piątek, 10 października 2025

W porównaniu i skojarzeniach - Tajwan. Herbatka na beczce prochu

 Hello!

Gdy dowiedziałam się, że Marcin Jacoby wydaje kolejną książkę w serii podróżniczo-krajoznawczej, kwestią czasu było, gdy ją przeczytam, bo że to zrobię - było pewne.

Tytuł: Tajwan. Herbatka na beczce prochu
Autor: Marcin Jacoby
Wydawnictwo: Muza

Wydaje mi się, że ze wszystkich trzech książek autora, które czytałam, ta jest najkrótsza:
Chiny bez makijażu mają 448 stron,
Korea Południowa. Republika żywiołów ma 400,
a Tajwan. Herbatka na beczce prochu ma 352 strony,
jest też najniżej oceniana na Lubimy Czytać, choć trzeba uczciwie przyznać, że tych ocen jest niewiele i są dość zbliżone (odpowiednio: 7,5; 7,3; 7,2). Ale coś jest na rzeczy, bo chociaż zasadniczo książka Tajwan. Herbatka na beczce prochu mi się podobała, to nie udało jej się wykrzesać we mnie tak samo ciepłych i entuzjastycznych uczuć, jak udało się to jej poprzedniczkom. Czego żałuję, bo książek o Tajwanie w Polsce jest niewiele (choć się to zmienia!). 

Momentami (choć raczej w początkowych rozdziałach) książka jest naprawdę gęsta od nazw własnych, obcych słów czy dat i przyznaję, że czasami musiałam czytać dany fragment lub akapit dwa razy, aby dobrze zrozumieć, co do czego się odnosi - co oznacza, że książka wymaga skupienia, aby nie przeczytać i nie zapomnieć od razu tego, co się właśnie przeczytało.  

Rozdziały książki mają kreatywne tytuły i nie od razu może być jasne, do czego się odnoszą, więc w prostszych terminach mamy tu po kolei opisane: geografię, religię, kuchnię, tożsamość i historię ludzi na wyspie, geopolitykę - to znaczy Chiny i USA a sprawa tajwańska oraz jak to wygląda z perspektywy samej wyspy, możliwość inwazji Chin, tajwańskie wojsko i nastawienie społeczeństwa (zabiorą manatki czy będą bronić wyspy?), demokrację i demokratyzację oraz scenę polityczną, mikroczipy. Na koniec mamy rozdział zatytułowany „Mój Tajwan”, w którym autor opisuje swoje doświadczenia z mieszkania tam na początku wieku (chociaż wspomnienia rozsiane są także po innych rozdziałach; znając poprzednie książki autora, wiedziałam, czego można się spodziewać w narracji, ale widziałam, że czytelnicy bywali zaskoczeni mocną obecnością autora w opowieści), następnie „Komentarze”, które są taką opisową bibliografią oraz zbiorem nazw własnych i informacji niepasujących do głównej narracji i prawdziwą bibliografię. W książce Tajwan. Herbatka na beczce prochu nie ma przypisów - jest ten rozdział komentarze, w którym znajdują się źródła. Wolałabym, aby były przypisy bibliograficzne, ale - z powodu pewnego zaufania do autora - lepszy taki zbiór źródeł niż żaden.

I tu mniej więcej kończy się część analityczna. To, co przeczytacie poniżej to w dużej części moje skojarzenia z tematem Tajwanu, które przywołała lektura tej książki. 

Ciekawe jest to, jak geopolityka oddziałuje na k-pop. Dla mnie wydarzeniem, które najbardziej kojarzy się z sytuacją geopolityczną Tajwanu, jest sytuacja z Tzuyu z Twice - i widać jest to doskonały przykład ilustrujący to zagadnienie, bo autor też o nim wspomina (Tzuyu urodziła się w Tainan i co ciekawe na angielskiej Wikipedii można wprost przeczytać is a Taiwanese singer; a chodziło o to, że w jednym z programów telewizyjnych pokazała się z tajwańską flagą, za co musiała później przepraszać i się tłumaczyć; kariera Twice w Chinach w zasadzie nie istnieje - a przynajmniej tak można wyczytać w komentarzach). Ogólnie ciekawe wydawałoby mi się badanie sprawdzające, jak przeciętny polski Kowalski (ale też Smith i osoby z innych krajów) postrzega Tajwan i czy w ogóle wie, że to nie jest państwo i co ma wspólnego z Chinami, bo mam wrażenie, że dla wielu ludzi Tajwan to po prostu Tajwan. Ale z drugiej strony autor opisuje swoje doświadczenia związane z kontaktami z politycznymi/dyplomatycznymi przedstawicielstwami Tajwanu i nie są one zbyt ciepłe. Jak autor pisze - prawdopodobnie z ostrożności. (Zrobiłam małe śledztwo i okazuje się, że jest więcej idoli z Tajwanu - ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu okazało się, że Shuhua pochodzi z wyspy, nie wiedziałam też, że YangYang także się tam urodził; z tego, co zauważyłam w wielu zespołach, które debiutowały w ostatnich dwóch-trzech latach jest kilkunastu idoli z Tajwanu; wydaje się jednak, że w większości wszyscy są ostrożni z mówieniem o Tajwanie).

W rozdziale, w którym autor opisuje scenę polityczną, wspomina o różnych dziełach kultury i ich powiązaniach z prawami kobiet i pomyślałam, że wspomnienie o „Raju pierwszej miłości Fan Si-Chi” bardzo by tu pasowało. A w sprawie tego, jak na Tajwanie wyglądają prawa osób LGBT - dosłownie dzień lub dwa przed tym, gdy czytałam dotyczący tego fragment, w internecie mignęło mi nagranie, że w pałacu prezydenckim została przyjęta przez prezydent Tsai Ing-wen drag queen, która wygrała „RuPaul's Drag Race” (było to w maju 2024). Prawa osób LBGT są jednym z aspektów, które bardzo różnicują Republikę Chińską od Chińskiej Republiki Ludowej i jedną z części konstytuującej się tożsamości.

Ciekawe wydało mi się, jak duży wpływ na najwyraźniej wszystko na Tajwanie ma biznes. I to nie tylko ten mikroczipowy (i chociaż jest interesujący, to ten właśnie rozdział był w całej książce najmniej fascynujący), ale ogólnie. A szczególnie - powiązania, czy raczej wprost - działania, tajwańskiego biznesu na kontynencie (to znaczy w Chinach). Czytając fragmenty dotyczące biznesu i przemysłu, można odnieść wrażenie, że niektórym połączenie Chin i Tajwanu nie zrobiłoby różnicy, a jednocześnie największa firma mikroczipowa ma być swojego rodzaju linią obrony Tajwanu przed zewnętrznym zagrożeniem.

W narracji książki rzucały się w oczy liczne zestawienia Tajwanu z Koreą Południową i później okazało się, że Tajwańczycy sami chętnie porównują się z Republiką Korei (bez entuzjazmu w drugą stronę). Autor odnosi też niektóre wskaźniki do Polski. 

Z tego tekstu wychodzi trochę recenzja, trochę relacja, trochę zbiór tego, co mi kojarzy się z Tajwanem i mam jeszcze jedną taką uwagę. Autor na początku wieku poznał swoją żonę na Tajwanie, ale po zakończonym stypendium wrócił do Polski, a ona została na wyspie. Zakochani codziennie pisali do siebie listy i z tego, co zrozumiałam, listonosz codziennie jakiś list przynosił. Zastanawia mnie tylko jedno - z jakim opóźnieniem przychodziły te listy. Bo mogły przychodzić codziennie, a chyba nie było możliwości, aby list z Tajwanu do Polski (i odwrotnie) dotarł w ciągu jednego dnia. Zastanawia mnie to bardzo, bo wysyłam pocztówki w ramach postcrossingu i te na Tajwan idą zdecydowanie najdłużej (ok. 45-50 dni).

Czy polecam książkę Tajwan. Herbatka na beczce prochu - tak. W zasadzie nie ma się w niej do czego naprawdę przyczepić. Czyta się ją dobrze, jest ciekawa i naprawdę jej największym problemem jest to, że w dwóch poprzednich autorowi udało się jednak o wiele lepiej przekazać komponent emocjonalny opowieści o danym kraju i wypada nieco słabiej w porównaniu.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3