środa, 29 grudnia 2021

Wszystko, o co chciałam zapytać fankę [wywiad z KEP1ER POLAND]

Hello!

Być może wywiady zagoszczą na blogu na dłużej! Dziś przedstawiam Wam Martynę, która prowadzi na Twitterze stronę fanowską KEP1ER POLAND. Zespół Kep1er został uformowany w programie survivalowym Girls Planet 999. Jego debiut planowany był na 14 grudnia, niestety musiał zostać przesunięty na 3 stycznia. Mam nadzieję, że jesteście równie ciekawi jak ja, jak prowadzi się taki fanbase na Twitterze!

KEP1ER

Jak zostać osobą prowadzącą taki fanpage na Twitterze? Spontanicznie – to nowy zespół: zakładam! Czy może coś ciekawego działo się za kulisami przed założeniem? Masz może wcześniejsze doświadczenie w prowadzeniu takich stron?  

Jest to bardzo proste, wystarczy założyć konto. Trzeba mieć też jednak świadomość, że wymaga to bycia dostępnym praktycznie cały czas w social mediach- fani chcą wiedzieć co dzieje się u ich idoli jak najszybciej jest to możliwe. Z odpowiednim zorganizowaniem, wszystko jest jednak do ‘ogarnięcia’😊 Prowadziłam kilka lat wcześniej wiele stron na Facebooku czy też ask.fm, były to strony o moich ówczesnych idolach. Zainteresowanie tłumaczeniem, wyszukiwaniem informacji i przekazywaniem ich dalej jest już u mnie zatem od wielu lat.  

 

Pewnie powinnam od tego zacząć – jednak początki samego fanpage’a wydają mi się bardzo ciekawe – ale skąd u Ciebie zainteresowanie zespołem Kep1er? Oglądałaś program, śledziłaś wcześniej którąś z dziewczyn biorących w nim udział? Może kibicowałaś komuś szczególnie?

Oglądałam oczywiście program, poznając przy tym wszystkie z dziewczyn. Wspierałam wszystkie z nich, lecz kibicowałam szczególnie Bahiyyih oraz Mashiro. Jeśli chodzi o Bahiyyih, urzekła mnie faktem, że nie trenowała wcześniej w żadnej wytwórni i praktycznie wszystkie swoje umiejętności wypracowała zupełnie samodzielnie. Emanuje też pozytywną energią, od początku poczułam z nią dość silną więź. W przypadku Mashiro, trenowała ona kiedyś z jedną z grup, które również obserwuję, ITZY. Po zobaczeniu jej umiejętności w programie, zainteresowała mnie swoją historią i dowiedziałam się, że jest to jej ostatnia szansa na debiut. Bardzo mnie to zmartwiło, bo uważam, że bardzo na to zasługuje, więc zmotywowało mnie to do wspierania jej poprzez głosowanie. Jak widać, urzekła nie tylko mnie, wiele osób również oddało na nią swoje głosy i koniec końców obie z dziewczyn znajdują się w debiutującym składzie.  

 

A skąd w ogóle zainteresowanie k-popem? 

K-pop pojawił się w moim życiu w najmniej spodziewanym momencie, ale z perspektywy widzę, że też to wtedy najbardziej go potrzebowałam. Byłam bardzo zagubiona, nie potrafiłam się zupełnie odnaleźć w otaczającym mnie świecie. Pierwszym zespołem jaki poznałam były BLACKPINK. Wciąż bardzo je cenię, lecz w momencie, w którym odkryłam BTS, związałam się na stałe z chłopakami i ze społecznością fanów tej muzyki- ARMY, a także ogólnie ze społecznością fanów k-popu. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że były momenty w moim życiu, kiedy to właśnie idole, ich muzyka oraz inni fani, których poznałam przez Twittera mnie uratowali. Nawet jeśli kiedyś przestanę tak zagłębiać się w ten świat i śledzić co dzieje się u k-popowych zespołów, nie zapomnę nigdy tego, jaki pozytywny miały na mnie wpływ.  

 

Jak wygląda dzień i harmonogram osoby prowadzącej fanpage? 
Pomiędzy Polską a Koreą różnica czasu obecnie wynosi 8 godzin (w Polsce jest 10, w Korei – 18) – czy to w jakiś sposób przeszkadza bądź pomaga w prowadzeniu strony? 

Zazwyczaj kiedy wstaję, są na profilu Kep1er dostępne koreańskie artykuły do przetłumaczenia lub udostępnienia wraz z ogólnym ich skrótem. Około godziny 12:00 lub 13:00 polskiego czasu są często organizowane Q&A lub transmisje na żywo na VLive. Bywa to czasami ciężkie do pogodzenia, biorąc pod uwagę fakt, że jestem wciąż osobą uczącą się, miewam w tych godzinach często zajęcia. Zawsze jednak w pierwszej wolnej chwili staram się wszystko uzupełnić tak, aby nie pozostawiać fanów śledzących mój profil w oczekiwaniu. Co jest ogromną dogodnością, koreańska północ przypada na godzinę 16:00 czasu polskiego (aktualnie, po zmianie czasu będzie to godzina 17:00). Jest to ostateczny możliwy czas publikowania nowości, a co za tym idzie, daje to dużo czasu na uzupełnienie ewentualnych zaległości. 

 

Jak emocje przed debiutem zespołu? Masz jakieś oczekiwania lub podejrzenia, co do konceptu, liczby piosenek na minialbumie? Może spodziewasz się utrzymania tego gwiezdnego, kosmicznego, planetarnego motywu?  

Jestem bardzo podekscytowana. Z doniesień wynika, że na minialbumie znajdzie się 6 piosenek, w tym 3 zupełnie nowe. Jeśli chodzi o koncept, nie mam zupełnie żadnych podejrzeń. Ciężko mi cokolwiek przewidzieć. Z racji, że dziewczyny są tak wszechstronnie uzdolnione, przewiduję, że nie będą trzymać się tylko jednego z góry ustalonego formatu, lecz będą eksperymentować. Bardzo na to liczę, ponieważ pozwoli to w pełni pokazać ich, być może jeszcze skrywany w niektórych dziedzinach potencjał. 

 

Zastanawiam się nad motywacją. Tej do samego prowadzenia strony musi być dużo, ale czy działa to też w drugą stronę? Czy prowadzenie strony jest motywujące: na przykład do nauki języka czy dodatkowego wyszukiwania ciekawych informacji? Albo szczególnie budzi kreatywność w jakiś inny sposób?  

To prawda, prowadzenie strony wymaga motywacji. Dotychczas pozwoliło mi rozwinąć się w kwestii języka angielskiego i minimalnie koreańskiego. Angielskiego uczę się odkąd pamiętam, koreańskiego jednak dopiero zaczynam. W obu językach jest to mimo wszystko dla mnie możliwość, aby nauczyć się nowych słów lub zapamiętać charakterystyczne zwroty. Pomaga mi to bardzo w szybkim tłumaczeniu treści. Próbuję opanować też w trochę lepszym stopniu grafikę, umożliwiłoby mi to urozmaicenie moich tweetów. Potrzebuję jednak jeszcze sporo praktyki, aby prace były zadawalające. 

 

Masz poczucie misji? Choć to może za duże słowo – może poczucie promowania działalności zespołu w ogólnym polskim fandomie k-popu (jeśli taki istnieje i czy czujesz się jego częścią), czy może tylko chcesz po prostu informować, co dzieje się u dziewczyn, osobom już zainteresowanym?  

Chciałabym oczywiście, żeby na temat dziewczyn dowiedziało się jak najwięcej fanów k-popu z całego świata. Wierzę, że stanie się to w niedalekiej przyszłości, dziewczyny zapowiadają się naprawdę dobrze! Trzymam kciuki, aby przyciągnęły do siebie wielu fanów, ja oczywiście w miarę swoich możliwości wciąż będę je wszystkim z nich przybliżać. 

 

Czy stawiasz przed sobą jakieś cele – niekoniecznie dotyczące fanowskiego wsparcia zespołu – ale osiągnięcia jakiejś liczby obserwacji na Twitterze bądź budowania relacji z osobami obserwującymi? 

Nie myślałam o tym, nie dążę raczej do określonej liczby obserwacji. Chciałabym jednak stać się dla fanów dobrym i rzetelnym źródłem informacji, do którego będą wiedzieli, że będą mogli sięgnąć w każdej chwili i dowiedzą się ciekawiących ich informacji. 

 

Zdarzają się na stronie jakieś dziwne, hejterskie komentarze, może trolle? Może nawet dostajesz jakieś nieprzyjemne wiadomości bezpośrednio? Jeśli tak – czy się nimi przejmujesz, czy raczej po prostu je usuwasz? I ogólnie – jak wygląda moderacja komentarzy?  

Nie zdarzyło mi się jeszcze, aby otrzymać negatywny komentarz. Niestety pojawia się duża ilość negatywnych komentarzy skierowanych w stronę samych dziewczyn. Są jednak odpowiednie profile, które zajmują się ochroną Kep1er pod tym względem. Blokują i zgłaszają one profile szerzące hejt. Sama wytwórnia dziewczyn spisuje się również bardzo dobrze i dba o ich dobre imię, do hejterów docierają stale pozwy do sądu, sytuacje szybko się wtedy uspokajają. 

 

Wspomniałam o polskim fandomie, ale widziałam, że na przykład podajesz dalej wpisy zagranicznych fanpage’y – czy za kulisami jest jakaś współpraca, kontaktujesz się z osobami, które tamte strony prowadzą? Jak to wygląda?  

Tak, jestem członkinią Międzynarodowego Zgromadzenia Fanbase Kep1er. Za kulisami dzieje się bardzo dużo. Ustalamy wiele rzeczy razem i dyskutujemy o ważnych dla fandomu i dziewczyn sprawach. Myślę, że współpraca przynosi wiele korzyści i cieszę się, że mogę włączyć polskich fanów do podejmowania ważnych decyzji, które mają swoje skutki na skalę międzynarodową. 

 

Pozostając w temacie szeroko pojętego k-popu: jesteś fanką innych zespołów? Może masz jakieś propozycje ciekawych piosenek do sprawdzenia?  

Tak, oczywiście śledzę inne zespoły. Jak wcześniej wspomniałam, należę do fandomu BTS oraz ITZY. Obserwuję również TXT, ENHYPEN, STAYC oraz aespa. Szczerze mogę polecić piosenki tych zespołów, myślę, że w tym gronie każdy znajdzie coś dla siebie - artyści tworzą bardzo zróżnicowane piosenki. Jeśli chodzi o piosenki, które mogę aktualnie polecić, warta sprawdzenia jest debiutancka piosenka IVE oraz cała dyskografia poleconych przeze mnie zespołów 😊 

 

Pięknie dziękuję za odpowiedzi!  

Bardzo dziękuję za pytania, niezwykle miło było mi udzielić wywiadu 😊 


Jeszcze raz dziękuję Martynie za odpowiedzi i mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś ciekawego.
LOVE, M

niedziela, 26 grudnia 2021

Jak dziecko w Disneylandzie - Spider-Man: Bez drogi do domu

 Hello!

Jeśli miałabym wybierać dwa najważniejsze dla mnie filmy superbohaterskie to byliby to pierwsi X-Meni (2000) oraz Spider-Man (2002) - bo pokazują, że superbohaterowie są na moim popkulturalnym radarze praktycznie od zawsze. Fakt ten wyjaśnia także, dlaczego na nowym Spider-Manie bawiłam się jak dziecko w Disneylandzie. 

Spider-Man: Bez drogi do domu

Wydarzenia filmu Spider-Man Bez drogi do domu dzieją się bezpośrednio po wydarzeniach pokazanych w filmie Spier-Man: Z dala od domu. Peter musi zmierzyć się z ujawnieniem jego tożsamości oraz problemami z dostaniem się na studia. W końcu postanawia poprosić o pomoc Doktora Strange'a i rzeczy oczywiście wymykają się spod kontroli. Bez drogi do domu jest epickim crossoverem i filmem, który powoduje, że oprócz filmów MCU, aby go zrozumieć, należy koniecznie zobaczyć wszystkie poprzednie filmy, w których jest Spider-Man. W sumie to nawet nie trzeba oglądać poprzednich Spider-Manów MCU, wystarczy zobaczyć te Sony i spokojnie ogarnie się ten film. Nie tylko z powodu ściągnięcia złoczyńców z innych filmowych serii. Bardziej, aby zrozumieć, jakim bohaterem jest sam Spider-Man. Aby pamiętać, że próby naprawienia wszystkiego są bardzo zgodne z jego naturą (i tak, zawsze fakt, że ktoś ginął w Spider-Manach, był dziwny) - ale tak samo zgodna jest pewna impulsywność. Ogólnie na tym filmie zapewne znakomicie bawiłaby się nawet moja mama - która zna ten świat trochę z oglądania, a trochę z osmozy. Ja bawiłam się świetnie, bo w sumie świat Spider-Mana poznawałam na bieżąco. Mój najmłodszy brak, który urodził się gdzieś pomiędzy zakończeniem pierwszej trylogii a Amazing Spider-Man - też bawił się bardzo dobrze.

Na przykład, gdy człowiek widzi na ekranie Spider-Mana z MCU wraz z Normanem Osbornem i nagle tak oczywiste staje się, że Spider-Man przecież zawsze otoczony był przez geniuszy i naukowców i Osborn - gdyby został w tym uniwersum - idealnie wpasowałby się przecież w rolę mentora tego Petera Parkera w miejsce Starka. A jednocześnie - człowiek nauczony doświadczeniem wie, że Osbornowi nie można ufać - nawet jeśli bardzo by się chciało - nie można, bo to zawsze źle się kończy. Na dobrą sprawę Zielony Goblin jest jednym z najstraszniejszych przeciwników Spider-Mana. 

Albo gdy cała sala się śmiała, gdy Spider-Man Tobiego Maguire mówił Spider-Manowi Andrew Garfielda, że jest niesamowity. Pięć razy.  Ponadto podobało mi się, jak wewnętrznie się ten film ładnie spina i większość jego elementów naprawdę pokazuje logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Od momentu pojawienia się Octopusa w filmie - ten film naprawdę bardzo, bardzo łatwo podzielić na pomniejsze części i to nawet niekoniecznie 3. To, co działo się przed pojawieniem się Octopusa - czyli początek - to prawdopodobnie najsłabsza część filmu.

Mój jedyny problem związany z tym filmem - którego film jest także samoświadomy i nie ma tu zaskoczenia - to fakt, że nasz Peter Parker to nastolatek, który zamiast złożyć odwołanie od decyzji o nieprzyjęciu na studia (i poważnie - MJ powinna była o tym pomyśleć, ale oni we trójkę - razem z Nedem - trochę się poddali w tym względzie), chce wykorzystać magię - co prawda, aby jego przyjaciele, nie on sam, a skąd, dostali się na studia. Wydaje mi się, że taka nieprzystawalność rozwiązania do skali problemu nie była konieczna. Tym bardziej, że na dobrą sprawę - poza kwestią dostania się na studia - wątek poznania prawdziwej tożsamości Petera Parkera nie jest eksplorowany. Prokurator porzuca zarzuty wobec Spider-Mana/ Petera Parkera, ale praktycznie poza jedną sceną w szkole - nie za bardzo widzimy zmagania Petera z nową rzeczywistością. Ponadto - nie wiem, czy to tylko wrażenie, ale czy Doctor Strange w tym filmie nie ma trochę nadto naciąganego charakteru - tak, aby nie tyle wpisał się w rolę Strange, co wpisywał się w rolę do odegrania w tym filmie. 

Podsumowując, pod pewnymi względami Spider-Man: Bez drogi do domu jest lepszym zebraniem bohaterów w jednym filmie niż Avengersi - to prawie 20 lat filmowego universum! Pod innymi: skalą konsekwencji i stawki filmu oraz charakteru Doktora Stranga - można mu trochę zarzucić. Bez wątpienia jednak oglądanie i zabawna, jaką ma się w kinie, w trakcie seansu, jest nieporównywalna z niczym, co widziałam w ciągu ostatnich kilku lat. 

LOVE, M

środa, 22 grudnia 2021

Zaskakujące korelacje - Na marne i Znajomy świat

 Hello!

Książki, o których dziś Wy przeczytacie, ja czytałam jedna po drugiej i doszłam do wniosku, że tylko w takim zestawieniu mogę o nich napisać na blogu.  Nie robię tego często, ale lektura Na marne silnie oddziaływała na moje doświadczenie czytania Znajomego świata. Na marne jest reportażem o - jak można łatwo się domyślić - szeroko rozumianym marnowaniu jedzenia, nawet bardzo szeroko. Znajomy świat to niewielka powiastka o chłopcu i jego matce, którzy zmuszeni są do zamieszkania na Wyspie Kwiatów - czyli wysypisku śmieci na obrzeżach Seulu.

Znajomy świat recezja

Tytuł: Na marne
Autorka: Marta Sapała
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne

Gdy wypożyczałam tę książkę z biblioteki, miała zakładkę zostawioną dokładnie w połowie. Zastanawiałam się - to przypadek czy znak? I miałam lekkie obawy przed rozpoczęciem czytania. 

Po zakończeniu lektury zrozumiałam, dlaczego ta zakładka mogła tam zostać - tej książki nie czyta się źle. Po prostu, gdy przerwie się lekturę - szczególnie w drugiej połowie - nie ma się zupełnie ochoty do Na marne wracać. To nie jest wciągająca opowieść. To zbiór raczej krótkich reportaży, które w bardzo różny sposób łączą się z tematem marnowania żywności. Mam wrażenie, że w pewien przewrotny sposób autorka zaczyna temat od zero waste a kończy w sumie na tematach powiązanych z psuciem się żywności, terminami przydatności i osobami bezdomnymi. 

Autorka oddaje głos wielu przeróżnym osobom. I przedstawicielom organizacji, i naukowczyniom, osobom, z którymi po prostu rozmawia o marnowaniu żywności. Opisuje dzienniki marnowania osób, które poprosiła o prowadzenie takowych. Kłopot jest tylko taki, że z samego zebrania głosów jeszcze nic nie wynika. Brakuje w książce podsumowań rozważań. Autorka czasami wspomina, że naukowcy piszą o rzeczach bardzo ostrożnie: szacuje się, przypuszcza się, należałoby prowadzić dalsze badania. Miałam wrażenie, że ona robi bardzo podobnie. Jak pisałam z samego zestawienia różnych głosów jeszcze nic nie wynika.

Nie mam dobrej pamięci, ale z tej książki zapamiętałam tylko jedną rzecz - że popularna medialnie sprawa najbardziej znanego polskiego piekarza oddającego chleb była bardziej skomplikowana. 

Ponadto zdenerwował mnie fragment o pleśni na chlebie. Między innymi. Miałam wrażenie, że był jakiś taki sensacyjny na siłę. To nie jest ani nic zaskakującego, ani odkrywczego, że ludzie nie chcą jeść spleśniałego chleba. Ale ułożenie rozdziału jest takie, że najpierw autorka opisuje przedstawienie teatralne, na którym widzowie próbowali "spleśniałego" chleba - chleba specjalnie przygotowanego z grzybem, który nie był toksyczny dla ludzi. Później opisuje, że nie każda pleśń jest trująca, ale bez mikrobiologicznych testów trudno to stwierdzić. I na koniec zestawia to z faktem, że gdy w jakiejś jadłodajni przypadkowo wydano spleśniały chleb, to osoby w kryzysie bezdomności miały pretensje do ośrodka. W całym tym rozdziale - dokładnie to w całej książce - zabrakło mi jednej prostej obserwacji, a w zasadzie wrażenia węchowego, które na pewno nie jest obce osobom posiadającym dzieci - mianowicie zapachu kanapki znalezionej w plecaku na koniec wakacji. 

To jest też pewien kłopot całej tej książki. Autorka podejmuje tak wiele wątków, że czytelnik może się zastanawiać, czemu nie napisała jeszcze o tym i o tamtym. Dlaczego tak skupia się na chlebie, ale nie wyjaśnia, z jakiego powodu chleb jest tak istotny i ważny w kulturze, choć rozważa resztki z pańskiego stołu. Dlaczego wszystkie rozdziały dotyczące chleba nie są ułożone po kolei? 

Jakiś czas temu zaczęłam słuchać podcastu "Raport z przyszłości" - to część marki "Raport o stanie świata" - i narracja tego reportażu oraz sposób konstrukcji odcinków "Raportu z przyszłości" wydały mi się bardzo podobne. 

 

Tytuł: Znajomy świat
Autor: Hwang Sok-Yong
Tłumaczenie: Beata Kang-Bogusz
Wydawnictwo: Sonia Draga

Wzięłam tę książkę z biblioteki, bo była to jedyna książka koreańskiego autora, która rzuciła mi się w oczy. Dopiero w domu przeczytałam opis - miała to być kolejny wytwór koreańskiej kultury, który dotyczył kapitalizmu i nierówności społecznych. Byłam bardzo ciekawa, co autor ma do powiedzenia. 

Ależ się zawiodłam. Ale mam pewną teorię dlaczego. Otóż są w tej książce zdania błyskotliwe, ciekawe rozpoznania i sugestie, że jest tam coś więcej - ale jest to zanurzone w językowej przeciętności. Jakaś metaforyka zagubiła się w tłumaczeniu. Przy czym nie sądzę, aby to była wina tłumaczenia - raczej nieprzystawalności języków. Bo jeśli nie to, że jakaś metaforyka zagubiła się w drodze koreański-polski (wielkie brawa, że książka była tłumaczona z koreańskiego, bo to nie jest coś oczywistego, chociaż powinno), to oznacza, że książka zupełnie nie spełnia zapowiadanych ambicji. Jest ciekawa, szybko się ją czyta, ale jest zupełnie nieszczególna. Choć mogłaby być, bo miała ogromny potencjał. 

Tak naprawdę najciekawszą rzeczą, którą wyniosłam z lektury tej książki, jest potwierdzenie czy dodatkowe zwrócenie uwagi na to jak zapachy są istotne, jak ludzie zwracają na nie uwagę i poprzez nie się oceniają. 
 
Pozdrawiam, M

sobota, 18 grudnia 2021

Z braku laku - The Witcher 2

 Hello!

Obejrzałam drugi sezon Wiedźmina na Netflixie i mam wrażenia. Nie powiedziałabym, że nadmiernie pozytywne. 

Wiedźmin 2

Geralt jest dziwnie miły.
Śmiertelnie poważnie traktuje chronienie Ciri i jednocześnie chyba pozwolono Henremu Cavillowi używać większej liczby mięśni twarzy niż w pierwszym sezonie. 

Ciri... jest.
Niestety jej rola jest dla mnie najmniej przekonująca ze wszystkich. 

Triss udaje, że ma jakąś więź z Ciri. Ponadto jest zaskakująco niestabilna i chwiejna. 

Yennefer jest, ale równie dobrze mogłoby jej nie być. I to nie jest żart. Można by ją wyciąć z serialu i nie za wiele by się zmieniło. Cały jej wątek można by rozłożyć na inne postacie i nikt nawet by nie zauważył. Nawet Fringilla była w tym sezonie ciekawszą postacią niż Yennefer. Sama Yennefer jest głównie... niezrównoważona. 

Jaskier jest i to aż przykre jak bardzo nie ma roli. 

Wiedźmini w Kaer Morhen są jacyś tacy nijacy.

Ciekawe koncepty ponadfabularne umierają zanim zostaną poważnie rozwinięte. Na przykład eksplorowanie konceptu obcości i tego, że teraz przyszli po elfy a później przyjdą po artystów i cały przekaz antydyskryminacyjny. To wszystko na takim poziomie ogólnym zostaje ucięte jak mieczem i niewiele więcej o tym słyszymy. Chyba że od elfów. 

Insynuacja czy aluzja do tego, że wielu osobom nie podobała się chronologia pierwszego sezonu to nie były wyraz samoświadomości serialu tylko niepotrzebnej złośliwości twórców. Gdyby kilka osób miało z tym problem - może byłoby to ok. Ale miało wiele, a wielu widzów, którzy nie mieli, było ostrzeżonych o kopniętej chronologii pierwszego sezonu.   Na dobrą sprawę nie żeby ten sezon dobrze radził sobie z pokazywaniem upływu czasu - ile Ciri mogła spędzić w Kaer Morhen? Trzy miesiące? To nie za wiele. 

W trakcie oglądania miałam dwa główne uczucia: pierwsze - że widzę to wszystko, jak przez szybę. Ani do mnie nie docierają emocje prezentowane na ekranie, ani ja nie jestem w stanie wykrzesać z siebie żadnej emocjonalnej reakcji na to, co widzę. Jedyne dwa momenty, gdy było inaczej - to w pierwszym odcinku, gdy Tissaia szukała Yennefer po bitwie, drugi - gdy Vesemir mówił, że jest pełen nadziei na odrodzenie wiedźminów. 

Drugie - że chyba pójdę wypożyczyć książki i przeczytam sagę jeszcze raz, bo to będzie ciekawsze niż oglądanie tych ciągnących się odcinków. Może ciągnących to odrobinę niesprawiedliwa ocena, ale zdecydowanie nie siedziałam przyklejona do ekranu i nie mogłam się oderwać od oglądania. Wręcz przeciwnie - w czasie ogladania udało mi się zrobić całe mnóstwo innych rzeczy...

Chciałam napisać, że wydaje mi się, że ta rewelacja odkryta na koniec drugiego sezonu w książce była okryta duuuuuuużo później, ale tak naprawdę tego nie pamiętam, ponadto - zastanawiam się, na ile to rewelacja dla osób oglądających - bo chyba w grze też było to wiadome. Więc być może to mniejsza niespodzianka a większy... segway do trzeciego sezonu. Bo nawet nie cliffhanger - i tak wiemy, że wszyscy ścigają Ciri, bo jest księżniczką lub z innych powodów powiązanych z jej rodowodem. Przy czym w świecie przedstawionym szachy będą musiały zostać rozegrane inaczej niż plany w książce. Gdy teraz się nad tym zastanawiam, to być może serialowi jednak trochę ciąży materiał źródłowy oraz gry. Mi jako widzowi jakaś tam znajomość książek, jak widać, wcale nie pomaga.


To dziwne - robiłam notatki w czasie ogladania, przepisałam je dziś rano, jest tuż przed publikacją wpisu - a ja, nie napiszę, że nie pamiętam serialu, chociaż w sumie tak naprawdę w pamięć zapadł mi tylko pierwszy odcinek, ale jest mi ten serial zaskakująco obojętny. A to nie jest odczucie, którego się spodziewałam. 

Pozdrawiam, M

środa, 15 grudnia 2021

Jak poukładać sobie życie w niepewnych czasach? - Happiness

Hello! 

Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że piszę o dramie Happiness! Z dwóch powodów - dopiero co się skończyła, więc to bardzo świeża sprawa i dwa - jest świetna. Tak naprawdę to trochę przypadek, że udało mi się ją tak szybko zobaczyć. Nie oglądałam jej na bieżąco i zdziwiłam się, gdy w weekend okazało się, że już się skończyła - dosłownie dzień po tym, gdy zdecydowałam się na oglądanie. Ale Happiness jest fenomenalną dramą do obejrzenia w jeden weekend. 

Happiness drama
Źródło: https://www.hancinema.net/korean_drama_Happiness_-_Drama-picture_1392904.html
 

Pierwszy odcinek może wydawać się przytłaczający, bo dzieje się w nim naprawdę dużo. Ale to bardzo dużo jest znakomicie ułożone i uzasadnione - stwarza doskonałe podwaliny pod resztę serialu. Ten odcinek otwiera bardzo wiele dróg i stwarza szerokie możliwości rozwoju kolejnych epizodów. Dużo jest w tym zasługi obsady aktorskiej, która od samego początku ma znakomitą i naturalną chemię. I nawet nie powiedziałabym, że nasza główna para -Yi-hyun ( w tej roli Park Hyung-sik) i Sae-bom (Han Hyo-joo) - wiedzie w tym prym. Sae-bom ma co prawda znakomitą relację na ekranie ze swoim kolegą z jednostki specjalnej, wydaje się, że tworzą zgrany duet. Aktorsko zdecydowanie na pierwszy plan wybija się Jo Woo-jin w roli tajnego/wojskowego ministra zdrowia (albo kogoś w tym rodzaju). Pod względem historii, tła, powiązań i moralnej szarości - to on niesie cały ten serial. 

Wracając do tego, że w pierwszym odcinku dzieje się dużo - to drama o zombie (ludziach zaatakowanych przez tajemniczą chorobę) i już w pierwszym odcinku jest ich zaskakująco dużo. A serial promowany był zasadniczo faktem przeprowadzki Sae-bom do apartamentowca. Spodziewałam się wprowadzenia - a widz rzucony jest na dość głęboką wodę. Ogólnie to dość intensywna drama i to zarówno pod względem dziania się rzeczy, jak i intensywności poznawania informacji. I to drama o ZOMBIE. I ma 12 odcinków - po dramach wyjątkowo łatwo zauważyć, jak rozłożenie tego, co się dzieje w poszczególnych odcinkach ma się do ich ogólnej liczby. Ten fakt sprawił też właśnie, że udało mi się ją tak szybko obejrzeć i tak szybko o niej napisać.

Dość ciekawy jest świat przedstawiony. Bohaterowie żyją w świecie po covidzie, ale najwyraźniej w świecie zupełnie bez koncepcji zombie. I to dodaje do dramy ciekawego i początkowo nawet nieco bardziej istotnego wątku - czy ten szalony, chory człowiek to jeszcze człowiek, czy już potwór. I obserwujemy bardzo różne podejścia do tego tematu. I dość poważne, ta drama ogólnie jest dość poważna, a sprawa zombie (o których ja tak piszę dla ułatwienia sobie sprawy, w dramie o ile zrozumiałam słowo zombie nie pada) jest traktowana bardzo medycznie. Oraz w powiązaniu w narkotykami i chciwością firm farmaceutycznych...

To prawie filozoficzne podejście do zombie kieruje uwagę na kolejny aspekt dramy - wieżowiec. Apartamentowce także mają swoje odniesienia filozoficzne - kto wyżej mieszka i co to oznacza. I tak dalej. Bo w zasadzie to drama o ludziach (zaskakująco niewielkiej liczbie, jak na tak wielopiętrowy budynek) w apartamentowcu, który został objęty izolacją/ kwarantanną/ stanem nadzwyczajnym. A że w budynku mieszka Sae-bom, która jest wyjątkowo ważna dla tajnego ministra, to obserwujemy "przygody" (próbę przetrwania) mieszkańców (oraz osób, które znalazły się w środku przez przypadek) tegoż apartamentowca.

Inną rzeczą jest to, że w tej dramie czają się jakieś dziwne, ukryte smutne aluzje. Ukryte pokłady smutku. I z jednej strony widz wie, na co się pisze, zaczynając oglądać dramę o zombie, a z drugiej strony poczucie, że to nie jest taka puchata i milusia drama z oczywistym dobrym zakończeniem mogło być przytłaczające. Przynajmniej do pewnego czasu. Po kilku odcinkach drama osiąga pewien pułap, fabularna ścieżka, którą idzie, wyraźnie się klaruje i można by nawet zarzucić Happiness lekką przewidywalność. Gdyby widz miał czas się zastanawiać. Bo nie chodzi mi o oczywiste furtki scenariuszowe tylko poważniejsze zastanawianie - na nie w trakcie oglądania trudno sobie pozwolić. Sama drama wciąż bywa smutna, ale samo poczucie jest dużo mniejsze. Ogólnie jednak - bardziej przewrotnego tytułu nie można jej było nadać.

Powiedziałabym, że są z tą dramą tylko dwa problemy - gdy zaczyna się myśleć o pewnych szczegółach, różne rzeczy przestają się spinać i to są bardzo różne aspekty dramy. Może gdzieś tam majaczyły jeszcze dwa odcinki? Może tych wyjaśnień nie udało się już wcisnąć - nie wiem. Druga rzecz - piosenki w dramie są w najlepszym wypadku dziwne, w najgorszym słabe, jest ich mało i były raczej irytujące. Może same w sobie są dobre (jestem bardzo rozdarta w ocenie piosenki Pain), ale w dramie - nieszczególnie.

Mam wrażenie, że opinia nie wyszła tak entuzjastyczna, jak bym chciała, ale też nie chciałam zdradzać za wiele z fabuły i opisywać każdego mieszkańca apartamentowca z osobna. Ale zaręczam - to świetna drama. Szczególnie jeśli szukacie czegoś wciągającego i intrygującego na weekendowy seans!

LOVE, M

sobota, 11 grudnia 2021

Nie tylko w kinie i teatrze 31

 Hello!

Nie tylko w kinie i teatrze staje się wpisem cyklicznym - raz w roku i w grudniu. Ale nie wyobrażam sobie, aby go nie było, bo bez Nie tylko w kinie i teatrze nie byłoby mojego całego zainteresowania teledyskami i pewnie k-popem. Więc przynajmniej jeden wpis w roku z tej serii być musi. Może w 2022 będzie więcej, bo ja cały czas zbieram nowe teledyski. I naprawdę mam nadzieję, że numeracja wpisów się zgadza, bo z jakiegoś powodu do tej pory te wpisy nie dostały własnego tagu. Poważnie rozważam zmianę tego stanu rzeczy.

Ponieważ na bloga zagląda wiele nowy osób - Nie tylko w kinie i teatrze to wybór teledysków, klipów muzycznych, w których występują aktorzy i aktorki. Czasami wpisy były podzielone na aktorów, aktorki, klipy zagraniczne i polskie oraz takie, w których pojawia się grupa aktorów. Zdarzało mi się też pisać o reżyserach i firmach produkcyjnych.

Nie tylko w kinie i teatrze

1. Muniek Staszczyk - Pola

Obsada aktorska: Agata Buzek - rola tytułowa; i inni. Ze specjalnym udziałem Jacka Braciaka

Mam słabość do teledysków, w których są jakieś elementy balu - czy to eleganckiego przyjęcia, czy balu maskowego - a ten klip ciekawie wykorzystuje motywy i konotacje zarówno te mniej, jak i bardziej oczywiste różnego rodzaju przyjęć. Oraz bycia widzialnym i niewidzialnym.

2. HEY - 2015

Obsada aktorska: Agata Kulesza, ze specjalnym udziałem Marcina Dorocińskiego

Nie przepadam za bardzo hiperanalizowaniem i interpretowaniem teledysków, ale zimno, pustka i samotność, które się z niego przebijają, są przeszywające. Przy czym, ten klim i powyższy zaskakująco dobrze się ze sobą zgrywają. Także w tym, że ostatecznie - jest lepiej. 

3. MATA - Kiss cam (podryw roku)

No to zmieniliśmy repertuar oraz czas i udajemy, że jestem na bieżąco! Lubię pisać o polskich teledyskach, bo w większość mają one podpisane wszystkie osoby, które do powstania takiego klipu się przyczyniły. W tym poza MATĄ wymienione jest trzynaście nazwisk członków obsady aktorskiej, ale ja wspominam o Kiss cam z powodu obecności Michała Milowicza. I też nie wszystkie osoby z obsady są prawdziwymi aktorami. 

4. Ed Sheeran - Shivers

Obsada aktorska: AnnaSophia Robb

Dalej jestem całkiem na bieżąco i przy okazji tego klipu mogę zahaczyć o jeszcze jeden temat. Mianowicie z czasem poza aktorami i aktorkami w teledyskach zaczęłam zwracać uwagę na ich reżyserów, dyrektorów kreatywnych czy ogólnie studia produkcji. I klipy realizowane przez Dave'a Meyersa są jednymi z moich ulubionych. Chociaż zwykle są dziwne, bardzo dziwne, czasami wręcz mam wrażenie, że reżyser balansuje gdzieś na jakiejś granicy dobrego smaku. Ale są też bardzo kreatywne i zazwyczaj całkiem zabawne. Shivers jest raczej zabawny i kreatywny, ale klip do Bad Habits jest nieco dziwny - w znaczeniu efekty specjalne są chyba specjalnie tak dziwnie słabo zrobione, latanie wygląda zupełnie nierealistycznie. A animacja motoryki tłumu - zupełnie tego nie rozumiem!

5. Sabrina Carpenter - Skin

Obsada aktorska: Gavin Leatherwood

Jeśli zastanawiacie się, skąd możecie znać aktora z tego teledysku - odpowiedź brzmi: najprawdopodobniej z Chilling Adventures of Sabrina

Jeśli zaś zastanawiacie się, choć wątpię, skąd ja znam tę piosenkę - odpowiedź brzmi: bo to podobno odpowiedź na piosenkę Olivii Rodrogio drivers licence, której osobiście nie znoszę i ogólnie nie rozumiem całego fenomenu tej dziewczyny (ale może po prostu każde pokolenie trzynastolatek potrzebuje swojej idolki). W każdym razie Skin to całkiem ładna piosenka. Bardzo poetyckie powiedzenie "idź się wypchaj, dziecko, bo nic nie wiesz". A teledysk zasadniczo dotyczy tego, że ściany się mogą walić, sufit może przeciekać, może być trzęsienie ziemi - a mój chłopak będzie przy mnie. I trzeba przyznać, że ktokolwiek dobrał Sabrinie aktora, wiedział, co robi, bo ładnie razem wyglądają. 

6. Hozier - Dinner & Diatribes

Obsada aktorska: Anya Taylor-Joy

Wracamy do działu dziwne i niekoniecznie komfortowe do oglądania teledyski! Byłam tak skupiona na oglądaniu, że nawet nie wiem, o czym jest ta piosenka. A Anya ma zieloną sukienkę i tak dobrze w niej wygląda!

Musi być 6 klipów, zwykle jest 5, bo jeśli będzie więcej - wpis będzie się niestety ładował długie godziny. Ponieważ jednak wpadłam w nastrój pisania o teledyskach być może kolejny wpis z tego cyklu wcale nie ukaże się za rok, tylko nieco szybciej!

LOVE, M

środa, 8 grudnia 2021

Arcane - recenzja podwójna

- Obejrzyj Arcane.
- Po co?
- Bo chcę się dowiedzieć, jak je odbiera osoba, która nie ma pojęcia o LOL-u.
- Dobra. Pod warunkiem, że napiszesz mi recenzję, a ja napiszę swoją.
- Spoko.

I tak doszło do powstania dzisiejszego wpisu. Możecie zacząć od części mojego brata, bo on wyjaśnia kim są postacie - a ja od razu się emocjonuję. 

Arcane recenzja
Źródło: By https://arcane.com/en-us/media/, Fair use, https://en.wikipedia.org/w/index.php?curid=69429758

Część M:

Zacznę od tego, że projekty wyglądów postaci zupełnie mi się nie podobają i ich nie rozumiem. Po pierwsze, co to za dziwne cienie na ich twarzach, po drugie - dlaczego oni wyglądają jak ludziki wycięte z papieru (wiem, że animowanie włosów to pewnie upierdliwa praca, ale sądzę, że warta zachodu). I czemu wydaje się to takie nieostre? Wrażenia z pierwszego odcinka: nudy, nie wiem, czemu miałabym się przejmować tym, co dzieje się z bohaterami. 

Wrażenia z drugiego odcinka: za stara jestem, aby kibicować bohaterom, którym mówi się, że nie powinni czegoś robić a oni i tak to robią. 

Wrażenia z trzeciego odcinka: bohaterowie są głupsi niż sądziłam. A Powder otrzymuje zaszczytne miano najgłupszej i najbardziej irytujące bohaterki wszechczasów!!!

Wrażenia z czwartego odcinka: nie napisałam tego wcześniej, ale jedyną rzeczą, która mi się podoba jest miasto. Bardzo się udało i jest bardzo, bardzo ładne. Byłam też trochę zaciekawiona wątkiem chłopaczka-naukowca. 

Ale ogólnie - jesteśmy w połowie sezonu, a ja dalej nie wiem dokąd ta historia ma zmierzać. Gdyby to było anime i gdybym nie umówiła się z bratem, to nie obejrzałabym więcej niż pierwszy odcinek. 

Wrażenia z piątego odcinka: fabuła wciąż zmierza donikąd, a jeśli ta opowieść (pomijając brutalność) miała jakiekolwiek zalążki niedosłowności - to właśnie je straciła. 

Wrażenia z szóstego odcinka: Nie wspominałam, ale jedyną postacią, którą lubię, jest Victor. 

Wrażenia z siódmego odcinka: Zastanawiam się, czy napisanie, że Arcane jest przewidywalne, nie będzie obrazą dla innych przewidywalnych wytworów kultury... 

W tym momencie mocno kusiło mnie, aby obejrzeć "Historia Leauge of Legends - wyjaśniona!", ale się powstrzymałam. Choć miałam poczucie, że czterdziestominutowy filmik na YouTube może być ciekawszy niż cały ten serial.

Wrażenia z ósmego odcinka: Dlaczego w tej bajce wszyscy są tacy niekompetentni!!!

Wrażenia z odcinka dziewiątego: Nie bawią mnie szantaże w oglądanie drugiego sezonu, ale w nim może przynajmniej coś naprawdę będzie się działo.

Jak widać - podobało mi się nieszczególnie. Głównie dlatego że za mało wiadomo o wszystkim, dlaczego miasto jest podzielone na górę i dół - chociaż zasadniczo to dwie strony rzeki (chyba? im bardziej ktoś mi próbował wytłumaczyć tę topografię, tym bardziej jej nie rozumiałam), a wszystko na początku mówi widzowi, że jest to podział bardziej dosłowny. Dlaczego świat zamyka się w tym mieście, skoro dowiadujemy się, że są portale. Jak działa ta cała magia i coś, co chyba jest magią, ale w sumie nie wiadomo. Jak działa cała polityka tego miasta? Dlaczego może poza trzema wyjątkami wszyscy bohaterowie to ludzie. Jeszcze żeby to były postaci, które można jakoś polubić... 

I część Dominika:

Serial animowany Arcane, osadzony w uniwersum League of Legends, przedstawia nam całkiem schematyczną, lecz przyjemną historię dziejącą się  w dwumieście Piltover i Zaun, zwanych odpowiednio górnym i dolnym miastem. I od tego zacznijmy, projekty lokacji są bardzo ładne i wyraźnie różne, steampunkowe „miasto postępu” Piltover jest jasne, pełne ciepłych barw i ozdób o kształtach w motywie zębatek, śrub czy innych części mechanicznych. To tu mieszkają bogaci, wpływowi  oraz uzdolnieni technicznie czy naukowo ludzie. Jego lustrzanym odbiciem jest ciemne, zamglone oraz wyraźnie niebezpieczne „podmiasto” Zaun. Dominuje w nim czerń i zieleń, ludzie są tu biedni, ale nie mniej uzdolnieni niż na górze, choć często zamiast rozwojem zajmują się nie do końca legalnym biznesem.

Starczy o widokach, w końcu warstwę wizualną każdy oceni subiektywnie, nie mniej jak już powiedziałem – podoba mi się.

Główne postacie jakich losy będziemy śledzić są również grywalnymi bohaterami w Lidze a są to:

Vi – Różowowłosa „chłopczyca”, wiecznie zbuntowana, agresywna, uparta oraz walcząca o swoje. Pochodzi z dolnego miasta, jej rodzice nie żyją, więc razem z innymi dziećmi została przygarnięta przez Wandera. Niestety postać ta myśli więcej pięściami niż głową, przez co sprowadza na siebie i innych spore problemy.

 Powder – Młodsza siostra Vi, brakuje jej pewności siebie, rzeczy, za które się bierze, zazwyczaj nie działają, ale przez to i presję ze strony otoczenia ma ogromną potrzebę wykazania się co skutkuje jeszcze większymi porażkami

Jayce – Młody naukowiec z górnego miasta, ambitny, ma cel i pasję jednak postęp, do którego chce dążyć, nie jest uznawany za bezpieczny. Mimo słusznych przekonań i podniosłych pobudek brakuje mu tej samej cechy co poprzednim postaciom – nie słucha, gdy ktoś próbuje powiedzieć mu, że jego pomysł nie jest dobry.

Viktor – Również młody naukowiec, tym razem z Zaun. Dzięki swoim umiejętnościom dał radę awansować społecznie, życiowo i naukowo. Jednak, aby nie było zbyt pięknie, choruje on od dziecka na nie uleczalną chorobę. Jako jedyny uwierzył w projekt Jayca i od tamtej pory współpracują nad technologią hextech.

Niestety, wizualnie postacie wypadają gorzej niż lokacje. No, ale o ile nie można przyczepić się do wyglądu od szyi w dół, ubrania są szczegółowe, mają ciekawy design i po samym stroju jesteśmy w stanie rozpoznać, kto go nosi,  tak ich twarze i włosy wyglądają trochę dziwnie, jakby nie do końca pasowały artystycznie do reszty, no może poza Viktorem, który akurat wygląda na przepracowanego i chorowitego tak, jak jego postać powinna.

Ale to o fabułę przecież tu chodzi, tak jak projekty miast są ciekawe, ale jednocześnie schematyczne, tak historia również nie jest specjalnie oryginalna. Ot dwa skłócone miasta, dzieciaki z biedniejszego chcą walczyć z górnym miastem, bo „oni mają i nam nie dają”, a ludzie z Piltover mają ich gdzieś, póki nie robią im realnych problemów. No i w całej tej scenerii rozgrywa się kilka wątków, a to młodzi naukowcy dokonują przełomu, który w nieodpowiednich rękach może spowodować spore problemy, a to dwie siostry chcą zawłaszczyć trochę bogactw, a tam gangi rozprowadzają nowy narkotyk, aby przejąć władzę w mieście. Wszystkie te napięte sytuacje eskalują czasem szybciej czasem wolniej, ale czuć, że jedne są powiązane z drugimi. Serial nie wymaga, aby osoba, która go ogląda znała uniwersum w jakim się dzieje, ale na pewno pomaga to w odbiorze, ponieważ nie wszystkie kwestie są wyjaśnione w sposób oczywisty, oraz startujemy wtedy z pewnym przywiązaniem (nie do końca to słowo oddaje to, co chciałem tu ująć, ale nie mam lepszego) do postaci, pomaga to uniknąć wrażenia „ta postać ma mnie interesować, bo jest główną postacią”. Prawdą jest też, że nie wszystkie wątki są równie ciekawe, osobiście najlepsze wrażenia wywarł na mnie (kto by się spodziewał) wątek Viktora, jednocześnie nie miałem oporów, aby porzucić skupienie, gdy na ekranie dominowała Vi.

Jeszcze słowo o muzyce – pięknie dobrana jest. Można myśleć, co się chce, o twórczości Imagine Dragons jednak czołówkę zrobili bardzo dobrze. Na szczególną uwagę zasługuje piosenka What Could Have Been w wykonaniu Stinga [i Raya Chena – na skrzypcach!!!]. Również sama muzyka w tle różnych sytuacji jest bardzo dokładnie dobrana, aby pasować do wydarzeń i nie przeszkadzać.

Podsumowując: i ja, i brat zdecydowanie jesteśmy Team Victor. I  tego, co widziałam na Twitterze – nie my jedni.

PLUS: Na Instagramie organizuję rozdanie książki "Kraj niespokojnego poranka. Pamięć i bunt w Korei Południowej" - zapraszam do udziału!

 

Pozdrawiamy, M&D