Hello!
Zapraszam na kolejny wywiad! Dzisiaj z Martą porozmawiamy sobie o tym, jak to jest być youtuberką, ogólnie o działalności w sieci oraz o popkulturze!
Marta znana jako Wybredna Maruda prowadzi między innymi: YouTube, Instagram Wybredna Marudna oraz Kierunek Musical (oraz stronę) i bloga!
Skąd się wzięła Wybredna Maruda?
Podobno
przyniósł ją bocian…
Tak
naprawdę Wybredna Maruda była zawsze częścią mnie, pasował do mnie ten opis.
Humorystycznie, oczywiście. Można pomyśleć, że zawsze byłam pesymistką – ja
wolę mówić, że dobrze poinformowaną optymistką :) Albo zwyczajnie twardo
stąpającym po ziemi koziorożcem :) Ale tak, zauważałam wady różnych rozwiązań
przed innymi (ma to swoje plusy i minusy), miałam jakieś określone cele czy
zasady, nie ulegałam innym, zawsze też byłam szczera, nie potrafiłam udawać, no
i moim życiem (niestety) rządził perfekcjonizm – stąd wzięła się wybredność.
Tak się przykleiło i tak zostało.
Czy marudzenie i narzekanie to to samo?
Łopatologicznie
myśląc może i tak. Ja jednak widzę znaczące różnice.
Dla
mnie marudzenie jest bardziej bezmyślne niż narzekanie, za którym stoi jakieś
uzasadnienie, refleksja, argumenty. Ale “Wybrednie Narzekająca” już tak ładnie
nie brzmi :)
Jak długo działasz w internetach i co
dokładnie obejmuje Twoja działalność?
Oh,
kto by pamiętał początki! Tak naprawdę zaczęło się od YouTube i instagrama,
laaaata temu, kiedy nie było jeszcze w Polsce profili stricte książkowych,
kiedy nazwy bookstagram czy booktok w ogóle nie istniały, a recenzje książek
klikały się jak szalone :). Działałam jako Martha Oakiss jakoś od… 2013 albo
2012 roku. Dawno i nieprawda xD Ale ładnie się to rozwijało do momentu, aż ktoś
włamał się na moje konto i straciłam do niego dostęp. Wtedy powstała Wybredna
Maruda (stety-niestety w czasach, gdy podobnych kanałów było już wiele, więc
poziom wejścia stał się niezwykle wysoki), oprócz książek dorzuciłam do niej
swoje inne pasje, czyli filmy, seriale i musicale. I tak sobie tą Marudą
jestem, z czasem doszła strona internetowa, tiktok, nowe formaty, potem powstał
KierunekMusical, strona poświęcona stricte i bardziej profesjonalnie musicalom
– i jakoś leci.
Gdybyś do tego wszystkiego miała
dołożyć jeszcze podcast, to o czym by był i czy robiłabyś go sama?
Nie
sądzę, bym miała założyć podcast (chociaż próbowałam!). Mam specyficzną barwę
głosu i wadę wymowy, nie jest to coś, czego słuchałoby się przyjemnie podczas
podróży autobusem :).
Nasz pierwszy bezpośredni kontakt odbył
się przy okazji mojego wpisu o Avatarze – gdy okazało się, że nie widziałaś
tego filmu! Czy masz w swojej szafie jakieś inne popkulturowe trupy? Fenomeny i
bardzo popularne filmy, książki, seriale, których nigdy nie widziałaś i nie
masz zamiaru?
Oooo!
Mnóstwo tego! Pracując w sferze kultury jakoś tak się dzieje, że trzeba być na
bieżąco z nowościami – a te zasypują nasz rynek każdego tygodnia. I nagle
okazuje się, że na nadrobienie starszych tytułów brakuje już czasu. Więc
faktycznie mam kilka takich wyrzutów sumienia, które będę chciała nadrobić w
nieokreślonej przyszłości, i jest to przede wszystkim klasyka. Nigdy nie
widziałam np. Ojca Chrzestnego, Titanic tylko fragmentami, Pulp Fiction też
mnie ominęło. Ale, jak mówiłam, będę chciała je zobaczyć, chociażby z czystej
przyzwoitości. Natomiast powieści historyczne czy horrory filmowe to gatunki, w
których również nie widziałam wielu kultowych tytułów, ale nadrabiać nie
planuję – not my type.
Może teraz z drugiej strony –
najbardziej zmieniający życie wytwór popkultury?
Zapewne
dla każdego będzie to coś innego. Chociaż, jak tak teraz myślę, to nie ma
tytułu, który jakoś by przemówił do moich najczulszych strun i coś we mnie
zmienił. Ale o, jedna taka zmiana życia faktycznie zaszła. Po Zmierzchu
Stehenie Meyer :) Po lekturze tej książki zaczęłam pochłaniać inne powieści o
wampirach, a potem przerzuciłam się na kolejne gatunki. Zakładam, że gdyby nie
Zmierzch, nie czytałabym dziś tak dużo, nie prowadziłabym kanału, nie byłoby
mnie tu, gdzie jestem.
Czy montowanie filmików na YouTube to
naprawdę swego rodzaju wyrafinowany rodzaj tortur, które ludzie zadają sobie
sami? I czy naprawdę zajmuje to tyle czasu?
Odpowiem
swoim ulubionym sformułowaniem: to zależy.
Zależy
od tego, w jaki sposób sami nagrywamy, dla jakiej grupy odbiorców nagrywamy i
jaki efekt chcemy uzyskać.
Przykładowo,
jeżeli ktoś posiada umiejętność pięknego, wyrafinowanego wygłaszania swoich
myśli przed kamerą, nie zacina się, nie musi zaglądać do notatek, nie zakrada
się w jego zdaniach żadne “eee, yyy”, to tak naprawdę ten materiał nadaje się
do publikacji od razu, bez montażu. W innym wypadku trzeba ciąć, więc + godzina
do siedzenia przed komputerem.
Dalej,
jeżeli ma to być materiał bardziej do odsłuchu, który widz odpali w tle,
ewentualnie zerknie czasem na wyświetlaną okładkę – to też nie ma większych
problemów. Jeżeli jednak film ma opierać się na pokazywaniu czegoś, chociażby
zbliżeń na książki, wklejonych okładek, fragmentów vloga, to dorobienie tych
przebitek także zajmuje czas.
Duży
wpływ na to, jak zmontujemy film, będzie miał nasz target. Np. uważa się, że
młodszych odbiorców trzeba jakoś zainteresować, podtrzymywać ich uwagę,
materiały muszą być krótsze lub coś na tym ekranie musi się cały czas dziać.
Chociaż nie ukrywajmy, teraz mamy takie czasy, że wszyscy wszystko na
przyspieszeniu, po łebkach, ogólny brak koncentracji.
Ja
jestem osobą, która bardzo ceni sobie sferę wizualną. Do robienia pięknych
kadrów nie mam zaplecza, ale mogę pobawić się montażem, szczególnie, że moimi
materiałami rządzi humor. Więc tu jakieś zbliżenie, tu wklei się mema. Ale
faktycznie, wymyślanie tego, szukanie, kombinowanie, zajmuje dużo czasu. I
nieco demotywujące są momenty, gdy widzę, że taki film, nad którym siedziałam
kilka dni, nie chwycił. A chwycił materiał u kogoś innego, w którym dana osoba
tylko mówi, bez montażu, bez efektów, usiadła, pogadała 10 minut i to wrzuciła,
nawet nie wycinając momentu siadania przed kamerą. Za 10 minut pracy ma zysk
większy niż ja po kilku dniach (tu znowu wychodzi mój wewnętrzny koziorożec
:)).
Także
tak, montaż może być torturą, czego widz zazwyczaj nie dostrzega. Czasem efekt
nie jest piorunujący, ale z zewnątrz nie widać, ile pracy on wymagał.
A może chciałabyś podzielić się jakimiś
wskazówkami lub poradami dotyczącymi montażu?
Myślę,
że tu nie ma jakieś jednej określonej rady czy wskazówki idealnej dla każdego
twórcy. Jak wspomniałam – wszystko zależy od tego, co i dla kogo tworzymy.
Najważniejsze, żeby działać zgodnie ze sobą, żeby nie kopiować czegoś po innych
tylko dlatego, że jest to modne, fajnie wygląda, “i będziemy trendy”. Jeżeli
sami nie czujemy tego czegoś, mamy poczucie, że nie pasuje do nas wygłupianie
się czy tańczenie, to nie róbmy tego. Jeżeli nie czujemy klimatu dark academia,
to nie róbmy wszystkiego w brązowych odcieniach, “bo robią tak wszyscy”.
Próbujmy i szukajmy swojego stylu. Widz ma polubić Was, Waszą osobowość, a nie
kolor kadru czy wyświetlany font.
Ile w takim razie trwa cały proces od
pomysłu do publikacji?
To
zależy :)
Zależy
nie tylko od konkretnego filmu, czego on wymaga, jakich wkładów pracy i czasu,
ale też od właśnie czasu wolnego – to jednak nie jest moje główne źródło
zarobku, mam także inne zobowiązania, nie mogę poświęcić temu całego dnia.
Zazwyczaj
zaczyna się od przeczytania książki/obejrzenia filmu czy serialu – tego już nie
liczę, bo różne są długości, w różnym tempie czytamy. W trakcie powstają
notatki, które potem jakoś sklejam w całość, układam, porządkuję, żeby mieć
mniej więcej zarys tego, co chcę powiedzieć. Dajmy na to godzinę.
Szykowanie
sprzętu i nagrywanie, też w zależności od długości filmu oraz zwyczajnego flow,
czy zbyt często się nie myliłam i nie musiałam powtarzać fragmentów – też
godzina, czasem dwie.
No
a potem leci montaż. Proste cięcia i podstawowa korekcja dźwięku i kolorów –
godzina, dwie. Jeżeli chcę się bawić w efekty – dodatkowo od godziny do ośmiu.
Potem renderowanie, przetwarzanie, przesyłanie, robienie miniaturek, opisów,
tagów. Pewnie też koło dwóch godzin.
Więc
finalnie byłabym w stanie przygotować jeden film dziennie. O ile nie robiłabym
nic innego :)
Skąd czerpiesz pomysły (i siły! i czas)
i ile jest w tym wszystkim planowania? Także biorąc pod uwagę, że bardzo
aktywnie prowadzisz więcej niż tylko jeden kanał w social mediach?
Nie
mam już ani siły, ani czasu :) Organizacji jest mnóstwo, w wypadku współprac
muszę wcześniej zaplanować, kiedy nastąpi publikacja = kiedy muszę nagrać
materiału = do kiedy najpóźniej muszę skończyć czytać/oglądać dany tytuł.
Nagrywam zawsze po dwa filmy przy jednym rozłożeniu sprzętu (tu widać
oszczędzanie czasu i sił, staram się to robić na każdym etapie), więc gdzieś
tam zawsze muszę mieć w zanadrzu dodatkowy pomysł. Ale właśnie z pomysłami
problemu nie ma, mam ich mnóstwo i na każdą okazję (studiowanie kreatywności
rulezz), gorzej z realizacją – czasem z wielu tematów muszę rezygnować, bo inne
obowiązki, praca, życie prywatne, przesuwam to na później, potem stwierdzam, że
już temat “nie gryzie”, więc odpuszczam całkiem, biorę się za inne pomysły. Ale
ja nie lubię się nudzić. Jak mam wolne, to zaczynam myśleć, roztrząsać,
overthinking wchodzi mocno, i wtedy wychodzi ze mnie prawdziwa Wybredna Maruda
:).
Bloguję ponad 10 lat, a wciąż znajdują
się rzeczy, które mnie zaskakują – tak lepsze niż się spodziewałam przyjęcie
jakiegoś wpisu, jak i rozczarowania; zaskakujące, czasami dziwne komentarze i
wiele innych – a co zaskakuje Ciebie?
Mniej
więcej raz w tygodniu coś mnie zaskakuje :) Przeważnie na tiktoku, bo tam nigdy
nie wiadomo, który film wystrzeli, a innym razem, robiąc niezwykle trendujący
materiał, pojawia się załamka, bo ma tylko 12 wyświetleń xD
Mnie
też, stety-niestety, zaskakują rzeczy związane z tym, co się dzieje za kulisami
twórców internetowych. Jak często to, co pokazują w social mediach, na jakich
się kreują, odbiega od tego, jacy są i co robią prywatnie. Ale nie będę
publicznie ujawniała żadnych z takich sytuacji, nie jestem świnką, nie moje
błotko :)
Czy w Polsce na YouTube trzeba się
trochę autocenzurować? Oglądam trochę anglojęzycznego YT (polskiego o wiele
mniej) i wiem, że twórcy bardzo uważają na słowa, aby nie skierować na siebie
gniewu algorytmu i nie sabotować swojego kanału.
Zależy,
co mamy na myśli mówiąc o cenzurze. Brzydkie słowa? Wiadomo, jak mamy młodszych
odbiorców, to zwyczajnie nie wypada. Algorytmy? Tak, pewne słowa są blokowane i
stosuje się różne zagrywki, gry słowne, inne formy zapisu, by jednak je
umieścić, np. k!ll. Na to wpływu nie mamy, musimy się pilnować. Natomiast jest
jeszcze autocenzura niezwiązana z czymś zakazanym, a z tym, że po prostu twórcy
nie chcą o czymś mówić – o tym, czy dany materiał to płatne promowanie, albo że
czytają zagraniczną książkę x nie dlatego, że sami na to wpadli, tylko robią to
w ramach pracy dla wydawnictwa. To już kwestia i ich sumienia (przy sztucznym
pompowaniu) i podpisywanych umów, embargo (odgórne zasady). Dużo trzeba by
zmienić, żeby było perfekcyjnie i czysto.
A czy mogłabyś podzielić się jakimiś
spostrzeżeniami dotyczącymi tegoż tyle mitycznego, co najwyraźniej
utrudniającego życie algorytmu?
Problem
jest taki, że nikt go nie rozumie. Algorytmy zwyczajnie szybko się zmieniają i
w momencie, gdy załapiemy, w czym leży rzecz, nadchodzą kolejne zmiany. Często
też algorytmy skupiają się na promowaniu kont, które już są popularne. Algorytm
myśli: masz dużo wyświetleń -> czyli robisz fajne materiały -> polecimy
Cię dalej. I te mniejsze profile wciąż leżą gdzieś na dnie, a kółko wśród
popularnych się kręci. To chyba nie są czasy, kiedy jakiś profil wybije się sam
z siebie, bo go instagram pokaże wszystkim na pierwszej stronie. To czasy,
kiedy ktoś popularniejszy, z większymi zasięgami, musi nas polecić, udostępnić,
żeby inni w ogóle dowiedzieli się o naszym istnieniu. Dlatego tak często mówi
się o kółkach wzajemnej adoracji, o wzajemnym promowaniu w grupie kilku osób. W
efekcie wszędzie są te same twarze, a o istnieniu innych nikt nie wie.
Ale
mam wrażenie, że to nie tylko kwestia algorytmu jako takiego, jako jakichś tam
automatycznych opcji, co odbiorców. Tego, że widzowie czy czytelnicy szybko się
nudzą. Możemy zwalać winę na algorytmy, że nasze recenzje się nie klikają. Ale
prawda jest taka, że to widownia znudziła się recenzjami. Twórcy zmuszeni są co
i rusz wymyślać nowe formaty, by utrzymać zainteresowanie. A przez te ciągłe
zmiany i sam algorytm nie wie, co podsuwać i proponować – tydzień temu to
lajkowałeś, dlaczego teraz nie chcesz?
Jakie są Twoje plany na najbliższy
czas? Wiem, że w marcu jesteś bardzo zajęta.
W
ogóle ten rok od samego początku targa mną mocno, ale pozytywnie. W marcu
również: szykuje się kilka współprac książkowych, trzeba szybko obejrzeć
udostępnione przez różne platformy streamingowe screenery i przygotować
materiały na ich temat, do tego kilka konferencji prasowych i spotkań
fotograficznych w teatrach. I jeszcze jakieś copywriterskie zlecenia na pewno
wlecą. A prywatnie dochodzą musicale w całej Polsce (w samym marcu będą 3!),
kontrole lekarskie, kursy, bo cały czas poszerzam swoje możliwości. Także
będzie aktywnie, ale satysfakcjonująco!
Bardzo dziękuję za odpowiedzi!
To
ja dziękuję za tak ciekawe pytania!
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
LOVE, M