środa, 9 lipca 2025

Naturalne konsekwencje - Squid Game sezon 3

 Hello!

Wpisałam sobie w kalendarz datę premiery trzeciego sezonu Squid Game, zaplanowałam sobie, kiedy opublikuję ten wpis, wiedząc, że dopiero w pierwszy weekend lipca najprawdopodobniej będę miała czas, aby usiąść do oglądania. I wiecie, co mnie zaskoczyło? Że przez cały ten czas wpadłam na dosłownie 3 spoilery (i to malutkie) tego sezonu. I to nie dlatego, że mam jakieś fantastyczne umiejętności ich unikania - po prostu nikt o nim nie pisał, nie wspominał, nie omawiał. Ba, widziałam więcej postów typu "co? 3 sezon? kiedy? czy oni go w ogóle nie reklamowali?" niż komentarzy o samym serialu. A marketingowo - widziałam więcej reklam KFC z różowym burgerem (jadłam, bardzo taki sobie) niż zapowiedzi tego trzeciego sezonu. Który nawet głupio nazywać trzecim sezonem, bo to po prostu druga część drugiego sezonu - a o pierwszej możecie przeczytać TUTAJ

(Poza tym całą uwagę w tym czasie zgarnęły K-pop demon hunters - ciekawostka Lee Byung-hun może pochwalić się byciem częścią i K-popowych łowczyni demonów, i Squid Game). 

Ale przechodząc do meritum - nie przysypiałam, jak na drugim sezonie, ba! zryczałam się, jak wypadało, chociaż akurat nie na ostatnim odcinku. Pod pewnymi względami te 6 odcinków podobało mi się dużo bardziej niż sezon pierwszy i drugi - ale być może to tylko kwestia tego, że bohaterowie drugiego sezonu faktycznie byli z widzami (mieli czas pożyć w ich świadomości dodatkowe pół roku) dłużej i przez to wytworzyło się pomiędzy widzami i bohaterami większe przywiązanie. (Dlatego też teraz z większym sentymentem patrzę na pierwszy sezon niż tuż po jego obejrzeniu).

Ostatecznie okazuje się, że Squid Game i cała krucjata Gi-huna jest jednak wyprawą kameralną, która musi skupić się na tu i teraz każdego bohatera zamkniętego w grze. Skorumpowanego systemu chciwych, złych, bogatych, zdemoralizowanych, psychopatycznych ludzi nie da się zniszczyć od środka - mimo szczerych chęci, bo ludzie są różni, a wśród tych zamkniętych w grze są osoby tak samo chciwe i psychopatyczne, jak te, które grę oglądają - tyle że nie mają pieniędzy. A pieniądze rządzą światem, który nie był, nie jest i nie będzie sprawiedliwy. 

Oglądając koniec ostatniej gry, nie mogłam nie pomyśleć o Igrzyskach Śmierci i o tym, że Igrzyska Śmierci potrzebowały zwycięzcy - nawet jeśli musiałoby być to dwóch zwycięzców - natomiast Squid Game tak naprawdę nie potrzebuje żadnego - a jego brak co najwyżej rozczarowałby specjalnych gości, którzy po prostu w kolejnym roku oczekiwaliby lepszej "rozrywki". To ciekawe, że w Igrzyskach Śmierci udało się rozmontować wieloletnie systemowe, państwowe battle royale, ale ukryta inicjatywa prywatna w Squid Game w tej czy innej formie będzie trwała.  

Nie wiem zupełnie, czy było to intencją twórcy Sqiud Game, czy wyszło to nieco przypadkiem i było w pewnym sensie naturalną konsekwencją umieszczenia w serialu kobiety w ciąży, a później noworodka, ale biorąc pod uwagę sytuację demograficzną Korei Południowej, nie sposób się nie zastanawiać, czy ten sezon nie jest trochę propagandą prodemograficzną. I nie piszę tego cynicznie, bo patrzcie, że przez sezony dorośli grają w gry dla dzieci i ostatecznie to w pewnym sensie - bardziej i mniej dosłownym - dzieci "wygrywają". 

Nie jestem zła, nie jestem rozczarowana tym sezonem, w zasadzie cieszę się, że historia Gi-huna została jednoznacznie zamknięta. Mam nadzieję, że nie powstaną kolejne sezony - ani osadzone w przeszłości, ani na innych kontynentach, a to, co widzieliśmy na koniec, to tylko oznaka tego, że gry jako chciwa, okrutna, prywatna inicjatywa istnieją w innych miejscach. 

Przy czym muszę zaznaczyć, że moje odczucie wobec tego serialu nigdy nie były szczególnie intensywne, pewnie dlatego na przykład fakt, że wątek poszukującego brata detektywa bardziej pochłania czas ekranowy, niż się rozwija, zupełnie mnie nie ruszył - z jakiegoś powodu miałam poczucie, że to obraz efektu utopionych kosztów i tak właśnie miało być (nawet jeśli nasz bohater zostaje pokazany jako nie najbystrzejszy). Tak naprawdę jedyne dwie rzeczy, które wydały mi się szczególnie zaskakujące to duża rola gracza 125, czyli Min-su, oraz fakt, jak wielu anonimowych bohaterów dotarło do finałowej gry - która w zestawieniu z innymi wydawała się bardzo... naciągana. To znaczy skonstruowana bardzo specjalnie do narracji - w przeciwieństwie do naturalnych gier jak skakanka czy chowanego.  

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

 

2 komentarze:

  1. Totalnie nie podobał mi się ten sezon. Robiony na siłę i za bardzo rozwlekany. Liczyłam na większe efekty zaskoczenia ;) Trudno, ale dobrze, że mam to już za sobą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądam właśnie sezon trzeci, mam mieszane uczucia.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3