Hello!
Oto kolejna odsłona cyklu wywiadów - tym razem z Małgorzatą Stefanik, autorką "Gildii zabójców" i blogerką znaną jako Gosiarella. W rozmowie wychodzimy co prawda od blogowania, ale można napisać, że porozmawiałyśmy sobie jak redaktorka z autorką! Mam nadzieję, że dowiecie się czegoś ciekawego z tego wywiadu!
Skąd tyle różu w Twoim życiu? I jakim
sposobem róż łączy się z zombie? I co to wszystko ma wspólnego z Twoim blogiem?
Stara i nieprawdziwa mądrość z
internetu mówi, że pająki boją się różu (może na zombie też mógłby działać odstraszająco?).
Ja boję się pająków, więc wyszło na to, że potrzebowałam dużo różu w swoim
życiu. A tak całkiem poważnie, trochę jestem trollem i gdy zakładałam bloga nie
było dużego wyboru szablonów. Padło na różowy i pomyślałam, że jeśli ludzie go
zniosą w takiej dawce, przy tak niepasującej tematyce (m.in. zombie, horrory,
złoczyńcy), to zdecydowanie są zdrowo poryci i godni tego, by dla nich pisać
przez tyle lat ;) Okazało się to bardzo skuteczne, bo wokół bloga zgromadziła
się cudowna społeczność ludzi, których nie sposób nie uwielbiać!
Jesteś autorką książki „Gildia
zabójców”, która miała premierę w czerwcu 2021 roku – czy mogłabyś na początek
trochę o niej opowiedzieć?
Dziewczyna spotyka chłopaka i dla niego
zabija - to tak w skrócie. Teraz trochę dłuższa wersja: „Gildia Zabójców” jest
historią o młodej, niestabilnej psychicznie i wyrachowanej płatnej zabójczyni,
która mogłaby sprzedać połowę swojej Gildii za jedzenie. Na całe szczęście,
nikt jej jeszcze tego nie zaproponował, choć z zupełnie innego powodu zabiła
troje zabójców. Zaryzykuję stwierdzenie, że nie skończyło się to dla niej
najlepiej. Po pewnym czasie dostała jednak szansę się zrehabilitować i musiała
przyjąć zlecenie od bardzo nietypowego klienta.
Niemniej dla mnie szkielet całej
trylogii wygląda inaczej, bo pomiędzy głównymi wątkami fabularnymi każdego z
tomów, historia skupia się na poszukiwaniach seryjnego mordercy, który
zamordował rodziców Alyssy i w efekcie pchnął ją na tę nietypową ścieżkę
kariery.
Mój kontakt (jako korektorki, redaktorki)
z autorami książek, przy których pracuję, prawie nie istnieje, bo najczęściej
jest nade mną redaktor prowadząca lub wydawca i to ta osoba odpowiada za
przekazywanie informacji pomiędzy mną a autorem. Jak wyglądało to z Twojej
strony? Miałaś bezpośredni kontakt ze swoją redaktorką (redaktorkami),
korektorami? Może także z osobami od promocji? Jak układała się ta współpraca?
Zaskoczyłaś mnie! Od samego początku
mój wydawca pozwolił mi na bardzo wiele - znacznie więcej, niż się
spodziewałam. Miałam i dalej mam bardzo dobry kontakt z moją byłą redaktorką
prowadzącą, Dominiką Szałomską, która od samego początku konsultowała ze mną
każdą kwestię odnośnie wyglądu okładki, wnętrza, a także wspólnie pracowałyśmy
nad stworzeniem opisu, czy strategii promocyjnej. Doszło do tego, że
rozmawiałyśmy nawet w środku nocy i w weekendy, obmyślając strategię kolejnych
działań lub na szybko naprawiając coś, co akurat się zepsuło. Oczywiście nie
wszystko było różowe i cudowne... Jednak bardzo doceniam, jak bardzo Papierowy
Księżyc stara się w tej kwestii wyjść na przeciw oczekiwaniom autorów - w tym
również debiutantów. Trudno w to uwierzyć, ale mogłam wybrać dowolnego
ilustratora, z którym chciałabym pracować i... ściągnięto dla mnie Dominika
Brońka, z którym sama siedziałam nad każdą odsłoną Alyssy, widniejącą na
okładkach. Momentami z pewnością miał mnie dość, ale bardzo miło to wspominam i
chcę wierzyć, że taka bezpośrednia współpraca dała dobre efekty. Inna kwestia,
że Dominik to naprawdę utalentowana bestia.
Z redaktorką kontakt miałam mniejszy,
jednak również bezpośredni. Jedynie z korektorką kontaktowałam się za
pośrednictwem mojej prowadzącej.
Czy możesz zdradzić, jak długo trwał
proces wydawniczy? A nawet wcześniej – droga do znalezienia wydawcy?
W grudniu 2019 wysłałam propozycję
wydawniczą do Papierowego Księżyca, a w Sylwestra zadzwonił szef wydawnictwa.
Muszę przyznać, że prezent na Nowy Rok dość zaskakujący i niesamowicie
pozytywny. Później nastała pandemia i wszystko zaczęło się przeciągać - tak
bardzo, że szkic umowy zobaczyłam na początku lipca 2020 r., a ostateczną
wersję niecałe pół roku później. 30 czerwca 2021 roku „Gildia Zabójców” miała
oficjalną premierę, więc... trochę to trwało. Wiem od znajomych, że czasami
czeka się jeszcze dłużej, więc wszystkim autorom życzę ogromnych pokładów
cierpliwości.
Czy pandemia miała jakiś wpływ na prace
nad książką – tak redakcyjne, jak i twoje osobiste? Całość procesu redakcyjnego
i kontakt z wydawnictwem odbywał się online czy odbyły się jakieś bezpośrednie
spotkania?
Zakładam, że znacznie mniejszy niż
mogłoby się wydawać. Oczywiście na samym początku wszystko stanęło na głowie,
jak to w każdej branży, niemniej każda z osób biorąca udział w powstawaniu
Gildii mieszka w innym mieście, a nawet kraju, więc spotkania osobiste
niespecjalnie byłyby po drodze. Wszystko odbywało się online lub telefonicznie,
co znacznie ułatwiało prace. Przynajmniej tak było z mojego punktu widzenia.
Jakie były najtrudniejsze momenty prac
redakcyjnych? Co może zaskoczyło Cię w tym procesie – pozytywnie i negatywnie,
a co było jego najlepszym elementem?
Wszyscy zawsze straszą, że redakcja to
straszna rzecz. Że autorzy nienawidzą redakcji i redaktorów. Debiutant może
pomyśleć, że redaktor to taki zły potwór, który chce skrzywdzić ich papierowe
dziecko rozrywając je na strzępy, a to totalna bzdura, jak pająki bojące się
różu. Przy pierwszym tomie miałam najpierw redakcję, a później korektę z
elementami redakcji i dziewczyny sprawdziły się świetnie. Większość z
naniesionych przez nie poprawek sprawiało, że przez tekst książki płynie się
gładko. Czasami odrzucałam sugestię, gdy w grę wchodziły dialogi i np. Oli
zaczął brzmieć znacznie mądrzej, niż powinien. Największą zmorą była odmiana:
„Chcesz płatki?” czy „Chcesz płatków?” - chyba 3 godziny zastanawiałam się, czy
zatwierdzić poprawkę. Jak widać, to nie są koszmarne przykłady i nie ma się
czego bać. Chyba właśnie to było dla mnie największym zaskoczeniem.
Spodziewałam się ostrego cięcia, przerażających kłótni, a tu nic, tylko mail o
treści: dobra robota! Umówmy się, to trochę szokujące.
Dowiedziałaś się czegoś o sobie – a
dokładnie o swoim stylu pisania z pracy nad książką?
Nadużywam imiesłowów. Z tego miejsca
bardzo przepraszam swoją redaktorkę, bo nie potrafię nad sobą zapanować i musi
przeze mnie cierpieć.
Niemniej znacznie więcej dowiedziałam
się o sobie podczas samego pisania książki. Przede wszystkim tego, że czytanie
książek, czy ich okazjonalne redagowanie magicznie nie sprawia, że potrafię
taką napisać. Miałam sporo momentów, gdy zastanawiałam się, czym jest wstęp,
czym jest rozwinięcie, czym jest książka?! Wszystkie zasady i schematy, które
rozumiem jako czytelnik, znikają, gdy siadam przed pustą wirtualną kartką.
Gdy zaczynałam pracę jako redaktorka
(na studiach nie było takich subtelności) zauważyłam, że redaktorzy nie
komunikują błędów tylko usterki albo uszkodzenia tekstu i ogólnie
starają się być bardzo uprzejmi i pomocni dla autorów. Ale może miałaś taką
sytuację, gdy wolałabyś, aby redaktor o jakimś problemie z tekstem napisał Ci
wprost zamiast owijać w bawełnę?
O to trzeba byłoby zapytać moją
redaktorkę, ale wydaje mi się, że masz rację i mimo łagodnych komentarzy, mogła
gdzieś tam po drugiej stronie łącza katować moją laleczkę voodoo. Nie mogę być
pewna, że tak nie było.
Z drugiej strony pierwsza redaktorka
podobno powiedziała mojemu wydawcy, że nie zamierza współpracować z
debiutantem, bo to za duża męczarnia, więc zdarzają się też ci do bólu
szczerzy. Chociaż to nie należało do problemów, które na tamtą chwilę mogłabym
rozwiązać, to osobiście bardzo cenię sobie szczerość. Dzięki konstruktywnej
krytyce jesteśmy w stanie się wiele nauczyć i rozwijać.
Nie będę ukrywała, że pomysł, aby
poprosić Cię o wywiad zrodził się w mojej głowie, gdy przypadkiem natknęłam się
na Twoje story dotyczące problemów z kontaktem z wydawcą Twojej książki – czy
udało się wyjaśnić sytuację?
Chciałabym móc napisać, że tak.
Wydaje się, że udało Ci zbudować bardzo
oddaną społeczność wokół „Gildii zabójców”. Orientujesz się przypadkiem, ile
osób zna Cię z bloga, a ile poznało dopiero jako autorkę „Gildii”?
Niektóre osoby, z którymi pisałam
prywatnie jestem wstanie wskazać jako Gildiowych czytaczy, ale z pozostałymi
bardzo trudno mi to rozróżnić, tym bardziej że wiele Różowych Sałat
(czytelników bloga) sięgnęło po książkę. W niektórych kanałach, jak wspomniany
wcześniej instagram, bardzo mieszam bloga i książkę, bo obie stały się częścią
mojej działalności, co jeszcze mocniej komplikuje sprawę.
Czy jest coś, co szczególnie zaskoczyło
Cię w recenzjach czy odbiorze „Gildii zabójców”? Albo skłoniło do jakiś
przemyśleń bądź zmian w kolejnych tomach?
Staram się unikać czytania recenzji, bo
każdy czytelnik ma inny gust. Jedni pisali, że podoba im się romans, inni
uznali go za zbędny. Sceny walki dla niektórych są słabszą częścią, dla innych
odwrotnie. Niektórzy narzekają na wątek śledztwa, a dla innych jest ulubioną
częścią. Są ci, którzy domagają się uśmiercenia Oliego, a inni grożą, że mnie
ukatrupią, jeśli włos mu z głowy spadnie ;) Przewija się wiele sprzecznych
opinii, które później zostają w głowie i utrudniają pisanie, dlatego naprawdę
staram się powstrzymywać przed czytaniem, zwłaszcza tych negatywnych. Przy
pozytywnych często łamię to postanowienie... Niemniej jest jedna rzecz, która
przewijała się bardzo często i faktycznie zmieniłam przez to przyszłość
bohaterów. Myślę, że większość osób domyśla się, co, a raczej kto zyskał na
tyle popularności, ale nie będę spoilerować.
Mam nadzieję, że premiera drugiego tomu
przebiegnie bez zakłóceń. Możesz zdradzić, czego możemy się spodziewać po
kolejnej książce?
Też mam taką nadzieję. W drugim tomie
możecie się spodziewać, że wszystko wyszło lepiej. Prawdą jest, że na pierwszym
tomie dopiero się uczyłam. Z drugiego jestem zadowolona.
Tym razem mocniej skupiłam się na
działaniu Gildii, jej przyszłych władcach i ich wzajemnych relacjach. Jakimś
cudem nie ucierpiały na tym pozostałe wątki, dzięki czemu plot twist z
zakończenia poprzedniego tomu dostał swoją kontynuację.
Bardzo dziękuję za poświęcony czas i
wyczerpujące odpowiedzi!
Małe dopowiedzenie: Gdy wywiad powstawał, bieżącą informacją było, iż drugi tom Gildii ukaże się w marcu, ale na początku miesiąca okazało się, że książki niestety nie ma w zapowiedziach.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama!
LOVE, M