środa, 29 marca 2023

Nie tylko w kinie i teatrze 25.8 - VM Project Architecture

Hello!
Pięć (!) lata temu wspominałam na blogu o VM Project Architecture i zrobiłam krótki przegląd teledysków wyprodukowanych/wyreżyserowanych przez tę firmę i ich najbardziej charakterystycznych elementów. Od tamtego czasu zrobili wiele innych klipów, a mi wciąż ogromnie się one podobają, więc postanowiłam o nich napisać.
 
Nie tylko w kinie  i teatrze 25.8 -  VM Project Architecture
 
Ciekawostka - pierwotna wersja tego wpisu powstała ponad 3 lata temu! Od tego czasu odrobinę się zmieniło, kilka ostatnich realizacji VM podobało się dużo mniej niż poprzednie (na przykład nie wpadłabym na to, że nowy klip NMIXX do Love Me Like This jest przez nich zrealizowany), ale wciąż warto poznać ich styl, bo to ważni twórcy w k-popie. Numer wpisu jest trochę zabawny, bo:
a ten stanowi trochę uzupełnienie dwóch poprzednich!
 
Prawie chciałam zrobić ten wpis od razu po tym, gdy zobaczyłam poniższy teledysk.

EXO-CBX - Blooming Day



Uwielbiam ten klip, każdy jego element, jest cudny i piękny.

IU - BBIBB



Nie wiem, co lubię bardziej - sam teledysk czy słowa tej piosenki. I nie dam sobie wmówić tego, co głosi oficjalna wersja wyjaśnienia tej piosenki, że to utwór o chłopaku/dziewczynie, który/która przekracza jakieś granice w związku. To piosenka o hejterach i podobno początkowo miała mieć jeszcze ostrzejszy przekaz i była właśnie z takim założeniem pisana, ale koncepcja się gdzieś po drodze zmieniła. Nie dla mnie.
 
Gdy ostatnio ten klip pojawił mi się gdzieś na YT, przypomniałam sobie, że mam ten wpis do dokończenia! Ponadto VM Project Architecture jest także odpowiedziane za teledysk do piosenki Celebrity!

HWASA - Maria / I am B


Oba teledyski są ciekawe, ale Maria robi piorunujące wrażenie! Klip jest bardzo filmowy i bardzo w stylu VM, który lubię najbardziej! Z różnymi charakterystycznymi elementami typu długi stół, zbliżenia i oddalenia oraz odrobiną dziwności i różnymi efektami.

Sik-K - TELL YA!, Darling

Pamiętam, że gdy pierwszy raz widziałam ten teledysk, była przekonana, że wiatraczki, którymi w pewnym momencie otoczony jest raper, są metalowe i ostre. Przy kolejnym obejrzeniu już nie jestem tego taka pewna, ale wciąż - pomysł, aby posadzić bohatera czy bohaterkę pośrodku zaskakujących i nieoczywistych rzeczy, to także pewien charakterystyczny element klipów VM. 
 

To w zasadzie są dwa klipy i ogólnie ten drugi jest nawet ciekawszy niż pierwszy - choć nie mam pojęcia, co 3/4 wizualiów ma wspólnego z samą piosenką.

(G)I-DLE - HWAA


To jest jeden z najładniejszych i wizualnie intrygujących teledysków, jakie widziałam (a widziałam ich sporo). Może nie jest niesamowicie skomplikowany i efekciarski, ale wyjątkowo skupia wzrok. Szczególnie uwagę przyciągają kolory - biały, niebieski, czerwony, ale też inne. A wszystkie są wyjątkowo wręcz żywe. 
 
Inne teledyski, którymi warto się zainteresować:
Killing Me i I'm OK - iKON
Teach U - Tiffany Young
Oh My, Home i nawet więcej klipów Seventeen niż te, o których już pisałam
Simon Says - NCT 127
Flower Shower - Hyuna
Obsession - EXO
Next Level - aespa
Criminal - Taemin
Tail - Sunmi
Dive, Baby Dive - Glenn Check

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

sobota, 25 marca 2023

Moje ulubione programy sezonu 2022/2023

 Hello!

Właśnie zakończyły się Mistrzostwa Świata w łyżwiarstwie figurowym w Saitamie i to idealny moment, aby wspomnieć o moich ulubionych programach z sezonu 2022/2023. W sumie nie wiem, czy wszyscy czytelnicy bloga wiedzą, że jestem wielką i ogromną fanką łyżwiarstwa figurowego - a może są w śród Was fani tego sportu? Muszę jednak przyznać, że w tym sezonie nie byłam aż tak zaangażowana w oglądanie, jak bym chciała. Co nie zmienia faktu, że wypatrzyłam kilka programów, na które naprawdę warto zwrócić uwagę. Pomijając trzy pierwsze programy, które podobają mi się zdecydowanie najbardziej, kolejność nie ma szczególnego znaczenia. 

I jutro jest jeszcze pokaz mistrzów albo gala - chociaż zawody są w Japonii, więc w związku z różnicą (i jeszcze zmianą!) czasu pewnie będę spała. 

Adam Siao Him Fa
Program krótki: Rain, In Your Black Eyes
Program dowolny: Horizons, Horizons Into Battlegrounds, Minus Sixty One, Run Boy Run

Adam to moje (i z tego, co wiem nie tylko moje) odkrycie tego sezonu! Jego programy są połączone i tworzą spójną historię - więc jeśli macie więcej czasu obejrzycie dowolny, jeśli mniej krótki. Są nietypowe i zaskakujące, bardzo nieklasyczne - wręcz nowoczesne. Zdecydowanie się wyróżniają. Adamowi nie poszły mistrzostwa świata, ale jest mistrzem Europy! Ogólnie było to dla niego znakomity sezon. 


Riku Miura / Ryuichi Kihara
Program dowolny: Atlas: Two

Pisząc o doskonałych sezonach - Miura/Kihara wygrali wszystko, w czym brali udział w tym roku! I nie ma się co dziwić, bo oboje są w świetnej formie, mają doskonałe programy i fantastycznie się na nich patrzy - ja szczególnie polecam program dowolny!


Junhwan Cha
Program dowolny: No Time To Die

Dawno, o ile w ogóle, nie widziałam programu, w którym skoki byłyby tak bardzo dopasowane i idealnie zrobione pod muzykę. Ogląda się to fenomenalnie. A jego przejazd na mistrzostwach świata mógł być najlepszym w tym sezonie. 


Nika Egadze
Program dowolny: SOS d'un terrien en détresse 

Bardzo dramatyczny, emocjonalny program.

Rika Kihira
Program dowolny: Titanic

Przepiękny program, po prostu! Ogromnie podoba mi się też kostium Riki. Mam w sumie nadzieję, że nie zmieni programu na nadchodzący sezon.

Mai Mihara
Program krótki: Merry Christmas, Mr. Lawrence

Jestem zachwycona tym, że Mai wciąż jeździ i mam wielką nadzieję oglądać ją jak najdłużej. I po lekkich problemach dwa lata temu i trochę w zeszłym roku - w tym sezonie wróciła z przepięknym programem krótkim. Niestety nie stanęła na podium mistrzostw świata, ale poza tym zdobyła w tym sezonie 4 złote medale.  

Chaeyeon Kim
Program dowolny: Poeta En El Viento

W sumie nie wiem, skąd się ona wytrzasnęła na mistrzostwach świata, ale przybyła i zrobiła ogromne wrażenie! Naprawdę intrygujący program, od którego trudno oderwać wzrok. 

Mihhail Selevko
Program dowolny: What Could Have Been

Głównie zwrócił moją uwagę niezwykłą lekkością wykonywania skoków oraz muzyką. Ale i choreograficznie to naprawę ciekawy program. Mam nadzieję, że Mihhail będzie miał długą karierę, bo ma duży potencjał, aby rozwijać się w zakresie interpretacji muzyki i ogólnym artyzmie. 

Kevin Aymoz
Program krótki: Still Don't Know My Name, Nate Growing Up
Program dowolny: głównie Gladiator

Znakomite przejazdy na mistrzostwach świata i bardzo przyjemne i rozrywkowe programy. 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

środa, 22 marca 2023

Drobne porady dotyczące przypisów

 Hello!

Ostatnio mam sporo pracy, a moja praca w dużej mierze polega na sprawdzaniu artykułów - mniej lub bardziej naukowych lub popularnonaukowych. Tego typu teksty charakteryzują się tym, że mają przypisy. A jest z nimi mnóstwo problemów. I pomijam nawet różnorodność sposobów ich robienia oraz wariantywność i łączenie różnych systemów (oraz to, że wiele z nich wygląda momentami odrobinę bez sensu) - o tych systemach jeszcze kiedyś napiszę. Dzisiejszy wpis dotyczy bardzo drobnych rzeczy, na które warto zwrócić uwagę przed odesłaniem artykułu do wydawnictwa, czasopisma, czy gdzie go tam wysyłacie. Przypisy mają też prace zaliczeniowe i dyplomowe, więc i osobom piszącym licencjaty i magisterki te drobne porady mogą się przydać.


1. Sprawdź wytyczne wydawnictwa/czasopisma i się ich trzymaj.

2. Sprawdź, czy masz myślniki (dłuższe kreseczki; dokładnie półpauzy) pomiędzy numerami stron i miejscami wydania.  Powinno być tak: 5–9, nie: 5-9; Warszawa–Kraków, nie: Warszawa-Kraków. 

3. Sprawdź, czy wszystkie odniesienia przypisów w tekście głównym i w przypisach dolnych są w indeksie górnym.

4. Sprawdź, czy po wszystkich przypisach są kropki. 

5. Sprawdź, czy po wszystkich pochylonych tytułach przecinki są proste. 

6. Sprawdź, czy pomiędzy przypisami nie ma niepotrzebnej przestrzeni.

7. Sprawdź, czy treść przypisów (oraz ich numery) jest zapisana tą samą czcionką, co tekst główny. 

8. Jeśli powołujcie się na źródła internetowe MUSICIE podać przynajmniej tytuł rzeczy, na którą się powołujecie. Autor też byłby świetny. NIE MOŻECIE ZOSTAWIĆ SAMYCH LINKÓW. To nikomu nic nie mówi. 

9. Sprawdźcie, czy używacie skrótów w odpowiedniej konwencji i czy wszystkie są w tym samym języku. 

10. Sprawdźcie, czy wstawiliście przypis po cytowanym/parafrazowanym fragmencie, nie ma końcu zdania, w którym ten cytat występuje. 

11. Sprawdźcie, czy macie ładne, polskie cudzysłowy (dwa ładne przecinki na dole, potem dwa na górze). Takie proste, jak widać tutaj '' nie są dobre. 

12. Sprawdźcie, czy cudzysłów górny obok odniesienia do przypisu nie jest w indeksie górnym. 

Na razie tyle, jeśli jeszcze wpadnę na jakieś pomocne drobnostki, na pewno dam Wam znać.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

 Trzymajcie się, M

sobota, 18 marca 2023

Rzeczy, których wciąż nie rozumiem w k-popie

 Hello!

Oto kolejny wpis, który powstawał na przestrzeni lat i w końcu wypuszczam go na światło dzienne! Chociaż śledzę k-pop dobrze ponad sześć lat, wciąż są tam rzeczy, których nie rozumiem. I pewnie nigdy nie ogarnę, ale pozastanawiać się można.  

1. Idole i wojsko 

A dokładnie - w jaki sposób wytwórnie idoli ustalają, kiedy dany idol pójdzie do wojska. Idole zwykle odkładają ten moment najdłużej jak mogą, ale wciąż kolejność w ramach jednej grupy bywa dziwna. Jasne, zwykle można oprzeć to po prostu na wieku (kolejności w jakiej dostają wezwania ogólnie), ale zawsze zastanawia mnie rozciąganie tego procesu. 

Fani często zastanawiają się dlaczego dana grupa nie idzie cała na raz do wojska. Ja może nie aż tak - bo zawsze nawet jeden członek zespołu może promować cały zespół, ale też rozciąganie czasu, gdy cała grupa nie jest aktywna  jest zaskakujące. To muszą być jakieś magiczne matematyczne wyliczenia w wytwórniach.

2. Krócej się nie da? Oraz sprawa butów.

Ostatnio zdałam sobie sprawę dlaczego nieszczególnie interesują mnie girlsbandy. Otóż szkoda mi tych dziewczyn, gdy muszą chodzić w tych minispódniczkach, a gdy schodzą ze sceny muszą zakrywać kolanka kocykiem. Hipokryzja krótkich stroi scenicznych i oczekiwanie "czystego, grzecznego" obrazu poza sceną mnie pokonuje. Na YouTube jest mnóstwo kompilacji pod tytułem "idolki czują się niekomfortowo w swoich ubraniach" i tylko przykro się o tym myśli, że są one stawiane w takich sytuacjach. Chyba najpopularniejsza - niestety - w tym kontekście jest Joy z Red Velvet. 

Ale też ogólnie, gdy te safety shorts są dużo dłuższe niż cokolwiek, co dziewczyna ma założone na biodra. Przesadzam trochę, ale czasami idolki wyglądają, jakby założyły czarne spodenki i przewiązały się brokatową wstążką. Tylko że jest różnica pomiędzy szortami-spodenkami a safety shorts. 

Dziwny przykład widziałam niedawno w występnie Le Sserafim w Inkigayo - nie wiem, jak dziewczyna się nazywa, ale miała najdłuższe safty shorts, które widziałam i dżinsową spódniczkę - i biorąc pod uwagę, że wszystkie jej koleżanki miały spodnie, zastanawiam się, dlaczego ona po prostu nie miała dżinsowych spodenek?  (Dziwna moda na zakładanie kolarek zamiast safety shorts rozrasta się w k-popie niemożebnie).

2a. Tu będzie coś na plus, bo zauważyłam zmianę w dobrą stronę. Otóż coraz więcej girls bandów promuje piosenki w płaskich, sportowych butach! Szczególnie zespoły, które od 2020 miały swoje debiuty. Weeekly miały sportowy comeback z After School, ale ogólnie trend na nietańczenie w szpilkach jest!

2b. Dlaczego zamiast pozwolić idolkom tańczyć w butach, które na nie pasują i które są odpowiednie do tańczenia, styliści/wytwórnie/ktokolwiek o tym decyduje, przykleja dziewczynom szpilki do nóg bezbarwną taśmą klejącą. Przecież ją widać!

3. Zasłonić, co się da

To jest dość idiotyczne przeciwieństwo poprzedniego punktu. Otóż: dlaczego stylistki decydują się ubierać idolki, które z różnych powodów nie mają bardzo, bardzo, bardzo szczupłego ciała albo wprost z jakiś powodów przytyły, w długie spodnie, długie marynarki i ogólnie zasłanianie ich ciała. Przecież to jest najprostszy sposób, aby zwrócić na dziewczynę jeszcze większą uwagę, gdy reszta zespołu jest w tych minispódniczkach. Jakby sam fakt nieposiadania aktualnie "idealnego" ciała nie był dla dziewczyny wystarczającym stresem (a zapewne jest, to niestety takie środowisko), to jeszcze przykuć do niej dodatkową uwagę...

4. Fenomen 2NE1

Gdy zaczynałam się interesować k-popem 2NE1 już było rozwiązanym zespołem i z tego, co patrzyłam, nieszczególnie działało od 2014 roku. Znałam I am the Best, ale nigdy mi się ta piosenka nie podobała. Tak jak rozumiem MissA i Wonder Girls, tak 2NE1 do mnie nie przemawia. Także mam wrażenie, że ogólnie w k-popie tak fani, jak i komentatorzy częściej odnoszą się do tych dwóch zespołów niż do 2NE1.

5. Fani

A dokładnie - skrajności w jakie popadają. Śledząc różne sytuacje w k-popie, widziałam zarówno absolutnie niesamowite w najgorszym możliwym kontekście komentarze obwiniające, jak i najgorsze oskarżenia wobec idoli, które okazywały się nieprawdą. Wymyślanie petycji - tak do wytwórni, jak i do prezydenta Korei (!), aby jakiegoś idola usunąć z grupy. 

Wypowiadanie się z góry i absolutnym brakiem wiedzy na temat sytuacji prawnej Korei w sprawie różnych kwestii prawnych i legalnych; czasami niektórym fanom naprawdę wydaje się, że skończyli studia prawo Republiki Korei. O tym, że randkujący idole to w oczach wielu "skandal" nawet nie wspomnę... Także czasami - i sama bywałam (i wciąż bywam) w tym zakresie zaskakująco naiwna - to że fani nie wiedzą czy nie dopuszczają do siebie informacji, że k-pop to biznes, a wytwórnie to przedsiębiorstwa. A przedsiębiorstwa pracują po to, aby przynosić zyski. Więc jeśli ktoś zagraża ich zyskom - to się go pozbywają.

Taka może rada dla młodych fanów - jeśli Wasz ulubiony idol będzie miał kłopoty z marihuaną lub zostanie oskarżony o przemoc w szkole albo nawet wewnątrz grupy, będzie jeździł samochodem pijany, ogólnie przy jego imieniu pojawi się słowo skandal - przygotujcie się, że przynajmniej na jakiś czas się z nim pożegnacie. A zapewne zostanie usunięty ze swojej grupy... Uważałabym na zbytnie emocjonalne przywiązywanie się do idoli. Plus, często jest tak, że skandale chodzą w dużych grupach i często są zaskakujące.

6. Odejścia z grup i niektóre rozwiązania zespołów 

Po pierwsze - chciałabym się dowiedzieć, co zadziało się za kulisami rozwiązania GFRIEND i dlaczego dziewczyny nie przedłużyły kontraktów (czy raczej czemu z nimi nie przedłużono kontraktów...). 

Po drugie - zaskakują mnie i zastanawiają odejścia z zespołów po jednym, dwóch comebackach. Czy świat idoli i promowania jako zespół okazuje się za trudny? Dlaczego osoby, które trenowały czasami i po 5 lat, odchodzą po roku? Kasa? Ale dlaczego czasami odchodzą 1-2 osoby, a potem na przykład debiutują w innym zespole? Tak w skrócie - co tam się dzieje za kulisami???

7. Miałeś jedną robotę

Dotyczy to sytuacji, gdy wytwórnia wyraźnie coś zawali. W znaczeniu - idola będzie brakowało na zdjęciu, na jakimś plakacie promocyjnym, milion płyt zostanie wydrukowanych ze źle przyciętym zdjęciem. Albo fani uznają, że ich idol w jakiś inny sposób jest nierówno, źle traktowany. Dotyczy to praktycznie wszystkich wytwórni, ale szczególnie rzucało mi się w oczy, gdy BigHit było jeszcze BigHit i zajmowało się tylko BTS - a i tak mieli jakieś problemy. Albo fani odkrywali im jakieś problemy, a o ile może fani łatwo zapominają, to początki takiego kryzysu płoną żywym ogniem. Przypomniało mi się o tym, gdy zobaczyłam tego newsa. I oczywiście nie dotyczy to tylko BigHit, SM Entertaiment też jest znane z takich kłopotów, ale SM ma pod sobą nieco więcej idoli. 

8. Niepotrzebnie skomplikowane choreografie

Od jakiegoś czasu - powiedziałabym, że od około 2020 roku, ale może wcześniej - robi się w k-popie niepokojąca tendencja do coraz bardziej niepotrzebnie skomplikowanych choreografii, zawierających coraz dziwniejsze ruchy. Albo inaczej - wytwórnie zapominają, że idole powinni śpiewać. Gdzieś się balans gubi i nie wiem, kiedy się odnajdzie.  

Jak na przykład kocham piosenkę Tena Birthday to występowanie z nią w programach muzycznych, gdy Ten udaje, że śpiewa, jest trochę żenujące. W sensie ogromnie podoba mi się ta choreografia, ale to nie jest możliwe, aby śpiewać i ją tańczyć jednocześnie.

8a. Coraz prostsze choreografie?

Mam wrażenie, że ten skręt jest konieczny i nieunikniony i właśnie się zaczyna. 

8b. Dziwne "dłonie przy ustach" choreografie 

Zobacz Nayeon z Twice POP challenge, fragment choreografii Sumni do Heart Burn (ale ona ma chyba kilka takich) i ktoś jeszcze w tym samym czasie miał taki ruch (Chung Ha!). Nie rozumiem ich. Dłonie trzymamy z daleka od twarzy, koniec, kropka, nie ma dyskusji. 

Gdzieś ostatnio widziałam, że ten wątpliwej jakości trend rozpoczął Kai w choreografii do Mmmh.  

8c. Choreografia a ubranie

Dlaczego stylistyki ubierają idoli w ubrania, które w oczywisty sposób sabotują choreografię? I już pomijam tu idolki poubierane w nie dość, że ogólnie za krótkie rzeczy - to jeszcze te ubrania ściągają się w trakcie tańca! Ale są też inne przypadki - za duże i niepotrzebne kurtki i futra, przeszkadzająca biżuteria i inne elementy strojów, które latają i przeszkadzają. Czasami naprawdę mam wrażenie, że stylistyki zapominają, że na scenie idole tańczą.

9. Światowe trasy

Obejmujące Japonię (czasami Tajlandię, Malezję, Indonezję) oraz ile się da stanów USA. Jasne Europa jest daleko, ale idole nie za często występują także w Australii (a może tylko mi się wydaje, ale chyba nie). 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

 Trzymajcie się, M

środa, 15 marca 2023

O narracjach - Columbine. Masakra w amerykańskim liceum

Hello!

Zaczynam ten wpis i zacząć nie mogę, bo jak na dobrą sprawę racjonalnie wyjaśnić czytanie książki o masakrze w szkole w USA. Ale może niech blurp wyjaśni, dlaczego to ważna książka i dlaczego była chyba jednym z najpopularniejszych reportaży wydanych w zeszłym roku.

Columbine. Masakra w amerykańskim liceum

Tytuł: Columbine. Masakra w amerykańskim liceum
Autor: Dave Cullen
Tłumacz: Adrian Stachowski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie

Eric Harris i Dylan Klebold wyglądali na zwykłych licealistów. Chodzili do szkoły na przedmieściach Denver, umawiali się z dziewczynami – lub próbowali je podrywać – i podłapywali pierwsze prace. Lada chwila mieli iść na studia. Jednak na wiele miesięcy przed balem maturalnym zaczęli planować zamach bombowy na swoich rówieśników. Zrobili to 20 kwietnia 1999 roku. Bomby nie wybuchły, więc zastrzelili dwanaścioro uczniów i nauczyciela, ranili jeszcze dwadzieścia cztery osoby. To wydarzenie przeszło do historii jako masakra w liceum Columbine. Właśnie do tej tragedii porównywano wszystkie kolejne strzelaniny w amerykańskich szkołach.

Dave Cullen był jednym z pierwszych dziennikarzy na miejscu zdarzenia. Dokumentował tę książkę aż dziesięć lat, demaskując wszystkie narosłe wokół tej sprawy mity i przyglądając się losom zmagającej się z dramatem lokalnej społeczności. Korzystając z obszernego materiału dowodowego, stworzył wielokrotnie nagradzany klasyk współczesnego reportażu. To historia drogi do morderstwa, ale też krzepiąca opowieść o gojeniu się ran i nadziei. 

Dalej w tekście będę używała słowa masakra, bo jest ono w podtytule książki. Starałam się także pisać dość delikatnie i raczej o narracji niż o wydarzeniach. A ten fabularyzowany reportaż niestety czasami utrudnia oderwanie zabiegów literackich od osób i faktów.

Nie lubię tego rodzaju reportażu, w którym autorzy wkładają w głowy postaci występujących na ich kartach przemyślenia. Nawet jeśli odtwarzają je z zapisów, dokumentów, pamiętników i nie podważam ogromnej pracy autora (który w przypisach - stanowiący lekturę samą w sobie - tłumaczy naprawdę bardzo dokładnie skąd czerpał informacje). Jednak wydaje mi się szczególnie niesprawiedliwe opisywanie zakładanych przemyśleń osób, które już nie żyją. Takie fabularyzowane, literackie reportaże to nie mój typ książki. A jednocześnie nie mogę zaprzeczyć, że książkę czyta się błyskawicznie. Ma 600 stron - a przeczytałam ją w niecałe pięć dni. To po pierwsze zasługa przyjętej narracji, a po drugie krótkich rozdziałów. To także bardzo równa książka - co jest zaskakujące, biorąc pod uwagę, że Cullen pracował nad nią dziesięć lat - autor ma swój styl i rytm, które są bardzo efektywne.

Mam dwa zastrzeżenia do wydania: po pierwsze - mniejsze marginesy, większe litery. Po drugie - wiele bym dała za listę osób z wyjaśnieniami kim byli, bo można się pogubić. Tych imion może nie jest bardzo dużo i najważniejsze się powtarzają, ale autor trochę skacze: a to w chronologii (co samo w sobie początkowo wydawało się problematyczne, ale jest przeprowadzone bardzo sprawnie), a to w punktach widzenia i czasami jakiś punkt odniesienia byłby bardzo pomocny. 

A propos tej chronologii i początkowego wrażenia chaosu: narracja podzielona jest na dwie części, z czego druga także jest podzielona na takie dwie i pół linii narracyjnych. Pierwsza część to czas wokół szkolnego balu, w której zostajemy zapoznani z okolicą i okolicznościami, szkołą i uczniami oraz częściowo ich rodzicami, podwójnymi przygotowaniami do balu i do masakry. Później odtworzone są wydarzenia 20 kwietnia niemal minuta po minucie. Następnie jest część druga (temu podziałowi niekoniecznie odpowiadają części i rozdziały samej książki), gdy równolegle dowiadujemy się więcej o historii Erica i Dylana - w części psychologicznej poprzez perspektywę psychiatry pracującego dla FBI oraz chronologicznie, co robili przez głównie dwa lata prowadzące do masakry - oraz gdy poznajemy przyszłość, czyli to wszystko, co działo się po masakrze. Reakcje rodzin, ocalałych, mediów. W dużej mierze także to, ile było znaków na niebie i ziemi - a dokładnie w policyjnych kartotekach, które po masakrze były utajone albo jakieś dokumenty z nich znikały - że coś złego może się stać. Autor dość skrzętnie ukrywa swój ogólny stosunek do wszystkiego, co odtwarza (osobiście wypowiada się szczególnie w posłowiu; książka zawiera też tłumaczenie wstępu z wydania z 2019 roku), ale da się wyczuć, że dupochronienie organów ścigania, aby nikt nie dowiedział się, że oni dużo wcześniej dostawali sygnały, że Eric może być niebezpieczny, drażniło autora. I to chyba podwójnie - jako człowieka, którego jakoś ta tragedia dotknęła, i jako dziennikarza, który zwraca uwagę na etyczną stronę swojego zawodu.

I to było czymś, co najbardziej podobało mi się w tej książce, czyli auto/metanarracja na temat roli dziennikarzy i narracji, jaką tworzyła prasa o tej całej sprawie. Nie było tego wiele, ale odpowiedzialność mediów i rola mediów to ważne tematy. Reporter

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

 Trzymajcie się, M

sobota, 11 marca 2023

Wszystko, o co chciałam zapytać youtuberkę [wywiad Wybredna Maruda]

 Hello!

Zapraszam na kolejny wywiad! Dzisiaj z Martą porozmawiamy sobie o tym, jak to jest być youtuberką, ogólnie o działalności w sieci oraz o popkulturze!

Marta znana jako Wybredna Maruda prowadzi między innymi: YouTube, Instagram Wybredna Marudna oraz Kierunek Musical (oraz stronę) i bloga!

Skąd się wzięła Wybredna Maruda?

Podobno przyniósł ją bocian…

Tak naprawdę Wybredna Maruda była zawsze częścią mnie, pasował do mnie ten opis. Humorystycznie, oczywiście. Można pomyśleć, że zawsze byłam pesymistką – ja wolę mówić, że dobrze poinformowaną optymistką :) Albo zwyczajnie twardo stąpającym po ziemi koziorożcem :) Ale tak, zauważałam wady różnych rozwiązań przed innymi (ma to swoje plusy i minusy), miałam jakieś określone cele czy zasady, nie ulegałam innym, zawsze też byłam szczera, nie potrafiłam udawać, no i moim życiem (niestety) rządził perfekcjonizm – stąd wzięła się wybredność. Tak się przykleiło i tak zostało.

Czy marudzenie i narzekanie to to samo?

Łopatologicznie myśląc może i tak. Ja jednak widzę znaczące różnice.

Dla mnie marudzenie jest bardziej bezmyślne niż narzekanie, za którym stoi jakieś uzasadnienie, refleksja, argumenty. Ale “Wybrednie Narzekająca” już tak ładnie nie brzmi :)

Jak długo działasz w internetach i co dokładnie obejmuje Twoja działalność?

Oh, kto by pamiętał początki! Tak naprawdę zaczęło się od YouTube i instagrama, laaaata temu, kiedy nie było jeszcze w Polsce profili stricte książkowych, kiedy nazwy bookstagram czy booktok w ogóle nie istniały, a recenzje książek klikały się jak szalone :). Działałam jako Martha Oakiss jakoś od… 2013 albo 2012 roku. Dawno i nieprawda xD Ale ładnie się to rozwijało do momentu, aż ktoś włamał się na moje konto i straciłam do niego dostęp. Wtedy powstała Wybredna Maruda (stety-niestety w czasach, gdy podobnych kanałów było już wiele, więc poziom wejścia stał się niezwykle wysoki), oprócz książek dorzuciłam do niej swoje inne pasje, czyli filmy, seriale i musicale. I tak sobie tą Marudą jestem, z czasem doszła strona internetowa, tiktok, nowe formaty, potem powstał KierunekMusical, strona poświęcona stricte i bardziej profesjonalnie musicalom – i jakoś leci.

Gdybyś do tego wszystkiego miała dołożyć jeszcze podcast, to o czym by był i czy robiłabyś go sama?

Nie sądzę, bym miała założyć podcast (chociaż próbowałam!). Mam specyficzną barwę głosu i wadę wymowy, nie jest to coś, czego słuchałoby się przyjemnie podczas podróży autobusem :).

Nasz pierwszy bezpośredni kontakt odbył się przy okazji mojego wpisu o Avatarze – gdy okazało się, że nie widziałaś tego filmu! Czy masz w swojej szafie jakieś inne popkulturowe trupy? Fenomeny i bardzo popularne filmy, książki, seriale, których nigdy nie widziałaś i nie masz zamiaru?

Oooo! Mnóstwo tego! Pracując w sferze kultury jakoś tak się dzieje, że trzeba być na bieżąco z nowościami – a te zasypują nasz rynek każdego tygodnia. I nagle okazuje się, że na nadrobienie starszych tytułów brakuje już czasu. Więc faktycznie mam kilka takich wyrzutów sumienia, które będę chciała nadrobić w nieokreślonej przyszłości, i jest to przede wszystkim klasyka. Nigdy nie widziałam np. Ojca Chrzestnego, Titanic tylko fragmentami, Pulp Fiction też mnie ominęło. Ale, jak mówiłam, będę chciała je zobaczyć, chociażby z czystej przyzwoitości. Natomiast powieści historyczne czy horrory filmowe to gatunki, w których również nie widziałam wielu kultowych tytułów, ale nadrabiać nie planuję – not my type.

Może teraz z drugiej strony – najbardziej zmieniający życie wytwór popkultury?

Zapewne dla każdego będzie to coś innego. Chociaż, jak tak teraz myślę, to nie ma tytułu, który jakoś by przemówił do moich najczulszych strun i coś we mnie zmienił. Ale o, jedna taka zmiana życia faktycznie zaszła. Po Zmierzchu Stehenie Meyer :) Po lekturze tej książki zaczęłam pochłaniać inne powieści o wampirach, a potem przerzuciłam się na kolejne gatunki. Zakładam, że gdyby nie Zmierzch, nie czytałabym dziś tak dużo, nie prowadziłabym kanału, nie byłoby mnie tu, gdzie jestem.

Czy montowanie filmików na YouTube to naprawdę swego rodzaju wyrafinowany rodzaj tortur, które ludzie zadają sobie sami? I czy naprawdę zajmuje to tyle czasu?

Odpowiem swoim ulubionym sformułowaniem: to zależy.

Zależy od tego, w jaki sposób sami nagrywamy, dla jakiej grupy odbiorców nagrywamy i jaki efekt chcemy uzyskać.

Przykładowo, jeżeli ktoś posiada umiejętność pięknego, wyrafinowanego wygłaszania swoich myśli przed kamerą, nie zacina się, nie musi zaglądać do notatek, nie zakrada się w jego zdaniach żadne “eee, yyy”, to tak naprawdę ten materiał nadaje się do publikacji od razu, bez montażu. W innym wypadku trzeba ciąć, więc + godzina do siedzenia przed komputerem.

Dalej, jeżeli ma to być materiał bardziej do odsłuchu, który widz odpali w tle, ewentualnie zerknie czasem na wyświetlaną okładkę – to też nie ma większych problemów. Jeżeli jednak film ma opierać się na pokazywaniu czegoś, chociażby zbliżeń na książki, wklejonych okładek, fragmentów vloga, to dorobienie tych przebitek także zajmuje czas.

Duży wpływ na to, jak zmontujemy film, będzie miał nasz target. Np. uważa się, że młodszych odbiorców trzeba jakoś zainteresować, podtrzymywać ich uwagę, materiały muszą być krótsze lub coś na tym ekranie musi się cały czas dziać. Chociaż nie ukrywajmy, teraz mamy takie czasy, że wszyscy wszystko na przyspieszeniu, po łebkach, ogólny brak koncentracji.

Ja jestem osobą, która bardzo ceni sobie sferę wizualną. Do robienia pięknych kadrów nie mam zaplecza, ale mogę pobawić się montażem, szczególnie, że moimi materiałami rządzi humor. Więc tu jakieś zbliżenie, tu wklei się mema. Ale faktycznie, wymyślanie tego, szukanie, kombinowanie, zajmuje dużo czasu. I nieco demotywujące są momenty, gdy widzę, że taki film, nad którym siedziałam kilka dni, nie chwycił. A chwycił materiał u kogoś innego, w którym dana osoba tylko mówi, bez montażu, bez efektów, usiadła, pogadała 10 minut i to wrzuciła, nawet nie wycinając momentu siadania przed kamerą. Za 10 minut pracy ma zysk większy niż ja po kilku dniach (tu znowu wychodzi mój wewnętrzny koziorożec :)).

Także tak, montaż może być torturą, czego widz zazwyczaj nie dostrzega. Czasem efekt nie jest piorunujący, ale z zewnątrz nie widać, ile pracy on wymagał.

A może chciałabyś podzielić się jakimiś wskazówkami lub poradami dotyczącymi montażu?

Myślę, że tu nie ma jakieś jednej określonej rady czy wskazówki idealnej dla każdego twórcy. Jak wspomniałam – wszystko zależy od tego, co i dla kogo tworzymy. Najważniejsze, żeby działać zgodnie ze sobą, żeby nie kopiować czegoś po innych tylko dlatego, że jest to modne, fajnie wygląda, “i będziemy trendy”. Jeżeli sami nie czujemy tego czegoś, mamy poczucie, że nie pasuje do nas wygłupianie się czy tańczenie, to nie róbmy tego. Jeżeli nie czujemy klimatu dark academia, to nie róbmy wszystkiego w brązowych odcieniach, “bo robią tak wszyscy”. Próbujmy i szukajmy swojego stylu. Widz ma polubić Was, Waszą osobowość, a nie kolor kadru czy wyświetlany font.

Ile w takim razie trwa cały proces od pomysłu do publikacji?

To zależy :)

Zależy nie tylko od konkretnego filmu, czego on wymaga, jakich wkładów pracy i czasu, ale też od właśnie czasu wolnego – to jednak nie jest moje główne źródło zarobku, mam także inne zobowiązania, nie mogę poświęcić temu całego dnia.

Zazwyczaj zaczyna się od przeczytania książki/obejrzenia filmu czy serialu – tego już nie liczę, bo różne są długości, w różnym tempie czytamy. W trakcie powstają notatki, które potem jakoś sklejam w całość, układam, porządkuję, żeby mieć mniej więcej zarys tego, co chcę powiedzieć. Dajmy na to godzinę.

Szykowanie sprzętu i nagrywanie, też w zależności od długości filmu oraz zwyczajnego flow, czy zbyt często się nie myliłam i nie musiałam powtarzać fragmentów – też godzina, czasem dwie.

No a potem leci montaż. Proste cięcia i podstawowa korekcja dźwięku i kolorów – godzina, dwie. Jeżeli chcę się bawić w efekty – dodatkowo od godziny do ośmiu. Potem renderowanie, przetwarzanie, przesyłanie, robienie miniaturek, opisów, tagów. Pewnie też koło dwóch godzin.

Więc finalnie byłabym w stanie przygotować jeden film dziennie. O ile nie robiłabym nic innego :)

Skąd czerpiesz pomysły (i siły! i czas) i ile jest w tym wszystkim planowania? Także biorąc pod uwagę, że bardzo aktywnie prowadzisz więcej niż tylko jeden kanał w social mediach?

Nie mam już ani siły, ani czasu :) Organizacji jest mnóstwo, w wypadku współprac muszę wcześniej zaplanować, kiedy nastąpi publikacja = kiedy muszę nagrać materiału = do kiedy najpóźniej muszę skończyć czytać/oglądać dany tytuł. Nagrywam zawsze po dwa filmy przy jednym rozłożeniu sprzętu (tu widać oszczędzanie czasu i sił, staram się to robić na każdym etapie), więc gdzieś tam zawsze muszę mieć w zanadrzu dodatkowy pomysł. Ale właśnie z pomysłami problemu nie ma, mam ich mnóstwo i na każdą okazję (studiowanie kreatywności rulezz), gorzej z realizacją – czasem z wielu tematów muszę rezygnować, bo inne obowiązki, praca, życie prywatne, przesuwam to na później, potem stwierdzam, że już temat “nie gryzie”, więc odpuszczam całkiem, biorę się za inne pomysły. Ale ja nie lubię się nudzić. Jak mam wolne, to zaczynam myśleć, roztrząsać, overthinking wchodzi mocno, i wtedy wychodzi ze mnie prawdziwa Wybredna Maruda :).

Bloguję ponad 10 lat, a wciąż znajdują się rzeczy, które mnie zaskakują – tak lepsze niż się spodziewałam przyjęcie jakiegoś wpisu, jak i rozczarowania; zaskakujące, czasami dziwne komentarze i wiele innych – a co zaskakuje Ciebie?

Mniej więcej raz w tygodniu coś mnie zaskakuje :) Przeważnie na tiktoku, bo tam nigdy nie wiadomo, który film wystrzeli, a innym razem, robiąc niezwykle trendujący materiał, pojawia się załamka, bo ma tylko 12 wyświetleń xD

Mnie też, stety-niestety, zaskakują rzeczy związane z tym, co się dzieje za kulisami twórców internetowych. Jak często to, co pokazują w social mediach, na jakich się kreują, odbiega od tego, jacy są i co robią prywatnie. Ale nie będę publicznie ujawniała żadnych z takich sytuacji, nie jestem świnką, nie moje błotko :)

Czy w Polsce na YouTube trzeba się trochę autocenzurować? Oglądam trochę anglojęzycznego YT (polskiego o wiele mniej) i wiem, że twórcy bardzo uważają na słowa, aby nie skierować na siebie gniewu algorytmu i nie sabotować swojego kanału.

Zależy, co mamy na myśli mówiąc o cenzurze. Brzydkie słowa? Wiadomo, jak mamy młodszych odbiorców, to zwyczajnie nie wypada. Algorytmy? Tak, pewne słowa są blokowane i stosuje się różne zagrywki, gry słowne, inne formy zapisu, by jednak je umieścić, np. k!ll. Na to wpływu nie mamy, musimy się pilnować. Natomiast jest jeszcze autocenzura niezwiązana z czymś zakazanym, a z tym, że po prostu twórcy nie chcą o czymś mówić – o tym, czy dany materiał to płatne promowanie, albo że czytają zagraniczną książkę x nie dlatego, że sami na to wpadli, tylko robią to w ramach pracy dla wydawnictwa. To już kwestia i ich sumienia (przy sztucznym pompowaniu) i podpisywanych umów, embargo (odgórne zasady). Dużo trzeba by zmienić, żeby było perfekcyjnie i czysto.

A czy mogłabyś podzielić się jakimiś spostrzeżeniami dotyczącymi tegoż tyle mitycznego, co najwyraźniej utrudniającego życie algorytmu?

Problem jest taki, że nikt go nie rozumie. Algorytmy zwyczajnie szybko się zmieniają i w momencie, gdy załapiemy, w czym leży rzecz, nadchodzą kolejne zmiany. Często też algorytmy skupiają się na promowaniu kont, które już są popularne. Algorytm myśli: masz dużo wyświetleń -> czyli robisz fajne materiały -> polecimy Cię dalej. I te mniejsze profile wciąż leżą gdzieś na dnie, a kółko wśród popularnych się kręci. To chyba nie są czasy, kiedy jakiś profil wybije się sam z siebie, bo go instagram pokaże wszystkim na pierwszej stronie. To czasy, kiedy ktoś popularniejszy, z większymi zasięgami, musi nas polecić, udostępnić, żeby inni w ogóle dowiedzieli się o naszym istnieniu. Dlatego tak często mówi się o kółkach wzajemnej adoracji, o wzajemnym promowaniu w grupie kilku osób. W efekcie wszędzie są te same twarze, a o istnieniu innych nikt nie wie.

Ale mam wrażenie, że to nie tylko kwestia algorytmu jako takiego, jako jakichś tam automatycznych opcji, co odbiorców. Tego, że widzowie czy czytelnicy szybko się nudzą. Możemy zwalać winę na algorytmy, że nasze recenzje się nie klikają. Ale prawda jest taka, że to widownia znudziła się recenzjami. Twórcy zmuszeni są co i rusz wymyślać nowe formaty, by utrzymać zainteresowanie. A przez te ciągłe zmiany i sam algorytm nie wie, co podsuwać i proponować – tydzień temu to lajkowałeś, dlaczego teraz nie chcesz?

Jakie są Twoje plany na najbliższy czas? Wiem, że w marcu jesteś bardzo zajęta.

W ogóle ten rok od samego początku targa mną mocno, ale pozytywnie. W marcu również: szykuje się kilka współprac książkowych, trzeba szybko obejrzeć udostępnione przez różne platformy streamingowe screenery i przygotować materiały na ich temat, do tego kilka konferencji prasowych i spotkań fotograficznych w teatrach. I jeszcze jakieś copywriterskie zlecenia na pewno wlecą. A prywatnie dochodzą musicale w całej Polsce (w samym marcu będą 3!), kontrole lekarskie, kursy, bo cały czas poszerzam swoje możliwości. Także będzie aktywnie, ale satysfakcjonująco!

Bardzo dziękuję za odpowiedzi!

To ja dziękuję za tak ciekawe pytania!

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M