Hello!
Tygodniowe opóźnienie w mini notkach o kolejnych odcinkach "Doctora Who", staje się tradycją i pewnie tak zostanie. Gdyby nie to, że zrobiłam sobie notatki do posta, na któryś nudniejszych zajęciach w tygodniu, mogłabym nie znaleźć czasu, aby napisać cokolwiek. Całkiem możliwe, że w środę nie pojawi się nowy wpis, bo cały przyszły tydzień jestem wyjątkowo zajęta na uczelni. Tyle tytułem wstępu i ogłoszeń.
Kosmos i zombie to zdecydowanie nie jest moje ulubione połączenie. Do tego stopnia, że gdyby nie był to "Doctor Who". to nigdy w życiu nie obejrzałabym nic łączącego te dwa elementy. A zombie to też nieodzowny sygnał tego, że kolejny odcinek jest w horrorowej stylistyce. Naprawdę bardzo się cieszyłam, że znalazłam chwilę przed zajęciami i nie przyszło mi do głowy oglądać "Oxygen" wieczorem.
A potem się okazuje, że ten cały element zombie to tylko przykrywka dla rozgrywania dramatów na poziomie czystko emocjonalnym. Przeskok poziomu uczuć pomiędzy tym a poprzednim odcinkiem jest przeogromny. "Doctor" ma epizodyczną fabułę, ale nie kojarzę, kiedy ostatnim razem miałam wrażenie, że dwa kolejne odcinki są od siebie tak oderwane. Ale to też może charakterystyka tego sezonu - Doctor powinien siedzieć na Ziemi a zwiewa od Nardola, kiedy tylko może i próbuje ratować, jeśli nie cały Wszechświat, to przynajmniej tych, którzy wzywali pomocy. Ten tęskniący do kosmosu i przygód Doctor, bardzo mi się podoba.
W samym odcinku jest sporo dziur i niedopowiedzeń w fabule, ale to nieważne, bo dramaty jakie się rozgrywają na linii Bill-Doctor, a których chyba nikt się nie spodziewał to wszystko przykrywają. Oprócz tego, że twórcy nie tyle przypominają, co straszą widzów regeneracją Doctora. Nieładnie i w sumie niepotrzebnie, ale gdyby tak naprawdę zregenerował się w połowie sezonu to by było zaskoczenie. Ale widz się denerwuje. I w sumie ma czemu, bo Doctorowi naprawdę przytrafiają się rzeczy, których się nie spodziewaliśmy. Jego skłonność do poświęceń zdecydowanie wzrosła, jego działania i pomysły, jak zawsze są skuteczne, a jednocześnie chyba gdzieś zapomina o konsekwencjach. To chyba z tej tęsknoty. A Nardole na niego krzyczy i słusznie.
Bill okazuje się straszną panikarą, na początku niepotrzebnie, ale odcinek nie zostawia dla niej zbyt wiele spokoju i jeśli w następnym nie zostanie ukazana jakaś jej zmiana, rozwój, albo nie nabawi się dystansu do Doctora, to będę rozczarowana i zwątpię w jej charakter.
Zombie koniec końców nie okazali się aż tacy straszni, motyw z tlenem też nieszczególnie, a próba pokazania kapitalizmu z którejś tam strony, to wszystko okazało się w odcinku nieważne. I nudnawe. Co prawda mniej niż historia z odcinka poprzedniego, ale jednak. Ale dość często podkreślam, że zwykle dużo bardziej interesują mnie relacje między postaciami, więc jeśli w moim odczuciu, w odcinku wysunęły się na pierwszy plan to cała reszta stanowi dla nich tylko tło.
Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka. Zapowiedzi wyglądały na tyle kusząco, że nawet zerknęłam do materiałów promocyjnych, czego zwykle nie robię, i och Missy! Wątpię, czy to ona siedzi zamknięta w tajnym pomieszczeniu w Tardis, to chyba raczej Mistrz, ale tak bardzo chcę się dowiedzieć, co ona kombinuje.
Trzymajcie się, M
Zombie i kosmos ? Muszę przyznać że to niezwykle ciekawe połączenie :)
OdpowiedzUsuńDoktora Who oglądam od czasu do czasu jak trafie przypadkiem na któryś z odcinków w telewizji. Może kiedyś zabiorę się porządnie za ten serial, ale póki co boje się że za bardzo się wciągnę, a uczelnianych zobowiązań wciąż przybywa. Bardzo się cieszę że przesyłka dotarła. Życzę miłej lektury ;)
Co jak co, ale zombi i kosmosu to ja się nie spodziewałam :D
Usuń