sobota, 11 marca 2023

Wszystko, o co chciałam zapytać youtuberkę [wywiad Wybredna Maruda]

 Hello!

Zapraszam na kolejny wywiad! Dzisiaj z Martą porozmawiamy sobie o tym, jak to jest być youtuberką, ogólnie o działalności w sieci oraz o popkulturze!

Marta znana jako Wybredna Maruda prowadzi między innymi: YouTube, Instagram Wybredna Marudna oraz Kierunek Musical (oraz stronę) i bloga!

Skąd się wzięła Wybredna Maruda?

Podobno przyniósł ją bocian…

Tak naprawdę Wybredna Maruda była zawsze częścią mnie, pasował do mnie ten opis. Humorystycznie, oczywiście. Można pomyśleć, że zawsze byłam pesymistką – ja wolę mówić, że dobrze poinformowaną optymistką :) Albo zwyczajnie twardo stąpającym po ziemi koziorożcem :) Ale tak, zauważałam wady różnych rozwiązań przed innymi (ma to swoje plusy i minusy), miałam jakieś określone cele czy zasady, nie ulegałam innym, zawsze też byłam szczera, nie potrafiłam udawać, no i moim życiem (niestety) rządził perfekcjonizm – stąd wzięła się wybredność. Tak się przykleiło i tak zostało.

Czy marudzenie i narzekanie to to samo?

Łopatologicznie myśląc może i tak. Ja jednak widzę znaczące różnice.

Dla mnie marudzenie jest bardziej bezmyślne niż narzekanie, za którym stoi jakieś uzasadnienie, refleksja, argumenty. Ale “Wybrednie Narzekająca” już tak ładnie nie brzmi :)

Jak długo działasz w internetach i co dokładnie obejmuje Twoja działalność?

Oh, kto by pamiętał początki! Tak naprawdę zaczęło się od YouTube i instagrama, laaaata temu, kiedy nie było jeszcze w Polsce profili stricte książkowych, kiedy nazwy bookstagram czy booktok w ogóle nie istniały, a recenzje książek klikały się jak szalone :). Działałam jako Martha Oakiss jakoś od… 2013 albo 2012 roku. Dawno i nieprawda xD Ale ładnie się to rozwijało do momentu, aż ktoś włamał się na moje konto i straciłam do niego dostęp. Wtedy powstała Wybredna Maruda (stety-niestety w czasach, gdy podobnych kanałów było już wiele, więc poziom wejścia stał się niezwykle wysoki), oprócz książek dorzuciłam do niej swoje inne pasje, czyli filmy, seriale i musicale. I tak sobie tą Marudą jestem, z czasem doszła strona internetowa, tiktok, nowe formaty, potem powstał KierunekMusical, strona poświęcona stricte i bardziej profesjonalnie musicalom – i jakoś leci.

Gdybyś do tego wszystkiego miała dołożyć jeszcze podcast, to o czym by był i czy robiłabyś go sama?

Nie sądzę, bym miała założyć podcast (chociaż próbowałam!). Mam specyficzną barwę głosu i wadę wymowy, nie jest to coś, czego słuchałoby się przyjemnie podczas podróży autobusem :).

Nasz pierwszy bezpośredni kontakt odbył się przy okazji mojego wpisu o Avatarze – gdy okazało się, że nie widziałaś tego filmu! Czy masz w swojej szafie jakieś inne popkulturowe trupy? Fenomeny i bardzo popularne filmy, książki, seriale, których nigdy nie widziałaś i nie masz zamiaru?

Oooo! Mnóstwo tego! Pracując w sferze kultury jakoś tak się dzieje, że trzeba być na bieżąco z nowościami – a te zasypują nasz rynek każdego tygodnia. I nagle okazuje się, że na nadrobienie starszych tytułów brakuje już czasu. Więc faktycznie mam kilka takich wyrzutów sumienia, które będę chciała nadrobić w nieokreślonej przyszłości, i jest to przede wszystkim klasyka. Nigdy nie widziałam np. Ojca Chrzestnego, Titanic tylko fragmentami, Pulp Fiction też mnie ominęło. Ale, jak mówiłam, będę chciała je zobaczyć, chociażby z czystej przyzwoitości. Natomiast powieści historyczne czy horrory filmowe to gatunki, w których również nie widziałam wielu kultowych tytułów, ale nadrabiać nie planuję – not my type.

Może teraz z drugiej strony – najbardziej zmieniający życie wytwór popkultury?

Zapewne dla każdego będzie to coś innego. Chociaż, jak tak teraz myślę, to nie ma tytułu, który jakoś by przemówił do moich najczulszych strun i coś we mnie zmienił. Ale o, jedna taka zmiana życia faktycznie zaszła. Po Zmierzchu Stehenie Meyer :) Po lekturze tej książki zaczęłam pochłaniać inne powieści o wampirach, a potem przerzuciłam się na kolejne gatunki. Zakładam, że gdyby nie Zmierzch, nie czytałabym dziś tak dużo, nie prowadziłabym kanału, nie byłoby mnie tu, gdzie jestem.

Czy montowanie filmików na YouTube to naprawdę swego rodzaju wyrafinowany rodzaj tortur, które ludzie zadają sobie sami? I czy naprawdę zajmuje to tyle czasu?

Odpowiem swoim ulubionym sformułowaniem: to zależy.

Zależy od tego, w jaki sposób sami nagrywamy, dla jakiej grupy odbiorców nagrywamy i jaki efekt chcemy uzyskać.

Przykładowo, jeżeli ktoś posiada umiejętność pięknego, wyrafinowanego wygłaszania swoich myśli przed kamerą, nie zacina się, nie musi zaglądać do notatek, nie zakrada się w jego zdaniach żadne “eee, yyy”, to tak naprawdę ten materiał nadaje się do publikacji od razu, bez montażu. W innym wypadku trzeba ciąć, więc + godzina do siedzenia przed komputerem.

Dalej, jeżeli ma to być materiał bardziej do odsłuchu, który widz odpali w tle, ewentualnie zerknie czasem na wyświetlaną okładkę – to też nie ma większych problemów. Jeżeli jednak film ma opierać się na pokazywaniu czegoś, chociażby zbliżeń na książki, wklejonych okładek, fragmentów vloga, to dorobienie tych przebitek także zajmuje czas.

Duży wpływ na to, jak zmontujemy film, będzie miał nasz target. Np. uważa się, że młodszych odbiorców trzeba jakoś zainteresować, podtrzymywać ich uwagę, materiały muszą być krótsze lub coś na tym ekranie musi się cały czas dziać. Chociaż nie ukrywajmy, teraz mamy takie czasy, że wszyscy wszystko na przyspieszeniu, po łebkach, ogólny brak koncentracji.

Ja jestem osobą, która bardzo ceni sobie sferę wizualną. Do robienia pięknych kadrów nie mam zaplecza, ale mogę pobawić się montażem, szczególnie, że moimi materiałami rządzi humor. Więc tu jakieś zbliżenie, tu wklei się mema. Ale faktycznie, wymyślanie tego, szukanie, kombinowanie, zajmuje dużo czasu. I nieco demotywujące są momenty, gdy widzę, że taki film, nad którym siedziałam kilka dni, nie chwycił. A chwycił materiał u kogoś innego, w którym dana osoba tylko mówi, bez montażu, bez efektów, usiadła, pogadała 10 minut i to wrzuciła, nawet nie wycinając momentu siadania przed kamerą. Za 10 minut pracy ma zysk większy niż ja po kilku dniach (tu znowu wychodzi mój wewnętrzny koziorożec :)).

Także tak, montaż może być torturą, czego widz zazwyczaj nie dostrzega. Czasem efekt nie jest piorunujący, ale z zewnątrz nie widać, ile pracy on wymagał.

A może chciałabyś podzielić się jakimiś wskazówkami lub poradami dotyczącymi montażu?

Myślę, że tu nie ma jakieś jednej określonej rady czy wskazówki idealnej dla każdego twórcy. Jak wspomniałam – wszystko zależy od tego, co i dla kogo tworzymy. Najważniejsze, żeby działać zgodnie ze sobą, żeby nie kopiować czegoś po innych tylko dlatego, że jest to modne, fajnie wygląda, “i będziemy trendy”. Jeżeli sami nie czujemy tego czegoś, mamy poczucie, że nie pasuje do nas wygłupianie się czy tańczenie, to nie róbmy tego. Jeżeli nie czujemy klimatu dark academia, to nie róbmy wszystkiego w brązowych odcieniach, “bo robią tak wszyscy”. Próbujmy i szukajmy swojego stylu. Widz ma polubić Was, Waszą osobowość, a nie kolor kadru czy wyświetlany font.

Ile w takim razie trwa cały proces od pomysłu do publikacji?

To zależy :)

Zależy nie tylko od konkretnego filmu, czego on wymaga, jakich wkładów pracy i czasu, ale też od właśnie czasu wolnego – to jednak nie jest moje główne źródło zarobku, mam także inne zobowiązania, nie mogę poświęcić temu całego dnia.

Zazwyczaj zaczyna się od przeczytania książki/obejrzenia filmu czy serialu – tego już nie liczę, bo różne są długości, w różnym tempie czytamy. W trakcie powstają notatki, które potem jakoś sklejam w całość, układam, porządkuję, żeby mieć mniej więcej zarys tego, co chcę powiedzieć. Dajmy na to godzinę.

Szykowanie sprzętu i nagrywanie, też w zależności od długości filmu oraz zwyczajnego flow, czy zbyt często się nie myliłam i nie musiałam powtarzać fragmentów – też godzina, czasem dwie.

No a potem leci montaż. Proste cięcia i podstawowa korekcja dźwięku i kolorów – godzina, dwie. Jeżeli chcę się bawić w efekty – dodatkowo od godziny do ośmiu. Potem renderowanie, przetwarzanie, przesyłanie, robienie miniaturek, opisów, tagów. Pewnie też koło dwóch godzin.

Więc finalnie byłabym w stanie przygotować jeden film dziennie. O ile nie robiłabym nic innego :)

Skąd czerpiesz pomysły (i siły! i czas) i ile jest w tym wszystkim planowania? Także biorąc pod uwagę, że bardzo aktywnie prowadzisz więcej niż tylko jeden kanał w social mediach?

Nie mam już ani siły, ani czasu :) Organizacji jest mnóstwo, w wypadku współprac muszę wcześniej zaplanować, kiedy nastąpi publikacja = kiedy muszę nagrać materiału = do kiedy najpóźniej muszę skończyć czytać/oglądać dany tytuł. Nagrywam zawsze po dwa filmy przy jednym rozłożeniu sprzętu (tu widać oszczędzanie czasu i sił, staram się to robić na każdym etapie), więc gdzieś tam zawsze muszę mieć w zanadrzu dodatkowy pomysł. Ale właśnie z pomysłami problemu nie ma, mam ich mnóstwo i na każdą okazję (studiowanie kreatywności rulezz), gorzej z realizacją – czasem z wielu tematów muszę rezygnować, bo inne obowiązki, praca, życie prywatne, przesuwam to na później, potem stwierdzam, że już temat “nie gryzie”, więc odpuszczam całkiem, biorę się za inne pomysły. Ale ja nie lubię się nudzić. Jak mam wolne, to zaczynam myśleć, roztrząsać, overthinking wchodzi mocno, i wtedy wychodzi ze mnie prawdziwa Wybredna Maruda :).

Bloguję ponad 10 lat, a wciąż znajdują się rzeczy, które mnie zaskakują – tak lepsze niż się spodziewałam przyjęcie jakiegoś wpisu, jak i rozczarowania; zaskakujące, czasami dziwne komentarze i wiele innych – a co zaskakuje Ciebie?

Mniej więcej raz w tygodniu coś mnie zaskakuje :) Przeważnie na tiktoku, bo tam nigdy nie wiadomo, który film wystrzeli, a innym razem, robiąc niezwykle trendujący materiał, pojawia się załamka, bo ma tylko 12 wyświetleń xD

Mnie też, stety-niestety, zaskakują rzeczy związane z tym, co się dzieje za kulisami twórców internetowych. Jak często to, co pokazują w social mediach, na jakich się kreują, odbiega od tego, jacy są i co robią prywatnie. Ale nie będę publicznie ujawniała żadnych z takich sytuacji, nie jestem świnką, nie moje błotko :)

Czy w Polsce na YouTube trzeba się trochę autocenzurować? Oglądam trochę anglojęzycznego YT (polskiego o wiele mniej) i wiem, że twórcy bardzo uważają na słowa, aby nie skierować na siebie gniewu algorytmu i nie sabotować swojego kanału.

Zależy, co mamy na myśli mówiąc o cenzurze. Brzydkie słowa? Wiadomo, jak mamy młodszych odbiorców, to zwyczajnie nie wypada. Algorytmy? Tak, pewne słowa są blokowane i stosuje się różne zagrywki, gry słowne, inne formy zapisu, by jednak je umieścić, np. k!ll. Na to wpływu nie mamy, musimy się pilnować. Natomiast jest jeszcze autocenzura niezwiązana z czymś zakazanym, a z tym, że po prostu twórcy nie chcą o czymś mówić – o tym, czy dany materiał to płatne promowanie, albo że czytają zagraniczną książkę x nie dlatego, że sami na to wpadli, tylko robią to w ramach pracy dla wydawnictwa. To już kwestia i ich sumienia (przy sztucznym pompowaniu) i podpisywanych umów, embargo (odgórne zasady). Dużo trzeba by zmienić, żeby było perfekcyjnie i czysto.

A czy mogłabyś podzielić się jakimiś spostrzeżeniami dotyczącymi tegoż tyle mitycznego, co najwyraźniej utrudniającego życie algorytmu?

Problem jest taki, że nikt go nie rozumie. Algorytmy zwyczajnie szybko się zmieniają i w momencie, gdy załapiemy, w czym leży rzecz, nadchodzą kolejne zmiany. Często też algorytmy skupiają się na promowaniu kont, które już są popularne. Algorytm myśli: masz dużo wyświetleń -> czyli robisz fajne materiały -> polecimy Cię dalej. I te mniejsze profile wciąż leżą gdzieś na dnie, a kółko wśród popularnych się kręci. To chyba nie są czasy, kiedy jakiś profil wybije się sam z siebie, bo go instagram pokaże wszystkim na pierwszej stronie. To czasy, kiedy ktoś popularniejszy, z większymi zasięgami, musi nas polecić, udostępnić, żeby inni w ogóle dowiedzieli się o naszym istnieniu. Dlatego tak często mówi się o kółkach wzajemnej adoracji, o wzajemnym promowaniu w grupie kilku osób. W efekcie wszędzie są te same twarze, a o istnieniu innych nikt nie wie.

Ale mam wrażenie, że to nie tylko kwestia algorytmu jako takiego, jako jakichś tam automatycznych opcji, co odbiorców. Tego, że widzowie czy czytelnicy szybko się nudzą. Możemy zwalać winę na algorytmy, że nasze recenzje się nie klikają. Ale prawda jest taka, że to widownia znudziła się recenzjami. Twórcy zmuszeni są co i rusz wymyślać nowe formaty, by utrzymać zainteresowanie. A przez te ciągłe zmiany i sam algorytm nie wie, co podsuwać i proponować – tydzień temu to lajkowałeś, dlaczego teraz nie chcesz?

Jakie są Twoje plany na najbliższy czas? Wiem, że w marcu jesteś bardzo zajęta.

W ogóle ten rok od samego początku targa mną mocno, ale pozytywnie. W marcu również: szykuje się kilka współprac książkowych, trzeba szybko obejrzeć udostępnione przez różne platformy streamingowe screenery i przygotować materiały na ich temat, do tego kilka konferencji prasowych i spotkań fotograficznych w teatrach. I jeszcze jakieś copywriterskie zlecenia na pewno wlecą. A prywatnie dochodzą musicale w całej Polsce (w samym marcu będą 3!), kontrole lekarskie, kursy, bo cały czas poszerzam swoje możliwości. Także będzie aktywnie, ale satysfakcjonująco!

Bardzo dziękuję za odpowiedzi!

To ja dziękuję za tak ciekawe pytania!

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa rozmowa. Kanał Marty oglądam od dawna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znałem tej youtuberki. Gdyby nie ty nadal bym nie znał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znałam wcześniej tej youtuberki! W ogóle mało co oglądam youtuberek. Jedną z moich pasji jest oglądanie meczów, co zabiera mi mnóstwo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa rozmowa! Dzięki Tobie mam okazję poznać nowy, warty uwagi kanał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy wywiad. Podziwiam za pomysł i wytrwałość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajna rozmowa. Ja wcześniej nie widziałam różnicy między, marudzeniem a narzekaniem, jednak po przeczytanie o tym, muszę przyznać racje twojej rozmówczyni :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3