Hello!
Trochę późno, bo doczytywałam książkę jeszcze dzisiaj na zajęciach, a zajęcia mam do 20, ale jest: kilka słów o książce "Japonizacja. Anime i jego polscy fani". A już miałam zrezygnować i oddać ją do biblioteki bez czytania. Ale zbliżanie się czasu oddania jednak mnie zmotywowało i ogromnie się cieszę, że jednak wyskubałam tych kilka godzinek, aby się z książką zapoznać, bo było warto.
Największym problemem tej książki jest jej okładka, która krótko mówiąc jest po prostu fatalna.
Autorami "Japonizacji" są Piotr Siuda i Anna Koralewska i chwilę czytania zajęło mi ogarniecie, że książka jest napisana w sposób poglądy/badania kogoś innego i komentarz/polemika autorów, a ponieważ pierwsze akapity mojego tekstu pisałam już po przeczytaniu kilku stron książki, w trochę bojowym nastroju, już chciałam się kłócić. Dlatego 2 poniższe akapity są napisane w trochę innym tonie niż reszta. Chciałabym to zaznaczyć już na początku, bo później tłumaczę to jeszcze raz, ale nie chciałabym usuwać poniższych akapitów. W każdym razie chodzi o to, że już nie chcę się z nikim kłócić (przynajmniej na razie), i że autorzy wiedzą co referują, niekoniecznie się z tym zgadzają.
Autorzy trochę twierdzą, że twórcy anime bardziej świadomie korzystają z amerykańskiej kultury niż z własnej i dość mocno pomijają fakt, że anime wywodzi się z mangi więc jednak od źródła bardziej japońskiego niż animacja, którą przypisują Amerykanom.
"(...) zaryzykować można stwierdznie, że dziedzictwo kulturowe wpłynęło na to, co znajdujemy w dziejsyszch animacjach" (58) słowo zaryzykować jest mocno wątpliwe. Tym bardziej, że autorzy przywołują później całą masę przykładów z przeróżnych kategorii które to 'ryzyko' zdecydowanie zmniejszają a w sumie to niwelują.
To nie tak, że się czepiam tylko się naprawdę zastanawiam, dlaczego czas jednego okresu został podany w nawiasach, a drugiego nie.
Mam wrażenie, że autorzy stawiają jakąś tezę, a później szukając argumentów na jej potwierdzenie, potwierdzają ją aż za bardzo. Nie jest to czymś złym, tylko może ktoś robiący redakcję (o ile była robiona, szczerze wierzę, że tak, ale danych redaktora czy korektora w książce brak) powinien był zasugerować usunięcie tego zaryzykować. Bo później autorom naprawdę dobrze wychodzi przedstawienie połączenia elementów amerykańskich i japońskich w anime. Chociaż osobiście jestem nieprzekonana, to znaczy oprócz poprzedniej książki, od której ta ogólnie jest zdecydowanie lepsza, czytałam trochę innych rzeczy o historii anime i mangi i parę rzeczy mi się nie zgadza. Ale to tylko oznacza, że muszę doczytać więcej. I to też jest pewne osiągnięcie książki, jeśli chce się zgłębiać poruszany przez nią temat. A ta konkretna ma dwadzieścia dwie kartki bibliografii, chociaż zdecydowana większość jest anglojęzyczna, ale część, niewielka, bo niewielka, jest dostępna w internecie. A będąc już przy tym temacie warto zaznaczyć, że sporo jest także przypisów i to nie tylko informujących o źródłach, ale autorzy tłumaczą też niektóre pojęcia, albo na przykład kwestię negatywnego postrzegania określenia otaku.
Ważne jest to, że autorzy raczej przedstawiają i to dość dokładnie oraz komentują powstałe już prace z zakresu badań kulturą i anime i im dalej w treść książki tym robi się ciekawiej. Nawet jeśli wiedziało się o amerykańskiej cenzurze na japońskich animacjach wiele rzeczy zawsze jest zaskakujących, tym bardziej, że zostają przedstawione w innym kontekście niż zwykle - w tym przypadku jest to kontekst usuwania śladów Japonii z anime, a nie jak przeważnie kwestie przemocy. A później autorzy tłumaczą, że to chyba (bardzo) nie tak do końca, bo duża część widzów jednak wie skąd pochodzi to co oglądają, ba, jest tym żywo zainteresowana. To tak w skrócie, polecam doczytać, bo naprawdę są tam interesujące rzeczy.
Nie chciałabym pisać streszczenia, bo po pierwsze zajęłoby to za dużo miejsca, a po drugie nie o to chodzi, ale w skrócie znalazłam w tej książce, to czego oczekiwałam po "Anime - poszukiwaniu istoty fenomenu" i muszę napisać, że "Japonizacja" to poszukiwanie realizuje dużo lepiej, a i dokłada naprawdę wiele innych interesujących rzeczy. I to w tonie, na który liczyłam, czyli takim popularno-naukowym (choć prawdę powiedziawszy nie jestem pewna tej kwalifikacji i czy jednak nie bliżej książce do tonu naukowego).
"ścieżką uwielbienia"
Żeby wspomnieć jeszcze pokrótce o kilku poruszanych aspektach, abyście wiedzieli o czym jeszcze możecie się dowiedzieć. Jest o Pokemonach (ogólnie przykłady anime wykorzystywane w książce to raczej znane tytuły) i kreatywności, różnorodność, odmienności, traumie i poczuci zagrożenia Naprawdę mnóstwo interesujących rzeczy. I jeszcze jeden plus tej książki, jeśli się coś wiedziało/zaobserwowało, ale nie miało się do tego podstawy teoretycznej, czy nie wiedziało się, że jest to jakoś usystematyzowane i ktoś to opisał, to w wielu wypadkach znajdzie się w tej książce potwierdzenie swoich przypuszczeń.
Poza tym ta książka dobrze robi na ego albo może robić. To znaczy autorzy odwołują się do poważnych naukowych tekstów, które czytałam na zajęcia z teorii mediów czy wiedzy o kulturze (i czułam się taka mądra). Ale z drugiej strony to może przerażać. Prawdę powiedziawszy nie wiem czy obecny licealista słyszał określenie postmodernizm, nie mówiąc o tym, czy wie co ono oznacza. Ale to tylko oznacza, że nie jest to raczej książka przeznaczona dla kogoś w liceum. Ale z drugiej strony jestem tak także wiele odniesień i nazwisk, których sama nie znałam i które musiałam sprawdzić - być może lektura tej książki zachęci także innych do szukania informacji.Te uwagi tyczą się głównie rozdziału dotyczącego pojęcia bycia fanem i różnych obliczy tego zjawiska. Na przykład niechęci do stosowania określenia otaku, które chyba ciągle ma jednak negatywne konotacje. Co ciekawe w Polsce za pozytywne przyjęło się określenie mangozjeby na fanów anime i mangi. A przynajmniej na własne uszy słyszałam liczne deklaracje, że jest to jak najbardziej akceptowalna i pozytywna nazwa, wyrażająca dystans do społecznego postrzegania osób interesujących się MiA.
"Działając w obrębie niszowej i nieoficjalnej gospodarki, to jest nielegalnie" (s. 151)
To jest chyba najlepsza, a na pewno taka, która wywołała najwięcej szczerego śmiechu, definicja czegoś nielegalnego, jaką czytałam.
Układ książki prowadzi od ogółu do szczegółu: fenomenu anime, ogółu fanów aż do polskiej społeczności fansuberów (czyli fanów robiących napisy). I jeśli do tej pory już było interesująco, to część trzecia jest jeszcze bardziej fascynująca. Autorzy przechodzą od komentowania do badania. I wnioski z tychże badań (czyli społeczności fansuberów, badań trzyletnich, wydaje mi się, że można dodać aż trzyletnich), a także wypowiedzi badanych są takie bliskie. Szczególnie wypowiedzi. Człowiek czyta i myśli sobie, że czuje to samo i mógłby to samo powiedzieć. A badacze dodają od siebie na przykład kwestie związane z prawami autorskimi. Ale także o aferach, które wybuchały w związku z robieniem napisów do anime na przykład około 2005 roku.
Jeśli jesteście zainteresowanie tematem anime, Japonii i kwestii globalizacji, socjologii, nie przerażają Was słowa takie jak symulakry, determinanty oraz przypisy i odwołania do innych badaczy (a nie powinno Was to przerażać), zastanawiacie się, co myślą sobie na różne tematy ludzie robiący polskie napisy do anime (na przykład na temat moralności i piractwa, przecież wiadomo, że każdy pirat ma kodeks honorowy i oni też), ogólnie jeśli macie poczucie, że potrzebujecie czegoś mądrego na temat anime, bo wydaje Wam się, że to takie dziecinne hobby, to książka dla Was. I jest to naprawdę dobra książka.
LOVE, M
>Okladka w stylu "pacz jeste mango artystom"
OdpowiedzUsuńO-ok
Bardzo ciekawe są takie książki - w sumie jest to literatura naukowa i czytając ją wyrabiasz sobie pewne obycie w temacie, co jest bardzo ważne :) Ja to w sumie jestem początkujący, jeśli chodzi o anime, tylko kilka obejrzałem, wiec raczej książka nie dla mnie :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!