Hello!
Gdyby nie audiobooki to moja lista książek, z którymi udało mi się zapoznać, byłaby w tym roku żenująco krótka. Chciałam jednak odpocząć od reportaży czy książek popularnonaukowych, więc sięgnęłam po tytuł z serii podróżniczej Wydawnictwa Poznańskiego Anglia. Czas na herbatę autorki bloga riennahera.com.
Tytuł: Anglia. Czas na herbatę
Autorka: Marta Dziok-Kaczyńska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Anglia. Czas na herbatę to bardzo przyjemna książka do słuchania, ale niestety jej treść wpadła jednym uchem, a wypadała drugim. Początkowo nie mogłam uwierzyć, jak krótkie są części, rozdzialiki, akapity. Dwa akapity na jeden temat i to wszystko, przeskakujemy do następnego. Który może lepiej lub gorzej łączyć się z poprzednim. Niestety tej opowieści brakuje skupienia, tematu, linii przewodniej - a przynajmniej lepszego ułożenia zagadnień w ramach poszczególnych części. Obraz Anglii wyłaniający się z książki jest ciekawy, ale niesamowicie fragmentaryczny - wydawałoby się, że autorka powinna układać te puzzle, a odniosłam wrażenie, że je rozsypuje. Zaskakuje mnie, że żaden temat nie został zagłębiony, a wszystkie nie dość, że są trochę porozrzucane, to jeszcze jest to taka przebieżka z kwiatka na kwiatek.
To znaczy są w tej książce dłuższe fragmenty opisujące pewne zagadnienia, na przykład zostajemy przeprowadzeni przez system szkolny Anglii, dzięki temu, że autorka ma małe dzieci, a sama kilka lat temu tam studiowała. Ale dochodzimy do pewnego momentu - jeśli się nie mylę o spłacie kredytów studenckich i bum! wątek zakończony, teraz zajmiemy się pogodą. I nie wiem, czy to jest osoby rozdział, dosłownie wizualnie zaczyna się od nowej strony, czy w książce są tylko takie podtytuły do kolejnych akapitów. Jeśli to pierwsze - to wielki plus dla projektu składu książki. Jeśli nie, to niestety tym bardziej czuję, że moje narzekanie na brak pewnej koherentności książki, jest uzasadnione. Dosłownie musiałam przerywać słuchanie, ponieważ te tematy nie wypływały naturalnie jeden z drugiego i miałam wrażenie, że zaczynam słuchać innej książki, a nie kontynuuję tę, którą już słuchałam.
Nie zaczynałam słuchania tej książki z założeniem, że to reportaż, ale brak głębszych refleksji i tak mnie zaskoczył. Przy czym nie wiem, czy to wada samej książki, czy wynika to z faktu, że czytam bloga autorki od pewnie 15 lat, regularnie słucham jej podcastu (i nie chcę nawet przez to napisać, że książka powtarza ich treści – trochę tak, ale nie do końca) i czasami jej wpisy są zwyczajnie dłuższe, niż to ile miejsca zostało poświęcone na dany temat w książce. I jak wspominałam nie chodzi mi tu nawet o tematy, ale o samą długość fragmentów poruszających dane zagadnienie. Nie wiem, jak wyglądało to fizycznie w książce, ale słuchając audiobooka, bardzo często miałam wrażenie, że autorka nie zdążyła jeszcze dobrze rozpocząć jakiegoś tematu, a już dostawaliśmy fragment dotyczący czegoś zupełnie innego.
Miałam okazję przyjrzeć się książce przez chwilę podczas Tragów Książki w Warszawie i w swojej fizycznej wersji zyskuje ona bardzo, bardzo wiele - na czele z tym, że jej dużą i integralną część stanowią zdjęcia. I ogólnie jest naprawdę bardzo ładna i starannie przygotowana. Być może to przypadek książki, której robienie audiobooka nie było najlepszym pomysłem; audiobook (poza różnymi abonamentami) kosztuje ok. 45 złotych, a książka na stronie wydawnictwa w tym momencie 36. Naprawdę wygląda (i to całkiem dosłownie) na to, że zdecydowanie lepiej kupić jednak fizyczne wydanie.
Można się też zastanowić, jaki byłby odbiór książki, gdyby audiobooka czytała autorka - wydaje mi się, że to mogłoby być bardzo ciekawe. Bo muszę napisać, że lektorka nie do końca mi odpowiadała - jak zazwyczaj nie mam problemu ze słuchaniem książek w szybkości 1,5 (a zdarzało się, że i szybciej), tak tutaj musiałam na 1,3.
Nie do końca rozumiem, dlaczego książka nie zaczyna się od części opisujących historię Anglii i Wielkiej Brytanii, bo niestety ten brak chronologii sprawił, że nic nie zapamiętałam z samego początku opowieści, bo moja pamięć się jakby zresetowała i zaczęła zapamiętywać informacje po kolei.
Natomiast naprawdę nie rozumiem i irytowało mnie podczas słuchania to, że cost-of-living crisis, gdy pojawia się w tekście po raz pierwszy owszem jest wyjaśniony, ale później występuje tylko po angielsku. Nie wiem, czy kryzys kosztów życia w Anglii jest jakiś szczególny, ale ogólnie - jak widać - kryzys kosztów życia to zupełnie zwyczajne, przetłumaczalne określenie i nie widzę żadnego powodu, aby występował w książce po angielsku. I druga rzecz, która zupełnie wybiła mnie ze słuchania i powagi sytuacji - określenie "handel żywym towarem" zamiast "handlu ludźmi". Mam wrażenie, że po pierwsze nie używa się go powszechnie od wielu, wielu lat, a po drugie zupełnie nie pasuje ono do tonu tej książki. Może chciano tak podkreślić wagę zarzutów, ale wyszło zastanawiająco.
Bardzo narzekam, ale przysięgam, że to nie jest tak, że to jest słaba książka. Po prostu jej narracja jest prowadzona w specyficzny sposób, który jednym osobom może pasować bardziej, a innym mniej. Ogólnie słucha się jej przyjemnie, można się dowiedzieć wielu ciekawostek i skonfrontować własne założenia czy stereotypy. Sama miałam dłuższą przerwę w słuchaniu - bo nie ukrywam, trudno było mi ten audiobook dosłuchać - ale okazało się, że akurat było to tuż przed fragmentami, które - oprócz części historycznej - były chyba najlepsze w całej książce, a dotyczyły podróży i atrakcji turystycznych, nie tak oczywistego tematu kulinariów oraz kultury. Słuchając ich, doszłam do wniosku, że autorce o wiele lepiej szło pisanie o właśnie takich konkretach niż ludziach i mentalności. Albo to po prostu kwestia tego, że ogólnie im dalej w książkę, tym wydaje się, że staje się ona lepsza (choć jak pisałam, miałam problem, aby ją dokończyć). Ostatecznie mam do niej dość ambiwalentny stosunek, ale niestety jednego jestem pewna - niewiele z niej zapamiętałam. A jeśli miałabym polecać, to na pewno wydanie papierowe.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
LOVE, M
Jak zobaczyłam tę książkę pierwszy raz to, planowałam ją przeczytać, a później o niej zapomniałam. Widzę, że raczej nie mam czego żałować.
OdpowiedzUsuńSkoro treść jest fragmentaryczna, autorka nie skupia się na żadnym temacie i żadnego nie traktuje dogłębnie, to chyba szkoda czasu na tę książkę. Lepiej wybrać ambitniejszą i ciekawszą. :)
OdpowiedzUsuńByć może kiedyś przeczytam tę książkę, ale wyłącznie w formie papierowej i jeśli będzie kiedyś w bibliotece. Swoją drogą, preferuję właśnie wydania drukowane i gustuję w powieściach. Stąd reportaże rzadko goszczą w moim czytelniczym repertuarze. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać że jeszcze nie przesłuchaniam żadnego audiobooka, zdecydowanie wolę wersję papierową. Wszystkiego dobrego 🙂
OdpowiedzUsuńAnglię lubię, najbardziej jednak Walię i Szkocję... więc...
OdpowiedzUsuńKsiążką zachęcony nie jestem, ale recenzja całkiem spoko.
OdpowiedzUsuńŚwietna, wyważona recenzja! Dzięki za tak szczegółowy opis – chyba faktycznie lepiej sięgnąć po papierową wersję niż audiobooka.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie zostaje na dłużej w czytelniku. Anglia to ciekawy temat. Cały czas się zastanawiam nad wyjazdem. Po prostu już tyle mam umiejętności i wiedzy, nawet wykształcenia, kursów i szkoleń, a stałej pracy brak, że powoli mam tego dość.
OdpowiedzUsuńCześć ♥
OdpowiedzUsuńO coś dla mnie. Zwłaszcza po ostatniej wycieczce do Londynu ♥
Miłego dnia! :) Pozdrawiam serdecznie!🤗
PS. Dziękuję za komentarz u mnie ;)
Angelika
I tu pojawia się przewaga książki drukowanej, jak sama wspominasz, ilustracje, szata graficzna... głos i interpretacja lektora tez czasami przeszkadza w odbiorze.
OdpowiedzUsuńTaka urywana narracja może skutecznie zniechęcić do lektury.
OdpowiedzUsuń