa, ale jednak).

Profesor od antropologii literatury to także jedyny prowadzący, który w jakiś sposób odniósł się do kontrowersji wobec (byłego już) rektora UG. Wydaje mi się, że ta informacja nie przebiła się do mediów ogólnopolskich, choć była opisywana w trójmiejskich - w każdym razie były rektor UG został poważnie oskarżony o plagiat. Dość oczywisty, jeśli ktoś zerknął na porównanie, które przygotował doktor, od którego rektor plagiatował. Pomijając fakt, że rektor zasłaniał się stanem zdrowia i w sumie nie wiem, czy na pewno nawet teraz pojawiły się przeprosiny, to nie chciał, aby ta sprawa była rozdmuchiwana, bo to uszczerbek na reputacji uniwersytetu. A ja pomyślałam sobie, jak bardzo specyficzną instytucją jest uniwersytet, jak bardzo nierówny jest jego marketing wewnętrzny i zewnętrzny. Na arenie międzyuczelnianej faktycznie sytuacja z rektorem ma niszczący wpływ na reputację UG. Ale - w kontekście tego, co opisywałam w poniedziałek Chciałabym nie być tak rozczarowana / zła / smutna - dla studentów zdecydowanie ważniejsze jest to, jak zachowują się najbliżsi im prowadzący i to zdecydowanie bardziej deklasuje daną uczelnię w ich oczach. Ale kto by się przejmował tym, co myślą studenci, jeśli taki zachowania prowadzących często nie wychodzą poza mury uczelni, bo dyskutowane są tylko między studentami. To taka luźna myśl, która przyszła mi do głowy w stosunku do tych dwóch sytuacji. Profesor, choć nie powiedział wiele, widać było, że poczuł się niemal osobiście dotknięty, tym co zrobił rektor - w znaczeniu, że sprzeniewierzył się ideom akademii. 

Wiedza o stylach i gatunkach - wykład

Wiedza o stylach i gatunkach - ćwiczenia 

Jednym z problemów odbywania się zajęć co dwa tygodnie jest na przykład taka sytuacja, że mamy połowę listopada, a mieliśmy tylko po jednym wykładzie i ćwiczeniach z wiedzy o stylach i gatunkach, więc w tym momencie nawet trudno napisać mi o cokolwiek o tych zajęciach.

Tyle że pierwszy wykład był na tyle inspirujący, że dzisiejszy wpis zawdzięcza mu tytuł. 

Na najbliższych ćwiczeniach - chyba nawet przez najbliższy miesiąc - mamy rozmawiać o piosence jako gatunku.

Jeśli macie jakieś pytania dotyczące ogólnie studiów czy konkretnie studiowania filologii polskiej - to uwielbiam na nie odpowiadać. Jak macie jakieś założenia - to również mogę je potwierdzić lub im zaprzeczyć. Jeśli chcecie napisać coś o swoich studenckich doświadczeniach - to śmiało! 

Trzymajcie się, M

poniedziałek, 16 listopada 2020

Chciałabym nie być tak rozczarowana / zła / smutna

 Hello!

Pierwszy dzień opisywania jak wygląda trzeci semestr studiów magisterskich na kierunku filologia na Uniwersytecie Gdańskim i wszystko w pandemii. Plus jest taki, że w tym semestrze wszytko odbywa się przez MS Teams i to stwarza jakieś pozory normalności.

literatura XIX wieku
 

Ogólny przegląd tego semestru wygląda tak, że moja cudowna specjalizacja edytorsko-redaktorska ma najmniej zajęć, dosłownie dwa dni co tydzień i jedne zajęcia w poniedziałek co dwa tygodnie, ale specjalizacje nauczycielskie (nauczycielska i nauczanie polskiego jako obcego) mają bardzo, bardzo dużo zajęć, ponieważ coś zmieniło się w prawie czy ustawach i muszą przerobić dodatkowe godziny. Także mają zajęciami wypełnione także czwartki i piątki.

W poniedziałki co dwa tygodnie mam zajęcia z literatury polskiej XIX wieku i umówiliśmy się z prowadzącą, że będziemy omawiać na nich Lalkę metodą bliskiego czytania i zajęcia nazywają się lalkologia. Zaliczenie przedmiotu to praca pisemna (niekoniecznie o Lalce). 

A teraz przejdę do głównego wątku dzisiejszego wpisu - tego jak studenci bywają traktowani na studiach. Ma to związek z egzaminem z literatury polskiej XIX wieku.

Tytułem wstępu: Przez 5 lat studiowania, dwóch kierunkach, miałam styczność z naprawdę różnymi prowadzącymi: od świetnych dydaktyków, pasjonatów nauczania, poprzez osoby, które mają ogromną wiedzę, ale nie potrafią jej przekazać i osoby, które tak prowadziły zajęcia, że człowiek się zastanawiał, jakim sposobem zrobiły habilitację; osoby, które wykonywały swoją pracę, mniej lub bardziej stereotypowych doktorantów - przeróżne osoby. Ale wszystkie one faktycznie wykonywały swoją pracę. Tu będzie opowieść o osobie, która pracy zdecydowanie nie wykonuje i nikt nie może nic na to poradzić.
(PS Zawsze mam dużo wątpliwości, czy opisywać takie sytuacje, ale uczelnie w Polsce są publiczne, więc czemu ludzie nie mieliby wiedzieć, co się w nich dzieje i jak traktowani bywają studenci)

Z literatury XIX wieku jest egzamin na koniec tego semestru. I to jest tragedia, muszę jednak opisać tę historię od początku. Na pierwszym wykładzie z literatury XIX (w zeszłym semestrze, to jest mniej więcej w połowie lutego) wykładowca nie podał nam informacji o wymaganiach egzaminacyjnych. Nic, zero, nul, cały rok nie ma zapisanego nawet słowa na ten temat. Na ćwiczeniach też o tym nie mówił (w tym semestrze ćwiczenia mamy z kimś innym) - podał program ćwiczeń. Po czym przyszła pandemia. Wykładowca nie przeprowadził z nami nawet jednych zajęć online - ani wykładu, ani ćwiczeń. Wysyłał nam swoje artykuły/teksty w ramach ćwiczeń i wykładów i kazał pisać na ich podstawie mniejsze teksty. Pomijam fakt, że był to ostatni profesor, który się z nami skontaktował po przeniesieniu nauczania do internetu. Nie trzeba wyjaśniać, że o ile wypracowania z ćwiczeń były do zaakceptowania (aczkolwiek tematyka tych ćwiczeń była bardzo szczegółowa i nietypowa i nigdy nie zdarzyło mi się pisać prac na takim poziomie abstrakcji i w sumie nierozumienia tego, co sama pisałam), pisanie wypracowań z wykładów to trochę przesada - bardzo trudno było jednak przekonać do tego profesora. Ile wiadomości do różnych osób wysłała nasza starościna w tej sprawie, to wie tylko ona. W każdym razie się udało i ponad miesiącu, może dłużej, zostaliśmy łaskawie zwolnieni z obowiązku pisania prac zaliczeniowych z wykładów. Ale zasadniczo profesor mocno nas ignorował, lekceważył i nieszczególnie chciał z nami współpracować. O przeprowadzeniu zajęć w ogóle nie było mowy. O informacji zwrotnej, czy to, co pisaliśmy miało sens - też nie. Do tej pory nie wiemy, na jakiej zasadzie powystawiał nam oceny.

Zastanawiam się, jak nie jest mu głupio brać pieniądze za pracę, której nie wykonuje. 

Po czym nadszedł nowy semestr. W dalszym ciągu nic nie wiemy o egzaminie, więc nasza starościna pisze maila, że profesor się z nami nie kontaktuje. Po czym profesor odpisuje, że obowiązuje nas cały sylabus. Jest początek listopada, w sylabusie jest około 30 książek, szczegółowych opracowań z epoki, które w dużej części dostępne są tylko w czytelni biblioteki UG. Pomijam różne zapisy sylabusa, że prowadzący powinien co semestr informować o liście lektur, że część lektur to lektury uzupełniające. Pomijam, że jest pandemia, wielu z nas nie ma dostępu do biblioteki UG, nawet do żadnej biblioteki, to ogólnie nie są książki do dostania w zwykłych bibliotekach. 

Nasza starościna napisała więc maila tłumaczącego naszą sytuację (bo może profesor żyje na Marsie i nie wie, co dzieje się na Ziemi) - dużo szczegółów, dokładne wyłożenie problemów; prośba/sugestia o skrócenie listy lektur (da się dogadać w tej sprawie z prowadzącymi, mieliśmy przecież takie sytuacje w zeszłym semestrze - profesor wybrał dwa najistotniejsze rozdziały z książek, do których był najtrudniejszy dostęp i sam nam je zeskanował i wysłał - trzeba tylko trochę chęci i zrozumienia, a studenci naprawdę przyłożą się do przygotowań na egzamin). 

Dostaliśmy od profesora odpowiedź, którą mam ochotę przytoczyć w całości i przeanalizować, ale nie chcę go cytować. W każdym razie - twierdzi on, że podał listę lektur na pierwszym wykładzie. To zwyczajnie nieprawda (cały rok - 50 osób - nie ma żadnych notatek na ten temat, to naprawdę nie jest możliwe, że on coś powiedział i absolutnie nikt tego nie zapisał). Nie chce podać nam zagadnień - bo jeśli je poda, to egzamin zamieni się w prezentację. Paradoksem tego stwierdzenia jest to, że ze studenckich doświadczeń wynika, iż o wiele lepiej uczy się na bazie zagadnień - jest to jaśniejsze, bardziej ukierunkowane, konkretne; nawet gdy profesor powie: sprawdźcie po tytułach rozdziałów, co w książkach się powtarza - to jest już jakaś podstawa, aby robić sobie ukierunkowane notatki - a nie czytać i zupełnie nie wiedzieć, co jest istotne. 

Cytat: "Skrócenie listy lektur zniweczyłoby efekty kształcenia" - jakiego kształcenia? To jest najbardziej denerwujące zdanie w całej tej korespondencji. Jakiego kształcenia. Chyba naszego samokształcenia, bo profesor w żaden sposób nie przyczynił się do zwiększenia naszej wiedzy. Nie wiem, czy jest to jakiś taki bezwstydny człowiek, któremu niegłupio brać pieniądze za rzeczy, których nie robi. Inna sprawa jest taka, że w zdecydowanej większości my zdaliśmy już po dwa (może nawet 3) egzaminy z literatury XIX wieku. To egzaminator/prowadzący ustala listę lektur, a profesor twierdzi, że sylabus nie dopuszcza możliwości jej skrócenia - co jest znów nieprawdą, zaczynając od tego, że część lektur jest od razu oznaczona jako uzupełniająca, a kończąc na stwierdzeniu, że to prowadzący wybiera ich zakres, co oznacza, że nie muszą to być wszystkie lektury.

Tak jak pisałam - miałam różnych prowadzących, ale nigdy jakoś nie miałam wątpliwości, czy wykonują oni swoją pracę. Tutaj mam. Ogromne. Myślałam, że już naprawdę nic nie będzie w stanie sfrustrować mnie na UG, ale każdy kolejny semestr udowadnia mi, że się mylę. Chociaż różnica pomiędzy doświadczeniami z zarządzania instytucjami artystycznymi i filologią polską jest taka, że na ZIA faktycznie o organizacja była fatalna, na filologii to jednak kwestia poszczególnych prowadzących. 

Mam wrażenie, że ten tekst nie do końca oddaje jak bardzo lekceważący stosunek wobec studentów ma ten prowadzący, ale wierzcie nie robię z igły wideł. Jeśli dostajemy od innych prowadzących informację, że z tym profesorem prostu nie da się rozmawiać, to naprawdę jesteśmy na dość straconej pozycji. Jednocześnie smutne jest, że ludzie z instytutu rozkładają ręce i nie są w stanie nam pomóc, ani podpowiedzieć, co moglibyśmy zrobić. A jak się podejmuje bycie na jakimś stanowisku z dopiskiem "do spraw studenckich" to sądzę, że trzeba być przygotowanym, aby studentom pomagać.

Obiecuję, że następne teksty (w środę i piątek) nie będą tak negatywne.

Pozdrawiam, M

środa, 11 listopada 2020

Niestrategiczne posunięcie - Gambit królowej

Hello!

Są seriale, filmy rzadziej książki, przynajmniej w moim doświadczeniu, o którym im dłużej się myśli i nad nimi zastanawia, tym okazują się słabsze i denerwujące. Gambit królowej zalicza się do dokładnie odwrotnej kategorii dzieł kultury - im dłużej się o tym serialu myśli i łączy odcinki w całość - tym więcej ma sensu. Co nie znaczy, że każdy odcinek jest równie dobry - bo nie jest - ale dawno nie spotkałam się z serialem/filmem, który aż tak przekonywałby do sięgnięcia po swój książkowy pierwowzór, aby dopowiedzieć sobie to wszystko, na co czasu zabrakło w serialu.

Gambit królowej

To taki piękny wizualnie serial!

Nie będę rozpływała się w zachwytach nad całym serialem jak duża, duża część recenzujących. ALE ostatni odcinek The Queen's Gambit to jedna z genialniejszych, niesamowitych rzeczy jakie widziałam kiedykolwiek w serialu. Ten odcinek mógłby być filmem i byłby znakomitym filmem. Jego oglądanie dalej poczucie niesamowitej satysfakcji - wszystkie puzzle trafiły na swoje miejsce. Były to puzzle zarówno zaskakujące, smutne, jak i wzruszające - wszystkie. 

Ale gdybym miała przyznać nagrodę jednej scenie - to byłaby to scena (dobra może dwie), gdy opiekun klubu szachowego z liceum przychodzi poznać Beth i już wie, że jest ona bardzo zdolną szachistką - i przynosi jej lalkę. Którą Beth wyrzuca do kosza gdzieś w drodze do sypialni. Nie wiem, czy ta scena miała być zabawna, ale jest i to niesamowicie.  

The Queen's Gambit 

To napisawszy, teraz będę wyjaśniała, co to za serial oraz się czepiała - ale raczej tego, co "obiecuje" marketing serialu niż jego samego. Po pierwsze, hasła promujące serial w stylu "uzależniona od środków uspokajających geniusza szachów z manią wygrywania" są mylące - nastawiają na dużo bardziej sensacyjny i skupiający się na innych aspektach życia bohaterki serial, niż jest on w rzeczywistości. Elizabeth po trafieniu do sierocińca rzeczywiście dostaje środki uspokajające, ale grać w szachy zaczyna później. Odnosiłam wrażenie, że opisy serialu sugerowały, że bohaterka musiała zacząć brać tabletki z powodu szachów a nie do końca to tak działało - przynajmniej do pewnego momentu. Natomiast wskazówki o alkoholizmie i ewentualnym szaleństwie są rozsiane po całym serialu - trzeba tylko zaobserwować, w którym momencie niebezpieczna linia zostaje przekroczona. A może to być trudne: z jednej strony jako widzowie spędzamy z bohaterką cały czas na ekranie, z drugiej - na tym ekranie może być nam pokazane mniej niż nam się wydaje.

Pomijając fakt, że serial zaczyna się dość nachalnie, próbując ustawić cały jego odbiór na szukanie tych wskazówek. Na mnie większe wrażenie zrobiło pojawianie się w pierwszym odcinku Marcina Dorocińskiego. Jeśli jeszcze nie wiecie - gra on w serialu rosyjskiego arcymistrza. Pokonanie go jest życiową ambicją bohaterki.

Najlepszym elementem serialu jest relacja Beth z jej przybraną matką. Scena w której Alma przebudza się do swojej roli jest jedną z najmocniejszych w serialu. To jak naturalnie ułożyły się później ich relacje i tworzyła więź było bardzo budujące do oglądania. 

Gambit Królowej

Kilka nieco mniejszych rzeczy, które chciałabym, aby były wyjaśnione: skoro bliźniacy byli w Mexico City, dlaczego nie pomogli Beth w związku z tym, co się tam stało? Dlaczego w serialu zatytułowanym Gambit królowej królowa tłumaczona jest znacznie częściej jako hetman nie jako królowa? Do jakiego innego aktora podobny jest Jacob Fortune-Lloyd, bo byłam pewna, że to znany aktor, ale w sumie okazuje się, że niekoniecznie?

Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: ile z tych zachwytów części recenzujących bierze się tylko z tego, że zakładali, że serial o dziewczynie grającej w szachy będzie nudny, a okazuje się, że nie jest. To zupełnie nie moje podejście. Uważam, że w serialu są nudne momenty - nie wiadomo z jakiego powodu przedłużane sceny; na przykład cała ta sekwencja, gdy bohaterka imprezuje ze studentami - ale nigdy nie są to momenty związane z grą w szachy. 

PS W sobotę nie będzie nowego wpisu, ale w przyszłym tygodniu będę pisała o studiach! 

LOVE, M

sobota, 7 listopada 2020

Pierwsze wrażenia - sezon anime jesień 2020

 Hello!

Tegoroczny sezon letni zupełnie ominęłam; do zapoznawania się z jesiennym podeszłam zaskakująco spokojnie. To znaczy chyba przyzwyczaiłam się, że zaczynam anime i ich nie kończę i przestało mi być z tym źle. Ale pojęcie jakieś o wychodzących seriach mieć trzeba.

Moriarty

Noblesse 

Przypuszczam, że nie jest to żadna nowina dla osób siedzących w anime, ale Noblesse miało podejście do bycia anime w 2016 roku. Byłam pewna, że nic się już z tego projektu nie urodzi - bo chociaż mi ten odcinek ONA (nie wiem jak ma się to do animacji z 2015) się podobał (albo uważałam go za zabawny) - to ogólnie nie był on zbyt dobrze przyjęty. Powrót to tego projektu to miłe zaskoczenie. 

Chociaż nie spodziewam się, że powrót tak bezpośredni. Myślałam, że pokażą historię z ONA raz jeszcze w pierwszym odcinku, ale anime zaczyna się tak jakby od drugiego odcinka - zabieranie się do oglądania bez znajomości ONA nie ma żadnego sensu.

I nie wiem, czy to oglądanie polecać. Zanim obejrzałam 3 pierwsze odcinki, byłam pewna, że Noblesse to mocny kandydat, aby zobaczyć jego cały sezon. Ale najlepsze co można o nich napisać to to, że są całkiem poprawne. ONA była też dużo ładniejsza, tutaj kreska jest na poziomie przeciętnego tytułu.Anime jest zabawne, aby zbyt mało, aby nazwać je anime komediowym, a zdecydowanie nie zbyt mało poważne, aby traktować je na serio. Trochę się niestety rozczarowałam.

Jujutsu Kaisen

Według moich braci to najbardziej hypowane anime tego sezonu. 

Na mój gusty jest odrobinę zbyt nachalne, szkolni bohaterowie za głośni i na siłę próbuje być komedią. Przynajmniej pierwsza połowa pierwszego odcinka jest raczej odrzucająca niż zachęcająca. Ale jeśli o jakości anime można wyrokować z jego obsady głosowej to w tym mamy między innymi: Yuuma Uchida, Takahiro Sakurai, Kouki Uchiyama, Junichi Suwabe. Potem okazało się, że anime jest też całkiem paskudne, bo są w nim potwory. Jak widać - nie byłam przekonana. 

Jujutsu Kaisen
 
Ale całkiem spodobał mi się opening (typ muzyki możecie kojarzyć z Dororo, bo to ten sam producent), ale i sama sekwencja jest ciekawa. Wiele rzeczy wyjaśnia się w drugim epizodzie. Po tym przyłączającym wrażeniu z pierwszej połowy pierwszego odcinka też nie zostaje za wiele. Ale wciąż  elementy komiczne są wyczuwalnie robione na siłę, a sam pomysł na fabułę nie jest aż tak niesamowicie oryginalny, aby zasługiwał na hype. Animacja walk z potworami jest dobra, ale większe wrażenie robi sam fakt, że potwory oraz cześć mocy używanych do ich zwalczania wyglądają jak narysowane. 

Są dwie opcje albo to anime się jeszcze rozkręci i pójdzie nieoczekiwanymi ścieżkami fabularnymi, albo okaże się, że to kolejne anime o ganianiu potworów.

Akudama Drive

Fabularnie to jest zupełnie niewciągająca seria. Może jeśli zainteresują Was postaci to warto oglądać dalej, ale projekty bohaterów są ciekawsze od ich charakterów, więc w sumie nie wiem. Niczego się po tej serii nie spodziewałam, nawet nie pamiętałam, dlaczego zanotowałam ją sobie do sprawdzenia. Anime do zapomnienia po 3 odcinkach.

Yuukoku no Moriarty

Dwie sprawy - bezpośrednie związanie z Sherlockiem Holmesem oraz "wojenne flashbacki" z anime Banana Fish, bo już po pierwszych zapowiedziach Yuukoku no Moriarty wszyscy zgodzili się, że główny bohater to czerwonooka wersja Asha. 

Yuukoku no Moriarty
 
Pierwszy odcinek tego anime jest po to, aby pokazać, że nasz główny bohater to nie jest zwykły detektyw - chociaż początkowo może się wydawać, że jest. Ale to drugi odcinek jest ciekawszy. Poznajemy historię rodzinną naszych bohaterów. Okazuje się, że to, że jeden z braci ma blond włosy i czerwone oczy a drugi jest zielonookim szatynem to nie tylko kwestia estetyczna. 

Poza tym to anime o osiąganiu wielkich i pięknych ideałów nieetycznymi (bardzo) sposobami. Z jednej strony to tylko anime, ale z drugiej to, co jest w nim pokazywane jest straszne. Wciągająca historia, ale lepiej nie brać z niej przykładu. Tak w skrócie nasi główni bohaterowie to idealiści-potworki. Zastanawiam się jak ta opowieść się skończy, bo mam poczucie, że nie może dobrze.

Kimi to Boku no Saigo no Senjou, Aruiwa Sekai ga Hajimaru Seisen

Dwa zwaśnione rody, czy w tym przypadku narody i już czuję woń Roma i Julii, a że mam problemy ze znajdowaniem kolejnych przykładów Szekspira w anime, to zainteresowałam się tym. Ogólnie jeśli wiecie, że w jakimś anime nawiązywano do Szekspira, wspominano, wystawiano jego dzieła - to przyjmuję takie informacje w każdych ilościach!

Kimi to Boku no Saigo no Senjou, Aruiwa Sekai ga Hajimaru Seisen

Incepcja? W pierwszym odcinku bohaterowie poszli do teatru oglądać sztukę, w której arystokratka zakochuje się we wrogim rycerzu... czy coś w tym stylu. Ogólnie jeśli ktoś lubi anime w takim stylu i gatunku to może się zainteresować. Bywa całkiem zabawne i wygląda całkiem uroczo, ale mam poczucie, że jestem za stara na takie opowieści i chodzi tu zarówno o opowieść i sposób pokazywania jej na ekranie. Przy czym trzeba zaznaczyć, że jest naprawdę nieźle zanimowane i całkiem ładne. 

Wygląda na to, że jeśli skończę jakieś anime z tego sezonu, to będzie to Yuukoku no Moriarty

Trzymajcie się, M

środa, 4 listopada 2020

Z tymi jednorożcami musi coś być na rzeczy, czyli K-pop tajne przez poufne kontra Lśnić

 Hello!

Tak jak wspominałam w recenzji Lśnić - ta książka oraz K-pop tajne przez poufne są do siebie tak podobne w swoich założeniach, że aż same się proszą, aby je zestawić i porównać. Początkowo tabelkę, która stanowi najważniejszy element dzisiejszego wpisu robiłam z ciekawości i bez intencji publikacji, ale później pomyślałam, że nieczęsto spotyka się aż tak podobne książki, wydane tak szybko jedna po drugiej.

K-pop tajne przez poufne kontra Lśnić

Najpierw zapoznamy się z blurbami książek (które przepisałam z powyższych egzemplarzy). Oraz recenzjami - tytuły książek to odnośniki do nich.

 K-pop tajne przez poufne

Sława, marzenia i miłość w rytmie k-popu.

Candence, piętnastolatka o koreańskich korzeniach , mieszka w New Jersey i jest wielką fanką K-popu. Kiedy jedna z wytwórni muzycznych organizuje przesłuchania do koreańskiego girlsbandu, przyjaciele namawiają ją do udziału. Mimo pewnych braków, szczególnie w kwestiach tanecznych, udaje jej się zakwalifikować dalej!

S.A.Y. Entertaiment wysyła ją do Seulu, gdzie wraz z innymi dziewczynami będzie włączyć o swoje miejsce w zespole. Candence nie wiem, co jest gorsze - mordercze treningi i rygorystyczna dieta czy kilkadziesiąt wrednych rywalek, które zrobią wszystko, żeby pozbyć się konkurencji.

Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy na dziewczynę zwracają uwagę One.J - najmłodszy członek SLK, prawdziwej sensacji K-popu, oraz YoungBae starający się o miejsce w męskiej grupie. 

Czy Candence złamie złotą zasadę idoli, która mówi:
ŻADNYCH RANDEK?
Ile będzie w stanie poświęcić, aby zostać gwiazdą?

Lśnić 

Jaką cenę warto zapłacić za spełnienie swoich marzeń?

Prawie każdą. Sześć lat temu ambitna siedemnastolatka Rachel Kim została zatrudniona w jednej z największych i najbardziej wymagających wytwórni K-popu w Seulu. Zasady są proste: trenuj 24 godziny na dobę, bądź idealna, nie chodź na randki. Łatwe? Nie do końca!

Jessica Jung zabiera czytelnika do kolorowego świata K-popu,

świata blichtru, morderczej pracy i rywalizacji, w którym za miłość i sławę trzeba płacić bardzo wysoką cenę. Młoda bohaterka udowodni sobie i światu, że jest gotowa na wiele, żeby lśnić!

Debiut literacki Jessiki Jung - jednej z największych legend K-popu i byłej członkini zespołu Girls' Generation. 

Lśnić Shine

Zestawienie

Tytuł

K-pop tajne przez poufne

Lśnić

Tytuł oryginału

K-Pop Confidential

Shine

Autor/autorka

Autor - Stephan Lee

Autorka - Jessica Jung

Wydawnictwo

Wydawnictwo Kobiece (seria Young)

Zysk i S-ka Wydawnictwo

Cena okładkowa

36,90

39,90

Rok wydania / Rok wydania oryginału

2020 / 2020

2020 / 2020

Doświadczenie autora

debiut

debiut

Ocena z Lubimy Czytać

6,7 / 10 (15 ocen, 7 opinii)

7,2 / 10 (5 ocen, 4 opinie)

Ocena z Goodreads

4,14 / (362)

3,7 / 5 (1450 ocen)
(wszystkie oceny są ważne na dzień 04.11.2020)

Dane redakcyjne

Tłumacz

(Redaktor prowadząca, wydawczyni)
Redaktor
Korektorka

Tłumaczka


Redaktorka
Dwie korektorki

Język oryginału

Angielski

Angielski

Informacje o romanizacji

Nie

Nie

Wyjaśnienia i przypisy

Jest jakiś słowniczek, są jakieś przypisy.

Weź się domyśl, co znaczy cokolwiek, gdy minidialog jest cały zapisany w romanizacji, bez żadnego tłumaczenia;

Są dokładnie 4 przypisy z czego jeden to tłumaczenie GOOD LUCK – w książce pełnej koreańskiego, ktoś stwierdził, że należy wyjaśnić angielski.

Strony

388

358
(na oko Lśnić wygląda na obszerniejsze)

Liczba rozdziałów

35

27

Rozmiar czcionki

Większa

Mniejsza

Bardzo szybkie podsumowanie

Im dalej w las, tym bardziej fanfik; ale po książce tego nie widać.
Zabawna w swoim absurdzie.

Kompetentna książka! Ale wydanie jest takie infantylne. Jakby to główna bohaterka miała 13 lat a nie jej siostra.

Ma luki w opowiadaniu jak czarne dziury, ale nie mają one znaczenia dla fabuły.

Następne części?

OBY NIE
(ale fabuła może to sugerować)

Będzie
(i nawet film)

Świat przedstawiony a świat rzeczywisty

Pomieszanie rzeczywistości i fikcji (dość irytujące).

K-pop jest fikcyjny (i w sumie poznajemy może nazwy 3 zespołów), ale niektóre dramy nie.
Trzeba dodać, że autorka była członkinią Girls’ Generation.

Czy książka ma spis treści

Nie
(rozdziały mają tytuł i numery, książka jest nawet podzielona na dwie części)

 Nie
(ale rozdziały są tylko numerowane)

Rozmiar potencjalnej grupy

5

9

Rola bohaterki

Niezwykle utalentowana wokalistka

Utalentowana wokalistka
(różnica jest taka, że w pierwsze książce jest to bardzo podkreślane, w tej dużo mniej)

Wytwórnia

S.A.Y. Entertaiment

DB Entertaiment

Wiek bohaterki

15

17

Staż bycia stażystką

Nowy narybek

6 lat

Mieszkanie?

Z innymi stażystkami w budynku wytwórni

W domu

Pochodzenie

Etniczna Koreanka wychowywana w Ameryce

Etniczna Koreanka wychowywana w Ameryce

Rywalizacja

Stażystka-diablica z problemami

Stażystka-diablica z problemami rodzinnymi

Przyjaciele

Reszta stażystek jest w sumie spoko; zostawiła znajomych w New Jersey

Jeszcze jedna stażystka jest spoko. Ma znajomych z międzynarodowej szkoły

Czy słowo „randka” jest w blurbie książki?

Tak, owszem.

Owszem, tak.

Chłopcy?

2

1

Czy to dobrze?

Nie, jest żenujące

Przychodzi chłopak i niszczy narrację, ale to jedna scena i chyba wpadka przy pracy

Rozwój wypadków

Rewolucja

Ewolucja

 

 

 

Jednorożce. Nie wiem, o co chodzi, ale z tymi jednorożcami musi być coś na rzeczy; nie uwierzę, że to jest przypadek, że stanowią one ważny punkt odniesienia w obu tych książkach. Zdjęcie nad tabelką pochodzi z Lśnić. Pierwszy rozdział K-pop tajne przez poufne ma tytuł Czy masz w sobie dość z jednorożca?

 
A teraz obiecuję, że do połowy grudnia nie będzie nic o k-popie na blogu, bo już nawet mi dziwie, jak wiele go było od września i w październiku. Ale gdyby było Wam mało informacji o tych książkach to w zapisanych stories na Instagramie  pokazuję różne redakcyjne ciekawostki i rzeczy, które przychodziły mi do głowy w trakcie czytania.  

LOVE, M