sobota, 30 lipca 2022

Latarnia morska

 Hello!

Oto mój ostatni wyszywany projekt! Tym razem jest to obrazek specjalnie dla kogoś i wybrany przez tę osobę. Sama z siebie nie podjęłabym się wyszywania z tego wzoru i dalej napiszę dlaczego.

chmury latarnia morska

Wzór i odniesienia kolorów przybyły do mnie z Anglii, co oznaczało, że wyboru kolorów i producenta mulin musiałam dokonać sama, ponieważ w Polsce nie ma muliny tej firmy. Zadanie trochę trudne, bo zdjęcie wykonanego obrazka było bardzo, bardzo małe, w kolory wykorzystane na wzorze nie do końca odpowiadały temu, co jednak można było dostrzec na zdjęciu. Ostatecznie robiłam to bardzo intuicyjnie i chyba lata wyszywania dały o sobie znać, bo okazało się, że moje decyzje były trafne. Niebieski i różowy na chmurach - chociaż nieco pastelowe albo baby - dopasowały się do siebie idealnie. Pozostałe odcienie niebieskiego także zgrały się z różowym.

latarnia morska kolory

Żałuję, że zdjęcia nie oddają dokładnie, jak wyglądają kolory i odcienie, ale znów - zielone, chociaż dobierane na czuja - dobrze się ze sobą zgrały. Podobnie z różowym - naprawdę wygląda to jak staw, na którym zakwitły kwiaty. 

latarnia morska

Tu jakieś przypadkowe zdjęcie zrobione w trakcie pracy. Jak widać (mam nadzieję), najpierw zrobiłam ramkę i po kilka linii białego, aby przygotować i rozplanować resztę pracy i mieć dobry punkt odniesienia.

wyszywana latarnia morska

Prawie wyszyty obrazek! Prawie, bo brakuje białego na dole. Oraz mojego największego nemezis - linii! Nie lubię i nie robię projektów, które wymagają robienia aż tylu (w sumie przeżyję robienie szczegółów twarzy, ewentualnie dłoni, ale to tyle) linii, aby obrazek wyglądał dobrze. A widać dużą różnicę pomiędzy latarnią morską z liniami i bez nich. Chociaż nie wiem, czy wygląda ona lepiej czy gorzej z liniami. Ale bez nich wzór nie ma sensu, bo za bardzo zlewa się z tłem (i chyba przypomina bardziej dzwonnicę niż latarnię morską).  

Mogę mieć tylko nadzieję, że osobie, dla której jest to praca, obrazek się spodoba!

wyszyta latarnia morska

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama (bookart_klaudia)!  

Trzymajcie się, M

środa, 27 lipca 2022

Proste i przytłaczające - Wyprawa na Księżyc

Hello!

O Wyprawie na Księżyc słyszałam wiele dobrego tuż po tym, gdy pojawiła się na Netflixie i byłam tej bajki bardzo ciekawa. A jednak coś powstrzymywało mnie przed obejrzeniem jej aż do teraz. To coś, mogło być przeczuciem, że dobre opinie brzmią zbyt pięknie, aby były prawdziwe. 

Wyprawa na Księżyc plakat

Wyprawa na Księżyc jest bajką tak prostą i nieciekawą w swoich założeniach fabularnych, że to aż uderza w inteligencję widza. Nasza główna bohaterka - Fei Fei - wychowywana jest na legendzie o bogini mieszkającej na Księżycu, która została rozdzielona z miłością swojego życia - i wciąż tam na niego czeka. W wyniku choroby umiera matka Fei Fei i przenosimy się jeszcze kilka lat do przodu - do momentu, gdy tata głównej bohaterki chce jej kogoś przedstawić. Swoją przyszłą żonę. Prawdę napisawszy ta bajka straciła mnie w momencie, gdy okazało się, że Chin, siedmioletni syn tejże przyszłej żony, pierwszy wiedział o tym, że ich rodzice będą brali ślub. Kto przedstawia przyszłą macochę dziecku, gdy ślub jest już zaplanowany? W każdym razie tata bohaterki się nie popisuje, a później na rodzinnej kolacji jeszcze reszta rodziny ją obraża, bo dziewczyna wciąż wierzy w boginię na Księżycu. Co też jest w sumie dość durne, co to komu przeszkadza, a jej rodzina była naprawdę złośliwa w tym zakresie. Nasza bohaterka postanawia upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - udowodnić, że miłość jest najważniejsza i nie można o niej zapominać (bo czuje, że tata zapomniał o mamie) i udowodnić, że bogini istnieje, bo poczuła, że rodzina rzuciła jej wyzwanie. 

Więc buduje rakietę - wiemy, że jest zdolnym technicznie molem książkowym - i próbuje dolecieć na Księżyc. Do rakiety zaplątuje się też jej potencjalny brat - a bardzo miałam nadzieję, że jednak zostanie wycięty z reszty filmu - i spokojnie mógłby. Zastanawiałam się też dlaczego nie mogła to być przyszła siostra - ale widać trzy bohaterki w centrum akcji to byłoby już za dużo. Fakt, że Fei Fei dała radę zbudować rakietę i została pokazana jako inżynierka, może być najlepszym element całej tej bajki.

Poza tym Wyprawa na Księżyc to nudna, obrażająca inteligencję widza bajka. Na dodatek nieśmieszna, można też wyliczać inspiracje (czasami zupełnie niesubtelne) z innych animacji. Napisałabym wręcz, że ta bajka jest trochę żenująca. Przygody bohaterów na Księżycu są momentami bez sensu. Wszystkiego (dosłownie: kolorów, bohaterów, pomysłów animacyjnych, koncepcji piosenek) jest tak ogromnie dużo. Jest to jednocześnie proste (fabularnie) i przytłaczające (wizualnie). Koncepcja Księżyca ma także więcej wspólnego z jakąś grą komputerową niż czymkolwiek innym, co mogłoby mieć sens w kontekście animacji.

Wielka szkoda, że też cały aspekt inspiracji kulturą chińską jest jakiś taki płaski i sprawdza się trochę do ciastek księżycowych w różnych formach. Mam wrażenie, że gdyby studia produkujące ten film po prostu postanowiły zekranizować legendę o Chang'e, wszyscy by na tym bardziej skorzystali. Tym bardziej, że to jej przemiana i pogodzenie się z losem mają więcej sensu w kontekście filmu, niż zmiana zachowania głównej bohaterki.

Zastanawiam się, skąd brały się te pierwsze zachwyty nad tą bajką. 

 Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama (bookart_klaudia)

Pozdrawiam, M

sobota, 23 lipca 2022

The Devil Judge, Bad and Crazy, The Silent Sea

 Hello!

Gdy publikowałam wyszywane Misiaczki wspominałam, że naoglądałam się dram podczas pracy nad nimi. I przyszedł czas na małe recenzje tychże dram!  

The Devil Jugde, Bad and Crazy, The Silent Sea


Devil Judge 

To drama z gatunku tych poważniejszych, która bierze na tapet mnóstwo ważnych i poważnych tematów w uogólnieniu na przykład: korupcję, prawa kobiet, relacje pomiędzy mniej i bardziej uprzywilejowanymi klasami społecznymi, uwikłania polityków i przedstawicieli mediów w (eufemistycznie pisząc) szemrane przedsięwzięcia, jednocześnie pokazywanie, że nie wszystko jest takie, jakie na pierwszy rzut oka się wydaje, traumatyczne historie stojące za naszymi głównymi bohaterami, obserwujemy też zderzenie z "prawdziwym" światem jednego z bohaterów oraz relacje i powiązania ich wszystkich. Do tego dochodzi aspekt sprawiedliwości społecznej i to bardzo dosłowny, czyli rozprawy sądowe na żywo, w których ludzie - poprzez aplikację - mogą wydawać wyroki i jak to może wpłynąć tak na sąd, jak i społeczeństwo i do czego może - świadomie lub nie - zostać wykorzystane. Jest nawet taki nacjonalistyczny wątek, który ogląda się z ciarkami na plecach.

Rzecz dzieje się w dystopijnej Korei. Jak widać jest tego bardzo dużo i są to poważne zagadnienia. Mój największy problem z tą dramą jest taki, że ponieważ tych spraw jest tak dużo żadnej nie jest poświęcony odpowiedni czas. Ani widzowie, ani bohaterowie nie za bardzo mają okazję do refleksji, co sprawia, że całość wydaje się nieco płytka. Nie oczekuję od dramy bycia złożonym komentarzem społecznym, ale nie można zaprzeczyć, że ta drama chciałaby trochę nim być. I jest to ciekawa próba, ale wydaje się, że chciano zrobić zbyt wiele na raz i to, co nie dotyczy bezpośrednio działań bohaterów, jest w swojej istocie powierzchowne. 

Poza tym jednak to bardzo ciekawa, złożona drama, ogląda się ją z wielkim zainteresowaniem. Im bliżej jej końca, tym bardziej też odchodzi od tego komentarza społecznego i skupia się na bohaterach - a szczególnie ich osobistej zemście - co robi serialowi dobrze, źle natomiast robi na emocje widzów.

Bad and Crazy 

Oglądałam Devil Judge i Bad and Crazy prawie w tym samym czasie, więc naturalnie odnosiłam wrażenia z jednej dramy do drugiej. Przy czym trzeba zaznaczyć, że ich konwencje są różne; to crazy w tytule nie wzięło się znikąd i Bad and Crazy na pewno jest zabawniejsze. Ma też prostsze założenia fabularne i sama oś fabularnych wydarzeń jest dość prosta - od ujawnienia jednego zatuszowania sprawy, do ujawnienia większej korupcji, do odkrycia bosa narkotykowej mafii i tak dalej. Chociaż obie te dramy łączy nieco temat korupcji. Oraz tego, że obaj główni bohaterowie mieli podobne (straszne) dzieciństwo. Przy czym Bad and Crazy nie wydaje się mieć ambicji wielkiego komentarza społecznego i skupia się na swoim głównym bohaterze (w dwóch osobach) oraz jednostce policji, do której należy. 

The Silent Sea

Zauważam wyraźny skręt moich obecnych zainteresowań fantastyką od fantasy do science-fiction. Nie wiem, czy to kwestia tego, że samo science-fiction wydaje się stawać coraz popularniejsze i stabilizować swoje miejsce w mediach. W każdym razie drama o astronautach ruszających, aby odnaleźć próbki na zamkniętej pięć lat wcześniej stacji księżycowej, całkiem mi się podobała. 

Świat przedstawiony przypomina nieco ten z Interstellar - a jest nawet gorzej. Na świecie brakuje wody i jest ona przydzielana zgodnie z klasami. Nasi bohaterowie - jak pisałam - wyruszają na Księżyc, aby z bazy, w której był wypadek, odzyskać ważne naukowe próbki. Drama ma bardzo niepokojący klimat, bo od razu wiadomo, że wszystko jest bardziej tajemnicze i straszne niż szefowie misji chcą przyznać. Poza tym od początku można się spodziewać, że bohaterowie będą ginąć jeden po drugim.

Fabuła rozwija się powoli, ale stabilnie, widz bywa zaskakiwany pomysłami scenarzystów, ale niektórych można się domyślić. Nie napiszę, że jest to niezwykle wciągająca drama, od której naprawdę nie można się oderwać, ale to na pewno bardzo ciekawa drama, której zakończenie i rozwiązanie tajemnic chce się poznać. Także nie będę więcej zdradzała, sprawdźcie sami, co wymyślili scenarzyści!

 Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama (bookart_klaudia)!  

Trzymajcie się, M

środa, 20 lipca 2022

Poznanie argumentów - W królestwie monszatana. GMO, gluten i szczepionki

 Hello!

Bardzo lubię publikować wpisy z jakiejś okazji (a już szczególnie takie, które na publikację czekają od prawie roku...), a że ostatnio wpadłam na informację, że 20 lipca wychodzi drugie wydanie książki W królestwie monszatana. GMO, gluten i szczepionki - dzisiaj przeczytacie o pierwszym.

W królestwie monszatana. GMO, gluten i szczepionki

Tytuł: W królestwie monszatana. GMO, gluten i szczepionki
Autor: Marcin Rotkiewicz
Wydawnictwo: Czarne (wydanie I)

Wiem, że po blogu na pewno widać dwie rzeczy: że interesuję się Koreą (Koreami) oraz czytam reportaże. Czego nie widać, to faktu, że jeśli akurat nie czytam, to konsumuję treści popularnonaukowe. Materiały o biologii, chemii, fizyce (chociaż wspominałam o tym przy okazji książki Atom dla klimatu) - rzeczach bardzo oddalonych od moich zwykłych zainteresowań - pozwalają mi się oderwać od codzienności i dowiedzieć czegoś nowego. Nawet jeśli ta wiedza wpada jednym uchem a wypada drugim. Gdy więc w bibliotece zobaczyłam książkę W królestwie Monszatana. GMO, gluten i szczepionki, wiedziałam, że to coś dla mnie. 

Książka promowana jest głównie hasłem "autor rozprawia się z mitami na temat GMO" - i jest to prawda. To znaczy, w wielu rozdziałach autor przywołuje jakiegoś działacza anty-GMO, jego tezy i wystąpienia, pokazuje, jaką rolę odegrały w światowym lobbingu przeciw GMO, po czym przedstawia kontrargumenty. I tak mniej więcej upływa cała książka. 

Początek się różni. Najlepszym fragmentem książki jest ten, w którym autor wyjaśnia dzieje rolnictwa oraz innych metod modyfikacji roślin. Później narracja jest nieco monotonna, ale jeśli komuś zależy na poznaniu argumentów za i przeciw GMO, to myślę, że warto się z Monszatanem zapoznać. Przy czym muszę zaznaczyć, że im bliżej było końca książki, tym mniej wiedziałam, o czym ona ostatecznie była. A dokładniej - czy autor nie skupił się za bardzo na wielkich postaciach, a za mało na społeczeństwie, przy czym społeczeństwo szło za autorytetami, nieraz o wątpliwych kompetencjach. 

Inna rzecz - miałam poczucie, że ta książka jest bardzo oderwana od Polskich realiów. I nie wiem, czy to dlatego że w Polsce nie ma roślin modyfikowanych genetycznie na polach (chyba, autor pisał, że miała być kukurydza, ale ostatecznie nie doszło do jej siania) i po prostu nie było o czym pisać czy z jakiegoś innego powodu. Autor odwołuje się do polskich profesorów i pracowników naukowych zarówno tych za, jak i przeciw GMO, ale ja bym z chęcią i ciekawością przeczytała, czy na przykład są jabłka modyfikowane genetycznie. Wydaje się, że jabłka przemawiają do wyobraźni Polaków. 

Z zupełnie innej beczki, zastanawiałam się, dlaczego autor tak wiele razy wspominał o fundacji Billa i Melindy Gatesów. Było też w tej książce kilka innych powtórzeń czy chyba niepotrzebnych powrotów do już omawianych tematów.

Ostatecznie to nie jest zła książka i w sumie z ciekawością zainteresuję się drugim wydaniem, bo wydawnictwo informuje, że jest uzupełnione o wiele nowych wiadomości i treści. 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama (bookart_klaudia)!  

Pozdrawiam, M

sobota, 16 lipca 2022

W końcu oglądam seriale Marvela! [WandaVision, Loki, Falcon i Zimowy Żołnierz]

 Hello!

 Disney+ jest w Polsce, więc to najwyższy czas nadrobić nową pulę seriali Marvela!

WandaVision, Loki, Falcon i Zimowy Żołnierz

WandaVision

Początkowo to serial dziwnie uroczy i nawet lekko zabawny, ale cały czas bardzo niepokojący. I z każdym kolejnym odcinkiem robi się taki coraz bardziej. 

Mam z tm serialem wiele problemów. Po pierwsze - cały wątek w rzeczywistym świecie ze złym człowiekiem z militarnym uzbrojeniem oraz grupą trzech bohaterów, którzy mieli być "tymi dobrymi" i których powinnam kojarzyć z innych filmów, nic mnie obchodził. Trochę rozbijał narrację serialu, a trochę jednak ktoś po prostu w tamtej rzeczywistości powinien się w końcu nauczyć, że pistoletami za wiele nie osiągną. I do rozwiązania zagadki Westview powinni sprowadzić kogoś na podobnym poziomie, co Wanda. Po czym okazuje się, że w serialu jest ktoś na podobnym poziomie co ona - i też nic ani ciekawego, ani dobrego z tego nie wynika. Dla odmiany ta postać ujawnia, że wszyscy (to znaczy twórcy/scenarzyści) doskonale wiedzą, że Wanda potrzebowała profesjonalnej pomocy, bo jest chodzącą traumą, ale po co zajmować się dobrostanem swoich postaci, skoro można wykorzystać je jako "tych złych" w kolejnym filmie. Być może bez tak otwartego grania traumami Wandy w serialu nie byłabym taka zła, ale teraz obawiam się, że to, co widzieliśmy w Multiwersum Obłędu stanowi jakiś precedens (chociaż trochę podobna sytuacja była w Wojnie bohaterów, ale mam wrażenie, że jest to trochę zapomniany film).

A z zupełnie innej strony - 9 minut napisów końcowych SERIO? Powinni to jakoś oznaczać w długości trwania odcinka (albo wymyślić lepszy sposób na włączanie kolejnego).

Loki

Plan był taki, aby oglądać seriale chronologicznie - jak pojawiały się na Disney+ - ale nie mogłam zabrać się za oglądanie Falcona, więc stanęło na Lokim i nie żałuję! Świetnie się bawiłam. Początkowo zapomniałam, że serial ma wibbly-wobbly trochę klimat Doctora Who, ale to lepiej dla mnie. Przy czym - szczególnie pierwszy odcinek - jest też smutny i nawet sama byłam zaskoczona, jak historia Lokiego i jego mamy mnie dotyka. 

Ale co się dzieje w serialu? Loki porywa Tesseract w Avengers: Koniec gry i prawie, prawie udaje mu się coś zrobić, ale pracownicy TVA (Time Variance Authority) powstrzymują go przed większym namieszaniem, aresztują, a jeden z nich nawet się z Lokim dogaduje. Bo okazuje się, że TVA ma większą liczbę podobnych problemów...

Było to też trochę (bardzo!) zabawne, jak ziemiocentryczne to wszystko jest. Już widzieliśmy różne kosmiczne stworzenia, dlaczego w instytucji pilnującej czasu pracują sami ludzie? Odkrywanie prawdy o TVA jest dość dużym wątkiem, bo to miejsce od początku jest podejrzane i brutalne. 

Serial ogląda się błyskawicznie, nawet nie wiem, kiedy minęły mi kolejne odcinki. Tym bardziej, że jest ich tylko 6, tylko 6!!! Jak zaczynałam oglądanie, to nie miałam o tym pojęcia i trochę poczułam się oszukana, bo naprawdę to bardziej połowa sezonu niż sezon. Albo sezon bez dwóch finałowych odcinków. Trudno mi też napisać coś całościowego, bo naprawdę mam poczucie, że to się skończyło, zanim na dobre się rozpoczęło.

Falcon i Zimowy Żołnierz

Zacznę od narzekania, bo jakżeby inaczej. Otóż komputerowe efekty wizualne w tym serialu są momentami boleśnie sztuczne. Może jak nie ma się budżetu/czasu to nie powinno się robić wielkiej walki na dachu dwóch jadących ciężarówek z udziałem helikoptera, ale to tylko taka sugestia. Zaczynam od tego, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio sztuczność VFX tak rzuciła mi się w oczy. 

Mój kolejny problem z tym serialem jest taki, że on wyraźnie chce rozwiązać na raz zbyt wiele problemów. Część z nich wymaga rozwiązania w ramach świata - kwestie ludzi, którzy wrócili po Blipie i narobili ludziom, którzy zostali i ułożyli sobie życie; chaosu w tych nowych życiach; część z tych problemów scenarzyści dokładają sobie na własne nieszczęście - nowy Kapitan Ameryka (który w ogóle nie jest podejrzany od samego początku). Ale cała kwestia nowego poblipowego ładu także jest problematyczna na wielu, wielu poziomach. Po pierwsze nie dowiadujemy się dokładnie, jak przeciętni, typowi ludzie sobie z tym radzą, jak dokładnie działają rządy (wiemy, jak nie działają) i dostajemy od razu silnie zradykalizowaną grupę (którą trochę można zrozumieć, trochę można się z nią nie zgadzać, trochę wykazywać empatię - ale nie za dużo, bo też za mało o nich wiemy, aby się nimi osobiście przejmować). We mnie ta grupa wzbudzała ambiwalentne uczucia - a raczej fakt, że została przedstawiona, jak została przedstawiona - bo zasadniczo to przeciwnicy naszych bohaterów, ale też w serialu bardzo dużo mówi się o tym, czy można ich (szczególnie przywódczynię) przekonać argumentami słownymi, aby nie robiła już tego, co robi i nawet ona sama ma wątpliwości, czy słusznie postępuje, ale nie jest to głęboko eksplorowane. 

Druga rzecz - dlaczego to jest tak wtórne w stosunku do Wojny bohaterów? Z jednej strony Zemo i Shanon to są przynajmniej postaci, które doskonale kojarzę (w przeciwieństwie do drugoplanowych postaci z WandaVision), ale z drugiej - czy cały ten wątek z superserum był naprawdę potrzebny? Może i tak, bo aby superbohaterowie się czymś zajęli, musi to być super. I dołóżmy do tego wojowniczki z Wakandy, bo dlaczego by nie?

W skrócie - zdecydowanie próbowano złapać za dużo srok za ogon. I chyba tylko jedną rozwiązano i wyjaśniono wystarczająco dobrze - to znaczy fakt, że Sam jest czarnoskóry i co wiąże się z tym faktem i byciem Kapitanem Ameryką. Ale na dobrą sprawę nie mnie oceniać, czy zostało to dobrze pokazane, ale wydaje się, że najlepiej ze wszystkich innych wątków.

Z tego, co mi się podobało - odcinki mają jakieś 45 minut, ale każdy jest trochę jak film. Byłam zdumiona, gdy włączałam czwarty, bo myślałam, że to już szósty. Byłam też zaskoczona, że rzeczywiście sezon ma sześć odcinków, bo trochę jak w przypadku Lokiego, ma się poczucie, że czegoś tam brakuje. Może nie całej połowy sezonu, ale jeszcze jeden odcinek by się przydał. 

Podsumowując, tak naprawdę to bardzo dobrze mi się oglądało ten serial, ale chciało on osiągnąć i pokazać zdecydowanie za dużo i to go pogrążyło. Zakończenie też jest trochę takie, że bohaterowie umywają rączki. Poza tym poważnie zastanawiałam się, czy dla dwóch superbohaterów jedna zradykalizowana nastolatka to, aby na pewno dobra antagonistka. Parytet, te sprawy. Poza tym nie miałabym nic przeciwko, aby w serialu było nieco więcej Bucky'ego i jego problemów i układania sobie życia. 

Chciałam w jednym poście opisać jeszcze Hawkeye'a, ale nie sądziłam, że tak wiele będę miała do napisania o Falkonie i Zimowym Żołnierzu, więc prawdopodobnie następny wpis będzie dotyczył kolejnych trzech seriali: Hawkeye, Moon Knight oraz Ms. Marvel.

LOVE, M

środa, 13 lipca 2022

Jak praca domowa - Thor: Miłość i grom

 Hello!

Thor po powróceniu do formy fizycznej i przeżywaniu kolejnych przygód wraz ze Strażnikami Galaktyki, spotyka na swojej drodze godnego (czy raczej niegodnego) przeciwnika - Gorra Bogobójcę, co sprowadza go na Ziemię. Gdzie odkrywa, że Jane Foster została Potężną Thor. Ponieważ przed wyruszeniem w drogę trzeba zebrać drużynę, zgarniają Walkirię, aby prosić innych bogów o pomoc w pokonaniu Bogobójcy...

Thor: Miłość i grom

Już pisałam, że nie jestem największą fanką Thora i oglądanie tego filmu będzie dla mnie jak praca domowa i cóż... nie pomyliłam się. Gdy Thor: Miłość i grom nie jest zabawnym filmem, jest filmem nudnym. Jestem jedną z nielicznych osób, którym Mroczny świat nie przeszkadza i nie uważam go za najgorszy film Marvela (chociaż może powinnam obejrzeć go ponownie), a prawdę napisawszy - przysypiałam, gdy fabuła nowego Thora przeniosła się w głębię kosmosu bez kolorów i film zrobił się czarno-biały. I naprawdę doceniam grafikę, efekty, stronę wizualną, ale chciało mi się spać.

Drugi problem jest taki, że to kolejny film, który w połowie jest zrealizowany bardzo ciemno. Antagonista filmu - Bogobójca - jest postacią poruszającą się w nocy i korzystającą z cieni, aby tworzyć swoje potwory.  Ukrywa się także najciemniejszej głębi kosmosu. Podsumowując - jest ciemno. 

Co mi się w tym filmie podobało? To, że problemy Thora są takie Thorowe. To znaczy po kosmosie grasuje Bogobójca a Thor jest bogiem, więc to logiczne, że się przejmuje. Chociaż najwyraźniej nie jest to logiczne dla innych bogów, z Zeusem na czele -  wizja tego, że jest szansa w przyszłości poeksplorować inne bóstwa, religie i wierzenia jest ciekawa. Chociaż nie nastawiam się na wiele, bo chociaż Miłość i grom dotyka pewnych aspektów religijności i funkcjonowania bogów, to robi to niesamowicie powierzchownie i ostatecznie nie ma to wiele wspólnego z rozwiązaniem fabuły (nie dowiadujemy się też za wiele o ich dokładnym statusie w MCU). Może tyle, że nawet bogowie nie mogą wszystkiego - ale nie jest to coś, czego nie wiedzielibyśmy wcześniej. 

Jak pisałam, gdy Thor: Miłość i grom nie jest komedią jest nudny i to zostawia mnie z kolejnym problemem. To znaczy - wyraźnie widać, że komedia jest zwyczajnie porzucona w pewnym momencie, ale czy ona w ogóle musiała (i powinna) w tym filmie być od początku? Moim zdaniem nie do końca, ale obawiałabym się, że gdyby potraktować pewne elementy tego filmu poważniej - zacząłby się robić nudny znacznie wcześniej. Ale w tym filmie jest wiele elementów, które powinny były być potraktowane poważniej i dogłębniej!!! Tym bardziej, że to nie jest tak, że nasz antagonista nie ma powodów, aby być złym i w sumie bardzo łatwo zrozumieć jego motywacje. Jasne można to wytłumaczyć zatrutym mieczem, ale może warto byłoby się wysilić w kreowaniu głównego przeciwnika bohaterów.

To nie jest też tak, że nienawidzę komedii i ten film mnie tak zupełnie nie śmieszył. Nie, nie - kozy ciągnące latający statek napędzany mocą młota były zabawne. I nawet urocze. Thor i jego relacja z młotami - często bardzo ciekawie pokazana. Ale czasami czułam się szantażowana, że muszę się zaśmiać. Jasne bożek Bao był uroczy i zabawny, ale czy to nie było aż za fajne? Pod koniec filmu poraziło (hehe) mnie też to, jak bardzo jest on niewychowawczy. Nawet jeśli dzieci strzelają laserem do postaci z cienia i nawet jeśli to są Asgardczycy, to wciąż jest jakieś zabijanie...

Co mi się jeszcze podobało? Fakt, że Thor dostał w końcu jakieś domknięcie i czystą kartę na przyszłość, przy czym nie wiem, czy sposób, w jaki to osiągnięto, na pewno mi się podobał. Jestem przeciwna traumatyzowaniu bohaterów.  A jednocześnie Thor i w ogóle wszystko, co dzieje się w tym filmie, jest takie obojętne. Płaskie i powierzchowne. 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama (bookart_klaudia)!  

Trzymajcie się, M

sobota, 9 lipca 2022

Wszystko, o co chciałam zapytać administratorkę [wywiad z KOREAN NEWS PL]

 Hello!

Zapraszam Was na nowy wywiad! Tym razem z administratorką strony na Twitterze KOREAN NEWS PL - "Strona poświęcona informacjom z południowokoreańskiego przemysłu". Mam nadzieję, że dowiecie się czegoś ciekawego!

Wszystko, o co chciałam zapytać administratorkę [wywiad z KOREAN NEWS PL]

Czasami, gdy widzę newsy związane z przemysłem rozrywkowym Korei Południowej po polsku to, delikatnie mówiąc, są one bardzo niezgrabne. To znaczy wyglądają na przemielone przez automatyczne tłumaczenie Googla i niezredagowane. Twoja strona zwróciła moją uwagę, bo informacje brzmiały poprawnie po polsku.

Przykładam dużą uwagę do tłumaczonych materiałów. Staram się przede wszystkim, aby były one zrozumiałe dla odbiorców, niżeli przetłumaczone dosłownie słowo w słowo. Oczywiście zachowując przy tym ich faktyczny sens i przekaz. Nie ze wszystkich wpisów jestem całkowicie dumna i uważam, że mogłam poświęcić im więcej czasu i dokładności, ale jest to dla mnie cenna lekcja na przyszłość.

Przejdźmy do początków strony – nie ma ona jeszcze roku, w profilu widać, że założona została w sierpniu 2021. Skąd pomysł albo potrzeba, aby działać na Twitterze?

Plan, by założyć takie konto miałam tak naprawdę od dawna, ale mam dość słomiany zapał i długo z tym zwlekałam. Pewnego dnia po prostu postanowiłam to zrobić – była to bardzo spontaniczna decyzja, ale bardzo cieszę się, że ją podjęłam. Skłoniło mnie do niej m.in szerzona dezinformacja na naszym polskim podwórku odnośnie do różnych skandali czy nawet zwykłych informacji, które bywały podawane dalej, jedynie by wpasowały się do czyjejś narracji. Skutki takich działań bywały mniej bądź bardziej szkodliwe. Bardzo chciałam stworzyć coś, co mogłoby chociaż w minimalnym stopniu temu zapobiec, aby użytkownicy mogli czerpać informacje o swoich ulubieńcach ze sprawdzonych i zaufanych źródeł. A dodatkowo, uwielbiam dzielić się z ludźmi informacjami i obserwować ich reakcje – te pozytywne czy negatywne, móc czytać ich opinie i osobiste spostrzeżenia na dane tematy. Dlaczego Twitter? Sposób jego funkcjonowania bardzo mi odpowiada oraz wiem, że jest jedną z najpopularniejszych aplikacji wśród kpoperów. Sama forma pisania krótkich i treściwych komunikatów jest bardzo wygodna, chociaż nie ukrywam, że czasami liczba znaków jest ograniczająca.

Gdy przygotowywałam rozmowę z KEP1ER POLAND byłam zdziwiona, że za profilem stoi tylko jedna osoba – bo podobne zagraniczne strony zwykle są prowadzone przez kilka osób. Tutaj jest podobnie – a wydawałoby się, że do strony newsowej przydałoby się kilka rąk do pracy – a jesteś sama.

Pomysł, aby prowadzić stronę samemu wynika trochę z mojej niechęci do pracy w grupie. Jestem indywidualistką, która woli sama wszystkiego dopilnować, zweryfikować i dopatrzeć. Jest to jednocześnie moja wada, ponieważ pracując w kilka osób, z pewnością konto mogłoby prosperować jeszcze lepiej, a ja zostałabym odciążona z nadmiaru obowiązków. Nie wykluczam jednak opcji, że kiedyś przyjmę kogoś do pomocy, ale zależałoby mi, aby byłaby to osoba zaufana i dobrze obeznana w prosperowaniu przemysłu k-popowego. Na ten moment, nie znalazłam jeszcze odpowiedniego kandydata.

Wydawało mi się, że jestem całkiem na bieżąco z newsami, ale gdy zaczęłam obserwować KOREAN NEWS PL, okazało się, że trochę rzeczy jednak mi umyka. Skąd bierzesz swoje informacje i jak wygląda proces ich publikowania (tłumaczenia, redagowania) na profilu? I oczywiście – jak decydujesz, które informacje i w jakiej formie podać dalej?

Mam swoje źródła informacji, które są przeróżne: od blogów, innych kont informacyjnych, grup facebookowych, osób prywatnych, moich obserwatorów, a nawet koreańskich stron publicystycznych typu Naver. Jest tego naprawdę dużo i czasami trudno dojść do tego, które z nich jest najbliżej prawdy. Zazwyczaj wybieram informacje, które powielają się w kilku materiałach, a jeśli czegoś nie jestem pewna w stu procentach – zaznaczam, że jest to plotka bez rzeczowego potwierdzenia. Nadmiar informacji czasami jest tak duży, że będąc osobą, która musi je wszystkie zweryfikować chociaż w minimalny sposób, taki proces potrafi lekko przytłoczyć, przez co małe, ale istotne niuanse potrafią mi umykać. Niekiedy z ścian tekstu, wybieram tylko te najistotniejsze i najważniejsze kwestie, które w mojej opinii, mają największe znaczenie.

Czujesz presję czasu związaną z tym, że zgodnie z nazwą jest to profil newsowy?

Presja, która czuje jest ogromna. I może zdawać się to zabawne, bo to tylko konto na Twitterze o k-popie, więc co może być w tym stresującego, ale żyjąc w dobie kultury cancelowania za każde najmniejsze potknięcie, jest to dość odczuwalne. Przede wszystkim, podjęłam się zadania przekazywania prawdziwych informacji, przez co wiele osób w jakimś stopniu zaufało mi i wyczekuje zamieszczanych przeze mnie treści. I niestety pomimo najszczerszych intencji, czasami nie jestem w stanie uchronić się przed fake newsami, które czyhają w internecie. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się w nie uwierzyć. Staram się reflektować jak najszybciej i natychmiast redagować rzeczy, które finalnie okazują się fałszywe i niewątpliwie powstanie wówczas opcji edytuj tweeta jest najbardziej przeze mnie pożądane.

Jest jakiś typ newsów czy wiadomości, którym jesteś szczególnie zainteresowana? Jakieś grupy zwracają Twoją większą uwagę niż inne?

Myślę, że nie mam swoich ulubionych rodzajów postów, wszystkie mają dla mnie podobne znaczenie i wartość. Co najwyżej, weryfikacja niektórych wiadomości zajmuje więcej czasu np. gdy wybuchnie jakiś skandal to wówczas zebranie wszystkich ważnych dla sprawy aspektów jest bardziej czasochłonne niż ogłoszenie, że dany zespół ogłosił comeback. Także informacje o popularnych grupach/artystach są ogólnodostępne oraz pożądane, przez co można zauważyć, że liczba takich postów przeważa nad innymi, jednakże staram się, by każdy znalazł na KOREAN NEWS PL coś dla siebie. Zachęcam też swoich obserwujących do podsyłania mi treści, które ich zdaniem są ciekawe, a nie zostały przeze mnie umieszczone.


Zastanawiałaś się może nad utworzeniem strony czy bloga i umieszczeni wiadomości także tam? Albo może rozważasz w przyszłości pisanie jakiś dłuższych tekstów czy analiz?

Nigdy nie zastanawiałam się nad prowadzeniem bloga, głównie dlatego, że jest to dość czasochłonna i wymagająca forma aktywności w internecie, a zazwyczaj odzew od strony odwiedzających jest bardzo minimalny. Nie ukrywam, że pisanie w eter, bez widocznych efektów i interakcji, jest dla mnie bardzo demotywujące, a strona poświęcona informacjom z Korei Południowej oraz k-popu już istnieje, także nie widzę również potrzeby, by miała powstać taka druga. Dłuższe teksty czy analizy miałyby prawo bytu, gdyby tylko nadarzyła się ciekawa okazja do ich powstania. Na ten moment, nie mam tego w planach, ale nie mówię nie.

I czy może studiujesz dziennikarstwo, czy prowadzenie takiego Twittera nie za związku z Twoją ścieżką naukową/zawodową?

Akurat tak, trafiłaś! Ukończyłam właśnie pierwszy rok studiów dziennikarskich, co wiąże się z moimi zainteresowaniami oraz poniekąd z samą tematyką prowadzonego przeze mnie konta. Pomimo tego, że KOREAN NEWS PL powstało dość spontanicznie i w zamiarze nie miało mieć nic wspólnego z drogą edukacji, jaką obrałam, to jednak w jakimś stopniu traktuję zajmowanie się kontem jako bezpłatne praktyki, które są metodą ciągłych prób i błędów.

Angażujesz się w moderowanie komentarzy pod wpisami? Masz może jakieś ciekawe opowieści z nimi związane – zarówno pozytywne, jak i negatywne?

Przed założeniem konta obrałam sobie dwie główne zasady: pierwsza, konto, które prowadzę jest czysto informacyjne – przekazuję informacje w sposób nacechowany neutralnie, bez mojego osobistego komentarza, który mógłby w jakikolwiek sposób wpłynąć na odbiór umieszczanych treści. Każdy ma prawo interpretować je zgodnie z swoimi zasadami i moralnością, jaką kieruje się w życiu. Nie wdaję się również w dyskusje z osobami w cytowanych czy pod wpisami, chyba, że jest to jakieś pytanie bądź prośba o wytłumaczenie czegoś. Oraz druga zasada: każdy ma prawo mieć dostęp do informacji, dlatego nikogo nie blokuje, nie wyciszam. Nawet jeśli w moją stronę lądują nieprzyjemne komentarze za pomyłki, których się dopuszczam – nie ma tutaj miejsca na prywatę ani unoszenie się dumą. Każdy jest tak samo równy. Jednakże, jeśli zostałaby przekroczona granica w postaci np. gróźb śmierci czy innego karygodnego zachowania, z pewnością bym zareagowała.


A może z drugiej strony – jak wygląda ogólne zaangażowanie osób obserwujących stronę?

Zaangażowanie użytkowników z pewnością widać po liczbie serduszek, retweetów, cytowanych czy komentarzy pod tweetami. Niekiedy te liczby są tak duże, że przekraczają moje oczekiwania. Dla osoby, która lubi obserwować mechanizmy zachodzące w ludziach jest to dość fascynujący proces oraz ukazuje, które treści są bardziej pożądane i pozwala mi sprawdzać jaki rodzaj informacji najbardziej interesuje moich followersów.

Czy za kulisami – pomiędzy na przykład Tobą a właśnie bezpośrednimi twitterowymi stronami danych zespołów – jakoś się kontaktujecie, wymieniacie informacje lub dochodzi do jakiś innych interakcji?

Zazwyczaj nasze kontakty polegają głównie na wzajemnej współpracy, w celu wykorzystania wzajemnych zasięgów i nagłośnieniu pewnych spraw, konkursów czy akcji fandomowych. Jeśli któraś ze stron ma do siebie sprawę, kontaktujemy się przez wiadomości prywatne w celu dogadania szczegółów.

Jak wygląda dzień z życia administratora takiej strony? Są momenty, gdy prowadzeniu takiej strony trzeba poświęcić więcej czasu i gdy można sobie trochę odpuścić? I ogólnie – ile średnio w ciągu dnia godzin zajmuje prowadzenie profilu?

Myślę, że to dość indywidualne podejście uwarunkowane takimi elementami jak tematyka konta (czy jest ona dość ogólna, poświęcona bardziej/mniej aktywnemu artyście) czy sam stosunek do założenia takiej strony i nasze zamiary. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że to praca na pełen etat i tak naprawdę nie ma od niej odpoczynku. W każdej wolnej chwili, a nawet w tej, kiedy powinnam zająć się czymś innym, sprawdzam czy nie pojawiła się nowinka, którą powinnam dodać jak najszybciej, ponieważ ludzie czekają na nowy wpis. Mogę nawet stwierdzić, że to w jakiś sposób uzależniające – uzależniłam się od dostarczania ludziom informacji. Swój dzień rozpoczynam od przeglądnięcia swoich źródeł, ponieważ wiem, że z powodu różnych stref czasowych, w Korei jest już okolica południa i z pewnością ukazały się nowe newsy. Potem o godzinie 11:00 są premiery comebacków, które również muszę umieścić na stronie. W zależności, ile wydawnictw się ukazało, czasami zajmuje mi to chwilę, a czasami się przedłuża. Następnie oczekuje wyników programów muzycznych, aby poinformować swoich obserwujących, kto tym razem zabierze ze sobą statuetkę do domu. Czasami w międzyczasie ukaże się jeszcze jakaś informacja, którą także udostępniam. O godzinie 17:00 wychodzą nowe zapowiedzi, teasery czy ogłoszenia związane z przyszłymi comebackami, także również muszę, być w tej godzinie dostępna i gotowa na nadmiar nowych treści. Z tyłu głowy pamiętam także, że o godzinie 2:00 w nocy także często wychodzą nowe informacje, przez co zdarza mi się nie spać o tej porze. Jako że KOREAN NEWS PL jest poświęcone ogólnej tematyce k-popowej, liczba tych wszystkich rzeczy momentami jest naprawdę ogromna. I pomimo wyszczególnienia pewnych godzin, o których standardowo zostaje zasypana nowymi materiałami, czasami coś ukaże się niespodziewanie i również muszę wówczas poświęcić swój czas. Tak naprawdę, od sierpnia 2021 cały rytm mojego dnia został podyktowany prowadzeniu tego konta.

Masz jakieś życzenia albo ambicje dotyczące Korean News? Chciałabyś zbudować społeczność, przekazywać więcej newsów dotyczących na przykład mniej znanych grup lub rozbudować grupę administratorów? A może coś jeszcze zupełnie innego chodzi Ci po głowie w związku ze stroną?

Staram się nie wybiegać za bardzo w przyszłość, aby nie nastawiać się na rzeczy, które mogą nie nadejść. Skupiam się na tym co jest tu i teraz, ale z pewnością najbardziej zależałoby mi, aby KOREAN NEWS PL, przede wszystkim, dalej istniało, rozwijało się i pozyskiwało nowych odbiorców. Chciałabym, aby liczba pojawiających się informacji uległa jeszcze większemu wzrostowi, by konto mogło stać się prawdziwą skarbnicą wiedzy dla każdej zainteresowanej osoby i poruszało różne tematyki związane z przemysłem koreańskim.


Dziękuję za odpowiedzi!

Dziękuje bardzo za propozycje, było mi bardzo miło móc udzielić takiego wywiadu!



środa, 6 lipca 2022

Nieznane poziomy nudy - Zmora wilka

 Hello!

Zamiast - jak rozsądny człowiek - nie włączać czegoś, o czym przeczytałam, że nie jest dobre, wręcz słyszałam, że jest bardzo słabe - postanowiłam obejrzeć Zmorę wilka. I jest to dokładnie tak słabe, jak wszyscy pisali. 

Zmora wilka - plakat

 Vesemir ucieka od biedy i zostaje wiedźminem zawodowo zabijającym potwory. Jednak gdy na jego drodze staje nowe zagrożenie, musi stawić czoła demonom przeszłości.

Pomijam cały wątek, czy jest to zgodne z książkową linią czasu i kanonicznymi wydarzeniami - bo to najmniejszy problem tej animacji. Największy - słaba animacja. Słabe dialogi. Nuda. Wszystko można podsumować brzydkie, sztywne i sztuczne. Twarze postaci są niesamowicie wręcz płaskie i są w stanie zaprezentować dwie emocje na krzyż. Projekty postaci i animacja są żenująco proste. Ba, animacja wygląda momentami - i to ważnymi momentami - jakby zabrakło na nią budżetu. 

Narysowana krew nawet w hektolitrowych ilościach nie sprawi, że historia będzie interesująca i ekscytująca. A Zmora wilka osiąga jakieś prawie nieznane mi wcześniej poziomy nudy. Wzbudza zero zaangażowania. Ani w postaci, ani w historię - w nic. Mam wrażenie, że nikt nawet się nie starał, aby jakieś bardziej filozoficzne wątki wybrzmiały, bo można się było skupić na złości i zemście.  

Widzowi powinno być smutno, że siedziba wiedźminów upada, ale prawda jest taka, że widz chce, aby to jak najszybciej się skończyło, bo ani ta walka ciekawa, ani interesująca - wiemy, co się stanie. Jest tylko niesamowicie i niepotrzebnie rozwleczona.

Rodzi się tylko jedno pytanie: po co to powstało? (I dlaczego ja publikuję ten wpis prawie rok po premierze, gdy nikt już nawet nie pamięta, że to powstało). 

Jeśli widziałyście Zmorę wilka, to koniecznie dajcie mi znać!

sobota, 2 lipca 2022

Kinowe plany 2022 #2

 Hello!

 Zostawiam Wam zaskakująco krótką listę interesujących filmów w drugiej połowie roku. 

Plataty filmów Thor Miłość i grom, Trzy tysiące lat tęsknoty, Avatar. Istota wody

Thor: Love and Thunder

Nie jestem wielką fanką Thora, a jestem jeszcze mniejszą fanką komediowego podejścia do Thora i oglądanie jego kolejnych części to trochę jak praca domowa. Poza tym nowy Doktor Strange dopiero co miał premierę! Ale nawet mimo tych zastrzeżeń i przesytu Marvela w kinach - nowego Thora oczywiście obejrzę. 

Bullet Train 

Widziałam zwiastun tego filmu przed nowym Top Gunem i bardzo mi się spodobał.  

Trzy tysiące lat tęsknoty 

Nie słyszałam wcześniej o tym filmie, zobaczyłam go, dopiero szykując tę listę. Gra w nim Tilda Swinton i Idris Elba - ona jest uczoną, on jest dżinem. Zwiastun wygląda bardzo kolorowo i odrobinę jakby to miała być komedia (ale chyba nią nie jest). W każdym razie wygląda wystarczająco intrygująco, aby znaleźć się na tej liście. 

Baby Broker

Nie wiem, czy chcę iść na ten film do kina, ale chciałam go wykorzystać, aby napisać, że z każdym rokiem (czy półroczem), gdy robię te zestawienie pojawia się coraz więcej informacji o dystrybucji koreańskich filmów w Polsce i to też jeden z takich filmów. 

Avatar: Istota wody

Bardzo nie lubię pierwszego Avatara za jego pretekstową i nieoryginalną fabułę, ale całkiem lubię na ten film patrzeć. Wiem, że oglądanie w kinach Avatara było wielkim wydarzeniem i w ogólnie cały Avatar był wielkim wydarzeniem. I chociaż wydaje się, że Istota wody nie wzbudza nawet połowy uczuć, jaką mogłaby, gdyby tak wyszła w powiedzmy 2014 roku (pierwszy Avatar to film z 2009! 2009!) to jednak mam wewnętrzne przeczucie, że jeszcze może zostać nowym fenomenem. Mam nadzieję, że pozytywnym, ale z drugiej strony ciekawe byłoby, gdyby tak okazała się klapą... 

Może jeśli uda mi się obejrzeć pierwszą część Shazama, to wybiorę się na drugą, bo też ma mieć premierę w grudniu. 

Ta lista wygląda zaskakująco ubogo. Ale nawet trudno znaleźć mi filmy, które mogłabym wciągnąć na nią trochę na siłę, bo nic szczególnego zupełnie nie rzuciło mi się w oczy. Poza Trzema tysiącami lat tęsknoty, ale ten obraz naprawdę mnie zaciekawił. Oczywiście wiele filmów, które mogą wyjść na sam koniec roku może jeszcze nie mieć dat premier. Ale wciąż jestem zaskoczona, jak niewiele udało mi się znaleźć. Może coś ominęłam. A na jakie filmy Wy czekacie?

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama!  

LOVE, M