środa, 30 sierpnia 2023

Dzień Bloga - 11 lat!

 Hello!

Wszystkiego najlepszego dla wszystkich blogujących, prowadzących swoje strony i profile z okazji Dnia Bloga! Obyście blogowali zawsze! Miejcie siłę i motywację, nie poddawajcie się presji, nie ulegajcie magii liczb i nie wierzcie, że blogi się kończą. Dzień Bloga przypada 31 sierpnia, ale w środę przypada data publikacji, więc wszystkiego najlepszego w wigilię święta wszystkich blogujących!

Dzień Bloga 31 sierpnia

Chociaż blogowanie w czystej postaci jest coraz rzadziej spotykane - duża część osób działa w różnym stopniu na różnych platformach czy stronach - to mam wrażenie, że posiadanie swojego miejsca (nawet jeśli na bloggerze), gdzie można w nieograniczony sposób przemieniać myśli na tekst jest niezwykłą wartością. A ja to miejsce mam już 11 lat.

Powyższy akapit może brzmieć nieco poważnie, ale prawda jest tak, że to odpowiedź (narzekanie oczywiście!) na zmianę algorytmu Instagrama - a dokładnie teraz w wyszukiwaniu hashtagów mamy najpopularniejsze posty oraz ostatnie najpopularniejsze posty zamiast po prostu ostatnich postów, co bardzo odbija się na widoczności i zasięgach postów. W skrócie znalezienie nowych postów jest niemalże niemożliwe, nie pojawiają się polubienia od osób, które cię nie obserwują, a obserwatorzy często nawet nie widzą, że coś się opublikowało. Nie raz i nie dwa pisałam, że Instagram jest moim ulubionym medium społecznościowym i jest to wciąż aktualne w aspekcie obserwowania innych osób, natomiast gdy sama coś publikuję, najczęściej mam ochotę płakać nad odzewem, jaki mają posty. Bo nie mają żadnego. Moje konto zawsze było małe, ale zazwyczaj gdy publikowałam zdjęcia książek miałam około 50 polubień. Teraz mam 10. I tak pisałam, aby się nie przejmować liczbami wcześniej - ale tu raczej chodzi o smutek nad zmianą nie w tym, co ty robisz, ale w tym, jak platforma cię sabotuje. I dlatego blogger jest lepszy. Nawet gdy ma problem z filtrowaniem spamiarskich komentarzy i gdy wrzucał komentarze wieloletnich obserwatorów do spamu (których czasami nie dało się nawet potem udostępnić). Blogowanie jest dużo stabilniejsze.

Ponarzekałam sobie zgodnie z tradycją, a teraz dziękuję wszystkim, którzy od lat (lub miesięcy, lub dni) zaglądają na bloga, komentują oraz obserwują mnie w różnych mediach społecznościowych! Zawsze z ciekawością czytam komentarze i z chęcią zaglądam na inne blogi.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

sobota, 26 sierpnia 2023

Jak zwiedzać Katedrę Cesarską Świętego Bartłomieja we Frankfurcie?

 Hello!

Pytanie z tytułu wpisu nie jest bezzasadne, gdyż gdy sama próbowałam dowiedzieć się, jak wejść na wieżę katedry, nie udało mi się łatwo znaleźć tych informacji, a gdy przyszło do zmierzenia się z samym zwiedzaniem, sprawa okazała się bardziej skomplikowana, niż można by przypuszczać. 

Po prawej katedra cesarska we Frankfurcie, po lewej miejskie wieżowce, na dole płynie rzeka

Po pierwsze, do samej katedry można wejść tak po prostu i zobaczyć wygląd kościoła. Ostrzegam, że w środku jest o wiele mniejsza, niż wydaje się z zewnątrz - a to i tak największy i najstarszy tego typu obiekt w mieście. Dodatkowo ołtarz zajmuje tak 1/3 jego długości. Jeśli ktoś widział kilka zabytkowych kościołów w Polsce, to samo wnętrze jako takie nie zrobi na nim wrażenia. Natomiast dzieła sztuki, ołtarze, rzeźby są bardzo ciekawe. W katedrze - jak sugeruje nazwa - wybierano cesarzy, więc jest w niej kilka bardzo rycerskich elementów. Wiele dzieł sztuki jest dosyć ciemnych, ale mają liczne złote zdobienia.

Dom Frankfurt

Katedra we Frankfurcie

Frankfurt am Main Dom

Katedrę trzeba jeszcze znaleźć! Bo chociaż jest duża i widać ją z daleka, to będąc na starym mieście, można ją ominąć - jest dość szczelnie zabudowana innymi obiektami. Prawdopodobnie najłatwiej zauważyć, jak do niej dotrzeć od strony rzeki.

Po drugie, gdy wejdzie się do budynku, wejście do środka kościoła skryte jest za drzwiami na wprost. Po prawej znajduje się muzeum. Ale! Biletu do niego nie można kupić u pań, które pilnują wejścia. Trzeba obejść katedrę z prawej, znaleźć kasę i kupić bilet.

Frankfurt am Main city view

Mainhattan

Powyższe zdjęcie powinno być na pocztówkach!


Frankfurt nad Menem widok miasta

Main river cityscape

Tam też kupuje się bilet na wieżę. I od razu wchodzi na górę, bo człowiek sprzedający bilety otwiera zamknięte drzwi na klatkę schodową. Bardzo, bardzo wąską. Dość stromą, okrągłą - wchodzenie jest bardzo męczące, schodzenie przyprawia o zawroty głowy! Mijanie się z kimś na tych schodach, to jest wyższa gimnastyka i moment, w którym jestem bardzo szczęśliwa, że ogólnie jestem niedużym człowiekiem. Bardzo lubię takie miejsca i tego rodzaju zwiedzanie, ale nawet dla mnie marsz na górę i na dół nie był przyjemny. Naprawdę nie polecam, jeśli macie jakieś kłopoty ze zdrowiem, równowagą albo jesteście podatni na zawroty głowy. Na szczęście na górze są ławeczki i każda jedna osoba siada na nich od razu po wejściu. Taras widokowy jest bardzo wąski - pod tym względem bardzo pasuje do schodów, które na niego prowadzą. 

A widoki? Kocham punkty widokowe i mi się podobało. Ale taras jest zabudowany dość wysoką kratką, więc czyste widoki obserwowałam głównie na zdjęciach, które robiłam nad nią. Jeśli ktoś na przykład lubi obserwować samoloty (to też ja) to wspaniałe miejsce do patrzenia na startujące i lecące nad miastem maszyny. Widok na wieżowce też jest niezły.

schody na wieżę katedry

Po zejściu chciałam wrócić i zobaczyć to muzeum. Niestety okazało się, że wbrew temu, co wywnioskowałam z tego, co mówiły panie w budce muzeum, bilet na wieżę nie upoważnia do zobaczenia muzeum. Przy kasie nie było nawet informacji o rodzajach biletów (albo jakimś cudem jej nie zauważyłam, ale z moją nieśmiałością sprawdzałam wszystko, co robiłam, aby uniknąć zaskoczeń), pan, który sprzedawał mi bilet też nie zapytał, jaki bym chciała (już pomijając to, że na wieżę i do muzeum są osobne bilety, są też bilety studenckie na przykład - nie dla mnie, ale mój wygląd musiał zasugerować pani w muzeum, że jednak dla mnie, bo powiedziała mi, za ile powinnam go kupić). Ostatecznie ze zwiedzania muzeum zrezygnowałam. 

Mam nadzieję, że ten wpis pomoże jakiemuś podobnemu do mnie nieogarniętemu i nieśmiałemu turyście w zwiedzaniu!

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

środa, 23 sierpnia 2023

Odhumanizowana teoria spiskowa - MH370. The plane that disappeared

 Hello!

Ten wpis powstawał w ciekawych okolicznościach - w notatkach w moim telefonie, gdy oglądając  MH370. The plane that disappeared, robiłam się coraz bardziej zła i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę i słyszę. Jeżeli ten film, który trudno nazwać dokumentem, bo jest absurdalny i szkodliwy, miałby być Waszym pierwszym zetknięciem z tematem zaginionego malezyjskiego samolotu - nie oglądajcie go! Ale po kolei. 

W zasadzie nic nie zapowiadało, że to będzie seria (ma 3 odcinki), w której absurdalne teorie dojdą do głosu i zakrzyczą opowieści rodzin. Ale w pewnym momencie perspektywa dziennikarska - szczególnie jednego pana - porywa historię. Biedny dziennikarz, który po prostu musiał coś opublikować, nawet za cenę utraty reputacji - jest mu poświęcone zdecydowanie za dużo uwagi. Napiszę tak: perspektywa anglojęzyczna/światowa jest tak obecna w tej produkcji, że jest to aż nieprzyjemne w odbiorze. Szczególnie, że tak niewiele jest o Malezji i o tym, co działo się w tamtym kraju w czasie, gdy szukano samolotu. Przecież było na nim tylu pasażerów - którzy mieli czekające na nich rodziny. W pewnym momencie naprawdę liczyłam, że pan dziennikarz już się na ekranie nie pojawi, bo on nie jest i nie był jedyną osobą, która miała teorie na temat zaginięcia (gdzie są prawdziwi śledczy?). Ta dziwna narracja tej serii jest tak zbudowana, jakby widzom miało być żal dziennikarza a nie rodzin ofiar. 

I nawet wydaje się, że dziennikarz ma jakąś samoświadomość, ale to jak ten dokument wszystko pokazuje to takie strzały w kolano, więc jakieś próby wzięcia pod uwagę perspektywy rodzin są niewystarczające i człowiek ten wypada bardzo niesympatycznie. 

MH370. The plane that disappeared jest tak sensacyjny, że w odbiorze aż głupio, że się ten film w ogóle ogląda. To naprawdę okropne wykorzystanie tej historii i pokazanie jej z możliwe najbardziej kuriozalnej strony. I to nie do końca po to, aby jej zaprzeczyć - bo proporcje czasu poświęconego na argumentowanie spisków, a pokazywanie rzetelnej pracy śledczej są zaburzone tak bardzo, że nie da się tego uratować. A najgorsze jest chyba to, że początkowo ta sensacyjna i spiskowa narracja jest ukryta i jeśli człowiek nie ma jakieś wcześniejszej wiedzy albo nie poczuje, że coś jest mocno nie tak ze sposobem opowiadania, może się na to niestety nabrać. 

Im dalej w kolejne odcinki, tym robi się coraz gorzej. Narracja z jakichkolwiek skrawków śledztwa, które były tam jeszcze pokazane, przeradza się w totalne poszukiwanie przygód. Działania władz Malezji opisane są lepiej na Wikipedii (tak, czytałam ją w trakcie oglądania, bo tak bardzo nie zgadzały mi się rzeczy przedstawione w serii), niż pokazane w dokumencie. Wszystko inne w sumie także jest lepiej tam opisane. 

Z poszukiwania przygód przechodzimy też prosto w teorie spiskowe. Ich propagowanie w tej produkcji jest naprawdę bardzo, bardzo niepokojące. Teorie spiskowe są interesujące jako koncept społeczny, ale nie gdy są przedstawiane jako wątki w poszukiwaniu bardzo realnego samolotu, z bardzo realnymi ludźmi na pokładzie. MH370. The plane that disappeared jest bardzo odhumanizowaną serią w wielu aspektach. Oprócz pana dziennikarza w serii pojawia się pani dziennikarka i jak nie mam tendencji do kłócenia się z telewizorem, tak kobieta mówiła takie głupoty, że trudno było uwierzyć, że nie zostało to wycięte. 

Na sam koniec występuje jeden pan, który mówi, że to wszystko nie ma sensu, ale to tyle z obalania tego, co zostało powiedziane wcześniej. Potem pomyślałam, że może to i lepiej, że strony malezyjskiej jest tak mało, bo to produkcja przygotowana specjalnie dla osób lubujących się w spiskowych teoriach dziejów. 

Liczyłam na poważny dokument, dostałam kompromitację gatunku. Myślałam, że może dostanę naprawdę porządną analizę tego, jak mógł wyglądać pożar na pokładzie. A nawet rekonstrukcję tego, co mogło by być, gdyby naprawdę coś w ten samolot uderzyło. Ale to festiwal teorii spiskowych. Nie oglądajcie!   

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

sobota, 19 sierpnia 2023

Podstawowa - Stewardesy. Cała prawda o lataniu

 Hello!

Kolejna część samolotowego sierpnia na blogu i recenzja, która czekała na opublikowanie pewnie ze 2 lata! Zapraszam na moją opinię o książce Stewardesy. Cała prawda o lataniu.

Stewardessy. Cała prawda o lataniu

Tytuł: Stewardesy. Cała prawda o lataniu
Autor: Krzysztof Pyzia
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dawno nie czytałam tak chaotycznej książki. Chaotycznej i momentami miałam wrażenie nieprofesjonalnej. Jestem przekonana, że całość dałoby się o wiele lepiej ułożyć i nie zaburzyć efektu rozmowy. Nie pomaga też skład. Na początku te niebieskie chmurki i wyróżnienia nawet mi się podobały, ale później dokładały się tylko do efektu chaosu.  Co ciekawe - te uwagi odnoszą się głównie do trzech pierwszych rozdziałów. Nie wiem, kto to rozplanowywał, ale początek tej książki jest naprawdę zniechęcający.

Kolejna rzecz - niektórych rzeczy można dowiedzieć się z dwudziestominutowego filmiku na YouTube i nie trzeba poświęcać trzy razy więcej czasu na czytanie tych informacji. Naprawdę liczyłam, że przeczytam coś ciekawego i nowego, ale dla mnie ta książka jest dość podstawowa. Poza tym ile można pisać i rozmawiać o tym, że na pokładach samolotów pije się alkohol i ludziom puszczają hamulce. Z drugiej strony powszechność alkoholu jest przerażająca, ale chociaż wynika z niego pewnie jakieś 90% kłopotów na pokładach samolotów, to przecież nie można zrezygnować z podawania go... Oczywiście to pasażerowie powinni znać umiar i umieć zachować się w samolocie. Ale nie znają i nie umieją, więc mogą powstawać książki opowiadające o tak zabawnych, jak i kończących się awaryjnym lądowaniem przygodach pasażerów, którzy za dużo wypili. 

Jedna rzecz w tych wszystkich opowieściach trochę mnie bawiła. Czy może ładnie pokazywała dwie strony medalu. Otóż stewardesy zabawiały swojego rozmówcę opowieściami o tym, jak pasażerowie samolotów nie znajdą się na działaniu samolotu, zadawali różne pytania, a stewardesy odpowiadały na nie raczej złośliwie niż udzielały jakiś informacji. Otóż z drugiej strony z wielu opowieści stewardes wynika, że bywają one zaskakująco naiwne i niedoinformowane w kwestii różnic kulturowych i standardów zachowań w różnych miejscach na świecie. Szczególnie zwróciłam na to uwagę przy opowieści o pani, która w jakimś kraju, w którym kobiety nie powinny wychodzić w krótkim rękawku, tak wyszła. Także - pasażer nie wie, jak działa samolot, ale ty nie wiesz, jak zachować się w obcym kraju. 

Podsumowując, jeśli zupełnie nic nie wiesz o samolotach i stewardesach to może być książka dla ciebie. Ale ja polecałabym rozejrzeć się po YouTube w poszukiwaniu kanałów prowadzonych przez stewardesy.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Pozdrawiam, M

środa, 16 sierpnia 2023

Chciwość - Downfall: The Case Against Boeing

 Hello!

W roku 2018 reputacja jednej z najlepszych firm produkcyjnych samoloty na świecie została poważnie nadszarpnięta z powodu dwóch katastrof ich modelu samolotu - Boeinga 737 Max - kilka minut po starcie w Indonezji oraz w Etiopii. 


Film Downfall: The Case Against Boeing (Upadek: Sprawa Boeinga) jest jak dłuższy, bardziej oficjalny, mniej sztuczny pod względem rozmów ze specjalistami, rodzinami i innym osobami powiązanymi z lotami oraz bardziej sztuczny, gdy chodzi o rekonstrukcję wydarzeń odcinek Katastrofy w przestworzach. Grono ekspertów jest także liczniejsze - i jeśli ktoś interesuje się lotnictwem, znane - i dokument ma typowe netliksowe animacje. 

Po 30 minutach odchodzimy nieco od narracji typowej dla Katastrofy... i wkraczamy nieco bardziej na wody dokumentalnego filmu śledczego z wyraźną złą postacią - szefem Boeinga - oraz dobrymi - dziennikarzem lotniczym, rodzinami ofiar, ekspertami. I gdy już chciałoby się napisać, że to bardzo jednostronny dokument: proszę bardzo - oto historia Boeinga! Tylko, że nie do końca, bo innym złym tego dokumentu jest ludzka chciwość i ceny akcji - co zaczęło mieć w firmie ogromne znaczenie po fuzji z McDonnell Douglas. Pokazana w Downfall lekkomyślność i zmniejszanie kontroli jakości przy produkcji samolotów i opisana przez pracowników niechęć zarządu do brania odpowiedzialności były przerażające. Przecież samoloty LATAJĄ z ludźmi na pokładzie. Budowanie samolotów jest pracą zaufania społecznego i odpowiedzialności - tutaj wszystko to zawiodło. 

Downfall to ciekawy dokument, ale bardzo brakuje mu części o konsekwencjach uziemienia samolotu, nawet prostego przeliczenie, ile kosztowałoby Boeinga szkolenie pilotów, a ile kosztowało nielatanie maxami. Film pozostawia duży niedosyt. Jednocześnie jest bardzo jednoznaczny w swoich ocenach współczesnego Boeinga. Do tego stopnia, że o ile mnóstwo odcinków Katastrofy w przestworzach nie sprawiło, że potencjalnie obawiałam się latania samolotami, tak zniszczenie pewnej naiwności - że ludzie odpowiedzialni za samoloty, naprawdę są odpowiedzialni - i pokazanie korporacyjnej chciwości, sprawiło, że poczułam się sceptycznie nastawiona do podróży w przestworzach. 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

sobota, 12 sierpnia 2023

Absurdalna i przewidywalna - Ulimatum

 Hello!

Jakiś czas temu spróbowałam zapoznać się z książką w formie audiobooka - było to dla mnie nowe doświadczenie. Wcześniej zdarzało mi się słuchać słuchowisk, plus uwielbiam podcasty. Audiobooki to jednak nieco coś innego.

Okładka książki Ultimatum

Tytuł: Ultimatum
Autorka: T.J. Newman
Tłumaczka: Izabela Martuszewska
Wydawnictwo: Albatros

Na próbę wybrałam książkę o samolocie pod tytułem Ultimatum. Początkowo odrobinę żałowałam tego wyboru, bo prolog to opis "katastrofy" samolotu, a mi chciało się śmiać. Mam wrażenie, że ten fragment wywołał we mnie pewien dysonans poznawczy. Dodatkowo nie byłam przyzwyczajona do słuchania książek, więc wiele wrażeń nałożyło się na siebie i początkowe doświadczenie było nieco absurdalne. 

Co do samej książki - bardzo zastanawiałam się, czy to przez to, że jej słucham, czy po prostu jest tak napisana, ale autorka robi sporo dygresji czy retrospekcji, które nie są zbyt dobrze wbudowane w główną fabułę i parę razy zastanawiałam się, gdzie w historii się znajdujemy. Czy też jakim sposobem wylądowaliśmy w tym miejscu. Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że to jednak problem książki, nie wina audiobooka i te wspomnienia nie są nikomu do niczego potrzebne.

Ultimatum to thriller, który powinien trzymać w napięciu, a momentami jest tak absurdalny i mało kreatywny, że wybuchałam śmiechem na środku miasta (bo słuchałam go, spacerując). Do tego jest zaskakująco przewidywalny - gdy podejrzanie wielkie rzeczy dzieją się przed połową książki, nie mogą być prawdziwe. Książka ma 43 rozdziały, audiobook trwał jakieś 9 godzin. 

Gdy już myślałam, że poziom tej książki niczym mnie nie zaskoczy okazało się, że najlepiej można ją podsumować takim stwierdzeniem: jest to absurdalna, patetyczna książka, przewidywalne są nie tylko plot twisty, ale nawet dialogi (nie żartuję - przy odrobinie wyobraźni i odrobinie znajomości kultury można się domyślić, co będą mówili bohaterowie), brakuje jej kreatywności i ogólnie jest żenująca. A fakt, że to audiobook sprawiał, że wszystkie jej najgorsze cechy były podniesione do kwadratu. Naprawdę chciałam, aby ta książka mi się spodobała, ale ona z czasem zamiast stawać jaśniejsza, robiła się coraz bardziej durna. 

Byłam przekonana, że tę książkę napisał jakiś facet dziennikarz lotniczy. Otóż nie - autorką jest była stewardessa. I to chyba dodaje do rozczarowania, jakim była ta lektura. Autorka ma tendencję do narracji zawierającej szantaż emocjonalny. Opisy i interakcje rodziny pilota są niepoważnie infantylne, a syn pilota powinien dostać nagrodę za bycie irytującym, wyidealizowanym dzieckiem. 

Ogólnie powinnam bardziej uważać na książki amerykańskich autorów i autorek, bo zawierają one koncepty, których nie lubię: skrajny indywidualizm i patetyczne bohaterstwo; bohaterstwo zbiorowe, które w najlepszym razie może określić jako niezdrowe. Które ponadto dla całej książki jest zupełnie zbędne i nic do niej nie wnosi. 

Ogólnie im bliżej końca, tym bardziej książka staje się przewidywalna i nieprawdopodobna jednocześnie. Na przykład w końcu pojawia się kwestia tego, czy porwanego samolotu nie trzeba będzie zestrzelić. Oprócz tony innych kwestii, które się z tym wiążą, problem był taki, że samolot praktycznie był nad Nowym Jorkiem - więc co to byłaby za różnica, czy spadłby on tam gdzie chcieli terroryści, czy tam, gdzie zestrzeliłyby go myśliwce, skoro i tak spadłby na NYC? W sensie nikt nie podjąłby decyzji, aby zestrzelić samolot nad miastem, nie ma takiej opcji.

Podsumowując, omijajcie tę książkę szerokim łukiem! 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

środa, 9 sierpnia 2023

Samoloty w k-popie

 Hello!

Tego się nie spodziewaliście, ale samolotowy miesiąc na blogu nie mógłby nie mieć k-popowego wpisu!  A dokładniej o k-popowych teledyskach, bo choć jest kilka piosenek, które mają samoloty lub coś związanego z lataniem w tytule, nie ma ich zbyt wielu.

Zastanawiałam się od czego zacząć, ale doszłam do wniosku, że najlepiej od początku, czyli O Sole Mio SF9. To jedna z moich pierwszych ulubionych k-popowych piosenek w ogóle, a fakt, że w teledysku widać sporo samolotów tylko dodaje mu plusów. Wygląda na to, że klip był kręcony na cmentarzysku samolotów cywilnych przy lotnisku Mojave w Kalifornii w USA.

SF9 O Sole Mio MV airplane

W stylu high fashion w tym samym miejscu teledysk do piosenki Pour Up kręcił DEAN.

DEAN Pour Up airplane

DEAN ma jeszcze jeden teledysk z samolotem - w klipie do piosenki love główną rolę gra dwupłatowiec.

Hard Carry GOT7 mogłoby być kręcone na cmentarzysku samolotów - ale raczej nie było. Zespół dostał spreparowane płonące części samolotu oraz kawałek kabiny pasażerskiej, w której nawet wypadły maski tlenowe. GOT7 miało trylogię Flight Log - Departure z Fly jako singlem (brak samolotów w klipie, choć piosenka jest o lataniu), Turbulence - z omówionym Hard Carry jako singlem i Arrival z Never Ever (brak samolotu, ale to jedna z moich ulubionych piosenek i teledysków GOT7). 

Hard Carry GOT7

Samoloty w klipach - a dokładnie kabina pasażerska - pojawiają się najczęściej jako miejsce dobrej zabawny. Rzadziej jako przemyśleń lub odosobnienia, ale i takie się zdarzają. W tej drugiej kategorii mamy na przykład eight IU czy nieco inny, ale odrobinę podobny teledysk do piosenki Free Flight Dvwn (bardzo lubię piosenkę i klip - powinniście koniecznie zobaczyć, bo występuje w nim Park Shin-hye). Krótkie ujęcie różowego marzenia mamy w MV do piosenki Door Kwon Eun Bi. Ciekawą, acz odrobinę niepokojącą podróż samolotem odbywają członkowie zespołu N.Flying w klipie do piosenki Sober

W imprezowej wersji: Celebration BewhY, Imprezę na pokładzie i w terminalu lotniska urządzają także Ten i Yangyang z WayV w klipie do Low Low.

Long Flight należy do nielicznej kategorii piosenek z czymś związanym z lotnictwem w tytule, przy czym jego teledyskowe doświadczenie lotu to coś bardziej jak kino 4 czy 6D niż lot. Próbę odlecenia podejmują natomiast członkowie WayV w klipie Take Off - chociaż ich samolot cały czas stoi w hangarze, a latają co najwyżej drony. iKON ma najbardziej jednoznaczną teledyskową piosenkę wprost zatytułowaną - Airplane. Zastanawiam się na jakiej płycie lotniska pozwolili im tak kręcić, ale może było to Gimpo w Seulu?

W Lalalay Sunmi jest jednocześnie stewardesą i kapitanką lotu, która obiecuje, że zabierze swoich pasażerów, cóż, wyżej. Real Love Oh My Girl jest trochę jak reklama jakiś różowych linii lotniczych. 

Zastanawiałam się, czemu robiąc pierwszą wersję tego wpisu, pominęłam Ride KNK w tym zestawieniu i o ile członkowie zespołu jak najbardziej są stylizowani na  kapitanów, mamy w klipie jakiś pas startowy - tak nie mamy samolotu. Ale myślę, że jednak warto wspomnieć o tym klipie - szczególnie dla początku choreografii!

Sunmi in Lalalay MV

Część Jaya Parka w piosence Jaya B B.T.W w klipie jest nagrana w prywatnym odrzutowcu. A zostając przy prywatnych odrzutowcach - nie wiedziałam, że może on być k-popowym konceptem, ale trochę jest w piosence I AM IVE. I ze wszystkich klipów to ten właśnie teledysk chyba najbardziej mnie zmotywował do pisania o samolotach w k-popie. 

Z jakiś nie do końca wyjaśnionych powodów także Super Junior ma odrzutowiec w teledysku do Super Clap. Tiffany leci samolotem w klipie do Forever One, TVXQ mają samolotowy wątek w teledysku do piosenki Love Line. Samoloty stanowią też część scenografii w Broken Melodies NCT DREAM - a ja zastanawiam się, czy to fakt, że SM wydaje tyle piosenek i po prostu tak wyszło, że jest w tym zestawieniu tyle piosenek z tej wytwórni, czy ktoś w SM też ma jakąś słabość do samolotów.

To jest raczej jednorazowy wpis - samoloty są ciekawe, ale pojawiają się nie za często, czasami tylko jako przypadkowy element scenografii i trudno podzielić ich występowanie na jakieś kategorie czy później zinterpretować. Poza takimi oczywistymi stwierdzeniami, jak prywatne odrzutowce i luksus. Mam nadzieję, że wpis był dla Was chociaż trochę ciekawy, bo mi jego pisanie sprawiło sporo radości!

PS Nawet w nowym teledysk ITZY jest odrzutowiec z napisem Cake.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

sobota, 5 sierpnia 2023

Książki o samolotach

 Hello!

To nie jest wielka tajemnica, że lubię samoloty. Gdy to piszę, jeszcze nigdy żadnym nie leciałam, ale niedługo ma się to zmienić (jak czytaliście poprzedni wpis, to wiecie, że już się zmieniło) i to idealny moment, aby zrealizować pomysł, który kiełkował w mojej głowie od pewnego czasu - samolotowego miesiąca na blogu! Zbierałam różne wpisy i szkice tekstów związanych z samolotami i bardzo chciałam opublikować je razem. I sierpień okazuje się idealnym miesiącem. Zaczynamy od krótkiego przeglądu książek związanych z szeroko rozumianymi samolotami i lataniem! 

Książki o samolotach, lataniu i przemyśle lotnicznym

1. Pilot ci tego nie powie
Patrick Smith
tłum. Jolanta Sawicka
MUZA

2. Turbulencja
Kpt. Dariusz Kulik
Wydawnictwo SQN

3. Lecę. Piloci mi to powiedzieli
Jan Pelczar
Wydawnictwo Czarne

4. Niebo jest nasze
Brendan I. Koerner
tłum. Barbara Gadomska
Wydawnictwo Czarne

5. Najlepsze samoloty świata. Relacje pilotów
James Bennet
tłumaczenie: opracowanie zbiorowe
Wydawnictwo Olejesiuk

6. Zaginiony lot MH370
Richard Quest
tłum. Jakub Jedliński
Edipresse Książki

Temat lotu MH370 może być wykorzystywany w sensacyjny sposób i nie jestem pewna, na ile rzetelna jest ta książka, ale zaznaczam, że istnieje.

7. Na tropie niewyjaśnionych katastrof lotniczych
Christine Negroni
tłum. Witold Biliński
MUZA

8. Transport lotniczy w rozwoju globalnej mobilności
Dariusz Tłoczyński, Adam Hoszman, Paweł Zgrajek
Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego

9. Bracia Wright
David McCullough
tłum. Agnieszka Wilga
Wydawnictwo Czarne

10. Kontroler ruchu lotniczego
MUZA

11. Przymrużonym okiem pilota prywatnego
Tomasz Siembida
Awiator

12. Jedyny samolot na niebie. Historia mówiona zamachów z 11 września
Garrett M. Graff
tłum. Grzegorz Gajek
Wydawnictwo SQN

Zastanawiałam się, czy umieścić tę ostatnią książkę na liście - bo nie jestem pewna, na ile same samoloty są w niej obecne - ale doszłam do wniosku, że zamachy 11 września tak bardzo zmieniły branżę lotniczą i procedury bezpieczeństwa, nie mogę jej pominąć. Poza tym po jej publikacji czytałam same pozytywne recenzje, więc warto ją przywołać i przypomnieć.

W księgarniach dostać można także mnóstwo albumów na temat modeli samolotów cywilnych, militarnych, bojowych, samolotów z drugiej wojny światowej, współczesnych samolotów cywilnych, w wersjach dla dzieci, miłośników i pasjonatów oraz książki, które wyglądają na profesjonalne specyfikacje. Są także tytuły poświęcone samolotom w jakiś krajach lub tylko jednemu modelowi. Można także znaleźć podręczniki robienia samolotów z papieru i origami.


Książki stewardes / o stewardesach

1. Stewardesy. Cała prawda o lataniu
Stewardessy w rozmowie z Krzysztofem Pyzią
Prószyński i S-ka

2. Życie stewardesy, czyli o tym, jak mierzyć wysoko i przekraczać granice
Olga Kuczyńska
Słowne

3. Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u
Anna Sulińska
Wydawnictwo Czarne

4. Z anoreksją na pokładzie. Wyznanie stewardesy
Katarzyna Zachacz
BookEdit

5. Opowieści pokładowe. Prawdziwe życie na wysokościach
Teresa Grzywocz
Zona Zero

6. Lotniskowy zawrót głowy. Jak podróżować samolotami i nie dać się zwariować
Teresa Grzywocz
Zona Zero 

7. Nieograniczone horyzonty. Historia kobiet pracujących liniach lotniczych Pan American w erze odrzutowej
Julia Cooke
tłum. Urszula Gardner
Słowne

8. Byłam arabską stewardesą 
Marcin Margielewski
Prószyński i S-ka

Gdy wymieniam książki, o których nic nie wiem, robię tylko wyliczenie - nie podchodzę do nich szczególnie sceptycznie. Wiem, że ta "arabska seria" jest kontrowersyjna, trudno mi to jednak zweryfikować. W każdym razie taka książka istnieje, z założenia opowiada o pracy stewardesy. Albo może o wyobrażeniu czy drastycznej fantazji - polecam Sezon Literacki w tym temacie.  

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M