wtorek, 30 czerwca 2015

Początek ("Sherlock")

Hello!
Po tygodniowej przerwie wracam do tematu wakacji czyli Sherlocka Holmesa. W tym miesiącu na pewno pojawią się recenzje serialu BBC zaczynając od dziś. Co prawda nazywać 3 odcinki, a każdy trwający tyle co niezbyt długi film, serialem, gdy jest się przyzwyczajonym do 24 odcinkowych sezonów, jest dla mnie dość dziwne. Ale nie przeszkadza lubić "Sherlocka".


W poście Dlaczego zaczynamy oglądać seriale? napisałam, że "Sherlocka" zaczęłam oglądać, bo Benedict Cumberbatch zaczął wyskakiwać z lodówki. Lodówka to mało precyzyjne określenie i oczywiście mam na myśli fakt, że gdziekolwiek w internecie nie zajrzałam, czy to był tumblr, facebook, blogi czy nawet wiadomości, tam było pełno informacji na temat tego serialu. Denerwowało mnie to niesamowicie, nic nie mogło się odbyć bez wpadnięcia na zdjęcia Benedicta. W końcu, chcąc dowiedzieć się o co jest to całe zamieszanie obejrzałam pierwszy odcinek. Nie jestem pewna kiedy to było. Na pewno przed tym jak serial pojawił się na antenie TVP. Pamiętam za to, że, wbrew moim uprzedzeniom i obawom, serial mi się spodobał. Pierwsze mniej więcej 20 minut pierwszego odcinka to jeden z najzabawniejszych (nie mylić ze śmiesznym) fragmentów całego sezonu, jeśli nie całego serialu.


W czasie czytania "Studium w szkarłacie" byłam zaskoczona jak wiele różnych naprawdę drobnych detali zgadza się i jest pokazane w serialu. Niestety moja biblioteka jest zamknięta do odwołania i nie mogę czytać kolejnych książek.

Po ponownym obejrzeniu 3 pierwszych odcinków dochodzę do wniosku, że łatwiej jest mi jednak traktować każdy jako mniej więcej zamkniętą całość, bo mogę je wtedy łatwo sklasyfikować. Pierwszy jest w większości zabawny, drugi okropnie mnie nudzi, co oczywiście nie jest jednoznaczne z tym, że jest nudny, a trzeci jest naprawdę pasjonujący. "Sherlock" to chyba serial, w którym takie osobiste odczucia względem pojedynczych odcinków są ważniejsze niż określanie czy sezon się podobał.


Jak wspominałam absolutnie nie byłam przekonana do Benedicta. Do czasu, aż okazało się, że on nie gra Sherlocka tylko nim po prostu jest. Idealnie wpisuje się w wizję postaci przedstawianą przez twórców serialu. Jednak czy Sherlocka Holmesa z BBC można łatwo polubić? Chyba nie. Po pierwszym obejrzeniu pierwszego sezonu nie zwróciłam uwagi na fakt, że John przedstawiony w serialu jest wyjątkowo zdesperowany. Dostrzegłam to dopiero teraz i nie powiem, aby mi się to spodobało. Watson jest uosobieniem wszelkich ludzkich cech, których brakuje Holmesowi, ale jednocześnie szuka u niego aprobaty i chce aby Holmes go doceniał, choć wie, że tak naprawdę jego słowa nic nie znaczą. Doskonałym przykładem wykorzystywania uczuć jakie budzi Sherlock jest Molly. To jedna z moich ulubionych postaci, choć często zachowuje się bardziej niż żenująco, ale zawsze mi jej bardzo szkoda, gdy Holmes czegoś od niej chce i prawi jej komplementy, a ona się na to łapie. Troszkę chyba za bardzo poszłam w psychologiczne aspekty, wróćmy do serialu.


Potrafię sobie wyobrazić co czuły osoby, które na drugi sezon musiały czekać dość spory kawałek czasu. Do czego jak do czego, ale do finałów twórcy mają talent. Postacią z tego serialu, którą prawdziwie uwielbiam jest Moriarty. Andrew Scott jest genialny. Mogłabym się zachwycać i zachwycać, jego po prostu trzeba zobaczyć.

O innych elementach serialu i postaciach, które przewijają się przez wszystkie sezony napiszę w następnych notkach.
LOVE, M

piątek, 26 czerwca 2015

"Diabelskie maszyny"- cytaty

Hello!
Kiedyś dużo częściej dodawałam na bloga cytaty z książek, ale ostatnio prawie tego nie robię. Chyba jednak w najbliższym czasie powrócę do tej tradycji, bo to dość prosty i przyjemny sposób na przedstawienie przeczytanych książek. Dziś postanowiłam wykorzystać cytaty na zakończenie tygodnia z "Diabelskimi maszynami".


"Mechaniczny anioł"
>"-Lubię kaczki - wtrącił dyplomatycznie Jem. - Zwłaszcza te z Hyde Parku. - Zerknął z ukosa na przyjaciela. Obaj siedzieli na brzegu wysokiego stołu, z nogami zwieszonymi nad podłogą. - Pamiętasz, jak próbowałeś kiedyś mnie namówić, żebym rzucił im piróg nadziewany mięsem, bo chciałeś sprawdzić, czy uda się wyhodować rasę kaczek kanibali?
-I zjadły go - przypomniał Will. - Krwiożercze małe bestie. Nigdy nie ufaj kaczkom."


> "Uroda blaknie, gotowanie jest wieczne"

> "Magnus uśmiechnął się szeroko.
- Czarne włosy i niebieskie oczy to moje ulubione połączenie.
Tessa odruchowo sięgnęła do jasnych loków Camille. Bane wzruszył ramionami.
- Nikt nie jest doskonały."


> "-Więc o nim zapomnij.Jest jakiś szczególny powód, dla którego wciąż gryziesz wampiry?
Will dotknął zaschniętej krwi na nadgarstkach i uśmiechnął się lekko.
-Bo się tego nie spodziewają.
-Oczywiście,że nie. Wiedzą co się z nami dzieje, kiedy spróbujemy ich krwi.Pewnie oczekują po Tobie więcej rozsądku.
-I to oczekiwanie nigdy nie wychodzi im na dobre, nie sadzisz?"



"Mechaniczny książę"
>"-A jakie jest określenie na racjonalny strach przed irytującymi idiotami?- wypaliła Jessamine"

>"Charlotte rzuciła kartkę na biurko i wykrzyknęła z gniewem:
- Aloysius Starkweather to najbardziej uparty, zakłamany, zawzięty, przekorny, zdegenerowany...-Urwała i zacisnęła usta, najwyraźniej starając się odzyskać panowanie nad sobą.
-Może słownik?-spytał Will (...)"

>"A jakiego koloru jest twoja dusza, Willu Herondale?
-Fioletoworóżowa"

>"Jestem w domu wilkołaka, pomyślał Will, obok klęczy czarownik i mnie pociesza, a metr dalej leżą prochy martwego demona. Kto potrafiłby sobie coś takiego wyobrazić"

"Mechaniczna księżniczka"
>"Każde spotkanie doprowadza do rozstania i tak zawsze będzie, dopóki życie jest śmiertelne.
 W każdym spotkaniu jest część żalu z rozstania, ale w każdym rozstaniu jest ta sama ilość radości ze spotkania."

>"Jestem dramatyczny-Przyznał Will.-Gdybym nie był Nocnym Łowcą, czekałaby mnie przyszłość na scenie. Nie wątpię, że nagradzano by mnie aplauzem."

>"Ale ty jesteś bardziej jak bohaterowie ze starożytnych czasów, jak Achilles i Jazon.
- Achillesa zabito zatrutą strzałą, a Jazon zmarł samotnie, zamordowany przez swój własny, rozpadający się statek. Taki właśnie jest los bohaterów i tylko Anioł wie, dlaczego ktokolwiek chciałby być jednym z nich."

>"-Konsul? Przeszkadza nam w śniadaniu? Co będzie dalej? Inkwizytor na herbacie? Pikniki z Cichymi Braćmi?
-Pieczone kaczki w parku- rzucił Jem szeptem."

Trzymajcie się, M

czwartek, 25 czerwca 2015

Zgrzytanie zębów ("Mechaniczna księżniczka")

 Hello!
"Mechaniczna księżniczka" to ostatni tom trylogii "Diabelskie maszyny". Autorka nie patyczkuje się z czytelnikiem od pierwszych stron książki, nie ma taryfy ulgowej, jest wyjątkowo dramatycznie. Ale to tylko przygotowanie na to co czeka nas pod koniec. Zaryzykuję stwierdzenie, że pani Clare jest wręcz okrutna. A potem wręcz absolutnie brutalna. Ta książka to jazda bez trzymanki po naszych emocjach. O ile w poprzedniej części jeszcze działo się wyjątkowo dużo w tej jest odrobinę spokojniej, ale po skończeniu czytania czułam się jakby mnie przejechał walec. Właśnie ze względu na przeżywanie uczuć bohaterów.



Gdy pod koniec "Mechanicznego Księcia" pojawiła się siostra Willa już wiedziałam, że nie ma możliwości abym ją polubiła. I nie pomyliłam się, niesamowicie calutką książkę grała mi na nerwach. Te jej dylematy i troska o Willa. Cały czas miałam wrażenie, że jest zupełnie w książce niepotrzebna. I podejrzana. Ponadto później przekonałam się, że została wprowadzona do książki chyba tylko po to, aby Gabriel miał parę.

Wspominałam, że od początku polubiłam Henrego? Może przez to, że był niedoceniany przez innych. Ale ja widziałam swoje. Też dzięki przeczytaniu pięciu tomów Darów Anioła i naprawdę polecam czytać Diabelskie Maszyny jednak po Darach, albo w trakcie, w kolejności jak książki zostały wydane. Wracając do Henrego. To Magnus był osobą, która pierwsza naprawdę go doceniła. A ja uwielbiam go jeszcze bardziej.On wręcz zaprzyjaźnił się z Henrym. W morzu tragedii jakie serwuje nam autorka takie przejawy wzajemnej serdeczności są na wagę złota. Tu się wkrada jeszcze jeden element pozytywny czyli Gideon i Sophie, i to jest para, którą lubię najbardziej ze wszystkich.

Wróćmy jednak do tragedii. Po pewnym czasie przestałam wierzyć, że za tą historią stoi kobieta. Nawet nie ze względu na pogrywanie z uczuciami czytelników, bo to pasuje, ale za bawienie się z emocjami bohaterów. Jest w książce scena, która absolutnie skrzywdziła trójkę głównych bohaterów. Nie polubiłam szczególnie Tessy, nawet historia jej wisiorka okazała się ciekawsza niż jej własna, ale Willa i Jema owszem. A autorka to zepsuła. Po tym jednym momencie miałam syndrom wyparcia i aby móc czytać dalej zapomniałam. Ale jakiś taki niesmak pozostał.

Jednak nie spodziewałam się, że tak mocno zżyję się z postaciami i bardzo, bardzo przeżywałam całą książkę. Nie mam pojęcia ile chusteczek zużyłam. Z jednej strony trzeci tom jest wręcz niewiarygodnie smutny, ale epilog daje nadzieję na przyszłość.

Chciałam jeszcze napisać o dwóch rzeczach odnośnie całej trylogii. Gdy zaczęłam ją czytać pierwszym moim odruchem była chęć sprawdzenia drzew genealogicznych postaci, te znane z Darów nazwiska, i od razu dowiedzieć się jaki stopień pokrewieństwa łączy poszczególne postaci. Niektórych można się było domyślić, niektóre były zaskakujące, ale całość fascynująca. Na przykład okazuje się, że Jace, Isabelle i Alec mają wspólnych prapraprapradziadków, bawiłam się w rysowanie tych drzew. Druga fantastyczna sprawa, to fakt, że każdy rozdział zaczynał się cytatem, fragmentem wiersza i to wyjątkowo trafnie dobranym do tego, co się miało dziać. A bohaterowie- Will i Tessa- sami byli absolutnie zafascynowani książkami. Czasami było to denerwujące, bo pojawiały się spoilery, na przykład z dzieł Dickensa, ale tym samym zachęcało to do ich przeczytania, ale generalnie popisywanie się znajomością literatury i poezji było genialne. Plus pod koniec "Mechanicznej księżniczki" pojawia się fragment z "Davida Copperfielda", którą to książkę skończyłam czytać tuż przed zaczęciem "mechanicznej" serii.

To jeszcze nie koniec, z "Diabelskimi maszynami" spotkamy się jeszcze jutro, M

środa, 24 czerwca 2015

Śmiech przez łzy ("Mechaniczny książe")

 Hello!
W drugim tomie bardzo szybko poznajemy powód wstrętnego zachowania Willa. Naprawdę cieszę się, ze to miało jakąś przyczynę, bo już się zaczynałam martwić, że to po prostu okropna postać.  Dodatkowo wiąże się to bezpośrednio z tym, dlaczego Will uciekł z domu. W rozwiązaniu problemu pomaga mu Magnus, ja mam do niego ogromną słabość więc bardzo się cieszę, że jest go dość dużo w "Mechanicznym księciu". Cały ten wątek bardzo ładnie wpisuje się w akcję i ją uspokaja. Był potrzebny, bo książka jest wręcz przeładowana.

Akcja, uczucia, akcja, uczucia. Na dosłownie każdej stronie coś się dzieje. Czytam sporo, ale tak dużej ilości działań i emocji na 500 stronach jeszcze nie spotkałam. Poczynając od poszukiwań Mortmaina, po przeżycia małżeńskie Charlotty i Henrego, po problemy z Jessamine i Natem, kolejny bal, treningi Sophie i Tessy prowadzone przez Lightwoodów i całe spektrum odczuć jakie może nam zapewnić bohaterka o dwóch adoratorach. I przeważnie są to mocno skrajne uczucia. Ale nie tylko Tessy. W czasie czytania "Mechanicznego księcia" dosłownie co dwie strony zmieniał mi się wyraz twarzy, raz śmiałam się w głos, zaraz szkliły mi się oczy, czasami niewiele brakowało, a krzyknęłabym z zaskoczenia. I tak w kółko. Dzięki takiej kumulacji wszystkiego książkę czyta się niesamowicie szybko, jeden wieczór.

W tym tomie opisy nie rażą, a są bardzo potrzebne, trochę jak retardacja. I nie ma tak wielu nowych postaci żeby rozwlekać się nad ich wyglądem. Pojawiają się wyżej wspomniani bracia Gabriel i Gideon Lightwoodówie. Imię drugiego z nich od razu skojarzyło mi się z Alekiem z "Darów Anioła", bo jeśli uważnie się je czytało to wiadomo, ze Gideon to jego drugie imię, i z tego powodu bardzo uważnie śledziłam poczynania imiennika  w "Mechanicznym Księciu". I bardzo podoba mi się kierunek, w którym zmierza, zobaczymy jak zostanie to rozwinięte w następnym tomie.
Na jedną z moich ulubionych postaci drugoplanowych wyrasta Sophie- pokojówka w Instytucie. Chociaż ma pracę jaką ma, jest silną, niezależną dziewczyną, nie naiwną, ale przesympatyczną i często ma dużo racji w tym co mówi i robi.

Czekałam na rozwój postaci Tessy, ale doczekałam się zaledwie jednej istotnej i jednej nieistotnej informacji na jej temat. A poza tym ciągle było mniej więcej tak: widzi Jema: Jem, Jem, Jem; widzi Willa: Will, Will, Will. W pewnym momencie miałam już jej szczerze dość, ale plus za to, że podjęła jakaś decyzję.

Nie pozostaje mi nic innego niż jeszcze trochę poczekać na rozwiązanie wszystkiego w "Mechanicznej księżniczce".

LOVE, M

wtorek, 23 czerwca 2015

Steampunk ("Mechaniczny anioł")

Hello!
Anglia za czasów panowania królowej Wiktorii, Londyn i Nocni Łowcy. Czyli wszytko to co lubię. Oto pierwszy tom trylogii "Diabelskie maszyny" Cassandry Clare.





Tessa Gray przybywa do Anglii, do brata. Wypadki nie mogą jednak ułożyć się po jej myśli i trafia w końcu do londyńskiego Instytutu. Bohaterka jest obdarzana ciekawą umiejętnością, ale póki co nikt nie wie dokładnie kim ona jest. Czytając "Mechanicznego anioła" obawiałam się trochę powtórki z rozrywki. I prawie ją dostałam. Podobnie jak w "Mieście kości" niezbyt świadoma dziewczyna wplątuje się w intrygę razem z Nocnymi Łowcami. Powtórzył się też motyw z pomocną imprezą. Jednak nie było to, aż tak irytujące wykorzystanie schematu jakiego się spodziewałam. Fabuła jest intrygująca i całkiem nieźle się rozwija. Mamy kilka zaskakujących zwrotów akcji oraz całą plejadę uczuć i emocji. Największą
siłę tej książki stanowią jednak bohaterowie.


Tessa jest ciekawą postacią, ale niestety trochę niknie przy bardzo wyrazistych mieszkańcach Instytutu. Oczywiście 99% historii jest opowiedziane z jej punktu widzenia, ale czekam na jakiś rozwój i charakter. Póki co, to mogę tylko napisać, że nie podobały mi się jej przemyślenia dotyczące służących w Instytucie. Nie dość, że były niepotrzebne to jeszcze irytujące.
Will. Herondale. Osobie, która czytała "Dary Anioła" wystarczy rzut oka, aby wszystko skojarzyć. Nie jestem jednak pewna, czy to co chcę napisać to nie pewnego rodzaju spoiler więc proszę uważać. Will zachowuje się jak Jace. Tylko chyba jednak gorzej. Polubiłam go, ale zachowania z końcówki książki nie rozumiem. Powiedziane jest jednak, że ukrywa on jakoś tajemnicę. Czekam z niecierpliwością, aby dowiedzieć się co to takiego.
Jem. Dwóch chłopaków, jedna dziewczyna- trochę to za bardzo oczywiste. Zastanawiam się jak autorka z tego wybrnie. A o bohaterze chyba wszystkiego dowiadujemy się już w tej części, on jedyny nie jest tajemniczy tylko zwyczajnie miły.

Jest też całe mnóstwo postaci pobocznych. Charlotte i Henry, którzy prowadzą londyński Instytut, Jessamine, brat Tessy, wampiry. Dodatkowy plus za pojawiającego się Magnusa Bane.
Natomiast minus za język. Trochę się zawiodłam pod tym względem. Opisy wyglądu postaci zostały chyba zaczerpnięte z poradnika "jak nie pisać opisów". Niestety stwierdzenie brązowe włosy, brązowe oczy nie doda bohaterowi charakteru.

Wystarczyło trochę inaczej rozegrać relacje pomiędzy bohaterami i postarać się o nietypową główną bohaterkę, dodać do tego fabułę, która po przeczytaniu zostawia więcej pytań niż odpowiedzi i oto mamy całkiem niezły wstęp do trylogii. To naprawdę intryguje. Chce się wiedzieć co będzie dalej.

Pozdrawiam, M

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Tydzień specjalny z "Diabelskimi maszynami"

Hello!
Dawno, dawno temu, przy okazji premiery filmu, pisałam o książce "Miasto kości" z serii Dary Anioła, którą uwielbiam, ale przed przeczytaniem VI tomu postanowiłam zapoznać się z "mechaniczną" serią. Podobno
wiadomości w niej zawarte dostarczają dodatkowej zabawy w czasie czytania "Miasta niebiańskiego ognia".
A ponieważ K. miała "Mechanicznego anioła" łatwo było zacząć czytać. Jednak recenzja będzie dopiero jutro, a dziś coś z innej beczki.
Mówi się, aby nie oceniać książki po okładce. I słusznie, bo polskie okładki ani "Diabelskich maszyn" ani "Darów Anioła" nie zachęcają do czytania. Prawdę powiedziawszy to chyba jedne z najbrzydszych okładek jakie widziałam. Dlatego też, gdy autorka na swoim tumblrze pokazywała wersje z różnych krajów, bardzo mnie to zaciekawiło. Plus ostatnio książki z obu serii zyskały kolejny projekt okładek. Dziś pokażę tylko serii, którą będę zajmowała się w tym tygodniu, ale wkrótce pojawią się też okładki "Darów Anioła".


Trzeba im przyznać, że są absolutnie paskudne.  źródło


 To najnowsza wersja okładek i całkiem mi się podoba. źródło


źródło


 Z tego co udało mi się ustalić to są czeskie okładki. Są absolutnie najpiękniejsze.


A te włoskie. Kłóciłyśmy się z mamą, które są gorsze, te czy jednak polskie.

  źródło trzech powyższych
źródło

Dwie wersje niemieckich. Pierwsze kojarzą mi się z cyrkiem. Co się tyczy drugich to nie rozumiem fascynacji twórców okładek połowami twarzy. Robią mocną konkurencję tym włoskim.


Ktoś postanowił przerobić "Diabelskie maszyny" na mangę i oto jej okładki. źródło

Pozdrawiam, M





sobota, 20 czerwca 2015

A zapowiadało się całkiem nieźle ("Elementary" S3)

Hello!
Po dość nudnym pierwszym sezonie, całkiem ciekawym drugim z entuzjazmem zaczęłam oglądać trzeci sezon "Elementary". Niestety już pierwszy odcinek zdecydowanie ostudził mój zapał.


Watson zamieszkała osobno, a Sherlock zniknął na kilka miesięcy w Londynie, w sumie wszytko pasuje do postaci, nic zaskakującego. Holmes wrócił z Wielkiej Brytanii tyle, że nie sam. Tu pojawia się ogromny problem w postaci Kitty- jego "protegowanej". Znienawidziłam ją od pierwszej sekundy na ekranie i z każdą nie lubiłam coraz bardziej. Nie pomogło poznanie jej dramatycznej i smutnej, nie da się ukryć historii. Obserwowanie jej relacji z Holmesem i Watson też nie było przyjemne. Niesamowicie mnie denerwowała. Twórcy jednak postanowili ulżyć nerwom i podzielić sezon na dwie części, co oznacza, że ku mojej uldze, wątek Kitty zakończył się na 12 odcinku. Jego rozwiązanie było ciekawe, a ja pod koniec nawet przekonałam się do "protegowanej". Z tym, że powtórzono motyw z zemstą z końcówki pierwszego sezonu. Trzeba odmówić oryginalności scenarzystom.


Wątek Kitty się zakończył i na pozostałe 12 odcinków chyba zabrakło pomysłu. Nie było nic co by je ze sobą jakoś ściślej łączyło. Za to pojawiało się jeszcze więcej epizodów zupełnie oderwanych od wcześniejszych, ale nie zaczynających żadnych innych wątków. To znaczy zagadki były jak zawsze, tylko elementy życia prywatnego bohaterów to totalny chaos, a dla mnie to jeden z najistotniejszych elementów serialu. Nie było też super finału, chociaż ostatni odcinek był całkiem mocny, szczególnie po takim sezonie. Oczywiście miał on swoje lepsze strony, ale nigdy nie były to całe odcinki, raczej fragmenty, z których później i tak nic nie wynikało. To jest najbardziej denerwujące. Jak coś się zaczyna, to dobrze by było to jednak skończyć, a tu tego brakuje. Nie wiem na ile pytań i czy w ogóle pojawi się odpowiedź w następnym sezonie.


W dwóch poprzednich recenzjach nie wspominałam, że Jonny Lee Miller całkiem mi odpowiada w roli Sherlocka, chociaż czasami robi tak dziwne miny, że nie mogę na niego patrzeć. Generalnie jego sposób bycia Holmesem jest charakterystyczny, ale nie przytłaczający. I Lucy Liu jako Watson też się sprawdza.
Tylko, że oboje oprócz aspektów detektywistycznych naprawdę niewiele mają do pokazania. Nie przestanę się czepiać nierozwijania wątków prywatnych. Chciałabym polubić te postaci bardziej, a mam wrażenie, że od pierwszego sezonu nic się nie zmieniło. Na 24 odcinki w dwóch pokazano trochę więcej z życia kapitana Gregsona i jego córki, i w 2 coś więcej o detektywie Bellu. Czyli w 20 powinno być o głównych bohaterach, to daje spore pole do popisu, ale nikt nie ma zamiaru się popisywać.

Wszystkie gify znalezione na tumblrze.

Naprawdę wierzyłam, że mogę się wczuć w ten serial, ale jest on tak niesamowicie nierówny poziomem i nie wiadomo czego się spodziewać, a ja nie przepadam za rozczarowaniami. Będę czekała i oglądała następny sezon, ale liczę na jakieś zaskoczenie, bo 24 nudnych odcinków nie wytrzymam.

Trzymajcie się, M

PS. Na przyszły tydzień przygotowałam coś specjalnego, zupełnie nie związanego z Sherlockiem Holmesem. 

czwartek, 18 czerwca 2015

Zachwyt ("Studium w szkarłacie")

Hello!
Naprawdę dużo obiecywałam sobie po "Studium w szkarłacie" i nie dość, że się nie zawiodłam to dostałam książkę, która przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Sir Artur Conan Doyle to mistrz słowa i opowiadania. Pisze jednocześnie lekko, łatwo, tak, że słowa idealnie do siebie pasują, nie ma ani jednej niepotrzebnej literki, a wszystko jest niesamowicie dokładne. Po prostu nie ma możliwości oderwania się od tego tekstu. Jestem absolutnie zachwycona i pod wrażeniem.


"Moje zdziwienie sięgnęło szczytu, gdy dodatkowo zorientowałem się , że nie ma pojęcia o teorii Kopernika i budowie układu słonecznego"

Pierwsza część książki to "Przedruk z pamiętnika doktora Johna Watsona z oddziału medycznego armii brytyjskiej", druga to dokładne wyjaśnienie historii i motywów mordercy jakiego ścigają Sherlock Holmes i Watson w części pierwszej. Ale znajduje się tam także dokładny tok rozumowania i dedukcji Holmesa w związku z tą sprawą. To bardzo miłe, że autor pozwala jednocześnie zachwycać się umiejętnościami Sherlocka ale także daje nam ich wyjaśnienie. Chyba po to abyśmy mogli się z tego uczyć.

"-Gregson to najbłyskotliwszy z pracowników Scotland Yardu (...) On i Lestrade wybijają się wśród beznadziejnej reszty. Obaj sązybcy i energiczni, ale niestety bardzo konwencjonalni, co jest szokujące . Ponadto toczą ze sobą ciągłe spory. Są tak zazdrośni jak para profesjonalnych modelek. To może być zabawne, jeśli razem będą prowadzić tę sprawę."

Doktor Watson bardzo szczegółowo charakteryzuje postać Holmesa. Jednak z tego co pisze nie pojawia nam się obraz antyspołecznego Sherlocka-socjopaty (tak trochę się czepiam do serialu BBC), ale raczej człowieka entuzjastycznego i pracowitego, przy tym obdarzonego niezmierzonymi pokładami sarkazmu i tolerancji na ludzką głupotę. To w wielkim skrócie. Dużo trudniej powiedzieć coś o Watsonie, bo choć wszystko poznajemy z jego strony i to niezwykle dokładnie, to o sobie pisze niewiele. Trochę o swojej historii, ale poza tym nie jest tego dużo.


"-Nieważne, co robisz na tym świecie (...) Wszystko sprowadza się do tego, jak to okazujesz" 

Jak wspominałam jestem zachwycona i gdyby nie to, że biblioteka jest w remoncie to już bym czytała "Znak czterech".

LOVE, M

wtorek, 16 czerwca 2015

Zagrożenie w ruchu lądowym

Hello!
Jeszcze tu o nie wspominałam, że od 25 maja zaczęłam moją przygodę z prawem jazdy. Temat powracał całą klasę maturalną, ale nie było mowy, abym zaczęła kurs w trakcie roku szkolnego. Ja wcale nie chciałam go zaczynać, prawdę powiedziawszy. Po maturze z historii rodzice dali mi dosłownie jeden dzień spokoju, a w czwartek do lekarza, w piątek do urzędu i do szkoły jazdy.

Jakoś nie za bardzo widziałam siebie za kółkiem i moment rozpoczęcia jazd odkładałam jak najdłużej. Ostatecznie pierwszą jazdę miałam wczoraj. Generalnie całym tym prawem jazdy stresuję się tysiąc razy bardziej niż maturą czy czymkolwiek innym w dotychczasowym życiu. Okazało się jednak, że nie jest tak strasznie. Wszyscy mówili, że od razu instruktor każe mi jeździć po mieście. Wydawało się to nieprawdopodobne i na szczęście tak nie było. Przeszłam szkolenie na placu manewrowym i odwiozłam się do domu. Co oznacza, że faktycznie jechałam po mieście. I jakimś cudem nie zrobiłam krzywdy ani sobie, ani nikomu na drodze, ani samochodowi. Zastanawiałam się przed jazdami czy testamentu nie napisać, ale chyba nie będzie to konieczne.

Co się zaś tyczy obsługi samochodu. Zapominam, że istnieje coś takiego jak sprzęgło i przeważnie jak kazano zmienić mi bieg to go nie używałam. Poza tym nie za bardzo rozumiem ideę sprzęgła i biegów, wydaje mi się to zupełnie niepotrzebne. Podobnie jak lusterka. To znaczy wiem, że są potrzebne, ale nie wyobrażam sobie jak mam jechać pamiętać o sprzęgle, zmienić bieg i jeszcze ogarniać lusterka. Zawsze myślałam, że z moją koordynacją ruchową wszystko jest w porządku, ale teraz mam pewne wątpliwości. Jednoczesne wykonywanie 5 czynności póki co mnie przerasta.

Generalnie jestem jednak pozytywnie nastawiona, co jest dość dużym zaskoczeniem, bo miałam wcale nie robić tego prawa jazdy. A wróciłam z tych jazd tak zadowolona, że biegłam do domu, a potem chodziłam od jednego do drugiego okna, nie mogąc usiedzieć w spokoju.

LOVE, M

niedziela, 14 czerwca 2015

Dlaczego zaczynamy oglądać seriale?

Hello!
Codziennie podejmujemy mnóstwo decyzji. Chociażby co zjeść na obiad, albo mniej trywialne jak na przykład jaki kierunek studiów wybrać. Gdzieś pomiędzy nimi plasują się decyzje dotyczące jakie książki czytamy czy jakie filmy oglądamy. Jednak na film czy książkę poświęcamy przeważnie mniej czasu niż na oglądanie serialu. Zaczęłam się zastanawiać co sprawia, ze zaczynamy oglądać ten a nie inny. Bo to dlaczego serial oglądamy dalej, sezon po sezonie, to już zupełnie inna sprawa. Poniższa lista jest dość osobista, ale wydaje mi się, że przedstawia pewne typowe motywacje fanów seriali. Dodałam do niej konkretne przykłady z mojego życia i jeśli pisałam o poszczególnych serialach to także linki do recenzji.

Bo miałam zamiar napisać o tym na blogu. Idealnym przykładem jest "Elementary" sezon I, sezon II

Bo powstaje na podstawie książek, które lubię. Trochę oszukuję, bo serial "Shadowhunters" jest ciągle nagrywany i prawdę powiedziawszy niezbyt mnie do siebie przekonuje, ale powstaje na podstawie "Darów Anioła" więc będę musiała dać mu szansę.

Bo Benedict Cumberbatch zaczął wyskakiwać z lodówki. Oczywiście chodzi o "Sherlocka" BBC. Wyjaśnię to dokładniej gdy będę opisywała serial.

Bo tak naprawdę zainteresował mnie jeden bohater. I tak ze względu na wygląd. Kapitan Hak z "Once Upon A Time" Ponieważ są 4 sezony, z tym, że niektóre podzielone są jeszcze na wie części, wybrałam trzy recenzje. sezon I, sezon II, sezon IV, część II

Bo chciałam sobie pokazać, że dam radę obejrzeć coś zupełnie nie pasującego do mnie. To znaczy strasznego. A definicją strachu jest Hannibal. sezon I, sezon II. I oczywiście oglądam trzeci sezon. Ponad to od strasznego Hannibala już tylko krok do oglądania największego strachu dzieciństwa czyli "Z Archiwum X". Gdy ogłosili, że nagrywają kolejne odcinki i w radio puścili tę charakterystyczną muzyczkę niewiele brakowało, a dostałabym zawału serca.

Bo stacja wypuszcza cały sezon na raz, a ja jestem przed maturą. Przypuszczalnie nawet gdyby wystąpił tylko jeden z tych czynników, tak czy inaczej na pewno obejrzałabym Daredevila.

Bo jest związane z Marvelem.  Gdyby w przypadku "Daredevila" nie wynikłyby inne okoliczności pojawiłby się obok "Agent Carter", ale ten punkt należy tylko do niej. Prawie, zapomniałam o wytworze "Agenci TARCZY". Widziałam kilka odcinków z ciekawości i żeby zobaczyć powiązania z filmami, ale nawet pomimo obecności Coulsona to jest bardzo zły serial.

Bo słyszało się o nim dużo dobrego.  W sumie to same zachwyty. "Gdzie pachną stokrotki" sezon I, sezon II

Bo był popularny. I obijał się o uszy, wszędzie. Nawet w szkole. Moje koleżanki z gimnazjum się zakochały, a ja bardzo szybko zrozumiałam dlaczego. Mam na myśli "Plotkarę". Nie pisałam bezpośrednio o serialu, w linku znajdziecie kilka gifów z Chuckiem i Blair.

Aby mieć o czym rozmawiać z K. Obejrzałam anime "Kuroshitsuji", a potem wyszyłam Sebastiana.

Bo zobaczyłam w internecie gif i mnie zainteresował. Było to dawno temu i był to gif z anime "Elfen Lied". Dość paskudny i nie powinien był zwrócić mojej uwagi, a jednak. Nawet go znalazłam.



Bo leciał w telewizji, gdy wracałam ze szkoły.  A konkretniej mniej więcej w czasie obiadu. I przez to wpadłam nie tylko ja, ale i cała moja rodzina. O "Wspaniałym stuleciu" mam zamiar jeszcze napisać.

Bo dziwnym trafem przypomniałam sobie o serialu, który jakimś cudem widziałam w telewizji wieki temu.  Telewizja polska wyemitowała chyba pierwszy sezon "Doctora Who", bo wiem, że to widziałam, chociaż tego nie pamiętam. Ale wiele tak później niesiona popularnością kultury brytyjskiej obejrzałam 8 sezonów tego genialnego serialu. sezon II, sezon IV, zeszłoroczny odcinek świąteczny

Bo wredny lekarz rozwiązujący medyczne zagadki to idealny pomysł na serial.  Jeśli ktoś ma wątpliwości o jaki serial może chodzić to nie mam pojęcia gdzie się uchował. Oczywiście, że o "Housa".

Bo miłość do kryminałów i zagadek to nieodłączna część życia. Mogłoby się tu znaleźć na przykład "CSI" czy inne skrótowe literki i miasta w USA, bo i te seriale oglądałam. Ale największy romans przeżyłam z serialem "Castle".

15 powodów. Myślę, że gdyby poszukać znalazło by się ich z 50, ale daję sobie czas, jak je znajdę to na pewno Was o tym poinformuję.

Trzymajcie się, M




piątek, 12 czerwca 2015

Zmiana ("Elementary" S2)

Hello!
Drugi sezon "Elementary" podobał mi się dużo bardziej niż pierwszy. Pomijam już fakt, że w pierwszym odcinku twórcy zabierają nas do Londynu, co samo w sobie jest fantastyczne. Ale oprócz tego spostrzegli, że na formule pierwszego sezonu daleko by nie zaszli. Dlatego pojawiają się mniej schematyczne odcinki, różnego rodzaju urozmaicenia, nawet na chwilę wróciła Moriarty. Plus serial złapał lepszą proporcję pomiędzy sprawami zawodowymi a prywatnymi bohaterów, co oznacza, że tych drugich jest więcej i są rozegrane z większym sensem. Jednak w drugim sezonie pojawia się kolejna tajemnicza postać- Mycroft.


Rhys Ifans, który gra brata naszego głównego bohatera, w każdym filmie wydaje mi się podejrzany, ale tylko dlatego, że zawsze mylę go z aktorem, który gra głównie złe role. Mniejsza o to. Jednak w czasie oglądania "Elementary" mocno odczuwałam pewien niepokój dotyczący jego postaci. I jak się okazało słusznie. Mycroft to wyjątkowo skomplikowanie przedstawiona postać. Nawet jak już wydaje się nam, że coś o nim wiemy, to na pewno jest inaczej niż przypuszczamy. A twórcy dają nam duże pole do snucia teorii wręcz spiskowych.


W notce dotyczącej pierwszego sezonu wspomniałam, że nie przeszkadza mi fakt, że Watson jest kobietą, i że nie oczekiwałam romansu pomiędzy nią a Sherlockiem. W drugim sezonie zaczęło mi to przeszkadzać, ale z bardzo konkretnego powodu. Otóż, ktoś nie mógł wytrzymać samotnej Watson i postanowił wyswatać ją ze starszym Holmesem. Ciężko było mi na to patrzeć. Tak niepotrzebnego i na siłę, i robionego specjalnie, i naciąganego wątku dawno nie widziałam. Ponad to Watson postanowiła się wyprowadzić i może się to źle skończyć dla trzeźwości Sherlocka.

Zupełnie zapomniałam o żółwiu. On jest prawdziwym powodem, dla którego oglądam "Elementary". Uwielbiam żółwie.

Bardzo w "Elementary" podoba mi się to, że finał rozgrywany jest już praktycznie od 20-21 odcinka (na 24). Można pozwolić sobie na skomplikowanie fabuły i spektakularne rozwiązanie. I przy okazji zakręcenie tak, że z niecierpliwością czeka się na kolejny sezon.

 Co zaś się tyczy naszego głównego bohatera. Cały sezon to obserwowanie jego zachowań i relacji międzyludzkich. Sherlock to wyjątkowo ciekawy obiekt do takich obserwacji. Twórcy serwują nam dużo sytuacji, w których zagubiony Holmes musi się odnaleźć. Sprawa detektywa Bella czy tego, że Sherlock dostał pod swoje skrzydła uzależnionego. Ale jak wspominałam wyżej z powodu Watson jego sytuacja na trzeci sezon może się bardziej skomplikować. A już była szansa, że całkowicie zasymiluje się ze zwykłymi, normalnymi ludźmi.

Nie spodziewałam się niczego niezwykłego po "Elementarz", a dostałam całkiem ciekawy serial. Zabieram się za trzeci sezon.

Miłego weekendu, M

środa, 10 czerwca 2015

Nie tylko w kinie i teatrze IV - Polskie akcenty

Hello!
Czwarta część teledysków, w których występują aktorzy i aktorki miała się pojawić jeszcze w kwietniu, ale nie udało mi się tego zrobić przez cały maj. Nawet nie wiem kiedy on zleciał. Na szczęście przypomniałam sobie, że mam zapisanych kilka teledysków- tym razem polskich. A gdyby kogoś interesowały poprzednie to zapraszam I, II, III.

Agata Buzek "Don't get around much anymore" Rod Stewart & Krzysztof Krawczyk.


Katarzyna Herman "Po drugiej stronie chmur" Bracia


Paweł Deląg  "Niech mówią, że to nie jest miłość" Piotr Rubik


Marcin Bosak "Ostatnia nocka" Yungopolis i Maciej Maleńczuk


Marcin Dorociński "Reconcile" Curly Heads


Andrzej Chyra "Z twarzą Marilyn Monroe" Myslovitz


Agnieszka Dygant "Dla Ciebie" Myslovitz


Małgorzata Socha "Jeszcze o nas" Łukasz Zagrobelny


Za każdym razem, gdy przeglądam te teledyski to odkrywam coś nowego, czy to zespół czy zdolności aktorskie. Niektóre z tych teledysków są dziwne, inne fascynujące. Warto poszukać samemu, bo aktorzy często wybierają mało znane zespoły i tworzą z nimi fenomenalne rzeczy. Takie, że aż ich tu nie pokazuję.

Trzymajcie się, M


poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wystarczy być sprytniejszym ("Sherlock Holmes: Pociąg do Edynburga")

Hello!
Film "Sherlock Holmes: Pociąg do Edynburga" obejrzałam zupełnym przypadkiem w zeszłą środę. Po śniadaniu skakałam po kanałach filmowych i gdy tylko zobaczyłam tytuł wiedziałam jak spędzę poranek.
Okazało się, że film jest niezbyt długi a całkiem przyjemny. Przeważnie trochę przerażają mnie daty powstania filmu typu 1946 rok, jak to ma miejsce w tym wypadku, ale zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona.


Akcja dzieje się oczywiście w pociągu. Osobiście mam słabość do rzeczy dziejących się w pociągach, bo jednym z moich pierwszych kryminałów i początkiem mojej miłości do tego typu książek i filmów było "Morderstwo w Orient Expressie" Agathy Christie. Poza tym ograniczona przestrzeń i powiedzmy niezmienna liczba bohaterów daje wbrew pozorom twórcom duże pole do popisu. I albo mogą wykorzystać je idealnie, albo polec.
Basil Rathbone oprócz tego filmu w postać Sherlocka Holmesa wcielił się jeszcze 12 razy, o ile dobrze policzyłam, co  więcej "Pociąg do Edynburga" był jego ostatnim występem. Nie wiem czy obejrzę pozostałe, ale ponieważ ten całkiem mi się podobał istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo.


Sam film natomiast jest niezwykle ciekawy. Każdy może być oskarżony o popełnienie zbrodni albo o współudział, nawet ci, którzy wyglądają najniewinniej. Sherlock Holmes nie daje się złapać na takie rzeczy, zawsze jest o jeden, a nawet dwa kroki przed mordercą. Przewiduje z ogromnym wyprzedzeniem i planuje rzeczy nawet niemożliwe. Nie spodziewałam się, że to śledztwo może mnie aż tak zafascynować. Obok Sherlocka Holmesa pojawił się oczywiście Waston, który był przezabawny i Lestrade, który był jeszcze zabawniejszy niż Watosn. 

Trzymajcie się, M

sobota, 6 czerwca 2015

Detektyw w Nowym Yorku ("Elementary" S1)

Hello!
Dziś naprawdę zaczynamy wakacje z Sherlockiem Holmesem.
"Elementary" to schematyczne połączenie rzeczy znanych z seriali "Castle" i "House". Plus biorąc pod uwagę, że House jest w zasadzie Sherlockiem Holmesem medycyny, to wyraźne nawiązanie może budzić pewne podejrzenia względem poziomu serialu. I troszkę to razi, ale idzie się przyzwyczaić.


Po pierwszym odcinku, pomimo licznych obaw, byłam entuzjastycznie nastawiona do serialu. Niestety, później zaczęło wiać nudą. Co odcinek to samo: pokazanie mniej więcej przestępstwa, którego zagadkę będziemy rozwiązywać, chwila w domu Sherlocka, posterunek, badanie sprawy w miejscu zbrodni i bieganie po całym mieście w poszukiwaniu podejrzanych, rozwiązanie zagadki. A na koniec odcinka twórcy rzucali hasła typu: coś się wydarzyło w Londynie, Irene Adler, odejście Watson, ale jakaś kontynuacja tych wątków osobistych, następowała znów dopiero w końcówce kolejnego odcinka. Prawie do samego finału nic z tego nie wynikało. Mały przełom, zarówno w poziomie zagadek, jak i w relacjach Sherlock-Watson nastąpił w 16 odcinku i już do końca serial utrzymywał się na fali wznoszącej.


Nie miałam problemów z tym, że Watson jest kobietą. Nawet nie poruszył mnie fakt, że była kompanem w trzeźwości. Ale irytuje płytkość relacji jej i Holmesa. I wcale nie mam na myśli żadnych romansów, bo akurat to naprawdę do niczego by nie pasowało. Po prostu w ich wspólnej egzystencji wszystko za prosto się układa. Wszystko im wychodzi. W życiu raczej tak łatwo nie jest. Nawet jak ze sobą "szczerze" rozmawiają to wydaje się, to niemożliwe, bo z tego co pokazane w serialu, to oni za mało się znają. Niepokój Watson o Sherlocka jest odrobinę naciągany.


Co się zaś tyczy głównego bohatera to podoba mi się, że jednak jest bardziej ludzki i ma nie tylko negatywne odczucia względem otaczającego go świata. Oczywiście tu się wkrada element porównawczy z  serialem BBC, ale może po obejrzeniu pozostałych sezonów "Elementary" faktycznie pobawię się w napisanie porównania, teraz ten temat zostawiam. Z tym, że chyba jednak wolę Sherlocka z "Elementary",  który ma swoje słabości i docenia ludzi, których ma wokół siebie, na swój pokręcony sposób.


W tym serialu jest coś niesamowitego- lubię każdą postać a to rzadkość. Zarówno główną parę bohaterów jak i kapitana Gregsona i detektywa Bella. A i postaci pojawiające się na drugim planie czy tylko w pojedynczych odcinkach często są dość ciekawe.


Finał i powinno być wielkie bum, ale nie było. Pierwszy sezon wyszedł w 2011 roku i w internecie nietrudno natknąć się na spoilery. Trzeba jednak pogratulować twórcom pomysłu, bo faktycznie jest wyjątkowo ciekawy, a wręcz szalony.

Pozdrawiam, M

czwartek, 4 czerwca 2015

Liebster Blog Award - książkowe

Hello!
W zeszłym tygodniu zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez addictedtobooks i dziś przyszedł czas na zmierzenie się z pytaniami.


Czy jest jakaś książka, która doprowadziła Cię do łez? Jeśli tak, to jaka? 
Prościej byłoby mi wybrać książkę, podczas czytania której nie płakałam. Jestem człowiekiem, którego historie w książkach bardzo często doprowadzają do łez. Akurat jestem w trakcie czytania "Dawida Copperfielda" Dickensa, a początek książki jest tak smutny, że nawet 100 stron nie przeczytałam, a już było ze mną źle.
 Jaka jest według Ciebie najlepsza książka napisana przez polskiego pisarza/pisarkę?
Nie umiem się zdecydować. Naprawdę lubię książki polskich autorów, które są w kanonie lektur, a z nich najbardziej Sienkiewicza. Ale lubię też współczesną polską fantastykę.
Jaka jest najgrubsza przeczytana przez Ciebie książka?
Prawdę powiedziawszy zupełnie nie zwracam uwagi na grubość książek, ale myślę, że mogła to być ostatnia cześć Harrego Pottera, "Anna Karenina" albo "Nędznicy".
Po jakie książki najchętniej sięgasz? (fantasy, romanse, science-fiction…)
Fantasy, kryminały i prawie wszystko co dzieje się w przeszłości.
Jaki jest według Ciebie najbardziej irytujący bohater i w jakiej książce możemy się z nim spotkać?
W prawie każdej książce jest niesamowicie irytująca postać, aż trudno wybrać jedną, jednak, gdy dłużej zastanowiłam się nad tym pytaniem to przyszedł mi do głowy Quasimodo z "Katedry Marii Panny w Paryżu". Moja irytacja mogła wynikać z tym, że myślałam, mylnie, że jest to zupełnie inna postać niż faktycznie została przedstawiona w książce. To wina Disneya.
Czy lubisz oglądać ekranizacje książek które kiedyś przeczytałaś/eś?
Lubię. A najbardziej jak niczego nieświadoma oglądam film, a potem okazuje się, że była to ekranizacja. Miałam mnóstwo takich sytuacji.
Jaka jest najlepsza książka jaką przeczytałaś/eś w tym miesiącu?
Czerwca minęły dopiero 4 dni, a ja skończyłam czytać "Mechanicznego księcia" więc niech będzie. Cóż był bezkonkurencyjny,
Gdzie najczęściej kupujesz książki? (księgarnia, internet …)
Księgarnia. Ale ja najczęściej książki dostaję w prezencie i bardzo się z tego faktu cieszę.
Czy któryś z Twoich rodziców zaszczepił w Tobie pasję do czytania?
Nie do końca, w zasadzie była to siostra mojej mamy.
Gdzie najchętniej czytasz książki?
W pokoju, na łóżku. A latem na balkonie.
Wolisz czytać książkę papierową czy w wersji elektronicznej na czytniku e-booków.
Papierową! Nie wyobrażam sobie czytania książki w innej formie, to już nie byłaby książka. 


Miłego długiego weekendu, M

wtorek, 2 czerwca 2015

Wakacje z Sherlockiem Holmesem

Hello!
Historia upiornego Ericka zniknęła już z paska po prawej stronie, zastąpiona odpowiedniejszym do tematu najbliższych czterech miesięcy obrazkiem z Sherlockiem Holmesem.


Rok temu w wakacje towarzyszył nam "Doctor Who" w tym roku jest to najsłynniejszy detektyw świata. Chyba każdy wie kim był Sherlock Holmes, tym bardziej, że w ostatnich latach mamy wysyp produkcji z tym bohaterem, zaczynając od dwóch filmów z Robertem Downeyem Jr., poprzez serial BBC, a na "Elementary" kończąc. Do dnia dzisiejszego obejrzałam filmy, serial BBC i jednej z trzech sezonów "Elementary", ale zaległość mam zamiar jak najszybciej nadrobić. Ale także obejrzeć starsze produkcje w jak największej licznie, oraz, oczywiście, przeczytać dzieło Sir Artura Conan Doyle'a. Mam 4 miesiące, myślę, że dam radę.


A Sherlock miał swój debiut na blogu prawie rok temu jako prezent urodzinowy dla K.


LOVE, M