czwartek, 31 stycznia 2019

Elie Saab Haute Couture Spring Summer 2019 Fashion Show

Hello!
Oto nadszedł ten jeden dzień w roku, gdy Mirabell staje się blogiem modowym. Tradycja pokazywania na blogasku kolekcji Eliego Saaba wzięła się oczywiście z mojego uwielbienia dla sukienki ślubnej Blair z Plotkary i tak zostało. Trzeba jednak przyznać, że w tym roku mam wyjątkowe opóźnienie w pokazywaniu sylwetek, które najbardziej mi się spodobały.

Moje ogólne wrażenie: ciężkawa momentami ta kolekcja, nie zrobiła całościowo ma mnie takiego wrażenia, jak niektóre poprzednie. Efektu Wow bardzo brakowało. I trudno było wybrać naprawdę robiące wrażenie kreacje. Szkoda. Dlatego jest ich tylko sześć. Najbardziej podoba mi się pierwsza - jeśli ktoś wie, jak wyglądała sukienka Blair to wie dlaczego. Czwarta ciekawie wyróżniała się na tle innych, a ostatnia to właśnie ten typ sukienek tego projektanta, które podobają mi się najbardziej.






 


LOVE, M

wtorek, 29 stycznia 2019

O innej książce - Marzenie o innym świecie

Hello!
Powieści obyczajowe są jednym typem książki, którego unikam z pełną premedytacją. Czy też współczesnych książek społeczno-obyczajowych, aby być skrupulatniejszym. Zawsze mam wrażenie, że te książki są tak bardzo o niczym, a czytanie o "postaciach podobnych do ciebie, mających podobne problemy i sytuacje życiowe, o ludziach, takich jak ty!" wydaje mi się najnudniejszym zajęciem świata. I o tym dlaczego unikam tego typu książek przypomniało mi Marzenie o innym świecie. 


Tytuł: Marzenie o innym świecie (Long for This Word)

Autor: Sonya Chung

Tłumacz: Krzysztof Obłucki

Wydawnictwo: Świat Książki (2012)


Jest rok 2005.  Hyun-kyu, koreański emigrant, postanawia wrócić do rodzinnego miasteczka. W Stanach Zjednoczonych zostawia żonę i dwójkę dorosłych dzieci: Henry;ego i Jane. Córka, fotoreporterka wojenna, postanawia odnaleźć ojca i wyrusza w podróż do południowokoreańskiego małego miasteczka. (Z okładki książki)

Od razu zaznaczę, że to prawdopodobnie może i nie jest zła książka, ale tak do setnej strony zupełne mnie nie interesowała. Później zaczęła troszkę, bo zastanawiałam się nawet co bohaterowie będą robili, ale w tej książce nie ma jako tako akcji. Jest za to mieszanie narracji, dużo postaci i trochę niezbyt ciekawych kłopotów rodzinnych. To nie jest zbyt długa powieść, ma niecałe 300 stron, i prawdę powiedziawszy, gdy dopiero po 1/3 zaczęła być odrobinę ciekawa, zaczęłam się obawiać. A wzrosło to jeszcze bardziej, gdy po dwusetnej stronie sprawy zaczynały się rozwiązywać, ale bardzo powoli. Czułam, że może się okazać, że po tak nijakim początku autorka zafunduje nam jakąś bombę na koniec.
Marzenie o innym świecie ma duże ambicje i to czuć. Chciałoby być mini rodzinną sagą, zawierającą przemyślenia, które nie do końca wiadomo czy pochodzą od bohaterów czy autorki, ma też ambicje formalne: zmienia narracje, wplata w nią listy, bawi się czasem akcji i retrospekcjami. To całkiem dużo jak na debiut. I autorka odrobinę polega. To znaczy momentami jest to powieść chaotyczna, trudno odnaleźć się w postaciach (nawet pomimo ich listy na początku książki) i jak się okazuje ma też spoilerowy blurp (ale tę część wycięłam na górze), bo przez większość czasu nic się w niej nie dzieje. Ogólnie powiedziałabym, że powieść ma poważny problem z dramaturgią.

Zwykle tego nie robię, ale spojrzałam na ogólne recenzje tej książki na lubimyczytać i nie zdziwiłam się widząc trzy do pięciu gwiazdek. Czyli to jednak nie tylko moja niechęć do powieści obyczajowych, to po prostu słaba książka. 


A poza tym ma poważne problemy redakcyjne. W blurpie nie tylko zapisali drugą sylabę imienia bohatera wielką literą, to także z błędem. Na górze (nie na zdjęciu, tylko przepisaną) widzicie wersję poprawioną, ale na okładce napisano Hyun-Kuy. A to tylko najbardziej widoczny problem, w środku były problemy z wielkimi literami przy przenoszeniu imion i chyba trochę problemów z adaptacją dla polskiego czytelnika koreańskich dialogów zapisywanych literami łacińskimi. Ogólnie doliczyłam się 6 osób przez których ręce ta książka powinna przejść, a wszyscy oni przepuścili ten błąd na okładce i sporo błędów w środku. Także, jeśli ktoś jest wrażliwy na wpadki korektorskie to będzie mu trudno tę książkę czytać.

Trzymajcie się, M

PS Ciągle zbieram i poszukuję książek, które dotyczą Korei, dzieją się w niej, mają koreańskich bohaterów, ogólnie są jakoś z Koreą związane więc jeśli kojarzycie jakieś tytuły, szczególnie nieoczywiste, to koniecznie dajcie znać! 

piątek, 25 stycznia 2019

Oszukana - Koreańczycy. W pułapce doskonałości

Hello!
Byłam ostrzegana przed tą książką. Nie raz i nie dwa razy. A i tak ją przeczytałam. Licencjat sam się nie napisze. Ale i ja posyłam świat kolejne ostrzeżenie.


Tytuł: Koreańczycy. W pułapce doskonałości (Seoul Man: A Memoir of Cars, Culture, Crisis, and Unexpected Hilarity Inside a Korean Corporate Titan)

Autor: Frank Ahrens

Tłumacz: Aleksandra Czwojdrak

Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego


Tytuł Koreańczycy. W pułapce doskonałości sugeruje, że będzie to jakaś próba syntezy społeczeństwa, nawet naukowa próba, bo książka wydana jest przez wydawnictwo Uniwersytety Jagiellońskiego. Ale wystarczy przeczytać pierwsze zdanie (albo blurba, ale ja od pewnego czasu sprawdzam blurby po przeczytaniu, a nie przed), aby przekonać się, że to pisane w pierwszej osobie wspomnienia z pobytu i pracy autora w Korei. O ile poprzednia książka, którą opisywałam - Koreańczycy, Chińczycy, Japończycy - była pod pewnymi względami zbyt ogólnie ogólna, ta jest zbyt uogólniająca na zbyt małej próbie, aby wyciągać z niej jakiekolwiek wnioski. 

Poza tym, aby poczytać o Korei trzeba przebrnąć przez opisy pracy i życia osobistego autora książki, i jasne o może być pocieszające, że facet znalazł żonę w wieku 44 lat (on, nie żona) to nie po to, aby się tego dowiedzieć czyta się tę książkę. Także nie po to, aby dowiedzieć się o historii Hyundaia. A czytałam i czytałam i zamiast o Koreańczykach dowiadywałam się informacji na przykład o tym, że Hyundai i Samsung mają 50% udziału w koreańskiej giełdzie. Rozumiem, że to bardzo znaczące, ale nie rozumiem, co dokładnie to oznacza. Dawałam książce 100, potem 150 (i tu się troszeńkę zmienia),  potem 200 stron, żeby coś się zmieniło, ale nie. Ta książka w ogóle nie powinna nosić tytułu Koreańczycy. W pułapce doskonałości, bo jest autobiografią autora. 

Gdybym miała porównać ją z jakąś inną książką, którą niedawno czytałam to byłyby to Wojny konsolowe. Tylko, że ona była ciekawa. W pułapce doskonałości nie jest.
Frank Arhens był dyrektorem działu globalnego PR w Hyundaiu, ale nawet moje zainteresowanie tematami powiązanymi z marketingiem nie uratowało Koreańczyków przed byciem zwyczajnie nudą lekturą. Prawie poddałam się po stu stronach, ale czułabym się źle opisując ją w licencjacie, a nie doczytując do końca. To książka zdecydowanie bardziej dla osoby zainteresowanej ogólnie branżą motoryzacyjną niż Koreą.

Na dokładnie 113 stronie rozpoczyna się rozdział "Koreańskie maniery" i tu chciałoby się napisać, że zboczymy z tematu Hyndaia, ale nie, bo autor opisuje służbowe kolacje. Potem mamy rozdział o historii Korei i jej stosunków z Chinami i Japonią i będę złośliwa, bo nie potrzebuję, aby dyrektor od PR opowiadał mi o historii, mam od tego na przykład książkę Historia Korei. O ile na początku ta książka była nudna, to z czasem zaczęła mnie irytować, bo już nie wiedziałam, co autor chciał w niej opowiedzieć. A opowieści historyczne także wykorzystuje do pisania o Hyundaiu. I dopiero w tym momencie zerknęłam na oryginalny tytuł, który wiele wyjaśnia. 

Poza tym autor pisze też o swojej wycieczce do Chin i tym, co o Chinach myśli oraz o wycieczce do Strefy Zdemilitaryzowanej i tym, co myśli o Korei Północnej. A ja dalej nie wiem, dlaczego miałabym się interesować, ogólnie czemu to miałoby być w ogóle w jakimkolwiek stopniu interesujące, co autor uważa na jakikolwiek temat. Niech już lepiej pisze o tym Hyundaiu. Byle nie pisał o swoim psie. I polityce. 

Miałam tego nie pisać, ale im bliżej końca tej książki byłam (a przeczytanie kilku ostatnich rozdziałów było męczarnią, zajęło mi ze dwa tygodnie) tym bardziej czułam się oszukana. Gdyby zebrać, ile o tej książce jest o Koreańczykach, to nie wiem, czy uzbierałoby się 20 całych stron. Nie czytacie tej książki nawet jeśli interesuje Was kultura korporacyjna w Korei, bo nie dowiecie się niczego nowego. Koreańczycy. W pułapce doskonałości to rozczarowująca także na wielu innych poziomach lektura. Chyba że z jakiegoś powodu interesuje Was postać samego autora - wtedy może się spodobać. W innych przypadkach - nie sądzę. 
Osobiście miałam też problem z określeniem "stalinowska Korea Północna". Jak rozumiem stalinowska to synonim komunistyczna/socjalistyczna, ale dalej to jakoś nie pasuje. Podobnie jak Związek Sowiecki, ale to tylko przyczajenie, że w większość książek czy podręczników czytałam Związek Radziecki. 

I 3 uwagi dodatkowe:
1) W książce jest zdanie "(...) rozdzielonym przez rzekę Han-gang na Gangbuk (...)" i przypis "Koreańskie słowo gang oznacza rzekę, nazwa Han-gang, przyjęta w języku polskim, znaczy wiec tyle co  "rzeka Han".  Otóż wydaje mi się, że przyjęta po polsku nazwa to po prostu rzeka Han, naprawdę nie wiem czy widziałam gdziekolwiek Han-gang, a jeśli już widziałam to na pewno nie było poprzedzone słowem rzeka, bo jeśli by tak było, to brzmiałoby jak ten pierwszy fragment zdania, czyli mniej więcej tak: rzekę Han-rzekę.
2) Na stronie 178 brakuje dwóch łączników w imieniu Chung-hee. 
3) W egzemplarzu książki z biblioteki, który czytałam, ktoś wykreśli zdanie dotyczące Kim Ir Sena "Należał do Komunistycznej Partii Chin" i napisał obok NIEPRAWDA. Na Wikipedii znalazłam tylko tyle "In 1931 Kim joined the Communist Party of China—the Communist Party of Korea had been founded in 1925, but had been thrown out of the Comintern in the early 1930s for being too nationalist." i "In 1935, Kim became a member of the Northeast Anti-Japanese United Army, a guerrilla group led by the Communist Party of China". 

Gdyby ktoś się zastanawiał zakładek na tej książce miałam 35 i w licencjacie poświęciłam tej książce dwie strony. 


Trzymajcie się, M

środa, 23 stycznia 2019

Po łebkach - Koreańczycy, Chińczycy, Japończycy

Hello!
Powinnam, bo z profesjonalnego punktu widzenia profesjonalnego to nieprofesjonalne, przestać zaczynać wpisy od stwierdzenia "miałam o tym napisać, ale... (napisało się samo)". Ale nie umiem się powstrzymać przed odrobiną narzekania. A poza tym o Koreańczykach, Japończykach, Chińczykach pisać miałam. Tyle, że w licencjacie. Wpis powstał trochę przy okazji, jako lekkie ostrzeżenie przed tą książką.

PS Widać już po wstępie, że wpis powstał dużo wcześniej niż jest publikowany.



Tytuł: Koreańczycy, Chińczycy, Japończycy

Autor: Kim Munhak (Jin Wenxue) 

Tłumaczenie: Maria Kalisz

Wydawnictwo: Kwiaty Orientu 2010


Lekkie, gdyż obawiam się, że osoby, które sięgną po tę książkę, a trochę już widzą o chociaż jednym z krajów, czy też ich mieszkańców, bo ich bardziej książka dotyczy, będą rozczarowani. Koreańczycy, Chińczycy, Japończycy mogą być dobrym punktem wyjścia do kolejnych lektur, ale nie sięgajcie po nią, jeśli założyliście sobie, że przeczytacie tylko jedną książkę o Azji. Dokładnie każdy jej rozdział i jest jak wstęp do innej, zdecydowanie dłuższej pracy. A rozdziałów jest 31. Autor zaznacza i opisuje jakieś zjawisko czy zachowanie, ale chociaż próbuje wyciągać wnioski i sytuować wszystko w kulturze mam poczucie, że robi to po łebkach. To książka omawiająca 3 narody a ma 250 stron. Od razu widać, że nie jest to najwnikliwsza analiza. 

Część przykładów, które przytacza autor można chyba wręcz potraktować jak przykłady anegdotyczne, bo to tak niewielkie zagadnienia z tak obszernego materiału badawczego. Poza tym Kim Munhak pisze też o takich oczywistościach, że byłam zaskoczona, że w ogóle porusza te kwestie. Typu: wpływ na kulturę i zachowanie Japończyków ma fakt, że Japonia to państwo wyspiarskie. Nie trzeba ani być Japończykiem, ani mieszkać w Japonii, ani się nią interesować, żeby wiedzieć, że to dość ogólne prawo i znany fakt, że położenie geograficzne jakiegokolwiek kraju ma wpływ na jego kulturę. Bardzo podobał mi się też fragment, gdy autor dowodził, że "kamień, papier, nożyce" (czy wariacja na temat) to taka azjatycka gra, idealnie oddająca zależności pomiędzy Koreą, Chinami i Japonią. I jasne teraz sobie doczytałam, że gra została wymyślna w Japonii, ale gdyby ktoś mi powiedział wcześniej, że została wymyślona, gdzieś w Europie to bym uwierzyła, bo przecież u nas też jest popularna. W każdym razie chodzi o to, że autor odrobinę naciągał fakty, aby pasowały mu do narracji, którą obrał. 

I tu właśnie jeszcze jedna rzecz - chociaż nie negują ani wiedzy, ani doświadczenia autora, ani broń Boże nie uważam, że sama wiem lepiej to jednocześnie nie powoływałabym się w rozmowach czy dyskusjach na widzę, którą posiadałam dzięki tej książce. Bo oczywiście dowiedziałam się nowych rzeczy, a niektóre wiadomości trochę usystematyzowałam (i to też może być pewien powód, aby jednak po książkę sięgnąć, jeśli nie macie innej na podobny temat pod ręką), ale to książka wydana w oryginale, z tego co wyczytałam, w 2000 roku, a w Polsce w 2010. Tym samym część, być może nawet spora, wiadomości może być średnio aktualna. A sama szczególnie wiadomości o Chińczykach i Japończykach nie mam jak zweryfikować. 

Ostatnia kwestia to wpadki redaktorskie i korektorskie, ale nie chciało mi się ich zaznaczać i nie wpływały one aż tak na czytanie, choć było ich trochę więcej niż być powinno.

Pozdrawiam, M

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Podsumowanie - Doctor Who sezon 11

Hello!
Zbierałam się i zbierałam, i zebrać nie mogłam, aby w końcu podsumować ten jedenasty sezon Doctora Who. Wbrew pozorom, aż tak bardzo nie lubię pisać, że coś mi się nie podobało, czy że coś nie było zbyt dobre. A niestety ten sezon Doctora Who był niezachwycający.

Pisałam o wszystkich odcinkach po kolei i po tych wpisach łatwo można zauważyć, że mój entuzjazm praktycznie z każdym odcinkiem słabł. I podobno nie tylko mój. Czytałam, że serial zaliczył bardzo wyraźny spadek oglądalności. Nie jest to szczególnie zaskakująca wiadomość. 



Pierwsze i najważniejsze stwierdzenie (chociaż na szczęście, dzięki temu, że blog jest mały i nieznany, nie dostaję nienawistnych komentarzy o ludzi o różnych poglądach) to, że jest to słaby sezon to nie wina Jodie Whitacker czyli nowej Doctor. Ona po prostu na wstępnie dostała jeszcze słabsze historie niż Capaldi. A pamiętam widzów Doctora, którzy jak mantrę powtarzali, że on nie jest złym Doctorem ma tylko nieszczególnie pasujące do niego historie. Trzynasta Doctor ma po prostu historie w zdecydowanej większości słabe. 

Jedynym jaśniejszym punktem całego sezonu jest odcinek Rosa. Tylko w nim jednym została uchwycona kwintesencja  Doctora, czyli fakt, że trzeba podjąć niełatwe decyzje i nawet kosztem własnych uczuć moralnych sprowadzić historię na właściwe tory. Tego najbardziej brakowało w tym sezonie. Jakiejś dwuwymiarowości, wątpliwości moralnych, głębi. Czegoś nad czym można by się pozastanawiać, co nie było oczywistym i jasnym wyborem. Najkrócej ten sezon jest zwyczajnie za prosty. Może jeszcze odcinek szósty, ze względu na swój historyczny wymiar był interesujący. Ale scenarzystom nie udało się w ani jednym epizodzie stworzyć czegoś intrygującego w przyszłości. 

Druga sprawa: towarzysze. Nie znam ich, nie wiem kim są. I co gorsza, nawet nie za bardzo chcę ich poznawać. Po prostu pałętają się za Doctor, a ona rozdziela im zadania. Graham wydaje się posiadać najwięcej samodzielności, ale wciąż jest dość ograniczony. A jednym z moich największych strachów w tym sezonie było to, czy przypadkiem Ryan i Yasmin nie zaczną się w sobie za bardzo zakochiwać.

Kolejny punkt - oprócz pierwszego odcinka, który naprawdę jest esencją Doctora w Doctorze - reszta (oprócz Rosy i odcinka z rodziną Yasmin) jest mało doctorowa. Ale to bierze się wprost z punktu pierwszego - pomysły na odcinki były zwyczajnie za łatwe. Poza tym, wiele osób zwracało uwagę, że nowy sezon w niewielkim stopniu nawiązuje do tradycji Doctorów i poprzednich serii. Mam wrażenie, że bierze się to z faktu, iż nowa Doctor ma zbyt prosty charakter. Do tej pory, każdy kolejny Doctor czuł na sobie ciążące poprzednie wcielenia. Trzynasta Doctor (czy raczej osoby, które ją piszą) o tym zapomina. I wiele traci. Oczywiście rozumiem, że zmienił się główny/prowadzący scenarzysta, jest nowa Doctor, ale zakulisowe zmiany nie sprawiają, że widzowie nagle zapomną o poprzednich wcieleniach i sezonach.

Jak widać wszystko sprowadza się do tego że nowi scenarzyści zachowują się jakby zapomnieli, że to jest TRZYNASTY Doctor oraz, że składową cechą charakteru oraz większości przygód Doctora jest pewne skomplikowanie i niejednoznaczność moralna. Wydaje się, że Doctor Who chciałby być jeszcze bardziej serialem dla dzieci. Ale to nie powinno oznaczać, że musi być prosty i jednoznaczny.

Będę czekała na kolejny sezon, ale mam niepokojące przeczucie, że nic się nie zmieni.

Pozdrawiam, M

sobota, 19 stycznia 2019

The Mystery Blogger Award

Hello!
Całkiem niedawno odpowiadałam na jedną nominację, a tu już nadeszła druga! Dziękuję serdecznie Szarlotce i zabieram się za odpowiadanie!

PS Jak zwykle tego typy łańcuszki się na mnie kończą. Nigdy nikogo w nich nie nominowałam i to się nie zmieni.


1. Magia czy technologia? Wolisz fantasy czy sci-f.
Zdecydowanie fantastykę. 
Chociaż z drugiej strony nie czytałam zbyt wiele sci-f, ale też zupełnie mnie do tego gatunku nie ciągnie.

2. Uważasz, że lepiej oglądać ekranizacje po przeczytaniu książki czy przed?
Tak naprawdę to nie mam na ten temat zdania. Sama staram się raczej czytać przed, ale nie zliczę przypadków, gdy po zakończonym seansie okazywało się, że film powstał na podstawie książki, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu. Mam wrażenie, że się o tym mało mówi, jak wiele filmów powstało na podstawie książek, a my nawet o tym nie wiemy. Muszę też przyznać, że było niewiele przypadków, gdy po takim "przypadkowym" zobaczeniu filmu stworzonego na podstawie książki, potem tę książkę przeczytałam.

3. Jakie miejsce na Ziemi chciałabyś najbardziej odwiedzić?
Nową Zelandię.

4. Masz jakąś książkę, o której ekranizacji marzysz? Może masz już swoje typy aktorów?
 Nie. 

Ale. Zauważyłam, że Moondrive Shop zaczęło reklamować wydanie Dear Evan Hansen, czy też po polski Drogi Evanie Hansenie, czyli powieści zainspirowanej popularnym musicalem, który mi na przykład znał się znany, gdy zdobył dziewięć nominacji do Tonys (z czego sześć wygrał w tym najlepszy musical) i z miejsca przypadł mi bardzo do gustu. Na Facebooku bloga wrzucałam piosenki. W każdym razie, pomyślałam, że potrzebowałabym nie tyle ekranizacji książek, co lepszego dostępu do musicali, które powstają na podstawie książek. To nic, że w przypadku, który opisałam najpierw był musical a dopiero potem książka. 
Teraz mogłabym się też zastanowić, czy nie chciałbym, aby jakaś książka została przerobiona ma musical, ale nic nie przychodzi mi do głowy.

Przy okazji, ten tag wymaga od wykonującego go, zdradzenia o sobie trzech informacji, a więc pierwsza: lubię musicale. Niestety mam z nimi niewielki kontakt, chciałabym popracować, aby to poprawić, ale na razie mi nie wychodzi. Druga: ponieważ czytelnicy bloga od liceum bardzo się wymienili to część z Was może nie wiedzieć, że całe gimnazjum i liceum śpiewałam w szkolnym chórze. Uwielbiałam to. A gdyby ktoś się zastanawiał w jakim głosie, odpowiadam, że w sopranie. Byłam też jedną z dziewczyn wybieranych do grupy śpiewającej najwyższe z najwyższych partii. Trzecia: żeby pozostać w muzycznych klimatach oraz atmosferze, która towarzyszy obecnym tygodniom, zdradzę Wam moje ulubione melodie w tle do nauki - otóż nie ma nic lepszego niż Requiem Mozarta, ale słucham go tylko w najcięższych przypadkach. Gdy nauka wymaga muzycznej pomocy mniejszego kalibru, wybieram listy typu "Best of Yiruma". Polecam pana pianistę, jego utwory od razu wprowadzają człowieka w inny nastój.

5. Jeśli miałabyś możliwość zagrania w filmie, jaką rolę najbardziej chciałabyś zagrać?
Nie mam pojęcia. Nawet w wyobrażeniach ja i jakiekolwiek formy aktorstwa się nie kleją. I to nawet pomimo 4 różnych zajęć aktorskich w trakcie pierwszych studiów.

Trzymajcie się, M

środa, 16 stycznia 2019

Plotkara (Gossip Girl) - 6 lat później

Hello!
Nie oglądam seriali, które już obejrzałam ponownie. Po prostu tego nie robię. Nie czuję takiej potrzeby, ani nie mam na to czasu. Podobnie jak prawie nie czytam dwa razy tych samych książek. A jednak złamałam swoją zasadę. Końcówka grudnia była dla mnie takim czasem, że bardzo potrzebowałam bardzo dużego oderwania od rzeczywistości. A Plotkara pojawiała mi się zawsze gdzieś na wierzchu, gdy odpalałam Netflixa i wiedziałam, że będzie świetnym odmóżdżaczem. 


I chciałabym teraz mieć tysiąc przemyśleń, jak to spojrzałam na ten serial na nowo i dostrzegłam tysiąc rzeczy, których wcześniej nie zauważałam. Otóż nie. Wydaje mi się, że od początku podchodziłam do niego z dystansem i wiedziałam, że jest on mocno oderwany od realności, a jednocześnie w czasie, gdy go oglądałam (2012/2013) byłam mniej więcej w wieku bohaterów z pierwszych sezonów więc to nie dziwne, że serial mnie wciągnął. A teraz jestem od nich starsza. A zeszły rok, był zasadniczo rokiem, w którym działby się sceny z samej końcówki ostatniego odcinka. Te 5 lat później. A oglądałam serial, gdy akurat leciał jego ostatni sezon i jeśli dobrze pamiętam, kim była Plotkara dowiedziałam się, gdzieś w trakcie nadrabiania 4 sezonu. 

Gdy "oglądałam" serial teraz (szczerze to przewijałam większość odcinków i oglądałam tylko fragmenty z Blair i/lub Chuckiem w dużej większości) doszłam do wniosku, że ludzie chyba dzielą się na dwa typy: ci, którzy oglądali Plotkarę i ci, którzy oglądali Przyjaciół. Nie żeby nie było ludzi, którzy widzieli i to i to. Trudno to opisać, ale wnioskuję z obserwacji bliższych i dalszych znajomych, że coś musi być na rzeczy. 

Z obserwacji bardziej ogólnych, tak naprawdę jedyne dwa sezony, które da się oglądać to sezon 3 i 4. Pierwsze dwa są istotne aby poznać relacje między Chuckiem i Blair (jak by ktoś jeszcze nie wiedział, to jestem ich ogromną fanką) dwa kolejne da się oglądać, następne o wyższa szkoła jazdy. Dynamika relacji Chucka i Blair zawsze była dużo ciekawsza niż cała postać Sereny. Której w sumie nigdy nie lubiłam, a teraz zauważyłam, że o ile Blair, Chuck, Nate mają jakiś minimalny rozwój charakteru, chociaż trochę się zmieniają, Serena ciągle powtarza te same schematy. Ciągle. Nowy facet - nowe kłopoty. Albo i te same, w sumie.

Moja miłość do sukni Blair jest powszechnie znana, chociaż okazuję ją mniej niż miłość do teledysków.

Jeszcze jedna sprawa: mam wrażenie, że mogą znaleźć się ludzie, którzy traktują ten serial zbyt poważnie i mogą oburzać się na stwierdzenia, że ktoś lubi jakąś parę/wątek/element tej historii, bo jest zły, niemoralny, brzydki. Uwaga siłą tego serialu jest to, jak bardzo daleko znajduje się od od prawdziwego życia. A znajduje się bardzo daleko i tylko w tej odległej krainie wszystkie te rzeczy, które bohaterowie zrobili sobie nawzajem mogłyby zostać wybaczone. Naprawdę. Z jednej strony, liczba wybaczeń i przeprosin w tym serialu osiąga jakieś ogromne numery, z drugiej, wystarczyłoby nie robić tego wszystkiego co robiły te postaci. Ale o to chodzi. My byśmy tego nie zrobili. Oni robią, a my tylko to obserwujemy i zastanawiamy się co z tego wyniknie. Ich kłamanie i oszukiwanie nie leży na naszym sumieniu, a w sumie wszyscy bohaterowie dostają szczęśliwe zakończenia. Naprawdę Plotkara przy pierwszym oglądaniu w odpowiednim wieku jest bardzo wciągająca, przy kolejnym człowiek zastanawia się, że chyba nie ma tak dobrych ludzi, aby powybaczali sobie to wszystko. A jednocześnie, często podkreślane jest wewnątrz serialu, jak bardzo to hermetyczny świat. Więc nie ma co przykładać do niego żadnych szerszych miar, bo w żadnym wypadku to się nie sprawdzi. 

Od 5 sezonu serial osiąga zaś takie poziomy absurdu, że jeśli ktokolwiek kiedykolwiek pomyślał, że ten serial można w jakimkolwiek stopniu odnieść do rzeczywistości to powinien zerknąć na chociaż kilka odcinków. Albo tylko na ten ze ślubem Blair i księcia. Potrzeba odnoszenia serialu do rzeczywistości powinna zniknąć bardzo szybko. Ale za to Blair zostaje księżniczką. Kto nie chciał być księżniczką? 



Z bardziej osobistych doświadczeń: przez sukienkę, którą Blair miała na ślubie z Chuckiem mam słabość do projektów Eliego Saaba. I ogólnie miałam w swoim życiu moment, gdy sukienki były dla mnie bardzo istotnym elementem garderoby, właśnie przez wpływ tego serialu. Gdzieś czytałam, że Blair przez całe 6 sezonów tylko 3 razy ma na sobie spodnie a nie sukienkę/spódnicę, ale ja naliczyłam trochę więcej, chyba z 6 lub 7. I tu kolejny ogólny plus dla Blair, bo ona w jakiś 99 na 100 przypadków wyglądała lepiej niż Serena. W aspekcie stroju. Bo jeśli chodzi o makijaż, to trendy sprzed 7-8 lat obecnie tylko straszą. Plus ogólny wygląd postaci z dwóch pierwszy sezonów, a szczególnie pierwszego straszy. Pamiętam, że już oglądając Gossip Girl po raz pierwszy miałam problemy ze stroną wizualną pierwszych sezonów, teraz byłam już przynajmniej przygotowana na to co nas czeka. 

Z innego worka: w serialu pojawia się Lady Gaga i Florence and the Machine. I pewnie parę innych cameos, których nie poznałam. Czasami też dobór muzyki w tle bywa zaskoczeniem dla oglądającego. Zaskoczeniem na zasadzie: to te piosenki mają już po tyle lat? W sumie serial w 2017 miał 10 lat od czasu premiery. Kolejna kwestia: w jakimś dialogu Blair i Doroty pojawia się Netflix, a ja bardzo się zastanawiałam, czy 6 lat temu ktokolwiek w Polsce wiedział, co to jest. 

Podsumowując, bo biorąc pod uwagę, że i tak nie miałam zbyt wiele do napisania, post wyszedł wyjątkowo długi, nawet po 6 latach, ponownym obejrzeniu, zastanowieniu się można dojść tylko do wniosku, że nie można na temat Plotkary napisać niczego nowatorskiego, bo każdy jaki serial jest widzi i potrzeba by chyba koparki, aby chociaż spróbować zacząć doszukiwać się w nim czegoś, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Co nie zmienia faktu, że jako totalne oderwanie się od rzeczywistości i coś wciągającego w zupełnie inny świat - sprawdza się wspaniale.

PLUS: Obejrzałam też serial Ty (You), który ogłoszony został Plotkarą 2.0 i cały czas rozważam czy o nim napisać czy nie. 

LOVE, M

niedziela, 13 stycznia 2019

Crunchyroll Anime Awards 2018

Hello!
Po raz kolejny przychodzę do Was, a w sumie przychodzimy, bo brat dokładnie jak do tej pory też dorzuca swoje 3 grosze, z naszymi komentarzami dotyczącymi nominacji do Crunchyroll Anime Awards, czyli jedynych nagród, o których nominacjach czuję się mniej więcej kompetentna, aby wypowiadać swoje zdanie. Chociaż wiem, że nagród dla anime jest więcej i trochę planuję, aby tę działalność komentatorską trochę rozszerzyć.
Co do tych nagród: to są one nieco powtarzalne, zamknięte w pewnej grupie anime i mało odkrywcze. Jak zawsze do tej pory wielu tytułów brakuje, a wiele jest aż nazbyt nominowanych. Na szczęście nie jest to nagroda wielkiej rangi, ale zapewnia trochę rozrywki.
Tytuły w innym kolorze to linki do moich recenzji.



D: Kilka miesięcy temu napisałem tu o swoich przewidywaniach na ten rok, możecie o tym poczytać i porównać nominacje <3 anime mające szanse na nagrody>.

Best Protagonist
Retsuko – Aggretsuko
Yumeko Jabami - Kakegurui: Compulsive Gambler
Joe – MEGALOBOX
Rimuru Tempest - That Time I Got Reincarnated as a Slime Watch
Sakuta Azusagawa - Rascal Does Not Dream of Bunny Girl Senpai

O nominacjach
M: Znam tylko Violet więc niech ona wygra.
D: No spodziewałem się tu trochę innych tytułów, ale myślę że Violet i Sakuta mają podobne szansę na wygraną, choć nie ukrywam, że moim faworytem jest Yumeko z Kakegurui.

O wygranych
M: Nawet fakt, że bohaterka anime, którego tytuł jest więcej niż dziwny, nie przekona mnie, że powinnam to anime obejrzeć. #teamViolet
D: Chyba pora nadrobić slime'a.

Best Antagonist
Akane Shinjo - SSSS.Gridman
All For One - My Hero Academia Season 3
Yuri – MEGALOBOX
Tokushiro Tsurumi - Golden Kamuy
Momonga - Overlord III

O nominacjach:
M: Znając życie to wygra My Hero Academia.
D:  Ciężko stwierdzić, z jednej strony MHA ma ogrom fanów, ale to jaki hype wokół siebie miała postać Ryo, daje jej realne szansę na nagrodę, szczególnie że All For One nie miał za dużo czasu na antenie w tym sezonie.

O wygranych
M: Ktoś jeszcze nie jest zaskoczony?
D: No cóż, to nie jest duże zaskoczenie.

Best Boy
Kotaro Tatsumi - ZOMBIE LAND SAGA
Honda-san - Skull-face Bookseller Honda-san
Izuku Midoriya - My Hero Academia Season 3
Sakuta Azusagawa - Rascal Does Not Dream of Bunny Girl Senpai
Haida – Aggretsuko
Joe – MEGALOBOX

O nominacjach:
M: Izuku! On w końcu dostanie jakąś osobną nagrodę, bo przez nominowanie go w tej kategorii nie może wygrać nikt inny. Chociaż nie jestem pewna, czy wcześniej nie było jeszcze innej kategorii, w której był nominowany. W każdym razie i tak wygra.
D: No jestem ciekaw czy Izuku utrzyma tytuł 3 rok z rzędu, ale z mojego wywiadu wynika, że ma całkiem solidnych konkurentów.

O wygranych
D: Drobne sprostowanie do poprzedniego komentarza, Izuku w poprzednich latach zdobywał inną ale podobną nagrodę
M: Na jedno wychodzi. I Izuku, i Boku no Hero Academia już mają najwięcej nagród Crunchrolla w jej trzyletniej historii.

Best Girl
Anzu – HINAMATSURI
Hinata Miyake - A Place Further Than the Universe
Lily Hoshikawa - ZOMBIE LAND SAGA
Asirpa - Golden Kamuy
Nadeshiko Kagamihara - Laid-Back Camp
Mai Sakurajima - Rascal Does Not Dream of Bunny Girl Senpai

O nominacjach:
M: Nie wiem dlaczego tu nie ma Violet, ale nominacje jak co roku są trochę dziwne, powtarzalne i brakuje w nich sporej liczy tytułów. Z ogólnego słyszenia wydaje mi się, że może wygrać Asirpa.
D: Tu bez większych problemów powinna wygrać Mai.

O wygranych
M: Brat miał rację.
D: I tu zaskoczenia nie było.



Best Opening Sequence
Wotakoi: Love is Hard for Otaku - Fiction – Sumika Takashi Horiuchi with Sachiko Harada
DARLING in the FRANXX - KISS OF DEATH - Mika Nakashima x Hyde Toshifumi Akai with Storyboards by Atsushi Nishigori
Kakegurui: Compulsive Gambler - Deal with the Devil – Tia Sayo Yamamoto
Pop Team Epic - POP TEAM EPIC - Sumire Uesaka Chihiro Sato
Aggretsuko - Aggretsuko Theme - Miura Jam Rareko
JoJo’s Bizarre Adventure: Golden Wind - Fighting Gold – Coda Yasuhiro Kimura

O nominacjach:
M: Naprawdę, naprawdę nie wiem. Może OP Darling in the FRANXX.
D: Fighting Gold!!!!!!!!(Kiss of Death ma szansę, ale nie dużą)

O wygranych
M: Zgadłam!
D:No niestety, trochę szkoda że nie JOJO.


Best Ending Sequence
MEGALOBOX - Kakatte Koi yo – NakamuraEmi You Moriyama
Attack on Titan Season 3 - Akatsuki no Requiem - Linked Horizon Satoshi Kadowaki
After the Rain - Ref:rain – Aimer Shizue Kaneko
FLCL Alternative - Star Overhead - the pillows Wataru Uekusa
Revue Starlight - Fly Me to the Star - Starlight Kukugumi Mebachi
FLCL Progressive - Spiky Seeds - the pillows Hakuyu Go

O nominacjach:
M: Niech będą Tytani, mogliby coś dostać, byłoby miło.
D: Albo FLCL, albo FLCL, albo Tytani.

O wygranych
M: Tytani! Jak miło.

Best VA Performance (JP)
Mamoru Miyano - Kotaro Tatsumi Zombieland Saga
Soma Saito - Honda-san Skull-face Bookseller Honda-san
Megumi Han - Miki Makimura Devilman Crybaby
Nao Toyama - Rin Shima Laid-Back Camp
Rareko –Retsuko Aggretsuko
Reina Ueda - Akane Shinjo SSSS.Gridman

O nominacjach:
M: Nie widziałam ani jednego anime, więc tym bardziej nie słyszałam aktorów, ale niech Mamoru Miyano wygra, bo go naprawdę lubię i tylko jego nazwisko na liście kojarzę.
D: Mamoru Miyano powinien wygrać.

O wygranych
M: <3 <3 <3



Best Director
Masaaki Yuasa - Devilman Crybaby
Atsuko Ishizuka - A Place Further Than the Universe
You Moriyama – MEGALOBOX
Yohei Suzuki - Planet With
Taichi Ishidate - Violet Evergarden

O nominacjach:
M: Tylko jedna nominacja dla Banana Fish to jest prawdziwy skandal! Podobnie jak sam fakt, a później ilość nominacji dla Devilman Crybaby. Naprawdę nie wiem czym ludzie się zachwycają. W każdym razie Banana Fish musi wygrać.
D: Devilman zrobił tyle szumu, że powinien Masaaki Yuasa powinien dostać nagrodę bez problemu.

O wygranych
M: To jest chyba jakiś żart, który później robi się jeszcze mniej śmieszny -.-. #teamBananaFish
Naprawdę nie wiem, jak Banana Fish mogło nie wygrać w jedynej kategorii, w której było nominowane! Ludzie, ogarnijcie się.

Best Animation
Violet Evergarden - Studio: Kyoto Animation
Devilman Crybaby - Studio: Science SARU
MEGALOBOX - Studio: TMS Entertainment/3xCube
A Place Further Than the Universe - Studio: MADHOUSE
Bloom into You - Studio: Troyca
My Hero Academia Season 3 - Studio: BONES

O nominacjach:
M: Sercem kibicuję Violet, ale myślę, że Devilman może dostać tę nagrodę.
D: No tu raczej obstawiał bym klasycznie My Hero Academia Season 3 ponieważ wielu osobom Devilman nie przypadł do gustu w swojej oprawie choć mi osobiście się podobał.

O wygranych
M: Słusznie. To jedyna dobra odpowiedź. Animacja w Violet jest prześliczna.


Best Film
The Night is Short, Walk On Girl - Studio: Science SARU
My Hero Academia: Two Heroes - Studio: BONES
Mirai of the Future - Studio: Studio Chizu
Liz and the Blue Bird - Studio: Kyoto Animation
Mazinger Z: Infinity - Studio: Toei Animation
Fireworks - Studio: Shaft

O nominacjach:
M: O ile, anime kojarzę w większości, nawet jeśli ich nie widziałam, przy filmach musiałam zrobić większy research. O Mirai słyszałam, nawet mam ten film na liście do obejrzenia. Reszta była zagadką. Chociaż, gdy sprawdzałam nominacje, zdziwiłam się, że żaden z Netflixowych filmów o Godzilli tu się nie znalazł. W każdym razie sądzę, że Mirai wygra, chyba że nie doceniam fanów My Hero Academia.
D: Niestety żadnego nie miałem okazji ani czasu obejrzeć, ale obstawiam że My Hero Academia powinno wygrać samą marką.

O wygranych
M: Uwaga Mirai będzie grane nawet w moim lokalnym kinie w rodzinnym mieście. To dla niego naprawdę duży krok! I szkoda, że nie wygrało, ale nie żeby wygrana Boku no Hero Academia było zaskoczeniem.


Best Character Design
Violet Evergarden - Akiko Takase
Devilman Crybaby - Kiyotaka Oshiyama
ZOMBIE LAND SAGA - Kasumi Fukagawa
MEGALOBOX - Hiroshi Shimizu
Aggretsuko – SANRIO
JoJo’s Bizarre Adventure: Golden Wind - Takahiro Kishida

O nominacjach:
M: Violet!
D: Jeśli nominowali JoJo to nic innego nie ma szans, no może poza Devilmanem.

O wygranych
M: Cieszmy się, że nie Devilman.

Anime of the Year
A Place Further Than the Universe - Studio: MADHOUSE
Devilman Crybaby - Studio: Science SARU
MEGALOBOX - Studio: TMS Entertainment/3xCube
Violet Evergarden - Studio: Kyoto Animation
HINAMATSURI - Studio: Feel
ZOMBIE LAND SAGA - Studio: MAPPA

O nominacjach:
M: Nie rozumiem tego, że w Violet i Devilman są na tych listach i w dużej ilość kategorii bezpośrednio ze sobą konkurują, a nie ma tu Banana Fish. Powinno być i absolutnie zasługuje na to, na pewno zdecydowanie bardziej niż Devilman.
Ale i tak wygra Violet.
D: Wyjątkowo MHA się nie załapało, ale za to Devilman dostał nominację tak jak przewidziałem.

O wygranych
M: Hahahahahahahah.

Best Fight Scene
Hina vs Anzu – HINAMATSURI
All for One vs All Might - My Hero Academia Season 3
Naruto & Sasuke vs Momoshiki - BORUTO: NARUTO NEXT GENERATIONS
Jiren vs Goku - Dragon Ball Super
Yami vs Licht - Black Clover
Satan vs Devilman - Devilman Crybaby

O nominacjach:
M: Chociaż sercem nawet chciałabym, aby tę nagrodę dostało Boruto to wiem, że w tej kategorii nie zawiodą fani My Hero Academia. Chociaż myślę, że Black Clover i nawet Dragon Ball mogą zaskoczyć.
D: I tu mam naprawdę ogromny dylemat komu kibicować, bo zarówno Black Clover jak i Boruto miały swoją epicką walkę, ale jednak to My Hero Academia jako jedyna sprawiła, że w trakcie walki wykrzykiwałem ciosy razem z bohaterem. 

O wygranych
M: Nikt nie jest nawet zaskoczony. Wyobrażam sobie, gdyby te nagrody były wręczane jak na Oskarach albo innym rozdaniu, to autorzy Boku no Hero byliby jak reżyser Romy w tym roku. Naprawdę musieli by się wysilać, aby wymyślać kolejne podziękowania.



Best Continuing Series
Dragon Ball Super - Studio: Toei Animation
Black Clover - Studio: Pierrot
March comes in like a lion - Studio: Shaft
One Piece - Studio: Toei Animation
BORUTO: NARUTO NEXT GENERATIONS - Studio: Pierrot

O nominacjach:
M: Nie za bardzo jest to jasne, co oznacza continuing series, bo The Ancient Magus’ Bride miało 24 odcinki, ale był to jedne sezon, March comes in like a lion miało dwa sezony, ale nie leci cały czas. A reszta chyba owszem, cały czas sobie trwa. I nie sądzę, aby miała szansę, bo albo wygra pierwsze wspomniane, albo drugie, bo ma zaskakująco sporo fanów. Nawet nie wiem, czy nie więcej niż Ancient Magus’ Bride
D: I tu też nie wiem co myśleć, Black Clover jest przyjemne, ale to nic specjalnego, Boruto też, One Piece leci nieprzerwanie od kilkunastu lat, a Dragon Ball to Dragon Ball. Hmm jakbym miał obstawić to raczej Black Clover, ponieważ miało bardzo pozytywny odzew kiedy już się trochę rozkręciło.

O wygranych
M: Dragon Ball to Dragon Ball, a ostatnio mam wręcz wrażenie, że seria/marka przeżywa prawie drugą młodość.


Wyniki będą 16 lutego, więc zapewne niedługo po tej dacie pojawią się nasze komentarze na temat zwycięzców.  


PS  Zbliża się sesja, więc zmniejsza się ilość postów na blogu do 5 lutego będą co 3-4 dni.

Trzymajcie się, M&D

piątek, 11 stycznia 2019

Oto historia - Dziewczyna o siedmiu imionach

Hello!
Na blogu już jest, a będzie więcej, dużo recenzji książek, które czytam do licencjatu. I pod takim kątem je czytam, więc będzie miało to odbicie w sposobie mojego pisania o nich. Na przykład dzisiejszy tekst zacznę wypunktowanie błędów redaktorskich/korektorskich jakie udało mi się wyłapać.


Tytuł: Dziewczyna o siedmiu imionach.
Autor: Hyeonseo Lee
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
Tłumacz: Julia Szajkowska

I na przykład na stronie 38 jest błąd w imieniu bohaterki, bo nazywała się ona Min-young, a nie Ming-young. Na stronie 169 jest zdanie "Gwiazdy takie jak Seo Taeji, zespół Boys czy cieszący się ogromną popularnością boysband H.O.T.". Nie wiem czy w Korei był jakiś zespół Boys, ale Seo Taeji (nawet nie wiecie jak bardzo mój mózg mi teraz pracuje, gdyż dopiero zauważyłam sposób w jaki Taeji jest zapisane, a internet podpowiada mi, że mogło być/powinno być jako Taiji) występował jako Seo Taiji (tu napisałam, jak podpowiadał internet) & Boys. I teraz człowieku się zastanawiaj, co autorka/tłumaczka chciały tu osiągnąć. Może był w Korei zespół Boys, a może ktoś nie zrobił researchu. A ja właśnie dopisałam akapit licencjatu. Trzecia rzecz, która rzuciła mi się w oczy: w trzech lub czterech miejscach wydawało mi się, że książka wydrukowana jest inną czcionką, ale po bliższym przyjrzeniu się okazało się, że z krojem pisma jest wszystko w porządku - po prostu odstępy pomiędzy literami nagle bardzo się skurczyły. Jest tak na pewno na stronach 226 i 248, ale wydaje mi się, że widziałam to jeszcze w co najmniej jednym miejscu. Nie wykluczam, że może być tego więcej, ale na to głównie zwróciłam uwagę.

A prawda jest też trochę taka, że trudno coś o samej treści tej książki napisać. Bo to opowieść o najpierw tym jak bohaterka/autorka opuściła Koreę Północną, mieszkała w Chinach i Korei Południowej, a potem jak z Korei ucieka jej rodzina. I nie ma możliwości ocenić samej "fabuły" tej książki. Można ocenić to jak jest napisała. A trzeba przyznać, że bardzo ciekawie. Chociaż te głosy "szokująca", "niewyobrażalna" prawdę powiedziawszy są przesadzone. Przynajmniej w odniesieniu do autorki, bo jej ucieczka to tak naprawdę było wyjście. Przy czym ona początkowo chciała wrócić, bo opuściła swój kraj, aby zobaczyć jak jest po drugiej stronie rzeki, czyli w Chinach, bo miała tam rodzinę. Dużo bardziej pod ucieczkę pasuje, opisana bliżej końca historia opuszczenia Korei Północnej przez matkę i brata autorki.

Ale wciąż tak naprawdę w tej książce nie są najbardziej ciekawe opowieści o samych ucieczkach, a raczej opisywane w początkowych rozdziałach życie codzienne w Korei Północnej. A autorka ma naprawdę ciekawą perspektywę, gdyż jej ojciec był wojskowym i powodziło im względnie się całkiem nieźle. Bardzo spodobało mi się zdanie, padające chyba bliżej końca książki, brzmiące mniej więcej, że ludzie uciekają z Korei Północnej albo przez głód, albo przez ciekawość (to przypadek autorki), a nie z powodów ideologicznych. Z tym, że autorka przekroczyła chińską granicę w 1997 roku, ale wydaje mi się, że zdanie to jest bardzo aktualne.

Co mi się jeszcze bardzo podobało, to fakt, że czuć, iż autorka jest bardzo szczera i nie koloryzuje w żadną ze stron. Przecież z łatwością mogła napisać i twierdzić, że jej życie w Korei Północnej było straszne i okropne, ale nie ona była przekonana, że to najlepsze miejsce na ziemi. Podobnie opowieści o jej życiu w Chinach, które nie należało do najłatwiejszych, musiała się ciągle ukrywać. I rozważała powrót do domu, bo czuła się tak bardzo samotna i tak bardzo związana w rodziną. W sumie czuje się chyba cały czas. A siedem imion to żadna symbolika, autorka naprawdę posługiwała się sześcioma imionami i nazwiskami, teraz ma siódme.


Trzymajcie się, M

środa, 9 stycznia 2019

Ziemia zawsze bezpieczna - Doctor Who 11 - Resolution (odcinek noworoczny)

Hello!
Tegoroczny (czy też raczej tegosezonowy) odcinek specjalny Doctora Who to nie odcinek bożonarodzeniowy, jak było to do tej pory i uwielbiałam tę tradycję, a odcinek noworoczny. I chociaż czas się zmienił, forma mojego pisania o odcinku specjalnym się nie zmienia - to znaczy jest to reakcja minuta po minucie. Lub prawie.  To komentarze do tego co widzę na ekranie plus mini podsumowanie. Natomiast recenzja/podsumowanie całego sezonu (za którego pisanie nie mogę się zabrać, bo obawiam się, że mam do napisania więcej uwag niż pozytywów) powinna pojawić się w przyszłym tygodniu. A przynajmniej mam taką nadzieję. 


Całkiem fajny koncept, opowieść mi się podoba.
Zgadzam się z jej opinią o Nowym Roku.
O, tatuś.
Jaka paskuda.
Gdy najciekawszą rzeczą, jaką możesz usłyszeć w odcinku jest Dalek. Dalekowie są straszni, bardzo, ale bardzo intrygujące.

Więcej tatusia. Lepiej żeby miał co robić, a nie stanowił dodatkowe 15 minut, którego potrzebował odcinek, bo jest specjalny. 
Takie poważne i ciężkie rozmowy. Wnioskuję, że będzie z tego jakieś poświęcenie?

Kosmita-psychopata. 

Kurczę, jednak mnie chyba ten odcinek nudzi. Te dodatkowe 15 minut to dużo. 
OO będzie UNIT. Albo i nie. To po co o nim w ogóle wspominać?

Znów tatuś. 
Ojojoj. Ale nie chodzi i nie krzyczy EXTERMINATE!

Dalek ma wejście na jakie zasłużył i krzyczy, co powinien.
Co to w ogóle za akcja z wojskiem?

Ponieważ Dalek wyłączył chyba i prąd i wi-fi to młodzi Brytyjczycy muszą się zastanawiać co oznacza rozmowa. 

Wiedziałam, że coś będzie z tatusia, ale spodziewałam się, że bardziej tragicznego.


To na tyle. Jak widać odcinek nie był szczególnie zachęcający do wyrażania jakiś emocji i komentowania. Nie żebym była zaskoczona. A Dalekowie naprawdę bywali bardzo intrygujący, a tu pokazano coś bardzo prymitywnego. Czuć, że odcinek ma godzinę, a po tym co napisałam, widać, że nie za bardzo wypełnioną fabułą. Nie ma też magii odcinków bożonarodzeniowych. 

Trzymajcie się, M