Hello!
Czwartek to byłby taki mały piątek, gdyby nie to, że muszę wstać o 6 i mam zajęcia. Ale poza tym to mój czas weekendowy.
Na ósmą mam seminarium. Trochę obawiałam się wyboru i tego jak będzie w tym roku wyglądało, ale przynajmniej ogólnie wiedziałam z czym to się je. Wybrałam seminarium i promotora z zakresu tekstologii i powiedzmy ogólnej wiedzy o książkach jako o rzeczach. Chyba od pierwszego roku nie planowałam pisać nic w stylu "mowy jakiś tam gdzieś tam" ani tym bardziej pracy z zakresu językoznawstwa. I z takim podejściem istniała szansa, że zostanę na lodzie. Względnie, gdy już poznaliśmy seminaria i prowadzących, mogło być tak, że nie dostaniemy się tam, gdzie chcemy.
I tu przykład z funkcjonowania UG i tego, jak traktuje ono swoich studentów jak dzieci. Otóż zostaliśmy poinformowani, że na każdym seminarium ma być po 8 osób, koniec kropka. Po czym dostaliśmy listy, patrzymy, a tam u kilku prowadzących dziewięć osób, u kilku pięć, u jednego cztery. Ja się dostałam tam, gdzie chciałam, ale koleżanka dopiero na czwarte seminarium. Bo mieliśmy wybrać po 4, w kolejności od tego, na które najbardziej chcemy się dostać, do tego, na które najmniej. I koleżanka patrzy, widzi, że u mojego promotora jest 5 osób, myśli: "przeniosę się, on był moim drugim wyborem, a ma 5 osób, nie powinno być problemu; ale w sumie, dlaczego od razu do niego nie trafiłam?". Co się okazało: postanowiono trochę pozmieniać, otworzyć niepełne seminaria, bo powody. Gdyby powiedzieli nam o tym wcześniej, można byłoby pozmieniać trochę kolejność swoich wyborów, dokładniej się zastanowić, na którym seminarium bardziej danej osobie zależy. Ale lepiej nic studentom nie mówić, niech się potem dziwią i kombinują. Ostatecznie koleżanka po licznych mailach jest ze mną w grupie i bardzo się z tego powodu cieszę. Ogólnie jesteśmy chyba całkiem fajną grupą.
I seminarium jest bardzo przyjemne, chce się jeździć na tą 8. Początkowo myślałam, że chciałabym, aby wyglądało ono tak ja w zeszłym roku, teraz bardzo się cieszę, że jest inaczej. Póki co naszym ulubionym tematem są e-booki, ale konsultujemy też nasze pomysły na licencjaty, a ogólnie zero presji. Z tym konsultowaniem natomiast wygląda to tak, że dziewczyny faktycznie mają mniej lub bardziej skonkretyzowane tematy, a ja przyszłam z gotowcem, a dziś konsultowałam owszem, ale spis treści. Zwierzałam się z tego na
Facebooku w zeszłym tygodniu - gdybym mogła, napisałabym tę pracę całą na raz.
Co do tematu, oprócz mojej Mamy, grupy na seminarium i 3 koleżanek jeszcze nikt o nim nie wie. Chyba, że któraś z dziewczyn z seminarium komuś powiedziała, ale nie sądzę. Na razie to tajemnica, bo choć ja się jaram, to temat jest dość specyficzny i jeszcze nie wiem, jak będę się czuła, gdy wszyscy będą o nim wiedzieli. A promotor w zeszłym tygodniu trochę się ze mnie śmiał. Odrobinę i z sympatią (w sensie jak on to powiedział on się tak uśmiecha, ale nie śmieje, po prostu jest bardzo zaskoczony), ale we mnie nie wierzył. Więc zrobiłam spis treści, część bibliografii, przy czym w internecie wpadłam na takie strony, na które nie wiem, czy chciałam wchodzić, przewertowałam trochę słowników (ale jeszcze czeka mnie w tym względzie trochę pracy) i ostatecznie napisałam trochę ponad stronę i pół strony. I w sumie zrobiłam to poniekąd z nudów i rozczarowania. Bo w zeszły piątek lub sobotę spędziłam kilka godzin w bibliotece, przejrzałam wszystkie książki, które były na półkach z działu, którego będę potrzebowała w pracy (ale nie mogę jeszcze napisać z jakiego, bo o by trochę zdradzało temat) i znalazłam może 2 artykuły, które troszkę mi pomagają. I ogólnie mogę mieć problem ze źródłami w Gdańsku, ale dam radę. Plus: rozważam jakąś mini zabawę zgadywankę na Instargamie/Facebooku ze zdjęciami podpowiadającymi czego dotyczy mój temat, ale jeszcze nad tym pomyślę.
Gdy promotor zapytał na początku dzisiejszego seminarium: "A pani dalej chce pisać o X" to odpowiedziałam, że tak i pokazałam mu spis treści/koncept. I trochę zrobiłam na nim wrażenie, znaczy sądzę, że odrobinę szczęka mu opadała. W sumie to nie sądziłam, że jestem aż tak zdecydowanym człowiekiem, ale chyba jestem. Albo uciekam od innych pomysłów. Bo przeszło mi przez myśl zajmować się marketingiem książki, ale...
... w tym semestrze mam cały wykład temu poświęcony i jest to najnudniejszy wykład w planie. I to nawet nie dlatego że wiem iż promocja to nie obniżka cen i znam elementy marketing mix. Pewne podstawy się nie zmieniają, a ja je miałam. I jasne rozumiem, że nie wszyscy to mieli i znają, ale (nie wiem, czy się nie powtórzę) jeśli jest jedna rzecz jakiej się nauczyłam o marketingu, to to, że pisanie czy mówienie o nim bez przykładów jest trochę bez sensu. Z tym, że przykłady mogą się deaktualizować po pewnym czasie więc wypadałby je chociaż uzupełniać, jeśli nie zmieniać. A tu niestety suche definicje.
Plus mieliśmy mieć dziś mini prezentacje na tema struktur organizacyjnych wydawnictw. Pani profesor nie dość jasno określiła co mamy dokładnie w nich zawrzeć, ale wysłała nam prezentację, gdzie taka struktura była. I wyglądało to dość skromnie. Przygotowując swoje prezentacje i tak praktycznie wszyscy zdecydowaliśmy się dodać coś od siebie. Prowadząca bardzo się zdziwiła, że mamy tak niewiele i że to nie są prezentacje multimedialne tak w sumie. A w temacie nie było wielkiego pola do popisu i ona też nic o tym nie powiedziała. W każdym razie przez chyba gdzieś koło godziny, każdy albo pary (ja robiłam to z koleżanką i była to jedna z rzeczy, którą zajmowałam się wczoraj po opublikowaniu wpisu) czytały te swoje struktury. I w sumie było to ciekawsze niż wykład.
Musze się do czegoś przyznać. Zawsze jak piszę w sumie cokolwiek o studiach, to mam taki irracjonalny lęk, że któryś z profesorów może to przeczytać i mogę mieć przez to nieprzyjemności, chociaż zasadniczo nic złego nie piszę. Tylko to, co czuję względem pewnych zajęć. Ale to ma marginesie.
Do akademika wróciłam koło 15, bo chociaż droga i tak jest długa, to w ramach jakiejkolwiek aktywności fizycznej wysiadam dwa przystanki przed moim i spaceruję do akademika. Jak wspomniałam we wstępie - w czwartki zwykle nie robię nic związanego ze studiami po powrocie do akademika. Mam na to piątek, sobotę i niedzielę, w czwartki odpoczywam. Dziś oglądałam trochę Daredevila i widać też po tym, ile dziś napisałam, że miałam na to sporo czasu. Często przeglądam też wtedy blogi i zostawiam komentarze, bo w poniedziałki, wtorki, środy raczej tylko zaglądam na znajome strony.
Pomyślałam, że powinnam tak naprawdę dla lepszego obrazu sprawy napisać jeszcze o tym, co robię w weekendy, ale na razie już tego nigdzie nie wcisnę. Może w listopadzie.
Pozdrawiam, M