poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Katastrofa, czyli druga część recenzji książki Pilot ci tego nie powie

Hello!
Dziś kontynuujemy rozpoczętą w sobotę analizę książki Pilot ci tego nie powie - Nieudane podejście do lądowania, czyli pierwsza część recenzji książki Pilot ci tego nie powie.


książka, pilot ci tego nie powie


Tytuł: Pilot ci tego nie powie

Cockpit confidential

Autor: Patrick Smith

Tłumacz: Jolanta Sawicka

Wydawnictwo: MUZA, 2019


Zaskoczenie dziewiąte. Jak wspominałam ta książka to zakamuflowana biografia autora, ale nie wspominałam, że autor sam sobie nie wystawia zbyt dobrego świadectwa. Po pierwsze, czasami czytelnik się zastanawia, czy aby na pewno autor jest doświadczonym pilotem. Po drugie, on naprawdę daje powody, aby nie wierzyć w jego wiedzę. Po trzecie, jest różnica pomiędzy stwierdzeniem: nie musisz być świetny z matematyki, aby zostać pilotem a stwierdzeniem: miałem dwóję z matematyki, a mój kalkulator, który wykorzystuję w pracy, okleiłem neonowymi naklejkami, aby go przypadkiem nie zapomnieć! Po czwarte, dzięki tłumaczce dostajemy ładne wyjaśnienie, że Taj Mahal nie jest pałacem i wcale nie znajduje się w Radżasthanie - w przeciwieństwie do tego, co twierdzi autor.

Dziesięć. Ta książka zamiast do księgarni powinna trafić do przedstawicieli wszystkich linii lotniczych w Stanach, bo tak naprawdę jest instrukcją obsługi, jak uleczyć amerykańskie lotnictwo - zaczynając od przebudowy lotnisk i kontroli naziemnej do zmienienia instrukcji bezpieczeństwa.
Autor tej książki, przecież pilot, nie ma na rzeczy, o których napisał żadnego wpływu, a jaki mają mieć ludzie czytający tę książkę? Zamiast opisywać jaka to instrukcja bezpieczeństwa jest nudna, a próby zwrócenia na nią uwagi poprzez zapraszanie celebrytów do prezentacji są bezsensu, może powinien był ją po prostu opisać, a nie na nią narzekać.

Albo to samo z listą udogodnień, które powinno się wprowadzić do kabin klasy ekonomicznej - czy to, że je wymienił coś zmienia? Komuś będzie latało się przyjemniej, gdy będzie wiedział, co mogłoby być zrobione, ale pewnie nigdy nie zostanie? Nie, tak samo jak nie jest przyjemne czytanie o tym.

To nie zaskoczenie, ale niefortunne sformułowanie "pozytywna weryfikacja pod kątem działalności terrorystycznej", które zostało użyte w dokładnie odwrotnym znaczeniu niż sugeruje.

11. Nie przestawała mnie zaskakiwać niewiedza autora jak działają media. Narzekanie na to, że szukają sensacji i wyolbrzymiają wszystkie sprawy, a już najbardziej te, które dotyczą samolotów. Żyjemy w czasach dwudziestoczterogodzinnych informacji, jeśli można chociaż jedną z nich wypełnić tym, że samolot lądował w jakiś szczególnych okolicznościach to się to robi. A narzekania autora w książce nie przyczynią się do tego, że media przestaną być mediami.

Zaskoczenie dwunaste i uwaga! pozytywne. Fragmenty rozdziału Wracamy na ziemię, dokładnie od strony 279, gdzie można poczytać o bezpieczeństwie, niebezpieczeństwach i katastrofach są naprawdę nie tragiczne w odbiorze, głównie za sprawą tego że autor nie dodaje w nich wielu uwag od siebie i chyba poczuł, że nie może tu za bardzo żartować. 

Niezaskoczenie 13. W tym momencie już tylko i wyłącznie zabawne i wydaje mi się też, że tłumaczka miała nieco dość ignorancji autora, bo sama zwróciła uwagę, że Patrick Smith w akapicie, w którym miał wybrać i przyjrzeć się wybranemu logu i barwom linii lotniczej z Europy bądź Azji jako pierwsze do analizy wybiera... barwy EgyptAir. 

To nie zaskoczenie, to moje skrzywienie, ale w zdaniu: 

"Co gorsza, British Airways wiecznie kojarzy mi się teraz z filmami przedstawiającymi tłumy na stadionach Korei Północnej formujące się w podobizny Dżucze." (str. 377)



jest błąd. Dżucze to ideologia i nie wiem, jak tłumy miałyby się w nią formować. Wydaje mi się, że autorowi pomyliło się, czy też bardziej skojarzyło, włoskie duce. A ktoś po drodze nie sprawdził i wyszły podobizny dżucze. Chyba, że tłumy formowałyby się w Wieżę Idei Dżucze, ale chyba nie o to chodziło. 

14. W dwóch ostatnich rozdziałach następuje jakiś cud, którego nie umiem wyjaśnić i tę książkę zaczyna dać się czytać bez zgrzytania zębami i przerywania czytania co dwie strony (oraz bez chęci rzucania nią, schowania w najgłębszą szufladę i udawania, że nie istnieje). Ale nie zaciera to w najmniejszym stopniu fatalnego wrażenia, jakie robią wcześniejsze rozdziały. Ostatni rozdział dotyczy linii lotniczych głównie barw oraz sloganów reklamowych.


Koniec. Zdecydowanie potrzebuję przerwy i czegoś lekkiego do obejrzenia, aby odpocząć od tej książki.

Pozdrawiam, M

1 komentarz:

  1. Podtrzymując swoje stanowisko odnośnie do tej książki. Nadal podziękuję. 😊

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3