Hello!
Rok z anime, rokiem z anime, ale przeczytałam cudną mangę i muszę podzielić się spostrzeżeniami. Inna sprawa, że gdyby nie anime, to po mangi na pewno bym nie sięgnęła.
A odpowiedzią na zadane w tytule pytanie jest:
Rok z anime, rokiem z anime, ale przeczytałam cudną mangę i muszę podzielić się spostrzeżeniami. Inna sprawa, że gdyby nie anime, to po mangi na pewno bym nie sięgnęła.
A odpowiedzią na zadane w tytule pytanie jest:
Bo nie dzieje się w liceum tylko w collegu, co oznacza, że bohaterowie mają po dwadzieścia lat. I cudownie jest zobaczyć, że oni też mogą zachowywać się jak postaci z anime o licealistach. Można się też pocieszyć, że twoja wielka, romantyczna historia jeszcze może się wydarzyć, bo nie wszystkie zdążyły rozkwitnąć w szkole średniej.
Największą siłą Mikoto jest to, że ciągle udaje jej się zaskakiwać chłopaka. Samą siebie, z resztą, też niektórymi czynami zaskakuje.
"Last Game" opowiada historię z perspektywy chłopaka. To się chyba raczej nie często zdarza w tym gatunku. Na dodatek Yanagi jest cudownym bohaterem, odznaczającym się wyjątkową wytrwałością, skoro to już dziesiąty rok od kiedy podąża za Mikoto. Plus Yanagi praktycznie na samym początku mangi oświadcza się Miko. Dwa razy. Ale ona zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy...
Nie żeby Mikoto była nieczuła, ale to, jak Yanagi za każdym razem, ogromnie cieszy się gdy Miko jest dla niego miła, to coś niesamowitego.
...Przez co przez większość mangi oboje uznają się za przyjaciół i oczywiście prowadzi to do typowych sytuacji. Na przykład: on ma kogoś kogo lubi, ja jestem przyjaciółką; ona postrzega mnie jako przyjaciela i Yanagi płacze. Jak na chłopaka płacze zaskakująco często, a ilość ekspresji jakie prezentuje na kartach mangi, jest naprawdę duża. Ktoś musi nadrabiać za Mikoto. A ona dość szybko uświadamia sobie, że Yanagi to dla niej zdecydowanie ktoś więcej niż przyjaciel. Aby jednak ostatecznie wyznać mu uczucia, musi być postawiona w sytuacji "nie docenisz, póki nie stracisz"
Mikoto jest bardzo ciekawą bohaterką. Nie rozumie konwenansów, myśli logicznie i bardzo dobrze się uczy, oprócz Yanagiego nie ma innych przyjaciół - do czasu dołączenia do klubu astronomicznego - nie potrafi czytać między wierszami i jest najgorsza w rozumieniu subtelności relacji damsko-męskich, dużo pracuje, a jej najważniejszym celem jest odciążenie mamy. Nie do końca jest to typowa nieporadna bohaterka, bardziej taka, której po prostu stan rzeczy nie przeszkadza. Łatwo ją polubić, a jeszcze łatwiej współczuć Yanagiemu, że ulokował w niej wszystkie swoje uczucia, bo biedactwo, nie miało z nią lekko. Bohater był w stosunku do niej bardziej nieporadny niż Mikoto w życiu. Oglądanie ich rozwijającej się relacji i delikatnych zmian, jakie zachodziły w obojgu pod wpływem uświadomionych i uświadamianych sobie w pełni uczuć, było niezwykle przyjemną przygodą.
Ponadto Mikoto pod pewnymi względami jest do mnie bardzo podobna, a czytając ostatnie rozdziały, gdy była na pierwszej prawdziwej randce z Yanagim, czułam się jak bym oglądała narysowaną siebie. Co prawda raczej na miejsce nie wybrałabym farmy, ale poza tym wszystko się zgadza. Niewątpliwie jednym z celów każdego twórcy jest, to aby czytelnik/widz mógł odnaleźć chociaż kilka swoich cech, w wykreowanych przez niego bohaterach.
Kreska, rysunki, kadry, postaci - wszystko jest śliczne. Jest to najładniejsza manga jaką czytałam (a czytałam 2 i pół, więc w sumie nie ma konkurencji). Najpiękniejsza wręcz. Delikatna, dopracowana i urocza.
Kolejnym plusem jest to, że pomimo schematów, utartych typów postaci, manga odznacza się oryginalnością, a po pewnym czasie, gdy minie już główna fala zachowań jak postaci z liceum, warstwa psychologiczna postaci staje się wyjątkowo prawdopodobna, a całość wypada bardzo naturalnie.
Przyjaciele i rodzina głównych bohaterów to także postaci bardzo charakterystyczne i ciekawe, ale, jak wypada, trzymają się z boku. Może oprócz Soumy, przez którego przez moment manga grozi byciem opowieścią o trójkącie, na szczęście, autorka dużo lepiej wykorzystuje ten wątek. Z drugiej strony, jedna z klubowych koleżanek bohaterów kocha się w Yanagim, ale zostaje zbyta jeszcze szybciej niż Souma. Jestem pewna, że wszyscy czytający, a także bohaterowie mangi, byli pewni, że Souma i wspomniana koleżanka skończą razem, ale do niczego takiego nie doszło.
Ostatni rozdział, ostatnie sceny są niezwykle wzruszające - ciągle odkrywam, że komiksy pod tym względem są nawet bardziej poruszające niż książki - dawno nie byłam tak szczęśliwa z zakończenia historii. I, choć jednocześnie nie mogłoby być bardziej satysfakcjonujące i idealne, to zdecydowanie chce się więcej. Z ogromną chęcią przeczytałabym o prawdziwym dorosłym życiu Yanagiego i Mikoto i dowiedziała się czy Souma i Momoka zaczną się spotykać, oraz zobaczyła ślub Shiori. Pozostaje jeszcze jedna kwestia - czemu to cudo nie ma jeszcze anime?! To idealny materiał!
LOVE, M
zazwyczaj manga i tego typu komiksy kojarzyły mi się z tematyką dosyć fantastyczną...miło byłoby więc napotkać w nich coś życiowego :) tą recenzją więc zachęciłaś mnie!
OdpowiedzUsuńDo mang nie zaglądam, ale dobrze że Ci się podobała.
OdpowiedzUsuń