Tytuł: Lśnić (Shine)
Autor: Jessica Jung
Tłumacz: Agnieszka Brodzik
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Byłam zaskoczona, jak cudnie się tę książkę czytało, byłam bardzo zaskoczona, jak dobrze. Do momentu, gdy bohaterka (Rachel, stażystka) poznaje Jasona Lee (największą gwiazdę wytwórni). Jak chłopak wkroczył na scenę, to wszystko stało się kliszą z k-dramy. Jedna żenująca do granic możliwości scena zrujnowała przyjemność z czytania. Później znowu da się książkę czytać, ale z pewną obawą, ile żenujących scen jeszcze się pojawi.
Poza tym jednak całościowo Lśnić nie jest tak absurdalne jak K-pop tajne przez poufne. Dużo lepiej trzyma się w ryzach zarówno wewnętrznego prawdopodobieństwa wydarzeń, jak i narracji bohaterki. Nie wkłada jej się w usta przefajnowanych, mało realistycznych wypowiedzi i przemyśleń. Sprawia to jednocześnie, że książka jest mniej zabawna, ale warto jednak śmiać się tam, gdzie autor i autorka zaplanowali, że ma być zabawnie, a nie tam, gdzie sprawili, że książka jest tak absurdalna, że nie pozostaje nic innego, jak się śmiać. Nie ma się także ochoty wycinać z niej cytatów i tłumaczyć, dlaczego są durne albo się z nimi kłócić.
Im dalej czytałam, tym bardziej miałam wrażenie, że ta scena, gdy Rachel poznaje Jasona to była wpadka, ktoś nie zauważył, jak bardzo jest cringe'owa w kontekście reszty książki. Bo później robi się ona nawet... urocza.
A "rewolucyjne" treści przekazywane są w tej książce w naturalny sposób - wynikający prawdopodobnie z tego, że autorka jest kobietą, która przeszła trening i po debiucie wysłuchała na swój temat zapewne mnóstwa rzeczy, więc wie jak to jest.
Jednocześnie rozumiem, dlaczego tak się odcinano od stwierdzeń, że to autobiografia i podkreślano, że to młodzieżowy romans. Jak się okazuje to całkiem kompetentna książka w ramach swojego gatunku.
K-pop tajne przez poufne także podejmował temat podwójnych standardów tego, jak idolki są traktowane inaczej niż idole, ale robił to w niepotrzebnie sensacyjny sposób. W Lśnić to wszystko opisywane jest nie tylko z większym sensem, nie tylko czuć, że autorka wie, o czym pisze, ale także w niesensacyjny sposób konstytuuje to wszystko, co wiedzą i widzą fani. Nie miałam ogromnej potrzeby, aby zastanawiać się czy postaci są, czy nie są wzorowane na prawdziwych idolach, ale czuję i wiem, że mechanizmy (te bardziej i mniej ukrywane) przemysłu k-popowego nie były niepotrzebnie hiperbolizowane. Jessica "rozlewa herbatę", ale jest to raczej smutne niż rewolucyjne.
Inną ciekawą rzeczą w tej książce jest to, że z prawdopodobnej robi się coraz bardziej... prawdziwa im dalej się ją czyta. Nie jestem pewna, czy to autorka pozwalała sobie przemycać coraz liczniejszych własnych doświadczeń - w znaczeniu przemyśleń i obserwacji, niekoniecznie historii życia - czy po prostu tak dobrze wychodzi jej pisanie nastoletniej bohaterki.
Kolejnym ciekawym elementem tej książki jest przedstawienie innych stażystek. Czy też ogólnego obrazu relacji między nimi. Poza Rachel poznajemy tylko Minę - jej największą rywalkę. I cały obraz tego, jak publicznie bohaterki muszą udawać i opowiadać, jak to im się razem dobrze nie pracuje. W świetle tego, co nie tak dawno wyszło na jaw o relacjach wewnątrz zespołów (na przykład AOA), ale też takiego chłopskiego rozumu - jeśli zespół ma 4, 5, 7 czy 9 osób nie jest raczej możliwe, aby wszyscy się lubili. Po prostu skala nielubienia jest najwyraźniej zdecydowanie większa niż można się było spodziewać. Poznajemy też Akari, ale niestety relacja Rachel i Akari w trakcie książki się znacznie osłabia.
Czytanie Lśnić nie powoduje zażenowania. Z chęcią przeczytam drugą część, bo jest kilka ciekawych niewyjaśnionych spraw; chociaż nie jest tak, że drugi tom jest konieczny i niezbędny. Po prostu jest dużo miejsca na rozwój bohaterów i zdecydowane rozbudowanie drugiego planu. Mamy w książce pierwszoosobową, co niejako tłumaczy pewne braki, ale jednocześnie są w Lśnić pewne zauważalne luki (dobra, gdy się nad tym zastanowić to są w tej książce czarne dziury, całe fragmenty czasoprzestrzeni nie są opisane, ale to, co jest, jest najistotniejsze) w opisie oraz zwyczajnie chciałoby się wiedzieć więcej o innych bohaterach - nie tylko z tej ekspozycji, która pojawia się przy ich wprowadzeniu. Można by się także przyczepić, że niektóre sprawy przedstawione są nieco zbyt prosto - i tak, część faktycznie jest, ale część można wyjaśnić gatunkiem książki i będzie to wyjaśnienie do przyjęcia. Niektóre rzeczy po prostu muszą wyjść i muszą się udać.
Jedną rzeczą, której do końca nie rozumiem jest wydanie tej książki - a dokładnie fakt, że bohaterka ma 17 lat i powiedziałabym, że książka kierowana jest szczególnie do osób w przedziale 13-19, ale na oko po okładce to tak 9-13. O okładce decydowała autorka i z podziękowań wynika, że bardzo jej się podoba. Dla mnie to trochę smutne, że wygląda tak niepoważnie. Gdyby K-pop tajne przez poufne miał taką okładkę, bardzo by pasowała. Tutaj czuję zgrzyt. I gwiazdkom na numerach stron także mówię stanowcze nie. Poza tym wydanie nie jest takie złe, zastanawiałam się tylko nad tym dlaczego na przykład słowo noraebang w tekście nie jest pochylane, ale już naengmyeon jest. Oraz jakim sposobem starsza sistra zwracała się do młodszej unni, bo jakoś mam wątpliwości, czy Jessica mogła się pomylić, pisząc. Wydaje mi się też, że w wydawnictwie zapomniano, że oprócz pochylenia można też stosować rozstrzelenie jako wyróżnienie, można wziąć niektóre rzeczy w cudzysłów. Bo pochylenie było używane do wszystkiego. (Na Instastories na moim profilu umieszczam ciekawostki i spostrzeżenia z książki, na które tutaj nie było miejsca!)
Podsumowując, jeśli macie wybierać, czy czytać Lśnić czy K-pop tajne przez poufne, to czytajcie Lśnić. Poza tym, gdy czytałam Lśnić to nie mogłam się powstrzymać, aby nie zestawiać tych dwóch książek. Nie jest to ogromne porównanie, ale skonfrontowanie kilku istotnych elementów - myślę, że tabelka będzie na blogu w środę. A potem cały listopad nie napiszę słowa o k-popie.
Trzymajcie się, M
To raczej nic dla mnie.
OdpowiedzUsuńtak z ciekawości sprawdziłam cenę książki. 30 zł za 360 stron to rozsądna cena.
OdpowiedzUsuńskoro twierdzisz, ze jest w miarę dobra, to się na nią szarpnę
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZainteresowałaś mnie książką, wpiszę na listę planowanych i będę pamiętać by nie zrazić się tą żenującą sceną o której pisałaś :)
OdpowiedzUsuńBędziesz pisać o "Nadchodzi chłopiec"? Zastanawiam się nad zakupem
Nie w najbliższym czasie niestety, ale i tak wiem, że warto "Nadchodzi chłopiec" czytać!
UsuńJeśli poszukasz to na blogu eM Poleca powinien być tekst o tej książce.
Tego rodzaju muzyki, słucham od czasu do czasu, ale nie na tyle, by sięgnąć po książkę jakiegoś piosenkarza, ale wiem komu powinna się spodobać. Możliwe, że moja koleżanka ją czytała.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk