Kolejne anime obejrzane z polecenia brata i bardzo kwalifikujące się do grupy, o której pisałam tutaj.
"Guilty Crown"
Historia ta ma miejsce w Tokio w roku 2039. Po wybuchu epidemii
nieznanego wirusa zwanego „Stracone Święta” w 2029, Japonia znalazła się
pod kontrolą międzynarodowej organizacji zwanej GHQ. Shu Ohma, to
17-latek licealista, który przez przypadek zdobył nietypową moc w swej
prawej dłoni – może użyć tzw. „Zdolności Króla”, by wydobyć Voidy,
przeróżne narzędzia czy broń z ciała swoich przyjaciół. Zawsze unikał
przysparzania innym problemów, jednak jego życie się zmienia, kiedy
spotyka Inori Yuzurihe, dziewczynę należącą do partyzanckiej grupy oporu
o nazwie „Undertaker” (grabarz). Całość fabuły skupia się wokół walki
przeciwko brutalnemu reżimowi i odkrywania pochodzenia oraz możliwości
nabytej przez Oumę mocy. (shinden.pl)
W życiu nie ma przypadków, w anime tym bardziej, więc nie dajcie się zwieść. Fabuła jest bardzo grubymi nićmi szyta, brak jakichkolwiek wyjaśnień to norma, motywacje bohaterów, jeśli są, to na poziomie dziesięciolatków, naciągane to tak, że ledwo nie pęknie. Nadrabia oczywiście graniem na emocjach i to na naprawdę bezczelnym poziomie. Nie wiemy, po co i dlaczego bohaterowie walczą, ale wiemy kto kogo kocha od pierwszego odcinka. Najgorsze jest chyba to, że widać, iż historia ma potencjał, tylko nawet z rozwiązań tych ciekawszych zagadek i tajemnic potem nic nie wynika.
Ale jeśli przymknie się oko na wszelkie nieścisłości i niedoskonałości, i spróbuje się przekonać do świata przedstawionego, to oglądanie "Gulity Crown" nie jest jakoś szczególnie bolesne. I, ponieważ nie wiadomo, w którą stronę skręci fabuła, czasami bywa nawet intrygujące. Ale pewnym momencie oglądasz kolejne odcinki z rozpędu, po to, aby dobrnąć do końca. Zakończenie nie jest takie najgorsze i, gdyby nie pewne wydarzenie z połowy anime, które uniemożliwiło idealny finał, mogłoby mi się nawet bardziej podobać.
On nie jest dobrą postacią, on jest postacią tragiczną.
"Sword Art Online"
Zaraz po pierwszym dniu spędzonym na przygodach w świecie Sword Art,
Kirito (taki nickname przybiera Kazuto) odkrywa błąd w systemie gry -
nie da się z niej wylogować. W celu ukończenia gry, które to umożliwi
wreszcie jej opuszczenie, wybiera drogę samotnego wojownika, by zdobywać
kolejne kondygnacje stupiętrowego, dryfującego w przestrzeni zamku
Aincrad. W drodze na szczyt w pojedynkę walczy z potworami i pokonuje
wszystkie przeciwności losu. Pewnego dnia jednak zostaje zmuszony przez
Asunę, mistrzynię rapiera, do zawiązania z nią drużyny. To spotkanie
okaże się brzemienne w skutki i wciągnie Kirito w wir nieprzewidzianych
zdarzeń. (shinden.pl)
To anime pokochałam od 2 odcinka, momentalnie skradło moje serce, jest urocze, ale nieprzesłodzone, dość przewidywalne, choć czasami zaskakuje.
Do 15 odcinka. Bo po zmianie openingu i zobaczeniu klipu, zaniepokoiłam się tym co w nim pokazano i co mogłoby z tego wynikać. Miałam nawet pomysł zaprzestania oglądania, ale skoro zaczęłam to skończę. I dobrze zrobiłam. Chociaż pierwsza część sezonu jest zdecydowanie lepsza od drugiej, w której dość niespodziewanie z odcinka na odcinek robi się poważniej, a ostatnie 2 czy 3 odcinki absolutnie nie są do oglądania przez dzieci. Wcześniej, chociaż anime ma ograniczenie wiekowe 13+, myślałam, że dla młodszych dzieci też się nadaje, ale jednak niekoniecznie.
SAO oficjalnie trafia na listę moich ukochanych anime (a konkretniej pierwsza połowa, pierwszego sezonu). Rzeczą, do której można się przyczepić jest fakt, że anime sprawia wrażenie, że nasz bohater będzie w pierwszej linii na froncie i na tym będzie się skupiało. Otóż nic bardziej mylnego, oglądamy przygody Kirito na jakiś niższych poziomach, gdy pomaga innym postaciom bądź rozwiązuje jakieś sprawy z Asuną, natomiast o tym, że oni faktycznie byli na froncie i walczyli o przejście na kolejny poziom latającego zamku, dowiadujemy się z rozmów, które prowadzą.
Warto jednak zaznaczyć, że świetnie sobie zdaję sprawę z jego niedociągnięć, urwanych wątków, nielogiczności, ale nadrabia cudnymi postaciami. Których kreacja nie jest szczególnie wybitna, raczej dość schematyczna i prosta, ale nie mogę wyjść z zachwytów nad nimi. Kirito i Asuna kocham, uwielbiam.
Kazuto Kirigaya, znany jako Kirito, powraca w nowej serii SAO. Tym razem
nie wpakował się w kłopoty, ani nikt z jego przyjaciół nie został
uwięziony w żadnej grze, tylko przyjął rządowe zlecenie pomocy w
rozwiązaniu zagadki śmierci graczy Gun Gale Online. Pojawił się w niej
ubrany na czarno gracz, który po strzeleniu do ludzi w grze, zabijał
graczy przebywających w prawdziwym świecie. Coś takiego jest możliwe?
Pocisk Widmo może przejść po światłowodach, potem po kablach i
zmaterializować się w prawdziwym świecie? Kirito w to wątpi, więc
postanawia przyjąć zlecenie Kikouki. Czas mu sprzyja, bo w GGO akurat
rozpoczyna się turniej Bullet of Bullets, mający wyłonić najlepszego
gracza w grze. (shinden.pl)
Problemem mógł być drugi sezon. Nie słyszałam o nim ani jednego dobrego słowa. Podobnie jak pierwszy, nie jest jednolity i mógłby być spokojnie podzielony na mniejsze sezony. Pierwsza część dotyczy tego co wynika z powyższego opisu. Zmienianie konwencji gry mogłoby mi się nawet spodobać, ale SAO urzekło mnie swoją lekkością, a niestety już od końcówki pierwszego sezonu gdzieś ją gubi i staje się niepotrzebnie poważne i traktuje się strasznie serio.
Ale potem są chyba 3 odcinki o jednej przygodzie, związanej z mitologią nordycką i legendami arturiańskimi, było to całkiem zabawne.
W drugim sezonie Kirito ma długie włosy. Nie mogłam się powstrzymać.
Natomiast trzecia część zmienia głównego bohatera i dostajemy odcinki o Asunie. I dopiero przy tej części zauważyłam jedną irytującą rzecz: mianowicie w pierwszej części pierwszego sezonu Kirito jest głównym bohaterem i jest z nim także Asuna. W drugiej jest Kirito i Leafa; w drugim sezonie Kirito i Sinon; potem przez moment zasadniczo wszyscy są razem; a potem dla odmiany właśnie Asuna i Yuuuki. Nie rozumiem tego, pomijając fakt, że jestem fanką Kirito i Asuny jako pary i jest ich razem zdecydowanie za mało, to tak naprawdę wszystkich razem jest za mało. Nie podoba mi się takie dzielenie i budowa tej opowieści. Obejrzyjcie pół pierwszego sezonu - potem możecie dać sobie spokój.
Trzymajcie się, M
O SAO slyszalam i mam w planach obejrzec. :)
OdpowiedzUsuńI kolejne do obejrzenia... bosz...dziewczyno, kiedy ty masz na to czas?:D
OdpowiedzUsuńW weekendy ^^
UsuńTakie anime nie dla mnie. Jak mój brat był młodszy, to od TV na siłę go odciągaliśmy :)
UsuńLubię postapokalipstyczne tematy :)
OdpowiedzUsuńMoże się kiedyś skuszę na jakieś anime :)
OdpowiedzUsuń