niedziela, 31 maja 2020

Kocham Instagram: grudzień 2019 - maj 2020

Hello!
Przez jakiś czas na blogu ukazywały się regularnie wpisy z najlepszymi zdjęciami z mojego Instagramu. Z początkiem tego roku przestałam je robić, bo i mniej intensywnie publikowałam tam zdjęcia i kalendarz publikacji wpisów uległ trochę zmianie i zwyczajnie trudno było taki wpis gdzieś wcisnąć. Po 5 miesiącach zrozumiałam jednak, że te wpisy miały jedną istotną zaletę - pomagały mi utrzymać porządek w zdjęciach na telefonie. Jednym słowem - obudziłam się ostatnio z tysiącem zdjęć, które muszę przeorganizować. I skoro już się za to zabieram to mogę zrobić o tym wpis.

Orient w literaturze. Literatura w Oriencie. Historia Korei. Reżyseria teatralna.

Muszę się przyznać, że przez całe to studiowanie zdalne straciłam niestety dużo entuzjazmu i zaangażowania w pisanie mojej pracy magisterskiej. Temat oczywiście dalej mnie ciekawi i nie zamieniłabym go na żaden inny, ale pisanie nie idzie mi ani trochę.

Jak rozmawiać o ksiażkach, których się nie czytało.

Zbiór zdjęć pesymistycznych. Pierwszy cytat jest pesymistyczny wprost, książka, którą widać na drugim zdjęciu podobała mi się bardzo średnio (Strategia słonia i dżdżownicy - Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?),  a cytat trzeci jest przygnębiający i obnażający ludzkie zachowania.

Mickiewicz. Everest. Oskar i pani Róża.

Ponieważ wciąż nie mogę znaleźć sposobu na współpracę z bloggerem i powiększenie zdjęć, muszę napisać, jaki cytat zaprezentowano na plakacie z Mickiewiczem: "Nie ten jest egoistą, kto od ludzi stroni, ale ten, kto za bliźnim, jak za łupem goni".
Everest pozostaje moją ulubioną książką, nad którą pracowałam i nawet Wam napiszę, że na stronie Wydawnictwa ADAMADA jest promocja i można go kupić za 36 złotych.

Printed in North Korea. Wielki następca.
Mam taki plan, że w te wakacje zacznę w końcu pisać więcej o książkach na blogu - seriale do oglądania raczej mi się nie skończą, ale wiele anime poprzesuwano na jesień albo nawet na przyszły rok; na początku lipca powinien pojawić się wpis z kinowymi planami na drugą połowę roku i prawdopodobnie będzie wyglądał on tak, że powtórzę filmy ze stycznia, tylko że wszystkie na jesieni/zimą a latem będzie posucha. Więc jeśli korzystanie z wypożyczalni w bibliotekach będzie wyglądało w miarę normalnie to liczę na wakacyjny wzrost czytelnictwa niezwiązanego ze studiami. Chociaż moi profesorowie od literatury XX i XXI wieku oczekują, że będziemy czytać lektury w wakacje...

Pozdrawiam, M

środa, 27 maja 2020

Pora na przygodę. Z domieszką poirytowania - My Roommate is a Detective

Hello!
Koncept postaci Sherlocka Holmesa oraz ogólnie detektywi to bohaterowie, którzy od lat nieustannie mnie ciekawią. Dlatego, gdy przeczytałam, że drama My Roommate is a Detective to taki chiński Sherlock Holmes wiedziałam, że muszę na nią zerknąć. I nie żałuję, że to zrobiłam.

Uprzedzając, tak powiązania z Sherlockiem są i twórcy nie kryją kim się inspirowali, ale jednocześnie to archetyp genialnego detektywa, charaktery i doświadczenia życiowe bohaterów są inne. I jeszcze jedno uprzedzenie - wiem, że wiele osób zakładało, że osobą, której współlokatorem jest detektyw, jest inspektor Chusheng (archetyp Lestrade'a). Nie, detektyw jest współlokatorem dziennikarki i córki mafioza.

Lu Yao

Kochamy samoświadome dramy, które przełamują czwartą ścianę.


Jaki ten serial jest piękny i przyjemny wizualnie (i nie mam wcale na myśli urody aktora grającego, a może trochę mam, na pewno mam na myśli stroje, w których chodził on i ogólnie wszystkie stylizacje bohaterów). Zaczynając od budynków, poprzez ich wnętrza, aż do budowania kadrów razem z postaciami oraz światła - czyste piękno. Retro i stylistyka Szanghaju lat 20. XX wieku, a przynajmniej czas akcji jest tak ustanowiony. Czy stylistyka jest poprawna historycznie - nie mam pojęcia. Oraz czy ogólnie (albo na ile) podawane w serialu wydarzenia historyczne są faktyczne.

W tym serialu nawet prosektorium było eleganckie. Plus przez jakiś czas nie dawało mi spokoju poczucie, że widziałam już postać podobną do Lu - po kilku odcinkach uświadomiłam sobie, że jest podobny do wcielenia Doctora Who granego przez Matta Smitha.

Sherlock Holmes My Roommate is a Detective

W serialu zestawienie tych kadrów jest dokładnie zaplanowane jako oczekiwania kontra rzeczywistość i na dodatek gra z tym, że Lu jest wzorowany na Sherlocku Holmesie.


Podtrzymuję wszystko, co napisałam o tym, jak ładnie ten serial wygląda, ale im dłużej się go ogląda, tym bardziej ma się poczucie teatru telewizji - wszystko piękne, ale widać, że ustawione.

Najgorsze w początkowych odcinkach są sugestie, że Lu Yao (czyli nasz główny bohater) i dziennikarka mogliby się kiedykolwiek polubić. Mówię temu stanowcze nie. Youning jest nie tylko jedną z najbardziej irytujących bohaterek serialowych wszech czasów, ale jest także zwyczajnie głupia (nie w znaczeniu głupiutka jak podlotek, zwyczajnie durna i niemyśląca o konsekwencjach swoich działań), teoretycznie sprawdza się jako źródło wiedzy dla bohaterów, ale jednocześnie poziom jej "dziennikarstwa" kojarzył mi się z Freddy Lounds z serialu Hannibal, tylko na sterydach. Najgorsze w tej postaci jest to że do tych dwóch cech, dołącza jeszcze fakt, że dziewczyna jest złośliwa i się panoszy oraz ma niesamowicie wpływowego i bogatego ojca (i udaje, że wcale nie korzysta z przywilejów, które jej to daje). Nie wiem, jak osoba, która wymyślała tę postać mogła zakładać, że widzowie ją polubią i że będą chcieli, aby Lou ją polubił.

Youning Lu Yao

Kochamy więcej samoświadomych dram, które wiedzą, że mają irytującą bohaterkę. 


A potem sobie uświadomiłam, że jak nic dziewczyna ma jakąś tajemnicę, traumę (po 2 odcinkach przyszło mi do głowy, że wychowywała się bez matki i dlatego powinno nam być jej szkoda), która sprawi, że zrozumiemy jej zachowanie. Czy M umie przewidywać przyszłość czy to po prostu kwestia kliszy? W 5 odcinku wyjaśnia się czemu powinniśmy z nią empatyzować. Czy to działa? Absolutnie nie. Na widza. Lu Yao rozumie ją po tym wszystkim trochę bardziej, bo bohaterowie dzielą podobne doświadczenia. Widzowi Youning przestaje przeszkadzać koło 28 odcinka, gdy już nie ma się za bardzo wyboru i trzeba ją akceptować.

Chusheng

Jest to pewna zbrodnia na estetyce, że Chusheng nosił mundur tylko w kilku pierwszych odcinkach.


Co do spraw, które nasi bohaterowie rozwiązują - często są pokazywane jako nadprzyrodzone, magiczne i horrorowate, a Lu udowadnia, że wcale nie. Nie ma jednak w odcinkach ogromnego napięcia i zwrotów akcji, sprawy są takie sobie (chyba że to kwestia tego, ile zna się kryminałów). Zamiast tego wiele spraw okazuje się ostatecznie bardzo smutnych czy wręcz tragicznych. Poza tym jednak nawet jeśli sprawy są tylko takie sobie, to odcinki mijają niesamowicie szybko. Być może po części jest to zasługa tego, że odcinek sprawa. I nie wiem, czy nie było to frustrujące dla osób, które serial oglądały na bieżąco, ale dla mnie to świetne rozwiązanie, bo każda zagadka dostawała tyle czasu, ile potrzebowała.

My Roommate is a Detective

Poza sprawami kryminalnymi powracającym motywem w serialu są Anglicy, którzy służą za naczelnego złego tego serialu. Nie znam się na historii Szanghaju, ale bardzo ciekawe było obserwowanie na drugim planie tej walki o wpływy, o to żeby szanghajczycy przypadkiem nie mieli jej za wiele. A do tego także gangi czy mafie w mieście musiały jeszcze dogadywać się między sobą i dopiero z Anglikami. Jeszcze innym elementem było to, że Anglicy uważali Lu Yao z jego zdolnościami (oraz rodzinnymi koneksjami) za niebezpiecznego dla swoich interesów i robili wiele, aby Lu Yao Szanghaj opuścił.

Uroczym i miłym dla mego serca dodatkiem do serialu były nawiązania i wstawki, najczęściej w dialogach. Na przykład serial wspomina o miłości Marii Skłodowskiej-Curie i Piotra Curie, nawiązuje do Picassa, Lu Yao zachwyca się wydaniem Wieczorów medańskich, a w pewnym momencie prosi Chushenga o żelazko z Niemiec, bo polskie mu się nie sprawdzało. Czy Polska w latach 20. eksportowała żelazka?

My Roommate is a Detective

To jest cudowna i idealna drama do oglądania po dwa odcinki dziennie, tylko że ma 36 odcinków, co rozkłada oglądanie na ponad dwa tygodnie i w tym czasie widz zdąży przywiązać się do bohaterów bardziej niżby przypuszczał. Bardzo dawno nie było mi tak zwyczajnie smutno, że nie mam kolejnego odcinka serialu do włączenia. Nie miałabym nic przeciwko drugiemu sezonowi (i spokojnie można go zrobić) a jednocześnie a drama ma tak konkretne, sensowne i spajające zakończenie, że może szkoda byłoby je ruszać. Ale smutno mi nadal. 

LOVE, M

niedziela, 24 maja 2020

Ile teledyskowych trendów zmieściło DAY6 w 24 klipach?

Hello!
W zeszłe wakacje zrobiłam dwa wpisy dotyczące teledyskowych trendów:10 najpopularniejszych teledyskowych trendów oraz Kto jest bardziej trendy: LOONA czy BLACKPINK? i od tamtego czasu zastanawiałam się nad kontynuowaniem tej serii. Już wtedy miałam na oku teledyski DAY6, bo zespół w samym 2017 roku pokazał światu aż 12 klipów, a w sumie do tej pory razem z teledyskami do japońskich singli naliczyłam 24 teledyski. Także materiału pod dostatkiem. 

To z teledysku do Zombie.

 

Jednak niewielki problem z DAY6 jest taki, że to nie do końca k-popowy boysband. To znaczy to "chłopcy" i w sumie są "zespołem", ale są zespołem w bardziej dosłownym tego słowa znaczeniu - instrumenty na żywo, gitary, perkusja te sprawy. Na Wikipedii mają napisane, że są zespołem rockowym; mi się wydaje, że w podstawach to bardziej pop-rock, ale ich piosenki prezentują całą rozciągłość muzycznych zainteresowań członków - także bywają bardzo różne. A ogólnie to idealnie wpisują się w taką muzykę, którą lubię najbardziej.

DAY6 wydało 6 minialbum The Book of Us: The Demon z głównym singlem Zombie 11 maja i pomyślałam, że to idealny czas, aby w końcu o nich napisać, bo jak sądzę, już zdążyliście się domyślić, że zespół bardzo lubię. Zombie zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ale to ogromnie smutna piosenka; z całego albumu najbardziej podoba mi się Love me or Leave me. Jak widzicie dzisiejszy wpis to pretekst, abym mogła popisać sobie, jak bardzo lubię DAY6. 

Letting Go DAY6

Przejdźmy do trendów. W dwóch wspominanych wyżej wpisach wymieniłam w sumie 13 trendów. Dzisiejszy wpis to trochę eksperyment - bo może się okazać, że w klipach DAY6 tych trendów wcale nie ma i wyjdzie mi wpis bez treści. A więc sprawdzamy! 

1. Ostatnia wieczerza. 

Naciągam odrobinę ten punkt, ale w teledysku do piosenki Letting Go Jae siedzi przy stole. W sumie nawet dwóch - siedzą naprzeciwko siebie. I chociaż ujęcie jest dość krótkie to jest. 



2. Wanna.

Jestem lekko rozczarowana, ale nie zaskoczona, bo o braku wanny wiedziałam od zawsze.

3. Pustkowie.

Tu (to znaczy w klipie do piosenki Hi Hello) mamy taki teledysk drogi, ale nagrany na drodze pośród niczego, więc mniej więcej wpisuje się w koncepcję tego trendu. 

4. Dokumentalne. 

Teledyski dokumentalne dzielą się na dwa typy 
A) stylizowane na dokumentalne i tu przykładem będzie I'm Serious
B) z kamerą za kulisami / członkowie zespołu sami się nagrywają i w ten typ wpisuje się Dear My Day.

5. Hongkong.

Nie dopatrzyłam się, aby DAY6 coś tam nagrało.

6. Retro (plus rolki).

Retro! Uwielbiam ten koncept!



7. To miejsce! 

Tam też nie byli. 

8. Złote rybki.

DAY6 nie posiada złotych rybek albo ja ich nie widziałam.


9. Miasto.

DAY6 nagrywa albo w studiu, albo na pustych ulicach, albo 4 ich klipy to tak naprawdę minifilm, więc nie mają zbyt wielu okazji do próbowania bardziej zewnętrznych konceptów jak widać. 

10. Czarno-białe.

Tu mamy dwóch kandydatów. Klip do DANCE DANCE cały jest czarno-biały. Teledysk do piosenki Sweet Chaos jest czarno-biały w pierwszej połowie. 

11. Sklep / wózek sklepowy.

O to tutaj jest jeden z klipów z tej minifilmowej serii (w sumie to minifilmowe serie są nawet dwie, ale nie jest to teraz istotne). W każdym razie w tym teledysku Young K pracuje w sklepie i postanowiłam włączyć go do tej kategorii. 


12. Pralnia.

Nie ma, ale nie jest to coś szczególnie zaskakującego. 


13. Samochody. 

Jakie piękne zamknięcie - samochód jako ważny rekwizyt jest w pierwszy wspominanym dziś klipie, czyli do piosenki Letting Go. I po małym śledztwie obecność i trendu numer jeden, i trendu numer trzynaście w tym konkretnym wideo nie powinna być zaskakująca. Otóż za teledysk odpowiadało VM Project Architecture.


Podsumowanie 7/13. Powiedzmy połowa. Wpis me treść, ja jestem szczęśliwa, że znalazłam w końcu czas i wymówkę, aby napisać o DAY6. Chociaż mogłam wybrać sobie weselszy comeback, a nie dosłownie taki, w którym ogłoszono, że zespół odwołuje wszystkie aktywności ze względu na potrzebę psychicznego odpoczynku, a potem głównym singlem z albumu okazuje się piosenka, która niemalże dokładnie to tłumaczy. Chociaż poprzednio miałam ochotę o nich pisać przy Shoot Me, a to też nie był wesoły comeback, ale piosenka świetna. 

LOVE, M


środa, 20 maja 2020

Dramy, które zapomniałam oglądać dalej

Hello!
Jak wspominałam - w najbliższym czasie na blogu będzie sporo wpisów o serialach, bo w sumie tylko je ostatnio oglądam. Do kina tęsknię bardzo, ale oglądanie nowych filmów na Netflixie jakoś mnie nie przekonuje. Z książek zaś jestem gdzieś pomiędzy Poezją staropolską wobec genologii retorycznej a Teoriami literatury XX wieku.

Dziś przedstawiam Wam 7 dram, które zaczęłam oglądać, ale nie skończyłam oraz wspominam o dwóch w ramach tego, aby się zmotywować do ich dokończenia.

Kill Me, Heal Me
Jeśli się nie mylę to jest to plakat/okładka do ścieżki dźwiękowej serialu Kill Me, Heal Me, który jest specjalnym przypadkiem na tej liście.


Do nich nie wrócę i pozostaną w wiecznym zapomnieniu:

He is Psychometric

 

Wdziałam 4 albo 5 odcinków tej dramy i pamiętam, że byłam nimi bardzo poruszona, ale później niewiele z tego wynikało. Fabuła nie była porywająca, ani szczególnie ciekawa i prawdopodobnie, gdyby nie to, że gdzieś miałam ten tytuł zapisany to w ogóle zapomniałabym o istnieniu tej dramy. 

Are You Human Too ?


To jest jedyny przykład dramy, którą, choć bardzo mi się podobała i bardzo ciekawiło mnie, jak się skończy, przestałam oglądać, bo nie byłam w stanie znieść głównej bohaterki.  Po prostu w pewnym momencie stwierdziłam, że irytuje mnie tak bardzo, że nie muszę mieć cierpliwości, aby oglądać tę dramę dalej.

Designated Survivor: 60 Days 


Czytałam sporo dobrego o oryginalnej wersji, czytałam też dużo dobrego o koreańskiej, ale to drama, w której dobremu człowiekowi przytrafiają się złe rzeczy, bo inni ludzie knują i tworzą intrygi. Życie i tak jest niesprawiedliwe, nie muszę jeszcze oglądać dramy, która to potwierdza.

Designated Survivor: 60 Days


Chief of Staff


Chyba po prostu nie mam nerwów do oglądania dram politycznych. Nawet jeśli gra w niej aktor, którego lubię, a pierwsza piosenka ze ścieżki dźwiękowej podbiła moje serce w mniej niż 10 sekund. 

Witch's Love


Tutaj nie tyle zapomniałam, co obejrzałam 3-4 odcinki i pomyślałam, że wolę oglądać nieco bardziej ambitne produkcje. Przy czym to nie tak, że to, co zobaczyłam mi się nie podobało, bo Witch's Love wygląda na bardzo miłą produkcję do oglądania dalej, tyle tylko, że trudno napisać o niej coś więcej.

The King in Love / The King Loves


Zobaczyłam jeden odcinek, po czym zapomniałam, że ta drama istnieje. Tylko tyle i aż tyle.

Vagabond  


Nawet zaczęłam pisać recenzję tej dramy:

Jeśli drama na Netflixie ma opis: Kiedy jego bratanek ginie w katastrofie lotniczej kaskader Cha Dal-heon postanawia zbadać przyczyny wypadku z pomocą tajnej agentki Go Hae-ri, to jest pewne, że będę musiała ją sprawdzić, bo brzmi jak dramowa wersja Katastrofy w przestworzach. Z tym, że to już na wstępie rodzi pewne problemy. Jak bardzo skomplikowana musiałaby być przyczyna katastrofy żeby szukać jej 16 odcinków? Ile dodatkowych elementów fabuły trzeba dołożyć? Ogólnie - szukanie odpowiedzi na pytanie "Dlaczego samolot się rozbił?" to trochę za mało na fabułę dramy.

VAGABOND

I w sumie w swoich pierwszych intuicjach miałam rację - przestałam to oglądać po 5 odcinkach i nie byłam się w stanie zmusić, aby włączyć kolejny, bo nie interesowało mnie, jak bohaterowie dojdą do prawdy, a dodatkowo irytowały mnie karykaturalnie złe postaci polityków i pracowników korporacji lotniczych. W skrócie oglądanie tej dramy jest bardzo męczące.


Do nich wrócę (kiedyś na pewno):

 

Kill Me, Heal Me


Z tą dramą jest taki kłopot, że próbowałam zacząć ją oglądać, gdzieś na początku mojej darmowej drogi w 2017 roku i to mógł być mój błąd, bo nie jest to dobry tytuł na rozpoczynanie swojej przygody z dramami. Ale Auditory hallucination to jedna z moich ulubionych piosenek z dram, chociaż wydaje mi się, że nie wspominałam o niej we wpisach.

Aktualizacja jeszcze przed opublikowaniem: otóż w czasie pomiędzy napisaniem tego wpisu a jego opublikowaniem zdążyłam obejrzeć 12 z 20 odcinków Kill Me, Heal Me. Także faktycznie poczułam się zmotywowana. Ale postanowiłam zostawić ją na liście, bo zabranie się za oglądanie zajęło mi ponad dwa lata.

Kill Me, Heal Me poster

Hotel del Luna


Obejrzałam 4 albo 5 odcinków, bawiłam się świetnie, a później nie mogłam znaleźć w sobie ambicji, aby włączyć kolejne. Być może wynikało to z popularności dramy, która spowodowała, że poczułam wewnętrzną presję, że nie mogę ją obejrzeć, a później o niej nie napisać - a gdy drama wychodziła nie miałam ani siły, ani czasu, aby pisać dłuższe i bardziej ambitne recenzje. Ale jestem pewna, że kiedyś ją dooglądam i o niej napiszę.


Mam dziwne wrażenie, że o czymś jeszcze zapomniałam, ale wpisuje się to nawet w koncept dzisiejszego tekstu.

Pozdrawiam, M

sobota, 16 maja 2020

Co ta izolacja robi z ludźmi? Czyli naogladałam się dram z Tajlandii

Hello!
Gdy napisałam o Untli We Meet Again i przez pierwsze dwa dni wiszenia posta na blogu nie było pod nim żadnych komentarzy, to przyznaję, że było mi smutno. I to nie tylko dlatego, że spędziłam długie godziny pisząc i ilustrując ten wpis, ale także dlatego że miałam w planach napisanie o tonie innych dram. Na szczęście pod tamtym wpisem pojawiły się kilometrowe komentarze, więc ja poczułam się uskrzydlona, aby napisać o tych dramach. 

Love by Chance

Przypuszczam, że gdyby nie studia z domu to nie wpadłabym jak śliwka w kompot w oglądanie tych seriali. Bo, pomimo że byłam pewna, że po obejrzeniu The Untamed zacznę oglądać więcej podobnych chińskich seriali - tego nie zrobiłam. Doszłam do wniosku, że w The Untamed bardziej byłam przywiązana do historii i bohaterów. W przypadku dram z Tajlandii - kupiły mnie swoim schematem. Oraz tym, że dodatkowo teraz jest czas przed sesją, a ja szczególnie przed tą letnią, mam tendencję do znajdowania sobie nowych hobby. W 2017 był to k-pop, w 2019 - dramy beauty guru na Youtube. W tym - granie w bingo z dramami z Tajlandii. Ogólnie doszłam też do wniosku, że oglądanie ich to także jakiś symptom syndromu sztokholmskiego wobec uczelni i studiów, bo (oprócz ostatniej) wszystkie jak jeden mąż dzieją się na uczelniach / mają bohaterów studentów.

Love by Chance

 W ciągu dwóch miesięcy izolacji brat M2 przerósł mnie o jakieś 4 cm, w marcu byliśmy jeszcze równi, brat ma 14 lat. Także utożsamiam się totalnie.


Jak wiadomo kocham schematy, szablony, tworzenie bingo to moje hobby (i gdyby nie to, że widziałam tysiąc plansz z bingo specjalnie do tych dram, to na 1000% zrobiłabym swoje) i znalazłam mnóstwo powtarzających się motywów w k-popowych teledyskach, więc nie jest zaskakujące, że dość ograniczony świat dram z Tajlandii brzmi jak mój plac zabaw. Plus, z jakiegoś powodu (średniej 12 odcinków? shounen ai?) mam wrażenie, że mój mózg traktuje te dramy jak anime. Trudno to wyjaśnić, ale jest to skojarzenie, które mam bardzo często.

Takie przykładowe bingo. Kilku rzeczy w nim brakuje: trop "chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą", wspólne przejażdżki na rowerze, bohaterowie na politechnice; ogólnie nieco bardziej szczegółowe kwestie.

Dla jasności - większość tych dram to dramy w typie Until We Meet Again i wielu miejscach ta drama służy mi także za punkt odniesienia w ocenianiu kolejnych. Opisuję je w takiej kolejności, w jakiej je widziałam, a że oglądanie  w obecnych okolicznościach zwykle nie zajmowało mi więcej niż dwa dni to inna sprawa, plus - gdy coś mnie nudziło, nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, aby to przewijać, taki urok seriali, które są dostępne na Youtube (albo na Line TV - szukanie linków może być wyzwaniem, ale się da). To nie są żadne poważne recenzje, to wrażenia po obejrzeniu.

Dark Blue Kiss


Przypuszczalnie pojawiło mi się w proponowanych, gdy oglądałam UWMA i obejrzałam. Pierwszą rzeczą, która mi się spodobała było to, że główna para już była parą, a drama opowiadała o ich kłopotach w komunikacji tak głównie i w skrócie. Chociaż to brzmi jak coś, co dzieje się w 98% dram, gdyby tak bohaterowie potrafili ze sobą rozmawiać to by nie było dram... W każdym razie wspominam miło, a motyw z misiem - uwielbiam i było to zaskakująco zaskakujące. 


TharnType


Wydaje mi się, że nie do końca wiedziałam, na co się piszę, gdy zaczynałam oglądać tę serię. Ale pamiętam, że byłam dość zaintrygowana, jakim sposobem stanie się to, że bohaterowie razem skończą. Przy czym ta drama ma lekko niepokojące motywy, które powiedzmy można wybaczyć, bo to drama (aczkolwiek im dłużej się nad nimi człowiek zastanawia, tym bardziej stają się niepokojące i podważają charaktery bohaterów); ale porusza też totalnie delikatne kwestie i sprawy zupełnie poważne, które nie mnie oceniać, czy zostały pokazane odpowiednio, ale w sensie fabularnym sprawiają, że drama się w pewien zaskakujący sposób klei. Albo inaczej sprawiają, że fabuła działa. Poważnie się zrobiło, ale to pewna obserwacja z fandomu - tak się złożyło, że ja wpadłam na jego bardzo poważną i analizującą część i czułabym się źle, gdybym o tym nie napisała. A z innej strony - TharnType jest zabawniejsze niż Dark Blue Kiss, które notabene ma chyba najpoważniejszą (aż do granic śmieszności) czołówkę, jaką widziałam.I TharnType ma też ładną piosenkę w czołówce.

Tharn Type


I poza tym ta drama ma mieć kolejny sezon i skłamię, jeśli nie napiszę, że nie czekam. 


Kiss Me Again


Wygląda na to, że byłam zaintrygowana bohaterami z Dark Blue Kiss bardziej niż sądziłam, bo obejrzałam dramę w której zostają parą. Przy czym w samym serialu bardziej interesowały mnie losy pary Sanwan i R niż Peta i Kao, ale nie żałuję, że obejrzałam. A co zabawne to ma jeszcze prequel, ale cieszę się, że nie jestem na tyle zdesperowana, aby go oglądać. 

2Moons2


Gdy sprawdzałam na YT kolejność z jaką oglądałam dramy, byłam zaskoczona, że 2Moons2 jest na niej tak wcześnie. Ta drama jest mi dość mocno obojętna, ale jest także jedyną dramą, której jeden z wątków ma tak otwarte zakończenie, że bardziej by już nie mógł - to nawet nie cliffhanger, to dosłownie zakończenie szantażujące, aby oglądać kolejny sezon. Dwa razy, a jeszcze raz przed opublikowaniem tego wpisu, sprawdzałam, czy na pewno obejrzałam wszystkie odcinki, bo zakończenie jest tak dziwne.
I pewnie obejrzę kolejny sezon, ale ogólnie nie zrobił na mnie ten serial wrażenia. Może poza niepokojącą obsesją jednego z bohaterów, bo zahaczała ona o niezdrowe podglądactwo. Mówimy stanowcze nie stawianiu ołtarzyków ze zdjęciami osób, których się nie zna.

Love by Chance


Drama, którą w komentarzach pod wpisem o UWMA wspominały obie osoby . I wiem też, że wiele osób ogólnie bardzo ją lubi. A ja mam pewien problem - otóż, gdy usiadłam do oglądania Love by Chance, byłam już w trakcie oglądania Why R U? Otóż przez kontrast (głównie w wyglądzie) pomiędzy bohaterami granymi w obu seriach przez jednego aktora, pierwszy odcinek Love by Chance oglądałam, turlając się ze śmiechu i robiąc koleżance relację na żywo, bo nie mogłam być jedyną śmiejącą się osobą. A potem jeszcze ze śmiechu płakałam, bo ta drama ma chyba najzabawniejszego bohatera całego tajlandzkiego dramowego uniwersum, czyli Ponda. 

Zwykle, gdy bohaterowie płaczą to płaczę razem z nimi. Nie tutaj - tutaj turlałam się ze śmiechu, sorry.


Proszę wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy po obejrzeniu całej tej dramy, jakiś przypadkowy filmik uświadomił mi, że ona dzieje się dosłownie w tym samym uniwersum co TharnType i na dodatek dzieje się po wydarzeniach z TharnType. Które wyszło w zeszłym roku, a Love by Chance w 2018. Problem jest taki, że wszyscy aktorzy są inni, a ja lubię przewijać oraz oglądam te dramy dla odpoczynku. Ale w sumie lubię się zaskakiwać.
Co myślę o samej dramie? Niewiele. Chociaż bohaterowie starali się rozmawiać, nawet bywali całkiem wyrozumiali wobec swoich sytuacji życiowych także to na plus. Ach, oprócz najzabawniejszego ta drama posiada także najtragiczniejszego bohatera dramowego uniwersum, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi i twitterze twierdzą, że będzie drugi sezon, więc sprawa powinna się wyjaśnić. 

Theory of Love


Jak widać do tej pory moje osobiste odczucia wobec dram były mocno letnie - jak pisałam oglądałam je głównie w poszukiwaniu schematów i powtarzalnych wątków i motywów. Ale Theory of Love uwielbiam bardzo. I to nie tylko dlatego że ma w sobie wyobrażoną scenę, w której bohaterowie odtwarzają scenę ze śpiewaniem na stadionie z Zakochanej złośnicy, ale nie przeczę, że miało to duży wpływ na moje lubienie serii. Ogólne usytuowanie bohaterów miało jednak większe - bohaterowie sobie studiują i kręcą filmy  (i ogólnie nie są na wydziale Inżynierii albo Medycyny - to jest ogólnie fascynujące w tych wszystkich dramach - na jednej uczelni jest i politechnika, i akademia medyczna) i wbrew pozorom to nie jest aż takie oczywiste, że się zejdą A utrzymanie takiego suspensu przez dużą część serii nie jest łatwym zadaniem. Poza tym wątki na drugim planie są naprawdę ciekawe i nie polegają tylko na tym, że inne pary muszą się także po drodze zejść. Theory of Love dostaje ode mnie serduszko. Chociaż sama drama to je raczej nieustannie łamie, ale to inna sprawa.

Theory of Love

W tym domu kochamy "Zakochaną złośnicę". Plus zabawny fakt, pomimo mojego skrzywienia Szekspirem, "Zakochaną złośnicę" lubiłam na długo przed tym, zanim świadomie ogarnęłam, że jest oparta na motywach z "Poskromienia złośnicy" nawet jeśli polski tytuł jest dużo bliższy sztuki Szekspira.


Ogólnie już dawno temu zauważyłam niepokojącą tendencję, że im więcej łez wyleję oglądając coś, tym większe jest prawdopodobieństwo, że będę to bardzo lubiła - UWMA i Theory of Love potwierdzają tę teorię. Ale też chyba ze wszystkich (plus SOTUS) to one stoją najbardziej na własnych nogach, to znaczy - nie są tak szablonowe jak cała reszta.

Waterboyy


Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, więc jeśli zastanawiasz się dlaczego ludzie w dramowym fandomie odradzają oglądanie to nie bądź ciekawy i nie sprawdzaj. Bo tylko na własnej skórze przekonasz się dlaczego o tej serii nikt nie rozmawia. Bo jest jednocześnie nudna i ma eufemistycznie mówiąc kłopotliwe wątki. Na przykład - dziewczyny konsekwentnie pokazywanej jako lubiąca inne dziewczyny, a kończy z chłopakiem i jednocześnie, że na końcu oni się zejdą było jasne jak Słońce od ich pierwszego spotkania. Z założenia wiadomo, którzy bohaterowie będą razem, ale nie widziałam drugiego przykładu, w którym byłoby to tak oczywiste w sekundzie, gdy bohaterowie się poznali - nie wiem, czy to była siła narracyjnego przymusu czy co.
Jedną rzecz mogę napisać na plus - w sekundzie, gdy zobaczyło się trenera drużyny pływackiej było wiadomo, że to ojciec jednego z bohaterów, casting na medal.

Senior Secret Love Puppy Honey (i to dwa sezony)


Tu mamy tych samych głównych aktorów, co w Theory of Love oraz parę Porsche i Emma. Cała drama jest urocza i zabawna i w sumie tyle. Niewiele z niej pamiętam, ale nie bawiłam się źle oglądając.
To pierwszy sezon. Bo w drugim nie znosiłam już zawartości dramy w dramie i chociaż wiele osób pisało, że drugi sezon wydawał się bardziej realistyczny niż pierwszy, to dla mnie wątek pary Porsche-Emma był nie do oglądania - głównie dlatego, że bohaterowie byli w związku na odległość. Co do pary aktorów z Theory of Love - jeden z nich zachowywał się wobec drugiego jak pies ogrodnika i w sumie momentami ich historia była niepotrzebnie smutna. Wolę Theory of Love - chociaż w sumie jest jeszcze smutniejsze.

SOTUS


O matko. Jak ja się czułam niekomfortowo oglądając tę serię. Ten cały proces fali czy kocenia, czy jak zwał tak zwał. Nie powinno się oglądać dramy kibicując bohaterom na zasadzie: "zemdlej! zemdlej! to może starsi studenci ogarną, że robią coś nie tak". W każdym razie w napisach początkowych drama ma tablicę z komunikatem "Działania w ramach otrzęsin w tym serialu zostały wyolbrzymione dla celów rozrywkowych".  Podziękuję za taką rozrywkę, co jej oglądać nie mogę, bo mnie złość na niesprawiedliwość świata bierze. Ale w sumie o to chodzi w tej dramie, bo nasz główny bohater postanawia sprzeciwić się temu procederowi i stawia się głównodowodzącemu starszych studentów. (To ma dwa sezony, drugiego nie widziałam).

SOTUS

W całym dramowym uniwersum jest dużo uroczych postaci i uroczych aktorów, ale on jest najbardziej uroczy.


Gdy byłam w trakcie oglądania tej dramy, nie do końca ogarnęłam dlaczego ludzie tak bardzo, bardzo ją lubią. Dopiero po obejrzeniu całości uświadomiłam sobie, że ze wszystkich dram w tej rozwój relacji pomiędzy bohaterami jest najbardziej naturalny, a jednocześnie tej dramie dość daleko do tego dramowego uniwersum, do którego należą w sumie wszystkie seriale, o których napisałam wyżej.
W roku 2016 stanowiła przykład tego, o czym teraz w wywiadach mówią reżyserowie innych dram - że chcieliby tworzyć po prostu seriale i opowiadać historie, a nie robić dramy z gatunku BL, tak jakby fakt, że główna para to dwóch chłopaków stanowiło osobny gatunek serialu. W sensie tak to mniej więcej działa w anime i jak widać tutaj też. 

SOTUS udowadnia, że można to osiągnąć - to znaczy najpierw zrobić historię, a dopiero potem określić, że jej protagonistami będzie dwóch chłopaków - ale być może schematyczne seriale lepiej się sprzedają, bo ludzie są do schematu przyzwyczajeni. Powstało po drodze coś takiego jak gatunek BL ze swoimi wątkami i sposobami podchodzenia do pewnych tematów i póki dramy będą się działy na uczelniach, to nie widzę, aby bardzo się to zmieniło. A inną kwestią jest to, że chyba wszystkie te seriale powstały na podstawie książek - z książek schematy doskonale się transferują do seriali.

I po tym ambitnym wywodzie spadnę chyba na samo dno. Otóż obejrzałam pół, bo zaczęłam gdzieś w połowie piątego odcinka (bo tak mi YT pokazało) 'Cause You're My Boy. I to jest katastrofa, nawet nie jest mi źle, że piszę tylko o drugiej połowie serialu, bo nie wierzę, aby pierwsza była ani trochę lepsza. To jest chaos, to się nawet nie trzyma kupy na słowo honoru. W scenariuszu brakuje scen, które stanowiłby przyczyny działań, których stuki widzimy na ekranie, a czasami montaż nie ma sensu. Sam scenariusz też czasami nie ma najmniejszego sensu, a bohaterowie zachowują się nieprawdopodobnie. Przyczyny i skutki w tym serialu nie występują. Teraz, gdy to piszę mogę się tylko śmiać, bo to było tak absurdalne.

Zastanawiałam się, czy nie podzielić tego wpisu na dwie części, ale szykuje mi się już drugi o 4 kolejnych dramach. Ale wiem, że oprócz tych 4 i ewentualnie kontynuacji wspomnianych, nie będę raczej zaczynała nic nowego z tych dram - sądzę, że osiągnęłam bingo. Aczkolwiek muszę Was ostrzec - kina zamknięte, jedyne książki, które czytam to podręczniki do egzaminów, więc oglądam seriale i będą one motywem przewodnim bloga w najbliższym czasie.

 Trzymajcie się, M

środa, 13 maja 2020

Typy prowadzących w czasie studiowania online

Hello!
Dzisiejszy wpis jest efektem frustracji na ogarnięcie całych uczelni wyższych oraz poszczególnych prowadzących w czasie tego całego nauczania zdalnego. W pewnym momencie osiągnęliśmy już pewien poziom stabilizacji, ale zbliża się sesja, a my nieustannie dostajemy sprzeczne sygnały od naszych prowadzących, co jest bardzo frustrujące. Tak naprawdę chyba wszyscy chcielibyśmy, aby ogłoszono cokolwiek - my się jakoś dostosujemy - byleby coś ogłoszono.

studia zdalne

Wszystkie poniższe typy powstały z doświadczeń moich i mojego brata, ale nie wszystkie - wbrew pozorom - są złe, bo niektórzy prowadzący ogarniają lepiej niż można było przypuszczać. A też taka ciekawa uwaga i coś, czego chyba się nie spodziewałam po zajęciach online. Otóż jeśli zajęcia na żywo były stresujące i wymagające - dalej takie są. Jeśli były miłe i sympatyczne - także są takie wciąż. Jeśli były nudne - nic nie się zmieniło. A spodziewałam się, że coś się zmieni - albo na lepsze, albo na gorsze - a nic takiego się nie stało.


Typ 0

Kto? Wszyscy
Co? Nic nie wiedzą.

Typ 1

Ogarnął najszybciej ze wszystkich MS Teams i zrobił nawet miniwykład na próbę, aby sprawdzić, czy wszystko działa. 

Typ 2

Ogarnął Zooma i zajęcia odbywają się w miarę po kolei.

Typ 3

Najpierw nie wiedział co ogarnąć, więc kazał nam napisać prace, a potem stwierdził, że Discord jest super.

Typ 4

Studentom za mało jeszcze platform do zajęć on-line? Czemu by nie wypróbować Google Classroom?

Ale poważnie doceniamy za zaangażowanie, bo osoba, która zdecydowała się na tę platformę, przynajmniej zdecydowała się na nią dość szybko i ogólnie nie pracowało się tam źle.

Typ 5

Wychodzący z założenia, że wszyscy mają Skype.
Ale najpierw nieodzywający się przez dwa tygodnie, niech studenci domyślają się, co mają robić.

Typ 6

Wysyła skany z zadaniami. Tydzień później wysyła kolejne zadania i odpowiedzi. Nic więcej, nawet dzień dobry. 

Typ 7

Podzielcie się w grupy, będziecie tak pracować cały czas. Tu macie tekst wykładu, tu macie dopowiedzenie tego, co powinno być na ćwiczeniach, tu macie zadanka. Termin dwa tygodnie, powodzenia. 

Typ 8

Dla naszej grupy to w sumie lepiej, bo te nasze zajęcia i tak wymagają poświęcania im dużej ilości czasu w domu. To pierwsze zadanie macie 3 tygodnie. Odezwę się jak sprawdzę.

Typ 9

Na zaliczenie miały być prezentacje więc je zróbcie i nic więcej nie będę od was chcieć. 

Typ 10

Na zaliczenie miała być jakaś minipracka, więc macie tu tematy, a ja będę wam podsyłała jakieś artykuły. Poczytajcie sobie.

Typ 11

Wydaje mu się, że ogarnął MS Teams, ale tak naprawdę nie ogarnął. I zastanawiaj się studencie, w którym spotkaniu nasz zajęcia.

Typ 12

Eksperyment sam się nie przeprowadzi więc zapraszam na wycieczkę po laboratorium. Takie z kamerą wśród laboratorium.

Typ 13

Plan zajęć? Jaki plan zajęć? Jak ja chcę przeprowadzić teraz zajęcia, to będą teraz. Ale nie martwcie się drodzy studenci, nagram i wam wyślę. 

Typ 14

Nie odzywa się do studentów przez dwa tygodnie, ale zrobił grupę w MS Teams, to podejrzane. Po czym wpisuje spotkanie na 2 minuty przed zajęciami. 

Typ 15

Po którym nikt się nie spodziewał, a ogarnia lepiej sprawę lepiej niż doktoranci. On się cieszy, a studenci cieszą się nawet bardziej. 

Typ 16

Wykłady? Jakie wykłady? Macie sylabus, sprawdźcie bibliografię.
Biblioteki zamknięte? Nic mnie to nie obchodzi. 

Typ 17

Ćwiczenia odbywają się zupełnie normalnie, tak normalnie, że ma się 15 minut na odesłanie mailem dowodów tego, że coś się na tych ćwiczeniach robiło.

Typ 18

Którego wykłady przez internet są ciekawsze niż ćwiczenia online.

Nie wiem, jak to możliwe, ale wykładu słuchałam, choć w sumie nie musiałam, a na ćwiczeniach, na których powinnam być bardziej uważna - przysypiałam.

Typ 19

Cichociemny albo Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

Zajęcia zaczynają się od poniedziałku (bo od połowy semestru), jest niedziela wieczór, ale prowadzący nie dał nikomu znaku życia.

Typ 20

Prowadzący, któremu wydaje się, że jak wyśle nam swoje artykuły naukowe jako prowadzenie wykładów i ćwiczeń i zada nam napisanie prac na 2 strony to przeprowadził zajęcia. 

Miesiąc, jeśli nie dłużej, nasza starościna roku wchodziła na głowę dziekanowi, a inni pisali i rozmawiali z kim się dało, aby nie musieć pisać prac na zaliczenie obecności wykładu. W końcu się udało, ale dwie prace i tak trzeba było napisać, a prowadzący dalej nie wykazuje jakiejkolwiek chęci, aby prowadzić wykłady zdalnie.

Dla osób, które być może nie do końca wiedzą, jak działają wykłady (a są osoby ze mną na roku, które tego nie widzą) - na moim wydziale wykłady są obowiązkowe trzeba być na nich obecnym. Z tym, że to co robisz po podpisaniu listy - nikogo nie obchodzi. Dlatego tak zdenerwowaliśmy się tym, że wymagano od nas pisania prac z wykładów. 

A dwa - ostatnio przeżyłam kolejne załamanie nerwowe, gdy przeszło mi pisać pracę, na podstawie wniosków ze wcześniejszej pracy, tylko że oczywiście prowadzący nie raczy odpisać, czy nasz prace były dobre czy nie i takim sposobem można napisać dwie prace kompletnych głupot. Tym bardziej, że dotyczyło to dość abstrakcyjnego zagadnienia, które nie jest popularne w badaniach literackich. 

Inna sprawa jest taka, że my kolektywnie nie wierzymy, że prowadzącemu chce się czytać te prace. Będzie nam musiał jakoś wystawić oceny, ale to inna sprawa.


Jestem ciekawa czy macie podobne doświadczenia albo Wasi nauczyciele/prowadzący zachowują się jeszcze inaczej i mają odmienne podejścia do obecnej sytuacji. 

Trzymajcie się, M

sobota, 9 maja 2020

Zbyt piękne, aby było prawdziwe - SKY Castle

Hello!
SKY Castle było dramą, która podbiła Koreę na przełomie 2018 i 2019 roku. Z tego, co wiem nie przebiła się jednak do międzynarodowego świata fanów dram. Głównym argumentem było to, że ze światem przedstawionym (elity lekarzy i prawników) i systemem edukacji Korei trudno było znaleźć jakieś osobiste połączenie i utożsamienie. A ja napiszę, że wszyscy powinniśmy się cieszyć, że przyszło nam to oglądać tylko w dramie i mieć nadzieję, że była ona bardzo przehiperbolizowana. Chociaż czytałam, że wcale nie i dla ludzi w Korei była boleśnie realistyczna. 

SKY Castle Cast

Pierwszy odcinek SKY Castle robi świetną robotę z przedstawieniem postaci oraz ich środowiska i od razu rozstawieniem ich po kątach. A jednocześnie od początku jest w tej dramie coś niesamowicie niepokojącego, zbyt idealnego - od razu widać, że to sztuczne. 

Najkrótszym zarysem fabuły tej dramy byłaby odpowiedź na pytanie: Jakie są konsekwencje przelewania własnych ambicji na dzieci? A dokładniej obserwujemy głównie matki, które zrobią wszystko (dosłownie), aby zapewnić swoim dzieciom edukację - czy tego chcą, czy nie. A SKY Castle jest nazwą sąsiedztwa, w którym nasi bohaterowie mieszkają, a której to nazwy pierwsza część jest akronimem od 3 najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Korei: Seoul National University, Korea Universtity oraz Yonsei University.

Obsada jest dość liczna i trudno byłoby opisać sytuację każdej rodziny, ale w najprostszym układzie ta drama sprowadza się do tych dwóch rzeczy - ambicji rodziców i reakcji dzieci na te ambicje. Poniżej skupiłam się tylko na wybranych aspektach - wyszło tak, że głównie postaciach - bo opisywanie całej dramy nie jest konieczne. 

SKY Castle No Seung-hye

Wątek Seung-hye i jej męża był jednym z ciekawszych i najbardziej satysfakcjonujących do oglądania.


Koniecznie trzeba napisać, że praca kamery i ujęcia, budowanie kadrów robi w tej dramie ogromne wrażenie i bardzo akuratnie podkreśla tak nastroje, jak i działania bohaterów. Szczególnie w pierwszym odcinku.

Hye-na - na początku bardzo się jej kibicuje - jest buntowniczką, która mówi, co myśli, a w tym świecie, w którym funkcjonuje - to zupełnie nie do pomyślenia. Ale choć czuć, że jest ona szczera, po pierwsze nie wybudza sympatii, po drugie - gdy tylko nadarza się okazja, odkrywamy, ze Hye-na ma w sobie niesamowite pokłady zazdrości i zawiści (i być może mama wcale nie wychowała jej tak dobrze, jak dziewczyna chciałaby wierzyć), a z czasem okazuje się także, że jest niezwykle wyrachowana.

Ye-seo

 To Ye-seo nie Hye-na.


Nie zdradzając za dużo - wystarczy spojrzeć na jej relację z Woo-joo. On ją szczerze lubi, ona o tym wie, ale wie także, że chłopaka lubi Ye-seo. A ponieważ Ye-seo to największy wróg Hye-ny, Hye-na spotyka się z Woo-joo na złość Ye-seo.

Chciałoby się, aby Hye-na nie zniżała się do poziomu ludzi ze SKY Castle, ale niestety to się dzieje. Niestety ona nie ma takiego zaplecza jak osoby ze SKY Castle i na jak sprytną nie chciałaby pozować - nie ma do nich startu.

Ye-seo - gdyby w tej dramie była sekunda więcej tej postaci, to nie byłabym w stanie jej oglądać. Ze świecą szukać drugiej tak samolubnej i egocentrycznej postaci w kulturze. Tym co różni ją od pozostałych dzieci ze SKY Castle jest to, że ona faktycznie chce dostać się na medycynę do Seoul National University i zostać lekarzem; rodzice nie musieli jej do niczego zmuszać.

SKY Castle Ye-seo

 Jak tu jej nie kochać.


Ze wszystkich postaci Ye-seo przechodzi najbardziej spektakularną drogę. W sumie cała jej rodzina przechodzi najwięcej - całe SKY Castle skupia się przecież głównie na jej mamie. Ye-seo była naprawdę nieznośną postacią, ale tym bardziej zakończenie dramy jest satysfakcjonujące.

Tatusiowie - przez 3/4 dramy tatusiowie są comic reliefem serii. Szczególnie, gdy są na ekranie razem. Oni też oczywiście spiskują i mają swoje intrygi - i jeśli dokładnie się im przyjrzeć, to są one obiektywnie poważniejsze niż sprawy mam, dotyczą szpitala, pacjentów i walki o dyrektorskie stołki, ale przedstawione są jak parodia westernu.

SKYCastle dads

Ale później drama, jak to drama, robi się naprawdę dramatyczna i tatusiowie także muszą swoje przejść. Słusznie, bo nie byli tatusiami tylko pracowali, więc w brutalny sposób musieli nauczyć się ojcowskiej odpowiedzialności. 

SKY Castle ma 20 odcinków, ale mogłabym obejrzeć kolejne 20, bo była tak wciągająca i zaskakująca. Drama o tym, co zrobią rodzice, aby ich dzieci dostały się na najlepsze studia była też zwyczajnie przerażająca. Cały czas obserwuje się postaci, które są zwykle są na granicy zachowywania się jak w miarę przyzwoity człowiek oraz zwykła dwulicowa szumowina. Dlatego często decyzje, które podejmują nasi bohaterowie są zaskakujące - nigdy nie wiadomo, która ze stron wygra, a czy podjęcie takiej, a nie innej decyzji nie było elementem strategi i podbudową pod kolejne działanie.

Ten tekst wyszedł mi bardziej ogólnikowy niż zakładałam, ale bardzo nie chciałam zacząć opisywać wątków każdej z rodzin z osoba. W skrócie: SKY Castle jest jedną z najlepszych dram jakie widziałam. Jeśli nie najlepszą. Niekoniecznie ulubioną, bo na bycie osobiście ulubioną jest nieco za poważna, ale w kategoriach w jakich można rozpatrywać ją obiektywnie - zdecydowanie jedną z najlepszych.

LOVE, M

środa, 6 maja 2020

Pierwsze wrażenia - sezon wiosenny 2020

Hello!
Poważnie zastanawiam się, czy robić pierwsze wrażenia z bieżącego sezonu, bo przez ostatnie dwa tygodnie obserwowałam falę informacji: anime o takim i takim tytule zostaje zawieszone po 3-4-5 odcinku, bo koronawirus. Wraca nie wiadomo kiedy / w lipcu / w październiku. Trochę to wyglądało jakby sezon wiosenny 2020 został odwołany. Ale są te pierwsze odcinki, wiadomo, że niektóre anime wyjdą w całości, a poza tym trzeba się przygotować i wiedzieć, czy w przyszłości wracać do tych tytułów. 

Woodpecker Detective's Office

Kitsutsuki Tanteidokoro (Woodpecker Detective's Office)

 

Koncept tego anime mi się podoba - poeta i detektyw w jednym - podobał mi się pierwszy odcinek, bo ładnie wyjaśniał usytuowanie bohaterów. Ale już drugi odcinek zakłada, że będziemy mieli jakieś emocjonalne połączenie z bohaterami i będziemy przejmować się ich losami - niestety nie. Co sprawia, że drugi odcinek jest nudny, chociaż dużo się w nim dzieje. To anime zgubiło w drugim i trzecim odcinku swój temat, a że nie zapowiadało się na komediowy tytuł to niby zabawne sceny, które oglądamy, nie są zbyt przekonujące.

Kitsutsuki Tanteidokoro (Woodpecker Detective's Office)

Szkoda, raczej do tego anime nie wrócę, chociaż muszę to napisać jeszcze raz - pierwszy odcinek był bardzo dobry. Z plusów trzeba jeszcze zaznaczyć, że Kitsutsuki Tanteidokoro jest także bardzo ładne, szczególnie tła i scenografie, bo piękno bohaterów jest na dobrym poziomie, ale bez szczególnych zachwytów.


Kami no Tou (Tower of God)


Prawdopodobnie najbardziej hypowane anime tego sezonu. a powstało na podstawie koreańskiego komiksu i Stray Kids wykonują opening i ending.

Jak prostej fabuły by nie miało to anime - a póki co wiem tylko, że chłopak chce się wspiąć na szczyt wieży, bo na wieżę poszła bliska mu dziewczyna, plus na tymże szczycie można spełniać swoje marzenia - to wypełnia ono estetyczną i artystyczną pustkę tego sezonu.

Kami no Tou

To znaczy założenia tego anime są proste, bo dla bohatera wspinanie się po kolejnych poziomach wierzy jest zadaniem wypełnionym testami, w których cały czas naraża swoje życie. Tylko mam nadzieję, że to nie jest historia od zera do bohatera i Bam pozostanie tak uroczy, jak powiedziały mu dwie bohaterki w pierwszym odcinku. Ponadto ze wszystkich opisywanych dziś anime to jest najbardziej wciągające. 

Tower of God
Jest też animowo zabawne.

 

Kaguya-sama wa Kokurasetai?: Tensai-tachi no Renai Zunousen (Kaguya-sama: Love is War Season 2)

 

Drugi sezon tego anime byłoby bardzo trudno zepsuć i nie zapowiada się, aby było on gorszy niż pierwszy. Uśmiechałam się cały czas, oglądając pierwszy odcinek, to anime jest takie przyjemnie zabawne.

Kaguya-sama: Love is War Season 2

 

Fugou Keiji: Balance : Unlimited (The Millionaire Detective)


Ups, gdy pisałam o Tower of God zapomniałam o tym anime, które walczyło o tytuł najbardziej hypowanego tytułu tego sezonu. Ale musiało przegrać, bo padło ofiarą koronawirusa i jestem jednym z tych anime, które wróci latem.

Fugou Keiji: Balance : Unlimited (The Millionaire Detective)

No, ale sezon się nie liczy, jeśli w anime nie ma głosu Mamoru Miyano (ale nie podkłada jej postaci, którą widzicie na kadrze). Poza tym to anime ma najlepszy muzycznie opening ze wszystkich opisywanych serii. Estetycznie najciekawszy jest opening Bungou to Alchemist:Shinpan no Haguruma.

Ogólnie to anime jest zabawne w dziwny sposób. Mamy bohaterów: Daisuke (na obrazku) jest trochę jak Batman (i trochę jak Iron Man), ale nie musi nosić stroju i się kryć, a koncept jest taki, że uważa, że wszystko można kupić. Drugi bohater uważa, że Daisuke nie wie co to odpowiedzialność i ma zamiar go tego nauczyć. 

Arte

 

Nie przepadam za anime typu od zera do bohatera i o drodze pełnej przeszkód do spełniania marzeń i w sumie nie wiem, dlaczego postanowiłam zerknąć na to anime. Może spodziewałam się, że skoro dzieje się we Florencji w renesansie i dotyczy sztuki to będzie wyjątkowo ładne czy nawet artystyczne. Nie jest. A zainteresowanie bohaterką straciłam w połowie odcinka. Problem jest taki, że anime z takimi założeniami jakie ma Arte były już setki i jeśli od początku nie ma się czegoś, co by je wyróżniało, to po prostu wie się jak to działa i nie jest to nic ciekawego. A jak pisałam, Arte nie pomaga czas i miejsce akcji, bo ich potencjał jest zupełnie niewykorzystany ani nie wyróżnia się kreską. Chciałam być sprawiedliwa i obejrzałam drugi odcinek, ale nie zmienił on niczego w postrzeganiu tego anime.

Arte


Bungou to Alchemist: Shinpan no Haguruma

 

Bardzo ładne zamkniecie wpisu, bo to kolejne anime, w którym mamy pisarzy. Ale bardziej niż z  Kitsutsuki Tanteidokoro to anime oczywiście kojarzy się z Bungou Stray Dogs, bo mamy w nim nawet tych samych pisarzy. Oraz całkiem solidną obsadę głosową, choć zupełnie inną niż w BSD.
Styl tego anime też jest inny - Bungou to Alchemist ma bishounenową estetykę.

Bungou to Alchemist: Shinpan no Haguruma

Ale skupmy się na samym anime. Pierwszy odcinek jest nieco dziwny, zabawny i w ogóle nie za bardzo można połapać się o co chodzi. To znaczy trochę można, ale rzeczy rozwiązują się nie tak, jak byśmy przypuszczali. A potem popatrzyłam jeszcze chwilę na piękną postać Akutagawy Ryuunosuke w samurajskim wcieleniu i z mieczem i zrozumiałam, że to anime to książkowa wersja Touken Ranbu: Hanamaru, w którym ratowało się przeszłość, a tu ratuje się opowieści. To brzmi jak idealna animowana rozrywka dla mnie. 

Bungou to Alchemist Dazai Osamu

A tak wygląda Dazai Osamu w pierwszym odcinku. Oczywiście najbardziej podoba mi się jego fryzura. Ale widziałam też już gify z Khunem z Tower of God i jego kucykiem, na punkcie którego oszalał cały internet i ja razem z nim.



Podsumowując, powinnam dokończyć Tower of God, prawdopodobnie obejrzę Love is War i Bungou to Alchemist

LOVE, M

niedziela, 3 maja 2020

Kwiecień miesiącem dobra i piękna

Hello!
Nigdy nie robiłam na blogu podsumowań miesiąca. Przez jakiś czas pojawiały się instagramowe podsumowania, ale zniknęły naturalnie z początkiem roku i jakoś nie miałam potrzeby ich wznawiać. Kiedyś - dokładnie w 2016 roku - zrobiłam post z  podsumowaniem tego, co publikowałam w kwietniu na Facebooku bloga, bo siedziałam w domu trzy tygodnie ze skręconą kostką i sporo udzielałam się na FB.
Ale kocham robić podsumowania i da się to czasami zauważyć na blogu przy różnych okazjach. 

Kwiecień miesiącem dobra i piękna

Postanowiłam zrobić podsumowanie kwietnia, bo mam silne poczucie, że pod względem wpisów - na przeróżnych poziomach - był to jeden z najlepszych miesięcy w historii bloga. Albo inaczej - był to jeden z najprzyjemniejszych miesięcy. Opublikowałam dwa wpisy z serii z Szekspirem, dwa i pół w sumie - bo nie wiem, czy zdecydowałabym się pisać o dramie Until We Mee Again, gdyby nie jej wewnętrzna narracja o Romeo i Julii -  dwa wpisy o k-popie, dwuczęściowy wpis o książce. Debiut mojego drugiego brata, jako autora tekstów na bloga został bardzo ciepło przyjęty (ale to może zasługa anime, o którym pisał). A w ogóle to w kwietniu jest Share Week, w którym w tym roku wzięłam udział po raz pierwszy. 

Pomijając wszystkie okoliczności zewnętrzne - to był bardzo udany i miły miesiąc.

Nie miałam pomysłu, jak ładnie opisać linki, aby nie były samymi linkami, a potem pomyślałam, że sporo osób, które czyta bloga, nie obserwuje go na Facebooku (a zachęcam do obserwowania!). A czasami opisy wpisów, które tam umieszczam stanowią kontekst lub uzupełnienie do tekstu, więc pomyślałam, że z nich skorzystam.

1 kwietnia

To zakrawa na ironię - normalnie nigdy nie mam czasu na oglądanie anime, ale te o których dzisiaj piszę obejrzałam w większości jeszcze przed zawieszeniem zajęć na uczelni.
Pet&Hanako-kun
Pet & Jibaku Shounen Hanako-kun

4 kwietnia

Mamy kwiecień, w którym odbywają się dwie ważne rocznice: urodzin Szekspira () oraz początku mojego zainteresowania k-popem. Co mogło wyjść z tego połączenia na moim blogu? Tylko i wyłącznie - Szekspir w k-popie. I to 2! Bo pierwsza odsłona tego cyklu pojawiła się na blogu rok temu. Enjoy!
Szekspir w k-popie 2


8 kwietnia

Dzisiaj sprawdzam, czy książka Wielki Następca, która ukazała się nakładem wydawnictwa Wydawnictwo SQN, spełnia wymogi koreańskiego bingo!
Czy koreańskie bingo działa? - Wielki Następca

11 kwietnia

W skrócie: dawno tak bardzo nie wiedziałam, co myśleć o jakiejś książce.
 Jak sinusoida - Wielki Następca

15 kwietnia

Kolejny z moich braci dołącza do autorów tekstów na blogu. I kolejny pisze o anime. To u nas rodzinne.
Piękno / uroczo - Somali to Mori no Kamisama

18 kwietnia

Postanowiłam pierwszy raz wziąć udział w Share Week... i skończyło się to tak, że zamiast tak naprawdę polecać blogi, opisałam najważniejsze blogi i najważniejsze blogerki w moim życiu. Ale sprawdziłam i w sumie to nie odeszłam od istoty tej akcji tak bardzo jak się obawiałam.
Share Week 2020

22 kwietnia

Już jutro 456 rocznica urodzin Szekspira, więc jak co roku od czterech lat, pokazuję Wam, jak i gdzie Szekspir obecny jest w anime i mandze.
Szekspir w anime i mandze #5

25 kwietnia

Nie mówcie mojej promotor, że ostatnio zamiast pisać magisterkę, przeszukiwałam Spotify w poszukiwaniu piosenek i albumów, które w tytule mają słowo MOON.
MOON

28 kwietnia

Jeśli z jakiegoś powodu wydaje Wam się wciąż, że Romeo i Julia to "romantyczna" historia, to dziś przychodzę z wyjaśnieniem, dlaczego tak nie jest na przykładzie dramy Until We Meet Again.
Lecz dzień jest nocy, a noc dnia brzemieniem - Until We Meet Again


LOVE, M