Hello!
Studiowanie dwóch kierunków bywa całkiem praktyczne, na przykład zamiast jednego mam dwa wpisy. Ale poza tym jest dość męczące, tak fizycznie (zajęcia od 8 do 20, na szczęście tylko czasami) jak i psychicznie (tyle ludzi, tylu wykładowców), ale nie masz za bardzo czasu aby się nad tym zastanawiać, bo oprócz tygodnia, soboty spędzasz w bibliotece i przypominasz sobie jak dużo czasu zabiera nauczenie się czegoś. Aby obejrzeć serial wstajesz pół godziny wcześniej niż zwykle, a o czytaniu książek, które nie są na zajęcia, możesz pomarzyć. Podobnie jak o chorowaniu i innych ekstrawagancjach, bo nieobecności to twój najcenniejszy skarb i nie można tanio ich przehandlować.
Cały czas zastanawiam się, jakim cudem miałam czas na pisanie tutaj. Poza tym zeszłoroczna jesień minęła mi tak szybko jak żadna poprzednia. Ze styczniem było trochę inaczej - na polskim w sesji miałam jeden egzamin, wszystkie inne zaliczenia był rozłożone na praktycznie cały miesiąc.W każdym razie semestr uciekł mi nad wyraz szybko. I chociaż bywa ciężko za nic nie chciałabym wrócić do czasu, gdy studiowałam tylko zarządzanie instytucjami artystycznymi.
Oprawa redakcyjna i estetyka książki. W skrócie edytorstwo. Dostawaliśmy kartkę A4 z tekstem książki i zastanawialiśmy się jak zrobić tak, aby była albo jeszcze lepsza, albo po prostu dobra. Specjalnie na te zajęcia czytałam (ba, kupiłam) słownik, bo podstawą jest wyłapywanie literówek i błędów interpunkcyjnych.
Historia książki i instytucji wydawniczych. Wykład i niestety jak to wykład był średnio interesujący. Nawet dla kogoś kto lubi historię.
Język łaciński. Moja zmora, jedyne zajęcia na obu kierunkach, na które musiałam się naprawdę uczyć. Ale nauka była skuteczna, bo oceny z kolokwiów miałam dobre. To nic, że było tak wiele materiału, tak mało czasu i tak źle się tego uczyło, że nie ma szans, abym coś z tych zajęć pamiętała.
Kultura antyczna. Wykład o starożytnej Grecji i starożytnym Rzymie. 4 raz w cyklu nauki, gdy te tematy są poruszane. Z czego raz w zakresie rozszerzonym. Nauka na egzamin była intensywna, ale przyjemna, bo starożytność, to jeden z najfajniejszych okresów historycznych.
Wstęp do wiedzy o współczesnym języku polskim. Brzmi przerażająco i trochę takie było. Ale w tym wypadku teoria jest straszniejsza niż praktyka. A praktyka obejmuje 4 rodzaje ćwiczeń, pierwsze to:
Fonetyka z fonologią. Ciekawostka: miałam 3 semestry fonetyki angielskiej i tylko jeden polskiej. Było trochę nauki na pamięć, ale z czasem można było nawet zrozumieć zachodzące procesy. Mieliśmy też świetną prowadzącą więc zajęcia były całkiem przyjemne.
Wiedza o kulturze. Czytanie i omawianie tekstów poruszających zagadnienia od żałoby do zabawy i wiele innych. Na zajęcia musieliśmy też przeczytać "Ponowoczesność jako źródło cierpień" i w końcu wiem, co ta ponowoczesność oznacza, bo pojęcie przewija na studiach już od pierwszego roku ZIA. Ogólnie polecam, fascynująca książka.
Literatura powszechna do XVIII wieku. Wykład to przebieżka, po najważniejszych twórcach z najważniejszych krajów od starożytności do XVIII wieku. Ćwiczenia. To czytanie i omawianie tekstów, chociaż głównie mówił prowadzący. Podobnie jak w przypadku WOKu zajęcia mocno motywowały do czytania, a teksty były bardzo ciekawie i różnorodnie dobrane.
Historia myśli humanistycznej. Czytaj: filozofia. Od presokratyków do Arystotelesa póki co.
Literatura najnowsza. Omawianie wierszyków, bardzo luźne ciekawe zajęcia, dyskusje czasami podążały w bardzo ciekawych kierunkach.
Poetyka. Najciekawsze, moje ulubione zajęcia na całych studiach. I nie jest to tylko moja opinia, a całej grupy. Zasługą tego stanu rzeczy był nasz prowadzący, który był prowadzącym idealnym. Wyrozumiałym, mądrym, umiejącym uczyć. Wychodziliśmy z zajęć i wiedzieliśmy, co na nich było. Gdy okazało się, że profesor bierze urlop naukowy, aby skończyć książkę, to prawie płakaliśmy i powiedzieliśmy, że pomożemy dokończyć książkę, byle dalej miał z nami zajęcia.
Literatura staropolska. Kochanowski, Kochanowski, Kochanowski. Wykłady co dwa tygodnie, o ludziach i świecie sprzed mniej więcej 500 lat. Nagle można odkryć, że te wszystkie utwory omawiane w pierwszej klasie liceum, mają dużo więcej sensu niż się wydaje .Ćwiczenia. Dokładne omawianie wybranych pojedynczych utworów, względnie cykli, tzn. Kochanowski plus sonety Sępa Szarzyńskiego. Niewiele, ale miałam te zajęcia w piątki, przez stylistyce wyjaśniam dlaczego to ważne. ALE z literaturą staropolską jest taki myk, że na koniec roku jest z niej ustny egzamin. Aby móc do niego podjeść, z kolokwium z lektur należy mieć przynajmniej 51%. Jest ono podzielone na dwie części - jedną pisze się po pierwszym, drugą po drugim semestrze. Lektur jest 27 (jeśli dobrze pamiętam) plus podręczniki w liczbie 3. Na pierwsze koło obowiązuje 13 książek, tzn. wstęp + treść. Jest to przytłaczające i przerażające, ale do ogarnięcia.
Stylistyka. Trochę jak edytorstwo, tylko mniej. Zajęcia wypadały nam w piątki, a wypadały ma tu podwójne znaczenie, ponieważ piątków w semestrze było wyjątkowo mało, a same zajęcia były co 2 tygodnie więc wypadały.
Pozdrawiam, M
Ja też miałam fonetykę i fonologię, tylko że po niemiecku i angielsku :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciekawe zajęcia, szczególnie że moja wykładowczyni bardzo dobrze to prowadziła :)
Ale masz naprawdę ciekawe przedmioty :D
Ja u siebie najbardziej nie lubię gramatyki opisowej języka polskiego.
Proszę, dwa kierunki i zbytnio nie narzekasz. Fajnie! ;D
OdpowiedzUsuńKilka przedmiotów perełek bym sobie z chęcią przyjął, na przykład Kulturę antyczną czy Historię myśli humanistycznej. Dobrze, że starcza Ci czasu na bloga. Dużo Twoich koleżanek i kolegów ma swoje kąciki w sieci? ;>
Nie, nie sądzę, albo nic mi o tym nie wiadomo :>
Usuń