poniedziałek, 29 czerwca 2020

Co ta sesja robi z ludźmi? Czyli naoglądałam się dram z Tajlandii 2

Hello!
Zrobiłam sobie dłużą przerwę od publikowania niż planowałam i nawet miałam już poczekać do środy z nowym wpisem, ale pomyślałam, że ten jest prawie gotowy i że miło by było jednak opublikować coś na koniec czerwca. Także dzisiaj coś jak druga cześć wpisu Co ta izolacja robi z ludźmi? Czyli naogladałam się dram z Tajlandii.


2gether: The Series 

(chyba wszystkie te dramy mają "The Series", ale wszyscy to pomijają)

Zaczęłam oglądać tę serię, bo część Tumblra, na które ostatnio przebywam, ją oglądała, a późnej się jeszcze okazało, że jej trendujące hashtagi pokonywały regularnie hasztagi k-popowe trenujące w piątki - a jest to pewien wyczyn na Twitterze.

W każdym razie, gdy wychodziła była to niesamowicie popularna drama i bardzo dbano o jej marketing, ale to już trochę inna sprawa. Tylko że, ta drama jest dużo słabsza niż sugerowałaby to jej popularność. Od początku nie za bardzo rozumiałam, co niesamowitego widzą w niej ludzie, a potem wręcz zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać. Ale od początku.

Punkt wyjścia jest taki: Tine ma problem, bo nachodzi go pewien bohater i nie może się od niego opędzić. Wpada więc na genialny pomysł, żeby poprosić Sarawata, aby udawał jego chłopaka. 

I nawet to jak bohaterowie próbują się zejść i schodzą w końcu, jest nawet ciekawe. I całkiem zabawne. Absolutne nierozgarnięcie Tina jest momentami wręcz absurdalnie komiczne. Ale jest jedna rzecz, której nie przewidziałam. Że Tine w pewnym momencie zacznie przypominać irytujące bohaterki dram/anime. Bo to, że nasi bohaterowie mają problem z komunikacją, to nie jest nic zaskakującego - ma go 98% par w tych dramach. Ale to, że Tine zachowuje się jakby urodził się wczoraj, a Sarawata znał od 2 godzin, przyznam, że mnie rozczarowało. Trochę oglądam te dramy, aby po prostu nie oglądać irytujących bohaterek dram/anime, więc bardzo nie chcę, aby budowano na ich wzór i podobieństwo bohatera. Tym bardziej, że było to zupełnie niepotrzebne.

Chociaż widziałam opinie, że wiele osób utożsamia się z Tine'em, a jego zachowanie odczytuje w kategoriach tego, że ma niskie poczucie własnej wartości. I z jednej strony, chciałabym się z nimi zgadzać, ale z drugiej a) Tine i Sarawat razem mieszkają, b) konstrukcja irytującej bohaterki jest jak z podręcznika.


A drugą bardzo ciekawą rzeczą jaką zaobserwowałam podczas oglądania tej dramy, była presja na fizyczną bliskość postaci. Wściekłe komentarze, że bohaterowie się nie całowali. I przypuszczam, że nie pisały ich te same osoby, które martwiły się o poczucie wartości Tine, ale pokazuje to, na czym zależy części odbiorców - nie liczy się historia, nie liczą się bohaterowie - liczy się, aby się całowali, bo inaczej nie mogą się lubić i nie liczą się jako para. Tylko że ten punkt także osiąga pewien zaskakujący poziom absurdu, przez który drama została przemianowana na High-five: The Series. Otóż nawet w dwunastoodcinkowych shoujo anime bohaterowie w ostatnim odcinku się pocałują, to taka scenariuszowa wisienka na torcie. Ta drama kończy się tak, że zespół Sarawata wygrywa konkurs, więc bohater przytula jego członków i swoich przyjaciół, natomiast z Tine'em przybija najbardziej niezręczną piątkę w historii.

Wiem, że to ma mieć więcej odcinków/sezonów, ale raczej ich nie obejrzę.


WHY R U?


Przedstawiam Wam przykład dramy, która zapomniała, że powinna mieć fabułę, bo aktorzy zbyt dobrze bawili się na planie. Peron im odjechał, pociąg się wykoleił, czy jeszcze inne kolejowe metafory wyrażające to, że gdzieś po drodze stało się w tej dramie coś niedobrego.

I jest to stwierdzenie po części prawdziwe i poważnie, podobno Why R U miało jakieś problemy ze scenariuszem, a potem miało problemy z nagrywaniem, bo uniwersytet, na którym był plan zdjęciowy, został zamknięty przez wirusa. I takim sposobem jedna z par po odcinku, w którym w końcu dochodzi do wniosku, że się lubią, w kolejnych odcinkach dostaje dwie sceny - w jeden są retrospekcje, a w drugiej jeden z bohaterów jest chory; później jest finał. Który został nagrany wcześniej, ale pomiędzy nim a wcześniej wspomniany odcinkiem, dosłownie brakuje wyjaśnienia dla widza, jak nasza para się definiuje. Produkcja serialu zapowiedziała, że gdy będzie możliwość to dograją ich sceny. Bardzo miło, tym bardziej, że cześć oglądających serial zupełnie straciła zainteresowanie pierwszą parą, bo fabuła pierwszej pary - chociaż pokazywano jej na ekranie więcej - przestała istnieć. Ogólnie dystrybucja czasu ekranowego w serii ma spore problemy, przez większość czasu myślałam, że "główna para" jest tylko jedna, a potem dowiedziałam się, że nie ta druga para z dziurą w historii też jest "główna".

Jakby to ładnie napisać, nich fanki, którym za mało fizyczności w 2gether pójdą oglądać Why R U. Nie zawiodą się.   
Zabrzmiałam trochę złośliwie i nie można zaprzeczyć, że seria w pewnym momencie wypadła z szyn, ale zasadniczo nie jest zła do oglądania. Jedyne co mnie zaskoczyło, to po ostatnim odcinku poczułam dokładnie nic. No spoko, skończyło się, ale chyba zbyt idealnie. Naprawdę chciałabym, aby pokazano, że bohaterowie wrócili do miasta, poukładali życie, a nie ten wakacyjny, oberwany od rzeczywistości obrazek.

Czekam na ten specjalny odcinek, bo też jestem jedną z osób, które doszły do wniosku, że para Zon-Saifah jest ciekawsza niż para pierwsza. 

En of Love 

 

TOSSARA (4 odcinki)

Wszyscy w fandomie byli zachwyceni, bo bohaterowie dużo ze sobą rozmawiali (yey! komunikacja), a jak zaznaczałam to nie jest ani trochę oczywiste, że bohaterowie to robią. Osobiście nie do końca łapię, dlaczego Bar w końcu polubił Guna. Wiem, że wiele dram ma taki wątek "będę ci zawracał głowę i za tobą łaził, aż mnie polubisz" (ale ciekawie wychodzi to tylko Inowi z Untli We Meet Again), a cała scena w sali teatralnej z opowiedzeniem całej historii jak Gun lubił Bara, przyprawiała o zażenowanie z drugiej ręki. Ani ich historia, ani tym bardziej aktorzy nie są szczególnie przekonujący.


Love Mechanics (3,5 odcinka)

Tak naprawdę postanowiłam o tym napisać, tylko po to, aby zaznaczyć, że Mark w  czwartej części trzeciego odcinka jest moim spirit animal. Nieczęsto widzi się na ekranie takie złośliwe i wyjaśniające sytuację sceny. A potem obejrzałam tę część jeszcze raz i okazuje się, że Mark ogólnie jest moim spirit animal. I chyba nie tylko moim, bo z tego co zauważyłam, to cały fandom go uwielbia, a aktor który go gra, jest prawdopodobnie najlepszy z całej głównej 6.
I druga rzecz Mark zawsze, gdy rozmawia z Vee wygląda tak jakby cały czas patrzył tylko i wyłącznie na jego usta. Uważam to za zabawne i fascynujące. Problem z tą parą jest taki, że chociaż mają najlepszą chemię, mają też najbardziej problematyczną fabułę ze wszystkich i to na różnych poziomach.

To odpowiedź aktora grającego Vee, gdy został poproszony o jakieś zdanie dla bohatera. To naprawdę wspaniałe podsumowanie.


This is Love Story (3 odcinki)

Ta historia jest tak prosta i urocza, że to aż nieprawdopodobne. Ma niestety tylko 3 odcinki, które były kręcone w środku pandemii, co sprawia, że drugi plan ledwo istnieje, a o trzecim lepiej nie wspominać, więc jest wiele scen, które wyglądają po prostu nienaturalnie pusto. Jest też dużo scen, gdy bohaterowie komunikują się przez internet i wypada to odrobinę dziwnie, ale w książce było podobnie.

Ciekawostka, każdy aktor, który w historiach gra starszego bohatera, w rzeczywistości jest młodszy od swojego ekranowego partnera. Byłam mocno zdziwiona, gdy zobaczyłam, że aktor, który gra Marka urodził się w 1994 roku, a grający Vee w 1998.

A poza tym chyba dosłownie wczoraj ogłoszono pełną serię En of Love, cokolwiek ma to znaczyć poza tym, że będzie więcej odcinków. 

My Engineer


Komedia w czystej postaci, ze wszystkich dram z Tajlandii ta jest najzabawniejsza, a i pewnie wśród wszystkich seriali, które oglądam plasowałaby się bardzo wysoko. Dosłownie, oglądając któryś z odcinków, tak bardzo się śmiałam, że spadłam z krzesła, a gdy jeden bohater przyniósł drugiemu zamiast zwyczajowego kwiatka kalafior, popłakałam się ze śmiechu (to miła odmiana).

 Ten legendarny kalafior zajmuje honorowe miejsce obok brokuła, który udawał jemiołę w Untli We Meet Again.


Ogólnie to taka bezpieczne drama do oglądania, naszym bohaterom nic się nie stanie i nie należy brać jej zbyt na poważnie, bo częściej niż rzadziej rozwiązanie problemu będzie komediowe. Przy czym to nie tak, że nie ma tam nic zupełnie poważnego, ale cała otoczka jest raczej zabawna. Oprócz przedostatniego odcinka, ale jakaś drama być musiała. W sumie jedyny zarzut jaki wobec niej widziałam (poza narzekaniem na soundtrack - a tak w temacie to WHY R U ma najlepszy) to fakt, że wątek głównej pary w pewnym momencie utyka na kwestii zazdrości, bo bohaterowie nie potrafią ze sobą rozmawiać, a gdy nawet próbują to niewiele z tego wynika. Można też miejscami odnieść wrażenie, że ustawienie czasowe niektórych scen było bez sensu - działy się za szybko albo zaprzeczały temu, co bohaterowie wcześniej mówili.

Plus, będzie drugi sezon!

Wszystkie serie poza WHY R U są na Youtube, wystarczy wpisać tytuł w wyszukiwarkę. WHY R U oglądałam przez linki z Twittera LineTV. Poza tym znów jest burza, gdy próbuję dokończyć wpis więc obrazki są dość symboliczne, bo nie wiem, ile czasu zajęłoby załadowanie się jeszcze kilku kadrów.

Do środy, trzymajcie się, M

sobota, 20 czerwca 2020

Mój ranking Road to Kingdom

Hello!
Czasami, czasami zastanawiam się, jak by to było nagrywać filmy na Youtube. W takim sensie, że obserwuję pewne youtubowe trendy i bardzo mi się podobają i myślę sobie, że miałabym coś na ten temat do powiedzenia i w sumie mogłabym o nich napisać, ale jednocześnie napisane na blogu, bez youtubowego kontekstu takie materiały by się nie sprawdziły.

Road to Kingdom Finale

Co nie przeszkadza mi pisać o teledyskach, ale zatrzymuje przed pisaniem tekstów inspirowanych filmami z Youtube. Inną sprawą jest to, że nie lubię i nie wychodzi mi za bardzo robienie list ulubionych/ najmniej ulubionych/ najdziwniejszych/ jakichkolwiek rzeczy/ osób/ wytworów kultury. Ale dzisiaj postanowiłam się nieco pobawić i dla własnej rozrywki zrobiłam ranking moich ulubionych występów z programu Road to Kingdom. Z podziałem na rundy oraz ogólny ranking występów z całego programu. Aby było jasne, to ranking tych występów, które mi się najbardziej podobały, a nie jakieś obiektywne zestawienie najlepszych.


Preliminary Performances


Przyznaję, gdy pojawiły się te występy niezbyt zwróciłam na nie uwagę, więc większość oglądałam w trakcie pisania. Uprzedzam także, że Oneus jest zespołem, wobec którego żywię szczególnie ciepłe uczucia już od czasu ich debiutu. A tutaj jak mogłam nie skoro ich występ ma tytuł Phantom Of ONEUS (do Upiora w Operze żywię szczególnie ciepłe uczucia od liceum).

Phantom of ONEUS

1. ONEUS - Phantom Of ONEUS
2. The Boyz - Sword of Victory
3. Golden Child - Beginning
4. Verivery - FACE It
5. ONF - Lights On
6. PENTAGON - Road to the Trone
7. TOO - Into the dysTOOpia


Runda 1 - Song of King


1. The Boyz - Danger (Taemin)
2. TOO - Raising Star (TVXQ)
3.  Golden Child - T.O.P (Shinhwa)
4. ONF - Everybody (SHINee)
5. Verivery - Mansae (Seventeen)

The Boyz Danger


Jest jeszcze PENTAGON i ich cover Very Good Blocku B oraz ONEUS i cover Warrior's Descendants. I o ile, drugi cover był naprawdę dość nijaki i ONEUS w rankingu w programie byli ostatni, tak cover PENTAGONU w programie był drugi, ale dla mnie przearanżowana wersja Very Good jest tak niesamowicie irytująca, że nie mogę jej słuchać.

Runda 2 - My Song


1. Verivery - Photo
2. The Boyz - Reveal
3. ONEUS - Lit
4. Golden Child - Wannabe
5. ONF - We must love+Moscow Moscow
6. TOO - Magnolia
7. PENTAGON - Shine+Spring Snow

Żałuję, że ich finałowy koncept nie przypominał tego występu. Bardzo żałuję.


W sumie dokładnie to powinno wyglądać tak: 
1. Verivery
2. The Boyz + ONEUS
3. Golden Child + ONF
4. TOO
5. PENTAGON

Runda 3a - Collaboration 


Muszę przyznać, że byłam rozczarowana tą rundą. Nie będę się za bardzo rozwodziła, ale nie mogę też zrobić rankingu bez komentarza. Współprace PENTAGON+ONF oraz The Boyz+ONEUS są tak różne, że bardzo trudno je ze sobą zestawić, bo uderzają do zupełnie innych emocji i odczuć związanych z oglądaniem (czy nawet szczerzej śledzeniem dróg poszczególnych zespołów) występujących osób. Ale wspólnie zajmują pierwsze miejsce. A cover zaprezentowany przez TOO+Verivery nieszczególnie mi się podobał, bo miałam wrażenie, że zespoły bardzo mało dodały w nim  od siebie.

Kill This Love PENTAGON ONF

Trochę zmieniłam zdanie, gdy oglądałam występy żeby zrobić z nich kadry. To screen z Kill This Love, bo z Heroine nie udało mi się zrobić nawet jednego w miarę dobrego.

Ranking powinien się układać tak:

1. The Boyz+ONEUS - Herione (Sunmi)
2. PENTAGON+ONF - Kill Thi Love (BlackPink)
3. Verivery+TOO - ON (BTS)

Zmieniłam zdanie, bo zobaczyłam, że w tym coverze Wooseok z Pentagonu też gra szaleńca. Może to i pasuje do piosenki, ale męczy mnie ta jego postać sceniczna, tym bardziej, że jest to zupełnie niepotrzebne. Dłużej o Pentagonie w tym programie rozpisałam się niżej.

Runda 3b - Your Song 


1. ONEUS - Be mine (Infinite)
Nie zamilknę o tym coverze, bo ONEUS w jednym programie uderzył od moich dwóch ulubionych kulturowych odniesień, wcześniej do Upiora w Operze, a tutaj do - Romea i Julii! Możecie sobie wyobrazić mój zachwyt, gdy zobaczyłam jaki koncept wybrali. A poza tym aranżacja Be Mine jest fenomenalna.

ONEUS - Be mine

 Ciekawostka: przez burze nad Polską 3 godziny dodawałam kadry do wpisu i po drodze zrozumiałam, dlaczego poszczególne ujęcia były wybierane ma miniaturki do filmików na Youtube.


2. The Boyz - Shangri-La (VIXX)
3. Verivery - gogobebe (Mamamoo) (koncept Aladyna!)
4. ONF - It's Raining (Rain)


Znów PENTAGON zostaje na koniec i znów razem z TOO. Ich covery - dpowiednio Follow Monsta X i Hard Carry GOT7 - nie zrobiły na mnie wrażenia, tyle że z coveru TOO pamiętam nawet więcej niż z coveru PENTAGONU.
Trochę smutno mi to pisać, ale PENTAGON poszedł do tego programu i jako zespół zupełnie się nie popisał; gdyby spojrzeć na wszystkie ich pomysły na występy można zaobserwować, że są one nieco takie same, wystarczy prześledzić nawet tylko jak Wooseok i pomysł, aby odgrywał szaloną postać, był wykorzystywany raz po raz. Wszystkie zespoły robiły w programie bardzo różne rzeczy, a PENTAGON trochę stał w miejscu (oprócz występu z Shine, ale to wyjątkowy przypadek).
Pisałam to jeszcze przed finałem, ale też warto zauważyć, że jednymi "comeback" piosenkami, które wiem, że dostały się gdzieś na listy w serwisach muzycznych były piosenki The Boyz - co chyba nikogo nie zaskakuje - oraz ONF, który to zespół wyrósł niemalże na czarnego konia programu. I w sumie finał ułożył się dość przewidywalnie po całym programie, ale nie wiem czy przewidywalnie po początkach programu. Myślę, że wiele osób zakładało, że PENTAGON może go wygrać, a zajął 3 miejsce. Z ciekawości sprawdziłam, w jakim roku debiutowały poszczególne grupy i odkryłam, że Verivery i ONEUS nie tylko debiutowały w tym samym roku, w tym samym miesiącu, ale i tego samego dnia - 9 stycznia 2019. PENTAGON w 2016, ONF w sierpniu 2017, The Boyz w grudniu 2017. Golden Child też debiutowało w sierpniu 2017. TOO w 2020.

Live Comback Stages 


Nie słuchałam piosenek finałowych przed finałem (oprócz piosenki ONEUS), bo bardziej od samych piosenek interesują mnie występy.

1. The Boyz - Checkmate
2. ONEUS - Come Back Home
3. ONF - New World

The Boyz - Checkmate

Tu jest przerwa na wyjaśnienia - uwielbiam royal koncept w chyba każdym wydaniu, a tu mamy trzy: bardziej klasyczny i elegancki, bardziej mroczny i futurystyczny bym powiedziała. I jak ogromnie nie podobałoby mi się concept video ONEUS, to występ The Boyz zjada inne na śniadanie. Nie wiem, jak oni to robią, ale mogą przeładować swój występ pomysłami i będzie to działało. Bo na przykład takie przeładowanie nie pomogło Verivery, trochę przygniotło ich piosenkę. Którą, chociaż nie jest do końca w moim guście, i tak prawdopodobnie odsłucham więcej razy niż piosenkę Pentagonu. To naprawdę nie jest tak, że jestem jakoś cięta na ten zespół albo go nie lubię. Jestem tylko zaskoczona, że ktoś się nie zorientował, że być może mroczny, poważny koncept to nie ich działka niestety (chociaż ich Dr. Bebe całkiem lubię, niekoniecznie wracam do tej piosenki, ale gdy wyszła, bardzo mi się podobała). I muszę napisać fragment "God bless you" jest cudowny. I wracając jeszcze do piosenek finałowych, zrobiłam im test i... piosenkę The Boyz mam zapętloną na Spotify, gdy piszę te słowa, uwielbiam ją, kocham jej refren. I jest to w sumie jedyna piosenka, którą jestem w stanie nucić/śpiewać z tych wszystkich. Przekonałam się też nieco bardziej do piosenki Verivery, ale to nie zmienia tego układu.

4. Verivery - Beautiful-x
5. PENTAGON - Basquiat


To było proste. 
Poza tym szczególne wyróżnienia otrzymują: 
The Boyz - Danger (Taemin)
TOO - Raising Star (TVXQ)
The Boyz - Shangri-La (VIXX)
Verivery - gogobebe (Mamamoo)
ONEUS - Come Back Home

I tak by się to prezentowało.

W środę nie będzie wpisu, bo w przyszły piątek mam bardzo ważny egzamin i muszę się na nim skupić, więc do poczytania za tydzień!

LOVE, M

środa, 17 czerwca 2020

Czy taki SkupSzop straszny jak go malują?

Hello!
O stronie/aplikacji SkupSzop czytałam bardzo złe opinie, złe opinie i opinie w miarę neutralne. Dlaczego sama zdecydowałam się z niej skorzystać? Potrzebowałam oczyścić pokój z niepotrzebnych książek, a inne opcje już mi się skończyły.

SkupSzop

Biblioteka

Część książek oddałam do biblioteki, ale usłyszałam tam także "Biblioteka to nie fundacja charytatywna i nie przyjmujemy od tak książek". A to było tylko kilka tytułów powieści młodzieżowych i lektury, bo jak się okazało, mieliśmy w domu kilka egzemplarzy Katarynki na przykład. W każdym razie do oddawania książek do biblioteki zostałam skutecznie zniechęcona. 

Internetowy antykwariat

Później próbowałam sprzedać książki przez różne opcje internetowe, ale nieszczególnie mi się to udało. Zaczęłam się rozglądać za internetowymi antykwariatami i nawet z jednym się kontaktowałam, ale za 16 książek zaproponowali mi 50 złotych (około 3,10 zł za książkę) więc podziękowałam (już pominę fakt, że chociaż informowali o błyskawicznej wycenie, czekałam na nią tak długo, że zapomniałam, że w ogóle do nich pisałam i mocno się zdziwiłam, gdy dostałam maila, bo byłam już przekonana, że oni po prostu przestali działać, ale nie wyłączyli strony). 

Pierwsze kroki

I taką mniej więcej drogę przeszłam zanim zdecydowałam się na skorzystanie ze strony SkupSzop (nie będę opisywała jak dokładnie ona działa, zrobili to już inni, można też przeczytać o tym na stronie). Jak wspominałam, dobrze wiedziałam, jakie ceny (bardzo, bardzo niskie) mogą zaproponować mi za książki, wiedziałam też, że ostateczna cena (to znaczy kwota, która wpłynie na moje konto) będzie na pewno niższa, niż ta na deklaracji. I teraz tak: jeśli miałabym sprzedawać te książki, które zdecydowałam się oddać do biblioteki, to zapewne proponowane ceny byłby dla mnie oburzające i nie do przyjęcia. Ale sprzedawałam książki, do których nie zaglądałam ani ja, ani nikt w moim domu od lat, a niektóre z nich ostatnie 3 lata przeleżały na dnie szuflady. A miejsce w szufladach jest bardzo cenne, jeśli studiuje się polonistykę i ma tony notatek i teczek z materiałami, więc jeśli mogłam odzyskać i miejsce w szufladzie, pozbyć się niepotrzebnej książki i jeszcze dostać nawet te 5 złotych za sztukę, to w tym momencie było warto. Ogólnie książki (sztuk 14) zostały wycenione na 74 złote bez kilku gorszy.

Książki
To nie są książki, które chciałam sprzedać, ale chciałam pokazać ceny. I w sumie nie byłam zaskoczona, dopóki nie zobaczyłam wartości Everestu.

 

Ile czekałam i ile wpłynęło na moje konto

Zapomniałam dodać, że siedzenie w domu oraz to, że SkupSzop się ostatnio intensywnienie promuje na Facebooku, także wpłynęło na moją decyzję - reklama jednak ma siłę.

Książki zeskanowałam i przeprowadziłam całą procedurę na stronie w piątek (5 maja), a w poniedziałek przybył kurier, aby zabrać ode mnie paczkę. Na marginesie miałam spore problemy z logowaniem się na stronie i nawet rozważałam, czy nie odwołać tej całej sprzedaży. Później zresztą strona też działała jakby chciała, a nie mogła.

Szczerze liczyłam, że w sobotę (13 maja) będę mogła opublikować ten wpis, ale w piątek (12) nie było żadnych sygnałów, że paczka w ogóle dotarła do miejsca przeznaczenia, a nie mowa, aby została otworzona i sprawdzona. Tym bardziej, że 11 maja było Boże Ciało. Ale wciąż liczyłam, że odbędzie się to trochę szybciej. W niedzielę (14), gdy zaczynałam się już trochę martwić odkryłam, że paczka została dostarczona 9 maja, przynajmniej według kuriera, ale na stronie dalej widniała informacja, że na paczkę czekają. W każdym razie o poranku 15 maja dostałam maila, że przesyłka dotarła do SkupSzopu. A po południu tego samego dnia dostałam informację, że transakcja za sprzedaż książek została zlecona i pieniądze powinny trafić na moje konto w ciągu 48 godzin. Więc zajrzałam na moje konto w serwisie i okazało się, że ceny książek się nie zmieniły i dostanę dokładnie tyle pieniędzy, ile było zapowiedziane. Nawet przyszedł SMS informujący o transakcji i w nim także była dokładnie ta sama zapowiadana kwota. Muszę napisać, że po tym wszystkim, co czytałam o SkupSzopie, bardzo się zdziwiłam. Ale pomyślałam, że nie uwierzę, dopóki nie zobaczę tych pieniędzy na moim koncie bankowym.
Uwierzyłam następnego dnia rano - kwota się zgadzała.

Podsumowanie

Wiedziałam, czego się spodziewać, gdy decydowałam się na korzystanie z tej strony. Wiedziałam o cenach książek i byłam przygotowana, że ostatecznie zostanie wypłacone mniej pieniędzy niż zapowiadano. To się nie stało. Nie mogę napisać, że korzystanie ze SkupSzopu jest straszne i traumatyczne, bo to nie moje doświadczenie. Nie wiem, czy coś zmieniło się w funkcjonowaniu strony od czasu, gdy inni mieli z nią duże nieprzyjemności, czy po prostu moje książki i cała transakcja były zwyczajnie bezproblemowe. Człowiek się na korzystaniu z tej strony na pewno nie wzbogaci, ale jeśli macie zalegające książki to SkupSzop jest wygodną opcją, aby coś z nimi zrobić.
 
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Pozdrawiam, M

sobota, 13 czerwca 2020

Czy można spoilerować klasyki?

Hello!
Zacznę od prawdopodobnie kilometrowego disclaimera, bo gdy pisze się o spoilerach chyba inaczej nie można. W poniższym tekście używam sformuowań "wszyscy wiedzą/znają" z całkowitą świadomością, że nie wszyscy wiedzą i znają, ale przypadki nieznania nie podważają moich ogólnych myśli na temat spoilerów. Podobnie samo określenie spoiler wymagałoby osobnego akapitu, aby je zdefiniować na potrzeby tego tekstu - ale ja posługuję się nim w nieco abstrakcyjnym, ogólnym znaczeniu, myślę, że każdy zrozumie/poczuje, o jakie spoilowanie czy spoilerowanie chodzi (tak naprawdę to wypadałoby jeszcze wyjaśnić, czy to jedno, czy drugie). I ostatnia uwaga - to nie jest tak, że będę się bardzo upierała przy swoim zdaniu, ja po prostu zastanawiam się nad pewną kwestią, nawet przeprowadziłam na ten temat burzliwą dyskusję z bratem i nie mam ochoty jeszcze się zastanawiać na przykład, czy spoiler to coś obiektywnego, czy subiektywnego. Sama jestem na spoilery dość nieczuła, nawet zdradzenie mi zakończenia książki/filmu/serialu raczej nie odbierze mi radości z oglądania, czy nie sprawi, że nie będę mogła się w to czytanie/oglądanie zaangażować. 

Sienkiewicz spoilery

A teraz nad czym w kontekście spoilerów tak bardzo się zastanawiałam: otóż, czy można komuś zaspoilerować klasyki? (a poniżej spoiler z Evangeliona)

Jakiś czas temu uznałam, że świetnym pomysłem na spędzenie piątkowego wieczoru będzie powtórka z anime Neon Genesis Evangelion. Dodałam na stories na Instagramie zdjęcie czołówki i oglądałam sobie wybrane odcinki. Aż doszłam do odcinka z Kaworu. Wtedy sobie uświadomiłam, że Evengelion może nie być najlepszym wyborem na coś miłego do oglądania w piątek. I pomyślałam, że aby to zobrazować, dodam kolejne stories. Z momentu, gdy Kaworu traci głowę. Ale zanim to zrobiłam przez dłuższy moment zastanawiałam się, czy to nie spoiler, czy nie zniszczę komuś oglądania publikując to. I z tego zastanawiania się, które nie dawało mi spokoju jeszcze przez długi czas, powstaje dzisiejszy wpis. 

Wyjaśnię, dlaczego doszłam do wniosku, że pokazanie na stories tamtej sceny nie było spoilerem:
- Neon Genesis Evengelion to anime z przełomu 1995 i 1996 roku, jego ostatni odcinek ukazał się 4 miesiące zanim się urodziłam. To znaczy, że to anime ma 25 lat. 
- Evangelion jest na Netfliksie od prawie roku.
Z tych dwóch punktów wyciągnęłam wniosek: jeśli ktoś chciał, to miał wystarczająco dużo czasu i możliwości, aby Evangeliona obejrzeć. Jeśli tego nie zrobił, to nie moja wina.

Kolejne punkty dotyczą już ludzi bardziej zainteresowanych anime:
- Evengelion jest ogólnie dość znany, na pewno uznawany jest za jedno z klasycznych anime; jeśli interesujesz się anime to albo go widziałeś, albo po prostu wiesz o co chodzi.
- jeszcze raz ogólnie: Evengelion cieszy się niesłabnącą popularnością.
- pretensje za spoilery z Evengeliona brzmią jak pretensje za spoilery z Death Note'a. To znaczy niedorzecznie i mam nadzieję, że nie trzeba tego tłumaczyć.

- wśród moich znajomych, którzy zerkają na stories są osoby, które nie wiedzą co to Evengelion i którym nie robi różnicy, co ja tam wrzucam.

Mniej więcej w tym samym czasie wpadłam na wpis znanej blogerki z jej ulubionymi książkami lub bardzo podobny. Wśród tych książek były Zbrodnia i kara oraz Wojna i pokój. Nie pamiętam, aby sama blogerka szczególnie zdradzała fabułę tych książek, ale w komentarzach trwały różne dyskusje. Jedna z nich zakończyła się mniej więcej w momencie, gdy jedna osoba oskarżyła drugą o zaspoilowanie Zbrodni i kary i popsucie radości z czytania. A ja zaczęłam się zastanawiać czy można zaspoilerować komuś Zbrodnię i karę.

- Według Wikipedii Zbrodnia i kara w Polsce po raz pierwszy ukazywała się w latach 1887-1888.
- Zbrodnia i kara była i jest lekturą szkolną w liceum na poziomie podstawowym.
- Zbrodnia i kara funkcjonuje ponad byciem lekturą szkolną jako klasyk literatury w kulturowej osmozie.

Czyli jeśli skończyłeś szkołę średnią to zasadniczo nie można zaspoilerować ci Zbrodni i kary, bo musiałaś/musiałeś mieć styczność z tą książką. 

Z Wojną i pokojem sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, bo Wojna i pokój to nie lektura szkolna. Ma za to cztery tomy i ogólnie jest bardzo długa. I adaptowana dla kina bądź telewizji tak średnio raz na 10 lat. Wikipedia informuje o 3 filmach i 5 serialach, ostatnim z 2016 roku produkcji BBC. Nikt nie ma jednak obowiązku ani czytać, ani oglądać Wojny i pokoju. Uznałabym jednak, że (razem z Anną Kareniną i obok Zbrodni i kary i Mistrza i Małgorzaty) Wojna i pokój także funkcjonuje czy po prostu jest klasyka literatury, której nie musisz czytać, aby ją znać. Co do Mistrza i Małgorzaty - to także lektura, plus cytaty czy niektóre fragmenty z tej książki funkcjonują w internecie jako memy, albo niewiele im do tego brakuje. 

W czasie tych rozmyślań, przypomniałam sobie jeszcze o wywiadzie (którego szukanie zajmowało mi zdecydowanie zbyt wiele czasu) w trakcie, którego, jeśli dobrze pamiętam, doszło do sytuacji, gdy aktor bądź aktorka opowiadali o fabule filmu, a osoba przeprowadzając wywiad stwierdziła "Ależ to przecież spoiler", na co osoba, która opowiadała "Ależ ta książka opublikowana została 50 lat temu!". Tak mniej więcej było. Wydawało mi się, że wydarzyło się to przy okazji promowania jednej z trzech części ekranizacji Hobbita, ale nie udało mi się znaleźć tego konkretnego wywiadu. Wpadałam na inny, w którym Martin Freeman mówi: "Bilbo wraca do domu. Przepraszam to spoiler, dla ludzi którzy nie znają tej historii".

A z naszego podwórka, gdy kłóciłam się z bratem i szukałam przykładów, do głowy przyszło mi Ogniem i mieczem. I pytanie, czy w Polsce można komuś zaspoilerować Ogniem i mieczem, biorąc pod uwagę, jak bardzo jest ono obecne w przestrzeni kulturowej. I nawet brat przyznał mi rację, że byłoby trudno, bo Ogniem i mieczem zalicza się do wytworów kultury, które każdy zna. A zostając przy Sienkiewiczu mamy jeszcze Krzyżaków i Potop, które były lekturami do wyboru w liceum, gdy do niego chodziłam. I czytałam Krzyżaków, ale koleżanka z rocznika wyżej Potop. Teraz sprawdzałam i został tylko Potop. Mój młodszy brat w siódmej klasie czytał Quo Vadis (i tu jest chyba wybór albo to, albo Krzyżacy). Na mojej liście lektur go nie było, ale i tak jakoś się wiedziało o czym Quo Vadis jest, co się tam dzieje i czego dotyczy ta historia.

Albo czy można poważnie podejść do kogoś, kto ma pretensje w internecie o to, że ktoś zaspoilerował mu Titanica?

Tak jak wspominałam na początku - bardziej zastanawiam się nad tą kwestią niż uniwersalnie odpowiadam na każde pytanie, nad którym myślałam, nawet jeśli to, co napisałam, brzmi na jakieś ostateczne sądy i wyroki. Ze spoilerami jest tak, że każdy jeden przykład można by rozpatrzyć z tysiąca stron i miliona kątów i każdy będzie miał na ten temat swoje zdanie. A ja jestem bardzo ciekawa Waszego!

Trzymajcie się, M

środa, 10 czerwca 2020

Koronastudia, czyli o 2 semestrze filologii polskiej drugiego stopnia

Hello!
Nie lubię i nie podobają mi się słowa stworzone na początku pandemii koronawirusa w Polsce, koronaferie, koronawakacje i tak dalej, a jednocześnie nie ma lepszego słowa niż koronastudia, które zawierałoby w sobie wszystkie absurdy oraz dziwne i mniej dziwne sprawy związane ze studiowaniem przez internet.


Zastanawiałam się też, czy w ogóle pisać ten tekst, bo na pewno nie będzie on tak informacyjny dla przyszłych studentów studiów drugiego stopnia (magisterskich studiów uzupełniających - uważam, że brzmi ładniej), bo mam nadzieję, że nikt już nie będzie studiował w takich warunkach, a jednocześnie pisałam je zawsze po to, aby przedstawić plan zajęć i to jak mniej więcej one wyglądają. O podejściu prowadzących do prowadzenia zajęć on-line już pisałam, dzisiaj opiszę pokrótce same zajęcia. Zwykle pisałam tez te wpisy po zakończeniu sesji, gdy już byłam pewna, że zaliczyłam dany semestr, ale w tym roku po pierwsze przedłużono nam sesję, a po drugie jakoś zupełnie nie mogę poważnie o tej sesji myśleć, chociaż mam egzaminy (wczoraj i dzisiaj na przykład z angielskiego) i się do nich oczywiście przygotowuję, ale jednocześnie, jak można poważnie podejść do egzaminu, gdy pisze się go w piżamach, ze swojego własnego pokoju, 300 kilometrów od uczelni (studiuję na Uniwersytecie Gdańskim).

Specjalizacja:


Warsztaty edytorskie

 

Napiszę osoby wpis o tych zajęciach i o książce, którą redagowaliśmy w ich czasie, gdy dowiem się, kiedy ta książka będzie miała swoją premierę. Z tego co wiemy, wynika, że być może będzie to wrzesień. I w sumie to nie mogę się doczekać, bo chciałabym bardzo o niej napisać.


Marketing w praktyce wydawniczej (ćwiczenia)

 

Prowadząca pokazywała nam prezentację, na zaliczenie robiliśmy prezentację o wybranym wydawnictwie. Na piątym semestrze licencjatu mieliśmy prawie takie same zajęcia. 


Współczesna kultura audiowizualna (ćwiczenia i wykład)

 

Tak naprawdę to były ćwiczenia razy dwa, bo na wykłady musieliśmy przygotowywać prezentację. Tyle że tematy tych prezentacji było dowolne w ramach przedmiotu. Ja z koleżanką miałam o podcastach, koleżanki zrobiły strasznych serialach dostępnych na Netfliksie, ktoś inny o youtuberach. Jedyny wykład, który naprawdę mieliśmy było o manipulacji, ale na niego także musieliśmy przygotować przykładny manipulacji w mediach.

Prowadzący od ćwiczeń postanowił skupić się na jednym temacie, a tematem tym był Nick Cave i na jego przykładzie analizowaliśmy aspekty takie jak postać sceniczna, biografia, transpozycja pomiędzy różnymi mediami. Było trochę czytania, trochę oglądania i trochę słuchania muzyki. Tak naprawdę podobały mi się tylko ostatnie zajęcia, bo analizowaliśmy teledyski i okazało się, że koleżanka i ja mamy całkiem trafne spostrzeżenia dotyczące Humble Kendricka Lamara (a trzy lata temu pisałam tutaj, że ten klip mi się nie podoba). 

Przedmioty podstawowe:


Dyskurs publiczny (ćwiczenia i wykład)


W skrócie analizowanie mów polityków pod kątem językowym. Z jednej strony, rozumiem, dlaczego te zajęcia mogą się wydawać ludziom interesujące, z drugiej, gdy przyszło mi analizować wystąpienie Donalda Tuska sprzed bodajże dwunastu lat, to było to trudne zadanie, bo badacze dyskursu często się ze sobą nie zgadzają, wyciągają sprzeczne wnioski z tych samych wypowiedzi. Także zdalna forma nauczania nie sprzyja temu przedmiotowi. Po pierwsze, nie mieliśmy wcześniej podobnych zajęć, po drugie, gdybyśmy mogli wspólne czytać/oglądać wystąpienia i zadawać na bieżąco pytania, na pewno byłoby to z większą korzyścią. Dyskurs publiczny to jeden z nielicznych niemalże praktycznych przedmiotów i taka sucha forma prowadzenia tych zajęć, polegająca na wysyłaniu zadań do zrobienia i materiałów nie przynosi dobrych rezultatów.


Historia języka polskiego i jego odmian stylowych (ćwiczenia)


Kontynuacja zajęć z pierwszego semestru. Robiliśmy prezentacje na zadane już na początku roku tematy, wysyłaliśmy je do sprawdzenia, a po poprawkach do całej grupy. 

Komparatystyka (ćwiczenia i wykład)

 

Na wykładach profesor głównie omawiała różne książki komparatystyczne - od publikacji bardzo dobrych do publikacji budzących poważne wątpliwości merytoryczne. Najogólniej komparatystyka to literaturoznawstwo porównawcze, badające między innymi wpływy i zależności pomiędzy literaturami poszczególnych krajów czy narodów czy zajmujące się koncepcją literatury światowej. Ale także wpływów muzyki czy rzeźbiarstwa ma literaturę.

Ćwiczenia to ciekawy przykład, gdy dwie grupy, które mają je z tą samą prowadzącą robią różne rzeczy. Moja grupa zajmowała się Jądrem ciemności  - musieliśmy je przeczytać, wymyślić temat komparatystyczny wyimaginowanej pracy, napisać jej abstrakt i przygotować bibliografię; czytaliśmy także wstęp do Orientalizmu Saida (ta książka oraz postkolonializm to jakiś nadrzędny motyw tych studiów od zeszłego semestru) i kilkanaście artykułów, z których robiliśmy notatki na ocenę, robiliśmy też prezentacje bądź referaty na przykład na temat historii Konga. Bliżej końca semestru porównywaliśmy Jeźdźca miedzianego oraz Ustęp z III części Dziadów. Druga grupa analizowała między innymi Beniowskiego i Sonety krymskie także w kontekście Orientalizmu, ale oni pracowali nawet inaczej niż my - pisali pracki w grupach, my robiliśmy to głównie samodzielnie bądź parami.

Literatura dla dzieci i młodzieży (ćwiczenia)


Prowadząca miała prezentację i opowiadała nam o charakterystycznych cechach książek dla dzieci. Gdy zaczęły się studia zdalne wysyłała nam różne materiały do poczytania czy posłuchania. Na zaliczenie robiliśmy prezentację czy też projekt polegający na zaplanowaniu przedsięwzięcia, które miałoby na celu promowanie czytelnictwa wśród dzieci. Dodam tylko, że te zajęcia prowadziła ta sama osoba, co marketing. Z tego, co wiem, druga grupa miała bardziej normalne zajęcia. 

Literatura polska od średniowiecza do oświecenia (ćwiczenia)


Kontynuacja ćwiczeń z poprzedniego semestru. Dalej interpretowaliśmy teksty dawne i umieszczaliśmy je w odpowiednich kontekstach.

Literatura polska wieku XIX (ćwiczenia i wykład)


Fenomen na skalę UG. To znaczy prowadzący zajmuje się tak wąską koncepcją w ramach literatury XIX i początku XX wieku, że jako wykłady (i niekiedy treść ćwiczeń) wysyłał  nam swoje artykuły naukowe i zadawał nam prace pisemne, polegające na doszukiwaniu się tej jego koncepcji w zadanych na ćwiczenia lekturach.
Ten przedmiot kontynuowany jest na następnym semestrze, ale będą tylko ćwiczenia i egzamin.


Literatura polska wieku XX i XXI  (ćwiczenia)


Dużo czytania i lektur, i opracowań. To trochę straszne, ale zaskakująco ciekawe zajęcia. Na ostatnich omawialiśmy na przykład Poczwarkę  Doroty Terakowskiej i okazało się, że to nie jest taka powieść tendencyjna czy powieść z kluczem, jak kto woli, jak przedstawia się ją w szkole, bo jeśli dobrze pamiętam, to była ona omawiana w gimnazjum, a na pewno była lekturą. Ale wiem, że moi bracia już jej nie czytali, więc możecie mi dać znać, czy wciąż jest na liście lektur.
Zaliczenie przedmiotu: obecności, aktywność, ale podstawą był pisemny referat i to z rodzaju takich dłuższych, dobrze przemyślanych i z bogatą bibliografią.
Egzamin z tego przedmiotu także jest w przyszłym semestrze, podobnie jak jeszcze jedna tura ćwiczeń oraz wykłady. Prowadzący wymyślili też sobie taka formułę podziału zagadnień na egzamin oraz ilość lektur do jego zaliczenia, że nie mamy wyjścia, tylko zacząć czytać je już w wakacje.


Najnowsze zagadnienia współczesnej polszczyzny (ćwiczenia)


Zajęcia miały wyglądać tak, że czytamy zadany artykuł, przychodzimy na zajęcia i o nim rozmawiamy. Zdążyliśmy porozmawiać o zmianach we współczesnej fonetyce. Po przejściu w tryb studiów zdalnych prowadząca podsyłała nam różne artykuły żebyśmy sobie poczytali.
Na zaliczenie każdy dostał pytanie/zagadnienie i musiał napisać poradę językową, wzorując się na tych ze strony poradni PWN.

Teoria tekstu (ćwiczenia i wykład)


Można powiedzieć, że to przykład odwrotny do dyskursu. Otóż tym zajęciom, jak nazwa wskazuje, na dobre wyszło to, że prowadząca postanowiła napisać treść wykładów i wysłać je nam jako pliki tekstowe. To wciąż trudne zagadnienia, ale przynajmniej dostaliśmy zebrane wiadomości z zaufanego źródła, a nie musieliśmy siedzieć na wykładach i robić niedoskonałe notatki. Poza tym wiadomo, jak wyglądają wykłady: dygresje od dygresji. A tutaj konkret w formie tekstowej. Przy czym to wciąż trudne i dostawaliśmy sporo komentarzy do prac, które robiliśmy w ramach ćwiczeń, na podstawie tych wykładów.

A nad zestawem pytań / zadań do zrobienia na zaliczenie siedzę od trzech dni, a zrobione mam tylko nieco ponad połowę.

Współczesna myśl humanistyczna (ćwiczenia i wykład)


Jedne z moich ulubionych zajęć w tym semestrze z najlepszym i najbardziej ogarniętym zestawem prowadzących. Podstawą tych zajęć jest druga część podręcznika Teorie literatury XX wieku, a omawiane tam zagadnienia to między innymi postkolonializm, feminizm czy narratywizm. Na wykładach profesor głównie omawiał najważniejsze punkty z poszczególnych tematów. Na ćwiczeniach czytaliśmy konkretne artykuły napisane w myśl danej metody.

Jeśli macie jakieś pytania to ja zawsze chętnie na nie odpowiem!
LOVE, M

sobota, 6 czerwca 2020

Baby Yoda

Hello!
Nie wiem, jak to zrobiłam, ale miesiąc temu przegapiłam idealną okazję, aby pokazać światu wyszywanego Baby Yodę. Przecież 4 maja to Dzień Gwiezdnych wojen. 

Baby Yoda

The Child (Baby Yoda)

Wyszywanka powstała na specjalne życzenie brata w czasie, gdy jeszcze Baby Yoda był na ustach wszystkich oglądających serial The Mandalorian. Ludzie w internecie chętnie dzielili się swoimi koncepcjami na wyszywanie Baby Yody i wzorami także nie było problemów z inspiracjami. 
Muszę jednak przyznać, że jak na tak mały wzór, było może nie tyle trudny, co zaskakująco upierdliwy do wyszywania. Trudno było tak rozplanować sobie pracę, aby niepotrzebnie nie wracać w pewne miejsca wzoru, bo zostały niewyszyte, a także szczegóły przy rączkach i rękawach były bardziej denerwujące do wyszywania, niż można by było przypuszczać. 
Teraz, gdy patrzę na zdjęcia widzę, że spokojnie mogłam bardziej oddzielić napis od postaci, ale pamiętam też, że gdy go rozplanowywałam, to dużo czasu zajęło mi rozliczenie, gdzie powinny być poszczególne litery. 
Tym co podoba mi się szczególnie w tym obrazku są kolory, a najbardziej zielony kolor samego Baby Yody. Na zdjęciach przez światło wygląda on na nieco bardziej nasycony niż jest w rzeczywistości. Na żywo jest całość jest nieco bardziej przygaszona.

The Mandalorian


LOVE, M

środa, 3 czerwca 2020

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - Kill Me, Heal Me

Hello!
O Kill Me, Heal Me wspominałam we wpisie o dramach, które zapomniałam oglądać dalej i pisałam, że jednak wróciłam do tego tytułu, chociaż pierwsze spotkanie z tym serialem było raczej odstraszające. 

Cha Do-hyun, Shin Se-gi, Oh Li-jin

I tak, to nie jest drama, którą polecałabym ludziom jako pierwszy ani nawet drugi koreański serial do oglądania. Po pierwsze z dramami jest tak, że najlepiej zaczynać od serii najwyżej sprzed dwóch-trzech lat, bo z jakiegoś powodu dramy bardzo szybko się starzeją (albo to poczucie estetyki i technologia zmienia się jeszcze szybciej), a po drugie trzeba przyzwyczaić się do pewnych schematów i sposobów podchodzenia do pokazywania pewnych scen, a nawet humoru - i to jest drama, którą lepiej oglądać już z pewną bazową wiedzą, jak seriale działają. 

Wszystkie zastrzeżenia mamy już za sobą, więc teraz czas przejść do wrażeń z dramy. I pierwsze jest takie, że zaskakująco szybko się ją ogląda, przynajmniej na początku, bo niestety im bliżej końca, tym bardziej się dłuży. A to, że Kill Me, Heal Me jest dramą z początku 2015 roku widać najbardziej po scenach z babką i matką głównego bohatera oraz w całej korporacyjnej intrydze. 

Kill Me, Heal Me

Cha Do-hyun - cierpiący na zaburzenia dysocjacyjne osobowości (DID), spadkobierca znanej firmy - postanawia zatrudnić sekretnego lekarza, aby odzyskać kontrolę nad swoim życiem.


Kiedyś gdzieś wspominałam, że oficjalne opisy dram często nijak się mają do tego, co oglądamy przez kilka początkowych odcinków. Tutaj na przykład Oh Li-jin zostaje prywatną lekarką Do-hyuna w ósmym (8!) odcinku. Chciałam jakoś przeredagować ten tekst, ale gdybym to zrobiła nie udowodniłabym, że ten opis - ani żaden inny dłuższy, który można znaleźć w internecie - nie oddaje złożoności fabuły Kill Me, Heal Me, bo zanim bohaterowie dotrą do momentu, gdy Li-jin zostaje prywatnym lekarzem Do-hyuna przeżywają (i to dość istotne słowo) po drodze wiele przygód (a to pewien eufemizm). To tak uprzedzając, abyście się nie zdziwili, że to nie jest tylko historia o pacjencie i lekarzu. 

Shin Se-gi

 Subtelnie wersja 1


W ciele Do-hyuna żyje siedem osobowości, a Do-hyun jest hostem i głównym bohaterem serialu. Poza tym często pojawia się Shin Se-gi, który jako pierwszy zbliża się do pani doktor i który pamięta traumę; Ferry Park, którego poznają rodzice oraz brat Li-jin; Ahn Yo-seob i Ahn Yo-na to bliźnięta, chłopiec z usposobienia jest artystą, ale jest także osobowością ze skłonnościami samobójczymi, Yo-na pojawia się, gdy Do-hyun przeżywa ogromy stres i podobno ma pomóc z nim sobie poradzić, ale jako osobowość jest bardzo głośną osobą i podoba się jej brat Li-jin, Li-on. Mamy także dwie tajemnicze osobowości: Nanę oraz Pana X. Z tego co wiem, Kill Me, Heal Me jest całkiem przyzwoitym pokazaniem DID w popkulturze, ale w tym temacie powinien wypowiadać się ktoś, kto się zna na temacie. Ja mogę tylko napisać, że zwykle w dramach bohaterowie mają problemy z komunikowaniem się między sobą, całe wątki opierają się na nieporozumieniach, które wynikają z tego, że bohaterowie ze sobą nie rozmawiają. A w Kill Me, Heal Me "krzyczy się" na głównego bohatera, żeby zamiast myśleć o pozbywaniu się swoich osobowości, spróbował się z nimi porozumieć i jakoś dogadać. 

Oh Li-jin

Fabularnie jest trochę zbyt szybko i w zbyt oczywisty sposób, że bohaterowie mają jakąś wspólną przeszłość, której oboje (znaczy Do-hyun), nie pamiętają, a która związana jest z traumą, którą pamięta Shin Se-gi. Scenarzyści mogli zacząć wspominać o tym zdecydowanie później, bo drama ma 20 odcinków. I niestety im bliżej końca tym odcinki ogląda się coraz trudniej. Wątki zaczynają się nudzić, bo są niepotrzebnie porozciągane. Poza tym praktycznie od początku widz wie więcej od bohaterów, więc tylko czeka, aż oni dojdą do prawdy. I powinno to być pokazane w intrygujący sposób, a tutaj jest niekoniecznie. Scenarzystom udaje się zaskoczyć widza pod koniec serialu, jednak chwilowy szok przygasa, gdy zauważy się, że końcówka jest nieco za bardzo ściśnięta i tak naprawdę brakuje kilku szczegółów, aby dokładnie wyjaśnić, dlaczego wygląda ona tak, a nie inaczej. 

Oh Li-on

Subtelnie wersja 2. Nie wspomniałam o tym w tekście głównym, ale ta drama na naprawdę zabawne momenty.


Wyraźnie widać, że to jednak wątek z tajemnicą i traumą jest mocną stroną tego serialu. Wątek romansowy pomiędzy Li-jin i głównym bohaterem (głównymi bohaterami? - bo najpierw Shin Se-gi zakochuje się w pani doktor / a potem pani doktor zakochuje się w Cha Do-hyunie) jako linia fabularna jest zupełnie nieszczególny, ale na pewno jest nieprofesjonalny. Samą Li-jin prawdopodobnie zaliczyłabym do grona najbardziej irytujących bohaterek wszech czasów, gdyby nie to, że mamy okazję widzieć ją w wielu różnych sytuacjach i różnych okolicznościach i możemy dostrzec szczerość kryjącą się za jej głośną osobowością. 

Początek Kill Me, Heal Me całkowicie mnie urzekł, ale niestety z czasem oglądanie dramy stało się męczące - i to nie tylko, dlatego że odsłaniane były mroczne tajemnice przeszłości. Jestem jednak pewna, że to drama, o której nie tak łatwo będzie zapomnieć. 

LOVE, M