Hello!
Jestem prostym człowiekiem - dajcie mi dramę z nadprzyrodzonymi elementami, a będę ją oglądała. A fakt, że występuje w niej Park Shin-hye tylko dodaje jej plusów.
Tylko jedno zastrzeżenie: nie wiem dlaczego, gdy zaczynałam oglądać tę dramę, byłam przekonana, że
to ma być bardziej romansowy tytuł, a nie do końca jest ona prowadzona w taki sposób - i z jakiegoś powodu oświeciło mnie dopiero po obejrzeniu całości (a obejrzałam ją na dwa razy). Więc duża część tego tekstu skupia się na tym, że The Judge from Hell nie jest romansem, choć wydawało mi się, że miała być.
The Judge from Hell jest dramą zupełnie nieodkrywczą i niezmieniającą życia, wręcz pewnie widziałam kilkanaście podobnych fabularnie seriali. Ale sprawdza się i działa w swoich przedstawionych ramach. I bywa to frustrujące, że nie ma tak nawet ułamka głębszej refleksji i wszystko jest widzowi pokazane, ale jednocześnie nie wchodzi to na terytorium podważania inteligencji widza - bo jest zorganizowane i pokazane w ramach tego, jak działa świat. I w kategorii podobnych dram, to na pewno jedna z lepszych.
Mogłoby się chcieć, aby Han Daon (nasz główny bohater policjant) miał więcej wątpliwości, czy Kang Bitna (nasza główna bohaterka, demon-sędzia w ciele ziemskiej sędzi) jest demonem czy nie, ale jego bardziej interesuje, czy rzeczywiście zabija osoby, którym wcześniej dała zbyt łagodny wyrok (zabija, bo to jej kara i warunek powrotu do piekła). A dla Kang Bitny Daon jest najbardziej interesującym człowiekiem dookoła, który w zależności od humoru ją irytuje, jej pomaga lub ogólnie i jej słowami - dostarcza jej rozrywki.
I tak jak w zasadzie podobały mi się wszystkie elementy tej dramy - a raczej ich wykonanie, bo elementy są powtarzalne - tak na myśl o tym, że pomiędzy głównymi bohaterami powinno rodzić się uczucie i tam jest jakiś wątek romantyczny, zgrzytałam zębami. I nie wiem, czy w tym przypadku wyjątkowo uwierało mnie to, że główna bohaterka jest iluśsetletnim demonem w cudzym ciele, czy fabularnie nie zostałam wystarczająco przekonana, że rozwój i zmiana jej uczuć jest szczerza. Przy czym nie chodzi o rolę Park Shin-hye i to, że ona aktorsko nie potrafiła tego przekazać, a raczej, że w emocjonalnej drodze jej postaci są wielkie dziury. Z perspektywy widać ten rozwój i widz może sobie wiele dopowiedzieć pomiędzy, ale na ekranie niekiedy wydaje się, że ma ona tylko 3 stany emocjonalne oraz ich włącznik oraz wyłącznik - ma to z jednej strony sens, bo jest demonem i ją samą zaskakuje odczuwanie uczuć, ale nie jestem pewna, czy widza powinno to zaskakiwać. Chociaż może to bardziej kwestia tego, że nasza główna bohaterka bardzo stara się być racjonalna (ale jest też mało błyskotliwa) - czasami naprawdę, a czasami na swój sposób. A być może to tylko ja oczekiwałam, że ta droga będzie bardziej rozbudowana - a jest (jak pisałam na początku) po prostu bardzo podobna do tysiąca innych dram (demony nie mogą czuć ludzkich emocji, a jak płaczą to koniec świata). Może napiszę to prościej - oglądając, mogłam łatwo uwierzyć w to, że Kang Bitna jest torturowana przez swoje ludzkie emocje i odruchy, ale naprawdę trudno było mi uwierzyć, że pomiędzy nią a Daonem rodzi się romantyczne uczucie. A drama nie jest subtelna i mówi wprost o współczuciu i miłości oraz o tym, aby postrzegać je w romantycznych kategoriach. W The Judge from Hell brakuje niuansów, ale znów wracam do tego samego punktu - nie różni się ona w tym zakresie od innych dram i trudno mieć jej to za złe. Przy czym faktem jest, że bohaterowie rzucają pewne proste i rozpoznawalne hasła tylko po to, aby porzucić ich eksplorowanie w kolejnym odcinku.
Nagrodę najmniej subtelnej, najbardziej irytującej i ogólnie najmniej ulubionej postaci zdobywa oczywiście Arong, czyli jedna z demonów towarzyszących naszej bohaterce. Reszta bohaterów drugoplanowych jest ciekawa, na szczęście nie mamy tutaj bohaterów zabawnych na siłę. Bohaterowie dookoła Daona nie je są aż tak rozbudowani, poza policjantką, która zajęła się nim, gdy był mały i miała niebagatelny wpływ na jego życie i karierę, natomiast towarzystwo dookoła Kang Bitny to różnorodna gromadka pomniejszych demonów oraz sąsiadów - na czele z wyjątkowo religijną właścicielką budynku, która razem z Mando, najbliższym Kang Bitnie demonem, tworzą ciekawe wątki równoległe dotyczące tego, czego można poszukiwać w religii i co tam znaleźć (lub nie).
Nasi główni bohaterowie nie do końca są pisani jak romantyczna para - czasami przez niemalże cały odcinek nie widzimy ich razem na ekranie więcej niż 10 minut, a nawet, gdy są - zajmują się dochodzeniami i kryminalistami. Fabuła się toczy, a uczucia bohaterów względem siebie schodzą na drugi - jeśli nie trzeci - plan. I prawdę napisawszy za część mojego postrzegania tej dramy (a dokładnie relacji pomiędzy naszymi głównymi bohaterami) może odpowiadać fakt, że dopiero po zobaczeniu całości, sprawdziłam, jak została ona przypisana gatunkowo: akcja, thriller, mroczna fantastyka. Nic o romansach i może dlatego to rodzenie się relacji między naszymi bohaterami jest przedstawione tak nieprzekonująco - bo fabularnie jest na czwartym planie. Zdecydowanie za pracą i wszystkim, co się z tym wiąże.
Istotne jest też to, że zgodnie z tytułem (oraz plakatami) The Judge from Hell zdecydowanie bardziej skupia się na głównej bohaterce, a mniej na bohaterze - nawet biorąc pod uwagę jego historię, rządzę zemsty oraz jego osobiste powiązania z mordercą stanowiącym ważną oś fabularną serialu. Naprawdę dużo ważniejsze są początkowo poszczególne sprawy kryminalne, a później sprawa mordercy J oraz sprawa Szatana niż to, co bohaterowie do siebie czują. Przy czym fakt, że bohaterka odczuwa ludzkie emocje jest istotny - ale wydaje się, że bardziej dla bohaterów drugoplanowych niż głównej osi fabularnej. Rozłożenie romantycznych akcentów przypomina trochę niektóre mangi dla dziewczyn - to znaczy pocałunek jest wisienką na torcie wieńczącą przygodę bohaterów. Tyle że zazwyczaj jest to szczęśliwy punkt kulminacyjny, a The Judge from Hell, to już w swoich założeniach smutna drama (a jej bohaterowie często bywają rozczarowani), więc i ten element ma gorzki posmak. Ale można też napisać, że prawdziwy emocjonalny punkt kulminacyjny tej dramy opiera się na pracy głównej bohaterki i zmianie swojego dotychczasowego sposobu postępowania.
I przy tych wszystkich rozkminach i zastrzeżeniach może się wydawać, że The Judge from Hell mi się nie podobało - ale to nie prawda. Podobało! I muszę też napisać, że to naprawdę, naprawdę dobrze i sprawnie zrealizowana drama, którą znakomicie się ogląda. Ale jedyną rzeczą, która ją wyróżnia na dłuższą metę to inna niż zazwyczaj i naprawdę świetnie zagrana rola Park Shin-hye. Naprawdę chciałabym, aby była to drama bardziej zapadająca w pamięć, ale zwyczajnie nie jest. To znakomity dodatek do filmografii Park Shin-hye i to będzie pamiętane, ale to wszystko. Przy czym nie odradzam oglądania, a wręcz zachęcam szczególnie jeśli dramy z demonami i aniołami to wasz typ serialu.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
PS Blog oraz Instagram są nominowane w plebiscycie Opowiem ci! Zachęcam do zostawienia swoich głosów - w wielu kategoriach można głosować na więcej niż jednego twórcę.
Pozdrawiam, M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3