sobota, 29 lutego 2020

Przygody Ambrose'a - Chilling Adventures of Sabrina 3

Hello!
Nie byłam wielką fanką dwóch pierwszych sezonów Sabriny. Pierwszy podobał mi się średnio, drugi trochę bardziej, ale trzeci też nie jest szczególnie specjalny.

Sabrina, Zelda, Hilda

Zastanawiam się, czy w tym sezonie serialowym (o tobie mówię Doctorze Who) wszyscy twórcy mają problem z towarzyszami/przyjaciółmi głównych bohaterów. W Sabrinie to już nie tylko pomysł, aby Harvey i Roz byli razem (to jest chyba najgorsze, co się temu serialowi przytrafiło), ale fakt, że Roz, Harvey i Theo oraz jego nowy kolega przez większość czasu mają swoje przygody, które tak naprawdę tylko pośrednio związane są z Sabriną, a bardziej z tym, że oni mają zdolności pakowania się w kłopoty.  Sabrina ma za mało roboty w piekle i jeszcze musi przejmować się tym, co oni robią. A Roz i cheerleaderki to jeszcze gorsze niż Roz i Harvey. Po co? Dlaczego? Pomimo teledyskowego zwiastuna sugerującego, że seria będzie miała do siebie dystans - tak nie jest, serial traktuje się poważnie, wręcz dramatycznie poważnie. A z cheerleaderek pozostaje tylko zażenowanie. 

Chilling Adventures of Sabrina 3

Poza tym przez calusieńki sezon wszyscy wmawiają Sabrinie, że ona tak bardzo lubi moc, być silna, mieć władzę. Och, nie. Naprawdę, jako widzowie nie mamy podstaw, aby tak sądzić, a powiedziałabym nawet, że Sabrinie w tym sezonie podejmowanie różnych decyzji przychodzi nieco trudniej niż w sezonach poprzednich. Nie żeby jej to dodawało charakteru, bo podobnie jak w sezonie pierwszym dosłownie miała dokładną listę rzeczy do zrobienia, ale nie można jej zarzucić, żeby jakoś upajała się mocą.

Ambrose, Prudence

Jednym z wielkich kłopotów z którym bohaterowie mierzą się w tym sezonie jest to, że czarownice i czarownicy z Greendale słabną i praktycznie nie mają mocy. Innym wielkim kłopotem jest to, że do miasta zawitali poganie, którzy mają zamiar zabić wszystkie czarownice, a ich krwi użyć do użyźnienia swojego bożka. Dodajmy do tego osobiste kłopoty Sabriny i ludzi w jej otoczeniu - biedny Nick, którego w pewnych momentach widzowi autentycznie szkoda, a w kolejnych nie można nic poradzić tylko śmiać się z tego, jak chłopak postanawia sobie radzić (albo raczej jak twórcy każą mu sobie radzić, chyba myśląc, że możne spodobać się to widzom) - oraz kłopoty Sabriny związane z jej piekielnym statusem, wątki przyjaciół Sabriny - zarówno wszystkich razem, jak i w parach oraz osobne zadanie Ambrose'a i Prudence - teoretycznie w serialu dzieje się bardzo dużo, ale oglądając ani trochę się tego nie czuje.

Żeby nie było tak negatywnie to uwielbiam wątek Ambrose'a i Prudence, jak dla mnie mogliby dostać osoby serial, tylko po to, aby ścigać ojca Blackwooda po całym świecie. A później razem zajmować się konsekwencjami tego, co narobił.

Mambo Marie LeFleur

Podsumowując, jako serial, który służył mi w przerwach od nauki, aby odciągnąć umysł od zastanawiania się, co językoznawstwo zawdzięcza młodogramatykom, co o języku sądzili filozofowie w oświeceniu czy jakie są zależności pomiędzy lingwistyką kulturową a kognitywizmem, sprawdził się całkiem nieźle. Ale dwa ostatnie odcinki obejrzałam już nieco bardziej świadomie i jeśli mogę Wam coś doradzić, to ich nie oglądajcie - unikniecie zawodu, bo finał sezonu jest po prostu słaby. Jeszcze przedostatni odcinek daje radę, ale wyjaśnienie, rozwiązanie i to, jak poradzono sobie z poganami... Nie wiem, być może planowano zrobić z tego dwie części, ale okazało się, że trzeba to będzie zamknąć w jednym epizodzie. Nie mam pojęcia, co się tam zadziało, ale coś złego. 

Wszystko wskazuje na to, że czwarty sezon powstanie. A ja go obejrzę, bo zapewne Ambrose odegra w nim ważną rolę, ale to jedyny powód, aby śledzić te serial.

Pozdrawiam, M

środa, 26 lutego 2020

Strategia słonia i dżdżownicy - Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?

Hello!
Książka Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? jest, powiedziałabym, lekko kultowa na moim kierunku studiów. Przewijała się przez różne zajęcia, niektórzy prowadzący nam ją polecali, ale który student ma czas czytać takie dodatkowe lektury. Zmotywować wszystkich postanowił prowadzący zajęcia ze sztuki interpretacji.


Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? Pierre Bayard
 

Tytuł: Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?

Autor: Pierre Bayard

Tłumacz: Magdalena Kowalska

Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy


Nie spodziewałam się po tej książce niesamowicie błyskotliwych porad i spostrzeżeń. Bo wiecie studenci polonistyki nie mają czasu, nie tylko na czytanie dodatkowych książek, ale także na czytanie książek obowiązkowych. Oczywiście uogólniam, plus przez dwa lata studiowałam dwa kierunki, więc miałam niezłą wymówkę, ale nie da się ukryć, że ludzie pracują czy robią jakieś dodatkowe rzeczy poza studiami. Przy czym jeśli nie lubicie czytać to nie idźcie na polonistykę, bo to oczywiste, że trzeba czytać. Można za to przyjść na te studia, nie lubiąc wierszy, gdyby to kogoś pocieszało. W każdym razie chciałam napisać, że wśród samych studentów filologii polskiej nie ma dużego tabu nieczytania. Ale to też nie tak, że się nieczytaniem chwalimy; a druga sprawa jest taka, że czasami istotniejsze jest przeczytanie opracowania danej lektury niż samej lektury.

I dla studentów polonistyki ta książka jest całkiem niezła, ale ktoś, kto pomyślał lub spodziewał się, że jest to modny poradnik na pewno się rozczarował. Ta książka ma zaskakująco wysoki próg wejścia i jak na coś o nie-czytaniu, bardzo często odwołuje się do poważnych literackich nazwisk i ich podejścia do nieczytania. Oczywiście może nie mieć znaczenia, kto wygłasza pewne sądy i stanowiska, ale mam wrażenie, że autor trochę gra z czytelnikiem i pokazuje że on to pewne rzeczy wie. A skąd - musiał je przeczytać, skoro cytuje naprawdę długie fragmenty niektórych wypowiedzi. Gdybym miała to skrótowo podsumować - to jest to książka dla tych 37% czytających Polaków. 

Nie wydaje mi się, aby kogoś trzeba było przekonywać, że można znać książkę bez czytania jej.
Tak samo jak można znać film bez oglądania i tak dalej. Istnieje coś takiego jak kulturowa osmoza - samorzutnie dowiadujemy się o treści książek, ich znaczeniu, a poza tym większość ludzi skończyła przynajmniej szkołę podstawową i jeśli nawet nie czytała lektur, ale była na lekcjach, to będzie miała jakieś pojęcie o książkach.

Im dłużej czytałam tę książkę, tym mniej ciekawa mi się wydawała, a robiła coraz bardziej banalna. A potem męcząca, na przykład gdy autor postanawia opisać film Dzień Świstaka. Z czasem książka robi się teraz coraz prostsza - poleciłabym przeczytanie pierwszego rozdziału na sam koniec. I wtedy Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? robi się idealną lekturą dla licealistów. Chociaż istnieje szansa, że w pewnym momencie lektura ich zanudzi. W pewnym momencie ta książka robi się wręcz nieznośnie powtarzalna. Niestety traci z każdym rozdziałem. I jak wspominałam autor lubi cytować, co samo w sobie nie jest złe, ale znajduje się w niej na przykład dokładne omówienie Imienia Róży i paru inny książek - więc jeśli nie chcecie niechcący poznać fabuł i zakończeń, powinniście uważać.

Pozdrawiam, M


sobota, 22 lutego 2020

20 na 2020

Hello!
Jestem pewna, że podobny do dzisiejszego wpisu tekst na blogu gdzieś jest. Ale przeszukałam bloga i odnalazłam go w 2016 roku. To dawno, a jednocześnie - zaskakująco niewiele się od tego czasu zmieniło. To znaczy wycięłabym z tamtego wpisu dwa punkty, ale pozostałe mogłabym tu spokojnie przepisać i w sumie to robię. Poza tym część informacji, które tu zebrałam pojawiały się już na blogu, ale były dość porozrzucane. A blogowi ostatnio przybyło czytelników, a ja ostatni raz uzupełniałam informacje o sobie na początku 2018, więc postanowiłam zrobić małą aktualizację. Zawartość zakładki O mnie została nieco uaktualniona, a tutaj zbieram ciekawostki - większość jest o mnie, ale kilka jest także związanych z prowadzeniem bloga.

Ostatnio był bardziej światowy Dzień Kota, a dziś jest Dzień Kota w Japonii, więc kot bardzo w temacie.

1. Lubię śpiewać. W gimnazjum i liceum śpiewałam w szkolnym chórze. W podstawówce trochę też, ale prawie nic z tego czasu nie pamiętam. Mam wysoki głos, miałam jeden z najwyższych wśród koleżanek z rocznika. Dzięki chórowi pamiętam też dość dużo tekstów piosenek śpiewanych na 11 listopada, a moje ulubione to "O mój rozmarynie" i "Białe róże".

2. Nie wyglądam na swój wiek i lubią mi o tym przypominać przypadkowe osoby. Czasami mnie to denerwuje ("Skończyłaś studia? Chyba przedszkole!"), znacznie częściej bawi ("Pani wygląda jak dziewczynka, a pani to dorosła kobieta").

3. Jestem duuużo mniej poważna niż ludziom się wydaje. A wiem, że ludzie sądzą, że jestem bardzo.

4. Byłam wielką fanką wszelkich filmów typu Step up (teraz się chyba już takich filmów nie robi) i ogólnie bardzo lubię oglądać tańczących ludzi.

5. Jakiś czas temu odkryłam określenie "społecznie niezręczny" i nigdy nie czułam, że jakieś dwa słowa mogą opisać mnie lepiej.

6. Zawsze myślałam, że bardziej lubię literaturę i bardzo żałowałam, że nie można studiować tylko literatury (w sumie cały czas żałuję, bo chciałabym, aby istniały takie studia o literaturze i kulturze różnych krajów, ale bez nauki języka), ale po semestrze dwóch wykładów z językoznawstwa czuję, że i je całkiem lubię. Chociaż z drugiej strony teoria literatury też jest bardzo spoko.

7. Przez około 3-4 lata prawie regularnie malowałam włosy na ciemnobrązowy. Do czasu, aż w wakacje przed pierwszym rokiem studiów z jakiegoś nieznanego mi powodu moje włosy po farbowaniu nie wyszły czarne. I nie chciały się zmyć (korzystałam nie z takiej normalnej farby, tylko takiej, która się spłukuje i zawsze z tej samej). Mój normalny kolor włosów powrócił po około dwóch latach.

8. Czasami, gdy czytam/oglądam coś po angielsku (bądź oglądam z angielskimi napisami) i chcę o tym opowiedzieć/streścić mam problem, aby zrobić to po polsku. Te teksty funkcjonują dla mnie po angielsku i dla siebie nie mam potrzeby ich tłumaczyć.

9. Mam trzy kolczyki w lewym uchu i dwa w prawym. Mogłabym więcej, ale przebijanie wyższych partii uszu trochę mnie przeraża. Plus, w lewym miałam kiedyś 4, ale trzecia nie goiła się zbyt dobrze i musiałam wyjąć kolczyk.

10.Chciałam napisać, że łatwo się wzruszam (i jest to częściowo prawda), ale prawdą jest bardziej to, że bardzo szybko zaczynam płakać. I muszę to trochę wyjaśnić: czasami mam wrażenie, że łzy lecące mi z oczu to nie jest efekt tego, że jestem w danym momencie niesamowicie czymś poruszona, a jest to fizjologiczna reakcja na pewne tematy/obrazy/piosenki (ostatnio ne mogłam przez jakiś czas słuchać Reflection z Mulan), które też się z czasem zmieniają i raz działają, potem przestają. Coś jak kichnięcie.

PS Ten punkt działa na praktycznie wszystko - oprócz Króla Lwa. O tym, że Król Lew jest niezwykle wzruszający i wszyscy na nim płaczą dowiedziałam się gdzieś pod koniec gimnazjum z internetu.

11. Bardzo łatwo można mnie przestraszyć. Jedzie pociąg i używa sygnałów? Zawał. Ktoś wejdzie nagle do mojego pokoju? Zawał. I tak dalej. Wypróbowuję zabawkę, która po ściśnięciu powinna wydać z siebie głos, ale robi to dopiero przy 3 próbie? Oczywiście. Cieszę się, że jej nie wypuściłam z rąk, ale moja mama i jakiś pan, który stał obok, mieli ze mnie niezły ubaw.

12. Nie mogę mieć długich paznokci. Przy czym granicą jest opuszek palca. Jeśli są tylko nie przyuważę, że odrosły za bardzo, to moje dłonie wyglądają jakby podrapał je kot. Nie wiem, jak to się dzieje, ale moje paznokcie są dla mnie bardzo niebezpieczne.

13. Nie mogę jeść ostrego jedzenia. Mam wrażenie, że robię sobie krzywdę i taka ostrość nie może być zdrowa.

14. Moje ulubione programy telewizyjne to Katastrofa w przestworzach (względnie podobne programy oraz programy o lotniskach/samolotach) oraz Jeden z dziesięciu. Nie ma lepszego uczucia na świecie, gdy ty znasz odpowiedź na pytanie, a uczestnik nie.

15. Czasami zastanawiam się, czy dałoby się przenieść niektóre elementy stylistyki prowadzenia kanału na YT na bloga. Oraz niektóre formaty odcinków, które są tam popularne na formę pisaną.

16. Zostałam zablokowana na Twitterze przez polski fandom (G)I-DLE. Oznaczyłam tę stronę, gdy dodawałam na tłita któryś wpis wannowy (w którym przyznaję napisałam, że wanna w teledysku Seniorita jest tak samo nudna jak sama piosenka) i później odkryłam, że jestem zablokowana. Bawi mnie to niesamowicie. A z drugiej strony jedyną stroną, która jakoś zareagowała na oznaczenie, była strona MAMAMOO Poland <3

17. Hello! na blogu wzięło się z Doctora Who, a dokładniej wzięło się od Dziesiątego Doctora. Za genezą zakończeń wpisów nie kryje się nic nadzwyczajnego, ale po tym czy wpis kończy się LOVE, czy Trzymajcie się/Pozdrawiam można poznać, jak bardzo to o czym pisałam mi się podobało. A przynajmniej działa to tak w większości wypadków.

18. Czasami mogę oglądać serial Doctor House (i wszelkie inne medyczne seriale/filmy/kanały na YT), ale czasami (częściej) wpadam przez nie w hipochondrię. Kiedyś, gdy oglądałam odcinek Polimatów o cukrzycy dostałam czegoś na kształt ataku paniki i bardzo długo nie mogłam się uspokoić. Od tamtego czasu nie oglądam Polimatów nawet jeśli temat odcinka dotyczy czegoś zupełnie innego.

19. Mam jednoosobowego Netflixa.
Gdy kiedyś powiedziałam to głośno na seminarium, gdy o tym rozmawialiśmy, wszyscy popatrzyli się na mnie bardzo dziwnie. 

20.Słucham mniej muzyki, niż mogłoby się wydawać.

I to byłoby na tyle. Jeśli macie jakieś pytania (bardziej szczegółowe, bardziej ogólne, jakiekolwiek - chciałabym przygotować podobny wpis, ale bardziej konkretny) albo coś zainteresowało Was szczególnie - koniecznie dajcie mi znać. Plus jeśli macie jakieś pytania albo lepiej założenia na temat mojego kierunku studiów, czyli filologii polskiej, to także koniecznie dajcie mi znać, bo chciałabym być może rozwiać trochę mitów, czy napisać, na co się nastawić idąc na takie studia. 

LOVE, M

środa, 19 lutego 2020

Śmieszno, choć straszno - The Haunting of Villa Diodati

Hello!
Ten epizod jest najmniej rozczarowujący ze wszystkich odcinków z obecnej serii, ale gdy nie oczekuje się niczego, nawet coś przeciętnego wypada bardzo dobrze. I trudno o tym napisać coś więcej. Może oprócz tego, że pomimo sporej liczby bohaterów jednego odcinka i trójki towarzyszy jakoś nie czuło się, aby postaci było za dużo i żeby robiły coś na siłę, nawet to, co robili towarzysze w tym odcinku miało jakiś sens. A więc da się napisać bohaterów tak, aby nie byli irytujący.

The Haunting of Villa Diodati

Przy czym w tym sezonie, mam wrażenie, mamy tylko dwa typy odcinków - te, które próbują być edukacyjne i im nie wychodzi oraz te, w których Doctor próbuje mieć wielkie przemówienia jak jej poprzednicy, ale jej nie wychodzi. The Haunting of Villa Diodati to ten drugi przypadek. 

Doctor Who
Kadry pochodzą oczywiście z oficjalnego Facebooka Doctora Who.

Chciałabym napisać, że wyższość tego odcinka nad pozostałymi wynika z tego, że dzieje się w przeszłości (na początku XIX wieku), a wśród bohaterów mamy Byrona i Mary Shelley (dowiadujemy się skąd wzięła inspirację dla potwora Frankensteina) i odcinek próbuje wykorzystać ich zamiłowanie do historii o duchach, ale wyższość tego odcina nad na przykład odcinkiem z Teslą wynika po prostu z tego, że nikt nikogo nie musiał informować, kim są bohaterowie. Więc mogliśmy dostać po prostu jakąś fabułę, w której działy się podejrzane rzeczy, które Doctor mogła wyjaśnić i którymi ona i pozostali bohaterowie mogli być zaskoczeni - dość standardowo.

Podsumowując, ten odcinek to maleńkie światełko w tunelu, że być może przynajmniej zakończenie tej serii Doctora Who nie będzie bardzo złe. 

Trzymajcie się, M

sobota, 15 lutego 2020

Pierwsze wrażenia - sezon zimowy 2020

Hello!
Pisanie pierwszych wrażeń w połowie sezonu może nie być najbardziej doniosłym pomysłem, ale lepiej późno niż wcale, a dla mnie niestety najczęściej te kilka pierwszych odcinków to wszystko, co udaje mi się obejrzeć z danego anime, a zależy mi, aby przynajmniej mniej więcej być na bieżąco i wiedzieć, co się w świecie anime dzieje.

Pet anime

Pet

Gdyby ktoś się zastanawiał, czy wykonawca piosenki z openingu to wystarczający powód, aby sprawdzić anime (chociaż się o nim wcześniej nic nie słyszało) to jest to wystarczający powód pod warunkiem, że wykonawcą tegoż openingu jest TK from Ling tosite sigure. Co do samej sekwencji opneningowej - jest nieco straszna i psychodeliczna. I pasuje do anime, bo też jest dziwne i pogmatwane i po pierwszym odcinku bolała mnie głowa. Po drugim też, ale sporo rzeczy się w nim wyjaśniło i byłam mega zaintrygowana kolejnymi.

Są takie anime, że się wie, że powinno być w nich to coś więcej coś specjalnego, ale zupełnie się tego nie czuje. W Pet się czuje i to bardzo mocno i ze wszystkich trzech pierwszy odcinków to anime ma je najlepsze i najbardziej zachęcające do oglądania kolejnych.

Hiroki Tsukasa

Tsukasa, aby podróżować w umysły zamienia się w wodę, a Hiroki jest złotą rybką. 


A gdyby ktoś się zastanawiał kto podkłada głos naszym głównym bohaterom to złotej rybce Hirokiemu - Keisuke Ueda, dla którego jest to chyba dosłownie 3 rola, a mi się już jego głos bardzo podoba więc mam nadzieję, że będzie więcej pracował, a Tsukasie - Kishou Taniyama, czyli na przykład Chuuya z Bungous Stray Dogs.

Darwin's Game


Anime z typu zabij albo zostań zabitym. Główny bohater oczywiście nie ma pojęcia w co się wpakował i zrobił to przez przypadek, ale od bohatera, który ginie w pierwszym odcinku (który trwa 50 minut) dowiadujemy się, że ma zadatki na superpostać w tej grze. Nasz główny bohater oczywiście nie chce brać udziału w grze i chce się z niej wypisać. Brzmi jak całe mnóstwo anime, które już się ukazały i nie wyróżnia się niczym szczególnym. Chyba że niezbyt pozytywnie - Darwin's Game ma nie za ładną kreskę. Można się do niej przyzwyczaić, ale przyjemności estetycznej z oglądania tego anime raczej nikt nie zazna.

Darwin's Game


Ale swoje ponarzekałam po pierwszym odcinku, a potem trzy kolejne i tak obejrzałam. Na więcej nie mam i nie będę miała czasu, ale to anime może być ciekawsze niż się zapowiadało.


Id:INVADED

Id:INVADED Sakaido

Tak mniej więcej wyglądałam, oglądając niektóre (większość) anime, które dziś opisuję.


Mam wrażenie, że jakiś niepisany temat tego sezonu to dziwność i brutalność, przynajmniej momentami. Oraz wszystkie anime są odrobinę dziwne. To oczywiście również. Pod pewnymi względami jest podobne do pierwszego opisywanego tu anime, ale w Id:INVADED poznajemy detektywa, który rozwiązuje zagadki poprzez przenoszenie się do umysłu mordercy. Jest to jednak najniższy poziom fabularny tego anime, gdyż nasz detektyw to postać z pogmatwaną i smutną przeszłością, towarzyszy mu też cała grupa innych detektywów/analityków, którzy mają swoje problemy i przygody. Także wątki się nawarstwiają. Mam dobre przeczucia do tego anime, ale z większym zaciekawieniem włączałam kolejne odcinki Pet niż tego.


Jibaku Shounen Hanako-kun


Chwalmy tego, kto postanowił, że to anime będzie w tym sezonie, gdyż jest przepiękne! A dokładniej - jest zupełnie inne wizualnie niż wszystkie pozostałe zimowe serie, które pod względem kresek są do siebie podobne i nie wyróżniają się także wśród tysiąca innych anime. Pet ma swoje momenty piekności, Id:INVADED ma potencjał na jakieś ciekawe rozwiązania wizualne, ale Hanako-kun całe jest niesamowite.

Hanako-kun

A poza tym jest urocze i zabawne. Ale nie wiem, dla jakiej grupy wiekowej to anime jest przeznaczone. To znaczy, postaci wyglądają trochę chibi, ogólnie jest uroczo i zabawnie, ale Hanako jest szkolnym duchem biegającym z kuchennym nożem. A Nene i on zajmują się strasznymi szkolnymi legendami. Jest to też trochę anime na spostrzegawczość, a szósty odcinek jest zaskakująco smutny.

Jibaku Shounen Hanako-kun

Ponieważ moim hobby jest sprawdzanie aktorów głosowych napiszę Wam, co odkryłam - głos Hanako to także głos głównego bohatera Evangeliona (jak się dowiem, jak się odmienia imię Shinji, to dam Wam znać), a głos Nene to głos Nezuko z Kibetsu no Yaiba.

Kyoku Suiri (In/Spectre)


To anime na wstępie dostaje dodatkowe punktu za Mamoru Miyano w głównej obsadzie głosowej.  Śpiewa on również ending, który notabene słyszałam wcześniej, bo wpadłam na jego teledyski na YT - i całkiem spodobała mi się ta stylizowana piosenka.

Kyoku Suiri (In/Spectre)

A poza tym anime jest dość zabawne, całkiem urocze, nawet ładne (choć ma wielki potencjał, aby być ładniejsze i nie wiem, dlaczego jest on niewykorzystany), podsumowując - dość przeciętne. Trochę się ciągnie, bo nie ma struktury jeden odcinek - jedna historia, za to historie urywają się w połowie i bez cliffhangerów, co ma zaskakujący efekt, że wcale nie ma się aż takiej wielkiej ochoty włączyć kolejnego. A jednak się włącza. Przy czym dość powolny rozwój historii sugerował, że będzie to seria 24 odcinkowa, a jest 12. Gdyby znów szukać powiązań pomiędzy anime w tym sezonie to, to jest nieco podobne do Hanako-kun - tu bohaterowie także zajmują się nadprzyrodzonymi sprawami i rozwiązują problemy youkai.

Runway de Waratte

 

Runway de Waratte

Cała rodzina bohatera ma fioletowe włosy i ogólnie jego projekt postaci wyróżnia się najbardziej w tym sezonie.


Opis tego anime pełen pozytywnego przekazu o spełnianiu swoich marzeń i robieniu rzeczy, które wydają się niemożliwe, zupełnie mnie nie przekonywał, ale zapowiedzi tego anime pojawiały się w wielu miejscach, więc trudno było je zupełnie zignorować. I przyznaję się, trochę się wzruszyłam, oglądając pierwszy odcinek. I wiem, że powinno to być anime o głównej bohaterce, która chce zostać modelką, ale historia jej kolegi ze szkoły, który szyje, już po dwóch pierwszych odcinkach jest dużo ciekawsza niż jej. A gdybyście się zastanawiali skąd znacie jego głos - to Tanjirou z Kimetsu no Yaiba i Kaneki z Tokyo Ghoula.
Ogólnie to chyba najmilsze anime ze wszystkich, które obejrzałam i jeśli takiego potrzebujecie to jest idealne!


Wiem, że raczej nie będę miała czasu dokończyć żadnego z tych anime (sprawdziłam już mój plan zajęć na następny semestr), ale gdybym miała wybrać dwa, które chciałabym dokończyć to byłoby to Pet i Hanako-kun. A jak Wam podoba się zimowy sezon anime 2020?

LOVE, M

środa, 12 lutego 2020

Kompletnie o niczym - Doctor Who 12 - Can You Hear Me?

Hello!
Postanowiłam się nie poddawać i dalej pisać o Doctorze, ale wiem, że i dla mnie, i dla Was kolejne odcinki tego sezonu są już nie tylko męczące, ale i oglądanie ich jest smutnym doświadczeniem. 

Doctor Who 12 - Can You Hear Me?

W porównaniu z poprzednimi odcinkami ten nie jest taki zły, jest tylko kompletnie i zupełnie o niczym. Zaczyna się nawet obiecująco, bo po pierwsze, wydaje się, że towarzysze dostają wolne na jeden odcinek i Doctor dostanie solową przygodę, po drugie ta przygoda mogła być w przeszłości, co dodałoby odcinkowi kilka punktów. Były też znaki ostrzegawcze: miejsce w przeszłości, gdzie Doctor się przeniosła oraz wspominanie o kwestiach związanych ze zdrowiem psychicznym. nie żebym miała coś przeciwko takim tematom, oczywiście, że nie mam, ale patrząc po tym, jak ostatnio serial próbował edukować swoich widzów łopatą, cieszyłam się, że nie był to kolejny odcinek społecznie zaangażowany. 

Can You Hear Me?

Naprawdę szkoda, że nic z tej przeszłości nie wyszło.


Nie był to też odcinek w którym towarzysze poszli w odstawkę, niestety. Ogólnie pierwsze wrażenia i niepokoje zupełnie się nie sprawdziły. Ale teraz zastanawiam się, czy gdyby się sprawdziły, to ten odcinek może byłby bardziej jakiś. Bo jest zupełnie nijaki. Nawet nie wiem, co więcej można o nim napisać. Że Doctor chciała dobrze, ale okazała się naiwna i później musiała naprawiać coś, do czego sama się przyczyniła? Chociaż trzeba też dodać, że Graham miał w tym swój duży udział. Że nawet ten dziwny pomysł z odcinaniem palców i porywaniem bliskich towarzysz nie robił wrażenia? Że nic nie robiło wrażenia?

Doctor Who 12

Jedna rzecz podobała mi się w tym odcinku i może być to też, coś co podobało mi się najbardziej w całym sezonie. Otóż w pewnym momencie złol tego odcinka tłumaczy swoją historię i jest to przedstawione w postaci animacji. I ta animacja jest bardzo, bardzo ładna. I to mniej więcej tyle, ile można napisać o tym odcinku.

Trzymajcie się, M

sobota, 8 lutego 2020

Definiens i definiendum, czyli pierwszy semestr MSU filologii polskiej

Hello!
Sesja skończona, ferie rozpoczęte, a z reakcji na grupie wnioskuję, że plan zajęć na drugi semestr jest przerażający, bo wszyscy są delikatnie mówiąc bardzo źli. Póki co go nie sprawdzam, bo trzeba jeszcze podsumować ten semestr, który minął.


W listopadzie prowadziłam serię Daily Blogów ze szczegółowym opisem wszystkich dni spędzanych na uczelni:

Angielski


Moja relacja z angielskim w tym roku jest bardzo skomplikowana. Zacznę wyjaśnienia od tego co działo się, gdy mieliśmy pisać kolokwium. Moja grupa jest dość liczna, tak że zajmujemy prawie całą salę (a gdyby zawsze przychodzili wszyscy to byśmy się nie mieścili). Gdy mieliśmy pisać kolokwium, prowadząca chciała abyśmy się rozsiedli. Nie za bardzo było gdzie, dlatego kazała wziąć krzesła i jakieś podkładki i usiąść z boku sali. Koleżanki zwróciły uwagę, że pisanie kolokwium na kolanie to niezbyt fajna sprawa dla studenta (żeby nie napisać uwłaczająca) i że nie będziemy ściągać. Na co prowadząca podniosła głos, niemalże krzyknęła, że ma więcej doświadczenia w nauczeniu niż my żyjemy i że nie jesteśmy pierwszą grupą, która twierdzi, że nie będzie ściągała.

Jestem uczulona na podnoszących głos prowadzących. Tym bardziej, że absolutnie nie zrobiliśmy ani nie powiedzieliśmy nic, co powinno spowodować taką reakcję. Krzyknięcie na 23 (!) latków wydaje się dość niedorzeczne. Ale bardziej niedorzeczne wydaje się, że prowadząca chwaląca się ponad dwudziestoletnim stażem pracy nie mogła przygotować na kolokwium DWÓCH grup. Przecież to najprostsza i najbardziej podstawowa rzecz w układaniu sprawdzianów/kolokwiów/testów. A mogła też poprosić innego prowadzącego (albo nawet nas żebyśmy sprawdzili możliwości) o zamienienie się salami, bo musi przeprowadzić kolokwium. 

Mogłabym napisać wpis tylko o angielskim, ale mam jeszcze kilka przedmiotów do opisania.

Historia języka polskiego i jego odmian stylowych


To powtórka i zdecydowanie łatwiejsza wersja zajęć Wiedza o historii języka polskiego (czyli po prostu gramatyki historycznej) z drugiego roku licencjatu. Na wykładach, których było niewiele, bo dużo poniedziałków w tym semestrze było wolnych, omawialiśmy zagadnienia związane na przykład z periodyzacją dziejów języka polskiego, a na ćwiczeniach robiliśmy prezentacje z zadanych tematów na przykład zapożyczenia z języka niemieckiego w określonym wieku czy leksyka związana z feudalizmem i rozwojem miast.

Językoznawstwo ogólne


Wykłady obejmujące najważniejsze i najbardziej podstawowe zagadnienia językoznawstwa. Były to bardzo intensywne zajęcia, ale z tym, co sobie prowadząca zaplanowała, zmieściliśmy się w czasie idealnie (a nie zdarza się to zbyt często). A wiedza z wykładów w zupełności wystarczała, aby zaliczyć egzamin.

 

Metodologia badań językoznawczych


Dwie największe tajemnice studiów to: dlaczego językoznawstwo ogólne nie było na licencjacie oraz dlaczego metodologia badań językoznawczych i językoznawstwo ogólne to dwa osobne przedmioty. Nie będę zagłębiała się w szczegóły, ale metodologia to była bardziej historia językoznawstwa niż rozważania o metodach. Wykład był niestety męczący, bo często prowadząca nieco odbiegała od głównego tematu, co - gdy trzeba później samemu wybrać "najważniejsze zagadnienia poruszane na wykładach" z podręcznika - utrudnia naukę. 

 

Literatura polska od średniowiecza do oświecenia


Powtórka z licencjatu znów, tylko lista lektur obejmuje 4 podręczniki, z których egzamin będzie na koniec semestru letniego. Na ćwiczenia musimy czytać tylko utwory i opracowanka wybrane przez prowadzącego. Na wykładach profesor mówił o tym, co najbardziej lubi, czyli o rzeczach, które mogą uratować studenta na egzaminie. Ogólnie i wykład i ćwiczenia były prawie bezbolesne, jeśli nie liczyć tego, że wykład był na ósmą rano. 

Metodologia badań literackich


Liczyłam, że będzie to coś jak teoria literatury. W przypadku wykładu nie pomyliłam się tak bardzo, bo nawet prowadził go ten sam profesor, którego z resztą bardzo lubię więc słuchanie wykładów było dość ciekawe. Ćwiczenia same w sobie też nie były złe, prowadząca starała się naprawdę wszystko tłumaczyć, aż to zrozumieliśmy, ale nauka na ten przedmiot bardzo mnie męczyła. Nawet pomimo tego, że prowadząca podała zagadnienia. 

Chociaż muszę napisać, że niechcący dzięki temu przedmiotowi odkryłam, że nauka w grupie, ale raczej nie za dużej (nas były troje) to jest bardzo miły i zaskakująco produktywny sposób spędzania czasu. 

Semantyka leksykalna


Gdy po dwóch metodologiach i dwóch językoznawstwach (chociaż to wszystko w tylko trzech przedmiotach!) myślałam, że wystarczy strukturalizmu na ten semestr - bardzo się myliłam. Wykład zainspirował tytuł dzisiejszego wpisy, bo jeden dotyczył budowania definicji, złych i dobrych definicji oraz ogólnie ich rodzajów i podziałów. Zastanawialiśmy się co to są jednostki leksykalne (na przykład czarna owca czy nie ma bata) oraz jakie są relacje pomiędzy nimi. Ćwiczenia z tego przedmiotu to był najlepszy przykład tego, czym ćwiczenia na studiach w założeniu powinny być, czyli dokładnie ćwiczyliśmy w praktyce to, co omawialiśmy na wykładzie. Tym bardziej, że moja grupa miała ćwiczenia bezpośrednio po wykładzie. 

Sztuka interpretacji 

Jedyny przedmiot w tym semestrze na który musiałam czytać książki. Zajęcia na szczęście były co dwa tygodnie i choć raczej nie jestem wyznawczynią stwierdzenia, że lepiej nic nie powiedzieć, niż powiedzieć coś złego, tak w przypadku tych zajęć zupełnie nie chcę o nich pisać. Może tylko tyle, że nie były o wierszach i że nie nauczyłam się na nich niczego lepiej interpretować.

Warsztaty edytorskie i seminarium magisterskie - co porabiałam na tych przedmiotach napiszę po następnym semestrze.

Jeśli macie jakieś pytania, o czym chcielibyście przeczytać bardziej szczegółowo - piszcie śmiało! 

A Wy już macie wolne?
Pozdrawiam, M

czwartek, 6 lutego 2020

Stojące pod znakiem zapytania walory edukacyjne - Doctor Who 12 - Praxeus

Hello!
Dzisiejszy wpis powinien był pojawić się wczoraj, ale pojawia się dzisiaj. Zwykle przejmuję się tym bardzo, gdy notki nie są na czas, bo plan publikacji jest dla mnie bardzo ważny. Ale wczorajszo-dzisiejszym wpisem nie przejęłam się za bardzo, bo to wpis o kolejnym odcinku Doctora Who.

Doctor Who Praxeus

Nie wiem co mam robić i co mam myśleć. Nie przerwę pisania wrażeń po każdym odcinku, bo w sumie zostały trzy, zakończenie, czyli 9 i 10 odcinek to jedna historia, ale powtarzanie przy każdym jednym epizodzie tych samych zdań na ich temat jest męczące. Ten odcinek zapowiadał się na przykład ciekawie i wydawało się, że będzie miał większą skalę i jakieś większe zagrożenie, ale to wrażenie mija dosyć szybko. Żartuję, nie mija szybko, bo przez pierwsze pół godziny tego odcinka nic się nie dzieje, jest po prostu nudny i jakiś taki od linijki. Brakuje w tym odcinku tego czegoś, co sprawia, że wierzy się w historię i przejmuje losami bohaterów - Praxeus to po prostu odhaczanie kolejnych linijek scenariusza.

A ja naprawdę myślałam, że może w końcu towarzysze Doctor okażą się ciekawymi postaciami. Nie było tak, ale ze wszystkich dotychczasowych odcinków w tym irytowali mnie najmniej. Oprócz Yaz. Nie wiem, czy ona od samego początku była tak denerwująca, czy od trzech odcinków dzieje się z tą bohaterką coś niedobrego, ale nie podoba mi się sposób, w jaki ostatnio pokazywany jest jej charakter. 

Doctor Who Praxeus

Poza tym twórcy dwunastego sezonu chyba bardzo wzięli sobie do serca to, że Doctor Who ma być także serialem edukacyjnym i ten odcinek informuje nas o zagrożeniach związanych z ilością plastiku w otoczeniu. Popieram wszelkie akcje ograniczania zużycia plastiku i informowania, ile go jest w morzach oraz ile jest go tam, gdzie się zupełnie nie spodziewamy, ale koncepcji i pomysłu na ten odcinek nie kupuję. Jest nieprzekonujący. Albo inaczej - wyjaśnienie i rozwiązanie są tak rozczarowująco słabe i nierobiące żadnego wrażenia, że nawet ten nudnawy początek wydaje się przy tym tysiąc razy ciekawszy niż był naprawdę. 

Pozdrawiam, M

sobota, 1 lutego 2020

Wanna vol. 4

Hello!
Po 8 (! - kiedy to zleciało?!) miesiącach przedstawiam Wam czwartą część wpisu o wannach w teledyskach! Mam nadzieję, że kolejna ukaże się za pół roku, to dość optymalny czas, ale z drugiej strony to nie tak, że przez te 8 miesięcy nie napisałam o teledyskach nic innego. Wstęp do dzisiejszego wpisu jest i tak dość długi więc tę część już kończę.

Już w trakcie przygotowywania poprzedniej części miałam pewien problem - musiałam sprawdzać, czy teledyski, które chciałabym umieścić na liście przypadkiem nie znalazły się w vol. 1 i vol. 2. Teraz dołączył do tego jeszcze vol. 3. Zwykle dość dobrze pamiętam, czy coś widziałam, czy nie widziałam oraz sprawdzam poprzednie wpisy, ale nie mogę wykluczyć, że któreś teledyski mogły się już wcześniej pojawić, a ja tego nie zauważyłam.

Jestem niezmiernie rozczarowana, że ani w teledysku do Find You, ani w klipie do Follow nie było wanny chociaż zespół miał TAKIE zdjęcia promujące. Nie wiem, jak oni mogli mnie tak zawieść. Wypuścić takie materiały promocyjne, dwa teledyski i ani jednej wanny. Tym bardziej, że z moich obliczeń na oko wynika, że MONSTA X ma najwięcej wanien w teledyskach spośród innych zespołów.

Plus, dla jasności, mogą tu się pojawić i teledyski do japońskich i chińskich piosenek koreańskich zespołów, piosenkarzy, piosenkarek. Albo chińskich idoli będących w koreańskich zespołach, ale działających także solowo w Chinach albo chińskich zespołów i solistów i tak dalej i tym podobne. Plus dwa - pamiętajcie, że w dużej części to, co piszę nie jest na poważnie i ma być żartem raczej z powtarzalności schematów niż z zespołów.

I jeszcze jedna uwaga, bo pojawiają się od pewnego czasu takie dziwne komentarze pod teledyskowymi wpisami: tak wiem, że wszystkie te motywy występują także w teledyskach zespołów i artystów z innych krajów; nigdzie nie napisałam, że trendy ograniczone są do Korei czy Azji. Po prostu jest mi najłatwiej je wyszukiwać i opisywać na przykładach z Korei, bo jest ich najwięcej i są najmniej rozproszone.

Poprzednie części:

151. Prawie mnie ta wanna pokonała, zauważyłam, że tam jest dopiero pod koniec klipu i musiałam go oglądać jeszcze raz! Czyżby moja spostrzegawczość zaczynała mieć problemy? Raczej nie sądzę!

152. Domowa wanna nie jest zła, o ile jest. A opieranie się o nią w czasie mycia zębów wydaje się jedną z dwóch (obok mycia się oczywiście) naturalnych czynności, do których może służyć.

153. Tu mamy wannę w miejscu, gdzie odbywa się impreza. To się nie może ładnie skończyć, poza tym cały ten teledysk ma bardzo amerykański klimat i rzuca się to w oczy, jestem zaskoczona, że nie ma on jakiś ograniczeń wiekowych (znaczy niby ma 15, ale powinien mieć 19). Rzuca się też w oczy to, że kolory - szczególnie pod koniec - bardzo migają i jeśli źle znosicie zmiany świateł to nie oglądajcie.

154. Zdecydowanie smutasowa, ale niekoniecznie rozpaczliwa wanna do rozmyślania nad sensem własnego życia. Albo przynajmniej niepowodzeń w miłości. Albo i w całym życiu.

BOYFRIEND 「Jackpot」 MV


155. A tu bardziej klasyczna smutasowa wanna z mokrą białą koszulą. Ja wiem, że biały taki klasyczny kolor, ale są też koszule błękitne, różowe, fioletowe, dlaczego więc zawsze musi być biała?
PS Pewnie z tego samego powodu, dla którego miss mokrego podkoszulka ma biały podkoszulek.

156. Widziałam wiele dziwnych rzeczy, ale rysunkowej wanny, w której ktoś siedzi w okularach przeciwsłonecznych ze szkłami w kształcie serduszek, to jeszcze nie widziałam.

157. Po pierwsze wanny na pierwszym planie są nudne i powodują, że już nie mam pomysłu jak je komentować i wpisy robią się coraz mniej zabawne, więc trudna do wypatrzenia, rozmazana wanna na drugim planie jest wyzwaniem, które chcę podjąć.
Po drugie, wannę na pierwszym planie też mamy. A nawet trzy wanny. Ale zupełnie do mnie nie przemawiają. Może tyle, że na miejscu CL to bym z niej nie wychodziła, bo nie widzę sensu w marznięciu.

158. Jedyną rzeczą, którą kocham bardziej od wanny w pierwszych sekundach teledysku, jest wanna w miniaturce. A zaczynanie teledysku od smutnej wanny to zawsze dobry pomysł. Dobra robota!

159. Nagrodę najbardziej randomowej wanny otrzymuje oficjalnie IZ i teledysk Hello!
Gdy ją zobaczyłam w pierwszym momencie myślałam, że coś źle widzę (ale ja źle nie widzę, jeśli chodzi o wanny), a potem się naprawdę okazało, że wanna stoi na środku baru. Ba, leży w niej chłopak z gitarą, który jest perkusistą. Ale to nic. Widać, że wanny mają się chyba nawet lepiej niż myślałam.


160. Bardzo proszę, niech nikt mnie nie zje za to, co zaraz przeczyta: ale ten teledysk kończy się w momencie, gdy Lay wynurza się z wanny. Nie musicie go dalej oglądać, bo nie warto. Naprawdę wanna jest jego najlepszym elementem.

161. Świeczki i ogień to jakiś leitmotiv tego teledysku więc nie będziemy się czepiać zagrożenia pożarowego, a wanna jest pokazana zdecydowanie na smutno.

162. Proszę, proszę, proszę niech ktoś mi wyjaśni, jak smutnemu człowiekowi ma pomóc, wlezienie do wanny pełnej wody w ubraniu, które na dodatek najczęściej jest koszulą i eleganckimi spodniami. Dlaczego jest to uważane za smutne? A potem jeszcze z niej wychodzisz i siadasz, i marzniesz, więc będziesz nie tylko smutny, ale i chory.
Jedno jednak trzeba przyznać wanna jest bardzo ładna, wpisuje się w estetykę teledysku, który zdecydowanie ma swój koncept wizualny.

Evan Lin - Imperfect love


163. Jaki jest sens umieszczania człowieka w wannie i niepokazywanie wanny?
Miałam lekkie, leciutkie załamanie, bo wiedziałam i byłam pewna, że on siedzi w wannie, ale w pierwszym ujęciu wanny prawie nie widać. Dopiero w drugim widać kawałek. A to typowy przykład wanny w smutnym teledysku jak można jej nie pokazać!

164. Koncept tego teledysku jest taki, że główny bohater jest złotą rybką, a bohaterka postanawia w końcu go uwolnić i wypuścić do wanny. A przynajmniej tak myślałam dopóki nie zobaczyłam, że dziewczyna siedzi w wannie z kilkoma innymi rybkami...

165. Wanna w miniaturce jest czymś, co kocham. Sam klip jest dość mroczny, a i płyn, w którym zanurzona jest nasza bohaterka, ma dość nieciekawy kolor i chyba wolę nie wiedzieć, co to jest.

166. Z jakiegoś powodu bohaterka tego klipu przyjmuje kroplówkę leżąc w wannie, otoczona niebieską liną, co by dodać scenie dramatyzmu. Być może powinnam pomiąć fakt, że w kroplówce jest niebieska rybka.

167. Miałam pewne nadzieje, że BIBI potrafi się wykąpać, ale ląduje w wannie z pomarańczowymi piłeczkami. Przyznaję jednak punkty za kreatywność - później widzimy wannę wypełnioną folią bąbelkową, a następnie robiącą za substytut plaży.

168. Prosta historia: piżamowa koszula z materiału zwanego śliskim, plus wanna, plus kwiaty. Widzieliśmy to sto tysięcy razy. I pewnie zobaczymy jeszcze z milion.

169. Nie wiem, czy powinnam Was ostrzec, bo pierwsze słowa tej piosenki to "Supa Dupa Like Bomba" i powtarza się to kilkanaście razy przez cały utwór i wżerają się w mózg, czy dlatego że reszta jej słów jest po chińsku. Ważniejsze jest jednak to, że w Chinach też mają wanny, aczkolwiek nie potrafią z nich korzystać chyba jeszcze bardziej niż w Korei.



170. Niektórzy twierdzą, że wanna jest świetnym miejscem do czytania książek. Doceniam, że nie ma w niej wody.

171. Na samym końcu tego teledysku jest chyba najładniej zainscenizowana wanna jaką widziałam, ale smutne jest to, że najwyraźniej wszystko, z wanną na czele, symbolizuje samotność.

172. Kolejna wanna w miniaturce i kolejna osoba odbierająca telefon.
PS W tym teledysku jest tak biało, że prawie nic nie widać. A piosenka jest bardzo przyjemna.

173. Oto mocny kandydat do najbardziej przypadkowej wanny w teledysku (jak gdyby wszystkie takie nie były). Plus za realistyczne pokazanie, że jak ktoś siedzi mokry w wannie (aczkolwiek wody nie widzimy) bez koszulki (ale w spodniach) to będzie mu zimno!

174. Więc jest tak: członek zespołu VAV siedzi w wannie, w wodzie, ma nawet pianę (!), ale jest w ubraniach. A może ta piana to za dużo proszku do prania i on wcale nie chciał się kąpać. A poza tym w tym klipie jest najbardziej dramatyczne wstanie z wanny, jakie widziałam.

175. Gdyby istniała książka Paryżanka w wannie, to ten teledysk mógłby być jej reklamą.

176. Wanna w tym teledysku jest ważna tylko na moment, gdy bohater poszukuje weny i wanna jest miejscem, gdzie ma nadzieję ją znaleźć. A poza tym to szukający weny bohater pisze na maszynie, ma beret (albo coś co go przypomina) - ogólnie jest takim artystycznym pisarzem. W każdym razie ten klip i piosenka bardzo mi się podobają jako całokształt, warto zobaczyć.

JBJ95 SPARK


177. W wannie można robić makijaż, ale należy uważać, żeby czegoś nie upuścić do wody, bo może zafarbować. Aczkolwiek robienie makijażu do kąpieli jest intrygującym pomysłem. Sprawdzamy wodoodporność?

178. Ponieważ teledysk dzieje się w więzieniu (i ma silny vibe Orange is the new Black) w wannie są łańcuchy. Jakoś zupełnie nie zrobiło to wrażenia.

179. Gdyby tylko nie był to "teledysk za mgłą" (zupełnie się nie znam, nie wiem czy ta "mgła" wynika ze złego ustawienia kamery, czy z tego, że ktoś próbuje ukryć taniość teledysku - co ma dokładnie odwrotny skutek, czy z czegoś jeszcze innego), to może miałabym coś więcej do napisania na temat samej wanny, ale tak tylko szkoda mi, że istnieje szansa, że to może być ich ostatni teledysk. Jakoś teledysku naprawdę może dużo powiedzieć o sytuacji zespołu.

180. Plus za ciekawy kształt wanny.
Minus za to, że z jej obecności w tym klipie nic nie wynika.

181. Nie ma lepszego miejsca niż podłoga pod wanną, aby płakać! Ale podążanie za światłem jednak bym odradzała.

182. A to trochę rysunkowy teledysk, w którym jest dom, w którym jest wanna.

183. Nie potrafią się kąpać w tej Korei, ale przynajmniej nie potrafią na czarno-biało, zawsze to jakoś tak bardziej artystycznie.

 HAEUN - 비오는 날 뭐해 Rainy day


184. Piosenka ma tytuł prysznic, ale komu to przeszkadza jeśli w teledysku jest wanna.
PS To najdziwniejszy teledysk w tym zestawieniu, z ciekawości polecam obejrzeć, ale się nie przestraszcie.

185. Animowany teledysk pokazujący dzień z życia. Wanna jak najbardziej jest, ale niestety prysznic jest ważniejszy.

186. Juniel potrafi się kąpać! Gratulacje! A poza tym ma bardzo ładną wannę, spędza w niej jakąś połowę teledysku, raz jest w koszuli, raz zanurza się w czymś co mam nadzieję było wodą z mlekiem. Ogólnie dość wannocentryczny jest ten teledysk - udowadnia, że najlepsze wspomnienia w życiu pochodzą z wanny i jest też ona najlepszym miejscem, aby sobie o nich przypominać. 

187. Ten artysta chciał być sexy, ale zapuścił za długie włosy. W sensie zmiany długości jego włosów są bardzo zajmujące. Przy czym z jakiegoś powodu duża część tego teledysku ma taki renesansowy klimat (jak lubiliście wygląd klipu Blood, Sweat, Tears BTS to ten też polubicie). A wanna jest bardzo ładna, koszula jest tylko w połowie biała, więc to już jakiś postęp.

188. Odbieranie telefonu w wannie już było, ale to dopiero pierwszy raz, gdy widzę kogoś, kto próbuje zadzwonić z rączki prysznicowej - a przecież to koncept stary jak świat!

189. Niech ktoś mi wyjaśni co stoi za logiką wchodzenia do wanny w ubraniu; a to teledysk z rodzaju tych realistycznych.

190. W kosmosie też mają wanny! Chociaż zamiast się kąpać to siedzą i sterują dronami.



191. Rzadki dowód na to, że w Korei umieją korzystać z wanny. A przy okazji jak się założy słuchawki i zanurzy w wodzie to jest to skuteczny sposób, aby ukryć się przed światem.

192. Naprawdę bardzo, bardzo nie chcę zastanawiać się dlaczego woda w tej wannie była taka mętna

193. Naprawdę chciałabym wiedzieć, co DAWN składuje w tej wannie. Na potrzeby tego wpisu uznaję, że ten teledysk prezentuje wannę, która jest skarbcem.

194. Wanna stroi, jedna z członkiń zespołu też stoi, bo opiera się o stojącą wannę - ogólnie nic specjalnego. ALE ten teledysk pokazuje inny trent, o którym nie tak dawno pisałam, czyli ostatnią wieczerzę.

195. Jestem prawie pewna, że ta wanna i ten papierowy stateczek mają jakieś większe, symboliczne znacznie, nawet mam podejrzenie, że wolności, ale ogólnie klip nie robi na mnie wrażenia, a sama piosenka robi jeszcze mniejsze i nawet symboliczność wanny jako miejsca uwięzienia, nie pomaga.

196. Tu wanna zdecydowanie na smutno i poważenie.
Ale nie do końca, bo nikt poważny nie wchodzi do wanny tylko po to, aby rozmazać sobie makijaż.

197. Więc tak: ogólnie jest to wampirzy koncept i jeśli mnie zapytacie to niektórzy członkowie są tak ucharakteryzowani, że mogliby zagrać nieśmiertelne dzieci w Zmierzchu, plus śpiewają "miau, miau, miau", plus ogólnie to jest bardzo, bardzo estetyczny teledysk, ale momentami niezamierzenie zabawny. Co do wanny jest nieszczególnie zabawna, ale jeśli weźmiemy koncept wanny-skarbca to okaże się, że najcenniejszym co ma zespół Newkidd, jest jeden z jego członów przykryty złotem.


198. Ten teledysk (ale i sama piosenka) to grubsza historia, ale wanna spełnia w niej tylko taką funkcję, że towarzyszy bohaterce w smutku.

199. Kolejny animowany klip! Wanna nie ogrywa w nim wielkiej roli, ale jest!

200. Na koniec oczywiście coś specjalnego. A w tym wypadku nawet lekkie oszustwo, ale to mój blog więc mogę! W każdym razie tysiąc punktów za kreatywność - co prawda to nie wanna, ale położna lodówka, która udaje wannę. A przynajmniej ma tę samą funkcję, którą zwykle ma wanna.


LOVE, M