poniedziałek, 31 sierpnia 2015

3 lata

Hello!
3 lata temu na blogu pojawił się pierwszy post. Naprawdę byłam święcie przekonana, że było to 31 sierpnia, ale okazało się, że nico wcześniej- 27.  Wtedy raczej nie przypuszczałam, że uda mi się tak długo pisać i że z internetowego pamiętnika z dużą ilością obrazków wyszukiwanych w internecie wyłoni się taka forma bloga jaka jest właśnie teraz. A z pisania recenzji, pokazywania wyszywanek i dzielenia się częścią mojego życia czerpię największą radość.
Forma i wygląd bloga przechodziły metamorfozy, ostatnią całkiem niedawno. Ja też się zmieniłam. Pisanie co dwa dni uczy systematyczności, ale żeby pisać muszę mieć o czym. To takie samo napędzające się koło. Widziałam film, przeczytałam książę- napiszę. Nie mam o czym napisać? Muszę obejrzeć serial czy film. Blog sam w sobie jest ogromną motywacją do poznawania nowych rzeczy. A muszę to nie jest odpowiednie słowo. Postanowiłam sama sobie, że to zrobię. I chcę w tych postanowieniach wytrwać. Chociaż nie wiem jak to będzie na studiach. Mam nadzieję, że uda mi dalej pisać tak jak do tej pory, ale przygotowuję się psychicznie, że zapewne będę musiała zmniejszyć częstotliwość postów.

Zdjęcie z pierwszego posta.
Dziwnie się czuję przeglądając teraz pierwsze posty. Mam wrażenie, że wcale do mnie nie pasują. Pisałam głównie o tym ile mam nauki i mam wrażenie, że było jej więcej niż przed maturą. Znajduję także odpowiedzi na różne nominacje i zdaję sobie sprawę, że teraz odpowiedziałbym na nie zupełnie inaczej. A części rzeczy nie napisałabym wcale. Pomiędzy postami z 2012, 2013 a tymi z 2014 i 2015 różnica jest uderzająca, ale zdecydowanie na lepsze. Chciałabym aby zmiany trwały dalej.
Przeglądając niedawno różne blogi trafiłam na taki gdzie były 3 posty, ale autorka miała już stronę na facebook'u. Stwierdziłam, że mi po 3 latach też należy się miejsce na tym portalu i postanowiłam pojawić się także tam. Poza tym już od dłuższego czasu czułam, że potrzebuję miejsca gdzie mogłabym na bieżąco zamieszczać różne nowinki, zwiastuny filmów i wszelkiego rodzaju krótkie informacje, o których nie napiszę na blogu, bo są za krótkie. Zapraszam tu.

Krótka chwila świętowania, a w środę o zakończonym właśnie sezonie "Hannibala"
LOVE, M

sobota, 29 sierpnia 2015

Kłamstwa i zbrodnie ("Dolina Strachu")

Hello!
Choćbyśmy próbowali uciec przed przeszłością, ona i tak nas dopadnie. A na pewno doścignęła w końcu jednego z bohaterów "Doliny Strachu" Artura Conan Doyle'a.

Autor nie lubi patyczkować się z czytelnikami, nie robi niepotrzebnych wstępów tylko od razu rzuca nas na głęboką wodę. Zagadkę poznajemy już w pierwszych rozdziałach i jak zawsze jest ona dużo ciekawsza niż wydaje się na początku, choć po takim wprowadzeniu jakie zrobił Conan Doyle to nie było łatwe zadanie.

Morderstwo i miejsce zbrodni są wyjątkowo teatralne i nie bez powodu. Każdy wielbiciel kryminałów wie, że nie można być pewnym tożsamości ofiary jeśli zwłoki są nie do rozpoznania. Okoliczności i oprawa morderstwa przedstawione zostają wyjątkowo precyzyjnie i pojawiają się od razu pierwsze teorie. Na dodatek są one na tyle prawdopodobne, że odkrycie prawdy może trudniejsze niż przypuszczamy. Warto dodać, że nad sprawą pracują trzej detektywi i doktor Watson, zajmujący się relacjami międzyludzkimi. Do tego jest to taki typ historii, w której wszyscy, choć niby niewinni są podejrzani, a rozwiązanie zagadki bardziej tajemnicze niż ona sama.

Opisy w "Dolinie Strachu" różnią się od tych z  "Psa Baskerville'ów". Jednak znów nie jesteśmy w Londynie, a doktor i detektyw pracują w terenie. Przedstawienie miejsca akcji to bardziej wywód historyczny, gdyż posiadłość jest wyjątkowo stara i ma bogatą przeszłość, a fakty te są znaczące dla fabuły.
 
źródło
"Ruszyliśmy staroświecką wiejską uliczką, obrzeżoną przyciętymi wiązami. Doprowadziła nas do dwóch kamiennych słupów nadgryzionych zębem czasu i omszałych tu i ówdzie. Na ich szczytach stały bezkształtne już figury, które ongiś przedstawiały wspięte na tylnych łapach lwy Capusów z Birlstone. Szliśmy teraz jakiś czas krętą aleją wiodącą przez trawnik z dębami, jakie widuje się tylko w rolniczych częściach Anglii. A potem, za zakrętem, w staromodnym ogrodzie, spośród równo przyciętych cisów wyłonił się nagle sczerniały, długi, niski, z czasów króla Jakuba dwór z ciemnoczerwonej cegły. Kiedy podeszliśmy bliżej, ujrzeliśmy drewniany, zwodzony most i piękną, szeroką fosę z wodą tak spokojną i błyszczącą w zimnym słonecznym świetle jak żywe srebro. Trzy wieki minęły, a ten dwór ciągle stał: wieki narodzin, powrotów, kontredansów i pogoni za listem. Dziwne, że teraz, w tak później starości, ponura tajemnica omroczyła te szacowne mury. A jednak owe dziwaczne spadziste dachy i ich osobliwe szczyty doskonale nadawały się na schronienie dla ponurej i strasznej tajemnicy. Patrząc na wnęki okien i ciemny, rozłożysty, wyszlifowany deszczami front tego budynku, czułem, że trudno o lepsza scenę dla podobnej tragedii."

Podobnie jak "Studium w szkarłacie"  książka podzielona jest na dwie części. Druga opowiada o ciekawej i skomplikowanej przeszłości jednego z bohaterów. Pojawiają się tam tematy masonów i loży wolnomularskich, poznajemy wyjątkowo okrutnych członków i ich metody działania. Całość jest jednak dużo bardziej zawikłana niż przypuszczamy. U Conan Doyle nic nie jest proste i choć się tego spodziewamy to zaskoczenie jest ogromne.

Pozdrawiam, M

czwartek, 27 sierpnia 2015

Kapitan Ameryka i Zimowy Żołnierz

Hello!
Wakacje sprzyjają tworzeniu kolejnych części mojego projektu tym bardziej, że pojawiły się okoliczności sprzyjające przyspieszeniu działań mających na celu jego ukończenie.
Jestem bardzo dumna, że udało mi się zmniejszyć Zimowego Żołnierza z projektu dla Koleżanki z ławki, choć nie było to łatwe zadanie. Samą głowę rysowałam 4 razy, na szczęście reszta poszła dużo sprawniej. A napis dodałam idąc za ciosem po wspominanym D23 EXPO. Nie będzie można go potem nijak usunąć więc mam nadzieję, że nie zrobiłam głupoty wyszywając go.
Trochę gorzej niestety wyszła mi tarcza Kapitana Ameryki. Na kartce gwiazda nie wyglądała tak źle, ale wyszyta nie prezentuje się zbyt foremnie, a jak się okazało będzie zajmowała centralną część projektu.



LOVE, M

wtorek, 25 sierpnia 2015

Czego chcieć więcej ("Galavant")

Hello!
Jeśli macie kiepski humor, a lubicie klimaty bajkowo-rycersko-średniowieczne z przymrużeniem oka i trzy godziny wolnego czasu to musicie koniecznie obejrzeć "Galavanta". Oni tam śpiewają. A czasami nawet tańczą.


W skrócie: Galavant jest dzielnym rycerzem, któremu król porwał ukochaną. Jak się okazuje Madalena po przemyśleniu wszelkich za i przeciw postanawia wyjść za króla odrzucając bezwarunkową miłość Galavanta. Jakiś czas po tych wydarzenia w domu mocno już zapuszczonego i nieprzypominającego siebie rycerza pojawia się księżniczka Isabella i prosi go o pomoc. Wyruszają na przygodę w celu uratowania rodziców dziewczyny i Madaleny, która niekoniecznie chce być ratowana.


Serial jest niesamowicie i czasami wręcz niedorzecznie zabawny. Jego humor odwołuje się często do dość pierwotnych i barbarzyńskich instynktów, ale ważniejszą zabawową rolę odgrywają interakcje pomiędzy bohaterami. Oczywiście w formie piosenek. Takim sposobem dostajemy utwór o piratach, których statek utknął na górze, mnichach ze ślubem śpiewania czy o towarzyszach w podróży, którzy z czasem zaczynają człowieka niesamowicie irytować, a potem się do tego przyzwyczajasz. Ma to tworzyć klimat XIII- wiecznej przygody. W drugim odcinku jest turniej rycerski, jednak finałowa para jest niezdolna do walki. Jeden za dużo trenował, aby wrócić do formy, a drugi, nie z własnej woli, za dużo wypił, dlatego turniej wygrał ten, który pierwszy się podniósł. Albo na przykład gdy nasz bohater ma właśnie "swój moment" i próbuje to zaśpiewać to co chwila coś lub ktoś mu przerywa.


Serial ma tylko 8 odcinków po około 22 minuty i kończy się w taki sposób, że gdyby nie to, że drugi sezon ma jednak powstać to oglądanie go, byłoby niewskazane. Nie daje to zbyt wiele czasu, aby dobrze poznać nasze postaci. Najważniejsze to oczywiście Galavant, król Ryszard i Madalena. Towarzysze naszego głównego bohatera czyli Isabella i Sid  prawie nie posiadają charakteru, chociaż Isabella to twarda zawodniczka. Dużo ciekawszy jest za to przyjaciel i ochroniarz króla- Gareth.

To była przydługa piosenka i Galavantowi zabrakło oddechu.
To niesamowite, ale ten serial sam do siebie ma dystans. Widać to bardzo dobrze przez cały sezon, ale w ostatniej piosence, gdy śpiewają o oglądalności to łapie za serce i gdyby drugi sezon miał nie powstać to ten ktoś w stacji, który pozwolił to zaśpiewać, powinien zacząć się martwić niezadowolonymi widzami gotowymi do interwencji. Na szczęście drugi sezon powstanie. To oznacza, że konwencja choć dość dziwna jednak się sprawdziła.

Wszystkie gify oczywiście z tumblra
Wiele rzeczy sprowadza się do faktu, że serial będzie miał kolejny sezon. Przemiana naszego bohatera z egocentrycznego "palanta w puszcze" w ideał rycerza jeszcze się nie zakończyła. Nie wiadomo też co będzie z królem Ryszardem. I chociaż to on ma być tym złym- podbija, pali wioski, zabija ludzi- to jakimś cudem naprawdę zależy mu na Madalenie i cudnie się ogląda, gdy próbuje się stać dla niej bardziej męski i zabawny. Niezaprzeczalnie jest brutalem, ale trochę go szkoda, gdy się tak stara, a nie widzi, że królowa zabawia się z błaznem.



Jednak najcudowniejszy w tym wszystkim jest fakt, że to musical w odcinkach z idealnie dobranymi do momentu piosenkami z sensownymi, dobra nie zawsze, ale na pewno zabawnymi słowami i prostymi melodiami.

Trzymajcie się, M



niedziela, 23 sierpnia 2015

O podłości ("Pies Baskerville'ów")

Hello!
Proza Sir Artura Conan Doyle'a nie przestaje mnie zaskakiwać. Bardzo pozytywnie, a wiele po tych książkach oczekiwałam.

Tym razem Sherlock Holmes i Watson rozwiązują na poły legendarną i bardzo tajemniczą zagadkę. Jedynym tropem są ślady ucieczki, a wiele rzeczy wskazuje na spełnienie się fatum rodziny Baskerville'ów. Póki co ta powieść jest zdecydowanie najbardziej fascynująca i zagmatwana. Nawet Holmes nie poprawia Watsona, który twierdzi, że sprawa jest wyjątkowo skomplikowana. Detektyw częściowo traci pewność siebie, bo wiele poszlak prowadzi donikąd. Nie ma jednak zagadki, której nie rozwiąże Sherlock Holmes.


źródło
Conan Doyle znów daje popis swoich umiejętności pisarskich . Duża część akcji dzieje się nie w Londynie, ale wraz z Watsonem jesteśmy w posiadłości Baskerville'ów. Dostajemy więc liczne opisy krajobrazów, pagórków i mokradeł doskonale wplecione w dialogi, bogate w metafory, nie podane na tacy. Sprawia to, że są nad wyraz ciekawe i choć dotyczą tego samego miejsca nie nudzą. Klimat tej książki jest wyjątkowo mroczny i tajemniczy, a opisy idealnie go budują i pobudzają wyobraźnię. Dzieła Conan Doyle'a warto czytać nawet tylko po to, aby pozachwycać się mistrzowskim władaniem piórem i zwykłymi wyrazami tak ze sobą zestawionymi, że w niesamowity sposób robią wrażenie niepochodzenia ze słownika, a z bezkresnej wyobraźni.

Dodatkowo w książce zmieniają się formy narracji. Oczywiście wszystkie wydarzenia poznajemy z perspektywy Watsona, ale w powieści pojawią się jego listy-raporty do Holmesa oraz przedruki z pamiętnika. Bardzo delikatne urozmaicenie, bo tak naprawdę sposób opowiadanie niewiele się zmienia, ale takie dbanie o czytelnika, aby się nie znużył, co przy tej konkretnej zagadce i tak było mało prawdopodobne, jest niezwykle miłe ze strony autora.

Prawie do ostatniej strony nieznane są wszystkie okoliczności zbrodni. Nawet gdy Holmes wie już kto zabił niejasna jest sprawa dlaczego to zrobił. Natomiast wiele wiadomo o metodach, do których się posunął, aby osiągnąć swoje cele. I są to naprawdę straszne rzeczy i czyny. Zastanawia mnie czy Conan Doyle w swoich powieściach w postaciach morderców dokonuje jakiejś oceny bądź diagnozy społeczeństwa końca XIX i początku XX wieku. Nawet jeśli nie to charakterystyka tych bohaterów znajduje odzwierciedlenie we współczesnych przestępcach. Motywy, cele i sposoby naprawdę niewiele się zmieniły.

Trzymajcie się, M

piątek, 21 sierpnia 2015

"Dary Anioła" - okładki

Hello!
Temat Nocnych Łowców będzie wracał na bloga jak bumerang i to pod bardzo różnymi postaciami. Były okładki, cytaty i recenzje "Diabelskich maszyn" i kilka notek na temat "Darów Anioła". Dziś uzupełniam ostatnią serię o prezentację wybranych okładek.



 źródło Amerykańskie nie powalają na kolana, ale nie są złe.


źródło Brytyjska reedycja okładek jest absolutnie przepiękna.


Włoskie nie są ani trochę ładne. 



Niemieckie osobiście nie przypadły mi do gustu, są zbyt wyraczaste, ale przynajmniej się wyróżniają i od razu je widać.


źródło Polskie ani trochę nie są ładne, to jedne z najbrzydszych jeśli nie najpaskudniejsze ze wszystkich. Pierwsza z Jacem jeszcze ujdzie (sama ją mam) ale reszta jest zaprzeczeniem słowa estetycznie. Na szczęście teraz w Polsce można kupić w amerykańskiej wersji i już "Miasto niebiańskiego ognia" mam właśnie w takiej.

Bułgarskie wyglądają jak amerykańskie w komiksowo-rysunkowej wersji. Są odrobinę przedobrzone. 

Podobno to nowa wersja amerykańska. Zupełnie mi się nie podoba. Wyglądają trochę jak włoskie, albo jak niemiecka wersja okładek do "Diabelskich maszyn" 


Nowa wersja kanadyjskich. Jestem zwolenniczką prostoty, a te nieźle się w ten nurt wpisują. Mam tylko wrażenie, że są nieco zbyt ponure.  źródło 6 powyższych 

 źródło 
Tureckie. Są dość podobne do amerykańskich, ostatnia nawet taka sama, ale mam wrażenie, że dużo bardziej kolorowe.

źródło A to słowackie. Bardzo proste z ogromnymi napisami, ale podoba mi się pomysł oddzielenia pierwszej trylogii od pozostałych 3 części, ale z zachowaniem jakiegoś łączącego elementu w tym przypadku kolorów.

źródło To także amerykańskie. Widać wszystkie postaci z charakterystycznymi atrybutami, a gdy się zestawi wszystkie razem naszym oczom ukaże się taki obrazek.


Napis na okładce jest po francusku, ale nie mam pewności czy to oficjalna okładka. Nieznajomość języka utrudnia weryfikację. (źródło).


źródło A to litewskie. Chyba.


I jeszcze dwa projekty. Ludzie maja taki talent, a jak przyjdzie do wydawania to wybierają najbrzydsze jakie znajdą.

źródło

źródło

Trzymajcie się, M

środa, 19 sierpnia 2015

Jak "Ant-Man" skradł moje serce.

Hello!
Miałam zamiar napisać całkiem normalną recenzję "Ant-Mana" ale po obejrzeniu wiedziałam, że nie odda ona wszystkich pozytywnych uczuć jakimi obdarzyłam ten film i postanowiłam po prostu się pozachwycać.   I chociaż polskie hasło promujące ( "Mały, ale wariat"- serio?!) jest żenujące to obraz jest naprawdę sympatyczny. Plaster na serduszko po ostatnich "Avengersach" i dowód na to, że więcej zwykle oznacza gorzej.
Wpis zawiera spoilery, bo inaczej się nie dało.


Film kupił mnie całkowicie w momencie, gdy po rozłożeniu ładunków wybuchowych mrówki zostały ewakuowane, a nie zostawione na pastwę losu. Tak dobrze czytacie. Pomocnikami naszego głównego bohatera są cztery gatunki całkiem inteligentnych owadów. A gdy nie są na misji można wykorzystać je do osłodzenia herbaty albo podkręcenia monety.


W pierwszych scenach pojawia się postarzona Peggy Carter- byłam zachwycona, Howard Stark i odmłodzony Michael Douglas. Potem występuje już normalnie jako mentor naszego bohatera. Niedługo aktor bez udziału w superbohaterskim filmie przestanie się liczyć w Hollywood, ale mi osobiście to nie przeszkadza. A w drugiej scenie po napisach pojawia się Bucky. Te scenki są po to, aby zaostrzyć apetyt, udało się. (Wpis był pisany przed D23 a biorąc uwagę co tam się działo to Marvel bardzo sprytnie podsyca atmosferę niecierpliwego oczekiwania) Gdybyście się zastanawiali co robić przez ten czas oczekiwania to moją ulubioną rozrywką jest szukanie polskich/polsko brzmiących nazwisk wśród twórców filmu.


Główny bohater Scott Lang wcale nie jest grzecznym typem, właśnie co wyszedł z więzienia i ma zamiar się zmienić dla swojej córki. Postanawia nigdzie się już nie włamywać i niczego nie kraść. Zgadnijcie jaką dostaje superbohaterską misję. Tak, dokładnie. Włamać się i coś ukraść.
Poza tym zadaje pytanie, które pojawia się w głowie każdego widza- "Dlaczego tak właściwie nie zadzwonimy po Avengersów?".


A Avengersi się pojawiają w filmie. Dobra jeden, ale najlepsze jest to, że budynek, który miał być starym magazynem TARCZY, został nową siedzibą Avengersów, a nasz bohater ma się tam dostać. Dodajmy dwa do dwóch i wyjdzie nam pojedynek Ant-Mana i Falcona. Pierwszy zrobił na drugim duże wrażenie i wzbudził zainteresowanie. Pociągnijmy nasze równanie dalej. Ant-Man ma pojawić się w nowym "Kapitanie Ameryce", którego obsada i tak bardziej przypomina Avengers 2.5 albo i nawet 2.9. Poza tym kino w moim mieście jest tak opóźnione, że w kreskówce "Avengers" na któryś z kanałów Disneya Ant-Man zdążył się pojawić zanim obejrzałam film na dużym ekranie.


Scott tak w zasadzie nie potrzebuje przyłączać się do innej drużyny, bo ma swoją. Składającą się z byłych więźniów, specjalizujących się w komputerach, transporcie i byciu podjaranymi. Razem tworzą naprawdę dobry team choć gdy zabierają się do pracy Hank Pym ma ogromne obawy co do powodzenia misji. Do tego Luis ma niesamowity dar do opowiadania i przeprowadzania retrospekcji. Odrobinę irytujący, ale koniec końców zabawny.


Na film wyjątkowo przyjemnie się patrzy, zdjęcia są naprawdę dobre. Jednak dopiero z perspektywy mrówki można w pełni docenić jego geniusz. Pierwsza próba w kombinezonie i od razy bohater rzucony zostaje na głęboką wodę, dostaje się do odkurzacza, ma bliskie spotkanie ze zwierzątkiem i butami. To bardzo niebezpieczna robota. Trzeba też wytrenować sobie mrówki co może zaowocować licznymi dziurami w ogródku. A siniaki zapewni ćwiczenie polegające na przeskakiwaniu przez dziurkę od klucza. Gdy jednak opanuje się kombinezon to sceny walki z ciągłym zmniejszaniem i zwiększaniem się naprawdę robią wrażenie.

Jaki jest najlepszy prezent na urodziny małej księżniczki? Paskudy królik, którego pokocha od pierwszego wrażenia. Pies to zbyt mainstreamowe zwierzątko? Co powiesz na ogromną mrówkę. Z powiększaniem trzeba jednak uważać, bo można niechcący zrobić dziurę w ścianie ogromną kolejką. Chyba, że czołg przy kluczach to nie zwykły breloczek, a pojazd mogący uratować życie.

Wszystkie gify znalezione zostały na tumblrze.

A na koniec dwie nie tak bardzo zachwycające sprawy. W filmie zdecydowanie za mało jest tego złego. Jego charakter jest zarysowany, jest dość wyrazisty i od razu wiadomo dlaczego stał się taki jaki jest, ale nie czuje się prawdziwego zagrożenia z jego strony. Chociaż te żółte kombinezony i prezentacja tego co mogą zdziałać robi niepokojące wrażenie. Samej postaci Darrena Crossa jest jednak naprawdę niewiele. Druga sprawa Hope. Od początku miałam wrażenie, że jest ona w filmie tylko po to, aby Scott miał parę. I już miałam nadzieję, że to nieprawda, ale niestety zostałam wyprowadzona z błędu. Nie podoba mi się także to co sugeruje pierwsza scena po napisach.


LOVE, M

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

D23 EXPO

Hello!
Jeśli tytuł dzisiejszego posta nic Wam nie mówi to wcale się nie dziwię. Ja też nie miałam pojęcia co on oznacza do czasu, aż wszelkie portale społecznościowe oraz wszystko co związane z filmami oszalało. D23 jest organizacją fanów Disneya, a trzydniowe EXPO, które skończyło się wczoraj jest rodzajem imprezy programowo-reklamującej plany Disneya na najbliższe 2 lata, a przynajmniej co taki czas EXPO się odbywa. Jeśli odbywałoby się co roku niemożliwe byłoby ogarnięcie wszystkich nowinek pojawiających się w jego czasie. I tak jest to trudne zadanie biorąc pod uwagę fakt, że w internecie są jedynie króciutkie fragmenty paneli, a większość informacji jest przekazywana z ust do ust. Starałam się wybrać rzeczy interesujące, ale to to nic odkrywczego, bo każda strona powtarza tylko to co pojawiło się już na poprzedniej. 



Zasadniczo są dwie sprawy przez które internet oszalał. Pierwsza- Marvel. A konkretniej obecność Chrisa Evansa i Anthonego Mackie, którzy już zostali pochłonięci przez tumblra. Co ważniejsze jednak zaprezentowano "zwiastun" nowego Kapitana Ameryki. Niestety oprócz opisów scen, które się w nim znajdują nie został on udostępniony szerokiej publiczności i nie wiadomo kiedy to nastąpi. Podobno jednak to co zostało pokazane chwyta za serce, a fani zareagowali dość histerycznie na słowa "your Bucky". Same i wyjęte z kontekstu nie mówią wiele, ale właśnie odzew na portalach społecznościowych wzbudza dodatkowe zainteresowanie. Przedstawiono także bliżej "Doctora Strange". Benedict Cumberbatch, który aktualnie gra "Hamleta", przesłał krótki film i pozdrowienia. Zaginęło to jednak pod ogromem Kapitana.



Druga sprawa- Star Wars. Jestem mocno do tyłu z tą częścią nowinek i sama nadrabiam teraz zaległości. Przedstawiono oficjalne zdjęcie z bohaterami filmu "Rogue One" ("Historia grupy rebeliantów zjednoczonych w śmiałej misji polegającej na kradzieży planów imperialnej Gwiazdy Śmierci") i ogłoszono, że do obsady dołączył między innymi Mads  Mikkelsen. Pokazano także plakat do "Przebudzenia mocy".


Dużo mniejsze emocje wywołali nowi "Piraci z Karaibów" nawet pomimo pojawienia się Deppa w pełnym stroju Jacka  Sparrowa. Przemknęła gdzieś także "Piękna i bestia" (Emma przesłała pozdrowienia) oraz "Alice Through The Looking Glass" chociaż Mia Wasikowska była na panelu. Podobnie jak obsada aktorskiej "Księgi Dżungli".


Ucieszyła mnie wiadomość, że nowe "Toy Story" będzie o miłości Chudego i Bo Peep. W końcu! Tylko na to czekałam, a już prawie straciłam nadzieję. Zapowiedziano też bajkę "Gigantic" o Jasiu i magicznej fasoli. Zaprezentowano plakaty filmów: "Dobry dinozaur", "Gdzie jest Dory?", "Toy Story 4", "Coco" ( "animacja inspirowana meksykańskimi obchodami Dnia Zmarłych"), "Auta 3" i "Iniemamocni 2". Też już myślałam, że kontynuacji tej bajki nie będzie, a tu niespodzianka. Będzie także "Moana" (o polinezyjskiej księżniczce) oraz "Zwierzogród". A także "The Queen of Katwe".


Usiadłam i przejrzałam dostępny w internecie program tej imprezy i znalazłam jeszcze kilka ciekawostek. W czasie trwania EXPO odbywało się między innymi karaoke z piosenkami z "Frozen" i gdzieś wyczytałam, że mają to wystawiać na Broadwayu, ale nie wiem czy to prawda. Odbywały się także treningi Jedi, a także całe mnóstwo spotkań z interesującymi ludźmi, nie tylko aktorami, ale także rysownikami, muzykami, animatorami. Pokazano dwie lalki z "Once Upon A Time" i można było dostać autografy od Śnieżki i Złej Królowej. Pokazano też coś w rodzaju zwiastuna nowego sezonu.


Jeśli zainteresowało Was to co pokazał Disney to poniżej kilka linków, z których czerpałam wiadomości, ale nie tylko.
What's Coming from Pixar and Walt Disney Animation!
Welcome to Zootopia
Walt Disney Studios Presentation Recap - naprawdę warto obejrzeć
Teaser "Once Upon A Time"
D23: Wszystkie nowości z kinowego uniwersum Marvela
D23: Wszystkie nowości z prezentacji świata "Gwiezdnych wojen"
D23: Wszystkie nowości na temat aktorskich filmów Disneya
Wszystko, co chcecie wiedzieć o animacjach Pixara i Disneya
 Pete's Dragon D23 Panel Presentation
Alice Through The Looking Glass D23 Panel Presentation
Beauty and the Beast D23 Panel Presentation
Disney Announces ‘Jack and the Beanstalk’ Movie, Adds Lin-Manuel Miranda to Moana
‘Pete’s Dragon’ & ‘The Jungle Book': Disney’s Live-Action Remakes Blend Melancholy with Cutting-Edge Effects
"The Queen of Katwe"
Toy Story 4 presentation at D23 Expo 2015 from Pixar
Kristen Bell Makes Surprise Appearance at D23 Expo to Sing 'Do You Want to Build a Snowman?' With 'Frozen' Cast
Pozdrawiam, M


sobota, 15 sierpnia 2015

Głowa, mamy problem ("W głowie się nie mieści")

Hello!
Naprawdę nie wiem jak po przeprowadzce do Gdańska poradzę sobie bez moich braci, którymi mogłam tłumaczyć obecność na seansach wszelkich bajkowych nowości. Ostatnio wybraliśmy się na "W głowie się nie mieści".

Wszystkie obrazki jak zawsze z tumblra.

Riley, w której głowie siedzimy właśnie przeprowadziła się do San Francisco i przejmuje się tym bardziej niż pokazuje. Trzyma się dzielnie, dopóki Radość wraz ze Smutkiem nie ma małego wypadku przy pracy i konsoletą emocji zaczynają dowodzić Gniew, Strach i Odraza. Z tego nie może wyniknąć nic dobrego.


Pomysł na pokazanie funkcjonowania emocji i tego jaki wpływ mają one na nasze życie jest fantastyczny. I dobrze wytłumaczony. Całe funkcjonowanie umysły jest przedstawione fenomenalnie. Widzimy takie rzeczy jak: pociąg myśli, fundamenty/wyspy osobowości, wytwórnię snów, podświadomość, pamięć długotrwałą- całkiem sporo zwiedzania. Wszystko jest bardzo kolorowe i przyjazne, i bardziej pasuje do wieku naszej bohaterki- podobno ma 11 lat- niż jej zachowanie na zewnątrz. To bardzo niespójny element bajki i drażni ta rozbieżność. Ponad to poza tym że nasza bohaterka kocha hokej to o jej charakterze jako takim, nie wiemy nic.

Idea większej współpracy emocji wpadła mi do głowy już na początku filmu. Nieżyciowe, choć przyjemne, jest dowodzenie wszystkim przez Radość. Jednak udowadnianie dzieciom, że Smutek może być ważniejszy od Radości niezbyt pasuje. Szczególnie, gdy zauważymy, że w głowie mamy Riley właśnie on zajmuje stanowisko dowodzenia. Nie przekonujące są także próby współpracy tych dwóch emocji. Tylko Radość się stara, Smutek się smuci, ale, jak się okazuje, ma lepsze pomysły. Przyznam się: od początku ta niebieska dziewczynka w swetrze niesamowicie mnie irytowała. Po prostu nie mogłam jej znieść na ekranie, a takie rzeczy raczej nie zdarzają się w przypadku filmów animowanych. Smutek zdecydowanie zniszczył mi seans.
Bajka generalnie nie jest wcale taka wesoła, choć zabawna. Z tym, że ja śmiałam się przeważnie w zupełnie innych momentach niż reszta kina.


Premiera tej bajki w moim kinie oczywiście była sporo opóźniona więc zdążyłam przeczytać trochę recenzji, opinii i komentarzy. Przewijają się przez nie stwierdzenia na przykład, że to film bardziej dla dorosłych niż dla dzieci- moi bracia zgodnie stwierdzili, że był średni, a ja, chociaż naprawdę mi się podobał to jednak trochę się znudziłam. To znaczy przez dużą część filmu miałam wrażenie, że wszystko można było załatwić jakoś sprawniej. Często ludzie piszą także, że bardzo się wzruszali, a mnie, a płaczę na wszystkim co się da, nie ruszyło. Chociaż płakałam- na puszczanym przed seansem zwiastunie "Małego Księcia".


Napiszę jeszcze raz, gdyby ktoś po przeczytaniu tego wszystkiego co jest powyżej miał jakieś wątpliwości: bajka naprawdę mi się podobała. Patrzy się na nią wyjątkowo przyjemnie i daje do myślenia. Mam tylko problem, bo aż kipi z niej moralizatorski ton, a jakoś nie potrafię go odnaleźć. Morału czy płynącej z niego nauki, oraz potwierdzenia, faktu, że starsi powinni się na filmie bawić równie dobrze jeśli nie lepiej jak dzieci. Dopisywanie dodatkowego znaczenia i filozofii tam gdzie ich nie ma.

Pozdrawiam, M






czwartek, 13 sierpnia 2015

Zemsta i chciwość ("Znak Czterech")

Hello!
Póki co czytanie książek o Sherlocku Holmesie idzie mi niezbyt sprawnie, ale staram się nadrabiać zaległości.
źródło
W "Znaku Czterech" mamy sprawę tajemniczego skarbu z Indii, poszukujemy dwóch morderców i poznajemy pannę Mary Morstan. Rozwiązywanie zagadki idzie wyjątkowo sprawnie, ale trzeba się sporo naczekać na informację. Albo ruszyć w miasto w przebraniu. Trudniejsze było znalezienie łodzi, którą podróżowali mordercy niż ustalenie sposobu w jaki dokonali zbrodni. Oczywiście na koniec książki mamy dokładne wyjaśnienie-retrospekcję zbrodniarza, pokazujące jakie czynniki, wydarzenia i emocje doprowadziły do ostateczności. W tym wypadku, chociaż wszystkie okoliczności zostały przedstawione, raczej nie może być mowy o jakimkolwiek współczuciu dla tego człowieka.

Zarówno podczas czytania tej książki jak i poprzedniej uderzył mnie fakt, że Holmes wcale nie zachowuje się tak, jak jest to prezentowane w  filmach i serialach z ostatnich lat. W twórczości Conan Doyle jest raczej taki dobrodusznie wyrozumiały dla maluczkich niepojmujących wielkości jego umysłu, a nie arogancki i naburmuszony. Chociaż podobno w "Psie Baskervillów" jego zachowanie ulega zmianie.

Nie spodziewałam się, że Mary poznajemy już 2 drugim tomie opowieści o Watsonie i Holmesie. Ani tego jak szybko sprawy pomiędzy nią a Johnem się potoczą. Póki co, trudno powiedzieć o niej coś więcej oprócz tego, że wykazała się wyjątkowym opanowaniem w kryzysowych sytuacjach i że nie jest materialistką. Jednak i o jej losie słyszałam pewne nieprzyjemne wiadomości. Naprawdę zastanawia mnie jak poukładają się dalsze losy bohaterów.

Watson w "Znaku Czterech" jest bardzo wycofany. Jego wszystkie myśli zajmuje Mary. I chociaż dokładnie relacjonuje przebieg śledztwa widać, że trzyma się trochę z boku i przeżywa je na zupełnie innym poziomie niż Sherlock. Mamy tu po prostu miłość od pierwszego wejrzenia i problem, bo wybranka jest potencjalnie dużo bogatsza niż my.

Cudownie niezmienną rzeczą jest język. Po prostu poezja prozy. Zauważyłam jednak, że dużo w tej mierze zależy także od tłumacza, a wcześniej jakoś nie zdawałam sobie sprawy z tego jak może to być istotne. Miałam wątpliwą przyjemność czytać fragment z innej książki i różnica w budowie zdań czy doborze słów była kolosalna. Trzeba chyba zwracać większą uwagę na tłumaczenia. Ciekawą rzeczą jest także fakt, że historia ma w pewien sposób budowę zamkniętą. Zaczyna się i kończy tym samym motywem, czyli Sherlockiem i kokainą. O tym wiedziałam wcześniej, ale w dzisiejszych czasach czytanie o wstrzykiwaniu sobie narkotyków we własnym domu przed kominkiem, robi jednocześnie zabawne, nieprawdopodobne i niepokojące wrażenie. Na szczęście Watson jako lekarz zwrócił Holmesowi uwagę. Ciekawe tylko czy go posłucha?

Trzymajcie się, M

wtorek, 11 sierpnia 2015

Cud

Hello!
Wczoraj o godzinie 9 działo się mniej więcej coś takiego:


Ale udało się i zdałam. Pomimo tego, że samochód zgasł mi na środku ronda, bo jak to ja, chciałam ruszać z 3 biegu. W sumie zdarzało mi się to na kursie tak często, że dziwniejsze by było, gdyby ani razu nie zgasł. Na koniec egzaminator stwierdził, iż moja jazda jest dość nerwowa, ale to także wiedziałam już wcześniej, bo zarówno mój instruktor jak i właściciel szkoły jazdy, powiedzieli mi to samo. W sumie egzamin okazał się być dość sympatyczny, a miałam co to tego pewne obawy.


Byłam taka niechętna, broniłam się przed jazdą samochodem nogami i rękami, i wątpiłam w swoje umiejętności, a tu proszę i teoria i praktyka zdane za pierwszym razem.


Trzymajcie się, M

niedziela, 9 sierpnia 2015

Nominacja dobrych myśli

Hello!
Zostałam nominowana przez Moon light do dobrych myśli i mam znaleźć trzy wspomnienia, które wywołują uśmiech na twarzy. W taki upał rzeczami, które wywołują dobre myśli są natomiast: klimatyzacja w czarnym samochodzie nauki jazdy i centrum handlowym, zimny prysznic i lód.

pinterest.com
1. Zeszłoroczne kolonie w Zakopanym. Siedzenie na balkonie w środku nocy, pod kołdrą i obserwowanie gwiazd. Astronomia mnie przeraża, ale oglądanie Wielkiego Wozu przemieszczającego się po niebie było fascynujące. I miałam sympatyczne towarzystwo.

2. Wakacje, ale jeszcze w gimnazjum. Kolega stwierdził, że życie nie jest kompletne, jeśli się nie widziało "Kac Vegas".

3. 4 dniowa impreza sylwestrowa z D. Polegało to na tym, że nocowałyśmy u siebie na zmianę, chociaż głównie wcale nie było nas w domach.

Nie wiem jak Wy, ale ja przez tę pogodę czuję się kompletnie wyłączona z życia, M

piątek, 7 sierpnia 2015

Wyjątkowo niebezpieczny Londyn ("Sherlock Holmes")

 Hello!
"Sherlocka Holmesa" widziałam 3 może 4 razy. I nie, nie znam tego filmu na pamięć. Za to, za każdym razem czuję się, jakbym oglądała go po raz pierwszy, bo zawsze zapominam co się w nim działo i jaka była zagadka. Dzięki temu mogę go oglądać i oglądać, i chyba nigdy mi się nie znudzi.


Jedną z dwóch rzeczy jakie jednak pamiętam jest muzyka z tego filmu. To jedna z moich ulubionych ścieżek dźwiękowych i często towarzyszy mi w pisaniu postów.
Drugą sprawą, o której pamiętam jest obsada. Przynajmniej dwie główne postaci. W Sherlocka wciela się Robert Downey Jr., a w Watsona Jude Law. I naprawdę, naprawdę uwielbiam jak grają, szczególnie Robert, ale z tyłu głowy mam taką myśl: dlaczego nikt nie spróbował ich obsadzić odwrotnie? Chciałabym to zobaczyć i w takiej wersji.


Co się zaś tyczy samego filmu. Uwielbiam sposób w jaki przedstawiony jest w nim Holmes i jego zdolność przewidywania oraz dedukcji. Sceny walk, gdzie najpierw Sherlock dokładnie planuje co zrobi, a potem się to dzieje tylko dużo szybciej, są naprawdę fenomenalne. Jednocześnie dobrze, że nie ma ich zbyt wiele, bo to po prostu pokazywanie tego samego dwa razy. Takie dublowanie treści zdarza się także w innych okolicznościach, najczęściej, aby wyjaśnić metody Holmesa.


I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zagadka jest mało zagadkowa, bardziej przypomina sprawę do załatwienia niż śledztwo, a do tego nie znosi znamion prawdopodobieństwa. Oczywiście wszystko wyjaśnia się w jak najbardziej racjonalny sposób. Jednak w tym filmie nie chodzi o zagadkę, jest ona tylko pretekstem, aby pokazać osobiste sprawy bohaterów.


To ma być ostatnia sprawa Sherlocka i Watsona. Obserwujemy ich przekomarzanie, złośliwości i lęk przed utratą przyjaciela. Watson ma zamiar się zaręczyć z Mary i często staje przed dylematem ona czy Holmes. Natomiast do życia detektywa powraca Irene. Okultystyczna intryga spokojnie wystarcza jako tło dla naszych bohaterów.

Mam nadzieję, że nie jest Wam tak gorąco jak mi, M