Animacje ze studia Ghibli to wyznacznik jakości sam w sobie i nikomu nie trzeba ich przedstawiać ani tłumaczyć co to takiego. Miałam (i ciągle mam - przecież pojawiają się kolejne filmy) tę przyjemność, że gdy "Spirited Away: W krainie Bogów" zdobywało Oskara i podbijało serca widzów, byłam małą dziewczynką a telewizja w Polsce postanowiła dbać o rozwój i wychowanie dzieci, pokazując na antenie japońskie animacje. Z tamtego okresu pamiętam niewiele szczegółów i tytułów, ale te bajki zostawiły we mnie trwały ślad. A od czasu gdy zaczęłam oglądać tak wiele seriali, odkrywam na nowo także animacje długometrażowe. Trzeba jeszcze przyznać K. że miała w swój udział.
Sophie ma 18 lat i całe dnie spędza w sklepie z kapeluszami, który wcześniej należał do jej zmarłego ojca. W trakcie jednej z nieczęstych wizyt w mieście, poznaje czarodzieja o imieniu Hauru. Hauru jest niezwykle przystojny, ale także dość skryty. Zazdrosna o ich zażyłość czarodziejka, rzuca czar na Sophie, przez który dziewczyna zmienia się w 90-letnią staruszkę. Załamana Sophie ucieka od ludzi i błąkając się, przypadkiem trafia do ruchomego zamku Hauru. Ukrywając swoją prawdziwą tożsamość, otrzymuje tam pracę jako sprzątaczka. Wkrótce tajemnicza, dziarska staruszka tchnie nowe życie w zaniedbaną posiadłość, którą zamieszkują także młody adept magii Mark i Kalcyfer - demon ognia, odpowiedzialny za wprowadzanie zamku w ruch. (filmweb.pl)
Po takim długim wstępie można przejść do konkretów. Zasadniczo ta recenzja mogłaby się skończyć na słowach "Kocham Hauru" i to załatwiłoby sprawę, ale oglądając filmy/bajki zaczyna się dostrzegać więcej rzeczy, które aż proszą się o skomentowanie.
Włosy Hauru to najbardziej fascynująca rzecz na świecie.
Poza tym jest dla mnie totalnie idealny najpierw był blondynem, a potem był czarny.
W tym wypadku jest to aspekt wojny. Muszę przyznać, że jest to niesamowicie ciekawie potraktowany temat, gdy przyjrzy mu się bliżej. Bo to nie tylko wojna jaką prowadzą między sobą królestwa, ale także walki pomiędzy czarownikami, liczne wewnętrzne konflikty postaci, a wszystko sprowadza się tak naprawdę do próby rozwiązania wszystkiego naraz. Z tego wszystkiego najważniejsze są chyba 3 kwestie wypowiadane przez postaci: Hauru, który mówi, że nie chce już uciekać i znalazł kogoś dla kogo chce walczyć; Sophie, która stwierdza, że wolała go już jako tchórza; oraz Lady Suliman, która stwierdza, że czas zakończyć tę głupią i bezsensowną wojnę, ale dopiero gdy sprawa Hauru została rozwiązana, bo niepokojąco sugeruje, że cały ten konflikt był wywołany tylko po to, aby sprowokować Hauru. Który tak w zasadzie jest pacyfistą i w pewnym momencie otwarcie mówi o walczących, że to mordercy i bez różnicy, która to strona konfliktu. Czasami naprawdę warto przyjrzeć się nieco ukrytym przesłaniom. Tym bardziej, że temat wojny w różnego rodzaju wytworach kultury japońskiej jest powszechny i bardzo obecny. Zawsze mnie to zastanawia czy oni leczą w ten sposób pewną traumę czy może bardziej próbują ostrzec przyszłe pokolenia, aby nigdy tego nie powtórzyć. Co by to nie było, wydaje mi się, że jest skuteczne.
Niezbyt przyjemny początek, a to tylko jeden z wielu wątków pokazanych w tej bajce. Co ciekawe fakt, że Sophie stała się staruszką oprócz tego, że spowodowało to jej ucieczkę z miasteczka, wcale nie jest w opowieści ważny. Wręcz się tego nie dostrzega. Najważniejsze jest to co robi i dokąd zaprowadzi jej postępowanie.
Postaci w "Ruchomym zamku" są takie normalne i naturalne. Niewyidealizowane, ale bardzo psychologicznie prawdopodobne. I to jest chyba siłą tego (i pozostałych) filmów, że nie próbują udawać, kreować tylko oddać prawdę. A to, że Hauru jest czarodziejem, jednym z bohaterów demon ognia czy strach na wróble niczego tej prawdziwości nie ujmuje. Na dodatek taka realność dużo bardziej przemawia do ludzi. Sophie wcale nie jest taka przemiła, ale jest zmienna i to w taki naturalny sposób. Hauru nieco przesadza z wewnętrznym skomplikowaniem, ale potrzebuje tylko tego, aby ktoś się nim zajął.
Wcześniej nie zauważyłam też jeszcze jednej rzeczy. Chociaż nie jest to w prostu sposób smutna bajka, to jednak jest to opowieść o niełatwym poszukiwaniu, wiążącym się z ciągłym burzeniem i budowaniem od nowa. I choć wiadomo, że podróż musi zakończyć się dobrze to momentami, przez sekundy nie jest to wcale takie oczywiste. Jednak przez cały film przebija się ogromna nadzieja i wiara, że wewnątrz każdy jest dobry.
Animacja powstała na podstawie książki, której niestety nie czytałam, bezowocne poszukiwania wciąż trwają, I chociaż wiem, że film i pierwowzór się różnią, myślę, że lektura mogłaby wyjaśnić pewne szczegóły i detale, na które nie było już miejsca w animacji.
Pozdrawiam, M