niedziela, 7 maja 2017

Relacje kosmiczne ("Strażnicy Galaktyki vol.2")

Hello!
Strażnicy Galaktyki w świecie Marvela to osobliwe zjawisko. Praktycznie nie mają powiązań z Ziemią, ich akcja dzieje się w kosmosie, są samodzielni i autonomiczni. Oraz zabawni. Albo przynajmniej tak im się wydaje. W drugim filmie coś bardzo nie zagrało. Gdy tylko wyszłam z kina nie potrafiłam zbyt dużo powiedzieć o tym filmie, tyle, że mi się podobał i fajnie się na niego patrzyło, ale z przekonaniem, że zaraz o nim zapomnę. Wiedziałam też, że będzie z tego powodu problem z napisaniem recenzji, ale wymyśliłam sposób, jak ją ugryźć. Wpis jest wybitnie spoilerowy.
 


Baby Groot vs. reszta kosmosu. Uwielbiam Groota, nie rozumiem, dlaczego cały film nie ma tytułu „Groot i rodzina”. Nie było możliwości, aby badylek nie skradł serc widzów. Ale na przekładzie scen z jego udziałem można napisać, o jednym z problemów tego filmu, czyli zbyt długich, niepotrzebnie rozciągniętych sekwencjach. O ile napisy początkowe są naprawdę super, to na przykład moment, gdy Rocket i Yondu wysyłają Groota po 'irokeza' po 3 nieudanych próbach nie jest zabawny a męczący.

Drax vs. Mantis. A najlepszym przykładem męczących żartów jest relacja tych dwojga. Jeśli to miało być zabawne, to ktoś odpowiedzialny za ich wymiany zdań nie ma za grosz smaku. I chociaż wiadomo jaki jest Drax, to było zdecydowanie za dużo. W sumie to nawet nie było męczące, to było żenujące. Na dodatek na bardzo różnych poziomach. 
 

Gamora vs. Nebula. Mam problem z nimi dwiema. Nie wiem, czy fakt pojawienia się Nebuli i tego, że siostrzany wątek ma miejsce w filmie mi się podoba, bo nie został najgorzej poprowadzony, czy nie podoba, bo jest jednocześnie niepotrzebny i potrzebny. Niepotrzebny, bo wszystkie sceny, w których jest Nebula można by skrócić do 3, czy potrzebny, bo gdyby nie ona Gamora zostałaby bez pary. Z Mantis się nie dogadała, co nie jest szczególnie zaskakujące, ale gdyby nie była taka wredna, bohaterowie szybciej by się dowiedzieli o planach Ego. Co nie zmienia faktu, że zaraz po Groocie Gamora jest moją ulubioną postacią.

Gamora vs. Peter. I ich 'mała milcząca sprawa' lub podobnie. To znaczy nie liczcie na rozwój wątku romantycznego, bo rodzina jest ważniejsza. Prawda jest jednak taka, że Gamora faktycznie namawiała Petera do polecenia na planetę, a potem stwierdziła, że coś jest z nią nie tak i powinni wracać. I tak w sumie większość filmu na siebie wrzeszczą, bo oboje są uparci i nic się nie zmienia. 



Rocket vs Peter. Jak bardzo oni się nie dogadują nie sposób opisać słowami. Są wredni, złośliwi i aroganccy (obaj ale zarzuty o bycie profesjonalistą we wkurzaniu ludzi lecą tylko w stronę Rocketa), ale bez tych kłótni, które chyba w którymś momencie miały być śmieszne, a nie są, na koniec nie mogłaby zajść w Rockecie przemiana, nie mógłby zrozumieć, że może otworzyć swoje serce i że Strażnicy naprawdę go lubią. I to jego rodzina.

Rocket vs. Yondu. Otóż sprawcą zmiany Rocketa jest nie kto inny tylko Yondu. Jest on też sprawcą jednej z najbardziej dręczących mnie scen filmowych od dawna. Na statku, którego był kapitanem wybuchł bunt, którego nie udało się stłumić. Członkowie załogi, którzy pozostali wierni kapitanowi, zostali na jego oczach wyrzuceni w przestrzeń kosmiczną. Sam Yondu potem trafił do celi z Rocketem, ale udało im się uwolnić. Ale Yondu postanowił się zemścić. Swoją strzałką zabił buntowników. Problem jest taki, że jak na morderstwa są zdecydowanie zbyt widowiskowe. Naprawdę efekt świetlny strzałki robi wrażenie, niesamowite i te sceny w dużej części są bardzo ciekawie nakręcone i nawet pomysłowe, ale ich motywacja mnie uwiera.

Peter vs. Ego. Jeśli coś jest zbyt piękne aby było prawdziwe, to pewnie nie jest. Początkowo nie miałam złych podejrzeń wobec ojca Petera, ale o ja naiwna. Jednym z sygnałów, że coś jest zdecydowanie nie tak, to przeurocza scena, gdy bohaterowie rzucają sobie kulkę mocy. Jeśli wcześniej jeszcze mogło się wydawać, że będzie to historia o ich szczęściu, to właśnie przestało. Teraz pozostawało pytanie, czy Peter da się porwać wizji swojego ojca, zwanej Ekspansją, czy nie.



Ego vs. Logika. Logika to nie postać w tym filmie, chociaż by się przydała. Wiecie, czemu Peter nie przeszedł na stronę ojca? Bo pan planeta, żyjący od miliardów lat, najmądrzejsze stworzenie we wszechświecie przyznało się, że guz mózgu matki Petera, to jego sprawka. Tak wprost. Chociaż Peter powtarzał, jaka ona była dla niego ważna, jak ją kochał. Poza tym Ego zniszczył mu też walkmana. Druga dziura: to cały plan Ego. Ponieważ cierpiał na samotność, stworzył istotę biologiczną, ale się rozczarował więc postanowił zrobić sobie dzieci z różnymi kosmitkami, z czego tylko Peter to przeżył i razem z tym dzieckiem zniszczyć wszystko w kosmosie, tak, aby tylko ich dwójka pozostała. Na wieczność. Kwestia tego, że Ego jest psychiczny chyba nawet całkiem otwarcie pada w filmie.

Peter vs. Yondu. Przez tę scenę, która była już w zwiastunach i ogłoszeniem, kto jest tatą Petera patrzyłam na ten film troszkę jak na „Gwiezdne Wojny”, ale wystarczyło poczekać jeszcze parę minut, aby skojarzenie było inne. Otóż „Strażnicy Galaktyki vol.2” chcą robić konkurencję "Szybkim i wściekłym" w pokazywaniu tego, że rodzinę jednak można wybrać i że ona jest najważniejsza. A najważniejsza jest kwestia ojcostwa. Widz ma lepiej, niż bohaterowie, bo wie dużo więcej i naprawdę bardzo szybko załapie, że Yondu nie oddał Petera Ego, bo nie chciał skazywać go na los poprzednich dzieci i że tak w sumie, to bardziej go adoptował. Peter przez te 34 lata tego nie załapał, ale nie żeby Yondu mu to ułatwiał, ale dzięki temu mamy 'ładne' zakończenie.


Sprzymierzeni vs. ludzkie zachowania. Złote ludki nie odgrywają w filmie znaczącej roli, ale mają jedną cudowną scenę. Nasi główni bohaterowie uciekają przed ich flotą, skutecznie, bo został ostatni statek złotych. Który ostatecznie też został pokonany. Pilotowi, bo Sprzymierzeni korzystają ze statków kierowanych zdalnie, kibicowali piloci wcześniej zestrzelonych jednostek. W momencie, gdy  i on stracił statek, posypały się w jego stronę komentarze typu "typowe", "zwaliłeś sprawę", itp., itd. Widać nawet kosmici zachowują się jak typowi ludzie. 

M vs ładność. Otóż ludzie zachwycają się jak ten film jest kolorowy, ładny i niesamowity. Mamy złotych ludzi, planeta Ego wygląda ładnie i niektóre sceny w przestrzeni kosmicznej są faktycznie powalające, ale poza tym nie jest jakiś szczególny. Co do muzyki: to nie moje klimaty, chociaż zdarzało mi się 'tańczyć' na fotelu. Najbardziej podobała mi się piosenka z momentu, gdy Peter rzuca się na ojca. Jeszcze co do ładności - piękny jest pogrzeb Yondu, ale po pierwsze dużo brakuje mu do piękna pogrzebu Friggi, a po drugie emocji. 

Pozdrawiam, M


2 komentarze:

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3