Na film "Wiek Adaline" czekałam odkąd dowiedziałam się, że zagra w nim Blake Lively. Gdyby nie ona pewnie nie zwróciłabym na niego uwagi. Nie miałam wobec niego jakiś szczególnych oczekiwań, dlatego nie jestem rozczarowana. A film krótko mówiąc jest mocno średni.
Po pierwsze to chyba nie jest melodramat. Albo ja trochę inaczej pojmuję definicję melodramatu. Tylko, że komedia romantyczne też to nie jest i brakuje odpowiedniego określenia gatunkowego.
Po drugie to bardzo, bardzo smutny film. Chociaż efekty byłby bardziej powalający gdyby Adaline żyła jeszcze trochę dłużej.
Po trzecie intrygowała mnie sprawa jakiemu to wypadkowi uległa bohaterka, że przestała się starzeć i naprawdę podobał mi się wyjaśnienie. Oraz fakt, że film ma taką zamkniętą fabułę, dokładniej to chyba "kolistą". Zastanawiałam się nad możliwymi zakończeniami i to, które faktycznie jest w filmie było jednym z dwóch najbardziej prawdopodobnych.
Po czwarte Blake Lively jest prześliczna. Zawsze, nawet w golfie. Poza tym po "Plotkarze" mam wrażenie, że tylko ona robi prawdziwą karierę. I dobrze, bo przyjemnie się na nią patrzy na ekranie.
Piąte. Po zobaczeniu zwiastuna najbardziej chciałam się dowiedzieć co za tajemnica stoi za postacią Harrisona Forda. I tu również, jak w sytuacji z wypadkiem, bardzo spodobało mi się wyjaśnienie. Poza tym Harrison Ford jest absolutnie fenomenalny.
Szósta sprawa. Chociaż to naprawdę bardzo, bardzo ładny film to jest odrobinę nudnawy. Ale paradoksalnie niesamowicie szybko mi minął.
Po siódme. Zdjęcia. Są fantastyczne, szczególnie na początku filmu. Ujęcia z góry, retrospekcje oraz czarno-białe kroniki filmowe. Zastanawiam się czy były to prawdziwe materiały, mam nadzieję, że tak.
Ósma, o której przypomniały mi gify (do zobaczenia na moim tumblrze). Zalotnik głównej bohaterki zamiast kwiatów, jako, że Adaline pracowała w bibliotece, podarował jej książki o kwiatowych tytułach.
Recenzja nie miała mieć takiej formuły, ale tak wyszło. Pewnie dlatego, że mam ogromny problem z tym filmem. Wydaje się być taki inny, oryginalny, ale po przemyśleniu różnych aspektów dochodzi się do wniosku, że to taka sama historia miłosna jak każda inna. Troszkę zmarnowany potencjał, ale na randkę w sam raz.
Pozdrawiam, M