Hello!
Strażnicy
Galaktyki w świecie Marvela to osobliwe zjawisko. Praktycznie nie
mają powiązań z Ziemią, ich akcja dzieje się w kosmosie, są
samodzielni i autonomiczni. Oraz zabawni. Albo przynajmniej tak im
się wydaje. W drugim filmie coś bardzo nie zagrało. Gdy tylko
wyszłam z kina nie potrafiłam zbyt dużo powiedzieć o tym filmie,
tyle, że mi się podobał i fajnie się na niego patrzyło, ale z
przekonaniem, że zaraz o nim zapomnę. Wiedziałam też, że będzie
z tego powodu problem z napisaniem recenzji, ale wymyśliłam sposób,
jak ją ugryźć. Wpis jest wybitnie spoilerowy.
Baby
Groot vs. reszta kosmosu. Uwielbiam Groota, nie rozumiem, dlaczego
cały film nie ma tytułu „Groot i rodzina”. Nie było
możliwości, aby badylek nie skradł serc widzów. Ale na
przekładzie scen z jego udziałem można napisać, o jednym z
problemów tego filmu, czyli zbyt długich, niepotrzebnie
rozciągniętych sekwencjach. O ile napisy początkowe są naprawdę
super, to na przykład moment, gdy Rocket i Yondu wysyłają Groota
po 'irokeza' po 3 nieudanych próbach nie jest zabawny a męczący.
Drax
vs. Mantis. A najlepszym przykładem męczących żartów jest
relacja tych dwojga. Jeśli to miało być zabawne, to ktoś
odpowiedzialny za ich wymiany zdań nie ma za grosz smaku. I chociaż
wiadomo jaki jest Drax, to było zdecydowanie za dużo. W sumie to
nawet nie było męczące, to było żenujące. Na dodatek na bardzo
różnych poziomach.
Gamora
vs. Nebula. Mam problem z nimi dwiema. Nie wiem, czy fakt pojawienia
się Nebuli i tego, że siostrzany wątek ma miejsce w filmie mi się
podoba, bo nie został najgorzej poprowadzony, czy nie podoba, bo
jest jednocześnie niepotrzebny i potrzebny. Niepotrzebny, bo
wszystkie sceny, w których jest Nebula można by skrócić do 3, czy
potrzebny, bo gdyby nie ona Gamora zostałaby bez pary. Z Mantis się
nie dogadała, co nie jest szczególnie zaskakujące, ale gdyby nie
była taka wredna, bohaterowie szybciej by się dowiedzieli o planach
Ego. Co nie zmienia faktu, że zaraz po Groocie Gamora jest moją
ulubioną postacią.
Gamora
vs. Peter. I ich 'mała milcząca sprawa' lub podobnie. To znaczy nie
liczcie na rozwój wątku romantycznego, bo rodzina jest ważniejsza.
Prawda jest jednak taka, że Gamora faktycznie namawiała Petera do
polecenia na planetę, a potem stwierdziła, że coś jest z nią nie
tak i powinni wracać. I tak w sumie większość filmu na siebie
wrzeszczą, bo oboje są uparci i nic się nie zmienia.
Rocket
vs Peter. Jak bardzo oni się nie dogadują nie sposób opisać
słowami. Są wredni, złośliwi i aroganccy (obaj ale zarzuty o
bycie profesjonalistą we wkurzaniu ludzi lecą tylko w stronę
Rocketa), ale bez tych kłótni, które chyba w którymś momencie
miały być śmieszne, a nie są, na koniec nie mogłaby zajść w
Rockecie przemiana, nie mógłby zrozumieć, że może otworzyć
swoje serce i że Strażnicy naprawdę go lubią. I to jego rodzina.
Rocket
vs. Yondu. Otóż sprawcą zmiany Rocketa jest nie kto inny tylko
Yondu. Jest on też sprawcą jednej z najbardziej dręczących mnie
scen filmowych od dawna. Na statku, którego był kapitanem wybuchł
bunt, którego nie udało się stłumić. Członkowie załogi, którzy
pozostali wierni kapitanowi, zostali na jego oczach wyrzuceni w
przestrzeń kosmiczną. Sam Yondu potem trafił do celi z Rocketem,
ale udało im się uwolnić. Ale Yondu postanowił się zemścić.
Swoją strzałką zabił buntowników. Problem jest taki, że jak na
morderstwa są zdecydowanie zbyt widowiskowe. Naprawdę efekt
świetlny strzałki robi wrażenie, niesamowite i te sceny w dużej
części są bardzo ciekawie nakręcone i nawet pomysłowe, ale ich
motywacja mnie uwiera.
Peter
vs. Ego. Jeśli coś jest zbyt piękne aby było prawdziwe, to pewnie
nie jest. Początkowo nie miałam złych podejrzeń wobec ojca
Petera, ale o ja naiwna. Jednym z sygnałów, że coś jest
zdecydowanie nie tak, to przeurocza scena, gdy bohaterowie rzucają
sobie kulkę mocy. Jeśli wcześniej jeszcze mogło się wydawać, że
będzie to historia o ich szczęściu, to właśnie przestało. Teraz
pozostawało pytanie, czy Peter da się porwać wizji swojego ojca,
zwanej Ekspansją, czy nie.
Ego
vs. Logika. Logika to nie postać w tym filmie, chociaż by się
przydała. Wiecie, czemu Peter nie przeszedł na stronę ojca? Bo pan
planeta, żyjący od miliardów lat, najmądrzejsze stworzenie we
wszechświecie przyznało się, że guz mózgu matki Petera, to jego
sprawka. Tak wprost. Chociaż Peter powtarzał, jaka ona była dla
niego ważna, jak ją kochał. Poza tym Ego zniszczył mu też
walkmana. Druga dziura: to cały plan Ego. Ponieważ cierpiał na
samotność, stworzył istotę biologiczną, ale się rozczarował
więc postanowił zrobić sobie dzieci z różnymi kosmitkami, z
czego tylko Peter to przeżył i razem z tym dzieckiem zniszczyć
wszystko w kosmosie, tak, aby tylko ich dwójka pozostała. Na
wieczność. Kwestia tego, że Ego jest psychiczny chyba nawet
całkiem otwarcie pada w filmie.
Peter
vs. Yondu. Przez tę scenę, która była już w zwiastunach i
ogłoszeniem, kto jest tatą Petera patrzyłam na ten film troszkę
jak na „Gwiezdne Wojny”, ale wystarczyło poczekać jeszcze parę
minut, aby skojarzenie było inne. Otóż „Strażnicy Galaktyki
vol.2” chcą robić konkurencję "Szybkim i wściekłym"
w pokazywaniu tego, że rodzinę jednak można wybrać i że ona jest
najważniejsza. A najważniejsza jest kwestia ojcostwa. Widz ma
lepiej, niż bohaterowie, bo wie dużo więcej i naprawdę bardzo
szybko załapie, że Yondu nie oddał Petera Ego, bo nie chciał
skazywać go na los poprzednich dzieci i że tak w sumie, to bardziej
go adoptował. Peter przez te 34 lata tego nie załapał, ale nie
żeby Yondu mu to ułatwiał, ale dzięki temu mamy 'ładne'
zakończenie.
Sprzymierzeni
vs. ludzkie zachowania. Złote ludki nie odgrywają w filmie
znaczącej roli, ale mają jedną cudowną scenę. Nasi główni
bohaterowie uciekają przed ich flotą, skutecznie, bo został
ostatni statek złotych. Który ostatecznie też został pokonany.
Pilotowi, bo Sprzymierzeni korzystają ze statków kierowanych
zdalnie, kibicowali piloci wcześniej zestrzelonych jednostek. W
momencie, gdy i on stracił statek, posypały się w jego
stronę komentarze typu "typowe", "zwaliłeś sprawę",
itp., itd. Widać nawet kosmici zachowują się jak typowi ludzie.
M
vs ładność. Otóż ludzie zachwycają się jak ten film jest
kolorowy, ładny i niesamowity. Mamy złotych ludzi, planeta Ego
wygląda ładnie i niektóre sceny w przestrzeni kosmicznej są
faktycznie powalające, ale poza tym nie jest jakiś szczególny. Co
do muzyki: to nie moje klimaty, chociaż zdarzało mi się 'tańczyć'
na fotelu. Najbardziej podobała mi się piosenka z momentu, gdy
Peter rzuca się na ojca. Jeszcze co do ładności - piękny jest
pogrzeb Yondu, ale po pierwsze dużo brakuje mu do piękna pogrzebu
Friggi, a po drugie emocji.
Pozdrawiam,
M
Ciekawa jestem tego filmu :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń