sobota, 30 lipca 2016

Anime tag #1

Hello!
Uwaga dwutygodniowa przerwa od anime. A przynajmniej od opinii o obejrzanych tytułach. Dziś i za tydzień odpowiadam na pytania z tagu, który robiła Kamila. Odpowiedzi są dość krótkie i na temat. I ważna uwaga, ważne są one w momencie publikacji. Za tydzień, miesiąc, rok mogą być one zupełnie inne.

1. Jakie jest Twoje najukochańsze anime?
Mam wybrać jedno, a na mojej liście widnieje 5 tytułów, a w międzyczasie dołączyło do nich "Bungou Stray Dogs" i pierwsza część pierwszego sezonu "Sword Art Online". Jednak jeśli mam się zdecydować, wygrywa "Kuroshitsuji".


Zapowiedź filmu, który ma się ukazać w przyszły roku.

2. Jakie jest Twoje najgorsze anime?
Dużo łatwiejsze pytanie niż powyższe - "Diabolic Lovers". Najbardziej bezsensowne i głupie anime jakie widziałam. 

3. Co robisz najpierw: czytasz mangę czy oglądasz anime na jej podstawie?
Kolejne łatwe pytanie, bo nie czytam mang więc odpowiedź jest oczywista.

4. Jakie są Twoje ulubione gatunki?
Fantastyka, albo coś, co określane jest jako nadprzyrodzone.

5. Jakich gatunków nie lubisz?
Horrorów w każdej formie.

6. Jaka jest Twoja ulubiona bohaterka?
Tym razem niełatwe pytanie. Aby na nie odpowiedzieć musiałam, przejrzeć spis anime, które obejrzałam, dzięki czemu okazało się w że 99% głównymi bohaterami są panowie, natomiast bohaterki śmigają gdzieś po drugim planie. Ale w "Noragami" jest Hiyori, którą naprawdę lubię, a teraz awansowała na moją ulubioną bohaterkę.


7. Jaki jest Twój ulubiony bohater?
Na to pytanie odpowiedź jest dokładnie taka sama jak na pierwsze, bo bohater każdego ulubionego anime jest ulubionym bohaterem, ale wygrywa Sebastian z "Kuroshitsuji".

8. Jaka jest Twoja najgorsza bohaterka?
To łatwe - główna bohaterka "Diabolic Lovers" Yui Komori. A wyróżnienie w tej kategorii zdobywa Yuno z "Mirai Nikki".

9. Jaki jest Twój najgorszy bohater?
Wielu bohaterów, jak i bohaterek, mnie irytuje, ale zapominam o tym fakcie w momencie zakończenia oglądania anime. Ostatnio jednak szczególnie denerwujący był bohater "Shigatsu wa Kimi no Uso" Arima Kousei.

10. Jakie cechy lubisz w bohaterach?
Wystarczy jak nie jest irytujący, ale to dość szerokie pojęcie. Biorąc pod uwagę bohaterów anime, które lubię najbardziej, to dobrze gdy jest jakimś demonem, duchem, bóstwem, bądź posiada moc/wiedzę/umiejętność jakich nie ma nikt inny. Dużo łatwiej zdobyć też moją sympatię, gdy ma się czarne włosy. Ale z typowych cech charakteru  trudno powiedzieć.

Pozdrawiam, M

czwartek, 28 lipca 2016

"Herules"

Hello!
Od dawna poszukiwałam okazji, aby napisać o "Herkulesie" i znalazła się idealna - musiałam napisać notki na zapas, a dodatkowo zmotywowały mnie obchody 19 rocznicy premiery animacji. A "Herkules" jest jedną z moich ukochanych bajek. Znam większość piosenek i dialogów na pamięć. Postanowiłam więc obejrzeć go z napisami i pokazać Wam najlepsze, najzabawniejsze sceny.
Rzeczą, którą przy okazji odkryłam jest fakt, że napisy często bywały dużo uboższe i mniej śmieszne niż tekst dubbingu.




"Dolnopłuki zrobią zawrotną karierę"


 "Odyseusze, Perseusze, Tezeusze i inne śmusze"



Tu też nieco brakuje, ale scena jest bardzo znana w internetach w takiej postaci.


" - Jestem królik!
- A ja-aa jego krewny i znajomy"




Absolutnie najlepszy, najprawdziwszy tekst


Ale to tytuł książki, którą można dostać w sklepie z pamiątkami to moje ulubione słowa. 

Bonus:


Odpowiedź skąd się wzięło UFO.


Tu nie chodzi o to wygląd twarzy Herkulesa, tylko o to, że Meg nadziała się na Kupidyna.

LOVE, M



wtorek, 26 lipca 2016

Cały dzień co godzinę - urodziny

Hello!
Już jakiś czas temu przeczytałam o fotograficznym wyzwaniu polegającym na robieniu przez jeden dzień zdjęć swojej codzienności co godzinę. Jednak ponieważ ja i zdjęcia schodzimy się raczej tylko przy specjalnych okazjach, przeczytałam i zapomniałam. Do czasu, aż stwierdziłam, że przydałoby się napisać na bloga coś bardziej bieżącego - od ponad dwóch tygodni, czytacie posty przygotowane sporo wcześniej - a ponieważ miałam urodziny i odpowiednia okazja się znalazła. 
Nie spodziewajcie się fajerwerków, to raczej dość nudna relacja z dnia, w którym powinnam przestać używać mojego ulubionego kremu Under 20, ale dzielę się ciekawostkami i spostrzeżeniami wykorzystując zdjęcia jako pretekst.


9.00
Co prawda wstałam po 8, ale zanim zwlekłam się z łóżka... Chciałam koniecznie pokazać Wam moje spodnie od piżam, są uszyte z cudownego, lejącego się, miękkiego materiału, idealne na lato, jeśli nie przepadacie za krótkimi spodenkami. A kupienie zestawu typu bluzka z krótkim rękawem, a spodnie z długą nogawką przed wyjazdem, okazało się sporym wyzwaniem. Nie dość, że panie w sklepach patrzyły na mnie jak na nienormalną, że chcę latem długie spodnie, to po prostu faktycznie takich zestawień nie ma. Po poszukiwaniach znalazłam z mamą w jednym miejscu do wyboru dwie, z czego jedna biła drugą na głowę właśnie cudownymi spodniami. 


10.00
Zdążyłam zapomnieć, że jest Comic-Con, a Stany Zjednoczone mają inny czas niż my, do momentu, w którym rano spędziłam godzinę oglądając zwiastuny i czytając nowinki.


11.00
W moje łapki wpadło kilka gazet, niestety w większość po niemiecku, ale przynajmniej obrazki mogę pooglądać, a te są naprawdę ładne.


12.00
Blisko miejsca, w którym mieszkam jest park z częścią chińską. Idąc tam byłam przekonana, że to ogród japoński (ciekawe czemu) ale nie zmienia to faktu, że miejsce jest naprawdę cudowne, niewielkie, a spacer tam to czyta przyjemność. I można natknąć się na ludzi ćwiczących tai chi. Bardzo w klimacie.


13.00
Do tej godziny zdążyłam już przejść cały, wyjątkowo pusty, bo niedziela, Zeil, czyli długi deptak wzdłuż, którego ciągną się sklepy i centra handlowe, i dotrzeć do najdroższej ulicy we Frankfurcie, czyli Goethestraße, którą otwierają, gdy idzie się od strony placu Gothego, sklepy: po lewej - Louis Vuitton, a po prawej Salvatore Ferragamo. Jednak najbardziej fotogeniczna jest Prada. Obecnie w wielu kamienicach prowadzone są jakieś remonty, albo odnawiane są elewacje. Ponadto, chociaż niby to taka luksusowa ulica, wcale nie robi jakiegoś niesamowitego wrażenia. Czasami tylko przed sklepami czekają panowie w garniturach wyglądający na ochroniarzy i można się zastanawiać kto właśnie robi tam zakupy. 



14.00
Zrobiłam sobie nieco dłużą przerwę i posiedziałam pod Alte Oper - moim ulubionym i najpiękniejszym budynku całego Frankfurtu. Widać ją tuż po tym jak wyjdzie się z Goethestraße i bardzo zachęca, aby się przed nią zatrzymać, fontanną. Można usiąść i porobić ładne zdjęcia Opery i wszystkiego co dookoła.


15.00
Gdy już wstałam z fontanny skręciłam za Alte Oper w prawo i po spacerze magicznie znalazłam się przy uniwersytecie. To akurat zdjęcie tyłu budynku, gdy już opuszczałam jego teren. Do zwiedzenia kampusu zachęciło mnie to, że jest tam plac Teodora Adorno a przed wejściem do tej parkowo-ogrodowej części był wieki, zapraszający baner. Przez większość spaceru tamtędy widziałam bardzo mało osób, ale gdy zbliżyłam się do placu, nagle pojawiły się ich tam tysiące. Naprawdę. Faktycznie możliwe, że w Niemczech studenci jeszcze mają sesję. Chociaż to była niedziela.

 
16.00
Wróciłam i byłam naprawdę bardzo zmęczona, do tego zaczęła boleć mnie głowa. Nie lubię i nie mogę spać w dzień, przeważnie czuję się potem jeszcze gorzej, a w nocy nie mogę spać więc przygotowałam sobie obiad, włączyłam muzykę, sprawdziłam pogodę na najbliższe dni i odpoczywałam. Zwykle nie trzymam też nóg na biurku, ale dzięki temu opuchlizna, która pojawia się jeszcze czasami na kostce (np: po 4 godzinnym spacerze) szybciej znika.


17.00
Zakupy, co prawda, z dnia poprzedniego, ale nawet ja nie jestem w stanie zjeść tyle czekolady na raz. A kupiłam tyle na zapas ponieważ były w promocji, a to może 1/3 smaków jakie widziałam w sklepie, postanowiłam, aż tak bardzo nie szaleć i wybrałam tylko te, które wydawały się wyjątkowo ciekawe. Póki co najlepsze są akurat te, które ułożyłam na górze, ale absolutnie najpyszniejsza jest pierwsza. 


18.00
Post sam się nie opublikuje. Choć mógłby. Na szczęście napisany był już dawno temu, wystarczy przeczytać raz jeszcze i dopisać wstęp. Najwięcej zachodu jest z publikowaniem postów z wyszywankami, ponieważ od razu umieszczam je na: tumbl, pinterest, twitter i oddzielnej blogowej stornie do wyszywanek, natomiast opublikowanie gotowego, a co ważniejsze już z obrazkami (bo szukanie odpowiednich gifów i obrazków potrafi zająć trzy raz więcej czasu niż samo pisanie) to jakieś pół godzinki. 


19.00
Gdy wróciły mi nieco siły witalne zabrałam się za prasowanie. Weekendowe prace zrobiłam w piątek i sobotę specjalnie, aby mieć niedzielę wolą, ale w domu też trzeba było trochę porobić. A prasowanie jest jedną z moich ulubionych czynności - można sobie włączyć film/serial jednocześnie robiąc coś pożytecznego. 


20.00
Dwudziesta złapała mnie akurat, gdy rozmawiałam z mamą i zdawałam jej relację z tego co się u mnie dzieje. Między innymi z tego jak przerażona jestem tym co wyprawia się obecnie w Niemczech.

21.00
Kubek po przepysznym soku/lemoniadzie/czymś przepysznym z mango. Uratowało to moje kubki smakowe, ponieważ kurczak, którego zamówiłam w chińskiej knajpie, okazał się zdecydowanie za ostry na moje gusta. Miał być kokos-curry, a nic nie czułam i tylko obawiałam się, czy nie zacznę ziać ogniem. 


22.00
A nawet 22.17, bo zajęłam się zgrywaniem i układaniem zdjęć w folderach - wykorzystałam ten spacer, aby przygotować i pozbierać trochę materiałów także do innych notek - i jakoś ominęłam 22. Potem zaczęłam od razu pisać wpis, aby choć trochę mieć gotowe, bo w poniedziałek i wtorek mogę nie mieć czasu i siły, aby zrobić całość na raz. Potem kąpiel i spać. Nie jestem typem sowy, chociaż to zależy od okoliczności, ale zazwyczaj po 23 się wyłączam więc zawsze staram się wyrobić ze wszystkim do tej godziny.

LOVE, M 

niedziela, 24 lipca 2016

"Kimisama Kiss" & "Inu x Boku SS"

Hello!
Lato, przyjemne ciepełko - przynajmniej u mnie najgorsze upały już podobno minęły - aura bardzo przyjemna, weekend i ogólny dobry nastrój. W ten miły trend wpisują się anime, o których dziś piszę - lekkie, łatwe i urocze.


Kimisama Kiss (Kamisama Hajimemashita)
To anime chodziło za mną od czasu, gdy zobaczyłam jednego z bohaterów i pomyślałam, że musi on mieć coś wspólnego z kotami. Co prawda uszki, ogonki i łapki nie są niczym niespotykanym, a wręcz uważane są za urocze, a co za tym idzie - popularne, ale coś czułam, że chodzi o coś więcej. I w sumie się nie pomyliłam, bo Tomoe jest lisim, nie kocim, demonem.


Ucieczka ojca hazardzisty i wyrzucenie z domu - te dwie rzeczy przewróciły życie Nanami do góry nogami. Tego samego dnia jednak okazuje się, że dziewczyna została... bóstwem ziemskim. Licealistka postanawia zamieszkać w świątyni razem z przystojnym, lecz demonicznym sługą i dwoma duchami. Czy Nanami będzie potrafiła spełnić obowiązki bóstwa, które wcale nie są tak proste, jakby się wydawało?

Anime samo siebie już w pierwszym odcinku definiuje jako komedię romantyczną. Aż się sobie dziwię, że po takiej deklaracji od razu go nie wyłączyłam, bo raczej trzymam się z daleka od takich produkcji, ale coś kazało mi oglądać dalej. I bardzo dobrze, bo "Kimisama" to cudne, pozytywne anime. Główna bohaterka jest bardzo dobrym człowiekiem, ale jako bóstwu różnie jej to wychodzi, ale dzięki ogromnej empatii i optymizmowi nawet z najtrudniejszymi rzeczami dobrze sobie radzi. A jak sobie nie radzi, to pomaga jej Tomoe, który jest szorstki i czasami nieobliczalny, ale Nanami jest dla niego najważniejsza.



Pierwszy sezon jest nieco leszy od drugiego, bardziej emocjonalny. Ale różnica nie jest jakaś ogromna. W drugim jest to bardziej na zasadzie: "i tak wszyscy wiemy, że się kochacie więc się ogarnijcie!" i mowa głównie  o przeszłość Tomoe, której on nie pamięta, ale wie, że nic dobrego z kochania człowieka nie wynika. Ogólnie ta przeszłość była dość mglista, a była miłość Tomoe i Nanami wyglądały podejrzanie podobnie. Raczej nie było możliwości, aby główna bohaterka była dzieckiem Tomoe i Yukiji, ale kto wie.
Ja, bo, po pierwsze naczytałam się spoilerów (więc wiem jak kończy się manga), a po drugie w przyszłym miesiącu (sierpniu) wychodzi czwarty odcinek OVA, który to wyjaśnia. Ogólnie cała ta OVA wyjaśnia tę kwestię. Trzeci sezon ma być pierwszego grudnia więc się cieszę, bo anime jest urocze, a Nanami i Tomoe to ciekawie dobra para.


Inu x Boku SS
Skończyłam oglądać "Kimisama Kiss" i zajęłam się robieniem animowych statystyk, co wiązało się z przeglądaniem mnóstwa stron z różnymi tytułami. Takim sposobem wpadłam na "Inu x Boku SS". Opis mi się spodobał bardzo, stwierdziłam, że może to być coś podobnego do Kuroshitsuji.  I nawet jest, ale, co ciekawsze, bohaterem - sługą Riri, jest postać będąca dokładnym przeciwieństwem charakterologicznym bohatera z anime opisywanego powyżej, czyli Tomoe, a podobnym fizycznie - ma uszki i ogon, a nawet kilka ogonów. Obaj to zasadniczo lisie demony, a pojawienie się tych postaci w dwóch anime, sprawia, że koniecznie trzeba się temu trendowi przyjrzeć.


Dziedziczka słynnego rodu Shirakiin, Ririchiyo, posiada nadprzyrodzone moce, ponieważ jeden z jej przodków był demonem. Od dziecka żyła w izolacji, nie mając żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, otoczona szczególną opieką oraz szacunkiem. Z czasem zaczęła dystansować się od swoich rówieśników, w których zazdrość wzbudzało specjalne traktowanie Riri. Dziewczyna postanowiła uwolnić się od rodzinnych więzów i żyć samodzielnie. Jej cichym marzeniem było zostać zaakceptowaną przez innych nie ze względu na swoje pochodzenie czy też status rodziny, ale z powodu tego, jaka jest. Chciała również pokonać swoją słabość w porozumiewaniu się z ludźmi, aby móc wyrazić to, co faktycznie czuje. Od dłuższego czasu bała się, że zostanie zraniona, dlatego wyrobiła sobie cięty język i wypowiadała ostre słowa, których później żałowała.
Ririchiyo wprowadziła się do rezydencji Ayakashi. Dziewczynie przydzielono osobistego sługę, przypominającego zarówno wyglądem, jak i usposobieniem, wiernego psa, który jest jej ślepo posłuszny i w razie potrzeby gotów oddać za nią życie. Po zachodzie słońca bohaterów czekają liczne przygody, podczas których będą musieli stawić czoło czyhającym na nich niebezpieczeństwom. (shinden.pl)

 Chyba chodziło o telefon, ale to też prawda.

"Ino x Boku SS" ma 12 uroczych, całkiem zabawnych odcinków. Ririchiyo najczęściej mówi dokładnie odwrotnie niż myśli: jest niemiła, ale tak naprawdę często wdzięczna za to co proponują jej inni mieszkańcy posiadłości, którzy rozumieją jej zachowanie i nawet, z czasem, się zaprzyjaźniają. Najważniejszy jest jednak wątek Riri i Miketsukamiego. Którego zachowanie: wychwalanie, uniżoność, itd. wobec Riri są co najmniej dziwne. Ciekawostka: prawie każda postać ma swój ending, a w jego okazuje się, że jest prawdziwym prześladowcą Ririchiyo, ma cały pokój w jej zdjęciach - co w ostatnim odcinku okazuje się prawdą.


Anime skupia się na przemianie bohaterki oraz obserwowaniu rozwoju relacji jej i ochroniarza, ale postaci na drugim planie też są wyjątkowo ciekawe i bardzo szybko można je polubić. Jedna z postaci nosi maskę i jest trochę psychiczna, ale gdy się pojawia, to muzyka stanowi pewną wariację na temat "Upiora". Jest także pokojówka transwestyta, a jedna z ochroniarek jest lesbijką, a to tylko 3 ciekawsze przykłady. Dość duży przekrój charakterystycznych postaci, nawet jak na anime.
Jeśli ktoś potrzebuje lekkiego, przyjemnego tytułu, to polecam, bo jest krótkie i nie czuć kiedy mija czas oglądania, ale absolutnie nie jest to nic wybitnego, wręcz raczej oscyluje w granicach dość przeciętnego anime.

Trzymajcie się, M

środa, 20 lipca 2016

Nie tylko w kinie i teatrze XI

Hello!
Nie tylko w kinie i teatrze wraca po przerwie i podsumowaniu z nową porcją aktorskich teledysków. 

1. Kenneth Choi w jednym z moich ulubionych teledysków i piosenek One Republic - "Wherever I Go" 

  
2. Chyba nikogo nie dziwi obecność Cilliana Murphy. W pierwszym teledysku podobno, to faktycznie on, ale a) jest go mało, b) nie przypomina siebie, ale piosenka i nagranie są całkiem niesamowite - I Break Horses - "Winter Beats".


Ma upodobanie do czarno-białych teledysków, a poniżej więcej niż tylko udział w jednym z nich.  
8:58 "The Clock"


3. Saoirse Ronan i Moe Dunford w kolejnej piosence, której nie mogłam przez długi czas przestać słuchać - była idealnym tłem do nauki - ale, tak utwór jak i teledysk, ma w sobie ogromne przesłanie. Posłuchajcie i obejrzyjcie koniecznie. Hozier "Cherry Wine"



4. Sacha Baron Cohen. Trochę nowych piosenek, a trochę aktorów, z którymi coś oglądałam. On akurat wystąpił w teledysku Madonny "Music"


5. W całym cyklu najwięcej jest teledysków Taylor Swift, aż chyba przyjrzę się jej twórczości jeszcze bliżej. Dziś Lucas Till w teledysku "You belong with me". Nie widziałam go wcześniej, a po obejrzeniu, odkryłam, że jestem do tyłu, bo to jeden z wręcz kultowych teledysków. Lepiej późno niż wcale.


6. Kolejna nowość - DJ Snake "Middle" a w 'superbohaterskiej' roli - Josh Hutcherson.



7. To nie nowość - Rock Mafia "The Big Bang", a w teledysku Kevin Zegers i Miley Cyrus



8. Kolejna Madonna dzisiaj - "La Isla Bonita" i Benicio Del Toro. Obejrzałam teledysk 3 razy, ale prawda jest taka, że go nie zauważyłam, na szczęście ktoś w komentarzach napisał, że siedzi w samochodzie. Rola życia.



9. I na koniec - Andy Serkis i "Woman" Neneh Cherry.


Nie wiem jak pogoda w Polsce - oprócz tego, że Gdańsk był zalany - ale u mnie jest gorąc, upał i pustynia. Ciepło takie, że oddychać się nie da, a bez wody lepiej nie wychodzić. Do tego środki komunikach miejskiej zamieniły się w piekarniki. Jestem zmarzluchem, lubię ciepełko, ale to już przesada. 
Trzymajcie się, M

poniedziałek, 18 lipca 2016

"Tu spoczywa Julian Blackthorn. Za dużo kawy. Za mało naleśników"

Hello!
Na poniedziałek kilka najzabawniejszych cytatów z "Pani Noc" Cassandry Clare.

> " - Myślałam, że skończyły mi się flirciarskie amulety.
- To ja jestem twoim flirciarskim amuletem."

> " - Tu chodzi o mnie nie o ciebie - powiedziała do telefonu. Cristina pokazała jej kciuk uniesiony w geście aprobaty. - To ja mam dość ciebie. - Uśmiechnęła się promiennie, gdy Cristina złapała się za głowę."

> " - Przecież ja wcale nie planowałam rozstania z Cameronem. Siedziałyśmy tutaj, on zadzwonił, wyświetlił mi się na ekranie... To znaczy wyświetliła mi się lama, bo nie miałam jego fotki, więc zamiast tego wstawiłam zdjęcie lamy... I ta lama tak mnie wkurzyła, ze nie mogłam się powstrzymać.
- Zły moment, żeby być lamą.
- A na to są jakieś dobre momenty?"

> " - Nie taki jest Duch Prawa, Emmo. Zapomniałaś? "Twarde prawo, ale prawo".
- A ja myślałam, że "Wkurzające prawo, ale elastyczne"."

> " - Wcale się nie chowałem - zaoponował Ty. - Dokonywałem strategicznego odwrotu."

> " - Chyba jednak muszę - odparł Julian. - Jeśli mnie pamięć nie myli, złożyłem przysięgę, która mnie do tego zobowiązuje.
- "Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę. Cokolwiek głupiego zrobisz, i ja to zrobię"? Tak to szło?"

> " - Chcesz powiedzieć, że to kiedyś był koń?! - Emma zapomniała, że powinna szeptać. - Jeździsz na... koniocyklu?"

> " - Czytałem kiedyś, że objaśnianie żartu jest jak wiwisekcja żaby: odkrywasz wprawdzie, co i jak funkcjonuje, ale przy okazji żaba umiera."

> " - Dobrze. Złap się dźwigni panicznej.
Julian wytrzeszczył oczy.
- Czego?!
- Uchwytu nad oknem. Tutaj. - Emma wskazała ręką. - Jest od tego, żeby się trzymać, kiedy autem zarzuca na zakrętach."

> " - Słowo, które wymyśliłaś. Szekspir ciągle wymyślał nowe słowa.
Emma uśmiechnęła się do niego, dziwnie poruszona.
- No wiesz, zamorderować to raczej nie Szekspir."

> " - To ty - powiedział Kit, patrząc na niego. Niebieskie oczy napotkały szare. - To ty przyłożyłeś mi nóż do gardła.
Ty się zakłopotał. Odgarnął pasmo ciemnych włosów.
- Taka praca. To nie było nic osobistego." 

Trzymajcie się, M

sobota, 16 lipca 2016

"AnoHana" & "Charlotte"

Hello!
Pierwszy tydzień w Niemczech za mną, ale dopiero teraz zaczną się schody. Na szczęście notki na zapas napisane na miesiąc w przód, a i wieczorami mam chwilę czasu na posiedzenie przed laptopem. O ile ten chce współpracować, bo dzisiaj było ciężko. Dobrze, że przynajmniej ładowarka już dotarła. 
Nie przedłużając - przed Wami weekendowa porcja anime.


Ano Hi Mita Hana no Namae wo Bokuachi wa Mada Shiranai
O ANOHANA przeczytałam na blogu Kamili, o ile dobrze pamiętam było to pytanie z tagu na temat tego jakie anime, które ma zamiar obejrzeć w najbliższym czasie. Opis i nazwa wydały się na tyle ciekawe, że zainteresowałam się  tytułem i sama postanowiłam obejrzeć. 


W dzieciństwie Jinta spędzał dużo czasu z grupą przyjaciół, nazwaną przez nich "Super Kolesiami Niosącymi Pokój". Niestety jedna z jej członkiń - Honnma Meiko, nazywana Menmą, straciła życie w nieszczęśliwym wypadku. To właśnie jej duch postanawia odwiedzić naszego bohatera kilka lat po owym wydarzeniu, by ten spełnił jej życzenie, którego... sama nie pamięta. Niestety - chłopak jest jedynym, który potrafi dostrzec ducha Menmy, toteż spotyka się z brakiem akceptacji ze strony dawnych przyjaciół. Yadomi zdaje sobie sprawę, że nie zdoła spełnić życzenia Meiko samotnie. Tylko czy którykolwiek z "Super Kolesi Niosących Pokój" zdecyduje się mu pomóc? (shinden.pl)


Ogólnie anime wydaje się urocze i lekkie, ale takiego nagromadzenia nieszczęśliwych postaci na metr kwadratowy dawno nie widziałam. Okazuje się, że każdy ma jakąś tajemnicę związaną z Menmą. I niech nie zmyli Was opis, bo w przypadku anime takie coś jest zbyt proste, żeby było prawdziwe. Nie twierdzę przy tym, że anime jest ciężkie i poważne, ale bez wątpienia niesamowicie smutne. Chociaż jest z nim jeden problem: z jakiegoś powodu główna bohaterka pojawia się kilka lat po tym jak umarła i chociaż ukazuje się jako starsza wersja siebie, to wydaje się, że jej rozwój umysłowy zatrzymał się w tamtym momencie, co sprawia, że zachowuje się jak dziecko, jest okropnie irytująca, a do tego ma głos, który ledwo można znieść. Na szczęście pozostałe postaci są dużo ciekawsze. Anime ma 11 odcinków i jest podobne do "Shigatsu wa Kimi no Uso" i tym razem jest o dobry trop, bo za oba tytuły odpowiada to samo studio. Z tym, że AnoHana, pomimo że wcześniejsze, jest dużo lepsze.

Jest także film, który można by obejrzeć zamiast ostatniego odcinka. Nic szczególnego i dodatkowego nie wnosi, a zdecydowanie za dużo powtarza z anime.

Charlotte
Prawie jak X-Meni w "Przeszłości, która nadejdzie", a gatunkowo i ze schematu najbardziej podobne do Gulity Crown.


Główny bohater - Yu Otosaka- jest jednym z posiadaczy mocy- umiejętności rozwijającej się u niektórych ludzi w okresie dojrzewania. Chłopak wykorzystuje ją głównie do ściągania na testach, na czym zostaje przyłapany i przeniesiony do szkoły dla podobnie obdarzonych osób, gdzie dołącza do samorządu i pomaga w poszukiwaniu innych nastolatków z mocą. Jednak w wyniku kilku wypadków okazuje się, że Yu ma o wiele większą misję.  

Przez pierwsze 6-7 odcinków faktycznie obserwujemy głównie działania samorządu i "misje" w poszukiwaniu obdarzonych. Ale potem następuje tragiczny wypadek, bohater się stacza, zostaje uratowany, ale na tym nie koniec, bo  kryje się tam dość głęboka intryga. Nie chcę za bardzo spoilerować, ale skojarzenie z X-Menami powinno bardzo wiele powiedzieć. "Charlotte" bywa zaskakujące, ale efekt umyka, bo w 'elemencie zaskoczenie' twórcy COŚ za szybko wyjaśniają, tak, że można z dokładnością do minuty przewidzieć fabułę kolejnych epizodów. Co jednak ciekawe, zakończenie, podobnie jak w Gulity Crown, jest raczej słodko-gorzkie, ale całkiem udane.


Czytałam, że Charlotte było rozczarowaniem sezonu, w którym się ukazywało i potrafię zrozumieć dlaczego, ale jeśli przymknie się oko na ten końcowy wątek, rozwinięty nie wiadomo skąd i za szybko, to nie jest to złe anime, a wręcz całkiem przyjemne do oglądania, bo jak na swój gatunek i przedział wiekowy, nie jest aż tak naiwne, jak podobne tytuły.

Pozdrawiam, M

czwartek, 14 lipca 2016

1107. Nigdy nie zapominaj, że wystarczy jednen człowiek albo jedna myśl, żeby zmienić swoje życie na zawsze.

Hello!
Daję znać, że żyję, ale moja aktywność i ambicja postów w najbliższym czasie będzie pozostawiała wiele do życzenia. Na pewne sprawy nie można jednak nic poradzić.
Poza tym zostawiłam ładowarkę od laptopa w Polsce i czekam na przesyłkę.


Z "Dużego Małego Poradnika Życia" też dawno nic nie było więc nadrabiam.
1110. Zaskocz przyjaciela i zorganizuj mu przyjęcie urodzinowe. 
1121. Pamiętaj, że kiedy matka mówi ci: "Będziesz tego żałował", to pewnie tak będzie.
1138. Kiedy osoba, którą kochasz, odjeżdża samochodem, patrz za nią, dopóki nie zniknie ci z oczu.
1150. Przepisz sobie ulubiony cytat i umieść go gdzieś, gdzie będziesz go codziennie widział. 
1154. Kiedy ktoś najlepszy na świecie odwiedza twoje miasto z koncertem, wystawą lub wykładem, zdobądź bilety na jego występ. 
1157. Dawaj nadzieję. 
1176. Pamiętaj, że człowiek wdzięczny to prawie zawsze człowiek szczęśliwy. 
1183. Kiedy słyszysz syrenę karetki, pomódl się za osobę, która jest w środku. 
1203. Pamiętaj, że możesz przegapić wiele dobrych rzeczy w życiu przez niewłaściwe podejście. 

Trzymajcie się, M


wtorek, 12 lipca 2016

Prefumy

Hello!
Istnieją tylko dwa rodzaje nieirytujących reklam i są to reklamy perfum i reklamy samochodów. A najbardziej irytujące są reklamy podpasek Always.
Na pomysł posta pokazującego aktorów i aktorki w reklamach perfum wpadłam jeszcze przed ideą cyklu "Nie tylko w kinie i teatrze", czyli teledysków, ale ten drugi zaczęłam realizować jako pierwszy. Teraz powracam do pierwotnego zamysłu i oto pierwsza część.

1. Gaspard Ulliel - pierwsza inspiracja
Bleu de Chanel

Sprzed 5 lat.

I sprzed roku.

2. Charlie Hunnam - druga inspiracja.
Calvin Klein "Reveal"
Dla niej.

I dla niego.

3. Chris Pine. 
Armani Code Profumo
The Party

Armani Code
The After-Party

Ale najfajnieszja jest i tak ta:
Armani Code Ice


4. Henry Cavill 
Dunhill London


5. Gerard Butler
Boss Bottled


6. Chris Evans i Evan Rachel Wood
Gucci Gulity Pour Homme

Zwiastun reklamy:

I reklama:


7. Matthew McConaughey
Dolce&Gabbana The One Perfume



8. James Franco
Gucci by Gucci Sport


9. Orlando Bloom
Boss Orange



Trzymajcie się, M

niedziela, 10 lipca 2016

Biografia pokolorowana ("Zrywa się wiatr")

Hello!
Połączmy anime, samoloty i biografię, otrzymamy "Zrywa się wiatr". Produkcję Studia Ghibli, nieco pozmienianą (a dokładniej podkolorowaną, aby było dramatyczniej) animację o Jiro Horikoshi, japońskim inżynierze lotniczym, twórcy myśliwca "Zero". 


Obserwujemy dorastanie naszego bohatera, ale nie chodzimy z nim do szkoły. W czasie gdy jest dzieckiem, a później studentem, dużo miejsca animacja poświęca na pokazanie widzowi jego marzeń i snów, w który pojawia się postać Caproniego włoskiego konstruktora, choć nie ma potwierdzenia w źródłach, aby faktycznie był on inspiracją dla Jiro. 


Jiro od początku uważany jest za wyjątkowo zdolnego inżyniera i pokładane są w nim spore nadzieje. Pomaga przy ważnych projektach i zostaje wysłany do Niemiec, aby podejrzeć ich technologię, gdyż w Japonii budowano z drewna i płótna, natomiast w Niemczech samoloty były w pełni metalowe. Ciekawe są rozmowy bohaterów na temat postępu technologicznego: zastanawiają się czy Japonia kiedykolwiek dogodni inne kraje i czy sama może kiedyś stanie się potęgą. Akcja animacji toczy się na początku XX wieku i gdy widzi się, chociaż narysowane, Tokio, to trudno uwierzyć, że jest to, to samo miasto, które znamy dziś. Obecnie wiemy także, że to Japonię teraz wszyscy gonią. 


Ważnym elementem wszystkich filmów Ghibli jest pacyfizm i oczywiście Jiro, także jest takowym, chociaż projektuje myśliwce. A chciał tylko projektować samoloty. Do samej wojny nie ma zbyt wielu nawiązań, chociaż, jak pisałam wyżej pojawiają się Niemcy, także w kontekście rządów Hitlera i tego, że z jego powodu kolejna wojna jest wielce prawdopodobna. Sam Jiro jednak nie do końca wie z kim i dlaczego sama Japonia miałaby walczyć.

Cały film dąży do momentu skonstruowania i pierwszego lotu Zero. Pokazane jest ile pracy i wyrzeczeń to kosztuje. I chociaż wiemy, że praca w lotnictwie to marzenie naszego bohatera, to nie jest animacja typu: spełniaj marzenia!, sztucznie motywująca. Nic takiego tam nie ma, chociaż NN odwiedza Jiro w snach nawet, gdy ten jest dorosły. Po prostu: ucz się i pracuj, trochę talentu też się przyda, ale być może spełnianie marzeń jest łatwiejsze niż się wydaje. 


Najpierw w tle, a później na pierwszym planie rozgrywa się także wątek miłosny. (Dalej pojawiają się spoilery) Byłam wobec niego nieco podejrzliwa, gdyż gdzieś wcześniej natknęłam się na informację, że "Zrywa się wiatr" jest smutne. Początek znajomości Jiro i Naoko jest bardzo uroczy i romantyczny, ale niestety bohaterowie tracą kontakt na wiele lat, aż Jiro przypadkiem zamieszkuje w hotelu należącym do jej ojca i znajomość odżywa i rozwija się, aż do oświadczyn. I w tym momencie pada magiczne słowo, mogące być synonimem melodramatu - gruźlica. I już wiem, czemu pisano, że film jest smutny. Bohaterka raczej nie dożyje do jego końca. Ale, i ona, i Jiro, są zaskakująco świadomi, że nie mają wiele czasu i chociaż Naoko wyjeżdża do sanatorium, postanawia wrócić do Jiro i para pobiera się. Ich relacja jest o tyle ciekawa, że pomimo gruźlicy i tego, że oboje zdają sobie sprawę, że ona nie wyzdrowieje, nie jest sztucznie patetyczna, ale jest to prawdziwe obustronne oddanie, a także ogromna wyrozumiałość ze strony Naoko. Oczywiście jest nieco wyidelizowana, ale może być, głównie dlatego, że jest to jeden z podkolorowanych elementów i z tego co doczytałam Jiro dochował się piątki dzieci, a jego żona nigdy nie miała gruźlicy.

Oczywiście po obejrzeniu czytałam co nieco na temat tej produkcji. Okazuje się, że wywołała ona spore kontrowersje zarówno tym, że dodaje wiele od siebie i przeinacza biografię (oprócz wątku z żoną, w anime pokazane jest, że bohater ma młodszą siostrę, a w rzeczywistości miał starszego brata) jak i samym przedstawieniem historii. Nie dziwię się pierwszym zarzutom, jestem w stanie doskonale je zrozumieć, bo gdybym nie doczytała, żyłabym w przekonaniu, iż prawdziwie romantyczny wątek gruźlicy wydarzył się naprawdę. A nie wszyscy widzowie są tacy dociekliwi. Sami Japończycy podobno także byli wściekli na takie przekłamania, ale film okazał się hitem. Natomiast sprawy związane z samym rodzajem historii - że prawdziwa, a nie fantastyczna, przez co niepasująca do charakterystyki filmów Studia Ghibli - to rozdmuchana sprawa, ponieważ fantastyczna i niesamowita strona animacji ujawnia się w snach, marzeniach i wyobrażeniach bohatera. 

Pozdrawiam, M



piątek, 8 lipca 2016

Chcieje na 20 urodziny

Hello!
Gdy czytacie tego posta, ja jestem w drodze do Frankfurtu, w którym będę do 22 sierpnia i stamtąd będę do Was pisała. A ponieważ zbliżają się moje urodziny, postanowiłam napisać listę czegoś, co można zakwalifikować pomiędzy poważnymi marzeniami a zachciankami kobiety w ciąży. Albo prościej: w miarę uniwersalną listę prezentów do wykorzystania także w przyszłości.



1. Nie czytam mang, ale z pewnych oczywistych względów (a jeśli nie oczywistych to zajrzyjcie tu) marzy mi się ustawiona pięknie na półce manga "Kuroshitsuji".

2. Bardzo chciałabym kiedyś udzielić wywiadu. Prawie tak bardzo jak kiedyś jakiś przeprowadzić.

3. W związku z miłością do musicalu "Hamilton" chciałabym książkę "Hamilton: The Revolution". A jeszcze bardziej go zobaczyć, chociaż oryginalna obsada się wykrusza.

4. Chcę też "Harry Potter and Cursed Child". Podobnie książkę jak i zobaczyć.

5. Funko Pop. Jak nie dostanę jakiejś, to nie kupię, bo nie będę się potrafiła zdecydować, będę chciała kupić kilka, a stąd już prosta droga do bankructwa.

6. Chcę też jakieś piękne wydanie sonetów Szekspira.

7. Chcę, aby wszyscy zawsze pamiętali o przywożeniu mi pocztówek.

8. Chcę na wycieczkę do Nowej Zelandii i Japonii.

9. Bransoletkę. Wcale nie ma związku z "Upiorem w Operze"


10. Piżamę. Wcale nie dlatego, że nazywa się Blair.


11. Bluzkę. Ah, Elżbieta.
12. I żeby włosy układały mi się tak jak postaciom z anime.
Ale już raz się nadziałam na takie myślenie. Jeśli sądzicie, że ścięcie włosów i pomalowanie ich na czarno, bo naoglądaliście się za dużo anime to dobry pomysł, to ja Wam mówię - to nie jest dobra argumentacja.

13. Wydania DVD wszystkich musicali świata.

14. Empire State Building. Wejść, zobaczyć i to także, wcale nie ma nic wspólnego z Gossip Girl.

15. Iść do teatru w Londynie.

16. Lot szybowcem.

17. I balonem.

18. I rękawiczki - prawie jak Adama z "Tylko kochankowie przeżyją".

19. Przeżyć Halloween w USA

20. Żeby buty nie obcierał. I kupić takie nad kolana i żeby dobrze wyglądały.

LOVE, M