środa, 14 grudnia 2022

Blogerek wspomnienia o Avatarze

 Hello!

Po pierwsze muszę napisać, że blogerki mają mniej wspomnień, niż sądziłam. A po drugie - każda kolejna odpowiedź coraz bardziej mnie dziwiła. Musicie sami przekonać się czemu.

Zadałam moim blogującym koleżankom pytanie na temat tego, co pamiętają z czasów, gdy Avatar wchodził do kin - oto odpowiedzi.

Blogerek wspomnienia  o Avatarze

Ja

Z premierą Avatara najbardziej kojarzy mi się dyskusja dotycząca 3D w kinie oraz doniesienia o ludziach, którzy pochorowali się na seansach, właśnie ze względu na tę technologię.  

Jestem też pewna, że u koleżanek wywołałam wrażenie, że jestem fanką filmu i że sama widziałam go w kinie w 2009 - obie te rzeczy nie są prawdą, o czym mogłyście się przekonać w sobotnim wpisie.

Kulturalna meduza

Kiedy „Avatar” wchodził do kin, miałam trzynaście lat i wiedziałam, że powinnam zachwycać się tym filmem. Odnoszę wrażenie, jakby odegrała się wtedy scena z „Ferdydurke” – Cameron wielkim reżyserem jest, a „Avatar” po prostu musi zachwycać. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, dlaczego ten film jest taki „wow”, ale uległam ogólnemu entuzjazmowi. Chyba właśnie te pozytywne, wielkie emocje wszystkich wokół najbardziej zapadły mi w pamięć. Z perspektywy czasu rozumiem, co w tamtym momencie wywołało takie poruszenie i wcale się mu nie dziwię!

Rozkminy Hadyny

Pamiętam atmosferę podniecenia czymś świeżym, niezwykłym, podobną do zachwytu "Parkiem Jurajskim". Oglądanie dinozaurów na ekranie miało w sobie coś mistycznego, nadnaturalnego czy nawet obrazoburczego. Wyglądały zbyt realnie, żeby nie czuć dreszczu przerażenia, że może faktycznie ktoś je przywrócił do życia - w końcu "natura znajdzie drogę". Nie wiem, ile miałam lat, gdy widziałam sceny z "Parku Jurajskiego" po raz pierwszy, ale na pewno byłam dzieckiem. Lekko przerażonym dzieckiem, które słyszało pełne podziwu głosy dorosłych. "Avatar" obiecywał być podobnym, zupełnie nowym doświadczeniem. Kina 3D już dawno istniały i były na tyle egzotyczne, że całe klasy wybierały się na wycieczki zobaczyć krótkie filmiki na przykład o oceanie, specjalnie zrobione pod 3D. Ja sama mam na koncie gimnazjalną wycieczkę do krakowskiej Plazy właśnie w tym celu. "Avatar" miał to podkręcić na maksa, powalić na kolana.

Ta atmosfera niesamowitości, obietnica jakiegoś magicznego, przełomowego wydarzenia wprowadzającego nową jakość do kina wybiła oczekiwania do jakichś absurdalnych poziomów. Każdy, kogo znałam, bez względu na wiek, wybierał się zobaczyć to dziwo. Wybrałam się całą rodziną, choć już byłam na studiach. Niestety... rozczarowanie było proporcjonalnie do szalonych oczekiwań. Czuliśmy się wręcz oszukani, nabici w butelkę, że film okazał się totalną wydmuszką z problematyczną historią ściągniętą od "Pocahontas". Efekty, choć ciekawe, wcale nie powalały, a może nawet wydawały się tym sztuczniejsze przez kreskówkowe kolory. Wyszliśmy z kina zwiedzeni, sfrustrowani.

Ken G. (Kotek książkowy)

Kiedy zobaczyłam trailer „Avatara”, od razu wiedziałam, że pójdziemy na niego do kina. To była wtedy dla mnie zwykła bajeczka zrobiona z amerykańskim rozmachem (i patosem), ale i tak byłam zachwycona. Nie mam na to żadnych dowodów, ale jestem więcej niż pewna, że wróciłam do kina jeszcze z dwa razy. Nikt prócz mnie tego nie pamięta, ale ja jestem pewna! :)
A dziś odliczam dni do kolejnego seansu. Nie wiem, czy druga część zachwyci mnie tak samo, ale nie mogę się doczekać, żeby wrócić do tego świata. Chociaż wiem już więcej i widzę w „Avatarze” nie tylko kolorową bajkę. Poznałam podłe praktyki Nestle i pozostałych korporacji, wiem, jak dewastują przyrodę i odcinają ludzi od źródeł wody. Nie mówiąc już o zagrożonych gatunkach... Dzisiaj na tę naiwną bajeczkę patrzę zupełnie inaczej, ale do kina pójdę. Tak więc byle do premiery!

Zakładka do przyszłości 

Kiedy Avatar pojawił się w kinach, byłam po maturze i właśnie zaczynałam studia. Film, chociaż ukazuje niesamowite krajobrazy z obcej planety, tak naprawdę sprowadza naszą uwagę na piękno, jakie mamy tutaj na Ziemi. To dzięki 'Avatarowi' dowiedziałam się, że istnieje Park Narodowy Zhangjiajie w Chinach - jedno z miejsc, w którym kręcono zdjęcia do filmu.

Wybredna maruda 

13 lat temu, wielkie bum, Avatar wchodzi do kin, szał ciał. A Maruda: meh. Jakieś wielkie niebieskie stwory? Jakieś to sci-fi? Nie moja bajka.
Przez kolejnych 13 lat ja dorastałam (potem się już tylko starzałam), zmieniał mi się gust, coraz częściej sięgałam po fantasy i inne gatunki z nadnaturalnymi postaciami, jednak wciąż nie było dnia, żeby w mojej wybrednej głowie pojawiła się myśl "hej, a może tak włączę sobie Avatara?". E-e. Nic. Nada. Nigdy nie czułam żadnego przyciągania do tego filmu. I naprawdę nie umiem wytłumaczyć mojej niechęci. A złapałam się na tym, że gdy podczas reklam w kinie pojawia się zwiastun Avatara 2, ja wywracam oczami i zajmuję się niezwykle interesującymi pyłkami kurzu na moich rękawach.
Czy możliwe, że Avatar mógłby mi się spodobać, gdybym dała mu szansę? Jak najbardziej. Ale czy zamierzam dać ją teraz, przy okazji premiery kontynuacji? Nie. Jeszcze nie. I długo jeszcze nie.

kingayo

Muszę się bez bicia przyznać, że nie obejrzałam Avatara 13 lat temu. Nie jestem kinomanką, a po za tym mam irytujący zwyczaj ignorowania trendów i mód w różnych dziedzinach. Oczywiście, wiedziałam, że ten film robi furorę, ale zdecydowałam się go obejrzeć 5 lat temu, gdy odkryłam, że mój chłopak również go nie widział. Urządziliśmy wspólny seans i dlatego mam miłe wspomnienia związane z Avatarem.

Dziabara / Podajnik animcowy

Niestety obawiam się, że nie będę umiała specjalnie pomóc, ponieważ... Avatara nigdy nie widziałam (ani tego niebieskiego, ani tego animowanego). W czasie, gdy film miał premierę, wciąż jeszcze mieszkałam na wsi i dojeżdżałam do liceum znajdującym się w mniejszym mieście. Jedyne kino znajdujące się w domu kultury praktycznie nie puszczało blockbusterów, za to wyświetlało niszowe niemieckie lub francuskie filmy wygrzebywane na potrzeby wycieczek z naszej szkoły. Nie mówiąc już o tym, że seans Avatara bez 3D byłby jak drożdżówka bez kruszonki - można, ale co to za przyjemność! I tak latka mijały, kable od internetów nabierały przepustowości, opinie o fabułe szału nie robiły i ostatecznie przeżyłam 13 lat bez doświadczania technologicznego geniuszu Jamesa Camerona (nawiasem mówiąc, Titanica też nigdy nie widziałam od samego początku... ale to chyba każdy człowiek tak ma). O, ale trailery do nowej części widziałam już z 10 razy przy różnych okazjach i faktycznie robią niesamowite wrażenie. Zwłaszcza ta woda - wydaje się 10 razy mokrzejsza niż warszawska kranówka! Hmmm... Może chociaż uda mi się załapać na jakiś maraton w grudniu? Się zobaczy.

Serdecznie dziękuję wszystkim koleżankom za poświęcony czas i odpowiedzi!

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki

Plus blogasek - oraz Instagram - są nominowane w rankingu Opowiemci! Jeśli macie ochotę zagłosować to polecam się życzliwej uwadze! Możecie mi też dać znać, czy Wasze blogi lub inne kanały SM są nominowane. 

Trzymajcie się, M

 

3 komentarze:

  1. Avatar to film ktory oglądałam trzy razy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To fascynujące, jak różne mogą być odczucia po seansie, szkoda jedynie, że tych głosów jest tylko kilka. Chętnie poczytałabym więcej wypowiedzi na temat tego filmu :) Może po drugiej części? ;)

    A premiera już dziś! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że powstał ten wpis! I jeszcze raz dziękuję za zaproszenie do podzielenia się wspomnieniami :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3